- W empik go
Teodora - ebook
Teodora - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 255 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TEODORA
Dramat w pięciu aktach
przez
Wiktoryna Sardou.
Przekład
Zygmunta Sarneckiego.
KRAKÓW.
NAKŁADEM REDAKCYI "ŚWIATA"
1893.
(wobec scen polskich zastrzegają się prawa tłómacza).
Kraków – Druk Wł. L Anczyca i SPÓŁKI, pod zarz. J.Gadowskiego
OSOBY:
ANDREAS.
JUSTYNIAN",
BELIZARYUSZ.
MARCELLUS, centurion gwardyi.
KARIBERT.
NICEFOR.
EUFRATAS, naczelnik enuchów.
ENDEMON", prefekt miasta.
FABER,
AGATON,
KALCHAS, woźnica cyrkowy, niebieski.
LIKOSTRATES.
TRYBONIAN, kwestor.
PRYSKUS, sekretarz cesarza.
PAWEŁ, biskup Alesandryjski.
AMRU, pogromca zwierząt dzikich.
MUNDUS, wielkorządca Illyryi, wnuk Attylli.
KOSSTASCIOLUS, Syn jego.
ORYTES, poseł perski.
PETROS, wielki skarbnik, ojciec Nicefora.
MICHAŁ ALEXY niewolnicy
KAT.
MISTRZ CEREMONII.
TEODORA.
ANTONINA.
TAMYRIS.
IFIS.
KALLIROE.
MACEDONIA.
A K T I.
Wielka sala pałacowa. W głębi galerya o podwójnem przecięciu;
w niej na lewo wejście do kościoła. Głąb stanowią arkady opa-
trzone bogatemi kotarami. Na lewo pokoje cesarzowej. Na prawo
drzwi, wiodące do apartamentów cesarza. Na scenie, na lewo,
tron (w kształcie łoża) zasłany kobiercami, drogiemi materyami,
futrami, poduszkami. Oparcie na wzór rozwartego pawiego ogona.
W pewnej odległości od tronu, na lewo i prawo, dwa taburety
wschodnie, wykładane perłową macicą. Tuż przy łóżu na lewo,
tarcza mosiężna służąca za dzwon. Na przodzie sceny, po pod-
niesieniu zasłony, spostrzegamy tylko Eufratasa i Kariberta. Pa-
trycyusze, eunuchy, gwardziści, zapełniając przecięcie za arka-
dami, oczekują na ukazanie się cesarzowej. Siychać organy,
brzmiące hymnami religijnemi.
Obraz l.
SCENA I.
KAHIBERT, EUFRATAS, (później) BELIZARYUSZ, MUDYS, PA-
WEŁ, ORYTES, PETROS, NICEFOR, (później jeszcze) MARCELLUS.
EUFRATAS (z długą białą laseczką, w dłoni, zatrzymuje Kari-
berta przybywającego z głębi).
Powoli młodzieńcze. Dokąd spieszysz?
KARIBERT.
Wszakże tutaj cesarzowa udziela audyencyj?
8 WiKtoryn _
EUFRATAS.
A masz pozwolenie wejścia?
KARIBERT.
Oto jest (podaje znaczek z kości słoniowej). Udzielił mi
je wielki mistrz dworu.
EUFRATAS.
Dobrze. – Jej cesarska świątobliwość składa wieczorne
modły w kaplicy, u stóp Pana zastępów! {Spogląda na zna-
czek otrzymany). Jesteś Gallem?
KARIBERT.
Frankiem powiedz raczej.
EUFRATAS.
A z jakiego miasta?
KARIBERT.
Z Lutecyi.
EUFRATAS.
Gród Paryżanów, gdzie cesarz Julian tak długo prze-
bjwalf
KARIBERT.
Tak.
EUFRATAS.
Było to dlań karą za aposlazyę. Powiadają, że istne
bagno ta Lulecya?
KARIBKRT.
Bagno!!… niekoniecznie. No! co prawda deszczów
u nas nie braknie.
ETIFRATAS.
Dobrze więc uczyniłeś, opuszczając ojczyzną żab dla wielkiego Konstantynopola, zwanego źrenicą Świata. A co
sprowadza cię z tak daleka?
KARIBERT.
Poselstwo do chwały pełnego cesarza. Chciałem jed-
nak wprzódy złożyć pokłon cesarzowej.
EUFRATAS.
Wybornie młodzieńcze; mądrze sobie poczynasz. Mnie-
mam, że nie przybywasz z próżnemi rękami?
KARIBERT.
Jeszcze by też!… Kobiety w Gallii, słyną z pięknych
płowych włosów, które u was są modne pono – Przywożę
zatem dla cesarzowej, prócz innych cennych podarków,
cały ładunek najcieńszych warkoczy, różnych odcieni, od
złotych jak słoma, do rudych jak miedź.
EUFRATAS.
Dar twój mile będzie przyjęty. Nasza pani boska, dba
wielce o te sztuczne stroju ozdoby.
KARIBERT.
Bez których jednak obejść by się mogła, słynie bo-
wiem z piękności.
EUFRATAS.
Niezawodnie.
KARIBERT.
Mówią u nas nawet, że właśnie ta piękność była je-
dynym powodem jej wyniesienia; że urodzenie nie prze-
znaczało jej w udziale purpury cesarskiej.
EUFRATAS.
W istocie.
KARIBERT.
ByŁo corka niedźwednika w hipodromie?
EUFRATAS.
Tak, Akaciusza.
karibert.
Od dziecka brała udział w igrzyskach cyrkowych?
EUFRATAS
Od lal czternastu!… Tak jak mnie widzisz młodzień-
cze, patrzyłem na nią, na boską Teodorę, stojącą na koniu
w pędzie i igrającą w powietrzu pomarańczami… Ale to
stare dzieje, o których lepiej nie wspominać.
KARIBERT.
W samej rzeczy, dziwne!… dziwne, że cesarz pojął
za żonę hecarkę!… Zwłaszcza, że obmowa…
EUFRATAS.
Milcz młodzieńcze! Gallowie zbyt łatwo szermują ję-
zykiem. Trzymaj swój na wodzy, a tego co usłyszysz o prze-
zacnej i wielce pobożnej Teodorze nigdy nie powtarzaj.
Dary jej umysłu i wdzięki, usprawiedliwiają wybor naszego
wzniosłego cesarza. (Po chiwili). Co do etykiety, dam ei
także jeszcze jedną radę. Kiedy przypuszczony zostaniesz
do najwyższego zaszczytu ucałowania nóżek naszej monar-
chini, pamiętaj rzuć się na kolana. To rytuał ustanowiony
przez samego cesarza.
KARIBERT.
Wiem o tem… potrzeba paść na twarz.
EUFRATAS.
Tak.
KARIBERT.
Nie o zwyczajny pokłon chodzi, lecz o ubóstwienie.
EUFRATAS.
Tak, tak właśnie. Formułą urzędową, zwracając mowę
do cesarzowej, jest wyraz „Pani” albo „Augusta”. Do ce-
sarza masz mówić: „Panie mój-' albo,.Samowładco”… Co
do mnie zaś…
KARIBERT.
Chciałem cię właśnie o to zapytać!
EUFRATAS.
Urzędowi memu odpowiada „szanowny”.
KARIBERT.
Jakiż urząd piastujesz 1
EUFRATAS.
Jestem naczelnikiem wewnętrznej straży pałacowej.
KARIBERT.
Winszuję. (Słychać organy za sceną).
EUFRATAS. (kłaniając się patrjcyuszom, którzy wchodzą. Roz-
maita gradacya ukłonów).
Niech szczęście sprzyja jaśnie oświeconemu. (Do in-
nego). Czcigodny, bądź pozdrowiony.
KARIBERT (po cichu do Eufratasa).
Wszak to wszystko patrycyusze, nieprawdaż?
EUFRATAS.
Tak. – Jak ty oczekują na audyencyę.
KARIBERT.
Kto jest ten wysoki… tam… o postrzyżonych wło-
sach?
EUFRATAS.
Chwały-pełny Mundus, wnuk Atylli. Przyjąl chrzest;
powierzono mu wielkorządztwo Illryi. – Tam daiej, satrapa
w mitrze o trefionych włosach, to Orytes, poseł perskiego
króla Kozroesa; a starzec o siwej brodzie, to była eminen-
cya Paweł, arcykapłan Aleksandryi, dziś zrzucony z bisku-
piego tronu. (Wchodzą Petros i Nicefor).
KARIBERT.
A ten, przed którym wszyscy schylają się aż dozie-
mi,.. (Petros przechodzi scenę i wchodzi do pokojów cesarza).
EUFRATAS.
Nikt przed nim dosyć się nie uniży! (Pochyla się niemal
do kolan przybyłemu. – Do Kariberta). To jego nieskazitel-
ność, prześwietny Petros Barsyanus, wielki skarbnik państwa.
Udaje się do cesarza… Oho! w jakich łaskach!… Młodzie
nieć, który mu towarzyszył, to syn jego Nicefor, jeden z na-
szych patrycyuszów, którzy tworzą mody i przodują hula-
kom wyższego świata. (Petros wyszedł – Nicefor pozostał).
KARIBERT.
A ten tam, mąż wyniosły, sam jeden na uboczu?…
Wszyscy zdają się go unikać..,
EUFRATAS.
Och!… to Belizariusz!
KARIBERT.
Wódz?
EUFRATAS.
Tak.
KARIBERT.
Wielki wódz!
EUFRATAS.
Tak, ale w niełasce.
KARIBERT.
On?
EUFRATAS.
W najzupełniejszej niełasce.
KARIBERT.
Czy być może?
EUFRATAS.
Żonie jego, ciągle dobrze widzianej przez naszą świętą
panią, oddasz włosy, które przywiozłeś. Jest ona mistrzy-
nią pałacu.
KARIBERT.
Zwie się?
EUFRATAS.
Antonina.
KARIBERT.
Ach! tak; i o niej słyszałem; i jej sława doszła do
nas. Dawna towarzyszka cesarzowej z hipodromu, córka
woźnicy?
EUFRATAS.
I wróżki.
KARIBERT.
Niegdyś.statystka w pantominach cyrkowych.
EUFRATAS.
Dziś patrycya o złotym pasie.
KARIBERT.
Chętnie go pono rozpina?…
EUFRATAS.
Strzeż się Paryżaninie I Tu i mury mają uszy.
KARIBERT (Śmiejąc się).
Jeśli wszystko prawda, co powiadają?
EUFRATAS.
Wszystlio!… nie. Ale strzeż się mój synu. W na-
szem mieście pełno szpiegów i to tam właśnie, gdzie ich naj-
mniej spodziewać się możesz.
KARIBERT.
Dziękuję za ostrzeżenie.
EUFRATAS.
Proszę cię, powtórz mi imię swoje.
KARIBERT (odchodząc w głąb).
Karibert. (Później ujrzawszy Antoninę powraca).
EUFRATAS (na przodzie sceny).
Dobrze (wyjmuje tabliczki i pisze). „Karibert… Mieć
na niego baczenie. ?le myślący".
SCENA II.
CIŻ SAMI I ANTONINA.
ANTONINA (wychodząc z pokoju na lewo do Eufratasa).
Eufratas! Czy Augusta modli się jeszcze?
EUFRATAS (z najgłębszym ukłonem).
Jeszcze patrycyo; ale nabożeństwo skończy się wkrótce.
(Antonina przechodzi w głębi, wszyscy się jej kłaniają).
KARIBERT.
Kto jest ta piękna osoba?
EUFRATAS.
Mistrzyni pałacu.
EUFRATAS.
Antonina?
EtlFRATAS.
Żona Belizariusza.
KARIBERT.
Ach.' ach!… przedstaw mnie jej z łaski swojej!
EUFRATAS.
Pozwól patrycyo temu młodemu barbarzyńcowi zło-
żyć u Stóp twych hołd uwielbienia.
ANTONINA (patrząc nań z zajęciem).
Kto on jest?
EUFRATAS.
Paryżanin, przybywający z Lutecyi, dla złożenia bo-
skiej cesarzowej haraczu z włosów płowych.
ANTONINA.
Ach!
KARIBERT.
Przywiozłem tyle, że będę mogł ofiarować je także
jedynej piękności, jedynej bogini, godnej współzawodniczyć
z Wenerą-cesarzową.
ANTONINA.
Przyjmę je z przyjemnością.
EUFRATAS (po cichu).
Dobrze!… Doskonale!… Wybornie sobie poczynasz.
ANTONIINA.
Czy cesarzowa dopuściła już tego młodzieńca przed
swoje oblicze?
EUFRATAS.
Nie jeszcze.
ANTONIINA.
Będę miała zatem przyjemność przedstawić go sama.
KARIBERT.
Życie całe wdzięczny ci będę.
ANTONINA (do Eufratasa).
Ten młody Gal jest istotnie przystojny.
EUFRATAS.
Nieprawdaż patrycyo?… Oko… istny żar! A łyd-
ka… spojrzyj na łydkę.
ANTONINA (po chiwili).
Cokolwiekbądź mój Eufratasie, ci barbarzyńcy wyglą
dają piękniej i zdrowiej od naszych Rzymian.
EUFRATAS (żywo do Kariberta).
Wybornie!… Młodzieńcze, doskonale I Jesteś już w ła-
skach mistrzyni pałacu.
KARIBERT.
Czy tak?
EUFRATAS.
O ! znam się natem! znam przedewszystkiem serce
Antoniny. Od ciebie tylko zależy młody szczęśliwcze uszcz-
knąć z nad jej pięknego czoła tyle gałązek myrtowych, ile
laurowych wieńców nosi Belizariusz na głowie.
KARIBERT.
Uszczknę ile tylko… ona zechce. (Idzie w gląb).
EUFRATAS.
Takim! takim właśnie być potrzeba! (d… s.) Ten zuch
dojdzie bardzo wysoko! (Bierze tabliczki, wykreśla z nich eo
poprzednio napisał i pisze znowu). Cóżem to mówil? hę!…
„Mieć względy dla Kariberta! wielka przyszłość!”
(Organy grzmią w świątyni. Drzwi jej się otwierają. Poruszenie
w głębi. Dworacy cofają się. Ukazuje się Teodora otoczona
swoim niewieścim dworem, eunuchami, itd. Wszyscy zgroma-
dzeni z nachylonem czołem padają na kolana w miarę jak prze-
chodzi. Postępuje powoli przy odgłosie organu z książką do na-
bożeństwa w kość słoniową oprawną i siada na lożo. Kobiety
z kadzielnicami ją otaczają. Antonina przy niej, podaje jej kulę
kryształową dla odświeżenia rąk).
SCENA III.
CiŻ SAMI I TEODORA.
TEODORA (do Eufratasa, schylonego do ziemi).
Audyencya otwarta!
EUFRATAS (powstaje i idzie skłonić się przed satrapą, który
zbliża się do cesarzowej i przyklęka na poduszce).
TEODORA (patrząc w ręczne źwierciadelko).
Ach! to ty Orytesie?
ORYTES.
Przed wyjazdem z Konstantynopola, przychodzę ucz-
cić słońce, życiem i światłem darzące.
TEODORA (skinieniem ręki dając mu znak, aby powstał).
Odjeżdżasz satrapo 1
OEYTES (stojąc).
Dziś w nocy Augusto… Twój pokorny sługa błaga
cię, abyś przyjęła na pożegnanie te klejnoty, aczkolwiek
niegodne są ciebie… (Dwóch niewolników stawia kuferek na-
pełniony klejnotami, które Antonina podaje cesarzowej w miarę
tego co następuje).
TEODORA.
Przyjmuję je jako zakład pokoju, panującego od roku
pomiędzy panem świata a królem królów. W zamian za
klejnoty… (mówiąc spogląda na każdy z kolei i zdobi niemi
szyję, ramiona etc)… udzielę twemu monarsze przyjaciel-
skiej rady. Doszło uszu naszych, że Kozroes mnie szkaluje.
(Poruszenie Orytesa). Milcz! – Dziwi się podobno, że Justynian
rządzi się mojem zdaniem w każdem ważniejszem zdarze-
niu… Powiesz królowi Persów, iż radzę mu, aby zgroma-
dził wszystkie swoje żony – ma ich trzy tysiące – i za-
pytał je co myślą o wojnie jaką mi wypowiedzieć pragnie.
ORYTES.
O wojnie?
TEODORA.
Nie zaprzeczaj! Jestem powiadomioną o wszystkiem.
Jeśli choć jedna zona go odwiedzie od szalonego zamiaru,
niech inne wypędzi, a tej tylko usłucha… ta jedna jest
mu prawdziwie życzliwą. Żegnam cię satrapo I… a pozdrów
odemnie twego króla! (Orytes klęka, a potem odchodzi. –
Belizariusz nieśmiało zwraca się do Eufratasa).
EUFRATAS (niechętnie).
Patrycyusz Belizariusz prosi…
TEODORA (żywo).
Niech czeka! (do Mundusa skinąwszy nań, aby się zbli-
żył. Życzę ci szczęścia. Jesteś nareszcie wielkorządcą Illiryi?
MUNDUS.
Dzięki tobie święta pani, – a niewolnik twój, u stóp
twych, składa wyznanie wdzięczności bez granic.
TEODORA (podając mu rękę do ucałowania).
Idź i pozostań nam wierny. Będziemy mieć o tobie
staranie. (Mundus kłania się i wraca w głąb. Paweł postępuje
" naprzód parę kroków. Skinieniem ręki Teodora go oddala. Każe
Antoninie trzymać zwierciadło i przygląda się naszyjnikowi jaki
włożyła – do Eufralasa). Na dziś już dość. Oprócz Beliza-
riusza nie przyjmę nikogo więcej. (Karibert drgnął).
ANTONINA (żywo).
Pozwól mi pani prosić cię o jedno spojrzenie dla mło-
dego cudzoziemca.
TEODORA.
Gdzie jest?
ANTONINA (dając znak Kariberlowi, aby się zbliżył).
U twych stóp pani, jeśli raczysz na to pozwolić. (Dwo-
rzanie, zawiedzeni w nadziejach cofają się. Kobiety na dany
znak przez Antoninę odchodzą. Karibert przyklęka).
EUFRATAS (do siebie, ścigając wzrokiem wszystkie poruszenia
Kariberta).
Dobrze! Bardzo dobrze! Teraz pokłon!… Dosko-
nale!… Czeka go świetna przyszłość!
TEODORA.
Czego od nas pragnie?
ANTONINA.
Błaga cię, abyś przyjęła dary przywiezione z jego
kraju, hołd czci pełen.
TEODORA.
Jakiż to kraj? (Antonina daje znak Karibertowi, aby od-
powiedział).
KARIBERT.
Lutecya, Augusto.
TEODORA.
Miasto Juhana, wśród trzcin i sitowia?
KARIBERT.
Tak, Augusto.
TEODORA.
Frankowie będą zawsze mile widziani na naszym
dworze. Kto jest twoim królem obecnie?
KARIBERT.
Childebert,j syn Klodowetsza. Przez swego synowca,
twego pokornego niewolnika, przysyła ci podarki.
TEODORA.
A!– pochodzisz z krwi królewskiej?… Czy pobożna
Klotylda żyje jeszcze?
KARIBERT
Tak, Augusto,
TEODORA.
Jakże zwiecie waszą młodą królowę?
KARIBERT.
Ultrogotą.
TEODORA (śmiejąc się).
Dziwne imię 1… Jestże piękną?
KARIBERT.
Wydawała mi się piękną Angusto, dopokąd nie po-
znałem w tobie piękności prawdziwej.
EUFRATAS (pólglosem).
ślicznie!
TEODORA.
Nie taki on dziki, jak się wydaje.
ANTONINA (Żywo).
Nieprawdaż?
TEODORA (spogląda na nią z uśmiechem – i zwraca się do Kariberta).
A ty jakże się zowieszf
KARIBERT.
Karibert.
TEODORA (podając mu rękę do ucałowania).
A więc Karibercie, oddasz dary twe patrycyi, która
je za mnie odbierze.
KARIBERT (powstaje).
Błogosławię łaskę, jaką mi czynisz.
EUFRATAS (na stronie).
Podała mu rękę… i rękę także!
TEODORA (wołając).
Nicefor!
NICEPOR (podbiegając).
Pani!
TEODORA.
Polecam naszego gościa twojej opiece. Zawiedź go do
cesarza w mojem imieniu. Oprowadzaj po mieście. Bądź
jego przewodnikiem… w pałacu, gdzie przj nas zamieszka.
NICEFOR
Dobrze, Augusto.
TEODORA.
Jutro odbędą się igrzyska w hipodromie. Zatrzymać
dlań miejsce w loży cesarskiej.
EUFRATAS (na stronie).
Taka łaska!… już!
KARIBERT (do Teodory).
Niech Bóg zsyła ci tyle pomyślności ile wdzięczen ci
jestem.
EUFRATAS (rzuca się ku Karibertowi, oddalającemu się. Podnośi
przed nim kotarę).
Ach! oświecony! Jakże szczęśliwym i dumnym się
czuję, że moge uważać się w Konstantynopolu za twegc
najstarszego przyjaciela. (Kłania się nisko Karibertowi, poczci.
wychodzi głębią, spuszczając za sobą kotarę).
SCENA IV.
TEODORA I ANTONINA.
TEODORA.
Jesteśmy same. Usiądź… Mąż twój tam czeka. Mó-
wić z nim będę. Cesarz mniema jak i ja, że nauczka była
wystarcajaca i że Belizariusz godnym jest przebaczenia
ANTONINA.
Wiesz Augusto, że nikt goręcej odemnie nie pragnął
dlań łaski… Ale… przez życzliwość dla twej wiernej
sługi, wymagałaś, aby mi naprzód przebaczył; wiesz zaś,
że od trzech miesięcy nie spojrzał na mnie nawet. |
TEODORA.
Uspokój się. Nie cofam mego przyrzeczenia. Wasie
pogodzenie się naprzód, łaska dlań potem. Jeśli upierać się
będzie…
ANTONINA.
Nie pani, upierać się nie będzie. Powolnym ci się sta-
nie i łagodnym jak dziecko.
TEODORA.
Chociaż?…
ANTONIINA.
Sześćdziesięcioletnie jego oczy widziały mnie wystę-
pną, ale serce ledwie dwadzieścia lat liczące, pragnie wie-
rzyć w moją niewinność.
TEODORA.
To więcej niż miłość! To chyba czary…
ANTONINA.
Może…
TEODORA.
Użyłaś czarów?
ANTONINA.
Tak pani.
TEODORA.
Zazdroszczę ci… Jakkolwiek wielką jest władza moja
nad Justynianem, nie sięga jednak tak daleko.
ANTONINA.
Od ciebie zależeć będzie pani…
TEODORA.
Mów więc… pragnę się dowiedzieć.
ANTONINA.
Czy przypominasz sobie starą Egipcyankę, która była
razem z nami w Aleksandryt w cyrku Agaciasa?
TEODORA.
Tamyris?
ANTONINA.
Tamyris, która odgadywała przyszłość ze zwierciadła
i z dłoni?
TEODORA.
Przepowiedziała rai najwyższe dostojeństwa.
ANTONINA.
Widzisz, że się nie omyliła! W nocy Tamyris wycho-
dziła na pola, aby zbierać zioła czarodziejskie. Z nich to
przyrządzała kolory, któremi zabarwiałyśmy lica, i Ięki prze-
ciw chorobom; posiadała środki za pomocą których wygry-
wało się na pewno w kości i dzięki którym, poznawałyśmy
kochanków bogatych, a wspaniałych. Nadto wyrabiała na-
pój, obudzający miłość.
TEODORA.
I to ten napój?
ANTONINA.
Skradziony przeżeranie… muszę to wyznać… nie
byłam bowiem wówczas dość bogatą, aby go kupić. Napój
ten przy pierwszem spotkaniu wlałam Belizariuszowi do puharu z winem. Uczyniłam zeń mego kochanka, następnie:
męża, w końcu niewolnika!… Ale z czasem moc jego się
zmniejsza i wietrzeje zupełnie… Nasza kłótnia jest tego
dowodem… Szukałam więc wszędzie Tamyris.
TEOEORA.
I gdzie ją znalazłaś?
ANTONINA.
Tu w Konstantynopolu.
TEODORA.
Tu?
ANTONINA.
W hipodromie, w towarzystwie pogromców przybyłych
przed trzema dniami z Rawenny.
TEODORA.
I poszłaś sama?
ANTONINA.
W tej sprawie nie mogłam zaufać nikomu.