- W empik go
Templariusze. Rycerze którzy stworzyli Brytanię - ebook
Templariusze. Rycerze którzy stworzyli Brytanię - ebook
Templariusze od lat cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem, lecz nie jako zakon powołany do ochrony pielgrzymów w Ziemi Świętej. Są postrzegani głównie przez pryzmat swojego spektakularnego upadku i legend, jako strażnicy Świętego Graala, domniemani heretycy, a nawet sataniści.
Steve Tibble postanawia zmienić to niemające wiele wspólnego z prawdą spojrzenie. Pokazuje, że templariusze mimo udziału w licznych bitwach w Ziemi Świętej byli prawdziwymi orędownikami pokoju; że wywierali wpływ na politykę królów, tworzyli nowatorski system finansowy i pośredniczyli w zawieraniu międzynarodowych traktatów pokojowych przede wszystkim po to, aby zapewnić łatwiejszy transfer ludzi, pieniędzy i towarów na Wschód.
Opisując rozwój zakonu pod rządami Henryka I aż do jego brutalnego unicestwienia, Tibble dowodzi, że templariusze odegrali kluczową rolę w rozwoju wczesnego państwa angielskiego. Snując fascynującą opowieść i rzucając wyzwanie utartym schematom, odsłania prawdziwe dziedzictwo brytyjskich templariuszy i wyjaśnia, jak wiele owi średniowieczni rycerze-zakonnicy uczynili dla ukształtowania się współczesnej Wielkiej Brytanii.
Dr Steve Tibble ukończył Jesus College w Cambridge i obronił doktorat z polityki wewnętrznej państw krzyżowców na Uniwersytecie Londyńskim. Jest honorowym pracownikiem naukowym w Royal Holloway College na tymże uniwersytecie oraz autorem artykułów i książek poświęconych tematyce krucjatowej, m.in. The Crusader Strategy, The Crusader Armies, Crusader Criminals: The Knights Who Went Rogue in the Holy Land.
Spis treści
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367276832 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1. Plan Jerozolimy, ok. 1200. Haga, Koninklijke Bibliotheek, 76 F 5. KB, Biblioteka Narodowa Holandii.
2. Bitwa pod Rogami Hittinu, 1187, _Chronica Majora_ I, f.140r autorstwa Mateusza z Paryża. Cambridge, Corpus Christi College, MS 026.
3. Kult diabła w Yorku, 1310, miniatura nieznanego artysty, połowa XV wieku.
4. Baldwin II przekazujący Świątynię Salomona Hugonowi de Payens i Godfrydowi de Saint-Omer, z _Historii krucjat_ autorstwa Wilhelma z Tyru, francuskie tłumaczenie w XXII księgach. Bibliothèque nationale de France, Département des Manuscrits Français 9081.
5. Król Stefan w bitwie pod Lincoln, z _Historia Anglorum_ autorstwa Henryka z Huntingdon, XII wiek. British Library, Arundel 48, f.168v.
6. Cesarzowa Matylda, z _Księgi Dobroczyńców Opactwa St Albans_, ok. 1380, British Library, Cotton Nero D. VII, f.7. © British Library Board. All Rights Reserved / Bridgeman Images.
7. Komandoria Bisham, Berkshire, zdjęcie autorstwa Anthony’ego McCalluma. WyrdLight.com / CC BY-SA 3.0.
8. Komandoria Cressing, wnętrze stodoły jęczmiennej, 2019. Michael Coppins / CC BY-SA 4.0.
9. Komandoria Cressing, zewnętrze stodoły pszenicznej, 2019. Michael Coppins / CC BY-SA 4.0.
10. Wnętrze Nowej Świątyni, Londyn, 2014. David Iliff / CC BY-SA 3.0.
11. Nowa Świątynia, Londyn, 2014. Matthias Süßen / CC BY-SA 3.0.
12. Komandoria Garway, 2018. Richard Waller / CC BY-SA 4.0.
13. Relikwiarz Becketa, ok. 1180–1190. © Victoria and Albert Museum, Londyn.
14. Witraż przedstawiający zabójstwo Becketa, katedra w Canterbury, XIII wiek.
15. Miniatura w czterech fragmentach z portretami królów angielskich, z _Historia Anglorum_ autorstwa Mateusza z Paryża, 1250–1259. British Library, MS Royal 14 C. VII, f.9.
16. Bitwa pod Montgisard, z _Historii krucjat_ autorstwa Wilhelma z Tyru, VI, f.259. Limédia Galeries.
17. Bitwa pod Gisors, autorstwa Mahieta i Mistrza Mszału z Cambrai, _Les Grandes chroniques de France_, 1332–1350. British Library, Royal 16 G. VI, f.360.
18. Król Jan bez Ziemi polujący z psami na jelenia, XIV wiek. British Library, Cotton Claudius D. II, f.116. © British Library Board. All Rights Reserved / Bridgeman Images.
19. Upadek Château Gaillard i utrata Normandii, ok. 1330. Francja, Castres, Biblioteka Miejska, Ms. 3 f.259. BVMM / CC-BY-NC 3.0.
20. Grobowiec króla Jana, katedra w Worcester, 2014. Hugh Llewelyn / CC BY-SA 2.0.
21. Głowa Williama Marshala, 1. hrabiego Pembroke, w kościele Temple, Londyn, 2006. Kjetilbjørnsrud / CC BY-SA 3.0.
22. Denar Henryka III „długi krzyż”. The Portable Antiquities Scheme / The Trustees of the British Museum / CC BY-SA 3.0.
23. Komandoria Balsall, 2012. Oosoom / CC BY-SA 3.0.
24. Grobowiec Filipa d’Aubigny w Bazylice Grobu Świętego, 1925. American Colony (Jerusalem), Library of Congress Prints and Photographs Division Washington, D.C. 20540 USA, LC-DIG-matpc-08516.
25. Sedilia w opactwie westminsterskim, prawdopodobnie przedstawiająca króla Edwarda I. © Dean and Chapter of Westminster.
26. Edward I i Eleonora Kastylijska, z _Chronica Roffense_ (_Flores Historiarum made at Rochester_) autorstwa Mateusza z Paryża, wczesny XIV wiek, British Library, Cotton Nero D. II, f.179v. © British Library Board. All Rights Reserved / Bridgeman Images.
27. Komandoria Denney, 2004. Rob enwiki / CC BY-SA 3.0.
28. Aresztowania we Francji, Mistrz Wergiliusz i jego atelier, z _Chroniques de France ou de St Denis_, późny XIV wiek. British Library, MS Royal 20 C. VII, f.42v.
29. Śmierć Jakuba de Molaya, Mistrz Wergiliusz i jego atelier, z _Chroniques de France ou de St Denis_, późny XIV wiek. British Library, MS Royal 20 C. VII, f.48.
30. Kaplica Rosslyn, Szkocja, 2022. Anthonyrandell / CC BY-SA 4.0.
31. Wnętrze kaplicy Rosslyn, zdjęcie autorstwa J. Thomsona, 1860–1869. © Victoria and Albert Museum, Londyn.WSTĘP
Książek na temat templariuszy powstaje zdecydowanie zbyt wiele. Problem polega na tym, że większości z nich bliżej do fikcji niż do prawdy historycznej. A szkoda, bo dokonania braci rycerzy wydają się na tyle niezwykłe, że nie są im potrzebne żadne ubarwienia. Bez wątpienia obsesje kultury popularnej związanej ze Świętym Graalem, asasynami czy iluminatami bywają niezwykle interesujące i trudno im się oprzeć, jednak najlepiej nie wplatać ich w narrację stricte historyczną. Jako autor starałem się przywrócić tę równowagę i stworzyć bardziej kompleksowy obraz brytyjskich templariuszy.
Na szczęście wśród dostępnej literatury znajdziemy także mnóstwo rzetelnych opracowań, które wyrażają głos zdrowego rozsądku. Autorytetami w tej dziedzinie i zarazem orędownikami racjonalnego podejścia można określić dwóch autorów.
Pierwszym – a właściwie pierwszą z nich – jest wiodąca badaczka historii brytyjskich (oraz innych) templariuszy, profesor Helen Nicholson. Okazuje się ona niezwykle twórcza, a jej obszerne i bardzo poczytne opracowania oraz artykuły na ten temat bywają zarówno imponujące, jak i onieśmielające. Szczególnie istotny z punktu widzenia współczesnych badań jest fakt, że zredagowała ona i przetłumaczyła transkrypcje przesłuchań, odbywających się w Brytanii w ramach ostatecznego procesu templariuszy. Ta fascynująca dwutomowa praca daje wgląd w umysły osób niejednokrotnie przerażonych lub rozgoryczonych, a związanych z brytyjskimi templariuszami. Dokumenty te, w połączeniu ze znaczną liczbą artykułów naukowych, które ukazały się po wydaniu opracowania Helen Nicholson, dają nam niezwykły wgląd w ostatnie dni zakonu w Brytanii1.
Drugim z kolei jest profesor Malcolm Barber, autor dwóch niezwykle ważnych prac, które stały się punktem wyjścia dla wszelkich poważnych dyskusji na temat templariuszy – _The New Knighthood:_ _A_ _History of the Order of the Temple_ (1994) oraz _The Trial of the Templars_ (drugie wydanie z 2006 roku). Dzięki swojemu bezpretensjonalnemu i jednocześnie wyważonemu podejściu do badań nad historią średniowiecza Malcolm Barber stał się inspiracją dla kolejnych pokoleń uczonych. Wsparcie, jakiego zaznałem od niego podczas pisania niniejszej książki, a także jego pozornie proste wskazówki (zarówno na etapie pomysłu, jak i pisania pracy) w rezultacie okazały się bezcenne.
Niezwykle pomocnych i ważnych wskazówek udzielił mi również – w swoim skromnym i uroczym stylu – profesor Jonathan Harris. Jego miłe towarzystwo podczas lockdownu spowodowanego pandemią koronawirusa (oczywiście przy zachowaniu odpowiedniego dystansu) znacznie ułatwiło mi pracę nad niniejszą książką.
Muszę wspomnieć również o profesorze Peterze Edbury’m, który podzielił się ze mną swoją imponującą wiedzą na temat krucjat, dzięki czemu książka ta znacznie zyskała.
Ogromne wsparcie okazali mi także inni przyjaciele oraz akademiccy koledzy. Między innymi profesor Jonathan Philips, udzielając mi niezwykle cennych uwag. Z kolei dr Nick Hopkinson chętnie dzielił się swoją rozległą wiedzą na temat brytyjskiej historii i uchronił mnie przed popełnieniem wielu oczywistych błędów, zwłaszcza w zakresie instytucji finansowych w średniowiecznej Anglii. Dr James Doherty uprzejmie udzielił mi wskazówek w zakresie powiązań króla Stefana z ruchem krucjatowym, Ronan O’Reilly pomógł mi w kwestii irlandzkiego wątku w kontekście templariuszy w Brytanii, zaś nasz wspólny przyjaciel, Alessandro Scalone, okazał wsparcie przez bezcenne wskazówki z zakresu polityki papieskiej. Charles Masefield oraz Robert Mitchelmore, jako uważni czytelnicy, udzielili mi niezwykle istotnych uwag, wykraczających już poza samą tematykę badawczą.
Dr Faith Tibble jak zawsze okazała mi wsparcie i cierpliwość – prowadziła przez cały czas, pomagając odnaleźć drogę, ilekroć zaczynałem błądzić. I wreszcie – mam to ogromne szczęście, że książka ta była projektem wyczekiwanym przez wspaniałą Heather McCallum z Yale University Press, która wierzyła, że osiągnięcia templariuszy zasługują na znacznie większe uznanie. Bez niej nic z tego nie miałoby miejsca.
_Londyn_ _i_ _Hereford, 2023_I
BRYTYJSCY TEMPLARIUSZE
_Galilea, 4 lipca 1187 roku_
Wletnim skwarze unosił się zapach krwi i śmierci. Serca mężczyzn przenikał paraliżujący strach – wszyscy byli ogromnie spragnieni i wyczerpani. Ranni nie mieli już nawet siły ani woli życia, aby wołać o ratunek. Pośród zamętu dało się słyszeć dzikie jęki z bólu oraz ciche wołania: „Matko, matko!”. Czy w tej ostatniej godzinie uciekali się oni do własnych rodzicielek czy do Najświętszej Panienki – trudno powiedzieć1.
Wielu opuściło szeregi i zbiegło na pobliskie wzgórze. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że bitwa została przegrana, a każdy, kto żyw, pragnął się ratować.
– Nie pójdziemy do boju! – krzyczeli, gdy kazano im wrócić na pole bitwy. – Umieramy z pragnienia. Nie mamy sił, aby dalej walczyć2.
