- W empik go
Terroryści też ludzie! - ebook
Terroryści też ludzie! - ebook
Cykl opowiadań satyrycznych, ukazujących w krzywym zwierciadle dole oraz niedole Europy w epoce "multi-kulti", poprawności politycznej i "gender".
Głównym bohaterem jest bogaty polski bankier, obracający się w kręgach celebrytów dużego kalibru. Znają go i cenią bywalcy salonów Brukseli, Berlina, Moskwy, Pekinu.... i nie tylko!
Jego pieniądze kochają wszyscy - partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący; bardzo starzy - i bardzo młodzi. Bohater naszych czasów!
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-761-2 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do gabinetu pana Mikołajka, prezesa banku Przyszłość pod Palmami, wkroczył zdecydowanym krokiem młody polityk, Norbert Fryderyk Kowalski, lider nowej, a już szalenie popularnej partii politycznej: Najwyższa Sprawiedliwość. Jej program w Internecie zyskał w ciągu dwóch miesięcy ponad 8 milionów lajków!
Norbert F. Kowalski usiadł bez zaproszenia w fotelu naprzeciwko pana Mikołajka, założył nogę na nogę.
– Słyszał pan o mnie? – spytał.
– Oczywiście, panie przewodniczący – rzekł bankier. – Czym mogę służyć?
– Mamy konto w waszym banku, Przyszłość pod Palmami. Szalenie podoba się nam nazwa pańskiej firmy. Myślę, że byłoby miło, gdyby zechciał pan być w gronie naszych członków wspierających.
– Wie pan, panie przewodniczący, my, bankowcy, staramy się być jak najdalej od polityki, żeby uniknąć brzydkich podejrzeń…
– Bzdura! – zawołał Norbert F. Kowalski. – Kto dziś jest z nami, ten nie pożałuje tego jutro!
– Tak, tak, być może… Ja tylko przyznam, że wasz program wydaje mi się trochę zbyt radykalny.
– Jest radykalny w sam raz! – zawołał Kowalski. – Głosimy to, co ludzie od dawna chcą usłyszeć. Naprawić krzywdy! Złodziei pozamykać! Dożywocie dla tych, co rozkradali Polskę, likwidowali kopalnie, huty, stocznie, zakłady odzieżowe, pegeery, itd., itp.!
– Wyliczyliście, że trzeba by pozamykać prawie 20 milionów Polaków, z których każdy ma coś na sumieniu. Ile to nowych więzień trzeba by wybudować!
– Otóż to! Mamy wspaniały plan inwestycyjny, który pomoże nam rozwijać się gospodarczo szybciej od azjatyckich tygrysów!
– Ale tych więźniów trzeba będzie utrzymywać i to w warunkach komfortowych, zgodnie ze standardami Unii Europejskiej!
– Bzdura! Zapędzimy ich do roboty! Sami będą budować swoje więzienia! Ta prawie darmowa siła robocza da nam ogromną przewagę konkurencyjną na europejskim rynku.
– Unia na to nie pozwoli!
– Unia nie będzie bronić kryminalistów! Nikt się nie będzie wtrącał do niezależnych sędziów i prokuratorów. Mój program ma gigantyczne poparcie społeczne. Opowiada się za nami 95 procent młodych ludzi przed trzydziestką. Internet to potęga!
– Jak im zaczniecie zamykać rodziców, wujów czy dziadków, mogą zmienić zdanie.
– Nie zmienią, bo po ich odejściu dla młodych powstaną nowe miejsca pracy, piękne posady w urzędach, ministerstwach, sejmikach.
– Być może, być może. Pozwoli pan, panie przewodniczący, że na chwilę zajrzę do Internetu…
Prezes Mikołajek kliknął w tajną, międzybankową stronę, zawierającą dyskretne i poufne informacje o ważnych klientach.
– Co ja widzę?! – zawołał. – Kowalski, syn Adolfa i Helgi! Panie Norbercie, pański pradziadek służył w Wehrmachcie, dziadek był w Hitlerjugend, a ojciec w czasach Gierka wymolestował osiem sekretarek w pewnym komitecie!
– To wy o tym wiecie?! – zaskoczony Kowalski zerwał się na równe nogi. – Skandal! Nie da się żyć w tym kraju szpiclów i donosicieli! Jadę na Białoruś!
Norbert F. Kowalski szybko wyszedł z gabinetu pana Mikołajka, trzaskając głośno drzwiami.
Lipiec 2015Reinkarnacja
Pan Mikołajek, prezes banku Przyszłość pod Palmami, wszedł do wytwornej poczekalni dla najlepszych klientów biznesowych i… stanął jak wryty. Był zaskoczony i w najwyższym stopniu– zdumiony!
28–letni Bartek, wzorowy doradca klienta, siedział w luksusowym fotelu, na skórze bengalskiego tygrysa i płakał rzewnymi łzami; jak dziecko!
– Co się stało? – spytał Mikołajek.
– Nie mogę! Nie mogę! – szlochał Bartek.
– Mów wreszcie, co się stało! Gdyby tu wszedł akurat ktoś z naszych klientów, to co by sobie pomyślał? Mogłaby mu po głowie przemknąć myśl, że – uchowaj Boże! – jesteśmy bankrutami.
– Tak mi go żal! Tak mi go żal! – płakał niepocieszony Bartek.
– Kogo ci żal?
– Wiesia, kolegi ze studiów. Namówiłem go kilka lat temu na kredyt we frankach szwajcarskich. Pożyczył – licząc w złotówkach – jakieś 60 tysięcy; spłacił 70 i… jeszcze ma do zapłaty 65 tysięcy. Wszystko przez skoki kursu franka! Przyszedł dziś do banku… Ledwo go poznałem. Zawsze był tłuściutki, wesolutki… Teraz schudł, jest jak szkielet… Wpadł w depresję… Chciał sobie nawet strzelić w łeb przed gmachem naszego banku.
– Jeszcze by tego brakowało! – zawołał Mikołajek.
– Nazwał mnie lichwiarzem! A przecież chciałem dobrze!
– Wszyscy chcą dobrze, ale tak to już jest – jednym los sprzyja, innym nie.
– Chyba odejdę z zawodu…
– Nie bądź głupi! Gdzie zarobisz taką forsę?
– Ale… Nie chce zarabiać na krzywdzie klientów! Razi mnie niesprawiedliwość… Świat jest tak ułożony, że wszyscy tracą, a tylko banki zawsze wychodzą na swoje. Bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni – coraz biedniejsi.
– Co za prostackie komunały mi tu opowiadasz! – oburzył się prezes. – Ja patrzę na sprawę głębiej. Jestem zwolennikiem ideologii protestanckiej. Bogactwo to oznaka błogosławieństwa Bożego. Bieda zaś to kara za grzechy człowieka albo jego przodków.
– Nie wierzę – szlochał Bartek. Prezes dał m u paczkę chusteczek higienicznych.
– To wielka prawda! – przekonywał Mikołajek. – Intuicyjnie doszli do niej także Hindusi. U nich bieda to kara za winy człowieka lub jego rodu w poprzednich wcieleniach.
– Tak?! – zdziwił się Bartek.
– A może twój kolega miał rodziców, którzy na przykład w paskudny sposób kolaborowali z komuną?
– A, rzeczywiście – tato Wieśka należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej!
– No widzisz!
Bartek otarł oczy chusteczką higieniczną.
– To by się zgadzało – powiedział. – Ojciec w partii, a matka nielegalnie handlowała walutą!
Bartek przestał płakać, a na jego wargach wreszcie pojawiło się coś, co wyglądało jak cień uśmiechu.
Październik 2015Oko bazyliszka
– Panie Mikołajek, zachowuje się pan skandalicznie! Rozbiera mnie pan wzrokiem! To rozpustne spojrzenie śliskiego węża, sprośnego satyra, podnieconego bazyliszka! Czuję się wykorzystana, skrzywdzona i poniżona! To się nazywa mobbing! To się nazywa MOLESTOWANIE!
Prezes Mikołajek spoglądał z najwyższym zdumieniem na praktykantkę Julcię. Do tej chwili nawet jej nie zauważył; był pogrążony w rozmyślaniach o nowym bilansie kwartalnym firmy. Jechał windą na czwarte piętro banku PpP w towarzystwie tej młodej dziewczyny i jakiegoś nieznajomego, starszego pana w wytwornym garniturze.
Panna Julcia była niezbyt urodziwą osóbką i raczej nie przyciągała męskich spojrzeń. Mimo to starszy pan w windzie czuł się w obowiązku stanąć w jej obronie.
– Mogę potwierdzić słowa tej pani! – krzyknął. – Spoglądał pan na dziewczynę oczami opętanego seksem, rozpustnego królika! Napalonego łosia! Oczami wyuzdanego bazyliszka! Trzeba pana podać do sądu! Oto moja wizytówka!
Prezes Mikołajek spoglądał na dziwną parę z najwyższym zdumieniem. Drzwi windy otworzyły się na czwartym piętrze. Pasażerowie wysiedli.
– Molestowanie? Wyuzdanie? – powtarzał oszołomiony bankier. – Nie rozumiem!
– Jestem prawnikiem. Nazywam się John Malynovsky. Wygrałem ponad 200 spraw o molestowanie seksualne w Waszyngtonie i Nowym Jorku – powiedział starszy pan.
– Jakie to szczęście, że trafiłam w windzie akurat na pana, panie John! – wzruszyła się Julcia. – Pomoże mi pan uzyskać odszkodowanie za moją krzywdę.
– A więc o to chodzi! – zawołał prezes Mikołajek. – Chcecie mnie naciągnąć na odszkodowanie?! Niedoczekanie. Cała sytuacja w windzie była nagrywana. Mamy dobry monitoring. Szybko się okaże, że jesteście zwykłymi naciągaczami!
– Co za obraźliwe sugestie! – zawołał John Malynovsky. – Dobrze, że są nagrania. Dotrzemy z nimi do ekspertów. Najlepsze są feministki – niezawodne obrończynie praw kobiet. One potwierdzą, że pan rozbierał wzrokiem tę biedną dziewczynę! Patrzył na nią wzrokiem sprośnego satyra! W Ameryce płaci się za to milionowe odszkodowania. Zaprowadzimy teraz podobne zwyczaje nad Wisłą! Czeka pana długi proces sądowy w świetle kamer telewizyjnych. Chyba, że zechce pan natychmiast zapłacić odszkodowanie w wysokości – powiedzmy – miliona złotych polskich. Wtedy odstąpimy od procesu.
– To szantaż!
– Nie, to propozycja możliwa do zaakceptowania przez obie strony.
– Nie ma mowy!
– No to spotkamy się w sądzie! – krzyknęła panna Julcia. – Chodźmy, sir John, czeka nas wiele pracy.
Dziwna dwójka z powrotem znalazła się w windzie i zjechała w dół, a prezes Mikołajek, bardziej zdumiony niż przestraszony zaistniałą sytuacją, udał się do swego gabinetu.
Przypomniał sobie, że panna Julcia pojawiła się niedawno w banku, na praktyce. Okazało się, że nie ma szans na posadę, bo nie bardzo sobie radziła z rachunkami. Nawet komputerowego kalkulatora nie potrafiła obsługiwać; aż dziw, że skończyła studia z zakresu zarządzania i marketingu.
– Śmiać się, czy płakać? – zastanawiał się Mikołajek.
Ale z panną Julcia i jej prawnikiem nie było żartów. Wkrótce pojawiła się policja z nakazem zabezpieczenia monitoringu, dokumentującego kontrowersyjną sytuację w windzie. Prezes musiał wydelegować swoich trzech najlepszych prawników na rozprawę sądową. Sam nie musiał osobiście uczestniczyć w procesie, bo zapis z monitoringu wydawał się wyraźny i jednoznaczny. Niejednoznaczne natomiast były opinie ekspertów sądowych analizujących obiektywny na pozór zapis kamery. Eksperci Johna Malynovsky’ego dopatrywali się w obojętnym spojrzeniu prezesa banku PpP oznak seksualnego molestowania. Eksperci obrony dowodzili, że pozwany w ogóle nie patrzył w stronę pokrzywdzonej. Sąd jednak, jak się zdaje, przychylnym okiem spoglądał na pannę Julcię, bo przychodziła na rozprawy w czarnej sukni, blada, z podkrążonymi oczami – istny posąg boleści.
Sytuacja wyglądała nieciekawie, prezes Mikołajek musiał więc – wbrew swoim żelaznym zasadom – poprosić o dyskretną pomoc kilka wpływowych osób z kręgów politycznych i prawniczych.
Proces wygrał. Uznano, że spojrzenia prezesa w stronę panny Julci nie przekraczały dopuszczalnych norm przyzwoitości.
John Malynovsky był wściekły.
– Polska to nie jest kraj dla przyzwoitych ludzi! – krzyczał na konferencji prasowej. – Nie ma tu prawa ani sprawiedliwości! To nie Ameryka!
Mikołajek triumfował, ale od czasu kłopotliwego procesu nie korzystał już ze służbowej windy. Przeniósł swój główny gabinet na parter gmachu banku Przyszłość pod Palmami.
Listopad 2015Na zakończenie – od autora. Tolerancja i nietolerancja
Autor tych opowiadań może się narazić na zarzut „kseno-” i różnych innych fobii. Europejska poprawność polityczna naszych (sympatycznych skądinąd) Don Kichotów od praw człowieka nakazuje deklamację uroczystych frazesów i mierzenie różnych kultur jednakową miarą.
Byłoby jednak miło, gdyby nasi obrońcy praw człowieka zechcieli poznać z bliska inne kręgi cywilizacyjne, inne religie– i dowiedzieli się na przykład, że europejski „szczery demokrata” może budzić u niektórych naszych braci w człowieczeństwie śmiech i obrzydzenie. Europejska tolerancja religijna jest dla wielu z nich oznaką dekadencji.
Przeciętny muzułmanin niechętnie się odnosi do wyznawców innych religii, którzy są po prostu „niewiernymi”, a „Bóg jest wrogiem dla niewiernych”. Niewierni znajdują się w stanie permanentnej nieczystości, nie mają nawet prawa dotknąć Koranu w wersji oryginalnej. Chrześcijanie dodatkowo są bluźniercami, bo uznają heretycki dogmat o boskości Jezusa. Tymczasem istnieje tylko jeden Bóg, twórca całej struktury wszechświata. Między nim a ludźmi istnieje ogromny dystans:
„Błogosławiony niech będzie Ten, do którego należy królestwo niebios i ziemi; który nie wziął sobie syna; który nie ma współtowarzysza w królestwie; który stworzył każdą rzecz i dał jej dokładną miarę” (Koran, 25: 1–2).
Zwolennicy tolerancji religijnej wśród muzułmanów zwracają uwagę na fragment Koranu, głoszący, iż:
„Nie ma przymusu religii. Prawość wyróżnia się od nieprawości”.
Fundamentaliści wolą inne cytaty:
„Zwalczajcie tych, którzy nie wierzą w Boga i w dzień Ostatni, którzy nie zakazują tego, co zakazał Bóg i jego Posłaniec, i nie poddają się religii prawdy– spośród tych, którym została dana Księga– dopóki nie zapłacą daniny własną ręką i nie zostaną upokorzeni” (Koran 9:29).
Albo:
„A kiedy miną święte miesiące, wtedy zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich zasadzki! A jeśli oni się nawrócą i będą odprawiać modlitwę, i dawać jałmużnę, to dajcie im wolną drogę. Zaprawdę, Bóg jest przebaczający, litościwy” (Koran, 9:5).
Wyznawcom islamu absolutnie nie wolno dyskutować z nakazami Koranu, Pisma objawionego prorokowi Mahometowi przez Boga, za pośrednictwem archanioła Gabriela. Z objawieniami bożymi się nie dyskutuje. Dlatego wyznawcy Allacha absolutnie nie mogą zaakceptować zachodniego stylu życia. Mówią o tym otwarcie. Zacytujmy książkę „Zrozumieć islam”, wydaną przez Międzynarodową Islamską Federację Organizacji Studenckich:
„Islam zabrania naśladowania modeli życia nie-muzułman. Psychologia naśladownictwa powiada, że powstaje ono z poczucia niższości i poniżenia, zaś jego skutkiem jest krzewienie mentalności defetystycznej. Przyjmowanie elementów kulturowych od innych narodów, niesie ze sobą negatywne następstwa, na przykład: niszczy wewnętrzną żywotność i jedność narodu, zniekształca postrzeganą przez niego rzeczywistość, niszczy jego zdolności krytyczne, wyzwala poczucie niższości i stopniowo acz pewnie, podważa korzenie jego kultury. Właśnie dlatego Szlachetny Prorok Muhammad (pokój niech będzie z Nim), kategorycznie zabronił muzułmanom przejmowania elementów kultury i modeli życia od nie-muzułmanina”.
W jednym z obozów dla „uchodźców” w Niemczech dwudziestu pobożnych uciekinierów zakatowało jednego, który „zdradził” i przyjął chrześcijaństwo. Trzydziestu policjantów nie zdołało uspokoić religijnego zapału napastników. Dla Europejczyków takie morderstwo to czyn naganny. Dla ludzi z innego kręgu cywilizacji to czyn chwalebny, wręcz… przepustka do raju, bo ich kodeks karny mówi: „Kto odszedł od wiary, to jego karą jest śmierć”.
Zasady takie różnią się cokolwiek od zasad postępowania spadkobierców Woltera, Marksa i Miltona Friedmana. Pogodzenie ich jest niemożliwe. Lepiej więc niechaj wyznawcy różnych religii i obyczajów trzymają się od siebie w bezpiecznej odległości. Jeżeli jedni pomagają drugim – to wspaniała sprawa. Trzy razy: tak!...– Ideologiczny lub religijny mesjanizm z jednej lub drugiej strony – trzy razy nie!
Spadkobiercy Woltera i Goethego – obejrzyjcie sobie w wolnej chwili „Viridianę” mistrza kina Luisa Bunuela…
Koniec