- W empik go
The Chosen One - ebook
The Chosen One - ebook
Ginevra, młoda i niedoświadczona księżniczka, dostaje kilka tygodni na wybranie sobie męża. Najlepszy związek — według jej rodziców — to taki, który zapewni im korzystny sojusz i podniesie ich renomę na arenie międzynarodowej. Staje przed istotnymi pytaniami: wybrać między miłością, której nie zna czy rozumem, który podpowiada jej różne scenariusze przyszłego życia. Wplątana w spisek królowej Anglii musi przetrwać na znienawidzonym dworze, gdzie każdy może okazać się wrogiem lub sojusznikiem.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8273-624-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaproszenie na królewski bal organizowany z okazji urodzin następcy tronu spoczywało nad kominkiem w pokoju dziennym. Na pozór było niewinne.
Drugie zaproszenie spoczywało w rękach młodej dziewczyny. Rodzina królewska zaprosiła państwa Welch do zatrzymania się na angielskim dworze w ramach odwiedzin i uczestnictwa w przyjęciu. Również na pozór niewinne.
Podane były tylko oczywistości; bal na cześć młodego księcia i okazanie gościnności szkocko-francuskiej arystokracji.
Samemu trzeba było szukać ukrytego dna w tamtych zaproszeniach; tego, że bal był tylko pretekstem do poszukiwań żony dla księcia. Nadszedł czas na małżeństwo i najlepsze kandydatki z całego kraju, jak i Europy, miały przyjechać i dostąpić zaszczytu poznania następcy tronu. Były to tajemnice poliszyneli, ukryte za niepozornymi słowami. Domyślano się, że ówczesna królowa rozglądała się za idealną kandydatką dla syna.
Z tego względu drugie zaproszenie było groźniejsze, ponieważ świadczyło o tym, że młoda dziewczyna była postrzegana jako jedna z potencjalnych małżonek i to z tego względu rodzina Welch została zaproszona na zatrzymanie się w królewskiej posiadłości. Miała zostać poddana ocenie i obserwacji.
Młoda dziewczyna odłożyła zaproszenia na kominek i spojrzała na służbę, która zaczynała pakować ją i jej rodziców na wyjazd do Anglii. Spoglądając na walizki i kufry, które były pospiesznie odszukiwane na strychu odczuwała pewien niepokój. Widziała w tamtych przygotowaniach swoją zgubę; przyszłe małżeństwo, sojusz jaki miała nawiązać z przyszłym mężem i odcięcie się od rodziny.
Młoda dziewczyna wiedziała, że podczas tamtego balu nie tylko książę będzie szukał małżonki. W podobnym położeniu było wiele osób takich jak ona. Każdy z nich miał być wystawiony na sprzedaż i oczekiwać na jak najlepszą ofertę.
A ona była jedną z najlepszych ofert w Europie.~ ROZDZIAŁ PIERWSZY ~
Przygotowania do wyjazdu trwały kilka tygodni. Pani Amanda Welch przez kilka dni mierzyła sylwetkę córki i zmodyfikowała wiele jej ubrań, aby do stolicy wzięła ze sobą jak najlepszą odzież. Mnóstwo sukni zostało zamówionych u obcych projektantów, lecz najważniejsza kreacja została zaprojektowana przez samą lady Amandę, która w kraju, a także poza nim, znana była ze swoich krawieckich umiejętności. Kwestię zamążpójścia swojej jedynej córki potraktowała bardzo poważnie i z wielką dokładnością nadzorowała przygotowania do jej zaprezentowania na angielskim dworze. Do wszystkiego podchodziła z przesadnym perfekcjonizmem, nie mogąc dopuścić do jakiegokolwiek zaniedbania ze strony córki lub służby. Od razu po zakwaterowaniu dopilnowała również, by wszystkie walizki i kufry zostały rozpakowane, a każda rzecz znalazła się na odpowiednim miejscu. Do czasu przyjęcia wszystko miało być pod kontrolą nikogo innego, jak pani Amandy.
Tuż przed wyjściem z komnat i zejściem do sali balowej kobieta zerknęła na córkę. Dokładnie przeanalizowała czy jej makijaż był dopracowany i czy rude włosy zostały odpowiednio upięte w pięknego koka, przy pozostawieniu kilku kosmyków swobodnie okalających twarz dziewczyny. Poprawiła materiał sukni i spojrzała na swoje dzieło z dumą. Suknia, którą uszyła córce złożona była z czarnej góry z długim rękawem, lecz z dużym dekoltem w kształcie litery V prowadzącym aż do talii dziewczyny. Dół sukni natomiast był z białego materiału, a zdobiły go błękitne ptaki wyszywane klejnotami. Suknia miała również rozcięcie na nodze, aby jej córka mogła zaprezentować swoją zgrabną sylwetkę. Pomiędzy czarną górą, a białym dołem został wszyty pasek w talii, aby jeszcze bardziej podkreślić szczupłość córki i jej niesamowitą figurę. Całość została dopełniona srebrnymi szpilkami.
Młoda dziewczyna poprawiła ogromny naszyjnik z klejnotów, wszystkie pierścionki na palcach, a kolczyki poprawiła jej mama. Wszystko musiało być perfekcyjne.
— Dalej uważam, że czarna suknia na królewski bal to zły pomysł — powiedziała.
Pani Amanda kiwnęła przecząco głową.
— Jesteśmy w żałobie po śmierci mojej szwagierki, rodzina królewska będzie musiała to zrozumieć, choćby z niechęcią — odpowiedziała stanowczo. — Poza tym, na przyjęciu będzie wiele dziewcząt ubranych w kolorowe i lśniące suknie. Każda będzie piękniejsza od drugiej, a ty musisz wyróżnić się z tłumu, dlatego pospolita i skromna czerń to zapewni.
Dziewczyna westchnęła i obejrzała się ostatni raz w lustrze.
— Pamiętaj, że twoją bronią jest twoja uroda. Liczy się pierwsze wrażenie; to jak wyglądasz, jak piękna jesteś, jaką masz figurę. Liczy się twoja postawa, gracja i umiejętność zaprezentowania się. Uśmiechaj się, kokietuj, czaruj. Spraw by wszyscy byli tobą onieśmieleni. Niech najpierw wszyscy zobaczą twoją urodę, dopiero później odkrywaj po kawałku swój intelekt — matka uśmiechnęła się z błyskiem w oku. — To twój ukryty atut.