Większość koni padła: jedne od strzał, inne z pragnienia lub wyczerpania. Niedobitki templariuszy zwarły ponownie kruchy szyk i ramię w ramię ruszyły do ataku wraz ze szpitalnikami i ostatnimi krzyżowcami Królestwa Jerozolimskiego.
Niektórzy modlili się w duchu o siłę i odwagę. Większość pragnęła za wszelką cenę wypełnić swoją powinność i nie wyjść przed towarzyszami broni na tchórzy. Wymieniali między sobą wymowne, być może pożegnalne spojrzenia, mówiące więcej niż tysiąc słów. Nawet w obliczu tej trudnej próby bracia templariusze zaciekle rzucili się do walki, a ich słynna dyscyplina ponownie przysporzyła im chwały.
Niespełna dwustu ludzi ustawiło się w szyku przeciwko muzułmańskiej armii, liczącej ze trzydzieści tysięcy żołnierzy. Krzyżowcy wiedzieli, co ich czeka, lecz bez względu na cenę pragnęli zachować twarz. Bądź co bądź kawaleria templariuszy nie miała sobie równych na całym świecie.
Na kilka chwil w szeregach zapanowała zupełna cisza, a czas jakby się zatrzymał. Raptem, na znak chorągwi, niewielkie oddziały krzyżowców ruszyły do walki, zupełnie nie bacząc na grad muzułmańskich strzał. Wbrew wszystkiemu ta skazana na porażkę szarża była w stanie przyprawić wroga o ciarki. Al-Afdal, walczący u boku swojego ojca Saladyna, z żywym afektem opisał później tę scenę historykowi Ibn al-Asirowi:
Z impetem ruszyli do ataku i udało im się zepchnąć wojsko muzułmańskie na tyły. Spojrzałem na ojca, jego twarz była zafrasowana i blada Muzułmanie wznowili walkę, natarli i wspięli się na wzgórze. Kiedy spostrzegłem, że ścigani przez naszych wycofali się, zawołałem z radości: „Pokonaliśmy ich!”. Ale Frankowie znowu zaszarżowali jak za pierwszym razem i zmusili muzułmanów do odwrotu. Mój ojciec kazał im postąpić tak, jak poprzednio, i nasi znowu natarli na Franków i odparli ich na wzgórze. Znowu zawołałem: „Pokonaliśmy ich!”, ale mój ojciec zbeształ mnie i rzekł: „Zamilcz! Pokonamy ich dopiero, gdy upadnie tamten namiot ”.
Jednak sama odwaga nie wystarczała, żeby odnieść zwycięstwo nad tak liczebną armią. Templariusze i ich towarzysze broni tracili coraz więcej wojowników i koni. Chcąc zatrzymać wroga, naciągnęli liny namiotowe i przewrócili wozy – walczyli do upadłego, bez koni, na własnych nogach3.
Niestety frankijskich rycerzy czekał smutny los. Zmuszono ich do kapitulacji i wzięto do niewoli. Chociaż odwaga templariuszy wywarła ogromne wrażenie na muzułmanach, Saladyn postanowił, że zarówno oni, jak i ich towarzysze broni muszą umrzeć, ponieważ „stanowią śmiertelne zagrożenie jako najzacieklejsi wojowie ze wszystkich Franków”4.
Wszystkich jeńców bezwzględnie stracono.
_York, 1310 roku_
_Inne miejsce. Zupełnie inna opowieść._
Kiedy rektor kościoła w Crofton, nieopodal Wakefield, składał zeznania pod przysięgą, oświadczył, że słyszał (oczywiście od kogoś), iż pewien templariusz obcował z innymi rycerzami zakonu. Mało tego, ten sam brat zakonny i jego towarzysze mieli ponoć podeptać krzyż i na niego splunąć. Co jeszcze bardziej niewiarygodne, ten sam rycerz rzekomo wyznał, iż pewnego razu „pokazano mu pewien wizerunek przedstawiający cielca na czymś, co przypominało ołtarz i że kazano mu pocałować obraz i czcić go. I tako też uczynił”.
O dziwo, ktoś inny potwierdził te mało wiarygodne doniesienia. Jan z Nassington, rycerz z Yorku, przysiągł, że na własne uszy słyszał, jak templariusze zaprosili rycerzy i dostojników z Yorku na wielką rytualną ucztę do posiadłości w Hirst, gdzie rzekomo zebrało się „wielu braci tegoż zakonu, by odprawić kult cielca”. Zeznania innych świadków wyraźnie wskazywały na to, że ten satanistyczny rytuał polegał na całowaniu cielca w zad5.
Wydawałoby się, że te dwie narracje nie mają za wiele wspólnego. Brytyjscy templariusze oraz ich patroni walczyli i ginęli w Ziemi Świętej. Działania na rzecz ocalenia chrześcijańskich ziem na Bliskim Wschodzie były częściowo finansowane z brytyjskich funduszy, które zbierano, wysyłano i przechowywano dzięki pomocy templariuszy. Któż by się spodziewał, że bracia rycerze uskuteczniali, albo przynajmniej tak twierdzono, satanistyczne obrządki, tym samym sprzeniewierzając się wszystkiemu, za czym opowiadało się chrześcijaństwo. Jak do tego doszło, że niewielkie ugrupowanie walecznych i skrajnie ortodoksyjnych wojowników stało się ośrodkiem satanistycznego kultu? I jakim cudem, w przeciągu nieco ponad stu lat, brytyjscy templariusze z szanowanych krzyżowców stali się bohaterami teorii spiskowych?
Niniejsza książka jest opowieścią o tych niezwykłych rycerzach i ich niezwykłej podróży.
Na samym początku trzeba wyjaśnić, że istniały dwie, zupełnie różne grupy brytyjskich templariuszy. Do pierwszej należeli brytyjscy rycerze, którzy mieli zaszczytne, choć bardzo niebezpieczne zadanie, mianowicie brali udział w walkach na Bliskim Wschodzie i strzegli chrześcijańskich przyczółków. Ochotnicy ci dokonywali heroicznych czynów i wykazywali się nadludzką odwagą w obronie Ziemi Świętej. W tych coraz bardziej trudnych obowiązkach wspierali ich bracia z Wysp Brytyjskich, których rola nie była już tak spektakularna, aczkolwiek pozostawała nie mniej znacząca. Zadaniem tej drugiej grupy było zarządzanie majątkami ziemskimi, organizowanie wsparcia finansowego, a co najważniejsze, pozyskiwanie poparcia ze strony rządów Anglii i Szkocji. Należący do tej grupy templariusze wysyłali pieniądze oraz rekrutowali ochotników, aby wesprzeć działania wojenne na Bliskim Wschodzie i wykorzystywali swoje wpływy, by wspomóc ruch krucjatowy. Na Wschodzie templariusze byli wojownikami, a na Zachodzie farmerami, zarządcami i agitatorami. Obydwie grupy pełniły odmienne role, jednak przyświecał im wspólny cel. Moim zadaniem było znaleźć wspólny mianownik i pokazać doświadczenie jednej grupy w świetle doświadczeń tej drugiej – osiągnięcia wojskowe w kontekście rozwoju majątków ziemskich zakonu oraz heroiczne czyny braci rycerzy w kontekście zakulisowych działań prawników, dyplomatów i bankierów należących do zakonu, którzy doradzali możnowładcom i zabiegali o ich finansowe wsparcie.
Cele, przyświecające ich działaniom, na pozór mogą wydawać się rozbieżne, a jednak częstokroć były wzajemnie ze sobą powiązane. I tak, na przykład, nie ma sensu analizować kwestii takich, jak zarządzanie majątkami ziemskimi templariuszy czy ich transakcje finansowe bez pełnego zrozumienia celów, dla których były one przeprowadzane.
Templariusze mieli własne struktury organizacyjne i strategiczne cele w każdym państwie zachodniej Europy oraz na chrześcijańskich ziemiach na Bliskim Wschodzie. Gdziekolwiek działali, aktywnie angażowali się w lokalną politykę. To wszystko stanowiło jednak tylko środek do osiągnięcia znacznie ambitniejszego celu.
Przede wszystkim, niezależnie od lokalnych koneksji i wpływów, podlegali swojemu zwierzchnikowi – papieżowi, a ich nadrzędnym celem była walka w obronie granic chrześcijaństwa. Dychotomiczna natura zakonu polegała na tym, iż w swoich państwach goszczących miał on charakter „narodowy”, ale jego strategiczne cele były już „międzynarodowe”.
Dla przykładu, na Wyspach Brytyjskich oraz w prowincjach na Zachodzie, templariusze zajmowali się głównie dyplomacją oraz zbiórką funduszy. Sprawowali funkcje lokalnych zarządców i rzeczoznawców, skupiających się na gromadzeniu zasobów oraz zdobywaniu koneksji. Jednak rola templariuszy na Wschodzie polegała już na czymś zgoła innym. Bracia rycerze poświęcali się wojaczce jako ochotnicy w międzynarodowej armii, walcząc ramię w ramię z krzyżowcami z całej zachodniej Europy i skupiali się na kwestiach militarnych związanych z obroną Ziemi Świętej. Należy pamiętać, że templariusze stanowili przede wszystkim zakon rycerski. I wbrew różnym spiskowym teoriom wcale nie został on powołany, by strzec Świętego Graala, ani tym bardziej, by stworzyć globalny kult satanistyczny – również po to, by stanowić średniowieczny odpowiednik Clubu Méditerranée* dla żądnych przygód synów europejskiej szlachty. Zakon rzeczywiście miał charakter militarny. Templariusze stanowili poniekąd stałą armię zawodową, której przyświecała misja obrony Ziemi Świętej i okazali się także najlepszą instytucją do zbiórki środków finansowych z całej zachodniej Europy i wysyłania ich tam, gdzie były najbardziej potrzebne.
Był to również zakon religijny. Bracia byli katolickimi (lub „łacińskimi”) chrześcijanami, choć nie można ich nazwać intelektualistami ani teologami. Ich działalność skupiała się bardziej na sprawach doczesnych, zwłaszcza na walce o Lewant. Większość z nich nie znała łaciny, dlatego podczas nabożeństw mogli tylko biernie się przyglądać. Oczekiwano od nich za to, że będą żarliwie się modlić i w pełni oddadzą się służbie Bogu. Poza tym przysięgali posłuszeństwo i składali śluby czystości oraz ubóstwa. Modlitwy odmawiali o ustalonych porach (tzw. Godzinki) i codziennie uczestniczyli w nabożeństwach, modląc się za dusze swoich patronów oraz za swoich towarzyszy, którzy odeszli przed nimi6.
Ich życie i działalność łączyły w sobie skrajność: z jednej strony towarzyszył im pokojowy monastycyzm, a z drugiej brutalna działalność militarna.
W związku z tym jako autor starałem się ukazać templariuszy właśnie w kontekście tych skrajności. Gdyby napisać opracowanie wyłącznie o ich działalności na Wyspach Brytyjskich, pomijając holistyczne ujęcie, uzyskalibyśmy studium w głównej mierze skupiające się na zarządzaniu majątkami ziemskimi, zahaczając jedynie o aspekty administracyjno-prawne. Wówczas pominęlibyśmy ważne problemy, z którymi na co dzień musieli zmagać się templariusze oraz główne cele zakonu: konieczność obrony ziem chrześcijańskich, odzyskanych podczas wyjątkowo pomyślnej zbrojnej pielgrzymki w latach 1095–1096, znanej później jako pierwsza krucjata. Jak to zazwyczaj bywało w kwestii średniowiecznej strategii, dalekosiężne cele templariuszy pozostawały często niewypowiedziane (albo przynajmniej niezapisane). Przybliżając obraz templariuszy z perspektywy lokalnej, musiałem przez cały czas pamiętać o szerszym kontekście ich działalności.
Brytyjscy templariusze a narodowość
Próba pogodzenia perspektywy lokalnej z działalnością międzynarodową wymaga między innymi ponownego zastanowienia się nad tym, co oznacza nacjonalizm i tożsamość narodowa w kontekście średniowiecznym.
Należy sobie uświadomić, że średniowieczne poglądy na poczucie przynależności narodowej, etniczność i kulturę były diametralnie różne od tych, które wyznajemy dzisiaj. Oczywiście punktem odniesienia będą Wyspy Brytyjskie, gdyż przedstawiają one szczególnie użyteczny przykład tego, w jaki sposób należy rozumieć powyższe kwestie, a w jaki nie.
Łatwo zagubić się pośród pozornie podobnych pojęć czy ograniczeń. Istniało królestwo Anglii, które stanowiło dominującą militarną i polityczną siłę na Wyspach Brytyjskich. Istniało królestwo Szkocji ze szkockim królem i szkockimi mieszkańcami. I istniały również ziemie zwane Walią i Irlandią, naznaczone zmiennymi relacjami z sąsiadami, zwłaszcza z Anglikami. To wszystko brzmi bardzo znajomo.
Kiedy czytamy o angielskich templariuszach zdobywających ziemie w Walii lub (nawet na jeszcze większą skalę) w Irlandii, możemy ulec pokusie, by postrzegać te wydarzenia poprzez pryzmat „protokolonializmu”. A mając świadomość bliskich relacji templariuszy z angielską koroną w czasie wojen angielsko-szkockich, łatwo uznać, że w grę wchodziły tu dążenia poniekąd narodowościowe.
W istocie tego typu tezy, choć na pozór wydają się logiczne, są całkowicie błędne. Owszem, jak to zwykle bywa w świecie polityki, zawsze liczyła się gra o wpływy. Pozycją wyjściową templariuszy były sojusze z najbardziej wpływowymi graczami w prowincjach zakonu na Wyspach Brytyjskich – a dominującą potęgę stanowiła zazwyczaj angielska korona. Jednak miało to niewiele wspólnego z narodowością. Większość klas rządzących na terenie Wysp Brytyjskich w tamtym czasie była raczej anglonormańska, nie zaś „angielska”, „szkocka” czy „walijska”.
Anglonormanowie rządzący w Anglii należeli do najzamożniejszych i najpotężniejszych na Wyspach Brytyjskich, aczkolwiek możni i królowie Szkocji również w dużej mierze byli anglonormańscy pod względem języka, kultury i etniczności. Walczyli o interesy swoich (głównie anglonormańskich) przyjaciół i krewnych, a także o coś, co możemy nazwać anachronicznym poczuciem przynależności narodowej.
To samo miało miejsce w Walii i Irlandii – większość klas rządzących była anglonormańska poprzez więzy krwi i język. W tym przypadku linie podziału zawsze wydają się bardziej skomplikowane niż, dajmy na to, między tym, co „angielskie” kontra „szkockie” czy „irlandzkie”. Najlepszy przykład można znaleźć w samej strukturze zakonu. Ośrodki templariuszy w Irlandii czy Szkocji zostały podporządkowane większej prowincji w Anglii. Działali w nich komandorzy (lub mistrzowie), niemniej byli oni niemal wyłącznie „Anglikami” (albo raczej Anglonormanami) wybranymi lub uznanymi przez anglonormańskich braci działających w siedzibie prowincji zakonu w Londynie. Kiedy na przykład Walter Bachelor, mistrz templariuszy w Irlandii, został oskarżony o kradzież, kazano mu wrócić do Anglii i uwięziono go w Londynie. Stolica Apostolska zajmowała podobne stanowisko, traktując całą Brytanię jako jedną prowincję podległą komandorowi Anglii, „tak iż całość stanowiła jedną komandorię” 7.
Brytyjscy templariusze, gdziekolwiek by nie działali, nie byli ani Anglikami, ani ciemiężcami, przynajmniej nie w dzisiejszym rozumieniu tych pojęć. Nie można ich nazwać nawet obcokrajowcami, chyba że w ogólnym sensie, który odnosił się do większości (anglonormańskich) brytyjskich klas rządzących. Należeli natomiast do międzynarodowego zakonu, dążącego przede wszystkim do konsolidacji zasobów zwaśnionych wysp, aby wesprzeć obronę chrześcijańskich ziem na Bliskim Wschodzie. Wbrew wszystkim współczesnym teoriom spiskowym, jakie narosły wokół kwestii narodowościowych dotyczących templariuszy, zakon miał charakter międzynarodowy i spoglądał na Bliski Wschód z szerszej perspektywy, a nie skupiał się tylko na lokalnych sprawach.
Paradoksalnie, to właśnie dzięki działalności templariuszy Wyspy Brytyjskie stały się bardziej spokojne i produktywne, choć po prawdzie był to raczej skutek uboczny niż cel sam w sobie.
Templariusze zamierzali działać w obrębie wydajnych i stabilnych społeczności – mogących generować więcej zasobów na rzecz wsparcia państw krzyżowych. A najlepiej, gdyby na ich czele stali królowie i możnowładcy, którzy nie wahaliby się poprowadzić swoich armii do Ziemi Świętej. Dalekosiężnym skutkiem tego, jakże wielce międzynarodowego przedsięwzięcia templariuszy, stało się utworzenie bardziej nowoczesnych instrumentów władzy na poziomie prowincji. Oczywiście zakon miał w tym swoje własne interesy, ale często zbiegały się one z interesami na rzecz wzmocnienia i scentralizowania monarchii.
Nie był to jednak idealny świat. Koniec końców każdy, kto chciał okazać wsparcie Ziemi Świętej, musiał bazować na tym, co miał do dyspozycji. W większości templariusze funkcjonowali w zachodniej Europie w społeczeństwach o bardzo niskim poziomie komunikacji i produktywności, na czele których stały mniej lub bardziej rozproszone grupy elit: królowie, królowe, hrabiowie i rycerze. Każda jednostka, rodzina lub grupa próbowała zdobyć pozycję w obrębie własnych, podzielonych mikroświatów.
Chociaż mogło to być frustrujące, lokalne monarchie (dla brytyjskich templariuszy byli to królowie i królowe Anglii oraz Szkocji) zazwyczaj stawiały swoje interesy na pierwszym miejscu. W takiej sytuacji templariusze i ich papiescy zwierzchnicy dążyli do poprawy sytuacji, a nie do stanu idealnego, starając się wykorzystać jak najlepiej to, co zastali na miejscu. Zazwyczaj oznaczało to wspieranie danych władców oraz dbanie o _status quo_ już ustalonych struktur politycznych – templariusze instynktownie wyczuwali, że w tychże strukturach kryją się najlepsze możliwości, by zachować stabilność, a tylko dzięki stabilizacji można było pozyskać wsparcie wysyłane następnie na Wschód.
Bracia templariusze bez wątpienia byli kosmopolitami, którzy nieświadomie pomagali w tworzeniu innych nacji. Byli nie tylko zaprawionymi w boju wojownikami, ale również mnichami i wyznawcami wiary, teoretycznie zabraniającej przemocy. Jako żołnierze byli zdolni do najbardziej zaciekłych walk, a jednocześnie pomagali przy budowaniu administracji. Pogodzenie tych, jakże przeciwstawnych ról, musiało stanowić dla nich nie lada wyzwanie. I właśnie ta pełna paradoksów natura leżała u podstaw brytyjskich templariuszy. Śmiało też możemy przełożyć te cechy na potrzeby zrozumienia dzisiejszej polityki i kwestii narodowościowych, chociaż akurat templariusze w głębi serca pozostawali kosmopolitami.
