- W empik go
Teresa Raquin - ebook
Teresa Raquin - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 210 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Letni wieczór, godzina ósma, po kolacji. Stół jeszcze nie sprzątnięty, okno wpółotwarte. Wielki spokój, atmosfera mieszczańskiej błogości
Scena I
Ludwik, Teresa, Pani Raquin, Kamil
Kamil pozuje siedząc w fotelu po prawej. Jest we fraku, trzyma się sztywno, jak wystrojony na niedzielę mieszczuch. Ludwik maluje stojąc przy sztalugach w pobliżu okna. Obok Ludwika, skulona na taborecie, Teresa rozmyśla z brodą opartą na ręce. Pani Raquin kończy sprzątać ze stołu
KAMIL po chwili milczenia
Czy mogę mówić? Nie będzie ci to przeszkadzać?
LUDWIK
Nie, nie, byłeś siedział spokojnie.
KAMIL
Po kolacji, jeżeli nie rozmawiam, zasypiam. Szczęśliwy jesteś, że ci nic nie dolega. Możesz jeść wszystko. Nie powinienem był dokładać sobie śmietany. Szkodzi mi. Mam żołądek do kitu. Bardzo lubisz bitą śmietanę?
LUDWIK
Jeszcze jak! Słodkie to, pyszne.
KAMIL
Znają tutaj twoje gusta. Ubito śmietanę specjalnie dla ciebie, chociaż wiadomo, że mnie nie służy. Mama cię rozpieszcza. Prawda, Tereso, że mama rozpieszcza Ludwika?
TERESA nie podnosząc głowy
Tak.
PANI RAQUIN zabierając stos talerzy
Niech pan ich nie słucha, Ludwiku. To właśnie Kamil zdradził mi, że pan woli bitą śmietanę niż krem waniliowy, a Teresa uparła się, że ją jeszcze posypie pudrem.
KAMIL
Jesteś egoistką, mamusiu.
PANI RAQUIN
No wiecie państwo! Ja jestem egoistką!
KAMIL do Pani Raquin, która śmiejąc się wychodzi
Tak, tak.
Do Ludwika
Kocha cię, ponieważ tak jak ona pochodzisz z Vernon. Pamiętasz, jak byliśmy mali, zawsze dawała nam grosiki.
LUDWIK
Za które kupowałeś sobie jabłka.
KAMIL
A ty kupowałeś nożyki… Co za szczęśliwy traf, żeśmy się znowu spotkali w Paryżu. To mnie ratuje od nudy. Och, jak ja się nudziłem, umierałem z nudów. Wieczorami, gdy wracałem z biura, było tu jak w grobowcu rodzinnym. Nie za ciemno ci tam teraz?
LUDWIK
Trochę, ale chcę skończyć.
KAMIL
Już blisko ósma. Jakie długie są te letnie wieczory! Wolałbym być portretowany za dnia. Wyszłoby o wiele ładniej. Zamiast kopiować to szare tło, dałbyś jakiś pejzaż. Ale rano, przed wyjściem do biura, ledwo człowiek zdąży wypić filiżankę kawy… Słuchaj no, to chyba niezbyt sprzyja trawieniu siedzieć tak bez ruchu po kolacji?
LUDWIK
Zaraz zwrócę ci wolność, to ostatnie pozowanie.
Pani Raquin wraca i zabrawszy resztą naczyń wyciera ceratę
KAMIL
Poza tym rano miałbyś o wiele lepsze światło. Do nas tu słońce nie dociera, ale pada na mur naprzeciw i to rozjaśnia pokój. Rzeczywiście, świetny miała mama pomysł, żeby wynająć mieszkanie w pasażu Pont-Neuf. Sama wilgoć. W dni deszczowe istna piwnica.
LUDWIK
Ba! Byle handel szedł – wszędzie dobrze.
KAMIL
Nie powiem, dla nich ten sklepik z pasmanterią jest jakąś rozrywką. Ale mnie sklep nie bawi.
LUDWIK
Mieszkanie jest wygodne.
KAMIL
Nie takie znowu wygodne. Oprócz tego pokoju, gdzie jemy i gdzie śpimy, jest jeszcze tylko pokój mamy. O kuchni lepiej nie mówić. Ciemna nora nie większa od szafy. Nic się tu nie domyka, człowiek jest stale zziębnięty. A jak straszliwie wieje w nocy ze schodów przez te drzwi.
Wskazuje drzwi po lewej
PANI RAQUIN która skończyła sprzątanie
Mój biedny Kamilku, ty nigdy nie jesteś zadowolony. Zrobiłam jak mogłam najlepiej. To ty chciałeś zostać urzędnikiem w Paryżu. Ja gotowa byłam dalej prowadzić pasmanterię w Vernon
KAMIL
No tak, ale spodziewałem się, że zamieszkam przy jakiejś ruchliwej ulicy, którą przechodzić będzie dużo ludzi. Stanąłbym sobie przy oknie, obserwował pojazdy. To bardzo zabawne. A tu, kiedy otwieram okno, widzę tylko wielki mur naprzeciwko, a w dole oszklony dach pasażu. Mur jest czarny, a dach cały brudny od kurzu i pajęczyny. Wolę już nasze okna w Vernon, z których widziało się Sekwanę, płynącą i płynącą, co też przecież nie było wesołe.
PANI RAQUIN
Proponowałam ci, żebyśmy tam wrócili.
KAMIL
Niech Bóg broni! Teraz, gdyśmy się odnaleźli z Ludwikiem w naszym biurze… Zresztą, wracam wieczorami, wszystko mi jedno w końcu, że w pasażu jest wilgoć, skoro wam tu dobrze.
PANI RAQUIN
No więc, nie dokuczaj mi już tym mieszkaniem.
Słychać dzwonek sklepowy
Ktoś wszedł do sklepu, Tereso, nie schodzisz?
Teresa wydaje się nie słyszeć i nie rusza się z miejsca
Czekaj, ja pójdę.
Schodzi kręconymi schodami
Scena II
Ludwik, Teresa, Kamil
KAMIL
Nie chcę jej martwić, ale ten pasaż jest bardzo niezdrowy. Obawiam się, że złapię solidne zapalenie płuc, które mnie wykończy. Ja nie mam takiego zdrowia, jak wy…
Pauza
Słuchaj, nie mógłbym trochę odpocząć? Już nie czuję lewej ręki.
LUDWIK
Jeśli chcesz… Mam jeszcze tylko kilka pociągnięć pędzlem.
KAMIL
Trudno! Już nie mogę wytrzymać, muszę trochę pochodzić…
Wstaje, idzie do przodu, potem w głąb sceny, podchodzi do Teresy
Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak moja żona potrafi siedzieć tak całymi godzinami, nie ruszając nawet palcem.
Jakież to irytujące, gdy ktoś wiecznie buja w obłokach. Nie działa ci to na nerwy, Ludwiku, gdy tak sterczy obok ciebie?… No, doprawdy, Tereso, poruszże się wreszcie! Bawi cię to?
TERESA nie ruszając się
Tak.
KAMIL
No to życzę dobrej zabawy. Tylko zwierzętom sprawia to przyjemność… Już wtedy, gdy jej ojciec, kapitan Degans, zostawił ją u mamy, miała te swoje szeroko otwarte czarne ślipia, które mi napędzały strachu. A ten kapitan! To był okropny człowiek, chociaż brat mamusi. Nigdy więcej stopa jego nie postała w Vernon, umarł w Afryce. Prawda, Tereso?
TERESA nie ruszając się
Tak.
KAMIL
Jeśli ci się zdaje, że będzie sobie strzępić język…
Całuje ją
Mimo wszystko, jesteś dobrą żoną. Od czasu, gdy mamusia nas pożeniła, nie było między nami ani jednej kłótni. Nie masz do mnie żalu?
TERESA
Nie.
LUDWIK
No, siadaj, Kamilu, nie żądam już od ciebie więcej niż dziesięć minut.
Kamil siada
Odwróć głowę w lewo. Tak, dobra, nie ruszaj się.
KAMIL
po pauzie
A co u ojca, masz wiadomości?
LUDWIK
Nie, zapomniał o mnie. Zresztą ja nigdy do niego nie piszę.
KAMIL
To dziwne, swoją drogą, między ojcem a synem. Ja bym tak nie mógł.
LUDWIK
Ba! Mój stary miał swoje widzimisię: chciał, żebym został adwokatem i występował w jego nie kończących się procesach z sąsiadami. Gdy się dowiedział, że zamiast na czesne wydaję pieniądze na opłacanie pracowni malarskich, przerwał dostawę mamony. Nie uśmiechało mi się być adwokatem.
KAMIL
To jest jednak piękna pozycja. A jak się ma talent, to i płacą dobrze.
LUDWIK
Spotkałem jednego z moich dawnych kolegów szkolnych, który jest malarzem. I zabrałem się do malarstwa, tak jak on.
KAMIL
Trzeba było wytrwać. Miałbyś może dziś jakiś order.
LUDWIK
Nie mogłem. Zdychałem z głodu. Cisnąłem więc malarstwo do wszystkich diabłów i poszukałem posady.
KAMIL
W każdym razie umiesz rysować.
LUDWIK
Za mocny nie jestem… Co mi się podobało w malarstwie, to to, że zawód jest zabawny i nie męczący. Och, jak mi było żal tej diabelnej pracowni, w pierwszych tygodniach mojej pracy w biurze! Była tam kanapka, na której ucinałem sobie poobiednie drzemki. Urządzaliśmy rozkoszne hulanki, ach, szkoda gadać!
KAMIL
A czy sprowadzaliście modelki?
LUDWIK
Ma się rozumieć. Przychodziła taka wspaniała blondyna…
Teresa wstaje powoli i schodzi do sklepu
Wypłoszyliśmy twoją żonę.
KAMIL
Gdzie tam! Myślisz, że w ogóle słuchała, co się mówi! Nie jest bardzo rozgarnięta. Ale gdy jestem chory, pielęgnuje mnie idealnie. Mamusia nauczyła ją przyrządzać ziółka…
LUDWIK
Odnoszę wrażenie, że ona mnie bardzo nie lubi.
KAMIL
O, wiesz, z kobietami… Nie skończyłeś jeszcze?
LUDWIK
Właśnie skończyłem, możesz wstać.
KAMIL wstaje i zbliża się, by obejrzeć portret
Skończony, tak zupełnie skończony?
LUDWIK
Już tylko oprawić go w ramy.
KAMIL
Jest bardzo udany, co?
Podchodzi do kręconych schodów, przechyla się przez poręcz Mamo! Tereso! Chodźcie zobaczyć, Ludwik skończył!
Scena III
Ludwik, Kamil, Pani Raquin, Teresa
PANI RAQUIN
Co ty mówisz, skończył!
KAMIL trzymając portret przed sobą
Ależ tak. Chodźcież nareszcie!
PANI RAQUIN oglądając portret
Ach, rzeczywiście! Usta zwłaszcza, usta są uderzająco podobne… Nie uważasz, Tereso?
TERESA nie zbliżając się
Owszem.
Podchodzi do okna i opierając czoło o ramę popada w zamyślenie
KAMIL
A frak! Mój ślubny frak, który miałem na sobie zaledwie cztery razy… Kołnierz wygląda zupełnie, jak z prawdziwego sukna.
PANI RAQUIN
A poręcz fotela!
KAMIL
Zadziwiające! Prawdziwe drewno! To mój fotel, przywieźliśmy go z Vernon. Tylko ja go używam.
PANI RAQUIN do Ludwika, który odstawiwszy sztalugi i pudło z farbami przeszedł na prawą stroną
Dlaczego zrobił pan tak czarno pod lewym okiem?
LUDWIK
To cień.
KAMIL odstawiając portret na sztalugi oparte o ścianę między alkową i oknem
Byłoby może ładniej bez tego cienia, ale i tak minę mam dystyngowaną. Można by pomyśleć, że jestem na wizycie.
PANI RAQUIN
Mój drogi, Ludwiku, jak panu dziękować? Nie zgodził się pan nawet, żeby Kamil zwrócił panu za farby.
LUDWIK
Ależ to ja mu dziękuję, że był tak dobry i zechciał mi pozować.
KAMIL
Nie, nie, mowy nie ma, tak na „sucho” ci to nie ujdzie! Zaraz skoczę po butelkę czegoś dobrego. Pal licho, oblejemy twoje dzieło!
LUDWIK
Och, to, jeśli chcesz… A ja pójdę po ramy. Dziś czwartek, dobrze by było, gdyby panowie Grivet i Michaud zastali portret już zawieszony na swoim miejscu.
Wychodzi. Tymczasem Kamil zdejmuje frak, zmienia krawat, wkłada palto, które mu matka podała, i udaje, że idzie za Ludwikiem
Scena IV
Teresa, Pani Raquin, Kamil
KAMIL wracając
Jaki właściwie trunek mam kupić?
PANI RAQUIN
Trzeba by coś, co Ludwik lubi. To kochany chłopak, dobry jak złoto! Wydaje mi się teraz, że należy do rodziny.
KAMIL
To prawdziwy brat… Gdybym tak wziął flaszkę anyżówki?
PANI RAQUIN
Myślisz, że on lubi anyżówkę? Do ciastek lepiej by chyba pasowało jakieś dobre wino.
KAMIL do Teresy
A ty się nawet nie odezwiesz… Nie pamiętasz, czy on lubi malagę?
TERESA odchodząc od okna i zbliżając się do rampy
Nie, ale wiem, że smakuje mu wszystko. Je i pije jak smok.
PANI RAQUIN
Moje dziecko…
KAMIL
Powiedz jej parę słów do słuchu. Ona go nie znosi. Już to nawet zauważył, powiedział mi, to nieprzyjemnie…
Do Teresy
Nie życzę sobie, żebyś robiła wstręty moim przyjaciołom. Co w końcu masz mu do zarzucenia?
TERESA
Nic… Jest tutaj wiecznie. Na obiedzie, na kolacji. Podsuwacie mu najlepsze kąski. Ludwik to, Ludwik tamto, nic tylko Ludwik. To mnie drażni, ot i wszystko… Nie jest wcale taki interesujący, to łakomczuch i leń.
PANI RAQUIN
Bądź dobra, Teresko. Ludwik nie jest w najlepszej sytuacji. Mieszka na poddaszu, odżywia się marnie w tej jakiejś mleczarni. Rada jestem, gdy widzę, że czuje się jak w domu, że sobie podjadł, że się u nas ogrzał. Rozgości się, zapali sobie, to mi sprawia przyjemność. Jest sam na świecie, biedak.
TERESA
No więc róbcie, jak chcecie, skaczcie koło niego, cackajcie się z nim. Wiecie, że zawsze jestem zadowolona.
KAMIL
Mam myśl, kupię butelkę szampana. To będzie elegancko.
PANI RAQUIN
Tak, szampan to będzie przyzwoity rewanż za portret… Nie zapomnij o ciastkach.
KAMIL
Nie ma jeszcze wpół do dziewiątej. Nasi panowie przyjdą dopiero o dziewiątej… Ale się zdziwią, gdy zastaną szampan!
Wychodzi