Dziewczyna pokiwała głową. Doskonale wiedziała jak wiele zależało od tamtego wieczoru.
Kolejność wejścia do sali balowej uzależniona była od pozycji społecznej, tytułów szlacheckich i powiązań z rodziną królewską. Osoby najwyżej w hierarchii jako ostatnie wchodziły na salę, zatem państwo Welch zaprezentowali się niemal na końcu. Weszli do środka we trójkę, na przodzie szedł sir Christian z małżonką Amandą, a za nimi ich córka. Szli prosto ku siedzącej parze królewskiej z dziećmi. Po pokonaniu dość długiego dystansu państwo Welch odsunęli się nieco od siebie, by ich córka była widoczna dla monarchów i całą trójką złożyli ukłon, by okazać należny szacunek panującej rodzinie królewskiej.
Na ich widok gwar panujący w sali ucichł, ponieważ każdy był zaskoczonym ich widokiem. Panna Welch kątem oka widziała, jak co niektórzy nachylali się do siebie, skupiali swój wzrok na nich i wymieniali uwagami na ich temat. Do jej uszu docierały niewyraźne szepty, które ją rozpraszały. Najchętniej odwróciłaby się do wszystkich osób na sali i zapytała, czemu przybycie jej rodziny do stolicy wywołało w nich takie poruszenie. Nie mogła jednak tego zrobić; musiała stać wyprostowana przed monarchami Anglii.
— Miło znów powitać was na dworze. Kilka lat u nas nie gościliście — odezwał się król Charles.
— Przebywaliśmy we Francji, w kraju mojej małżonki. Po tylu latach nieobecności z wielką chęcią wróciłem do ojczystych wysp — Christian przemówił w imieniu rodziny i zasygnalizował, że Anglia dalej była ich ojczyzną.
Królowa uśmiechała się lekko patrząc na gości i dyskretnie przyjrzała się ich córce, podczas gdy jej małżonek po wygłoszeniu kilku uprzejmości kiwnął głową na znak, że Welchowie mogli już odejść. Ponownie ukłonili się i musieli jeszcze raz przemierzyć całą długość sali, aby dojść do swojego miejsca. Stoły na sali balowej ustawione były w kształcie litery U z miejscami siedzącymi po obu stronach. Państwo Welch zostali posadzeni blisko rodziny królewskiej, lecz trafiły im się miejsca po lewej stronie pod ścianą. Musieli zatem ponownie przebyć całą długość sali, by usiąść na wyznaczonych miejscach. Miało to jednak jedną ważną zaletę; zostali przez wszystkich zauważeni, a młoda reprezentantka Welchów zwróciła na siebie uwagę męskiej części gości. Poza tym, dane miejsca umożliwiały im widok na parkiet, który był pomiędzy stołami i na rodziną królewską siedzącą pośrodku sali.
Sugerując się winietkami państwo Welch usiedli z córką pomiędzy nimi. Dziewczyna siedziała zatem naprzeciwko młodego mężczyzny, prawdopodobnie również posadzonego między rodzicami. Szatyn uśmiechnął się do niej i skłonił lekko głowę.
— Maximilian Carter Jaspar Elias Schneider — przedstawił się.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Najwidoczniej przechwałki ilością imion występowały w każdym europejskim kraju.
— Ginevra Luanna Grace Yvette Welch — skłoniła lekko głowę, a potem przywitała się z osobami siedzącymi najbliżej niej i rodziców.
Pierwsze dania zostały już podane na najlepszych talerzach i półmiskach z królewskiej kuchni. Wszystkie kwiaty zdobiące stoły zostały posypane złotym brokatem, aby pasowały do wnętrza złoconej sali balowej. Nawet woda w wazonach połyskiwała złotem. Wszystkie dekoracje świadczyły o przepychu i majątku rodziny królewskiej. Lśniące żyrandole, ręcznie malowane sklepienie sufitu; wszystko świadczyło o potędze reprezentującej monarchów Anglii.
Gdy zjawili się wszyscy zaproszeni goście król wstał, a cała sala natychmiast umilkła.
— Dziękuję wszystkim — rękami wskazał na gości po swojej lewej i prawej stronie — za tak punktualne przybycie i chęć zjawienia się tutaj, na naszym angielskim dworze, aby wspólnie świętować urodziny mojego syna i następcy, Samuela.
Wspomniany solenizant wstał i ukłonił się, gdy został powitany oklaskami.
— Mam nadzieję, że będą państwo dobrze się bawić i wspólnie ze mną świętować tak ważny dla mnie dzień — uśmiechnął się. — Zapraszam wszystkich do skosztowania potraw naszych najlepszych kucharzy, a potem do tańców i jeszcze większego cieszenia się tym radosnym wieczorem — książę uniósł kieliszek szampan, a gest ten ponowili wszyscy goście.
Wzniesiony toast i późniejszy posiłek pozwolił Ginevrze poobserwować zgromadzonych gości. Patrzyła na ich ubiór, miejsce przy stole i na ich twarze. Przed wyjazdem matka kazała jej nauczyć się imion i twarzy potencjalnych gości, aby wiedziała, z kim mogła mieć do czynienia. Ginevra obserwowała zatem gości, przypominała sobie ich imiona i odpowiadała z uśmiechem na pytania kierowane w jej stronę.
W trakcie swoich obserwacji napotkała wzrok skupiony na niej. Obserwował ją mężczyzna w czarnych włosach, który siedział naprzeciwko niej, lecz po drugiej stronie sali. Jego imienia nie pamiętała, lecz twarz wydawała się znajoma.
Po posiłku przyszedł czas na tańce. Orkiestra zmieniła repertuar, a młody mężczyzna siedzący naprzeciwko Ginevry wstał od stołu. Zjawił się chwilę później przy jej miejscu i kłaniając się lekko wyciągnął ku niej otwartą dłoń.
— Mogę panią prosić do tańca?
Dziewczyna uśmiechnęła się i przyjęła jego zaproszenie, a chwilę później tańczyli już na parkiecie wśród innych par. Mężczyzna uśmiechał się do niej lekko, lecz często unikał jej spojrzenia patrząc się wszędzie dookoła. Dopiero po chwili odezwał się do niej.
— Jak bawi się pani na przyjęciu?
— Czuję się tu trochę obco — Ginevra uśmiechnęła się zawstydzona. — Dawno nie byłam na angielskim dworze.
Maximilian pokręcił głową.
— Nie musi pani tym się martwić, pani chociaż w połowie należy do tego dworu.
Ginevra uniosła brew.