Źródła
Teksty źródłowe dotyczące działalności brytyjskich templariuszy są spolaryzowane, tak samo jak ich rola w Europie i na Bliskim Wschodzie, a większość źródeł z samej Brytanii stanowią świadectwa związane z majątkami ziemskimi bądź oświadczenia majątkowe. Statuty brytyjskich templariuszy, wspominające o ich codziennych obowiązkach, są rzadkością. Wyjątek stanowią tu akta procesowe datowane na okres kasaty zakonu, począwszy od 1307 roku, dające niekiedy wgląd w życie codzienne braci rycerzy.
Biorąc pod uwagę wyjątkowy charakter procesu oraz specyfikę pytań, na które odpowiadali templariusze, informacje zawarte w tych świadectwach należy traktować ze szczególną ostrożnością. Wszystko, co powiedzieli pod przymusem, mogło zostać wykorzystane przeciwko nim. Zasadę ostrożności należy zachować zwłaszcza w przypadku francuskich źródeł dotyczących procesu templariuszy, gdyż we Francji tortury były czymś powszechnym. A zatem, jak widzimy, wynik przesłuchań zależał od poszczególnych systemów prawnych. Z przyczyn moralnych tortury wydają się rzecz jasna nie do przyjęcia, ale jeśli ktokolwiek miałby wątpliwości co do ich skuteczności w dochodzeniu prawdy, powinien przyjrzeć się procesowi templariuszy. Nawet najdzielniejsi mężowie powtarzali niezliczone kłamstwa, byleby tylko uniknąć bólu.
Główne źródła królewskie dotyczące angielskiej historii z tego okresu, czyli Pipe Rolls**, Liberate Rolls***, Close Rolls**** i tak dalej, są mniej przydatne, niż można by przypuszczać. Co prawda dają pewien wgląd w życie templariuszy, niemniej bardziej oscylują wokół wewnętrznych procesów administracji królewskiej.
Niezwykle przydatne źródło stanowi za to spis z 1185 roku zawierający listę posiadłości zakonu, zapoczątkowany przez Gotfryda Fitz Stephena, mistrza zakonu w Anglii. Składa się ono z serii dokumentów, które rzucają światło na przywileje i posiadłości, jakie pod koniec XII wieku zakon posiadał w Anglii. Uzupełniają go takie dokumenty, jak: _Cartulaire général de l’Ordre du Temple_ (Kartularz Ogólny Zakonu Templariuszy), zawierający listę wielu nadań ziemskich templariuszy w Anglii, a także akta szpitalników, którzy przejęli masę dóbr po kasacie zakonu templariuszy8.
Problem wydaje się zupełnie odmienny, jeśli chodzi o działalność brytyjskich templariuszy na Bliskim Wschodzie. Templariusze stali się niewątpliwie ikonami ruchu krucjatowego i w dużej mierze wydają się nimi do dziś. Współczesne kroniki są pełne zapisków o ich bohaterskich szarżach, okazałych twierdzach i męczeńskiej śmierci w obronie wiary chrześcijańskiej. Templariusze nieustannie przykuwali uwagę dzięki swoim dokonaniom i nieuchronnie cieszyli się wysoką rangą, jednak ich prawdziwą siłą na polu walki było to, iż stanowili oni międzynarodowy zakon działający ponad wewnętrznymi, prowincjonalnymi granicami chrześcijaństwa. Dążyli do celów o charakterze paneuropejskim, podczas gdy większość politycznych działań na Zachodzie miała charakter lokalny. Ta wyjątkowa (i niezwykle pożyteczna) cecha odzwierciedlona została w zapiskach na temat zakonu, jakie można znaleźć w kronikach z tamtej epoki. Wiemy też, że brytyjscy templariusze walczyli na Wschodzie i mamy wgląd w ich działania. Jednak z racji tego, że należeli oni do zakonu o charakterze międzynarodowym, wzmianki o ich działalności w Ziemi Świętej, choć liczne, rzadko skupiają się na „narodowości” poszczególnych osób. Świadectwa o ich obecności w państwach krzyżowych wspominają ogólnie o „templariuszach”, a nie o włoskich, francuskich czy brytyjskich braciach rycerzach, co nie jest na rękę badaczom, pragnącym przyjrzeć się ich narodowości. Tożsamość narodowa nie była na froncie szczególnie istotna, podobnie jak w przypadku hiszpańskich czy polskich żołnierzy w historii Francuskiej Legii Cudzoziemskiej.
Oba rodzaje źródeł (dokumenty administracyjne z Wysp Brytyjskich oraz kroniki łacińskiego Wschodu) można znaleźć w wyselekcjonowanej bibliografii zamieszczonej na końcu niniejszej książki. Niestety ich najistotniejsza część, czyli archiwa templariuszy przepadły bez śladu, z wyjątkiem kilku przypadkowych fragmentów. Jest to nieodżałowana strata, tym bardziej że archiwa te były okazałe. Templariusze bowiem nie tylko byli wybornymi wojownikami, ale również świetnymi prawnikami. Skrzętnie porządkowali i zabezpieczali swoje akta dotyczące licznych przywilejów i nadań ziemskich, przechowując je w repozytoriach. O dziwo, ze skrzętnie gromadzonych i strzeżonych przez dwieście lat świadectw niemal nic się nie zachowało. Pozostały natomiast wymuszone na braciach templariuszach zeznania. Luka, powstała po utracie archiwów, a także wymyślne oskarżenia rzucane pod ich adresem, stworzyły za to idealne podłoże dla teorii spiskowych9.
* W skrócie Club Med, czyli francuskie przedsiębiorstwo zajmujące się organizowaniem wakacji ze sportowymi aktywnościami (przyp. tłum.).
** Czasami nazywane Great Rolls lub Great Rolls of the Pipe – zbiór rejestrów finansowych prowadzonych przez Skarbiec Królewski w Anglii (Exchequer) oraz jego pełnomocników, a także przez Skarbiec Królewski w Irlandii (przyp. red.).
*** Wykaz wpływów i płatności ze Skarbca Królewskiego (przyp. red.).
**** Akta administracyjne utworzone w średniowiecznej Anglii, Walii, Irlandii i na Wyspach Normandzkich przez kancelarię królewską w celu zachowania centralnego rejestru wszystkich listów ścisłych wydanych przez kancelarię w imieniu korony (przyp. red.).II
WYPRAWA KRZYŻOWA I PODBÓJ
1099–1119
Zaczęło się tak, jak się skończyło. Najazdy. Przelew krwi. Konflikt. Desperacka próba ocalenia chrześcijańskich ziem na Bliskim Wschodzie.
Jak na ironię, krwawe wojny, które wstrząsnęły Bliskim Wschodem, a które obecnie nazywamy krucjatami, zainicjowała z założenia najbardziej pokojowa religia świata – chrześcijaństwo. Gwałtowny wybuch międzykulturowej nienawiści wywołała potrzeba niesienia „miłości”, aczkolwiek rozumianej zupełnie inaczej. Idea „prowadzenia krucjat, by nieść miłość”, brzmi iście orwellowsko, jednak był to świat, w którym rzeczywiście uważano, że utrzymanie pokoju wymagało wojny. I był to czas, kiedy pod pojęciem „miłości” kryła się miłość do Boga oraz do współwyznawców, a ta często wymagała radykalnych środków wyrazu w obronie braci chrześcijan1.
W tym kontekście sugestia, że mnisi mogą być jednocześnie wojownikami, nie wydaje się nadto przesadą, wręcz przeciwnie, to całkiem sensowna konkluzja – i zarazem wewnętrznie spójne wyjaśnienie, dlaczego na początku XII wieku łacinnicy założyli swoje przyczółki na dotkniętych wojną terenach Palestyny i Syrii, znane później jako państwa krzyżowe.
Templariusze doskonale wpisują się w ten nurt. Byli najlepszymi żołnierzami Zachodu – odważnymi i zaprawionymi w boju, a ich słynna i budząca postrach szarża stanowiła punkt zwrotny podczas wielu bitew. Warto także pamiętać, że byli oni mnichami i gorliwymi wyznawcami religii, mającej nieść ludzkości pokój, miłość i szansę odkupienia. Ta rozbieżność nie umknęła uwadze współczesnych.
Pierwsza krucjata
Przez wiele lat bezskutecznie apelowano o pomoc. Cesarz bizantyński Aleksy desperacko potrzebował militarnego wsparcia, aby stawić czoła hordom muzułmańskich (albo przynajmniej z nazwy muzułmańskich) plemion tureckich, które niszczyły chrześcijańską Anatolię. Na Zachodzie od dawna już rozważano oraz z różnym stopniem zaangażowania planowano wyprawę, aż w końcu 27 listopada 1095 roku nadszedł czas na jej realizację. Podczas synodu w Clermont papież Urban II wezwał do broni, argumentując, że wszyscy chrześcijańscy rycerze powinni wykazać się wolą podróży na Wschód, aby odebrać Bazylikę Grobu Świętego z rąk muzułmanów i przyjść z pomocą swoim współwyznawcom2.
Tak oto narodził się ruch krucjatowy.
Od samego początku istnienia zakonu templariuszy wyraźnie wybijały się przyświecające mu główne założenia: rekrutacja rycerzy oddanych chrześcijaństwu, dążenie do odzyskania ziem należących dawniej do chrześcijan, a także idea, w myśl której nawet pokojowa i oparta na miłości do bliźniego religia może wzywać do wojny w obronie swoich wartości oraz wyznawców.
Krzyżowcy przybyli do Lewantu w 1097 roku. Większość lokalnych społeczności zamieszkujących ziemie, gdzie powstały państwa krzyżowe, nadal wyznawała chrześcijaństwo, chociaż zostały one zdemilitaryzowane i zdominowane na dłuższy okres, a niekiedy nawet na całe wieki, przez władców muzułmańskich.
Tak więc świat, w który wkraczali krzyżowcy, okazał się złożony i chaotyczny. Jednak to właśnie chaos i brak jedności wśród muzułmanów umożliwiły istnienie, chociażby tymczasowe, państw krzyżowych.
Pierwsze fale najeźdźców przetoczyły się z południa na Bliski Wschód w VII wieku. Opanowali oni większość ziem należących do dzisiejszego Egiptu, Palestyny i Syrii, podporządkowując sobie chrześcijańskie społeczności. Prawosławne Cesarstwo Bizantyńskie rywalizowało wówczas o kontrolę nad Syrią, ale mimo tego utrzymywała się względna równowaga sił3. Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem plemion tureckich.
Na początku XI wieku zaczęli pojawiać się Turcy seldżuccy, którzy przybywali ze stepów z północy i z północnego wschodu. Od lat dwudziestych XI wieku te koczownicze plemiona przemieszczały się w dół regionu, najpierw podbijając świat irański, a następnie atakując chrześcijańską Anatolię. W latach siedemdziesiątych XI wieku, kuszeni bogactwem arabskich państw-miast w Syrii, kierowali się na południe i walczyli z egipskim kalifatem Fatymidów o kontrolę nad Palestyną. W ciągu kilku lat państwo seldżucko-tureckie, dzięki terytorialnym zdobyczom, zaczęło graniczyć z Bizancjum na zachodzie i z Cesarstwem Chin na wschodzie.
Egipskie imperium szyickich Fatymidów od dawna toczyło wojnę z sunnickimi najeźdźcami z Turcji. Między tymi dwiema grupami istniały głęboko zakorzenione kulturowe, rasowe i religijne antagonizmy. Nawet w obrębie każdej z tych grup utrzymywały się nieufność i podziały.
Każdy turecki watażka strzegł zazdrośnie swojej niezależności i własne interesy stawiał na pierwszym miejscu. Owszem, krzyżowcy wzbudzali ich niepokój, lecz nie traktowano ich jako priorytetowego zagrożenia. Byli tak samo obcy, jak Turcy, a w zależności od zmieniających się okoliczności mogli stać się zarówno wrogami, jak i sojusznikami. Daleko więc było do tego, aby traktować Europejczyków jako wymagających szczególnej uwagi „intruzów”, raczej stanowili kolejną grupę graczy w krwawym świecie średniowiecznej polityki na Bliskim Wschodzie4.
Te endemiczne spory między muzułmańskimi możnowładcami umożliwiły krzyżowcom (często zwanym Frankami) wywalczenie sobie miejsca w Lewancie. Nie trwało to jednak zbyt długo. Wkrótce państwa muzułmańskie zaczęły się jednoczyć i rzeczywisty układ sił na Wschodzie szybko stał się widoczny5.
Państwa krzyżowe
Pierwsza krucjata stanowiła nieprawdopodobną ekspedycję. Skonfliktowane ze sobą armie krzyżowców, mając do dyspozycji jedynie prymitywne wsparcie logistyczne, przemaszerowały przez Europę i przez Cesarstwo Bizantyńskie. Stamtąd torowały sobie drogę przez Anatolię, Syrię, Liban oraz Palestynę. I, o dziwo, udało im się dokonać niemożliwego. W dniu 15 lipca 1099 roku krzyżowcy wyzwolili Święte Miasto i duchową kolebkę chrześcijaństwa – Jerozolimę. Szybko jednak okazało się, jak trudno ją utrzymać. Miasto leżało w głębi lądu, było słabo zaludnione i dysponowało niepewnymi zasobami wody i żywności. Wisiało nad nim widmo militarnej klęski. Jerozolima mogła pozostać w rękach chrześcijan tylko wtedy, gdyby stanowiła część większej, bardziej zaludnionej i militarnie silnej grupy państw, które byłyby w stanie obronić miasto i jego ludność. Tak oto narodziła się idea państw krzyżowych.
Pierwsza krucjata osiągnęła znacznie więcej, niż można było się spodziewać. W 1099 roku krzyżowcy wyzwolili Ziemię Świętą, jednocześnie odzyskując część chrześcijańskiego terytorium utraconego podczas inwazji muzułmańskiej od VII do XI wieku. W rzeczywistości zwycięstwa te postawiły krzyżowców przed całkowicie nowymi i jeszcze większymi problemami.
Większość krzyżowców wróciła do domów na Zachodzie w poczuciu, że wypełniła swoje zobowiązanie, dochowując przysięgi złożonej przed udaniem się na krwawą pielgrzymkę. Niewielu z nich rozumiało, że zdobycie Bliskiego Wschodu dla chrześcijaństwa wymagało długotrwałego procesu, a nie jednorazowego zwycięstwa. Utrzymanie terytoriów, sąsiadujących z najodleglejszymi zakątkami Europy, było znacznie trudniejszym zadaniem niż ich odzyskanie6.
Niektórzy pozostali, by dalej bronić Ziemi Świętej. Oni też utworzyli cztery jednostki polityczne, dziś nazywane państwami krzyżowymi. Na północy, w głębi lądu, utworzono Hrabstwo Edessy. Obok niego znajdowało się Księstwo Antiochii z dostępem do wybrzeża i portów, które mogły pomóc w nawiązywaniu kontaktu z Europą (obejmujące części dzisiejszej Syrii i południowej Turcji). Dalej na południe leżało Hrabstwo Trypolisu, zajmujące większość dzisiejszego Libanu. Jednak najbardziej prestiżowym z państw krzyżowców było utworzone najdalej na południe Królestwo Jerozolimskie, dzielące długie, niestabilne granice z imperium Fatymidów w Egipcie i państwami rządzonymi przez Turków w Syrii (leżące mniej więcej na terytorium obecnie nazywanym Izraelem i Palestyną).
Było czymś oczywistym, że państwa krzyżowców borykały się z ogromnymi problemami militarnymi. Choć mniej oczywistym wydawał się fakt, iż problemy te z czasem będą się tylko pogłębiać. Zwycięstwo pierwszej krucjaty przyniosło ogromną satysfakcję, jednak krzyżowcy potrzebowali czegoś więcej niż szczęście, jeśli chcieli utrzymać nowo powstałe chrześcijańskie państwa.
Problemy militarne
Państwa krzyżowców były skrajnie niedofinansowane i brakowało im wyposażenia. Aby przetrwać, potrzebowały pomocy wojskowej na masową skalę, jakiej nie widziano na Zachodzie od upadku Cesarstwa Rzymskiego. Pierwsza krucjata pomogła odzyskać większą część chrześcijańskich ziem na Bliskim Wschodzie, aczkolwiek potrzebowano do tego nie tylko szczęścia, ale i konkretnego pomysłu, zwłaszcza że kolejne ekspedycje nie zdołały dostarczyć odpowiedniego wsparcia wojskowego do ochrony zdobytych terenów.
Nadal od czasu do czasu przybywały posiłki z Zachodu, ale krzyżowcy zazwyczaj przebywali w Ziemi Świętej w charakterze żołnierzy-pielgrzymów Przybijali do portu, pozostawali na kilka miesięcy, w najlepszym razie na rok, a po zaaklimatyzowaniu się odwiedzali miejsca kultu religijnego. Następnie wracali do domów, zapewne nieraz zostawiając na pastwę wroga braci, którym przybyli na odsiecz.
Doraźne posiłki nie były w stanie zastąpić stałej armii, a właśnie tego najbardziej potrzebowały państwa krzyżowe. W twierdzach brakowało garnizonów, brakowało również armii polowych, mogących przeciwdziałać muzułmańskim atakom, stąd też główną potrzebą stało się zapewnienie zbrojnego wsparcia na Wschodzie, czyli armii zaprawionych w walce żołnierzy oraz gotowego, stałego zaopatrzenia.
Skala problemu była bezprecedensowa. Zawodowe armie w Europie stały się już tylko odległym wspomnieniem. Problemy wojskowe, z którymi borykały się europejskie osady na Bliskim Wschodzie, miały szczególny charakter i dlatego też wymagały szczególnego podejścia.PRZYPISY
SŁOWO WSTĘPNE
1 Proceedings.
I
BRYTYJSCY TEMPLARIUSZE
1 France 2015, s. 97–104; Tibble 2018, s. 334–337.
2 Libellus, s. 151; WT Cont, s. 161.
3 Imâd ad-Din al-Isfahânî, tłum. Massé 1972, s. 27; IA II, s. 322–323.
4 IA II, s. 324.
5 Proceedings II, s. 189–91; Nicholson 2009, s. 230–231.
6 Nicholson 2021, s. 33–34.
7 Proceedings I, s. 379 i II, s. 433.
8 Inquest; D’Albon. _Cartulaire général_ nie jest średniowiecznym kartularzem, lecz zbiorem dokumentów opracowanym przez d’Albona; Phillips, Simon 2010, s. 237–246.
9 Barber 1994, s. 310–313.
II
WYPRAWA KRZYŻOWA I PODBÓJ 1099–1119
1 Riley-Smith 1980, s. 177–192.
2 Z praktycznego punktu widzenia bracia templariusze byli raczej mnichami niż kapłanami, ale założenie, że mnisi mają przelewać krew, wydawało się wciąż kontrowersyjne.
3 Tibble 2020, s. 18–26.
4 Barber 2012, s. 37–49.
5 Phillips J. 2009, s. 15; Cobb 2014, s. 9–123.
6 Riley-Smith 2014, s. 71–74.