Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Teodora - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Teodora - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 255 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Osob­na od­bi­ta z dwu­ty­go­dni­ka ilu­stro­wa­ne­go „Świat”.

TEO­DO­RA

Dra­mat w pię­ciu ak­tach

przez

Wik­to­ry­na Sar­dou.

Prze­kład

Zyg­mun­ta Sar­nec­kie­go.

KRA­KÓW.

NA­KŁA­DEM RE­DAK­CYI "ŚWIA­TA"

1893.

(wo­bec scen pol­skich za­strze­ga­ją się pra­wa tłó­ma­cza).

Kra­ków – Druk Wł. L An­czy­ca i SPÓŁ­KI, pod zarz. J.Ga­dow­skie­go

OSO­BY:

AN­DRE­AS.

JU­STY­NIAN",

BE­LI­ZA­RY­USZ.

MAR­CEL­LUS, cen­tu­rion gwar­dyi.

KA­RI­BERT.
NI­CE­FOR.

EU­FRA­TAS, na­czel­nik enu­chów.
EN­DE­MON", pre­fekt mia­sta.

FA­BER,

AGA­TON,

KAL­CHAS, woź­ni­ca cyr­ko­wy, nie­bie­ski.

LI­KO­STRA­TES.
TRY­BO­NIAN, kwe­stor.

PRY­SKUS, se­kre­tarz ce­sa­rza.

PA­WEŁ, bi­skup Ale­san­dryj­ski.

AMRU, po­grom­ca zwie­rząt dzi­kich.

MUN­DUS, wiel­ko­rząd­ca Il­ly­ryi, wnuk At­tyl­li.

KOS­STA­SCIO­LUS, Syn jego.

ORY­TES, po­seł per­ski.

PE­TROS, wiel­ki skarb­nik, oj­ciec Ni­ce­fo­ra.

MI­CHAŁ ALE­XY nie­wol­ni­cy

KAT.

MISTRZ CE­RE­MO­NII.

TEO­DO­RA.

AN­TO­NI­NA.

TA­MY­RIS.

IFIS.

KAL­LI­ROE.
MA­CE­DO­NIA.

A K T I.

Wiel­ka sala pa­ła­co­wa. W głę­bi ga­le­rya o po­dwój­nem prze­cię­ciu;
w niej na lewo wej­ście do ko­ścio­ła. Głąb sta­no­wią ar­ka­dy opa-
trzo­ne bo­ga­te­mi ko­ta­ra­mi. Na lewo po­ko­je ce­sa­rzo­wej. Na pra­wo
drzwi, wio­dą­ce do apar­ta­men­tów ce­sa­rza. Na sce­nie, na lewo,
tron (w kształ­cie łoża) za­sła­ny ko­bier­ca­mi, dro­gie­mi ma­te­ry­ami,
fu­tra­mi, po­dusz­ka­mi. Opar­cie na wzór roz­war­te­go pa­wie­go ogo­na.
W pew­nej od­le­gło­ści od tro­nu, na lewo i pra­wo, dwa ta­bu­re­ty
wschod­nie, wy­kła­da­ne per­ło­wą ma­ci­cą. Tuż przy łóżu na lewo,
tar­cza mo­sięż­na słu­żą­ca za dzwon. Na przo­dzie sce­ny, po pod-
nie­sie­niu za­sło­ny, spo­strze­ga­my tyl­ko Eu­fra­ta­sa i Ka­ri­ber­ta. Pa-
try­cy­usze, eu­nu­chy, gwar­dzi­ści, za­peł­nia­jąc prze­cię­cie za arka-
dami, ocze­ku­ją na uka­za­nie się ce­sa­rzo­wej. Siy­chać or­ga­ny,
brzmią­ce hym­na­mi re­li­gij­ne­mi.

Ob­raz l.

SCE­NA I.

KA­HI­BERT, EU­FRA­TAS, (póź­niej) BE­LI­ZA­RY­USZ, MU­DYS, PA-
WEŁ, ORY­TES, PE­TROS, NI­CE­FOR, (póź­niej jesz­cze) MAR­CEL­LUS.

EU­FRA­TAS (z dłu­gą bia­łą la­secz­ką, w dło­ni, za­trzy­mu­je Kari-
ber­ta przy­by­wa­ją­ce­go z głę­bi).

Po­wo­li mło­dzień­cze. Do­kąd spie­szysz?

KA­RI­BERT.

Wszak­że tu­taj ce­sa­rzo­wa udzie­la au­dy­en­cyj?

8 WiK­to­ryn _

EU­FRA­TAS.

A masz po­zwo­le­nie wej­ścia?

KA­RI­BERT.

Oto jest (po­da­je zna­czek z ko­ści sło­nio­wej). Udzie­lił mi
je wiel­ki mistrz dwo­ru.

EU­FRA­TAS.

Do­brze. – Jej ce­sar­ska świą­to­bli­wość skła­da wie­czor­ne
mo­dły w ka­pli­cy, u stóp Pana za­stę­pów! {Spo­glą­da na zna-
czek otrzy­ma­ny). Je­steś Gal­lem?

KA­RI­BERT.

Fran­kiem po­wiedz ra­czej.

EU­FRA­TAS.

A z ja­kie­go mia­sta?

KA­RI­BERT.

Z Lu­te­cyi.

EU­FRA­TAS.

Gród Pa­ry­ża­nów, gdzie ce­sarz Ju­lian tak dłu­go prze-
bjwalf

KA­RI­BERT.

Tak.

EU­FRA­TAS.

Było to dlań karą za apo­sla­zyę. Po­wia­da­ją, że ist­ne
ba­gno ta Lu­le­cya?

KA­RIB­KRT.

Ba­gno!!… nie­ko­niecz­nie. No! co praw­da desz­czów
u nas nie brak­nie.

ETI­FRA­TAS.

Do­brze więc uczy­ni­łeś, opusz­cza­jąc oj­czy­zną żab dla wiel­kie­go Kon­stan­ty­no­po­la, zwa­ne­go źre­ni­cą Świa­ta. A co
spro­wa­dza cię z tak da­le­ka?

KA­RI­BERT.

Po­sel­stwo do chwa­ły peł­ne­go ce­sa­rza. Chcia­łem jed-
nak wprzó­dy zło­żyć po­kłon ce­sa­rzo­wej.

EU­FRA­TAS.

Wy­bor­nie mło­dzień­cze; mą­drze so­bie po­czy­nasz. Mnie-
mam, że nie przy­by­wasz z próż­ne­mi rę­ka­mi?

KA­RI­BERT.

Jesz­cze by też!… Ko­bie­ty w Gal­lii, sły­ną z pięk­nych
pło­wych wło­sów, któ­re u was są mod­ne pono – Przy­wo­żę
za­tem dla ce­sa­rzo­wej, prócz in­nych cen­nych po­dar­ków,
cały ła­du­nek naj­cień­szych war­ko­czy, róż­nych od­cie­ni, od
zło­tych jak sło­ma, do ru­dych jak miedź.

EU­FRA­TAS.

Dar twój mile bę­dzie przy­ję­ty. Na­sza pani bo­ska, dba
wiel­ce o te sztucz­ne stro­ju ozdo­by.

KA­RI­BERT.

Bez któ­rych jed­nak obejść by się mo­gła, sły­nie bo-
wiem z pięk­no­ści.

EU­FRA­TAS.

Nie­za­wod­nie.

KA­RI­BERT.

Mó­wią u nas na­wet, że wła­śnie ta pięk­ność była je-
dy­nym po­wo­dem jej wy­nie­sie­nia; że uro­dze­nie nie prze-
zna­cza­ło jej w udzia­le pur­pu­ry ce­sar­skiej.

EU­FRA­TAS.

W isto­cie.

KA­RI­BERT.

ByŁo cor­ka niedź­wed­ni­ka w hi­po­dro­mie?

EU­FRA­TAS.

Tak, Aka­ciu­sza.

ka­ri­bert.

Od dziec­ka bra­ła udział w igrzy­skach cyr­ko­wych?

EU­FRA­TAS

Od lal czter­na­stu!… Tak jak mnie wi­dzisz mło­dzień-
cze, pa­trzy­łem na nią, na bo­ską Teo­do­rę, sto­ją­cą na ko­niu
w pę­dzie i igra­ją­cą w po­wie­trzu po­ma­rań­cza­mi… Ale to
sta­re dzie­je, o któ­rych le­piej nie wspo­mi­nać.

KA­RI­BERT.

W sa­mej rze­czy, dziw­ne!… dziw­ne, że ce­sarz po­jął
za żonę he­car­kę!… Zwłasz­cza, że ob­mo­wa…

EU­FRA­TAS.

Milcz mło­dzień­cze! Gal­lo­wie zbyt ła­two szer­mu­ją ję-
zy­kiem. Trzy­maj swój na wo­dzy, a tego co usły­szysz o prze-
za­cnej i wiel­ce po­boż­nej Teo­do­rze nig­dy nie po­wta­rzaj.
Dary jej umy­słu i wdzię­ki, uspra­wie­dli­wia­ją wy­bor na­sze­go
wznio­słe­go ce­sa­rza. (Po chi­wi­li). Co do ety­kie­ty, dam ei
tak­że jesz­cze jed­ną radę. Kie­dy przy­pusz­czo­ny zo­sta­niesz
do naj­wyż­sze­go za­szczy­tu uca­ło­wa­nia nó­żek na­szej mo­nar-
chi­ni, pa­mię­taj rzuć się na ko­la­na. To ry­tu­ał usta­no­wio­ny
przez sa­me­go ce­sa­rza.

KA­RI­BERT.

Wiem o tem… po­trze­ba paść na twarz.

EU­FRA­TAS.

Tak.

KA­RI­BERT.

Nie o zwy­czaj­ny po­kłon cho­dzi, lecz o ubó­stwie­nie.

EU­FRA­TAS.

Tak, tak wła­śnie. For­mu­łą urzę­do­wą, zwra­ca­jąc mowę
do ce­sa­rzo­wej, jest wy­raz „Pani” albo „Au­gu­sta”. Do ce-
sa­rza masz mó­wić: „Pa­nie mój-' albo,.Sa­mo­wład­co”… Co
do mnie zaś…

KA­RI­BERT.

Chcia­łem cię wła­śnie o to za­py­tać!

EU­FRA­TAS.

Urzę­do­wi memu od­po­wia­da „sza­now­ny”.

KA­RI­BERT.

Ja­kiż urząd pia­stu­jesz 1

EU­FRA­TAS.

Je­stem na­czel­ni­kiem we­wnętrz­nej stra­ży pa­ła­co­wej.

KA­RI­BERT.

Win­szu­ję. (Sły­chać or­ga­ny za sce­ną).

EU­FRA­TAS. (kła­nia­jąc się pa­trj­cy­uszom, któ­rzy wcho­dzą. Roz-
ma­ita gra­da­cya ukło­nów).

Niech szczę­ście sprzy­ja ja­śnie oświe­co­ne­mu. (Do in-
nego). Czci­god­ny, bądź po­zdro­wio­ny.

KA­RI­BERT (po ci­chu do Eu­fra­ta­sa).
Wszak to wszyst­ko pa­try­cy­usze, nie­praw­daż?

EU­FRA­TAS.

Tak. – Jak ty ocze­ku­ją na au­dy­en­cyę.

KA­RI­BERT.

Kto jest ten wy­so­ki… tam… o po­strzy­żo­nych wło-
sach?

EU­FRA­TAS.

Chwa­ły-peł­ny Mun­dus, wnuk Atyl­li. Przy­jąl chrzest;
po­wie­rzo­no mu wiel­ko­rządz­two Il­l­ryi. – Tam da­iej, sa­tra­pa
w mi­trze o tre­fio­nych wło­sach, to Ory­tes, po­seł per­skie­go
kró­la Ko­zro­esa; a sta­rzec o si­wej bro­dzie, to była emi­nen-
cya Pa­weł, ar­cy­ka­płan Alek­san­dryi, dziś zrzu­co­ny z bi­sku-
pie­go tro­nu. (Wcho­dzą Pe­tros i Ni­ce­for).

KA­RI­BERT.

A ten, przed któ­rym wszy­scy schy­la­ją się aż do­zie-
mi,.. (Pe­tros prze­cho­dzi sce­nę i wcho­dzi do po­ko­jów ce­sa­rza).

EU­FRA­TAS.

Nikt przed nim do­syć się nie uni­ży! (Po­chy­la się nie­mal
do ko­lan przy­by­łe­mu. – Do Ka­ri­ber­ta). To jego nie­ska­zi­tel-
ność, prze­świet­ny Pe­tros Bar­sy­anus, wiel­ki skarb­nik pań­stwa.
Uda­je się do ce­sa­rza… Oho! w ja­kich ła­skach!… Mło­dzie
nieć, któ­ry mu to­wa­rzy­szył, to syn jego Ni­ce­for, je­den z na-
szych pa­try­cy­uszów, któ­rzy two­rzą mody i przo­du­ją hula-
kom wyż­sze­go świa­ta. (Pe­tros wy­szedł – Ni­ce­for po­zo­stał).

KA­RI­BERT.

A ten tam, mąż wy­nio­sły, sam je­den na ubo­czu?…
Wszy­scy zda­ją się go uni­kać..,

EU­FRA­TAS.

Och!… to Be­li­za­riusz!

KA­RI­BERT.

Wódz?

EU­FRA­TAS.

Tak.

KA­RI­BERT.

Wiel­ki wódz!

EU­FRA­TAS.

Tak, ale w nie­ła­sce.

KA­RI­BERT.

On?

EU­FRA­TAS.

W naj­zu­peł­niej­szej nie­ła­sce.

KA­RI­BERT.

Czy być może?

EU­FRA­TAS.

Żo­nie jego, cią­gle do­brze wi­dzia­nej przez na­szą świę­tą
pa­nią, od­dasz wło­sy, któ­re przy­wio­złeś. Jest ona mi­strzy-
nią pa­ła­cu.

KA­RI­BERT.

Zwie się?

EU­FRA­TAS.

An­to­ni­na.

KA­RI­BERT.

Ach! tak; i o niej sły­sza­łem; i jej sła­wa do­szła do
nas. Daw­na to­wa­rzysz­ka ce­sa­rzo­wej z hi­po­dro­mu, cór­ka
woź­ni­cy?

EU­FRA­TAS.

I wróż­ki.

KA­RI­BERT.

Nie­gdyś.sta­tyst­ka w pan­to­mi­nach cyr­ko­wych.

EU­FRA­TAS.

Dziś pa­try­cya o zło­tym pa­sie.

KA­RI­BERT.

Chęt­nie go pono roz­pi­na?…

EU­FRA­TAS.

Strzeż się Pa­ry­ża­ni­nie I Tu i mury mają uszy.

KA­RI­BERT (Śmie­jąc się).
Je­śli wszyst­ko praw­da, co po­wia­da­ją?

EU­FRA­TAS.

Wszy­stlio!… nie. Ale strzeż się mój synu. W na-
szem mie­ście peł­no szpie­gów i to tam wła­śnie, gdzie ich naj-
mniej spo­dzie­wać się mo­żesz.

KA­RI­BERT.

Dzię­ku­ję za ostrze­że­nie.

EU­FRA­TAS.

Pro­szę cię, po­wtórz mi imię swo­je.

KA­RI­BERT (od­cho­dząc w głąb).
Ka­ri­bert. (Póź­niej uj­rzaw­szy An­to­ni­nę po­wra­ca).

EU­FRA­TAS (na przo­dzie sce­ny).
Do­brze (wyj­mu­je ta­blicz­ki i pi­sze). „Ka­ri­bert… Mieć
na nie­go ba­cze­nie. ?le my­ślą­cy".

SCE­NA II.

CIŻ SAMI I AN­TO­NI­NA.

AN­TO­NI­NA (wy­cho­dząc z po­ko­ju na lewo do Eu­fra­ta­sa).
Eu­fra­tas! Czy Au­gu­sta mo­dli się jesz­cze?

EU­FRA­TAS (z naj­głęb­szym ukło­nem).
Jesz­cze pa­try­cyo; ale na­bo­żeń­stwo skoń­czy się wkrót­ce.
(An­to­ni­na prze­cho­dzi w głę­bi, wszy­scy się jej kła­nia­ją).

KA­RI­BERT.

Kto jest ta pięk­na oso­ba?

EU­FRA­TAS.

Mi­strzy­ni pa­ła­cu.

EU­FRA­TAS.

An­to­ni­na?

Etl­FRA­TAS.

Żona Be­li­za­riu­sza.

KA­RI­BERT.

Ach.' ach!… przed­staw mnie jej z ła­ski swo­jej!

EU­FRA­TAS.

Po­zwól pa­try­cyo temu mło­de­mu bar­ba­rzyń­co­wi zło-
żyć u Stóp twych hołd uwiel­bie­nia.

AN­TO­NI­NA (pa­trząc nań z za­ję­ciem).
Kto on jest?

EU­FRA­TAS.

Pa­ry­ża­nin, przy­by­wa­ją­cy z Lu­te­cyi, dla zło­że­nia bo-
skiej ce­sa­rzo­wej ha­ra­czu z wło­sów pło­wych.

AN­TO­NI­NA.

Ach!

KA­RI­BERT.

Przy­wio­złem tyle, że będę mogł ofia­ro­wać je tak­że
je­dy­nej pięk­no­ści, je­dy­nej bo­gi­ni, god­nej współ­za­wod­ni­czyć
z We­ne­rą-ce­sa­rzo­wą.

AN­TO­NI­NA.

Przyj­mę je z przy­jem­no­ścią.

EU­FRA­TAS (po ci­chu).

Do­brze!… Do­sko­na­le!… Wy­bor­nie so­bie po­czy­nasz.

AN­TO­NII­NA.

Czy ce­sa­rzo­wa do­pu­ści­ła już tego mło­dzień­ca przed
swo­je ob­li­cze?

EU­FRA­TAS.

Nie jesz­cze.

AN­TO­NII­NA.

Będę mia­ła za­tem przy­jem­ność przed­sta­wić go sama.

KA­RI­BERT.

Ży­cie całe wdzięcz­ny ci będę.

AN­TO­NI­NA (do Eu­fra­ta­sa).
Ten mło­dy Gal jest istot­nie przy­stoj­ny.

EU­FRA­TAS.

Nie­praw­daż pa­try­cyo?… Oko… ist­ny żar! A łyd-
ka… spoj­rzyj na łyd­kę.

AN­TO­NI­NA (po chi­wi­li).

Co­kol­wiek­bądź mój Eu­fra­ta­sie, ci bar­ba­rzyń­cy wy­glą
dają pięk­niej i zdro­wiej od na­szych Rzy­mian.

EU­FRA­TAS (żywo do Ka­ri­ber­ta).

Wy­bor­nie!… Mło­dzień­cze, do­sko­na­le I Je­steś już w ła-
skach mi­strzy­ni pa­ła­cu.

KA­RI­BERT.

Czy tak?

EU­FRA­TAS.

O ! znam się na­tem! znam przedew­szyst­kiem ser­ce
An­to­ni­ny. Od cie­bie tyl­ko za­le­ży mło­dy szczę­śliw­cze uszcz-
knąć z nad jej pięk­ne­go czo­ła tyle ga­łą­zek myr­to­wych, ile
lau­ro­wych wień­ców nosi Be­li­za­riusz na gło­wie.

KA­RI­BERT.

Uszczk­nę ile tyl­ko… ona ze­chce. (Idzie w gląb).

EU­FRA­TAS.

Ta­kim! ta­kim wła­śnie być po­trze­ba! (d… s.) Ten zuch
doj­dzie bar­dzo wy­so­ko! (Bie­rze ta­blicz­ki, wy­kre­śla z nich eo
po­przed­nio na­pi­sał i pi­sze zno­wu). Có­żem to mó­wil? hę!…
„Mieć wzglę­dy dla Ka­ri­ber­ta! wiel­ka przy­szłość!”

(Or­ga­ny grzmią w świą­ty­ni. Drzwi jej się otwie­ra­ją. Po­ru­sze­nie
w głę­bi. Dwo­ra­cy co­fa­ją się. Uka­zu­je się Teo­do­ra oto­czo­na
swo­im nie­wie­ścim dwo­rem, eu­nu­cha­mi, itd. Wszy­scy zgro­ma-
dze­ni z na­chy­lo­nem czo­łem pa­da­ją na ko­la­na w mia­rę jak prze-
cho­dzi. Po­stę­pu­je po­wo­li przy od­gło­sie or­ga­nu z książ­ką do na-
bo­żeń­stwa w kość sło­nio­wą opraw­ną i sia­da na lożo. Ko­bie­ty
z ka­dziel­ni­ca­mi ją ota­cza­ją. An­to­ni­na przy niej, po­da­je jej kulę
krysz­ta­ło­wą dla od­świe­że­nia rąk).

SCE­NA III.

CiŻ SAMI I TEO­DO­RA.

TEO­DO­RA (do Eu­fra­ta­sa, schy­lo­ne­go do zie­mi).
Au­dy­en­cya otwar­ta!

EU­FRA­TAS (po­wsta­je i idzie skło­nić się przed sa­tra­pą, któ­ry
zbli­ża się do ce­sa­rzo­wej i przy­klę­ka na po­dusz­ce).

TEO­DO­RA (pa­trząc w ręcz­ne źwier­cia­del­ko).

Ach! to ty Ory­te­sie?

ORY­TES.

Przed wy­jaz­dem z Kon­stan­ty­no­po­la, przy­cho­dzę ucz-
cić słoń­ce, ży­ciem i świa­tłem da­rzą­ce.

TEO­DO­RA (ski­nie­niem ręki da­jąc mu znak, aby po­wstał).
Od­jeż­dżasz sa­tra­po 1

OEY­TES (sto­jąc).

Dziś w nocy Au­gu­sto… Twój po­kor­ny słu­ga bła­ga
cię, abyś przy­ję­ła na po­że­gna­nie te klej­no­ty, acz­kol­wiek
nie­god­ne są cie­bie… (Dwóch nie­wol­ni­ków sta­wia ku­fe­rek na-
peł­nio­ny klej­no­ta­mi, któ­re An­to­ni­na po­da­je ce­sa­rzo­wej w mia­rę
tego co na­stę­pu­je).

TEO­DO­RA.

Przyj­mu­ję je jako za­kład po­ko­ju, pa­nu­ją­ce­go od roku
po­mię­dzy pa­nem świa­ta a kró­lem kró­lów. W za­mian za
klej­no­ty… (mó­wiąc spo­glą­da na każ­dy z ko­lei i zdo­bi nie­mi
szy­ję, ra­mio­na etc)… udzie­lę twe­mu mo­nar­sze przy­ja­ciel-
skiej rady. Do­szło uszu na­szych, że Ko­zro­es mnie szka­lu­je.
(Po­ru­sze­nie Ory­te­sa). Milcz! – Dzi­wi się po­dob­no, że Ju­sty­nian
rzą­dzi się mo­jem zda­niem w każ­dem waż­niej­szem zda­rze-
niu… Po­wiesz kró­lo­wi Per­sów, iż ra­dzę mu, aby zgro­ma-
dził wszyst­kie swo­je żony – ma ich trzy ty­sią­ce – i za-
py­tał je co my­ślą o woj­nie jaką mi wy­po­wie­dzieć pra­gnie.
ORY­TES.

O woj­nie?

TEO­DO­RA.

Nie za­prze­czaj! Je­stem po­wia­do­mio­ną o wszyst­kiem.
Je­śli choć jed­na zona go od­wie­dzie od sza­lo­ne­go za­mia­ru,
niech inne wy­pę­dzi, a tej tyl­ko usłu­cha… ta jed­na jest
mu praw­dzi­wie życz­li­wą. Że­gnam cię sa­tra­po I… a po­zdrów
ode­mnie twe­go kró­la! (Ory­tes klę­ka, a po­tem od­cho­dzi. –
Be­li­za­riusz nie­śmia­ło zwra­ca się do Eu­fra­ta­sa).

EU­FRA­TAS (nie­chęt­nie).
Pa­try­cy­usz Be­li­za­riusz pro­si…

TEO­DO­RA (żywo).

Niech cze­ka! (do Mun­du­sa ski­nąw­szy nań, aby się zbli-
żył. Ży­czę ci szczę­ścia. Je­steś na­resz­cie wiel­ko­rząd­cą Il­li­ryi?

MUN­DUS.

Dzię­ki to­bie świę­ta pani, – a nie­wol­nik twój, u stóp
twych, skła­da wy­zna­nie wdzięcz­no­ści bez gra­nic.

TEO­DO­RA (po­da­jąc mu rękę do uca­ło­wa­nia).
Idź i po­zo­stań nam wier­ny. Bę­dzie­my mieć o to­bie
sta­ra­nie. (Mun­dus kła­nia się i wra­ca w głąb. Pa­weł po­stę­pu­je
" na­przód parę kro­ków. Ski­nie­niem ręki Teo­do­ra go od­da­la. Każe
An­to­ni­nie trzy­mać zwier­cia­dło i przy­glą­da się na­szyj­ni­ko­wi jaki
wło­ży­ła – do Eu­fra­la­sa). Na dziś już dość. Oprócz Be­li­za-
riu­sza nie przyj­mę ni­ko­go wię­cej. (Ka­ri­bert drgnął).

AN­TO­NI­NA (żywo).
Po­zwól mi pani pro­sić cię o jed­no spoj­rze­nie dla mło-
dego cu­dzo­ziem­ca.

TEO­DO­RA.

Gdzie jest?

AN­TO­NI­NA (da­jąc znak Ka­ri­ber­lo­wi, aby się zbli­żył).

U twych stóp pani, je­śli ra­czysz na to po­zwo­lić. (Dwo-
rza­nie, za­wie­dze­ni w na­dzie­jach co­fa­ją się. Ko­bie­ty na dany
znak przez An­to­ni­nę od­cho­dzą. Ka­ri­bert przy­klę­ka).

EU­FRA­TAS (do sie­bie, ści­ga­jąc wzro­kiem wszyst­kie po­ru­sze­nia
Ka­ri­ber­ta).

Do­brze! Bar­dzo do­brze! Te­raz po­kłon!… Do­sko-
nale!… Cze­ka go świet­na przy­szłość!

TEO­DO­RA.

Cze­go od nas pra­gnie?

AN­TO­NI­NA.

Bła­ga cię, abyś przy­ję­ła dary przy­wie­zio­ne z jego
kra­ju, hołd czci pe­łen.

TEO­DO­RA.

Ja­kiż to kraj? (An­to­ni­na daje znak Ka­ri­ber­to­wi, aby od-
po­wie­dział).

KA­RI­BERT.

Lu­te­cya, Au­gu­sto.

TEO­DO­RA.

Mia­sto Ju­ha­na, wśród trzcin i si­to­wia?

KA­RI­BERT.

Tak, Au­gu­sto.

TEO­DO­RA.

Fran­ko­wie będą za­wsze mile wi­dzia­ni na na­szym
dwo­rze. Kto jest two­im kró­lem obec­nie?

KA­RI­BERT.

Chil­de­bert,j syn Klo­do­wet­sza. Przez swe­go sy­now­ca,
twe­go po­kor­ne­go nie­wol­ni­ka, przy­sy­ła ci po­dar­ki.

TEO­DO­RA.

A!– po­cho­dzisz z krwi kró­lew­skiej?… Czy po­boż­na
Klo­tyl­da żyje jesz­cze?

KA­RI­BERT

Tak, Au­gu­sto,

TEO­DO­RA.

Jak­że zwie­cie wa­szą mło­dą kró­lo­wę?

KA­RI­BERT.

Ul­tro­go­tą.

TEO­DO­RA (śmie­jąc się).

Dziw­ne imię 1… Je­st­że pięk­ną?

KA­RI­BERT.

Wy­da­wa­ła mi się pięk­ną An­gu­sto, do­po­kąd nie po-
zna­łem w to­bie pięk­no­ści praw­dzi­wej.

EU­FRA­TAS (pól­glo­sem).

ślicz­nie!

TEO­DO­RA.

Nie taki on dzi­ki, jak się wy­da­je.

AN­TO­NI­NA (Żywo).

Nie­praw­daż?

TEO­DO­RA (spo­glą­da na nią z uśmie­chem – i zwra­ca się do Ka­ri­ber­ta).
A ty jak­że się zo­wieszf

KA­RI­BERT.

Ka­ri­bert.

TEO­DO­RA (po­da­jąc mu rękę do uca­ło­wa­nia).
A więc Ka­ri­ber­cie, od­dasz dary twe pa­try­cyi, któ­ra
je za mnie od­bie­rze.

KA­RI­BERT (po­wsta­je).
Bło­go­sła­wię ła­skę, jaką mi czy­nisz.

EU­FRA­TAS (na stro­nie).
Po­da­ła mu rękę… i rękę tak­że!

TEO­DO­RA (wo­ła­jąc).

Ni­ce­for!

NI­CE­POR (pod­bie­ga­jąc).

Pani!

TEO­DO­RA.

Po­le­cam na­sze­go go­ścia two­jej opie­ce. Za­wiedź go do
ce­sa­rza w mo­jem imie­niu. Opro­wa­dzaj po mie­ście. Bądź
jego prze­wod­ni­kiem… w pa­ła­cu, gdzie przj nas za­miesz­ka.

NI­CE­FOR

Do­brze, Au­gu­sto.

TEO­DO­RA.

Ju­tro od­bę­dą się igrzy­ska w hi­po­dro­mie. Za­trzy­mać
dlań miej­sce w loży ce­sar­skiej.

EU­FRA­TAS (na stro­nie).
Taka ła­ska!… już!

KA­RI­BERT (do Teo­do­ry).
Niech Bóg zsy­ła ci tyle po­myśl­no­ści ile wdzię­czen ci
je­stem.

EU­FRA­TAS (rzu­ca się ku Ka­ri­ber­to­wi, od­da­la­ją­ce­mu się. Pod­no­śi
przed nim ko­ta­rę).

Ach! oświe­co­ny! Jak­że szczę­śli­wym i dum­nym się
czu­ję, że moge uwa­żać się w Kon­stan­ty­no­po­lu za twegc
naj­star­sze­go przy­ja­cie­la. (Kła­nia się ni­sko Ka­ri­ber­to­wi, po­czci.
wy­cho­dzi głę­bią, spusz­cza­jąc za sobą ko­ta­rę).

SCE­NA IV.

TEO­DO­RA I AN­TO­NI­NA.
TEO­DO­RA.

Je­ste­śmy same. Usiądź… Mąż twój tam cze­ka. Mó-
wić z nim będę. Ce­sarz mnie­ma jak i ja, że na­ucz­ka była
wy­star­ca­ja­ca i że Be­li­za­riusz god­nym jest prze­ba­cze­nia

AN­TO­NI­NA.

Wiesz Au­gu­sto, że nikt go­rę­cej ode­mnie nie pra­gnął
dlań ła­ski… Ale… przez życz­li­wość dla twej wier­nej
słu­gi, wy­ma­ga­łaś, aby mi na­przód prze­ba­czył; wiesz zaś,
że od trzech mie­się­cy nie spoj­rzał na mnie na­wet. |

TEO­DO­RA.

Uspo­kój się. Nie co­fam mego przy­rze­cze­nia. Wa­sie
po­go­dze­nie się na­przód, ła­ska dlań po­tem. Je­śli upie­rać się
bę­dzie…

AN­TO­NI­NA.

Nie pani, upie­rać się nie bę­dzie. Po­wol­nym ci się sta-
nie i ła­god­nym jak dziec­ko.

TEO­DO­RA.

Cho­ciaż?…

AN­TO­NII­NA.

Sześć­dzie­się­cio­let­nie jego oczy wi­dzia­ły mnie wy­stę-
pną, ale ser­ce le­d­wie dwa­dzie­ścia lat li­czą­ce, pra­gnie wie-
rzyć w moją nie­win­ność.

TEO­DO­RA.

To wię­cej niż mi­łość! To chy­ba cza­ry…

AN­TO­NI­NA.

Może…

TEO­DO­RA.

Uży­łaś cza­rów?

AN­TO­NI­NA.

Tak pani.

TEO­DO­RA.

Za­zdrosz­czę ci… Jak­kol­wiek wiel­ką jest wła­dza moja
nad Ju­sty­nia­nem, nie się­ga jed­nak tak da­le­ko.

AN­TO­NI­NA.

Od cie­bie za­le­żeć bę­dzie pani…

TEO­DO­RA.

Mów więc… pra­gnę się do­wie­dzieć.

AN­TO­NI­NA.

Czy przy­po­mi­nasz so­bie sta­rą Egip­cy­an­kę, któ­ra była
ra­zem z nami w Alek­san­dryt w cyr­ku Aga­cia­sa?

TEO­DO­RA.

Ta­my­ris?

AN­TO­NI­NA.

Ta­my­ris, któ­ra od­ga­dy­wa­ła przy­szłość ze zwier­cia­dła
i z dło­ni?

TEO­DO­RA.

Prze­po­wie­dzia­ła rai naj­wyż­sze do­sto­jeń­stwa.

AN­TO­NI­NA.

Wi­dzisz, że się nie omy­li­ła! W nocy Ta­my­ris wy­cho-
dzi­ła na pola, aby zbie­rać zio­ła cza­ro­dziej­skie. Z nich to
przy­rzą­dza­ła ko­lo­ry, któ­re­mi za­bar­wia­ły­śmy lica, i Ięki prze-
ciw cho­ro­bom; po­sia­da­ła środ­ki za po­mo­cą któ­rych wy­gry-
wało się na pew­no w ko­ści i dzię­ki któ­rym, po­zna­wa­ły­śmy
ko­chan­ków bo­ga­tych, a wspa­nia­łych. Nad­to wy­ra­bia­ła na-
pój, obu­dza­ją­cy mi­łość.

TEO­DO­RA.

I to ten na­pój?

AN­TO­NI­NA.

Skra­dzio­ny prze­że­ra­nie… mu­szę to wy­znać… nie
by­łam bo­wiem wów­czas dość bo­ga­tą, aby go ku­pić. Na­pój
ten przy pierw­szem spo­tka­niu wla­łam Be­li­za­riu­szo­wi do pu­ha­ru z wi­nem. Uczy­ni­łam zeń mego ko­chan­ka, na­stęp­nie:
męża, w koń­cu nie­wol­ni­ka!… Ale z cza­sem moc jego się
zmniej­sza i wie­trze­je zu­peł­nie… Na­sza kłót­nia jest tego
do­wo­dem… Szu­ka­łam więc wszę­dzie Ta­my­ris.

TEO­EORA.

I gdzie ją zna­la­złaś?

AN­TO­NI­NA.

Tu w Kon­stan­ty­no­po­lu.

TEO­DO­RA.

Tu?

AN­TO­NI­NA.

W hi­po­dro­mie, w to­wa­rzy­stwie po­grom­ców przy­by­łych
przed trze­ma dnia­mi z Ra­wen­ny.

TEO­DO­RA.

I po­szłaś sama?

AN­TO­NI­NA.

W tej spra­wie nie mo­głam za­ufać ni­ko­mu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: