- W empik go
Ten drugi ty. Tom 1 - ebook
Ten drugi ty. Tom 1 - ebook
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, powiadają. O prawdziwości tych słów przekonała się młoda bohaterka, którą dociekliwość nieraz wpędziła w poważne tarapaty. Jednak jak przejść obojętnie obok niewyjaśnionych leśnych ataków, które w krótkim czasie znalazły się na ustach wszystkich mieszkańców Kanady? W jaki sposób nie zainteresować się nowym kolegą z klasy, którego zniknięcie nie dziwi nauczycieli, a każda niemal próba dowiedzenia się czegoś na jego temat kończy się fiaskiem? Dziewczyna postanawia zbadać obie sprawy, nie podejrzewając nawet, że ta decyzja na zawsze odmieni jej życie. Przygotujcie się na spotkanie ze stworami rodem z najgorszych koszmarów. Towarzyszyć wam będą zdrada, odrobina rozczarowania, trochę smutku, masa podstępu, kropla pożądania i spory łyk miłości.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8343-061-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wierzycie w zabobony? Horoskopy, przepowiednie z chińskich ciasteczek, czarne koty? Osobiście nigdy nie dawałam wiary takim rzeczom. Zawsze twardo stąpałam po ziemi i wiedziałam, że piątek trzynastego jest takim samym dniem jak każdy inny, czterolistna koniczyna to po prostu genetyczny przypadek, a kominiarze to najzwyklejsi, ciężko pracujący ludzie.
Cóż, nie wspominałabym o tym, gdyby moje przekonania nie zostały poddane ostrej weryfikacji. Nad Hope nadciągały czarne chmury i już nic nie miało pozostać takie samo.
Zaczęło się niewinnie – od snów. Zwykle wcale ich nie pamiętałam, rządził w nich chaos. Jednak ta noc, pierwsza przed nadciągającą falą zmian, była inna.
Dziwny niepokój towarzyszył mi przez cały wieczór i nie odpuścił nawet po zapadnięciu zmroku. Spałam, ale w mojej głowie rozgrywały się coraz wyraźniejsze sceny. Niczym niemy film, klatka po klatce zadziwiały wyrazistością i szczątkami sensu.
Obudziłam się tuż po świcie. Po całej nocy wiercenia się byłam wykończona. Ledwo stoczyłam się z łóżka i otworzyłam na oścież okno. Zimne powietrze owiało gołe kostki, przynosząc mi tak potrzebną dawkę orzeźwienia. Powlokłam się do łazienki.
Mój Boże. W lustrze zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Pod oczami wykwitły cienie, a twarz przez noc zgubiła zwykły rumiany kolor. Wzięłam prysznic, a gdy suszyłam włosy, dotarł do mnie zagłuszony przez drzwi głos mamy.
– Lili, po co tak wcześnie wstałaś? Rozpoczęcie roku masz dopiero o dziewiątej!
– Jakoś nie mogłam spać! – zawołałam, by przebić się przez hałas suszarki.
Rozczesałam włosy i pozwoliłam im opaść swobodnie na plecy. Koleżanki zawsze podejrzewały, że ich kasztanowy odcień zawdzięczam farbie, był on jednak w pełni naturalny.
Spróbowałam jeszcze zatuszować czymś cienie pod oczami, ale moje wysiłki na niewiele się zdały. Koniec końców wróciłam do pokoju i założyłam wcześniej przygotowany wyjściowy strój.
Wystrojona zeszłam na dół, do kuchni. W całym domu było cicho jak makiem zasiał; mama z pewnością wciąż szykowała się w swojej łazience. Zrobiłam sobie kanapkę, po czym umościłam się na sofie w salonie i włączyłam telewizor.
– Wczoraj pożegnanie wakacji, dzisiaj powitanie szkoły. Kanadyjska młodzież wraca do nauki – dziennikarka chciała kontynuować, ale przerwałam jej wciśnięciem guzika na pilocie.
Przełączyłam na kreskówki, żeby się trochę odprężyć. Gdy kończyłam jeść, na parter zeszła mama. Zerknęła na ekran, pokiwała głową i się uśmiechnęła.
– Z tego chyba nigdy nie wyrośniesz, co? – rzuciła, znikając w kuchni.
Wyłączyłam telewizor i dołączyłam do niej. W oczekiwaniu na grzanki nalewała kawę do dwóch kubków.
– Ta druga jest dla mnie?
– Mhm. Nie wyglądasz na wyspaną – zauważyła trafnie. – Ale to pewnie wina pełni.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią.
– Nie mów mi, że też wierzysz w te zabobony – rzuciłam niemal rozczarowana tym, że moja mama opowiada takie brednie.
– Jakie zabobony? – zaśmiała się, smarując grzankę dżemem. – To naukowo udowodnione. Pełnia działa niekorzystnie na wielu ludzi. Nie mogą wtedy spać, mają dziwne sny. Chyba i tobie się to dzisiaj przytrafiło, hm? – spytała i podała mi kubek.
Dolałam do kawy mleka i dosypałam cukru. W innej postaci bym jej nie przełknęła.
– Gadasz jak nauczycielka – stwierdziłam z uśmiechem.
Upiłam mały łyk, który natychmiast rozgrzał mi przełyk.
– Doprawdy? – kąciki jej ust również delikatnie się uniosły.
Właśnie taką lubiłam ją najbardziej. Wiele razy musiałam oglądać w jej oczach skrywany smutek, kiedy zajmowała się obowiązkami domowymi. Dokładnie wiedziałam, co – a raczej kto – jest jego powodem.
Mój tato, nieuleczalny pracoholik, postawił sobie za cel zapewnienie nam dostatniego życia i chciał, by nigdy niczego nam nie brakowało. Jednak nie ma nic za darmo. Aby tego dokonać, znikał na długie tygodnie i objeżdżał kontynent w niekończących się spotkaniach biznesowych. Nawet gdy wracał, był wiecznie pochłonięty pracą, więc nie miałyśmy zbyt wiele czasu, żeby się nim nacieszyć.
Mama bardzo go kochała, bez żadnego ale. Chyba dlatego tęsknota powoli zabijała w niej radość. Miała oczywiście pociechę ze mnie. Wystarczyło, że na mnie spojrzała, a już widziała ojca. Byłam niemal dokładną kopią taty. Jedynie kolor oczu odziedziczyłam po mamie.
– O, trzeba się zbierać. Muszę być na miejscu wcześniej niż ty – prędko włożyła kubki i talerzyki do zmywarki, założyła zabłąkany blond kosmyk za ucho i ruszyła w kierunku drzwi.
Ostatni raz spojrzałam w lustro i poszłam za nią. Zdążyła już wsiąść do samochodu i wyjechać z garażu. Nie zwlekając, wskoczyłam na siedzenie pasażera, po czym wyruszyłyśmy, a mała brama wjazdowa automatycznie się za nami zamknęła.
Po dziesięciu minutach ostrożnej jazdy wreszcie dotarłyśmy do miejscowego liceum. Mama zaparkowała na miejscu dla personelu. Nie – nie złamała prawa. Tak – uczyła w mojej szkole. Razem weszłyśmy do ceglanego budynku i tam nasze drogi się rozeszły.
– Dzień dobry, pani Howard! – zawołała zza zakrętu rudowłosa dziewczyna.
– Witaj, Sarah – odpowiedziała moja mama pospiesznie, po czym zniknęła za drzwiami gabinetu pedagogicznego.
Ruda spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko, ukazując rządek białych zębów. Jak zwykle mocno podkreśliła brązowe oczy, a ogień na jej głowie był jeszcze bardziej płomienny niż zwykle. Niższa, śliczna i modnie ubrana, stanowiła książkowy przykład łamaczki serc.
– Siemasz, Lili! – rzuciła się na mnie, co spowodowało, że niemal zgięłam się wpół.
Sarah nigdy nie miała problemów z okazywaniem uczuć. Zwłaszcza w stosunku do mnie.
– Wyluzuj, nie widziałyśmy się raptem przez tydzień – oswobodziłam się z uścisku i uśmiechnęłam na widok przyjaciółki. Tęskniłam za nią. – Jak tam wycieczka do Nowego Jorku? A tak w ogóle… znowu farbowałaś włosy?
Wspólnie ruszyłyśmy korytarzem, kierując się w stronę sali gimnastycznej, gdzie miał się odbyć apel rozpoczynający rok szkolny. Hol był prawie pusty; uczniowie dopiero zaczęli się zjeżdżać.
– W NY nudy, rodzince zebrało się na zwiedzanie – wzruszyła ramionami. – Wczoraj na szybkiego musiałam się trochę odświeżyć – wskazała na wysoko upięte rude włosy. – Fajnie wyszły, co nie? – spojrzała mi z radością w oczy i coś nagle przykuło jej uwagę. – Chyba się dziś nie wyspałaś, co?
– Aż tak to po mnie widać? – załamałam ręce w geście bezsilności. – Przez całą noc się wierciłam, śniły mi się różne dziwne sceny, zresztą… nieważne – ucięłam, wiedząc, co mnie czeka.
– No już, opowiadaj. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Rzadko kiedy pamiętasz cokolwiek ze swoich snów, więc wyjątkowo mogłabyś podzielić się nimi z przyjaciółką – naciskała, coraz bardziej podekscytowana.
– Szczerze mówiąc, nie pamiętam za wiele… – spojrzała na mnie tak, że zrezygnowałam z wykręcania się. Westchnęłam. – Dobra, dobra. Wszystko działo się za dnia w gęstym lesie. Uciekałam przed jakimiś zwierzętami. Jedno przypominało ogromnego wilka, a drugie psa. Dużego. Chyba labradora.
– Złapały cię? – zapytała, przesuwając gorączkowo palcem po ekranie telefonu.
– Nie… chyba nie.
Zamyśliłam się. Czy powinnam dodać, że tuż przed wybudzeniem zobaczyłam w lesie zakapturzonego chłopaka bez twarzy?
– Cóż – zaczęła tonem ekspertki – sny podczas pełni są wyjątkowe. Odnoszą się do naszego życia i do tego, co ma nas wkrótce spotkać.
– Wiesz, że nie wierzę w takie bujdy, prawda?
– Daj mi skończyć – ucięła, naprawdę przejęta. – Twój sen to jedno wielkie ostrzeżenie! Las symbolizuje nadchodzący mętlik w głowie, coś nie będzie dawało ci spokoju, poczujesz się zagubiona. Wilk przestrzega przed kimś, z kim się zadajesz lub będziesz zadawać. Pies w snach również jest alarmujący. Jakiej był maści?
– Czarny.
– Zdrada – zakończyła. Gdy jednak na mnie spojrzała, poklepała mnie po ramieniu i dodała ostrożnie: – Musisz być po prostu czujniejsza niż zwykle.
Pokręciłam głową. Przecież to jakieś wariactwo! Co mają sny do prawdziwego życia?! To tylko wytwór zmęczonej całym dniem wyobraźni, nic więcej.
– To pewnie stres spowodowany szkołą, nic wielkiego – burknęłam, kiedy wreszcie znalazłyśmy się w sali gimnastycznej.
Ku naszemu zdziwieniu spora część uczniów była już na miejscu. Musiałyśmy iść tu naprawdę wolno.
– Zobaczysz, kiedyś przyznasz mi rację – szepnęła Sarah, kiedy dołączyłyśmy do naszej klasy.
– Cześć wszystkim – przywitałam się nieco przygaszona.
Koledzy i koleżanki odpowiedzieli z trochę większym entuzjazmem. Nie obyło się bez pytań o niewyspanie, ale wszyscy cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Wkrótce dołączył do nas Alex, gospodarz klasy. Wysoki, zielonooki blondyn, który chyba jako jedyny z klasowych chłopaków nie kochał się skrycie w Rudej. Przystanął obok mnie i uśmiechnął się na przywitanie.
– Słuchajcie, ludzie, mam nowinę – oznajmił i wyciągnął z kieszeni pomiętą karteczkę. – Przydzielili nam nową osobę. Raz kiblował, więc jest starszy. Nazywa się… moment… – Zmrużył oczy, próbując odczytać nazwisko. – Selva? Tak, Selva. Ktoś go może kojarzy?
Wszyscy zaczęli się po sobie rozglądać, ale nikt nie słyszał wcześniej tego nazwiska. Zerknęłam na Sarah, która wyglądała na równie zdziwioną jak pozostali.
– No nic. Skoro jest z nami w klasie, powinien się tu niedługo pojawić – Alex wzruszył ramionami.
Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Apel trwał godzinę i przez ten czas nikt nowy nie dołączył do naszej grupy. Wynudzeni i zmęczeni staniem ruszyliśmy tłumnie w kierunku wyjścia, by udać się do przydzielonej sali lekcyjnej.
Nauczyciel angielskiego, który był również naszym wychowawcą, rozdał każdemu plik nowych planów lekcji. Na koniec stanął przy tablicy i uważnie zlustrował nas spojrzeniem. Przetarł dłonią gęste wąsy i westchnął.
– Selva jednak się nie pojawił? – zapytał, nie kryjąc rozczarowania.
Chwilę ciszy przerwało chrząknięcie Alexa.
– Panie profesorze, przepraszam, że pytam, ale kim on właściwie jest? Nikt z nas go nie kojarzy, a przecież nasza szkoła nie należy do największych… – blondyn zawsze z należytym szacunkiem odzywał się do kadry pedagogicznej.
– Macie prawo go nie znać. Przez ostatni rok ani razu nie pojawił się w szkole. Skończył pierwszą klasę i tyle go widzieli – pan Newmann wydawał się przejęty. – No ale koniec tematu. To nasza sprawa, nauczycieli. Wy nie zaprzątajcie sobie tym głów. Widzimy się jutro z samego rana – po tych słowach wyszedł pospiesznie z klasy.
Zerknęłam na Rudą, a ona natychmiast odwzajemniła spojrzenie. Obie wiedziałyśmy, że coś tu śmierdzi. Profesor Newmann coś przed nami ukrywał…
Dlaczego od razu pomyślałam o tajemniczym chłopaku ze snu?
Dni mijały, łącząc się w tygodnie, aż w końcu nadszedł październik. Jesień pełną parą wkroczyła do Hope, choć niewielu się z niej cieszyło. W szkole od samego początku zawalili nas nauką, więc nie mieliśmy za dużo wolnego czasu po zajęciach. Za każdym razem, gdy mama kończyła później ode mnie, Alex oferował pomoc i odwoził mnie do domu. Wiedziałam, co się święci, ale nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Być może interpretacja Sarah na temat moich snów wzbudzała we mnie podświadomą obawę?
W pierwszy piątek miesiąca wraz z przyjaciółką zajmowałyśmy się projektem na biologię, który okazał się naprawdę czasochłonny. Wieczorem wróciłam do domu naprawdę padnięta i marzyłam jedynie o łóżku. W salonie zastałam mamę pochyloną nad stertą kartek. Okulary zsunęły się jej na sam czubek nosa. Zauważyła mnie, dopiero kiedy usiadłam w fotelu obok.
– O, cześć, Lili – przywitała się ze znużonym uśmiechem.
– Sprawdzasz kartkówki? – zapytałam i mimo zmęczenia zaproponowałam: – Pomóc ci?
Mama oddzieliła kilka kartek i podała mi je wraz z czerwonym długopisem. Ufała mojej wiedzy, bo sama mnie wszystkiego nauczyła. Anne Howard była nauczycielką historii, a ja odziedziczyłam po niej zainteresowanie tą dziedziną. Historię, której uczyli w szkołach, miałam w małym palcu, więc sprawdzanie kartkówek trzecioklasistów nie stanowiło dla mnie wyzwania.
W milczeniu stawiałyśmy co jakiś czas ptaszki lub krzyżyki na kartkach. Wtedy nagle coś mi się przypomniało.
– Mamo? – uniosłam głowę znad kartkówek. – Dwa lata temu… Uczyłaś może kogoś o nazwisku Selva?
W ciągu ostatnich tygodni chłopak bez twarzy regularnie nawiedzał mnie w snach. Dlaczego akurat teraz, kiedy nowy uczeń zniknął bez śladu?
Mama oderwała się od testów i spojrzała na mnie zaskoczona. Zamrugała kilka razy, jakby zastanawiała się, co odpowiedzieć. W końcu westchnęła.
– Tak, uczyłam go – rzuciła zdawkowo.
– Zapewne wiesz, że nie zdał i przydzielili go do mojej klasy…
– Tak, wiem – powróciła do wcześniejszego zajęcia, jakby chciała uniknąć tego tematu.
To było nieme „nie drąż, dziecko”. Naburmuszyłam się. Dlaczego nauczyciele tak niechętnie o nim mówią? Jeśli własna matka nie chce podzielić się ze mną informacjami o tym tajemniczym chłopaku, to inny dorosły tym bardziej tego nie zrobi.
– Na pewno wiesz, co się z nim dzieje. Dlaczego jeszcze ani razu się…
– Dosyć – przerwała mi za ostrym jak na nią tonem. – Nie będę rozmawiać na temat tego chłopca.
Spojrzałam na nią uważnie. Od zawsze pociągała mnie pogoń za nieznanym. Uwielbiałam rozwiązywać zagadki. A te najtrudniejsze należały do moich ulubionych.
Wkurzona podniosłam się z fotela i bez słowa poszłam do swojego pokoju, gdzie po szybkim prysznicu w końcu znalazłam się w łóżku. Zanim zasnęłam, wystukałam jeszcze na ekranie telefonu małą prośbę, którą wysłałam do Sarah.
Następnego dnia budzik wyrwał mnie z łóżka chwilę po dziewiątej. Poszłam na dół, gdzie zastałam mamę, która w szlafroku robiła sobie kawę.
– Dokąd się tak spieszysz, Lili?
– Umówiłam się z Sarah – odpowiedziałam krótko, nawet na nią nie patrząc.
Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Świeciło słońce, a powietrze było zimne i przyjemnie świeże. Miałam jeszcze trochę czasu, więc wolnym krokiem pokonałam cały dystans, co chwila spotykając kogoś znajomego.
Kiedy dotarłam na miejsce, Sarah siedziała na ławce. W dłoni trzymała duże jabłko, które najprawdopodobniej było jej śniadaniem. Przywitałam się i usiadłam obok.
– I co? Pytałaś?
Ziewnęła przeciągle i wgryzła się w owoc.
– Naprawdę nie wiem, po co ci te informacje… – westchnęła, mieląc w ustach jabłko. – Jimmy nie chodził z nim do klasy…
Jimmy to o rok starszy brat Sarah, który we wrześniu zaczął naukę w trzeciej klasie.
– Rozpoczynał szkołę równo z Selvą, więc sądziłam, że może się znają… – wzruszyłam ramionami.
– …ale mówił, że kojarzy gościa – dokończyła po chwili.
Nie zwracałam uwagi na jej nie najlepszy humor. Była zła, że zawracam jej gitarę takimi pierdołami, zwłaszcza o tej porze. Wpatrywałam się w nią w oczekiwaniu.
– Zamieszkał w Hope krótko przed rozpoczęciem szkoły i przez jakiś czas był jej atrakcją. Wiesz, jak to jest, nowi zawsze mają przesrane – Sarah nie przebierała w słowach.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Wyżywali się na nim?
– Próbowali.
– Jak to?
– Nauczyciele ciągle mieli go na oku i nie pozwalali na żadne wybryki. Chronili go – zamachnęła się i wrzuciła ogryzek wprost do śmietnika stojącego po drugiej stronie alejki.
– A on? Jaki był?
– Jimmy pamięta jedynie, że Selva trzymał się na uboczu. Gdy spotykali go w holu czy stołówce… zawsze był sam – spojrzała na mnie wymownie brązowymi oczami w oczekiwaniu na reakcję.
Przez dłuższą chwilę milczałam, układając sobie wszystko w głowie. Nie miałam pojęcia, dlaczego ten chłopak tak mnie zajmuje. Wiedziałam jednak, że nie odpuszczę, dopóki nie dowiem się o nim wszystkiego.
– Nie uważasz, że to trochę podejrzane? – zaczęłam cicho, wpatrując się w swoje dłonie. – W internecie też próżno go szukać…
– Co jest podejrzane? – zapytała ostrym tonem. – Lili, daj spokój. Koleś był aspołeczny, a potem olał szkołę na dobre. Ot, cała historia – dla niej wszystko było albo czarne, albo białe.
– Moja mama go uczyła, a nawet słowa nie chciała zdradzić na jego temat – rzuciłam, przenosząc na nią wzrok. – Pozwala mi sprawdzać kartkówki trzecioklasistów, ale ten chłopak stanowi temat tabu!
– Nie wiem… może obowiązuje ich tajemnica nauczycielska? Wiesz, jak lekarzy i księży.
– Mam pomysł – zawołałam z bojowym nastawieniem. – Selva musiał być wcześniej w klasie przyrodniczej, takiej jak nasza. Odnajdziemy w szkole grupę, do której należał, i zrobimy mały wywiad.
– Chcesz wypytywać trzecioklasistów o jakiegoś nieudacznika w grubych okularach i wymiętym swetrze?
– Tak wygląda? – uniosłam brew.
– Nie wiem, tak go sobie wyobrażam.
– Słuchaj, nie chcesz, to nie pomagaj. Sama mogę się tym zająć. Choć przydałoby mi się małe wsparcie… – spojrzałam na nią błagalnie.
Westchnęła ciężko, po czym pokręciła głową.
– Skoro tak ci na tym zależy… Dobra, pomogę.
Z radości mocno ją przytuliłam.
– Jesteś kochana! – pisnęłam.
– No już, już, odklej się – odepchnęła mnie delikatnie. Najwidoczniej wciąż była w kiepskim nastroju. – Posłuchaj mnie uważnie. Nasze śledztwo rozpoczniemy w innym miejscu.
Odsunęłam się i spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
– W jakim?
– U źródła. Chyba musi gdzieś mieszkać, prawda? – ten pomysł był tak oczywisty, że aż zrobiło mi się wstyd, że sama na niego nie wpadłam.
– Potrzebny będzie adres… – jej wymowne spojrzenie od razu nasunęło mi odpowiedź. – Kartoteki szkolne!
Ruda cicho się zaśmiała.
– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłaś taka chętna, by łamać szkolne przepisy – stwierdziła z rozbawieniem.
– Czuję, że za historią tego chłopaka kryje się coś więcej niż zwykła niechęć do szkoły. – Nie zdołałam ukryć podekscytowania.
– Nigdy nie dajesz za wygraną, co nie? – jej dobry humor znów się ulotnił, a zastąpiła go zaduma. – Lepiej bądź ostrożna… Pamiętasz jeszcze swój sen?
– Daj spokój, co może być złego w dociekaniu prawdy? Nikt mi za to krzywdy nie zrobi – pogardliwie wzruszyłam ramionami.
Och, jak szalenie się wtedy myliłam. Jeszcze o tym nie wiedziałam, ale decyzje podjęte tego dnia miały mieć ogromny wpływ na moje życie…ROZDZIAŁ 2
W weekend, zamknięta w pokoju, starałam się skupić na nauce, jednak podekscytowanie śledztwem w sprawie tajemniczego chłopaka nie pozwalało mi myśleć o niczym innym.
Mama co jakiś czas przychodziła do mnie to z ciepłym kakao, to z kanapkami i próbowała zagadywać. Wciąż jednak miałam do niej żal. Zawsze byłyśmy jak przyjaciółki, mówiłyśmy sobie o wszystkim. Jej milczenie na temat Selvy było czymś, czego nie rozumiałam i nie umiałam zaakceptować.
W sobotni wieczór, mając jedynie szczątkowe pojęcie o tym, czego uczyłam się przez cały dzień, przysiadłam na parapecie. Otworzyłam okno i zaciągnęłam się zimnym powietrzem.
Hope skąpane w słabym świetle latarni wyglądało nieco upiornie. Mój wzrok przeskakiwał po dachach domów, a mózg odtwarzał nazwiska rodzin, które w nich mieszkały. Znałam tutaj wszystkich. Jeśli nie osobiście, to chociaż z widzenia lub opowieści.
– Gdzie się ukrywasz…? – szepnęłam sama do siebie, zagryzając w zniecierpliwieniu wargi.
Gdy moje spojrzenie dosięgnęło horyzontu, zadarłam głowę, by ponapawać się widokiem nocnego nieba. Gęste chmury powoli sunęły po nieboskłonie niczym złowieszcza zapowiedź czegoś, co ma się wkrótce wydarzyć. Ta noc różniła się od innych. W powietrzu wyraźnie dawało się wyczuć napięcie.
Wszystko stało się jasne, gdy kolosy z pary wodnej odsłoniły wreszcie wyczekiwaną gwiazdę wieczoru. Czułam, jak moje usta same otwierają się w podziwie. Księżyc przypominał ogromny reflektor, dzięki któremu w miasteczku na moment zrobiło się jasno. Idealnie okrągły był sprawcą całego tego napięcia. Dałam się zahipnotyzować jego pięknu. Srebrzyste promienie oświetliły gęsty las, który otaczał miasto niczym potężny mur nie do sforsowania.
Cały ten spektakularny, choć odrobinę mroczny obrazek rozpadł się nieoczekiwanie, kiedy przez niemal absolutną ciszę przedarł się złowieszczy jęk. Psi skowyt dochodzący z mroku mroził krew w żyłach i przyprawiał o gęsią skórkę.
Wystraszona rozejrzałam się w poszukiwaniu zranionego zwierzęcia, jednak mój wzrok sięgał jedynie do końca alei. Po chwili wahania zeszłam z parapetu i zamknęłam okno. Spojrzałam na pościelone łóżko. Wiedziałam już, że tej nocy raczej nie zasnę.
Gdy przebudziłam się z płytkiego, nerwowego snu, budzik wskazywał dziesiątą. Spojrzałam w lustro i mimowolnie się skrzywiłam. Widok sprzed miesiąca powrócił na gładką taflę zwierciadła. Przybita, narzuciłam na siebie szlafrok i udałam się na parter.
W domu panowała cisza; mama najwidoczniej musiała dokądś wyjść. Zrobiłam sobie śniadanie i rozsiadłam się na kanapie w salonie, aby pooglądać poranne wiadomości.
Powoli żułam ciepłe grzanki, nie bardzo skupiając się na słowach dziennikarza. Kiedy jednak z głośników popłynęła nazwa mojego miasta, od razu nadstawiłam uszu.
– …dzisiaj rano myśliwych z miasta Hope czekała w lesie niemiła niespodzianka. Znaleźli wiele martwych zwierząt. Na razie nie wiadomo, jaka była przyczyna ich śmierci.
Dziennikarka podała mikrofon jednemu z myśliwych. Spojrzałam na jego twarz. George Thomson mieszkał dwie ulice dalej.
– To nie pierwszy raz, kiedy borykamy się z tym problemem. Co jakiś czas ktoś lub coś atakuje zwierzęta bez względu na ich rozmiary. Szukaliśmy sprawców, ale na razie bez skutku – pan Thomson wydawał się naprawdę zdruzgotany.
– Czy sprawca mógł posługiwać się bronią?
W tym momencie przewodniczący koła łowieckiego z Hope zrobił przestraszoną minę.
– Nie sądzę. Te biedne zwierzęta zostały rozszarpane lub uduszone. Wydaje mi się, że człowiek nie dałby rady aż tak zranić dorosłego łosia.
– Sugeruje pan, że winowajcą nie jest człowiek? W takim razie co?
– Tego nie wiemy. Coś. Może inne zwierzę. Prosimy jednak wszystkich mieszkańców Hope, aby trzymali się z daleka od lasu i jeśli to możliwe, nie wychodzili z domów po zapadnięciu zmroku.
Grzanka niemal wypadła mi z dłoni, kiedy nagle mój telefon zaczął wibrować na stole. Oszołomiona, sięgnęłam po komórkę i odebrałam połączenie.
– Oglądasz wiadomości? – usłyszałam wystraszony głos Sarah.
– Tak. Nieźle, co nie? Twój ojciec nic ci o tym wcześniej nie wspominał? – tata Sarah był myśliwym od dobrych kilkunastu lat.
– Nie. Jak widać, nie tylko twoja mama coś przed tobą ukrywa. Słuchaj… ten twój sen. O czym był? – wystrzeliła nagle.
– Mój sen? Ale skąd ty…
– Pełnia, kochanie. Pamiętasz, co było miesiąc temu?
Czasami miałam wrażenie, że moja przyjaciółka jest jakimś medium, nieraz wydawało mi się, że umie czytać w myślach.
– Śniłam o lesie. Znów uciekałam, ale tym razem przed leśną zwierzyną… – moje słowa zrobiły się nagle ledwo słyszalne.
Dopiero po chwili znów się odezwała:
– Co dzisiaj robisz? Alex organizuje ognisko po południu, pewnie niedługo do ciebie zadzwoni. Wpadniesz?
Po obejrzeniu wiadomości nie miałam nawet ochoty wystawiać nosa za drzwi bezpiecznego domu, jednak po krótkim namyśle zmieniłam zdanie. Ostatnio moją głowę zaprzątały tylko nauka, senne ucieczki i rozmyślania o tajemniczym chłopaku. Miło by było rozerwać się w gronie znajomych.
– Czemu nie? – powiedziałam z uśmiechem.
– Super, to widzimy się później – pikanie w telefonie oznajmiło, że połączenie zostało zakończone.
Alex zadzwonił do mnie godzinę później i zaprosił na spotkanie przy ognisku u niego w ogrodzie. Umówiliśmy się, że przyjadę razem z Rudą. Okazało się też, że nie tylko ja oglądałam rano wiadomości. Ognisko miało się zakończyć przed zapadnięciem zmroku. Ucieszona tą odrobiną rozrywki, jaka mnie czekała, zaczęłam przygotowania do wyjścia.
Krzątałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, w czym będzie mi ciepło. Z włosów wciąż kapała mi woda po prysznicu, co utrudniało plądrowanie szafy. W końcu znalazłam odpowiedni strój. Na koniec wszystkich łazienkowych zabiegów zrobiłam kreski czarną kredką i musnęłam rzęsy tuszem. Na co dzień się nie malowałam, ale tym razem miałam ochotę się wystroić.
Dochodziła piętnasta, kiedy zeszłam na dół, by poinformować mamę o swoich planach. Siedziała w salonie i rozmawiała przez telefon. Sądząc po jej minie, rozmówcą musiał być tata. Chciałam się odezwać, ale przeszkodziła mi komórka wibrująca w torebce. Ruda zapewne czekała już przed domem.
– Wychodzisz? – mama na moment przerwała rozmowę.
– Jedziemy z Sarah na ognisko do Alexa. Wrócę, zanim się ściemni – w pośpiechu narzuciłam płaszcz i włożyłam buty. – Pozdrów tatę – rzuciłam jeszcze i wyszłam na zewnątrz.
Tak jak podejrzewałam, przyjaciółka czekała na mnie w samochodzie na podjeździe. Szybko uporałam się z bramką i wskoczyłam na siedzenie pasażera. Sarah wyglądała ślicznie w czarnym płaszczu i z włosami spiętymi w zgrabny kok na czubku głowy.
– No, no. Czyżby na ognisku miała się pojawić twoja kolejna ofiara? – zaśmiałam się pod nosem.
– Nie tylko ja będę dzisiaj polować – skomentowała, mierząc mnie wzrokiem.
Ruszyła dosyć gwałtownie – zawsze jeździła jak wariat. Czułam, że się czerwienię. A jeśli Alex pomyśli, że to dla niego się tak wystroiłam?
– Mam zamiar się dzisiaj dobrze bawić. A nie polować – odburknęłam, odwracając głowę w stronę szyby.
– Hej, wyluzuj. Alex na pewno zauważy, że wyglądasz lepiej niż na co dzień.
– Tyle że ja nie chcę… Nie chcę, żeby cokolwiek zauważał – skrzyżowałam ręce na piersi.
– O czym ty mówisz? – trochę za ostro weszła w zakręt, przez co niemal położyłam się na drzwiach. – Sorki – rzuciła mi spojrzenie. – Nie podoba ci się?
– Nie, nie, to nie tak. Lubię go, jest miły i pomocny, ale… jakoś nie widzę siebie w roli czyjejś dziewczyny… – ze wstydu zaczęłam się kulić.
– Właśnie przez takie myślenie nigdy nie miałaś chłopaka – znów przybrała ton specjalistki. – Musisz dać sobie szansę, inaczej będziesz sama do końca życia. Alex to doskonała partia na tego pierwszego.
– Mówisz o nim jak o rzeczy…
Miała rację. W tej sferze życia byłam totalnym niewypałem. Już wcześniej miałam kilku adoratorów, ale żadnemu nie pozwoliłam się do siebie zbliżyć. Sama byłam w szoku, kiedy zgodziłam się, by Alex odwoził mnie po szkole do domu. Może jednak powinnam była zastosować się do porad przyjaciółki?
Zanim się obejrzałam, znalazłyśmy się pod domem gospodarza imprezy. Nie wiedzieć czemu czułam, że się denerwuję. Otworzył nam Alex z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Cześć, dziewczyny. Chodźcie do ogrodu, wszyscy już są – wpuścił nas do środka.
I wtedy Sarah zrobiła coś, czym strasznie mnie wkurzyła. Wcisnęła każdemu z nas po papierowej torbie i z szerokim uśmiechem oznajmiła:
– To ja lecę się ze wszystkimi przywitać. Wiecie, co z tym zrobić, prawda? – puściła oczko i zniknęła w drzwiach prowadzących na tyły domu.
Skołowani dopiero po chwili spojrzeliśmy na siebie, a potem na zawartość pakunków. Okazało się, że jest w nich mięso, które trzeba przygotować do pieczenia.
– Chodźmy do kuchni – Alex się do mnie uśmiechnął, po czym ruszył we wskazanym kierunku, a ja powlokłam się za nim.
Czułam się strasznie nieswojo sam na sam z chłopakiem, któremu chyba się podobałam. Niewiele myśląc, sięgnęłam po jedną z siatek i rozłożyłam jej zawartość na kuchennym blacie.
– Ładnie wyglądasz – usłyszałam, co jeszcze bardziej mnie zawstydziło.
Obejrzałam się na Alexa. Przyglądał się temu, co robię, i chyba nad czymś się zastanawiał. Dopiero teraz zauważyłam, że sam też ubrał się lepiej niż na co dzień. Chociaż… nie. On zawsze wyglądał świetnie. Za każdym razem schludny i pachnący.
– Dzięki – odpowiedziałam niepewnym tonem. – Pomożesz mi?
– No tak, tak, pewnie.
Przystanął obok, zabrał mi tackę i nóż, po czym sam zajął się wszystkim.
Miałam okazję lepiej mu się przyjrzeć. Nie było sensu się oszukiwać, był naprawdę przystojny. Odrobinę wyższy ode mnie, co czyniło go wysokim w oczach innych dziewczyn. Krótkie blond włosy wyglądały na wilgotne, pewnie za sprawą żelu czy innego specyfiku. Na twarzy trudno było dostrzec jakąkolwiek skazę. Widocznie zarysowana szczęka nadawała mu poważniejszy wygląd, a na pełnych ustach najczęściej widniał lekki uśmiech. A oczy? Wybijały się z całego obrazka zimną zielenią i tym samym chłodnym, uspokajającym blaskiem. Alex był dla mnie chodzącą kwintesencją spokoju i opanowania. Czasem wydawało mi się jednak, że jak na nastolatka jest ciut za sztywny.
Uniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Speszyłam się. Pewnie gapiłam się na niego przez dobrą minutę. Zauważyłam, że odłożył nóż. Odwrócił się przodem do mnie. Jak zwykle w takich sytuacjach mój mózg krzyczał „Uciekaj!”. Kiedy spostrzegłam, że Alex nabiera powietrza, by coś powiedzieć, szybko go wyprzedziłam:
– Słyszałeś już pewnie o tym, co dzieje się w naszych lasach, co?
Zaskoczony ze świstem wypuścił powietrze. Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
– Chyba już całe miasto huczy na ten temat – odpowiedział i sięgnął po przygotowaną tacę z jedzeniem. – Idziemy?
Nagle ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Doskonale wiedziałam, że Alex szykował się do jakiejś poważniejszej rozmowy, mimo to niezbyt grzecznie mu w tym przeszkodziłam. Może jednak powinnam dać mu szansę? Nie było dnia, by nie zamienił ze mną choć kilku miłych słów lub nie zaoferował pomocy. Widziałam, że się stara. Do tego nie był w tym wszystkim nachalny. Nie naciskał, a mimo to na każdym kroku go odpychałam.
Po krótkiej chwili ruszyłam jego śladem i znalazłam się na dworze wśród znajomych z klasy, którzy gromadzili się wokół rozpalonego ogniska. Przywitałam się z entuzjazmem i zerknęłam w stronę Rudej. Siedziała na ławce z gościem, który tymczasowo robił za jej kolejną ofiarę. Pokręciłam głową, kiedy puściła do mnie oczko.
– Co tak stoisz? Siadaj! – zawołała z bananem na twarzy.
Dobrze wiedziała, że jedyne wolne miejsce jest właśnie obok Alexa. Dziwne, ale jakoś… Nie zraziłam się tym. Pewnym krokiem podeszłam do chłopaka i usiadłam obok niego. Ławeczka była raczej mała, więc stykaliśmy się ramionami.
– Przyniosę dodatkowe krzesło, jeśli chcesz… – zaproponował, chociaż jego mina wyrażała raczej zadowolenie z obecnej sytuacji.
– Nie, nie, w porządku – uśmiechnęłam się.
Nie wiedziałam, kogo właściwie chcę przekonać, że jest OK.
Reszta popołudnia minęła zaskakująco miło. Starałam się nie myśleć o swoich lękach i obawach i po prostu dobrze się bawiłam. Kiedy słońce zaczęło zbliżać się do linii horyzontu, goście powoli szykowali się do wyjścia. Sarah i Tom zniknęli bez pożegnania, więc w zamian za pomoc przy sprzątaniu Alex obiecał, że odwiezie mnie do domu.
Właśnie uruchamiałam zmywarkę, kiedy do kuchni wpadła młodsza siostra Alexa – Lucy.
– Hej, Lili! – przywitała się głośno. – Chciałam z wami posiedzieć, ale rodzice mi nie pozwolili – naburmuszona usiadła na krzesełku barowym.
– I bardzo dobrze – starszy brat wkroczył do pomieszczenia, trzymając w ręku przezroczysty worek ze śmieciami.
Lucy przyjrzała się jego zawartości i szeroko otworzyła oczy.
– Piliście piwo? – zapytała konspiracyjnym szeptem.
– Właśnie o tym mówię – Alex wzruszył ramionami. – Nie masz co robić?
Dziwnie było słuchać ostrego tonu w jego głosie. Nie pasował do niego. Spojrzałam na Lucy przepraszająco. Znałam ją od lat, ale dopiero teraz uderzyło mnie, jak mocno różni się od brata.
Piętnastolatka była niska i odrobinę przy kości. Czarne włosy sięgały jej ledwo za uszy, a ciekawskie spojrzenie brązowych oczu czujnie śledziło Alexa. Rysy twarzy miała zupełnie inne niż on. Nie wspominając o charakterze: Lucy była przebojowa, głośna i niezdarna.
– Dobra, dobra, już sobie idę… – zwlokła się z krzesła, pomachała mi na pożegnanie i poszła na piętro, najpewniej do swojego pokoju.
Spojrzałam pytająco na chłopaka. Uśmiechnął się w odpowiedzi, zbierając do kupy resztę worków ze śmieciami.
– Gdybym tylko pozwolił, weszłaby mi na głowę. Bywa nieznośna. I to często.
– Czasem chciałabym się przekonać na własnej skórze, jak to jest mieć rodzeństwo – sięgnęłam po płaszcz i narzuciłam go na siebie.
Blondyn uśmiechnął się tylko i ruszył w kierunku wyjścia. Na dworze powoli zaczynało się ściemniać, a powietrze zrobiło się dziwnie ciężkie. Jak przystało na dżentelmena, Alex otworzył mi drzwi po stronie pasażera. Wsiadłam, a on po chwili do mnie dołączył.
Odpalił silnik i powoli wycofał, by wjechać na ulicę. Przyglądałam się jego ruchom. Wszystkie wydawały się pewne i przemyślane, chociaż prowadził auto swobodnie. Mój wzrok spoczął na twarzy chłopaka i od razu coś mi się przypomniało.
– Alex… – zaczęłam niepewnie.
Nie chciałam go urazić. Powoli mieliłam słowa w ustach.
– Tak? – rzucił mi krótkie spojrzenie i uśmiechnął się zadowolony.
Chyba spodobało mu się, że zwróciłam się do niego po imieniu.
– Ty i Lucy… Nie jesteście do siebie zbytnio podobni, co nie? Właściwie to w og…
– W ogóle nie widać podobieństwa? – wszedł mi w słowo.
Przez chwilę wydawało mi się, że go zdenerwowałam. On jednak jak zwykle pozostał spokojny.
– Jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi…
– Wybacz, jeśli cię…
– …ale na pewno nie pierwszą, która to zauważyła – dokończył, nie spuszczając wzroku z drogi przed sobą. – Do rodziców też nie jestem podobny. Ani do dziadków – wyliczał.
Zrobiło mi się gorąco ze wstydu. Czyżbym przez głupie pytanie zmusiła go do wyznania być może przykrej dla niego prawdy? Nigdy nie chciałam, aby miał do mnie o coś żal.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy na jego ustach zobaczyłam uśmiech.
– I tak prędzej czy później byś się dowiedziała – w jego głosie wyczułam ulgę. – Właściwie dobrze, że o tym wspomniałaś. Chcę, żebyś wiedziała o mnie wszystko.
To zabrzmiało jak wyznanie. Zamrugałam kilka razy i nawet nie zauważyłam, że zatrzymaliśmy się już przed moim domem. Alex mógł w końcu na mnie popatrzeć. Nachylił się nieznacznie i nie spuszczał wzroku z moich oczu.
– Mam nadzieję, że nie zmienisz do mnie nastawienia po tym, co usłyszysz – rzekł z powagą.
Pokręciłam tylko głową w odpowiedzi. Byłam zbyt zaskoczona i ciekawa, by się odezwać.
– Kiedy miałem cztery lata moi rodzice znaleźli mnie w lesie. Szukali moich opiekunów, ale nic z tego nie wyszło. Nie mieli na mój temat żadnych informacji.
– Nie mogłeś im powiedzieć, jak się nazywasz? Na pewno w spisie ludności któregoś z miast byłoby dziecko o takim imieniu i nazwisku.
– Zrobiłbym to, gdybym tylko potrafił mówić i znał swoje imię – mówił, jakby pozbywał się z barków wielkiego ciężaru.
Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Te szmaragdowe oczy skrywały tyle tajemnic. Cała jego osoba nagle stała się… fascynująca. Widziałam, że patrzy na mnie i czeka na jakąkolwiek odpowiedź. Mimo to ja milczałam.
– Może to jednak za dużo informacji jak na jeden wieczór… – zaczął przygaszony.
– Zazdroszczę ci – wydusiłam, gapiąc się na swoje kolana. – Jesteś inny. Niezwyczajny. Nie wiesz jeszcze, na co cię stać.
Musiałam zaskoczyć go tymi słowami. Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
– Dziękuję – powiedział cicho.
Zerknęłam na niego i poczułam, jak jego palce wplatają się w moje. Spojrzałam na nasze złączone dłonie, które wyraźnie różniły się kolorem. Alex miał wyjątkowo jasną karnację, a ja zawsze byłam rumiana.
– Zjemy jutro razem lunch? – zaproponował.
Znał mnie na tyle, że wiedział, że na więcej w tej chwili nie może sobie pozwolić. Kiedy wspomniał o następnym dniu, przypomniało mi się, co miałam w planach.
– Jutro w porze lunchu mam do załatwienia pewną sprawę z Sarah, wybacz – zrobiłam przepraszającą minę.
– Szkoda, ale pojutrze też jest dzień – uśmiechnął się. – A cóż to za sprawa niecierpiąca zwłoki?
– Pewnie ci się to nie spodoba… – zawahałam się.
Wiedziałam, jak duże poszanowanie dla zasad ma Alex, a ja zamierzałam je nagiąć. Wstrzymywałam przez chwilę oddech, zastanawiając się, ile mogę mu wyznać.
– Chcemy włamać się do szkolnych kartotek i trochę powęszyć – wydusiłam w końcu.
– Po co?
– Pamiętasz, jak ci mówiłam, że cała sprawa z Selvą wydaje się podejrzana? Milczenie nauczycieli, jego zniknięcie… Postanowiłam, że go odnajdę i sprowadzę na dobrą drogę – powiedziałam z dumą.
– Wybacz, ale to nie jest dobry pomysł… – powiedział poważnie. – Nauczyciele muszą mieć powód, dla którego milczą. Gdyby mogli go sprowadzić z powrotem, już dawno by to zrobili.
Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Alex miał rację. Teoretycznie.
– Być może – zgodziłam się. – Jednak… Powinien być od nas o rok starszy, czyli już pełnoletni. Nikt w tym wypadku nie może go do niczego zmusić.
Alex milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Nie daj się przyłapać – poradził i zerknął ponad moim ramieniem. – Chyba będziemy musieli się pożegnać – dodał.
Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam twarz mamy zerkającej na nas z okna w kuchni. Na dworze było już ciemno, więc nic dziwnego, że się martwiła. Przeniosłam wzrok na Alexa.
– Późno już – powiedziałam cicho. – Uważaj na siebie.
Nachylił się i przybliżył do mnie. Wiedziałam, co się święci. Nie byłam jeszcze na to gotowa. Przekręciłam głowę i wtuliłam ją w bok jego szyi. Poczułam, że obejmuje mnie w talii, więc postanowiłam się wycofać.
– Dobranoc – szepnęłam tylko i się odsunęłam.
Szybko wysiadłam z samochodu i pognałam krętym chodnikiem, który zaprowadził mnie wprost pod frontowe drzwi. Gdy wchodziłam do domu, usłyszałam samochód odjeżdżający spod bramy. Weszłam do środka i zamknęłam wszystkie zamki.
– Miałaś wrócić przed zmrokiem – mama wyszła z kuchni.
Była zdenerwowana.
– Zagadałam się z Alexem – rzuciłam tylko, zdejmując płaszcz i buty. – To raptem pół godziny spóźnienia.
– Na pewno wiesz, że niebezpiecznie jest teraz chodzić w nocy po mieście – głos się jej załamywał.
– Nigdzie nie łaziłam. Alex odwiózł mnie pod sam dom – wciąż jeszcze byłam dla niej oschła. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że ma przede mną tajemnice. – Idę spać – oznajmiłam i ruszyłam po schodach na górę.
Zanim otrząsnęła się z chwilowego szoku i zdążyła powiedzieć coś jeszcze, już siedziałam w swoim pokoju. Mimo dość wczesnej pory postanowiłam wziąć prysznic, położyć się spać i zapomnieć o wszystkim, co działo się tego dnia.ROZDZIAŁ 3
– Psst! Lili!
Natarczywy szept nie dawał mi spokoju przez całą lekcję matematyki.
Obejrzałam się dyskretnie i popukałam się palcem w czoło. Sarah zaczynała mnie już wkurzać. Zwłaszcza że kilka ławek dalej siedział Alex i co chwila na nas zerkał. Widząc mój gest, skrzyżowała ręce na piersi i przez resztę lekcji, czyli niecałe dziesięć minut, nie odezwała się ani słowem.
Tego dnia prawie spóźniłam się do szkoły, więc nie miałyśmy czasu pogadać przed zajęciami. Gdy w końcu wyszłyśmy na przerwę, od razu mnie dopadła.
– Gadaj! – rozkazała, gdy tylko znalazłyśmy się w bezpiecznej odległości od Alexa.
Opowiedziałam jej więc o poprzednim wieczorze i rozmowie w samochodzie. Pominęłam tylko fragment, w którym zwierzał mi się ze swej tajemniczej przeszłości. Nie chciałam, by miał mi za złe, że rozpowiadam ludziom to, co mi wyznał.
– I tylko tyle? – wydawała się nieusatysfakcjonowana.
– Aż tyle – poprawiłam. – Dziwię się, że udało mi się zdobyć chociaż na coś takiego.
– Naprawdę nie kusi cię, by sprawdzić, jak to będzie? Całowanie jest super! – zawołała z entuzjazmem. – Nie wspominając już o…
– Oczywiście, że mnie kusi! – przerwałam jej w panice. – Ale na wszystko potrzeba czasu… – chciałam jak najszybciej zakończyć ten temat. – Lepiej mi powiedz, gdzie tak nagle zniknęłaś z Tomem.
Na jej twarzy odmalowało się nieskończone znudzenie.
– Daj spokój – mruknęła. – Pojechaliśmy do niego. Myślałam, że będzie lepszy w te klocki.
Już ja dobrze wiedziałam, co miała na myśli. Sarah zawsze wydawała się dojrzalsza ode mnie w wielu kwestiach, choć była prawie o rok młodsza! Zazdrościłam jej tej pewności siebie, chociaż wiedziałam, że ciągłe zmiany partnerów nie są dla mnie.
Po kolejnych dwóch godzinach zajęć wreszcie przyszła pora lunchu. Zaczaiłyśmy się obok kantyny, żeby sprawdzić, czy większość nauczycieli dotarła już na obiad.
– Dobra, spadamy. Mamy mało czasu – szepnęłam konspiracyjnie.
Ledwo zdążyłyśmy wybiec za róg korytarza, kiedy na kogoś wpadłam.
– Przepraszam… – zaczęłam, ale gdy uniosłam głowę, trochę się zdziwiłam. – Alex?
– Więc naprawdę zamierzacie tam pójść.
Było coś dziwnego w jego postawie. Nie wiedziałam, czy martwi się o nas, czy zwyczajnie nie popiera łamania szkolnego regulaminu.
– Daj spokój. Jeśli nas nie wydasz, nic nam nie grozi – warknęła Sarah, pociągnęła mnie za rękę i zgrabnie wyminęła blondyna. – Niepotrzebnie mu o tym mówiłaś… – mruknęła mi do ucha.
– Nadal uważam, że nie powinnyście tego robić! – zawołał, odwracając się w naszą stronę, chociaż byłyśmy już kawałek od niego.
– Sztywniak – skwitowała Ruda ze złością.
Miałam mieszane uczucia. Dziwiło mnie zachowanie Alexa. Dlaczego się tym tak przejmuje?
Zanim się obejrzałam, byłyśmy pod drzwiami sekretariatu. Pani, która tam urzędowała, też już wyszła na przerwę obiadową. Sarah wyciągnęła z kieszeni klucz.
– Skąd go masz? – zapytałam zaskoczona.
– Pożyczyłam zapasowy, gdy babka z sekretariatu zagadała się przez telefon.
– Czyli go ukradłaś? – nie mogłam w to uwierzyć. – Nie miałaś przypadkiem poradzić sobie drutem? Mówiłaś, że nieraz włamywałaś się w ten sposób do pokojów braci – rzuciłam szeptem.
– Nie sądzisz, że tak będzie szybciej? – skrzywiła się. – Poza tym to tobie zależy na tym, żeby odkryć tajemnicę jakiegoś tam chłopaka. Ja ci tylko pomagam, niewdzięcznico.
Machnęłam ręką, bo w sumie miała trochę racji…
Upewniłyśmy się, że nikt nas nie obserwuje.
– Tylko się pospiesz. Nie wiem, ile mamy czasu – ponagliła mnie.
Skinęłam głową i weszłam do środka. Sarah miała stać na czatach i w razie czego zagadać sekretarkę, jeśli ta wróciłaby zbyt szybko.
Pospiesznie weszłam do zaciemnionego pomieszczenia z kartotekami uczniów. Na szczęście tutaj nie był potrzebny klucz. Przymknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się dookoła.
Żaluzje w oknach były opuszczone, jednak przeciskała się przez nie wystarczająca ilość światła, bym mogła rozróżniać litery na metalowych szafkach. Doskoczyłam do szuflady z wielką literą „S”. Przewertowałam masę aktówek z nazwiskami i imionami uczniów. Nie znalazłam tam tego, czego szukałam, więc przeszłam do półki niżej.
– Se… Se… – mruczałam do siebie, przesuwając w pośpiechu kolejne foldery. – Jest!
Wyciągnęłam teczkę i ją otworzyłam. Czułam narastające podniecenie, zupełnie jakbym właśnie wygrała los na loterii.
– Selva Nathaniel – odczytałam.
W jego kartotece brakowało zdjęcia, a informacje były cząstkowe. Dowiedziałam się jednak najważniejszego – gdzie mieszka. Zrobiłam telefonem kilka zdjęć. Przejrzałam resztę zapisków, które mówiły, skąd chłopak pochodzi i kto jest jego prawnym opiekunem.
Starałam się to wszystko zapamiętać, kiedy nagle usłyszałam głosy za drzwiami sekretariatu. W pośpiechu umieściłam teczkę na miejscu, zamknęłam szufladę i wyszłam z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
– Proszę spojrzeć, panno Rubens, sekretariat był otwarty – Sarah uchyliła drewniane drzwi i zerknęła na mnie z nadzieją w oczach. – I co, Lili? Kręcił się tu ktoś podejrzany?
Sekretarka weszła do środka i rozejrzała się przestraszona. Mrugała nerwowo zza grubych oprawek okularów.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki