Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Prison Healer. Próby żywiołów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,00

The Prison Healer. Próby żywiołów - ebook

„Napisane po mistrzowsku powieści Lynette Noni to lektura obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli fantasy!”

Sarah J. Maas

Siedemnastoletnia Kiva Meridan od dziesięciu lat walczy o przetrwanie w owianym złą sławą ciężkim więzieniu Zalindov, gdzie pracuje jako uzdrowicielka. Kiva podtrzymuje przy życiu umierającą Zbuntowaną Królową, która musi wziąć udział w próbie przetrwania – przeznaczonej dla najbardziej niebezpiecznych przestępców serii wyzwań związanych z czterema żywiołami: powietrzem, ogniem, wodą i ziemią. Pewnego dnia Kiva otrzymuje zaszyfrowaną wiadomość od bliskich, a w niej krótkie polecenie: „Nie daj jej umrzeć. Przybywamy”. Kiva wie, że śmiertelnie chora królowa nie ma szansy sprostać wyzwaniom, więc zgłasza się na jej miejsce. Jeśli jej się powiedzie, obie odzyskają wolność. Problem w tym, że nikt jeszcze nie przeżył próby przetrwania.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8265-859-0
Rozmiar pliku: 4,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

Śmierć przy­była o zmierz­chu.

Dziew­czynka i jej młod­szy brat zbie­rali bor­kówki nad rzeką, a oj­ciec dzieci przy­kuc­nął na brzegu lo­do­wa­tej wody, żeby uzu­peł­nić za­pas li­ści alo­esu. Po­trze­bo­wał na póź­niej ko­ją­cego żelu do opa­trze­nia po­zo­sta­wio­nych przez ostre kolce licz­nych ran na ciele córki. Ona jed­nak pra­wie nie czuła bólu, bo jej my­śli za­przą­tała ko­la­cja. Mama ro­biła naj­lep­szy dżem bor­ków­kowy w ca­łym Wen­de­rallu, a po­nie­waż sre­brzy­ste owoce były naj­słod­sze tuż po wscho­dzie księ­życa, ten zbiór za­po­wia­dał się po pro­stu wy­śmie­ni­cie. Dziew­czynka ża­ło­wała je­dy­nie, że nie ra­dzi so­bie z upil­no­wa­niem brata, który gar­ściami wpy­chał bor­kówki do ust. Gdyby nie to, już wkrótce mo­głaby zgro­ma­dzić wy­star­cza­jąco dużo, żeby ucie­szyć mamę efek­tami swo­jej pracy.

Ko­szyk był w po­ło­wie pełny, kiedy pierw­szy krzyk prze­szył nocne po­wie­trze.

Dzieci za­marły. Chło­piec roz­chy­lił wy­sma­ro­wane sre­brzy­stym so­kiem usta, dziew­czynka z nie­po­ko­jem zmarsz­czyła brwi. Spoj­rze­nie jej szma­rag­do­wych oczu po­wę­dro­wało do ojca, który stał nad zi­mo­wym stru­mie­niem z du­żym pę­kiem omsza­łych li­ści alo­esu w dłoni. Nie pa­trzył na to, co ze­brał, sku­pił całą uwagę na ma­łym domu na wzgó­rzu. Krew od­pły­nęła z jego twa­rzy.

– Tato, co to...

– Ci­cho, Ker­rin – prze­rwał sy­nowi, po czym upu­ścił lecz­ni­cze li­ście i pod­szedł szyb­kim kro­kiem do dzieci. – Pew­nie Zu­le­eka i To­rell tylko się wy­głu­piają, ale i tak po­win­ni­śmy spraw­dzić...

Co­kol­wiek chciał do­dać o ich star­szym ro­dzeń­stwie, uwię­zło mu w gar­dle, gdy na wznie­sie­niu roz­legł się drugi krzyk, a za­raz po­tem głu­chy huk.

– Tato... – ode­zwała się dziew­czynka i pod­sko­czyła, kiedy wy­rwał ko­szyk z jej dłoni.

Bor­kówki po­fru­nęły na wszyst­kie strony, a oj­ciec mocno za­ci­snął rękę na jej pal­cach. Nie zdą­żyła nic po­wie­dzieć, gdyż w tej sa­mej chwili usły­szała prze­ni­kliwy krzyk matki:

– UCIE­KAJ, FA­RAN! UCIE­KAJ!

Uścisk ojca spra­wiał jej ból. Było za późno na ucieczkę. Żoł­nie­rze z unie­sio­nymi mie­czami wy­sy­py­wali się z domu, a ich zbroje po­ły­ski­wały sre­brzy­ście w sła­bym bla­sku księ­życa.

Zja­wiło się ich kil­ku­na­stu.

Aż tylu.

Zbyt wielu...

Dziew­czynka wsu­nęła rękę w kol­cza­ste krzewy i zła­pała brata za drżącą, lepką od soku dłoń. Nie mieli do­kąd uciec, zna­leźli się w pu­łapce. Za ich ple­cami pły­nęła lo­do­wata rzeka, zbyt rwąca i głę­boka, żeby za­ry­zy­ko­wać prze­prawę.

– Wszystko w po­rządku – po­wie­dział oj­ciec drżą­cym gło­sem, pa­trząc na nad­cho­dzą­cych męż­czyzn. – Wszystko bę­dzie do­brze.

Wtedy żoł­nie­rze ich oto­czyli.ROZ­DZIAŁ

PIERW­SZY

Kiva Me­ri­dan spoj­rzała na chłopca przy­wią­za­nego do me­ta­lo­wej ławy, po­chy­liła się i szep­nęła:

– Weź głę­boki od­dech.

Za­nim zdą­żył choćby mru­gnąć, zła­pała go za nad­gar­stek i wbiła czu­bek roz­grza­nego do bia­ło­ści skal­pela w grzbiet jego dłoni. Chło­piec wrza­snął i za­czął się rzu­cać – tak jak wszy­scy – ale za­ci­snęła palce jesz­cze moc­niej, wy­rzy­na­jąc mu w ciele trzy głę­bo­kie kre­ski, two­rzące li­terę Z.

Ta jedna li­tera ozna­czała, że tra­fił do wię­zie­nia Za­lin­dov.

Rany się go­iły, lecz bli­zny po­zo­sta­wały na za­wsze.

Kiva pra­co­wała bły­ska­wicz­nie, a kiedy wy­cięła znak, pu­ściła rękę chłopca. Chciała mu po­wie­dzieć, że naj­gor­sze ma już za sobą, ale ugry­zła się w ję­zyk. Był na­sto­lat­kiem i umiał od­róż­nić prawdę od kłam­stwa. Utknął w Za­lin­do­vie na do­bre, a z ozna­ko­wa­nia na me­ta­lo­wej bran­so­le­cie na jego nad­garstku wy­ni­kało, że zo­stał więź­niem nu­mer H67L129. Nie cze­kało go nic do­brego, więc kłam­stwa nie miały sensu.

Po­sma­ro­wała krwa­wiącą ranę so­kiem z ży­cicy, żeby za­po­biec za­ka­że­niu, po czym przy­pró­szyła ją po­pio­łem z żywca na zła­go­dze­nie bólu. Na ko­niec owi­nęła dłoń chłopca płó­cienną szmatką i ka­zała mu nie bru­dzić i nie mo­czyć opa­trunku przez na­stępne trzy dni – co oczy­wi­ście było nie­moż­liwe, je­śli wię­zień miał tra­fić do pracy w tu­ne­lach, na far­mie albo w ka­mie­nio­ło­mie.

– Nie ru­szaj się, już pra­wie skoń­czy­łam – po­wie­działa.

Odło­żyła skal­pel i się­gnęła po no­życe, po­rdze­wiałe, ale dość ostre, żeby prze­ciąć stal.

Po­bla­dły chło­piec dy­go­tał, a jego źre­nice roz­sze­rzyły się ze stra­chu.

Nie sta­rała się pod­nieść go na du­chu, świa­doma, że w progu stoi uzbro­jona ko­bieta i ob­ser­wuje każdy jej ruch. Kiva za­zwy­czaj mo­gła ko­rzy­stać z odro­biny swo­body i nie mu­siała pra­co­wać pod czuj­nym, zim­nym okiem straż­ni­ków, któ­rzy wy­wie­rali na nią do­dat­kową pre­sję. W ze­szłym ty­go­dniu do­szło jed­nak do buntu i te­raz wszy­scy z na­pię­ciem pa­trzyli so­bie na ręce. Pod lupę tra­fili na­wet tacy jak Kiva, uzna­wani za lo­jal­nych wo­bec na­czel­nika Za­lin­dovu i trak­to­wani przez współ­więź­niów jak zdrajcy, in­for­ma­to­rzy i szpicle.

Nikt nie nie­na­wi­dził Kivy bar­dziej niż ona sama, lecz nie ża­ło­wała swo­ich wy­bo­rów, bez względu na cenę, jaką przy­szło jej za nie za­pła­cić.

Igno­ru­jąc po­ję­ki­wa­nia chłopca, po­de­szła do jego głowy i za­brała się do strzy­że­nia wło­sów krót­kimi, ner­wo­wymi cię­ciami. Przy­po­mniała so­bie, jak dzie­sięć lat wcze­śniej tra­fiła do Za­lin­dovu i jak po­ni­żona się czuła, gdy ro­ze­brano ją do naga, wy­szo­ro­wano i ostrzy­żono. Opu­ściła lecz­nicę z otartą skórą, ogo­lona na zero, w szorst­kiej sza­rej tu­nice i spodniach do kom­pletu. Ni­czego wię­cej nie miała. Do­świad­czyła w Za­lin­do­vie wielu okrop­no­ści, ale upo­ko­rze­nie w pierw­szych go­dzi­nach było jed­nym z jej naj­gor­szych wspo­mnień. Na myśl o tym po­czuła ból w bliź­nie po cię­ciu i mi­mo­wol­nie opu­ściła wzrok na swoją bran­so­letę. Wy­gra­we­ro­wany w me­talu nu­mer iden­ty­fi­ka­cyjny N18K442 nie­ustan­nie przy­po­mi­nał Ki­vie, że jest ni­kim i ni­czym i że nie­sto­sowne słowa, za­cho­wa­nie lub choćby rzut oka na nie­wła­ści­wego czło­wieka w nie­wła­ści­wym cza­sie mo­gły ozna­czać dla niej wy­rok śmierci.

Za­lin­dov nie oka­zy­wał li­to­ści ni­komu, na­wet nie­win­nym.

Zwłasz­cza nie­win­nym.

Kiva miała za­le­d­wie sie­dem lat, kiedy tu przy­była, ale okru­cień­stwa wię­zien­nego ży­cia do­ty­kały wszyst­kich bez względu na wiek. Le­piej niż kto­kol­wiek wie­działa, że jej dni są po­li­czone. Nikt nie wy­cho­dził stąd żywy. To, kiedy do­łą­czy do nie­zli­czo­nych więź­niów Za­lin­dovu, któ­rzy zmarli wcze­śniej, było je­dy­nie kwe­stią czasu.

Na­tu­ral­nie w po­rów­na­niu do wielu in­nych mo­gła mó­wić o szczę­ściu. Ten, kogo wy­zna­czono do cięż­kich ro­bót, rzadko prze­ży­wał pierw­sze sześć mie­sięcy, a w naj­lep­szym wy­padku umie­rał po roku. Ona ni­gdy nie do­świad­czyła tak wy­czer­pu­ją­cej ha­rówki.

W pierw­szych ty­go­dniach po uwię­zie­niu pra­co­wała w bloku przy­jęć, se­gre­gu­jąc odzież i przed­mioty oso­bi­ste ode­brane nowo przy­by­łym. Póź­niej, kiedy kil­ku­set osa­dzo­nych zmarło w wy­niku epi­de­mii, tra­fiła na wolne sta­no­wi­sko w pra­cowni odzie­żo­wej, gdzie na­pra­wiała i czy­ściła mun­dury straż­ni­ków. Od nie­ustan­nego pra­nia i szy­cia ro­biły jej się bą­ble na krwa­wią­cych pal­cach, ale w po­rów­na­niu z in­nymi więź­niami na­wet wtedy nie miała po­wodu do na­rze­kań. Prze­ra­żała ją wi­zja na­prawdę mor­der­czej pracy, do któ­rej jej jed­nak nie skie­ro­wano. Po tym, jak ura­to­wała ży­cie cier­pią­cemu na za­ka­że­nie krwi straż­ni­kowi, ra­dząc mu, żeby za­sto­so­wał taki kom­pres, jaki wie­lo­krot­nie przy­go­to­wy­wał dla pa­cjen­tów jej oj­ciec, tra­fiła na sta­no­wi­sko uzdro­wi­cielki w wię­zien­nej lecz­nicy. Pra­co­wał tam jesz­cze je­den wię­zień, stra­cony nie­spełna dwa lata póź­niej za szmu­giel aniel­skiego pyłu dla zde­spe­ro­wa­nych współ­więź­niów. Wtedy dwu­na­sto­let­nia Kiva prze­jęła jego obo­wiązki. Jed­nym z nich było wy­ci­na­nie znaku Za­lin­dovu na skó­rze ska­za­nych. Nie­na­wi­dziła tego na­wet te­raz, ale ro­zu­miała, że je­śli od­mówi, ani ona, ani nowi więź­nio­wie nie unikną gniewu straż­ni­ków. Prze­ko­nała się o tym znacz­nie wcze­śniej, a na pa­miątkę zo­stały jej bli­zny na ple­cach. Gdyby wtedy zna­lazł się ktoś, kto zdo­łałby prze­jąć jej obo­wiązki, za­chło­stano by ją na śmierć. Te­raz jed­nak nie bra­ko­wało kan­dy­da­tów na jej miej­sce.

Była do za­stą­pie­nia, jak każdy w Za­lin­do­vie.

Gdy w końcu odło­żyła no­życe i się­gnęła po brzy­twę, włosy chłopca przed­sta­wiały ża­ło­sny wi­dok. Cza­sami wy­star­czyło od­ciąć koł­tuny, ale zda­rzało się, że nowi przy­jeż­dżali ze sfil­co­wa­nymi, za­wszo­nymi wło­sami. W ta­kich wy­pad­kach naj­le­piej było cał­kiem ogo­lić głowę, nie cze­ka­jąc, aż małe pa­skudy przejdą na in­nych więź­niów.

– Nie martw się, od­ro­sną – po­wie­działa Kiva ła­god­nie, wspo­mi­na­jąc, jak w dniu przy­by­cia stra­ciła swoje kru­czo­czarne włosy, które te­raz znowu spły­wały jej na plecy.

Nie­po­cie­szony chło­pak na­dal dy­go­tał. Było jej co­raz trud­niej go­lić mu głowę tak, żeby go przy­pad­kiem nie ska­le­czyć.

Pra­gnęła mu po­wie­dzieć, co go czeka po wyj­ściu z lecz­nicy, ale wie­działa, że zrobi to ktoś inny, a zresztą straż­niczka na­wet na mo­ment nie spu­ściła z nich wzroku. No­wym więź­niom na kilka pierw­szych dni przy­dzie­lano do pary tych z dłuż­szym sta­żem, żeby wpro­wa­dzili ich w sprawy Za­lin­dovu, po­in­for­mo­wali o nie­bez­pie­czeń­stwach i wy­ja­śnili, jak prze­trwać – je­śli oczy­wi­ście no­wym na tym za­le­żało. Zda­rzali się bo­wiem tacy, któ­rzy po uwię­zie­niu pra­gnęli jak naj­szyb­ciej umrzeć. Ich na­dzieja wy­pa­ro­wy­wała, za­nim jesz­cze prze­kro­czyli że­la­zną bramę i zna­leźli się za zim­nymi mu­rami z wa­pie­nia.

Kiva chciała wie­rzyć, że chło­pak nie stra­cił ca­łej woli walki. Po­trze­bo­wał jej, żeby prze­trwać to, co go cze­kało.

– Go­towe – oznaj­miła, po czym sta­nęła przed nim z opusz­czoną brzy­twą. Bez wło­sów wy­glą­dał mło­dziej: miał sze­roko otwarte oczy, za­pad­nięte po­liczki i od­sta­jące uszy. – Nie było tak źle, co?

Wpa­try­wał się w nią tak, jakby za­mie­rzała po­de­rżnąć mu gar­dło. Przy­wy­kła do ta­kich spoj­rzeń, zwłasz­cza ze strony nowo przy­by­łych. Nie wie­dzieli, że tak samo jak oni była zdana na ła­skę i nie­ła­skę straż­ni­ków. Nie wąt­piła, że je­śli chło­pak prze­żyje do­sta­tecz­nie długo, znowu do niej trafi i po­zna prawdę. Kiva trzy­mała jego stronę i była go­towa mu po­móc naj­le­piej, jak po­tra­fiła, tak jak sta­rała się po­ma­gać in­nym.

– Skoń­czy­łaś? – krzyk­nęła straż­niczka przy drzwiach.

Kiva za­ci­snęła dłoń na brzy­twie, ale po chwili z wy­sił­kiem roz­luź­niła palce. Straż­niczka nie mo­gła w żad­nym ra­zie za­uwa­żyć u niej oznak buntu.

Bier­ność i ule­głość – to był jej spo­sób na prze­trwa­nie.

Więź­nio­wie czę­sto kpili z niej z tego po­wodu, szcze­gól­nie ci, któ­rzy ni­gdy nie po­trze­bo­wali jej opieki. Ten i ów na­zy­wał ją za­lin­do­vską zdzirą. „Rzeź­niczka bez serca”, sy­czeli inni, gdy ich mi­jała, ale chyba naj­gor­szym wy­zwi­skiem była „księż­niczka śmierci”. Nie mo­gła ich wi­nić za to, że tak ją po­strze­gali i dla­tego tak bar­dzo nie­na­wi­dziła tej obe­lgi. Prawdę mó­wiąc, więź­nio­wie, któ­rzy tra­fiali do lecz­nicy, czę­sto już z niej nie wy­cho­dzili, a winą za to obar­czano Kivę.

– Uzdro­wi­cielko? – Głos straż­niczki za­brzmiał bar­dziej sta­now­czo. – Go­towe?

Kiva ski­nęła głową, a uzbro­jona ko­bieta opu­ściła po­ste­ru­nek przy drzwiach i we­szła do środka.

Straż­niczki sta­no­wiły rzad­kość w Za­lin­do­vie. Na dwu­dzie­stu męż­czyzn przy­pa­dała naj­wy­żej jedna ko­bieta, która i tak w krót­kim cza­sie prze­no­siła się do in­nej służby. Ta straż­niczka była nowa. Kiva do­strze­gła ją po raz pierw­szy za­le­d­wie kilka dni wcze­śniej, ale od razu zwró­ciła uwagę na jej mło­dzień­czą twarz i bursz­ty­nowe oczy, zimne, czujne i zdy­stan­so­wane. Ko­bieta miała skórę o dwa od­cie­nie ja­śniej­szą od naj­czar­niej­szej czerni, co ozna­czało, że po­cho­dziła z Ji­rvy albo z Ha­dris. Oba kró­le­stwa sły­nęły z do­sko­nale wy­szko­lo­nych wo­jow­ni­ków. Jej włosy były przy­cięte tuż przy skó­rze, a w jed­nym uchu ko­ły­sał się ne­fry­towy kol­czyk w kształ­cie zęba, co nie wy­da­wało się zbyt prak­tyczne – ktoś mógł z ła­two­ścią go ze­rwać. Od straż­niczki biła dys­kretna pew­ność sie­bie, a pod ciem­nym mun­du­rem, skła­da­ją­cym się ze skó­rza­nej tu­niki z dłu­gimi rę­ka­wami, spodni, rę­ka­wi­czek i bu­tów, prę­żyły się ży­la­ste mię­śnie. Nie­wielu więź­niów za­ry­zy­ko­wa­łoby za­targ z tą młodą ko­bietą, gdyż taki śmia­łek za­pewne tra­fiłby pro­sto do kost­nicy.

Na myśl o tym Kiva prze­łknęła ślinę i cof­nęła się przed nad­cho­dzącą straż­niczką. Mi­ja­jąc chłopca, uści­snęła krze­piąco jego ra­mię, ale na­tych­miast tego po­ża­ło­wała, kiedy gwał­tow­nie się wzdry­gnął.

– Ja tylko... – wska­zała sto­sik ubrań, które miał na so­bie, za­nim prze­brał się w szarą wię­zienną odzież – ...za­niosę to do bloku przy­jęć, do po­sor­to­wa­nia.

Tym ra­zem to straż­niczka ski­nęła głową, po czym wbiła spoj­rze­nie bursz­ty­no­wych oczu w chłopca.

– Idziemy – roz­ka­zała.

Po­wie­trze wy­da­wało się prze­siąk­nięte wo­nią jego stra­chu, kiedy sta­nął na trzę­są­cych się no­gach, pod­trzy­mu­jąc zdrową dło­nią tę oka­le­czoną, i ru­szył za straż­niczką.

Nie obej­rzał się za sie­bie. Nikt tego nie ro­bił.

Kiva na­wet nie drgnęła, do­póki nie na­brała pew­no­ści, że zo­stała sama. Jej ru­chy były szyb­kie i wy­ćwi­czone, ale przy tym ner­wowe i nie­cier­pliwe. Co rusz zer­kała na drzwi, świa­doma, że je­śli ktoś ją przy­ła­pie, bę­dzie po niej. Na­czel­nik miał w wię­zie­niu wielu in­for­ma­to­rów, i choć da­rzył Kivę pew­nymi wzglę­dami, nie za­wa­hałby się jej uka­rać. Może na­wet ka­załby ją stra­cić.

Marsz­cząc z od­razą nos, za­częła prze­glą­dać ubra­nie no­wego więź­nia. Nie­przy­jemna woń świad­czyła o dłu­go­trwa­łej po­dróży i braku hi­gieny. Kiva sta­rała się igno­ro­wać wil­goć na swo­jej dłoni, pleśń, błoto i inne sub­stan­cje, któ­rych wo­lała nie iden­ty­fi­ko­wać. Sku­piła się na po­szu­ki­wa­niach i wy­trwale szu­kała, szu­kała, szu­kała...

Po­wio­dła pal­cami po spodniach chłopca, lecz ni­czego nie zna­la­zła, więc za­jęła się płó­cienną ko­szulą. Tka­nina była po­wy­cie­rana, gdzie­nie­gdzie roz­darta, tu i tam po­ła­tana. Kiva obej­rzała wszyst­kie szwy, ale nie do­strze­gła w nich nic god­nego uwagi, więc po­czuła się znie­chę­cona. Po­tem jed­nak się­gnęła po sfa­ty­go­wane buty i w końcu tra­fiła w dzie­siątkę. W znisz­czo­nym, roz­pru­tym szwie le­wego buta tkwił zło­żony ka­wa­łek per­ga­minu.

Roz­po­starła go drżą­cymi pal­cami i po­pa­trzyła na za­szy­fro­wane słowa.

Gło­śno wy­pu­ściła wstrzy­my­wane w ustach po­wie­trze i roz­luź­niła spięte ra­miona, od­czy­tu­jąc wia­do­mość. Je­ste­śmy bez­pieczni. Prze­żyj. Przy­bę­dziemy.

Mi­nęły trzy mie­siące, od­kąd otrzy­mała ostat­nie wie­ści od ro­dziny. Przez trzy mie­siące szpe­rała w ubra­niach no­wych, ni­czego nie­świa­do­mych więź­niów, li­cząc na okru­chy in­for­ma­cji ze świata. Gdyby nie życz­li­wość sta­jen­nego o imie­niu Raz, który z na­ra­że­niem ży­cia prze­my­cał dla niej li­sty zza mu­rów Za­lin­dovu, nie mia­łaby szansy skon­tak­to­wać się z bli­skimi. Zwię­złe i spo­ra­dyczne wia­do­mo­ści były dla Kivy na wagę złota.

Je­ste­śmy bez­pieczni. Prze­żyj. Przy­bę­dziemy.

Te same i po­dobne słowa otu­chy do­cie­rały do niej z rzadka od dzie­się­ciu lat, za­wsze, kiedy po­trze­bo­wała ich naj­bar­dziej.

Je­ste­śmy bez­pieczni. Prze­żyj. Przy­bę­dziemy.

Kiva za­mie­rzała prze­żyć, choć ła­twiej to było po­wie­dzieć, niż zro­bić. Nie wąt­piła, że pew­nego dnia bli­scy po nią przy­będą, tak jak obie­cy­wali. Bez względu na to, ile razy pi­sali te same słowa i jak długo już cze­kała, wie­rzyła w ich za­pew­nie­nia, po­wta­rza­jąc je raz po raz w my­ślach: Przy­bę­dziemy. Przy­bę­dziemy. Przy­bę­dziemy.

Pew­nego dnia uwolni się z Za­lin­dovu i znowu po­łą­czy się z ro­dziną. Już nie bę­dzie więź­niarką.

Cze­kała na tę chwilę od dzie­się­ciu lat, lecz z każ­dym mi­ja­ją­cym ty­go­dniem jej na­dzieja sła­bła.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: