The Tell-Tale Heart. Zdradzieckie serce - ebook
The Tell-Tale Heart. Zdradzieckie serce - ebook
„The Tell-Tale Heart. Zdradzieckie serce” to gotyckie w formie opowiadanie o zbrodni dokonanej przez szaleńca.
Edgar Allan Poe – amerykański poeta, nowelista krytyk i redaktor. Jego twórczość, a zwłaszcza pełne grozy i fantastyki opowiadania, to jedno z najważniejszych zjawisk w literaturze światowej.
Seria „Czytamy Poego” zawiera opowiadania w oryginalnej, pełnej wersji angielskiej wraz z polskim tłumaczeniem.
Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu
Kategoria: | Angielski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63035-55-6 |
Rozmiar pliku: | 552 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
The Tell-Tale Heart. Zdradzieckie serce
Seria Czytamy Poego to atrakcyjna pomoc dla uczących się języka angielskiego.
Seria zawiera opowiadania Edgara Allana Poego w oryginalnej, pełnej wersji angielskiej wraz z polskim tłumaczeniem.
Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu.
Wydanie dwujęzyczne zostało przygotowane z myślą o czytelnikach średniozaawansowanych i zaawansowanych. Dzięki wersji polskiej z książki korzystać mogą również początkujący w nauce angielskiego.
Po więcej informacji zapraszamy na www.czytamy.pl oraz www.44.pl
The Tell-Tale Heart
True!—nervous—very, very dreadfully nervous I had been and am; but why will you say that I am mad? The disease had sharpened my senses—not destroyed—not dulled them. Above all was the sense of hearing acute. I heard all things in the heaven and in the earth. I heard many things in hell. How, then, am I mad? Hearken! and observe how healthily—how calmly I can tell you the whole story.
It is impossible to say how first the idea entered my brain; but once conceived, it haunted me day and night. Object there was none. Passion there was none. I loved the old man. He had never wronged me. He had never given me insult. For his gold I had no desire. I think it was his eye! yes, it was this! He had the eye of a vulture—a pale blue eye, with a film over it. Whenever it fell upon me, my blood ran cold; and so by degrees—very gradually— I made up my mind to take the life of the old man, and thus rid myself of the eye forever.
Now this is the point. You fancy me mad. Madmen know nothing. But you should have seen me. You should have seen how wisely I proceeded—with what caution—with what foresight—with what dissimulation I went to work! I was never kinder to the old man than during the whole week before I killed him. And every night, about midnight, I turned the latch of his door and opened it—oh so gently! And then, when I had made an opening sufficient for my head, I put in a dark lantern, all closed, closed, that no light shone out, and then I thrust in my head. Oh, you would have laughed to see how cunningly I thrust it in! I moved it slowly—very, very slowly, so that I might not disturb the old man’s sleep. It took me an hour to place my whole head within the opening so far that I could see him as he lay upon his bed. Ha! would a madman have been so wise as this, And then, when my head was well in the room, I undid the lantern cautiously—oh, so cautiously—cautiously (for the hinges creaked)—I undid it just so much that a single thin ray fell upon the vulture eye. And this I did for seven long nights—every night just at midnight—but I found the eye always closed; and so it was impossible to do the work; for it was not the old man who vexed me, but his Evil Eye. And every morning, when the day broke, I went boldly into the chamber, and spoke courageously to him, calling him by name in a hearty tone, and inquiring how he has passed the night. So you see he would have been a very profound old man, indeed, to suspect that every night, just at twelve, I looked in upon him while he slept.
Ciąg dalszy w wersji pełnejZdradzieckie serce
Zgadza się, byłem i jestem zdenerwowany, bardzo zdenerwowany. Dlaczego więc twierdzicie, że jestem szalony? Choroba wyostrzyła mi zmysły, lecz przecież nie uszkodziła ich ani nie zmąciła. Najwrażliwszy ze wszystkich stał się słuch. Docierały do mnie wszelkie odgłosy z nieba i ziemi. Słyszałem wiele dźwięków dobywających się z czeluści piekieł. Dlaczego, w takim razie, miałbym być szalony? Przekonajcie się sami, z jakim opanowaniem i spokojem potrafię opowiedzieć całą historię.
Nie potrafię wyjaśnić, jak i skąd myśl ta zaświtała mi w głowie. Ale skoro już się pojawiła, prześladowała mnie dniem i nocą. Nie wywołała jej żadna przyczyna. Nie trawiła mnie żadna namiętność. Lubiłem staruszka. Nigdy nie wyrządził mi krzywdy. Nigdy mnie nie obraził. Nie pożądałem jego bogactwa. Wydaje mi się, że to przez jego oko! Tak, to było to! Przypominało oko sępa: bladoniebieskie, zaszłe bielmem. Kiedy spoglądał nim na mnie, krew ścinała mi się w żyłach. Stopniowo, bardzo powoli, dojrzewałem do postanowienia, iż uśmiercę starca i w ten sposób na zawsze pozbędę się prześladującego mnie wzroku.
Oto cała kwestia. Sądzicie, że oszalałem. Szaleńcy nie mają o niczym pojęcia. Powinniście zobaczyć mnie wtedy. Powinniście widzieć, jak mądrze postępowałem, jak rozsądnie zabierałem się do rzeczy, z jaką ostrożnością i dalekowzrocznością, jak dobrze udawałem, przystępując do dzieła! Nigdy nie byłem bardziej uprzejmy w stosunku do staruszka, jak w tygodniu poprzedzającym zabójstwo. Co noc, około północy, z wielką delikatnością uchylałem drzwi. Najpierw, kiedy szpara była wystarczająco szeroka, wsuwałem do środka latarnię, przysłoniętą tak, by nie wydostawało się z niej żadne światło, następnie zaś sam wtykałem głowę. Śmialibyście się, gdybyście widzieli, jak sprytnie zaglądałem do środka! Robiłem to powoli, bardzo, bardzo powoli, tak, by nie wyrwać staruszka ze snu. Godzinę zabierało mi wśliźnięcie się na tyle, by móc dojrzeć leżącą na łóżku postać. Ha! Czy szaleniec postępowałby z równą roztropnością? Dalej, już z głową w pokoju, otwierałem powoli drzwiczki latarni, bardzo ostrożnie, bo zawiasy skrzypiały, uchylałem je tylko, żeby pojedynczy wąski promień oświetlił sępie oko starca. Powtarzałem to przez siedem długich nocy, dokładnie o północy. Nie byłem jednak w stanie zrealizować planu, ponieważ to nie sam staruszek mnie irytował, lecz złe oko, które wówczas zawsze miał zamknięte. Każdego ranka o świcie szedłem śmiało do jego pokoju i rozmawiałem z nim bez obaw, zwracając się do niego serdecznie i pytając, jak mu się spało. Sami widzicie, że musiałby okazać niezwykłą wnikliwość, aby podejrzewać, iż od jakiegoś czasu o północy przyglądałem mu się, kiedy pogrążony był w głębokim śnie.