- W empik go
Teofrast polski. Tom 1 - ebook
Teofrast polski. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 314 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PETERSBURG.
NAKŁADEM B. M. WOLFFA.
1851.
Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury prawem przepisanej liczby exemplarzy. Petersburg, d. 25 Października 1849 roku.
Cenzor J. Sreżniewski.
Czcionkami K. Kraya.
PRZEDMOWA.
Do Leona Trypolskiego, dobrego mojego przyjaciela.
Zadziwi lo Ciebie może, ie nie będąc, jak to mówią, afiliowanym do naszej literalury, znajdziesz Twoje nazwisko na czele tworu literackiego. Ale przestaniesz sic dziwić, jak przypomnisz sobie te związki przyjaźni i zgodności, w głównych przynajmniej zasadach, które nas zawsze łączyły. Żebyśmy mieli wioski do rozdania, bez wątpienia między nami możniejszy potrzebnemu by z nich się udzielił. Ale niestety, wszystkie zasoby materyalne znikły bez powrotu, zostało tylko to, co najnie-fortunniejsze koleje odjąi nam nie mogą – uczucia serca i jakieś przymioty umysłu.
Zapewne, że i ta ostatnia nasza spuścizna może byi naw zaprzeczoną; bo jeżeli zwykle jesteśmy wielce
.
samorzutni myślach i mowie, z drugiej strony doganiamy się dowodow, ile razy ktoś się przyznaje do posiadania czegokolwiek, choćby tylko własności poło-ionej w krainach bezcielesnych. Jakie więc ulrzyma-niy się przy tych przymiotach o których wspomniałem, kiedy żaden s nas popisać się nie moie, ani że otrzymał premtum Monlyona na dobroczynność, ani ie ma stopień akademicki, ani nawet wziątością u wspótobywa-lelów, takiego rodzaju, ktorą wszystkie cnoty i zasługi ich ulubieńca rozszerza mikroskopicsnem szkłem stron-noki, przynajmniej dopóki inny szczęśliwszy nie wyruguje go z ich miłości.
Cn do mnie, nigdy nie lubiłem chodzić po bitym gościńcu, a lem mniej zbierać kreski dla opinij, które z przekonania poślubiłem.
Zresztą te literalne dowody, tak szanowne w prawodawstwie cywilnem, i karnem: bo in foro externo kladą koniec icszelkim rozterkom, bynajmniej sią nie dają rozciągać do tych stanowisk, gdzie innej juryzdykcyi niema oprócz sumienia, oświeconego chrześciańską pochodnią, I przyrodzonego rozsądku, opartego na jakiejkolwiek nauce. Można być poczciwym człowiekiem w obliczu prawa, i my sami za Iakiego byśmy go uznali, piastując urząd sądowniczy: bo sędzia nie jesl twórcą ale uykonijKaczrm prawa, co nie przeszkadza, że ten poczciwyczłowiek może być bardzo grzesznym w obliczu sumienia.
Mie wiem, mój drogi Leonie, czy jesteś członkiem jakiego Towarzystwa uczonego, czy nawet odbyłeś cztery kursą nauk, ani słyszałem byś jaki kompromu osądził, nie czytałem o Tobie wzmianki ie Bibliotece Warszawskiej, ani w Athenaeum, ani w Tygodniku Pelersburg-nkim, a jednak nadto długo z Tobą obcowałem, bym nie miał wiedzieć żeś światły i uczony.
Powodowany osobliwszym szacunkiem dla Ciebie, poświęcam Tobie to moje pisemko, ozdobione może nieco zuchwałą firmą: Teojrasta polskiego; wszakże nie umiałem mu dobrać właściwszej, wystawująe rysy charakterów ludzkich. I nie bez sluszności, ofiaruję wzory z natury wzięte człowiekowi, który, żyjąc wyłącznie w świecie uczuciowym, zdoła ocenić badania moralne typów, na jakie mniej-tcięcej ludzkość się podziela. Bo nie oszacowatuszy należycie charakterów, z któremi się często spotykamy w społeczności, tycie uczuciowe co krok musi doprowadzać do dotkliwych zawiedzeń. Niestety… przy najzimniejsz'ej rozwadze, kloż tego nie doświadczył? a cóż dopiero kiedy skłonność do pokładania to każdym ufności, owa słabość dusz szlachetnych, nie jest przez nie kierowaną!
Pismo niniejsze, jak wszystkie moje pisma, ma jedną zaletę, a tą jest najskrupulatniejsza sumienność. Moge biądzić w moich zdaniach, moge grzeszyć niedostatkiem wiadomości, zaniedbaniem form grammatycznych, brakiemjędrności w stylu, rozwlekłością, lekceważeniem twierdzeń osób, jakkolwiek nieprzynoszących za sobą świadectwa nieomylności, wszakże zawsze poważnych pod wzglądem uczoności i ktoż wyliczyć zdoła wszystkie wady, którym podpaść mogłem? ale to pewna, że we mnie żadnćj obłudy dopatrzyć nie sposób. To co kiedykolwiek napisałem, temu wierzę, a z moich wierzeń nigdy nikomu i niczemu najmniejszego ustępstwa nie zrobiłem,: Wylałem siebie całkowicie w moich pismach, i własnej natury nie pokryłem nigdy sztuką, li lo się odważa stanąć przed publicznością z pismem w ręku, powinien wiedzieć, że powołanie pisarza jest za nadto dostojne żeby się plamiło bezsumiennością, dla nabycia chwilowej wziętości. Nie oszczędzano mnie rozmaitego gatunku wyrzutów, które jeżeli odpłacałem milczeniem, lo jedynie dla iego, że w mojim przekonaniu nie było K nich dobrej wiary, a tylko chęć zaskarbienia sobie stronnictwa tych, których miłość lołasną obrazić mogłem. Ale to pewna, że nikt mnie dotąd nie zarzucił, żebym to napisał kiedykolwiek, o czem bym nie był przekonany.
Znasz mnie dobrze, Leonie, sam wiesz, że nie ubiegałem się za popularnością, bo nie mogłem Iakiego gwałtu zadać mojej naturze, żeby aż szacować tych, co ją u nas rozdają. Od lal kilkunastu widzę tyle płaskości uwieńczonych najdziwaczniejuzym entuzyazmem naszej publiczności, że prawdziwie gdyby mnie zaczęło chwalić, może czułbym siebie upokorzonym, i bez wątpienia straciłbym odwagę wziąść pióro do ręki, bo między chwalącym a chwalonym musi być koniecznie jakaś styczność umysłowa, ale kiedy między nami jej niema, a zatem woię że mnie ganią, niech mnie nawet prześladują; wszystko to będzie dla mnie rzeczą obojętną. Zapytasz może, dla czegóż nie piszę w języku innej.ipołeczności, a nie w tym, który jedynie od tej publiczności, mało odemnie cenionej, jesl zrozumianym? I nie raz sam sobie to pytanie zadawałem, a nigdy dostatecznie go rozwiązać nie umiałem, być może, że tego przyczyną jest icygórowana, jakkolwiek zamaskowana miłość własna, próżność, od której żaden człowiek w zupełności wyłamać się nic może… zderzywszy się w piersi, wyznaję, że będąc krwią krwi, i kością kości mojej społeczności, nie mam ani tego twórczego geniuszu, ani tej głębokiej nauki, które są rozpowszechnione w krainach Zachodu, Gdybym wystąpił z pismem tam zrozumianem, a gdyby go uważano godnem krytyki – co jeszcze jest zadaniem, – z pod niej beż szwanku bym nie imjszedl. Jeżeli zdarza mi się zrozumieć czego odemnie chce nasza krytyka piśmienna – co nic często bywa, – mogę jej nagany przyjąć za pochwały, jak lo JUŻ mądrość narodów wyrzekła w pewnem przysłowiu;
ue tej pociechy mieć nie moge z krytyką uksztalconij czśeiświata. Tam kaide słowo jest strzałą, każda myśl oyniem świecącym, ale palącym. Jedna podobna krytyka zamknęłaby mój zawód autorski. Bo tam pisarz bywa złym, podłym, podpalaczem moralnym, ale być nie może ani głupim, ani ignorantem. Nie tak jak u nas, co lo uemini penna rfeueganda. Pan NN. prawda że niczego się nie douczył, że nic nie widział, że do żadnej nad-gminnośei towarzyskiej nigdy siebie nie przybliżył, ale człowiek uczciwy, dobry sąsiad, ma swoją partya na wyborach, u niego zbiera się młodzież na fajki, dobry gospodarz – niech pisze sobie zdrów: on zdaje się głupi, a często genialne rzeczy sypie jak z rękawa. I pisze soUt Pan NN., i drukują jego pisma, a nawet się one rosprzedawują, bo w niehytność Jegomości, dobry i Pan Podstarosci».
Kto więc u nas puszcza swoje nawę na ocean autorski, bez wielkiej zarozumiałości pochlebiać sobie może, że wiatr pomyślny będzie dmuchał w jej żagle, przynajmniej czas jakiś. Wszakże nie dla lego, żeby się pobratać z autorami naszymi, w łąk dojrzałym wieku wziąłem się do pisania. Jakąż albowiem czuć moge przyjemność w krakaniu z wronami, mając samopoznanie, że oni krakają a nie śpiewają; tern bardziej, że się odzywając między nimi, będę perturbatorem choru, jak to jeden pisarz, wcale nie krakający, wyraził. I
dla czegóż cicho nie aiedzę? Czyby nie lepiej poważnie milczeć, rzadko kiedy się odzywać, i lo lakonicznie, albo przynajmniej cedząc każde słówko… Tembym mógł nabyć w naszej publiczności odgłosu rozumnego męża, jeszcze łatwiej niż przez tuzinkowych zagranicznych pism naśladowanie. Cóż mnie korci pisać dla tych, którzy mnie nie rozumieją. Otoż nie powiem że piszę dla kilku przyjaciół, których rozumiem i od których jestem zrozumiany, chociaż co tydzień komunikujemy sobie nasze prace, krytykujemy siebie w żywe oczy niemiłosiernie, śmiejemy się z.sobą najserdeczniej, i, po każdem naszem zebraniu, zdaje jią nam, że jeszcze więcej się kochamy; wszakże jeżeli mam szczerą prawdę powiedzieć, pokazuje się, że piszę najwięcej dla siebie samego.
Bo jeżeli mślisz, mój kochany Leonie, że między świeckimi pisarzami choć jeden znalazł się taki, któremuby jakaś miłość, bądź dla kraju, bądź dla ziomków, bądź dla czegoś innego, coby przekroczyło obręby swojego Ja, włożyła pióro do ręki: prawdziwie masz przesadzone wyobrażenie o naszym cechu. Posłuchaj mnie, ja ci wykryję wnętrze każdego autora, gdyż oni wszyscy są na jedną formę ulani, jakiekolwiek by było stopniowanie ich zdolności; tem śmielej tu moge wyrzec prawdę, że żadnych nie mam obowiązków jej taić. Nikt mnie nie wprowadził do uprawy literatury, jakie w niej posiadłem stanowisko, złe czy dobre, to sobie samemu winienem; do żadnej koleryi literackiej nigdy nie należałem, żadnemu stronnictwu nie użyczyłem mojego pióra, ani jemu pochlebiałem żeby wzamian za te pochlebstwa otrzymać pochicały. Zawsze byłem wolonta-ryuszem w wojsku pismienniczem. Względem żadnego pisarza nie zaciągnąłem długu wdziecznosci, ani szu kałem utworzyć dla siebie partye. Niczem nie przywabiałem czytelników do pism moich, owszem dość cierpko ich od siebie odstręczałem. Jeżeli mnie czytają to nie moja wina, bo nie tylko że siebie nigdy nie zalecałem, ale ile razy to było w mojej możności, zawsze u moich przyjaciół wypraszałem się od wszelkich ich pochwał, ba nawet często było u mnie upodobaniem drażnić moich współbraci autorów.
Owoż tedy bądź pewny, że żadnemu z nas się nie zdaje żeby z jego pisma jakiś rzeczywisty pożytek mógł spłynąć na towarzystwo: bo gdyby tak myślał, toby nie pisał oryginalnych tworów, ahby przekładał pisma, za granicą w różnych czasach wydane, na swój ro-dowily język; gdyż coby nie napisał, to samo już tam od daicna nierównie lepiej było napisane; – a ja mniej niż kto inny." bo jestem przekonany, że człowiek bardzo mało rzeczywistych wiadomości nabywa z książek, i Że kiedy przestaje czytać wtedy dopiero zaczyna się uczyć. Nil novi sub soli, powiedzial król mędrzec, jeszcze w czasie kiedy pras drukarskich nie zna no, a śmiało możemy to samo powtórzyć odkąd te prasy nic przestają stukać.
jakież mogą być powody tej pisomanii, utrwalające} swoje płody szkaradnym wynalazkiem Fausta, czy jak chcą nasi Twardowskiego, – gdyż legendy o jednym i drugim są dziwnie do siebie podobne. We Francyi, szczególnie przed ostatnią rewolucya, był wielkim bodźcem do pisania miły grosz co go księgarz odliczał pisarzowi za jego rękopis. Wygodnie było papier zamieniać na złoto. I że tak było a nie inaczej, mamy tegn dowód oczywisty: bo odkąd księgarze przestali dobrze płacić, odtąd Francuzi przestali pisać. Patrz co się stało z dwoma najwięcej płodnymi pisarzami brzegów Sekwany: jeden teraz wyłącznie zajmuje się fabryką koszyków w Wersahi, a drugi aż w naszych strefach szuka gotowego chleba. Nawet wielki Lamartine, dopiero naczelnik narodu, dziś do nas, w Petersburgu żyjących, rozsyła listy strzeliste, gwałty krzycząc żebyśmy prenumerowali na kompletne wydanie wszystkich jego pism; – o nowych ani myśli. O ! nam łakomstwa wyrzucać nie można; bo, jak wiadomo, za nasze własne mizeractwa pisane, księgarze dają nam cudze mizerye drukowane, i mniej więcej natem koniec. Pod względem finansowym lepiej być u nas tancmistrzem, niż autorem.
Czy nie łaknienie sławy? Mój Boże! nie robię tej krzywdy braciom pióra, przypuszczeniem z ich strony tak grubej pomyłki, żeby myśleli że odgłos chwilowy jest tem samem co sława, z natury swojej zawsze nieśmiertelna. A czy wart odgłos pracy najnędzniejszego pisarza, kiedy go tak łatwo otrzymać u nas można burdą jarmarkową, dobrem graniem w wista, wrzeszczeniem na wyborach, nawet krojem kamizelek i połyskiem obuwia. A tobyśmy oszaleli, żebyśmy pochlebiali sobie z pism naszych otrzymać sławę.
I zkądże powstała ta pisomania? Nie powstawajcie na nią, bo ona wkrótce ustanie, trochę tylko cierpliwości. Przyjdzie czas, że pisarze, którzy współzawodników.moich przeżyją, nie będą mieli dla kogo pisać. Być może że nie przestaną pisać, bo, jak niesie przysłowie, testa imhuta recens, diu servabit odorem, fezem się skorupa napije za młodu, tem oddaje na starość), ale to pewna, że żaden księgarz nie podejmie się polskiego pisma drukować.