— Zna pan mój rodowód — stwierdziła.
— Powiedzmy, że… — mężczyzna zamyślił się — przygotowałem się na temat zaproszonych gości.
— A z jakiego powodu?
— Dobrze wiedzieć kogo można spotkać na balu zaręczynowym księcia — ściszył głos, by tylko jego partnerka w tańcu mogła go usłyszeć.
— Jeszcze się nie zaręczył, więc na razie to bal zapoznawczy.
— Tak jak dla wielu innych osób wystawionych dziś na sprzedaż — Maximilian stwierdził to oschle, a Ginevra ponownie uniosła brew.
— A na ile wycenia pan wtedy swoją wartość? — zapytała, na co mężczyzna zareagował uśmiechem.
— Na razie nie będę się wyceniał. Na razie chcę obserwować.
— Kogo? — Ginevra była wyraźnie zaintrygowana, lecz nie doczekała się odpowiedzi, gdyż utwór dobiegł końca, a ich rozmowa została przerwana przez innego kandydata do tańca, który ukłonił się przed rudowłosą.
Dziewczyna zauważyła, że był to ten sam mężczyzna, który obserwował ją przy stole i którego twarz kojarzyła. Uśmiechnęła się zatem i pozwoliła prowadzić w tańcu.
— Pamięta mnie pani? — spytał z lekkim uśmiechem.
Mężczyzna miał niemal czarne włosy i równie ciemny, gęsty zarost. Był wysoki, dobrze zbudowany i niezwykle elegancki. Ginevra kojarzyła jego twarz, lecz nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy i gdzie wcześniej go spotkała.
— Benjamin Bellingham — powiedział brunet widząc wahanie w oczach dziewczyny.
Ginevra uśmiechnęła się wtedy szeroko.
— Jak mogłam o panu zapomnieć! — po usłyszeniu nazwiska od razu skojarzyła z kim miała zaszczyt rozmawiać. — Tyle lat minęło, że pana nie poznałam.
Od razu wróciły do niej wspomnienia pobytu w Anglii, gdy była nastolatką. Całą rodziną zatrzymali się wtedy w swojej letniej posiadłości, a ich najbliższymi sąsiadami byli państwo Bellingham. Nie widywali się często, ale ich ojcowie często wyruszali na przejażdżki konne.
— Pani też się zmieniła. Gdyby nie przyszła pani z rodzicami, miałbym większą trudność z rozpoznaniem pani — Benjamin uśmiechnął się.
— Widzieliśmy się wiele lat temu… — powiedziała Ginevra wykonując obrót w tańcu.
— I wyrosła pani na piękną kobietę.
Rudowłosa spuściła głowę lekko zarumieniona.
— Pan również nie przypomina już nastolatka, którego poznałam przed laty.
Benjamin uśmiechnął się szerzej.
— Ale pani i tak nie dam rady przyćmić.
— Oh, ależ skąd — zaśmiała się dziewczyna. — Można tylko próbować.
Bellingham patrzył na nią jak na najpiękniejszy obraz świata, tracąc poczucie czasu. Dopiero po chwili zorientował się, że rudowłosa czekała na jego odpowiedź.
— A jak żyło się pani we Francji? Ponowne przybycie pani rodziny do Anglii wywołało niemałe poruszenie na dworze.
— Ah tak? — zdziwiła się dziewczyna. — Aż tak za nami tęskniono?
Benjamin uśmiechnął się tylko, ale nie odpowiedział na pytanie.
— We Francji skorzystałam z najlepszego wykształcenia dla dziewcząt. I mogłam nacieszyć się o wiele cieplejszym klimatem — Ginevra próbowała kontynuować rozmowę.
— Klimat jest ogromną kartą przetargową — zaśmiał się mężczyzna. — Ciężko przyzwyczaić się do angielskiej pogody po tylu latach?
Ginevra pokręciła przecząco głową.
— Powiedziałabym, że jest jak ojczyzna; nie sposób się od niej odzwyczaić.
— Od pani widoku teraz też będzie ciężko mi się odzwyczaić.
Dziewczyna uniosła brew.
— A zamierza pan się przyzwyczajać?
— Również zatrzymałem się na dworze, więc będziemy często się teraz widywać — powiedział i skłonił lekko całując dłoń Ginevry. — I ani trochę nie narzekam z tego powodu.
Dziewczyna również skłoniła się i powróciła na swoje miejsce przy stole z lekkimi rumieńcami na twarzy. Nie spodziewała się, że mężczyźni mogli okazywać jej zainteresowanie już na samym początku balu. Tamten wieczór był jej debiutem, nie była przyzwyczajona do wzbudzania zainteresowania swoją osobą. Nie miała też wcześniej kontaktu z płcią przeciwną, ostatnie nastoletnie lata spędziła na dworze we Francji, gdzie kończyła swoją naukę i była wręcz izolowana od wszystkiego, co mogło zakłócać jej koncentrację.
Nawet na rodzinnym dworze nie pozwalano jej przychodzić na różne bankiety i przyjęcia, tłumacząc się tym, że nie nadszedł jeszcze czas jej debiutu. Nie pomógł płacz ani narzekanie, że wiele dziewcząt miało już to za sobą. Rodzice uparli się, aby pokazać ją światu dopiero, gdy nadarzy się do tego jak najlepsza okazja.
Siadając przy stole dołączyła do rozmowy pomiędzy swoim ojcem a Maximilianem, popijając przy tym wino, które jej zaproponowano. Dziewczyna uśmiechała się jak najpromienniej do gości wokół siebie próbując zapamiętać każdy szczegół tamtego wieczoru. W pewnym momencie zauważyła jednak, że spoglądał na nią następca tronu; dwudziestosześcioletni mężczyzna z kręconymi, brązowymi włosami i zarostem. Przystojny książę Samuel spoglądał na nią i napotykając jej wzrok uśmiechnął się lekko. Ginevra odwzajemniła uśmiech i skłoniła lekko głowę, a książę nie odwracał od niej wzroku jeszcze przez kilka sekund. Dopiero chwilę później rozpoczął z kimś rozmowę, więc panna Welch powróciła do dyskusji toczonej przy jej stole i ukradkiem spoglądała na Maximiliana.
Szatyn miał wyraźnie zarysowaną szczękę i wśród innych mężczyzn wyróżniał się brakiem zarostu. Był idealnie ogolony, lecz wciąż wyglądał bardzo dojrzale. Jego spojrzenie było czujne i skupione na gościach siedzących przy stole.
W momencie, gdy Ginevra zaczęła analizować jego wzrok, Maximilian spojrzał na nią. Nie uśmiechnął się, lecz również zaczął jej się przyglądać. Było w tym coś tak intensywnego, że dziewczyna niemal od razu odwróciła wzrok. Usłyszała wtedy pierwsze dźwięki nowego utworu zapraszającego na parkiet i po chwili stanął przy niej obcy, młody mężczyzna. Ginevra poprawiła suknię i ruszyła do tańca z nieznajomym.
— Marcus Oskar Sharman — przedstawił się.
— Ginevra Luanna Welch.
— Pominęła pani swoje dwa imiona — mężczyzna, ku jej zaskoczeniu, zwrócił jej uwagę.
Tradycją było przedstawianie się tą samą ilością imion; gdy ktoś przedstawiał się wszystkimi wiedząc, że druga osoba miała ich mniej, to było to oczywiste zwrócenie uwagi na status społeczny, a raczej na jego brak. Jeśli przedstawiała się osoba posiadająca więcej imion od drugiej osoby, to wypadało je pominąć, aby nikogo nie zawstydzić.
— Tak nakazuje moja uprzejmość względem pana.
— W Szwecji nie przykładamy wagi do imion, nie musiała obawiać się pani, że mnie obrazi.
— Proszę mi zatem wybaczyć tę nieuwagę — Ginevra skłoniła lekko głowę czując, że rozmowa rozpoczęła się tragicznie.
— Zapewne nie jest pani zaznajomiona ze wszystkimi twarzami na tej sali — stwierdził mężczyzna po dłuższej chwili ciszy. — W końcu ostatnie lata spędziła pani we Francji.
Rudowłosa skinęła głową zastanawiając się czemu każdy wspominał o jej pobycie w ojczyźnie matki. Rozumiała, że spędzili tam wiele lat, jednak nie wydawało jej się to dziwne i niecodzienne. Wiele rodzin decydowało się mieszkać w jednym państwie przez dłuższy czas, zwłaszcza, gdy dzieci były w trakcie pobierania nauk. Nie rozumiała z kolei, czemu w ich przypadku każdy był mocno przejęty ich powrotem do Anglii. Nie była pewna, czy kryło się za tym coś, o czym nie miała pojęcia, czy po prostu każdy był zaciekawiony jej osobą. Tamtego wieczoru miała swój debiut, o czym z pewnością wiedziało wiele osób sądząc po spojrzeniach, jakie na sobie skupiała.
— To prawda, wiele twarzy jest mi jeszcze nieznanych. Czy według pana jest tu ktoś, kogo powinnam znać?
Sharman rozejrzał się dyskretnie po sali w trakcie tańca.
— Sir Lenderson, minister wojny w granatowym garniturze w prawym skrzydle — ściszył głos i dyskretnie nakierował jej wzrok w konkretne miejsce. — Jest bardzo zainteresowany powrotem pani rodziny do kraju.
Ginevra uniosła brwi i już chciała zapytać, o coś więcej, gdy utwór dobiegł końca, a miejsce Sharmana zajął Maximilian Schneider. Z nieco poważną miną chwycił jej dłoń i porwał do tańca, lecz w jego oczach kryło się pewne rozbawienie.
— I jak bawi się pani wśród tej śmietanki towarzyskiej? — zadał jej ponownie to samo pytanie.
— Podobnie jak wcześniej.
— Ale coś musiało ulec zmianie.
Ginevra zastanowiła się przez chwilę.
— Nie sądziłam, że tak wielu ludzi interesuje mój pobyt we Francji.
Maximilian pokręcił głową, jakby nie zgadzał się z jej słowami.
— Interesuje ich pani, a nie Francja. Wszyscy zastanawiają się czemu opóźniono pani debiut i czemu tak długo skrywano panią zagranicą.
— Tylko o to chodzi? — zdziwiła się dziewczyna, lecz jej towarzysz nie odpowiedział. — Tylko o to, że moja oficjalna prezentacja na dworze nastąpiła później niż nakazuje zwyczaj?
Mężczyzna pokiwał głową.
— Zapewne każdy uważa, że musi być w pani coś wyjątkowego.
Ginevra spojrzała na swojego partnera doszukując się w jego oczach kłamstwa, szyderstwa lub szczerości, lecz miała trudność z odczytaniem jego wzroku. Cała jego osoba wydawała jej się bardzo trudna do rozszyfrowania. Mężczyzna tańczył z nią sztywno, nie potrafił się rozluźnić i uciekał od niej wzrokiem. Nie wydawał się jednak nieśmiały, był raczej zainteresowany tym, co działo się dookoła nich niż samą dziewczyną.
— A pan dalej nie zdradził mi, kogo obserwuje — powiedziała zatem.
Mężczyzna nie odpowiedział. Może chciał, ale nie zdążył, bo po skończonym utworze Benjamin Bellingham od razu poprosił pannę Welch do tańca. W jego trakcie dziewczyna spoglądała na tańczącego szatyna w oddali i żałowała, że ponownie wymigał się od odpowiedzi. On zerkał na nią przelotnie, z lekkim uśmiechem pod nosem jakby wiedział, że Ginevra była zainteresowana jego niewypowiedzianą odpowiedzią.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Benjamina.
— Mógłbym przetańczyć z panią cały wieczór.
— Inni mężczyźni znienawidziliby pana — dziewczyna zaśmiała się.
— Jestem w stanie przyjąć na siebie ich gniew.
— Ah tak? Aż tak miłą partnerką do tańca jestem?
— Jest pani miłym widokiem dla oczu.
Rudowłosa uśmiechnęła się słysząc jawną kokieterię ze strony bruneta.
— Jest pan zbyt śmiały, panie Bellingham.
Mężczyzna odsunął się lekko z udawanym zdziwieniem, a potem roześmiał się.
— Nie śmiały, lecz oczarowany panią.
— Proszę zwrócić uwagę na jeszcze inne kobiety na tej sali. Na pewno któraś potrzebuje trochę męskiej uwagi.
— Moja uwaga jest dzisiaj poświęcona tylko pani.
Ginevra spojrzała na mężczyznę spod długich rzęs.
— Pańska wybranka serca nie będzie zła? Żadna narzeczona?
Bellingham zaśmiał się ponownie.
— Narzeczonej obecnie szukam — wyjaśnił i spojrzał na nią wzrokiem zbyt badawczym, by dziewczyna mogła tamto zdanie potraktować jako błahostkę.
Kryło się w nim, jak i w spojrzeniu bruneta, coś znacznie poważniejszego. Ginevra podarowała mu zatem kolejny taniec, a potem została przez niego odprowadzona do stolika.
Chwilę później do sali wjechał kilkupiętrowy tort urodzinowy dla następcy tronu i każdy z obecnych gości został poczęstowany jego kawałkiem. Przy stołach ponownie słychać był szum rozmów, uprzejmości i zawierania cichych sojuszy. Każdy dyskretnie analizował królewskich gości i Ginevra ponownie napotkała kilka spojrzeń skupionych na sobie, w tym niejakiego Sharmana.
Gdy orkiestra ponownie zaprosiła zgromadzonych gości na parkiet, panna Welch niemal od razu została zaproszona przez jeszcze kilku nieznanych jej mężczyzn. Dziewczyna miała wrażenie, że ustawiła się do niej ogromna kolejka, gdyż każdy domagał się przynajmniej jednego tańca z nią. Dopiero na samym końcu przyjęcia podszedł do niej sam następca tronu. Wywołało to niemałe poruszenie, gdyż orkiestra zaczęła grać umowny utwór sygnalizujący gościom koniec przyjęcia. Mężczyzna skupił na sobie uwagę gości, bo każdy chciał zobaczyć, komu zadedykował ostatni taniec.
— Z panią nie miałem jeszcze przyjemności tańczyć — książę Samuel uśmiechnął się do swojej partnerki.
— Na tej sali jest tyle pięknych dziewcząt, że nie sposób zatańczyć z każdą, Wasza Wysokość — Ginevra uśmiechnęła się chcąc ukryć swoje podenerwowanie.
Dziewczyna wiedziała, co oznaczał ostatni taniec na balu i jak ważny był dla panien takich, jak ona. Z bijącym sercem wpatrywała się w twarz następcy tronu próbując nie rozglądać się dookoła siebie i nie patrzeć, jak inni zareagowali na ich taniec. Z pewnością jej rodzice byli ucieszeni tamtym faktem, ale Ginevra czuła wyłącznie zdenerwowanie.
— Z panią powinienem jednak zatańczyć wcześniej. Jest pani w końcu gościem na dworze.
— Chciałabym bardzo podziękować za zaproszenie do pałacu. To wielki zaszczyt dla mnie i moich rodziców.
Samuel obrócił Ginevrę w tańcu i uśmiechnął się.
— A jak podoba się pani nasz dwór? Różni się od francuskiego?
— Nie odważę się ich porównywać. Każdy jest piękny i unikatowy na swój własny sposób.
Następca tronu pokiwał głową i nie przestając się uśmiechać wpatrywał się w twarz Ginevry. Dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech, lecz szybko spuściła wzrok nie mogąc doczekać się końca utworu. Pomimo tego, że przyjęcie bardzo jej się podobało, to miała ochotę wrócić już do swoich komnat. Tamten wieczór obfitował nowymi, zawartymi znajomościami i przeżyciami, do których nie była jeszcze przyzwyczajona. Czuła się dosyć niekomfortowo, gdy obcy ludzie patrzyli na nią nieżyczliwym wzrokiem. Będąc we Francji znała każdą osobę na dworze, lecz w Anglii nie widziała żadnej znajomej twarzy.
Z ulgą na twarzy Ginevra podała księciu swoją dłoń po zakończonym tańcu i ukłoniła się nisko. Zanim ktokolwiek zdążył ją zaczepić, udała się w stronę rodziców i resztkami silnej woli starała się iść wolno i z gracją, podczas gdy najchętniej zerwałaby się do biegu.
Rudowłosa westchnęła spokojnie po wejściu do komnaty i pozwoliła dwórce zdjąć z siebie suknię. Nie mając już energii na cokolwiek, udała się do snu i z uśmiechem na twarzy zaczęła wspominać miniony wieczór. Muzyka wciąż dudniła w jej piersi porywając ją do tańca, a przed oczami ukazała się piękna, pozłacana sala balowa. Jej debiut był taki, jaki sobie wyobrażała od wielu lat. Skupiła na sobie uwagę wszystkich gości, mężczyźni zabiegali o to, by z nią zatańczyć, a ona sama poczuła się niczym najjaśniejsza gwiazda wśród towarzystwa.
Zauważyła zazdrosne spojrzenia posyłane w jej stronę, lecz pomimo tego, że nie były przyjemne, to nie miała powodu się nimi martwić. Była na dworze, aby znaleźć sobie męża i uszczęśliwić tym rodziców. Martwiła się tamtym zadaniem, lecz przypominając sobie poruszenie jakie wywołała, od razu uleciały z niej wszelkie rozterki.
Zasnęła spokojnie. Wiedziała, że jej pozycja na dworze była nienaruszalna, a w swojej talii trzymała najsilniejsze karty.~ ROZDZIAŁ DRUGI ~
Ginevra została obudzona następnego dnia przez swoją dwórkę, która delikatnie potrząsała jej ramieniem.
— Panienko, czas wstać. Za godzinę śniadanie z rodziną królewską.
Dziewczyna przetarła szybko oczy, udała się do łazienki, a kilkanaście minut później usiadła przy toaletce. Służąca Jodie suszyła jej rude włosy, a do komnaty wtargnęła pani Amanda. Wyciągnęła z szafy białą sukienkę o kroju marynarki przepasanej paskiem z dużym, złotym kołem, który po zapięciu zwisał swobodnie, lecz elegancko. Cała sukienka była zresztą szykowna, pomimo jej liberalnego wydźwięku.
— Wczoraj czerń, a dziś biel? — Ginevra spojrzała na nią sceptycznie.
— Od naszej żałoby minęły równo dwa tygodnie. Możemy zatem porzucić czarny kolor — odparła jej matka przysiadając się do niej.
— Teoretycznie wczoraj minęły dwa tygodnie.
Pani Amanda wzruszyła ramionami.
— Nawet żałobę można dostosować do swoich celów — powiedziała oschle mając na myśli czarną suknię córki na przyjęciu. — Sama przyznasz, że było to dobre zagranie.
Ginevra spojrzała na matkę z ukosa, gdy nakładała kosmetyki na twarz.
— Nie neguję twoich decyzji.
Pani Amanda chciała najwyraźniej coś jeszcze dopowiedzieć, ale zrezygnowała. Zamiast tego podeszła ponownie do wiszącej sukienki i zaczęła gładzić jej materiał.
— Tańczyłaś wczoraj z najlepszymi młodzieńcami. Nawet sam następca tronu podarował tobie ostatni taniec — stwierdziła. — Jakie masz opinie na temat wszystkich kandydatów?
— Jeszcze zbyt wcześnie na opinie. Część z nich komplementowała mnie na każdym kroku, część z nich pytała o moje samopoczucie, a jeszcze inni byli zbyt zawstydzeni, aby odezwać się chociaż słowem. Każdy jednak wspominał o moim… naszym pobycie we Francji — dziewczyna odwróciła się, by spojrzeć na matkę. — Zastanawia mnie, czemu wywołaliśmy takie poruszenie powrotem do Anglii.
Pani Amanda zesztywniała na chwilę.
— Ojciec ci to wytłumaczy. Na razie mów, że wyjechaliśmy do Paryża, aby uregulować formalności związane z twoimi prowincjami i odbyłaś tam należytą edukację szkolną. I tyle. Anglia jest dalej naszą ojczyzną.
— Ja to wiem, mamo — Ginevra wróciła do makijażu. — Wydaje mi się, że wszyscy jednak posądzają nas o coś innego. Podobno sir Lenderson jest żywo zainteresowany naszym powrotem.
— Kto ci to powiedział?
— Marcus Sharman ze Szwecji.
Pani Amanda kiwnęła lekko głową i stanęła przy wąskim, podłużnym oknie przy toaletce córki.
— Sharmanowie… Uzyskali niedawno tytuł szlachecki w Szwecji i król Gustaw XI systematycznie podwyższa ich pozycję za zasługi dla państwa. Nie sądziłam jednak, że zostaną zaproszeni do Anglii — odsunęła się od okna i usiadła na wielkim łóżku. — Najwidoczniej starają się o jakieś powiązania z angielską arystokracją. Albo już są powiązani, tylko jeszcze o tym nie wiemy. Na dworze jednak nie zatrzymali się.
— A kto tak właściwie zatrzymał się w pałacu? Wiem tylko o Benjaminie Bellinghamie.
— Z tego co usłyszałam, to jeszcze Solbergowie są na dworze… Draytonowie, Vikander, Navarro…
— Meggott i Dering zatrzymali się w królewskiej posiadłości w Croydon — do rozmowy wtrąciła się Jodie. — Państwo Schneider są w Stratford, a Sharman w Harrow.
Pani Amanda uśmiechnęła się do blondynki, która czesała włosy Ginevry.
— Służba już plotkuje, jak widzę.
Służąca roześmiała się.
— Wystarczy na chwilę zejść do kuchni lub przejść dwa razy po schodach dla służby, proszę pani.
— Bądź naszymi oczami i uszami na dworze, Jodie. Wydaje mi się, że trochę tu posiedzimy… — pani Amanda westchnęła i spojrzała na malującą się córkę. — Ubierz się i za dwadzieścia minut bądź gotowa do wyjścia — powiedziała do niej i sama wyszła z komnaty.
Po skończonym makijażu Jodie pomogła Ginevrze ubrać się w białą, formalną sukienkę, a także dobrać do niej biżuterię i szpilki.
— Ślicznie panienka wygląda.
Ginevra zerknęła na błyszczące z radości oczy dziewczyny i ucieszyła się widząc ją uśmiechniętą. Blondynkę radował pobyt w Anglii, gdyż właśnie stamtąd pochodziła. Nareszcie mogła odwiedzić dawno niewidzianą rodzinę, a także porzucić francuski akcent, aby ponownie zacząć mówić w ojczystym języku.
W królewskiej jadalni państwo Welch pojawili się niemal ostatni, lecz zostały dla nich zarezerwowane jedne z najlepszych miejsc. Ginevra tym razem usiadła obok Benjamina Bellinghama, który uśmiechnął się na jej widok i skinął lekko głową. Dziewczyna rozejrzała się dyskretnie po gościach i dostrzegła niezbyt przyjaźnie wyglądającą następczynię tronu Norwegii, księżniczkę Astrid Solberg; wysoką, szczupłą blondynkę z ciemnymi oczami. Nie uśmiechała się do nikogo i patrzyła na każdego poważnie, wręcz odpychająco. Ginevra spotkała ją rok wcześniej na francuskim dworze, gdzie miały zaszczyt minąć się na korytarzu, a jej postawa była wtedy tak samo chłodna.
Po prawej stronie dziewczyny siedziały inne pretendentki do roli przyszłej królowej. Ginevra spostrzegła Gabriellę Drayton; irlandzką arystokratkę, którą spotkała kilka lat wcześniej na francuskim dworze. Niedaleko Gabrielli siedziała Yoana Navarro, siostra ówczesnego króla Hiszpanii. Kobieta o lekko ciemniejszej karnacji wyróżniała się wśród gości równie mocno, jak Ginevra swoimi długimi, rudymi włosami. Naprzeciwko Yoany siedziała Agneta Vikander, Szwedka i kuzynka króla Gustawa XI. Z tamtymi kobietami Ginevra miała konkurować o następcę tronu.
Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę nad swoją pozycją na dworze. Ona była dziedziczką szkocko-francuskiej arystokracji. Była wnuczką zarówno dawnego króla Szkocji jak i ówczesnego króla Francji. W swoich rękach skupiała najbardziej strategiczne, francuskie księstwa, odkąd jej brat Dustin zrzekł się praw do nich na jej korzyść. Szkocja, pomimo tego, że nie mogła korzystać już z królewskich tytułów i formalnie urzędowała jako księstwo w ramach zawarcia unii z Anglią, to dalej tytułowała ją księżniczką Szkocji. Jej portrety były chętnie kupowane przez Szkotów, a każdy jej przyjazd do Edynburgu hucznie obchodzony. Pomimo braku formalnej władzy nad księstwem, to Ginevra zdobyła serca ludu, a było to wielkie osiągnięcie.
Rozmyślania panny Welch przerwało przyjście rodziny królewskiej. Wszyscy obecni wstali i pochylili głowy na znak szacunku. Dopiero, gdy król z małżonką i dziećmi spoczęli na swoich miejscach, to reszta gości usiadła, aby móc rozpocząć posiłek. Benjamin Bellingham siedzący z prawej strony Ginevry uprzejmie usłużył jej nalewaniem wody z cytryną lub podawaniem konkretnych półmisków.
— Wyspała się pani? — spytał w trakcie posiłku.
— Po takim wieczorze zasnęłam niemal od razu.
Benjamin uśmiechnął się do niej lekko.
— Mam nadzieję, że nie wyczerpałem pani tyloma tańcami.
Ginevra roześmiała się delikatnie.
— Taniec z panem uczynił mi wiele przyjemności, panie Bellingham.
— Niezmiernie mnie to raduje — mężczyzna uśmiechnął się szerzej i powrócił do posiłku.
Rudowłosa w międzyczasie zerknęła na niego przelotnie, po raz kolejny niedowierzając jak bardzo zmienił się od ich ostatniego spotkania. Gdy go poznała miał włosy do ramion, był gładko ogolony, a w oczach migotały buntownicze iskierki. Z jego osobowości lekkoducha pozostał jedynie nieco figlarny uśmiech, lecz poza tym mężczyzna zamienił się w kogoś niezwykle eleganckiego.
W trakcie śniadania Ginevra rozpoczęła jeszcze rozmowę z kilkoma innymi osobami. Obserwowała wtedy ministra Lendersona, o którym wspomniał jej Marcus Sharman i ambasadora Tannera, którego spotykała wiele razy na dworze dziadka Francisa V we Francji. Mężczyzna rozpoznał ją już poprzedniego wieczoru i obserwował przez dłuższy czas. Ginevra wiedziała o tym doskonale, ale uśmiechnęła się do niego i przywitała ruchem głowy, pomimo tego, że nie darzyli się wzajemną sympatią. Szybko przeniosła jednak swój wzrok na księcia Samuela, gdy kilkakrotnie zauważyła jak spoglądał na nią. Siedział po drugiej stronie stołu, blisko rodziców, ale miał bardzo dobry widok na pannę Welch. Napotykając jednak nagle jej wzrok odwrócił głowę speszony, ponieważ kolejny raz przyłapała go na obserwowaniu jej. Nie umknęło to jednak uwadze królowej jak i pani Amandy.
Królowa Henrietta spojrzała surowo na rudowłosą dziedziczkę Welchów. Nie podobało jej się to, jak wielką uwagę skupiała na sobie i to, że wzrok jej syna wędrował ku niej. Spoglądając na inne dziewczęta przy stole widziała jednak, że nie posiadały takiej charyzmy, co Ginevra. Pozostawały w jej cieniu, wyglądały przy niej zbyt przeciętnie. Spoglądając na jej matkę widziała to samo. Francuska elegancja emanowała od tamtych dwóch kobiet, co jeszcze bardziej jej się nie podobało.
Po skończonym posiłku Ginevra chciała udać się do swojej komnaty, ale tuż przy wyjściu z jadalni zatrzymał ją Benjamin Bellingham.
— Nie miałaby pani ochoty na spacer? — spytał.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, aby nie okazać zbytniego podniecenia tamtym zaproszeniem i kiwnęła głową. Chwyciła za wyciągnięte ramię mężczyzny i została przez niego poprowadzona do królewskich ogrodów. Rozciągały się one wiele hektarów za pałacem i imponowały swoimi kolorami, idealnie przystrzyżonymi krzewami, symetrią według francuskiego stylu i wieloma fontannami.
— Ślicznie pani wygląda — odezwał się mężczyzna spoglądając na nią z ukosa. — Miło, że porzuciła pani już żałobną czerń.
— Nasz okres żałoby na szczęście już się zakończył.
Benjamin kiwnął głową.
— Wiadomość o śmierci księżnej bardzo nas zasmuciła.
Ginevra miała ochotę zapytać, kto krył się za słowem „nas”, ale postanowiła uciąć tamten temat.
— A jak panu podobało się wczorajsze przyjęcie? Nie mieliśmy okazji się pożegnać.
— Przyjęcie było cudowne, przetańczyłem połowę wieczoru z pewną wyjątkową damą.
Rudowłosa udawała zaskoczenie.
— Cóż z niej za szczęściara! — wykrzyknęła, na co Benjamin roześmiał się głośno.
Zaszczycił ją kolejnymi komplementami, a chwilę później poprowadził rudowłosą w kierunku wielkiej fontanny z posągiem Neptuna. Benjamin ściągnął z siebie marynarkę i położył ją na murku od fontanny, aby Ginevra mogła usiąść nie brudząc sukienki. Sam również usiadł blisko dziewczyny i kontynuował rozmowę z nią.
Rudowłosa odkryła wtedy, że Bellingham był rówieśnikiem księcia Samuela, a także jego przyjacielem. On z kolei wiedział wszystko na jej temat; to, że miała dwadzieścia lat, znała wiele języków obcych i świetnie strzelała z łuku. Wiedział o niej wszystko, lecz udawał zaskoczonego, gdy dziewczyna mu o sobie opowiadała. Bez trudu odkryła jego łgarstwa, choć nie traktowała ich złośliwie. Po prostu miała dowód na to, że znalazła się w kręgu jego zainteresowania.
Ich rozmowa została nagle przerwana przez służącego Bellinghama, który przynosił pilne wezwanie od następny tronu. Brunet niechętnie wstał i spojrzał smutno na pannę Welch.
— Przepraszam — ucałował jej dłoń. — Mam nadzieję, że zobaczymy się niebawem.
Zakładając pospiesznie marynarkę mężczyzna ruszył w stronę pałacu. Ginevra westchnęła cicho i obejrzała się za siebie, na okna pałacu wychodzące na ogród. Z uniesioną brwią zauważyła ruch firan, jakby szybko zasuniętych. Dziewczyna najwidoczniej była przez kogoś obserwowana, co niekoniecznie ją zdziwiło, a raczej wystraszyło i zaniepokoiło. Udała się szybko w stronę pałacu, uprzednio zapamiętując piętro i okno, w którym dostrzegła niepokojący ruch.
Wracając do budynku natknęła się w korytarzu na znajomego jej ambasadora zagranicznego. Mężczyzna skłonił się przed nią, tym razem również bez uśmiechu.
— Witam, panie ambasadorze Tanner — rudowłosa uśmiechnęła się szeroko, lecz nieco ironicznie.
Oboje za sobą nie przepadali, ponieważ często wdawali się w nieprzyjemne dyskusje. Zawsze mieli zupełnie inne zdanie na dane tematy i nie potrafili dojść do żadnego porozumienia. Pomimo tego, że niegdyś widywali się niemal codziennie na francuskim dworze, to nigdy nie nawiązali pomiędzy sobą nici porozumienia. Ambasador zapewne nie raz miał ochotę na nią krzyknąć albo pokłócić się z nią, lecz był tylko gościem na obcym dworze i nie mógł sobie na to pozwolić. W Anglii jednak role odwróciły się; to ona była gościem na jego dworze.
— Miło panią znowu zobaczyć, panno Welch.
— Chyba ma pan wiele pracy — Ginevra wskazała na kilka teczek, które trzymał w rękach.
— Ambasador ma zawsze wiele pracy — odpowiedział chcąc wyraźnie zakończyć rozmowę, lecz Ginevra nie chciała dać mu tej satysfakcji.
— Przecież żyjemy w pokojowych czasach, panie Tanner — powiedziała prowokująco.
Trzydziestoletni mężczyzna spojrzał na nią oschle. Jego włosy urosły nieco od ich ostatniego spotkania i mógł zaczesać je lekko na bok. W dodatku zrezygnował z brody i na angielskim dworze pokazywał się tylko z dwudniowym zarostem.
Mężczyzna wyraźnie chciał odpowiedzieć coś nieuprzejmego, ale był urodzonym dyplomatą. Ukłonił się zatem przed nią nisko, wręcz szyderczo, i przepraszając odszedł w swoją stronę. Ginevra uśmiechnęła się cynicznie pod nosem i wróciła do swoich komnat.
Jej sypialnia znajdowała się na trzecim piętrze we wschodnim skrzydle. Ściany komnaty były pomalowane na biało, lecz dodatkowo udekorowane złotymi elementami, przez co miało się wrażenie, że pokój błyszczał w słońcu. Na środku stało wielkie łoże z fioletowymi, aksamitnymi poduszkami, przed nim stał beżowy szezlong bez oparcia, a po jego prawej stronie ogromne lustro, którego framugi obite były fioletowym aksamitem. Dziewczyna miała także do dyspozycji toaletkę z wszelkim wyposażeniem. Podarowano jej najlepsze kosmetyki do pielęgnacji twarzy, jak i ciała. Ginevrze jednak najbardziej podobało się wąskie okno na całą wysokość pokoju, które wychodziło na królewski ogród. Dzięki niemu mogła malować się przy toaletce i jednocześnie spoglądać na najpiękniejsze kwiaty w całej Anglii.
Ginevra usiadła przy toaletce i spojrzała w odbicie lustra. Według polecenia matki wykorzystywała swoją urodę i charyzmę w kontaktach w płcią przeciwną, a Benjamin Bellingham od razu dał się na to złapać. Widziała w jego oczach błysk, gdy na nią patrzył. Czerpał przyjemność z tego, że zawstydzał ją swoimi komplementami i nie rozmawiał z nią o niczym innym niż o tańcach, sukniach i pięknych krajobrazach. Nie przyszło mu do głowy, że mogła znać się także na innych tematach. Traktował ją jak typową, młodą arystokratkę, która powinna ładnie się prezentować, zachowywać i prowadzić rozmowy tak, aby każdy był zadowolony.
Jedynie Marcus Sharman od razu odkrył, że miał do czynienia z kimś, kto nie interesował się tylko swoją urodą. Przejrzał ją od samego początku i obserwował na balu, jakby była groźnym przeciwnikiem.
I możliwe, że była.
Ginevra po głębszym namyśle podejrzewała, że mogłaby stanowić przeszkodę w interesach jego rodziny. Z pewnością popierali kandydaturę Szwedki, Agnety Vikander, do bycia małżonką księcia Samuela. Z tego co mówiła matka, to Sharmanowie byli prosperującą szlachtą i z pewnością otrzymaliby jeszcze liczniejsze profity, gdyby doprowadzili dziewczynę do tronu.
Maximilian Schneider również nie dał zwieść się pozorom. Był raczej sceptyczny i ostrożny w rozmowie z nią. Może chciał jej zaimponować w pewien sposób traktując przyjęcie jako bal zaręczynowy. Może chciał ją zaskoczyć, by ukazać wyższość. Może chciał ją ostrzec.
Ginevra przeczesała długie włosy szczotką i spojrzała na nowe listy zaadresowane do niej. Pierwszy z nich był od królowej Francji, jej babci Marie Poirot, natomiast drugi od brata, który przebywał w Norwegii, w kraju swojej żony.
_„Ginevro, Księżniczko Krwi Królewskiej,_
_mam ogromną nadzieję, że jesteś dobrze traktowana na angielskim dworze. Wiem, że potraktowano Cię jako kandydatkę dla następcy tronu Anglii, dlatego rób wszystko, co nakaże Twoja matka. Doprowadzi Cię do celu, nawet jeśli będzie on dla Ciebie niejasny. Bądź dla wszystkich tak urocza, jak na naszym francuskim dworze, ale nie bój się kogoś ugryźć w walce o to, co Ci się należy._
_Z wyrazami szacunku, Twoja Królowa Babcia_
_PS. Uważaj na Angielskie Trufle. Nie są już tak samo dobre jak kiedyś.”_
Dziewczyna zmarszczyła brwi po przeczytaniu listu. Przeczytała go zatem ponownie, a potem jeszcze raz. Niezwykle dziwne wydawało jej się ostatnie zdanie, ponieważ babcia Marie nigdy nie jadła trufli. Intuicja podpowiadała rudowłosej, że w tamtym zdaniu musiała kryć się jakaś sekretna wiadomość, której jeszcze nie potrafiła rozwiązać. Ginevra zastanawiała się intensywnie kilka minut nad znaczeniem tamtych słów i gdy w końcu spojrzała jeszcze raz na zapis angielskich trufli zrozumiała co, a raczej kogo, jej babcia miała na myśli.
Dziewczyna wyszła z komnaty chowając list od babci. Ten od brata postanowiła przeczytać później, najpierw musiała znaleźć rodziców.
Drzwi od ich komnaty były zamknięte, a ze środka nie dochodziły żadne głosy. Musieli jednak być gdzieś w pałacu, bo nie wyjechaliby bez słowa pozostawiając ją samą w obcym miejscu. Ginevra westchnęła podenerwowana.
Przeszła wzdłuż długiego holu, a potem zaczęła schodzić na niższe piętra. Liczyła na to, że natknie się gdzieś na matkę lub ojca i porozmawia o ostrzeżeniu otrzymanym od babci. Jednak na niższych kondygnacjach nie natrafiła na osoby, których szukała. Wręcz przeciwnie, trafiła na człowieka, na którego miała uważać.
Na ambasadora Aidena Tannera.