Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Teresa Raquin - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Teresa Raquin - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 210 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

AKT PIERW­SZY

Let­ni wie­czór, go­dzi­na ósma, po ko­la­cji. Stół jesz­cze nie sprząt­nię­ty, okno wpó­ło­twar­te. Wiel­ki spo­kój, at­mos­fe­ra miesz­czań­skiej bło­go­ści

Sce­na I

Lu­dwik, Te­re­sa, Pani Ra­qu­in, Ka­mil

Ka­mil po­zu­je sie­dząc w fo­te­lu po pra­wej. Jest we fra­ku, trzy­ma się sztyw­no, jak wy­stro­jo­ny na nie­dzie­lę miesz­czuch. Lu­dwik ma­lu­je sto­jąc przy szta­lu­gach w po­bli­żu okna. Obok Lu­dwi­ka, sku­lo­na na ta­bo­re­cie, Te­re­sa roz­my­śla z bro­dą opar­tą na ręce. Pani Ra­qu­in koń­czy sprzą­tać ze sto­łu

KA­MIL po chwi­li mil­cze­nia

Czy mogę mó­wić? Nie bę­dzie ci to prze­szka­dzać?

LU­DWIK

Nie, nie, by­łeś sie­dział spo­koj­nie.

KA­MIL

Po ko­la­cji, je­że­li nie roz­ma­wiam, za­sy­piam. Szczę­śli­wy je­steś, że ci nic nie do­le­ga. Mo­żesz jeść wszyst­ko. Nie po­wi­nie­nem był do­kła­dać so­bie śmie­ta­ny. Szko­dzi mi. Mam żo­łą­dek do kitu. Bar­dzo lu­bisz bitą śmie­ta­nę?

LU­DWIK

Jesz­cze jak! Słod­kie to, pysz­ne.

KA­MIL

Zna­ją tu­taj two­je gu­sta. Ubi­to śmie­ta­nę spe­cjal­nie dla cie­bie, cho­ciaż wia­do­mo, że mnie nie słu­ży. Mama cię roz­piesz­cza. Praw­da, Te­re­so, że mama roz­piesz­cza Lu­dwi­ka?

TE­RE­SA nie pod­no­sząc gło­wy

Tak.

PANI RA­QU­IN za­bie­ra­jąc stos ta­le­rzy

Niech pan ich nie słu­cha, Lu­dwi­ku. To wła­śnie Ka­mil zdra­dził mi, że pan woli bitą śmie­ta­nę niż krem wa­ni­lio­wy, a Te­re­sa upar­ła się, że ją jesz­cze po­sy­pie pu­drem.

KA­MIL

Je­steś ego­ist­ką, ma­mu­siu.

PANI RA­QU­IN

No wie­cie pań­stwo! Ja je­stem ego­ist­ką!

KA­MIL do Pani Ra­qu­in, któ­ra śmie­jąc się wy­cho­dzi

Tak, tak.

Do Lu­dwi­ka

Ko­cha cię, po­nie­waż tak jak ona po­cho­dzisz z Ver­non. Pa­mię­tasz, jak by­li­śmy mali, za­wsze da­wa­ła nam gro­si­ki.

LU­DWIK

Za któ­re ku­po­wa­łeś so­bie jabł­ka.

KA­MIL

A ty ku­po­wa­łeś no­ży­ki… Co za szczę­śli­wy traf, że­śmy się zno­wu spo­tka­li w Pa­ry­żu. To mnie ra­tu­je od nudy. Och, jak ja się nu­dzi­łem, umie­ra­łem z nu­dów. Wie­czo­ra­mi, gdy wra­ca­łem z biu­ra, było tu jak w gro­bow­cu ro­dzin­nym. Nie za ciem­no ci tam te­raz?

LU­DWIK

Tro­chę, ale chcę skoń­czyć.

KA­MIL

Już bli­sko ósma. Ja­kie dłu­gie są te let­nie wie­czo­ry! Wo­lał­bym być por­tre­to­wa­ny za dnia. Wy­szło­by o wie­le ład­niej. Za­miast ko­pio­wać to sza­re tło, dał­byś ja­kiś pej­zaż. Ale rano, przed wyj­ściem do biu­ra, le­d­wo czło­wiek zdą­ży wy­pić fi­li­żan­kę kawy… Słu­chaj no, to chy­ba nie­zbyt sprzy­ja tra­wie­niu sie­dzieć tak bez ru­chu po ko­la­cji?

LU­DWIK

Za­raz zwró­cę ci wol­ność, to ostat­nie po­zo­wa­nie.

Pani Ra­qu­in wra­ca i za­braw­szy resz­tą na­czyń wy­cie­ra ce­ra­tę

KA­MIL

Poza tym rano miał­byś o wie­le lep­sze świa­tło. Do nas tu słoń­ce nie do­cie­ra, ale pada na mur na­prze­ciw i to roz­ja­śnia po­kój. Rze­czy­wi­ście, świet­ny mia­ła mama po­mysł, żeby wy­na­jąć miesz­ka­nie w pa­sa­żu Pont-Neuf. Sama wil­goć. W dni desz­czo­we ist­na piw­ni­ca.

LU­DWIK

Ba! Byle han­del szedł – wszę­dzie do­brze.

KA­MIL

Nie po­wiem, dla nich ten skle­pik z pa­sman­te­rią jest ja­kąś roz­ryw­ką. Ale mnie sklep nie bawi.

LU­DWIK

Miesz­ka­nie jest wy­god­ne.

KA­MIL

Nie ta­kie zno­wu wy­god­ne. Oprócz tego po­ko­ju, gdzie jemy i gdzie śpi­my, jest jesz­cze tyl­ko po­kój mamy. O kuch­ni le­piej nie mó­wić. Ciem­na nora nie więk­sza od sza­fy. Nic się tu nie do­my­ka, czło­wiek jest sta­le zzięb­nię­ty. A jak strasz­li­wie wie­je w nocy ze scho­dów przez te drzwi.

Wska­zu­je drzwi po le­wej

PANI RA­QU­IN któ­ra skoń­czy­ła sprzą­ta­nie

Mój bied­ny Ka­mil­ku, ty nig­dy nie je­steś za­do­wo­lo­ny. Zro­bi­łam jak mo­głam naj­le­piej. To ty chcia­łeś zo­stać urzęd­ni­kiem w Pa­ry­żu. Ja go­to­wa by­łam da­lej pro­wa­dzić pa­sman­te­rię w Ver­non

KA­MIL

No tak, ale spo­dzie­wa­łem się, że za­miesz­kam przy ja­kiejś ru­chli­wej uli­cy, któ­rą prze­cho­dzić bę­dzie dużo lu­dzi. Sta­nął­bym so­bie przy oknie, ob­ser­wo­wał po­jaz­dy. To bar­dzo za­baw­ne. A tu, kie­dy otwie­ram okno, wi­dzę tyl­ko wiel­ki mur na­prze­ciw­ko, a w dole oszklo­ny dach pa­sa­żu. Mur jest czar­ny, a dach cały brud­ny od ku­rzu i pa­ję­czy­ny. Wolę już na­sze okna w Ver­non, z któ­rych wi­dzia­ło się Se­kwa­nę, pły­ną­cą i pły­ną­cą, co też prze­cież nie było we­so­łe.

PANI RA­QU­IN

Pro­po­no­wa­łam ci, że­by­śmy tam wró­ci­li.

KA­MIL

Niech Bóg bro­ni! Te­raz, gdy­śmy się od­na­leź­li z Lu­dwi­kiem w na­szym biu­rze… Zresz­tą, wra­cam wie­czo­ra­mi, wszyst­ko mi jed­no w koń­cu, że w pa­sa­żu jest wil­goć, sko­ro wam tu do­brze.

PANI RA­QU­IN

No więc, nie do­ku­czaj mi już tym miesz­ka­niem.

Sły­chać dzwo­nek skle­po­wy

Ktoś wszedł do skle­pu, Te­re­so, nie scho­dzisz?

Te­re­sa wy­da­je się nie sły­szeć i nie ru­sza się z miej­sca

Cze­kaj, ja pój­dę.

Scho­dzi krę­co­ny­mi scho­da­mi

Sce­na II

Lu­dwik, Te­re­sa, Ka­mil

KA­MIL

Nie chcę jej mar­twić, ale ten pa­saż jest bar­dzo nie­zdro­wy. Oba­wiam się, że zła­pię so­lid­ne za­pa­le­nie płuc, któ­re mnie wy­koń­czy. Ja nie mam ta­kie­go zdro­wia, jak wy…

Pau­za

Słu­chaj, nie mógł­bym tro­chę od­po­cząć? Już nie czu­ję le­wej ręki.

LU­DWIK

Je­śli chcesz… Mam jesz­cze tyl­ko kil­ka po­cią­gnięć pędz­lem.

KA­MIL

Trud­no! Już nie mogę wy­trzy­mać, mu­szę tro­chę po­cho­dzić…

Wsta­je, idzie do przo­du, po­tem w głąb sce­ny, pod­cho­dzi do Te­re­sy

Nig­dy nie mo­głem zro­zu­mieć, jak moja żona po­tra­fi sie­dzieć tak ca­ły­mi go­dzi­na­mi, nie ru­sza­jąc na­wet pal­cem.

Ja­kież to iry­tu­ją­ce, gdy ktoś wiecz­nie buja w ob­ło­kach. Nie dzia­ła ci to na ner­wy, Lu­dwi­ku, gdy tak ster­czy obok cie­bie?… No, do­praw­dy, Te­re­so, po­ru­szże się wresz­cie! Bawi cię to?

TE­RE­SA nie ru­sza­jąc się

Tak.

KA­MIL

No to ży­czę do­brej za­ba­wy. Tyl­ko zwie­rzę­tom spra­wia to przy­jem­ność… Już wte­dy, gdy jej oj­ciec, ka­pi­tan De­gans, zo­sta­wił ją u mamy, mia­ła te swo­je sze­ro­ko otwar­te czar­ne śli­pia, któ­re mi na­pę­dza­ły stra­chu. A ten ka­pi­tan! To był okrop­ny czło­wiek, cho­ciaż brat ma­mu­si. Nig­dy wię­cej sto­pa jego nie po­sta­ła w Ver­non, umarł w Afry­ce. Praw­da, Te­re­so?

TE­RE­SA nie ru­sza­jąc się

Tak.

KA­MIL

Je­śli ci się zda­je, że bę­dzie so­bie strzę­pić ję­zyk…

Ca­łu­je ją

Mimo wszyst­ko, je­steś do­brą żoną. Od cza­su, gdy ma­mu­sia nas po­że­ni­ła, nie było mię­dzy nami ani jed­nej kłót­ni. Nie masz do mnie żalu?

TE­RE­SA

Nie.

LU­DWIK

No, sia­daj, Ka­mi­lu, nie żą­dam już od cie­bie wię­cej niż dzie­sięć mi­nut.

Ka­mil sia­da

Od­wróć gło­wę w lewo. Tak, do­bra, nie ru­szaj się.

KA­MIL

po pau­zie

A co u ojca, masz wia­do­mo­ści?

LU­DWIK

Nie, za­po­mniał o mnie. Zresz­tą ja nig­dy do nie­go nie pi­szę.

KA­MIL

To dziw­ne, swo­ją dro­gą, mię­dzy oj­cem a sy­nem. Ja bym tak nie mógł.

LU­DWIK

Ba! Mój sta­ry miał swo­je wi­dzi­mi­się: chciał, że­bym zo­stał ad­wo­ka­tem i wy­stę­po­wał w jego nie koń­czą­cych się pro­ce­sach z są­sia­da­mi. Gdy się do­wie­dział, że za­miast na cze­sne wy­da­ję pie­nią­dze na opła­ca­nie pra­cow­ni ma­lar­skich, prze­rwał do­sta­wę ma­mo­ny. Nie uśmie­cha­ło mi się być ad­wo­ka­tem.

KA­MIL

To jest jed­nak pięk­na po­zy­cja. A jak się ma ta­lent, to i pła­cą do­brze.

LU­DWIK

Spo­tka­łem jed­ne­go z mo­ich daw­nych ko­le­gów szkol­nych, któ­ry jest ma­la­rzem. I za­bra­łem się do ma­lar­stwa, tak jak on.

KA­MIL

Trze­ba było wy­trwać. Miał­byś może dziś ja­kiś or­der.

LU­DWIK

Nie mo­głem. Zdy­cha­łem z gło­du. Ci­sną­łem więc ma­lar­stwo do wszyst­kich dia­błów i po­szu­ka­łem po­sa­dy.

KA­MIL

W każ­dym ra­zie umiesz ry­so­wać.

LU­DWIK

Za moc­ny nie je­stem… Co mi się po­do­ba­ło w ma­lar­stwie, to to, że za­wód jest za­baw­ny i nie mę­czą­cy. Och, jak mi było żal tej dia­bel­nej pra­cow­ni, w pierw­szych ty­go­dniach mo­jej pra­cy w biu­rze! Była tam ka­nap­ka, na któ­rej uci­na­łem so­bie po­obied­nie drzem­ki. Urzą­dza­li­śmy roz­kosz­ne hu­lan­ki, ach, szko­da ga­dać!

KA­MIL

A czy spro­wa­dza­li­ście mo­del­ki?

LU­DWIK

Ma się ro­zu­mieć. Przy­cho­dzi­ła taka wspa­nia­ła blon­dy­na…

Te­re­sa wsta­je po­wo­li i scho­dzi do skle­pu

Wy­pło­szy­li­śmy two­ją żonę.

KA­MIL

Gdzie tam! My­ślisz, że w ogó­le słu­cha­ła, co się mówi! Nie jest bar­dzo roz­gar­nię­ta. Ale gdy je­stem cho­ry, pie­lę­gnu­je mnie ide­al­nie. Ma­mu­sia na­uczy­ła ją przy­rzą­dzać ziół­ka…

LU­DWIK

Od­no­szę wra­że­nie, że ona mnie bar­dzo nie lubi.

KA­MIL

O, wiesz, z ko­bie­ta­mi… Nie skoń­czy­łeś jesz­cze?

LU­DWIK

Wła­śnie skoń­czy­łem, mo­żesz wstać.

KA­MIL wsta­je i zbli­ża się, by obej­rzeć por­tret

Skoń­czo­ny, tak zu­peł­nie skoń­czo­ny?

LU­DWIK

Już tyl­ko opra­wić go w ramy.

KA­MIL

Jest bar­dzo uda­ny, co?

Pod­cho­dzi do krę­co­nych scho­dów, prze­chy­la się przez po­ręcz Mamo! Te­re­so! Chodź­cie zo­ba­czyć, Lu­dwik skoń­czył!

Sce­na III

Lu­dwik, Ka­mil, Pani Ra­qu­in, Te­re­sa

PANI RA­QU­IN

Co ty mó­wisz, skoń­czył!

KA­MIL trzy­ma­jąc por­tret przed sobą

Ależ tak. Chodź­cież na­resz­cie!

PANI RA­QU­IN oglą­da­jąc por­tret

Ach, rze­czy­wi­ście! Usta zwłasz­cza, usta są ude­rza­ją­co po­dob­ne… Nie uwa­żasz, Te­re­so?

TE­RE­SA nie zbli­ża­jąc się

Owszem.

Pod­cho­dzi do okna i opie­ra­jąc czo­ło o ramę po­pa­da w za­my­śle­nie

KA­MIL

A frak! Mój ślub­ny frak, któ­ry mia­łem na so­bie za­le­d­wie czte­ry razy… Koł­nierz wy­glą­da zu­peł­nie, jak z praw­dzi­we­go suk­na.

PANI RA­QU­IN

A po­ręcz fo­te­la!

KA­MIL

Za­dzi­wia­ją­ce! Praw­dzi­we drew­no! To mój fo­tel, przy­wieź­li­śmy go z Ver­non. Tyl­ko ja go uży­wam.

PANI RA­QU­IN do Lu­dwi­ka, któ­ry od­sta­wiw­szy szta­lu­gi i pu­dło z far­ba­mi prze­szedł na pra­wą stro­ną

Dla­cze­go zro­bił pan tak czar­no pod le­wym okiem?

LU­DWIK

To cień.

KA­MIL od­sta­wia­jąc por­tret na szta­lu­gi opar­te o ścia­nę mię­dzy al­ko­wą i oknem

By­ło­by może ład­niej bez tego cie­nia, ale i tak minę mam dys­tyn­go­wa­ną. Moż­na by po­my­śleć, że je­stem na wi­zy­cie.

PANI RA­QU­IN

Mój dro­gi, Lu­dwi­ku, jak panu dzię­ko­wać? Nie zgo­dził się pan na­wet, żeby Ka­mil zwró­cił panu za far­by.

LU­DWIK

Ależ to ja mu dzię­ku­ję, że był tak do­bry i ze­chciał mi po­zo­wać.

KA­MIL

Nie, nie, mowy nie ma, tak na „su­cho” ci to nie uj­dzie! Za­raz sko­czę po bu­tel­kę cze­goś do­bre­go. Pal li­cho, ob­le­je­my two­je dzie­ło!

LU­DWIK

Och, to, je­śli chcesz… A ja pój­dę po ramy. Dziś czwar­tek, do­brze by było, gdy­by pa­no­wie Gri­vet i Mi­chaud za­sta­li por­tret już za­wie­szo­ny na swo­im miej­scu.

Wy­cho­dzi. Tym­cza­sem Ka­mil zdej­mu­je frak, zmie­nia kra­wat, wkła­da pal­to, któ­re mu mat­ka po­da­ła, i uda­je, że idzie za Lu­dwi­kiem

Sce­na IV

Te­re­sa, Pani Ra­qu­in, Ka­mil

KA­MIL wra­ca­jąc

Jaki wła­ści­wie tru­nek mam ku­pić?

PANI RA­QU­IN

Trze­ba by coś, co Lu­dwik lubi. To ko­cha­ny chło­pak, do­bry jak zło­to! Wy­da­je mi się te­raz, że na­le­ży do ro­dzi­ny.

KA­MIL

To praw­dzi­wy brat… Gdy­bym tak wziął flasz­kę any­żów­ki?

PANI RA­QU­IN

My­ślisz, że on lubi any­żów­kę? Do cia­stek le­piej by chy­ba pa­so­wa­ło ja­kieś do­bre wino.

KA­MIL do Te­re­sy

A ty się na­wet nie ode­zwiesz… Nie pa­mię­tasz, czy on lubi ma­la­gę?

TE­RE­SA od­cho­dząc od okna i zbli­ża­jąc się do ram­py

Nie, ale wiem, że sma­ku­je mu wszyst­ko. Je i pije jak smok.

PANI RA­QU­IN

Moje dziec­ko…

KA­MIL

Po­wiedz jej parę słów do słu­chu. Ona go nie zno­si. Już to na­wet za­uwa­żył, po­wie­dział mi, to nie­przy­jem­nie…

Do Te­re­sy

Nie ży­czę so­bie, że­byś ro­bi­ła wstrę­ty moim przy­ja­cio­łom. Co w koń­cu masz mu do za­rzu­ce­nia?

TE­RE­SA

Nic… Jest tu­taj wiecz­nie. Na obie­dzie, na ko­la­cji. Pod­su­wa­cie mu naj­lep­sze ką­ski. Lu­dwik to, Lu­dwik tam­to, nic tyl­ko Lu­dwik. To mnie draż­ni, ot i wszyst­ko… Nie jest wca­le taki in­te­re­su­ją­cy, to ła­kom­czuch i leń.

PANI RA­QU­IN

Bądź do­bra, Te­re­sko. Lu­dwik nie jest w naj­lep­szej sy­tu­acji. Miesz­ka na pod­da­szu, od­ży­wia się mar­nie w tej ja­kiejś mle­czar­ni. Rada je­stem, gdy wi­dzę, że czu­je się jak w domu, że so­bie pod­jadł, że się u nas ogrzał. Roz­go­ści się, za­pa­li so­bie, to mi spra­wia przy­jem­ność. Jest sam na świe­cie, bie­dak.

TE­RE­SA

No więc rób­cie, jak chce­cie, skacz­cie koło nie­go, cac­kaj­cie się z nim. Wie­cie, że za­wsze je­stem za­do­wo­lo­na.

KA­MIL

Mam myśl, ku­pię bu­tel­kę szam­pa­na. To bę­dzie ele­ganc­ko.

PANI RA­QU­IN

Tak, szam­pan to bę­dzie przy­zwo­ity re­wanż za por­tret… Nie za­po­mnij o ciast­kach.

KA­MIL

Nie ma jesz­cze wpół do dzie­wią­tej. Nasi pa­no­wie przyj­dą do­pie­ro o dzie­wią­tej… Ale się zdzi­wią, gdy za­sta­ną szam­pan!

Wy­cho­dzi
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: