Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tkanina z Hekne - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,00

Tkanina z Hekne - ebook

Rok 1903. Od ponad dwudziestu lat w Butangen nie rozbrzmiewa już donośny dźwięk Siostrzanych Dzwonów. Jeden z nich bije na dzwonnicy kościoła w Dreźnie, drugi spoczywa na dnie norweskiego jeziora. Legenda głosi, że tylko bracia zdołają wydobyć go z głębiny. Pastor Kai wciąż pamięta o obietnicy, którą złożył Astrid: że odnajdzie Tkaninę z Hekne – ostatnie, najsłynniejsze dzieło syjamskich sióstr, przedstawiające ich wizję sądu ostatecznego.

Dwadzieścia dwa lata minęły, odkąd pastor powrócił do Butangen z osieroconym synem Astrid. Przez te lata opiekował się Jehansem, dbał, by niczego mu nie brakowało. Jehans od dziecka marzył, że zostanie inżynierem, jednak los chciał inaczej. Pewnego dnia, podczas polowania na renifera, młodzieniec spotyka myśliwego, który wydaje mu się niesłychanie bliski. Kiedy przedstawia go pastorowi, ten blednie, jakby zobaczył ducha...

„Gdzieś na Tkaninie z Hekne widać też twoją twarz” – mawiają ludzie w wiosce. Czy tajemniczy, zaginiony przed laty gobelin może pomóc naprawić błędy przeszłości? Czy da się przewidzieć, jak splotą się nici przeznaczenia i czyje losy się połączą?

Lars Mytting splata swoją opowieść niczym najlepsze tkaczki osnowę i wątek, łącząc nici miłości, odwagi, rywalizacji i cierpienia. Jej tłem czyni zaś kraj u progu nowej epoki – tuż przed upowszechnieniem elektryczności i przed wielką wojną.

Przeczytaj także pierwszy tom sagi

Lars Mytting pisze z taką przenikliwością, empatią i uczciwością, że niewielu może mu dorównać.

JO NESBØ

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-996-2
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ostrze przez karły wykute

Laugen zamarzła na całej swojej długości, saniami jechało się wygodnie, więc podróż z Butangen do Dovre zajęła Eirikowi Hekne i jego córkom zaledwie trzy dni. Był rok 1611, dolinę przecinały tylko nieliczne ubite drogi, ale lód skuwający rzekę czynił z przepraw saniami wycieczki przyjemne i często wesołe. Napotkani w śnieżnej zadymce ludzie sądzili, że pod skórą z rena siostry tulą się do siebie dla zachowania ciepła, ale gdy robili postój, by dać wytchnienie koniom, dziewczęta nie wysiadały z sań, zaś gdy je pytano, ile mają lat, odpowiadały, że przyszły na świat w roku 1595, tyle że Halfrid latem, a Gunhild bliżej Bożego Narodzenia. Zostawiali ciekawskich z wyrazem zaskoczenia na twarzach i ruszali dalej, a gdy odjechali na tyle daleko, by nikt ich nie mógł usłyszeć, całą trójką wybuchali śmiechem. Chichot bliźniaczek pobrzmiewał dźwiękiem podwójnym, był jak dzwon o płaszczu z wesołości i o sercu wykutym ze smutku, dwoisty niczym wszystko inne w ich życiu, lecz nie tak gorzki jak krótkie parsknięcia w chwilach, gdy jedna z sióstr miała na coś ochotę, a druga jej mówiła, by sobie po to poszła.

Pędzili konie dalej na północ i pod wieczór zatrzymali się niedaleko Sel, w gospodarstwie prowadzonym przez znajomych. Wtedy dopiero dziewczęta wygramoliły się z sań i na ziemi stanęły równocześnie cztery stopy. W pierwszej kolejności wygładziły fartuch, tak szeroki, że obie opasywał w talii, następnie zaś pokuśtykały do drewnianego domu, w którym czekało na nie szerokie łóżko.

Następnego dnia wstali równo ze słońcem, które zniknęło, gdy dojechali do wąskiej doliny Rosten, gdzie wszystko leżało spowite cieniem, a skalne ściany były tak niepokojące i nieprzyjazne, że musiał je wykuć w chwili wściekłości jakiś głęboko upokorzony olbrzym. Słoneczne promienie nie sięgały dna doliny i mówiło się, że letni dzień w Rosten nigdy nie jest cieplejszy od chłodnego październikowego poranka oraz że żyją tam jedynie istoty, które albo nie potrzebują światła, albo się go lękają. Góry wpadały tu prosto do rzek, które nigdy nie zamarzały i wypełniały koryto białą pianą. Eirik prowadził konie stromą ścieżką w górę, przez głęboki śnieg, pomiędzy głazami, które kiedyś stoczyły się z wysoka. Ojciec, zwierzęta, córki i sanie – wszystko było białe od szronu, bo zamarzały na nich kropelki wzburzonej wody, a rzeka szumiała tak głośno, że nic nie było słychać i nic nie trzeba było mówić, bo ludzie w Rosten zadawali sobie tylko jedno pytanie: kiedy wreszcie z Rosten wyjadą?

Wkrótce jednak krajobraz się przed nimi otworzył, słońce wróciło na niebo, a konie i ludzie poczuli się raźniej, bo w końcu dotarli do drewnianych zabudowań majątku Lie, gdzie przyjęła ich ciotka dziewcząt. Kobieta ta była obecna przy nieznośnie długim, trudnym porodzie w Butangen, który skończył się tak, że jej siostra umarła, a baby zleciały się do izby, by zobaczyć ten dziw wijący się w matczynej krwi Astrid Hekne Starszej: dwie dziewczynki zrośnięte biodrami.

Dziewczynki te skończyły teraz lat szesnaście i miały zamieszkać w drewnianej chacie na wzgórzach nad Lie, w odpowiedniej odległości od ludzi, przy drodze, którą jeździło niewielu. Chata została świeżo pobudowana z myślą właśnie o nich, ściany z bali były równe i szczelne, ładnie od środka ociosane, jaśniejące świeżością i pachnące sosną. Jedna izba do spania i jedna do pracy. Dziewczęta oporządziły się, żartując przy tym jak zawsze. Gdy Halfrid poprosiła Gunhild, by dorzuciła do ognia drewna, siostra jej powiedziała: „Dobrze, ale ty idź za to po wodę”.

Już od najwcześniejszego dzieciństwa bliźniaczki zaskakiwały i radowały cały ród Hekne swoimi pięknymi tkaninami. Ale w Butangen i okolicznych wioskach najwyżej ceniono użyteczność i proste wzory, zaś Eirik chciał wdrożyć córki w liczącą setki lat kunsztowną sztukę, którą – z tego, co słyszał – uprawiano dalej na północ. Mieszkając u ciotki, dziewczęta mogły poznać najstarsze mistrzynie z Bøverdalen, Lesja i leżących pomiędzy nimi osad. Mamroczące, skrupulatne, zgięte wpół i często opryskliwe kobiety, strażniczki wielu setek lat dziedziczonej z pokolenia na pokolenie wiedzy o wełnie, barwnikach roślinnych i wzorach nazywanych na cześć chmur i błyskawic, tkanych w sposób, którego nie dało się wyjaśnić słowem mówionym ani zapisać literami, a którego można się było nauczyć, tylko siedząc blisko mistrzyni przez wiele tygodni, patrząc i powtarzając jej ruchy.

Wiele kobiet zamieszkujących północne rejony Gudbrandsdalen uprawiało, nie zdając sobie z tego nawet sprawy, jedną z najbardziej wyrafinowanych form sztuki tkackiej w całej Europie. Siedziały miesiąc za miesiącem przed swoim warsztatem, prostą ramą, której nici wisiały na ciężarkach z przedziurawionych kamieni. W innych krajach rzemiosło to na mocy praw cechowych, a czasem i królewskich, uprawiać mogli wyłącznie mężczyźni, zaś tkaniny, które w północnej dolinie zwano plecionkami, w Europie nosiły miano tapiserii. Lecz przekonania ludzi w Europie obchodziły mieszkańców Gudbrandsdalen mniej więcej w tym samym stopniu, co zdarzenia na Księżycu, zaś każdy, kto wyraziłby jakieś w tej kwestii zastrzeżenia, szybko by odczuł, iż kobiety żyjące w tych stronach, tak ubogie. jak i bogate, nie nawykły raczej do uległości, są za to w stanie zgotować prawdziwe piekło najbardziej nawet cierpliwemu mężczyźnie.

Miesiąc za miesiącem kolejne mistrzynie odwiedzały siostry Hekne. Jasne dni schodziły im na tkaniu, ciemne wieczory – na przędzeniu przy palenisku, bo zawarty w wełnie tłuszcz miękł pod wpływem ciepła. Dziewczęta posiadły wiedzę o najrzadszych metodach pozyskiwania barwników, a ponadto – tak się mówiło – oglądały w półmroku tkaniny z czasów przedchrześcijańskich, dzieła opowiadające pradawne staronordyckie historie przy użyciu tajemniczych symboli i postaci zmiennoskórych czy istot będących w połowie człowiekiem, w połowie zaś zwierzęciem.

Te jednak nauki odbywały się w ciemnościach, zaś kolejnego poranka, przy pełnym świetle dnia, dziewczęta siadały do tkania obrazów przedstawiających motywy chrześcijańskie. Zawsze jedna przy drugiej, z szerokim, pięknie haftowanym fartuchem okrywającym talie i uda, a niezwykłe zdolności ich palców uwidaczniały się już w innym każdego dnia splocie warkoczy, które robiły sobie nawzajem o wschodzie słońca, zaś rozpacz, którą w sobie nosiły, albo jeszcze nie dojrzała, albo trwała tak długo, że obie zdążyły się z nią pogodzić.

Mistrzynie wkrótce zauważyły, jak szybko i sprawnie pracują dziewczęta. Wyjątkowa umiejętność tkania na cztery ręce pozwalała im przeplatać nici szybciej niż komukolwiek innemu, a wszyscy, którzy je widzieli, pojmowali nagle, czemu miejscowy termin określający tkaczkę, _vevkjerring_, oznacza również pająka. W drugiej kolejności mistrzynie zaczęły dostrzegać niezwykłą więź łączącą obie siostry. Wszystkie ich ruchy były idealnie skoordynowane, myśl jednej stawała się zaraz rozpoznawalna dla drugiej, niczym cień jej własnej myśli, gdy jedna siostra wpadała na pomysł, druga zaraz pomagała wprowadzić go w życie. Kiedy natomiast się poróżniły, praca im nie szła, bo tkały jak gdyby na przekór sobie nawzajem, tak że jedna nie mogła nic zrobić, bo druga zaraz ją powstrzymywała i niweczyła jej wysiłki, a że umiały też przewidzieć swoje ruchy i plany zemsty, żadna nie mogła się na drugiej odegrać, więc złość nie znajdowała ujścia, nierozegrana bitwa potrafiła zaś trwać póty, póki nie przerwała jej mistrzyni, wystraszona, że pięknie rozpoczęte dzieło zostanie do szczętu zniszczone.

Do tego czasu dziewczęta rzadko tkały własne wzory, zaś zagadkowość motywów, z której potem zasłynęły, a która miała w pełni się wyrazić w tak zwanej Tkaninie z Hekne, wyobrażeniu nocy oskrobanej, ostatniego dnia świata, gdy Ziemia zostanie oczyszczona do nagiej skały, zaś żywi i umarli ruszą na sąd ostateczny – ta zagadkowość jeszcze się u nich nie ujawniała. Całą zimę tkały trzech króli czy panny roztropne i nierozsądne i cieszyły się, gdy przyszła wiosna i lato roku 1612. Lato, które nadal trwało w najlepsze pewnej niedzieli pod koniec sierpnia.

Niedziela ta przeszła do historii. Gdyby opisane tu zdarzenia miały miejsce w sobotę, wszystko potoczyłoby się inaczej, bo niedziela to dzień, w którym mieszkańcy wsi mieli zwyczaj zbierać się w kościele. Wszyscy oprócz bliźniaczek, które z uwagi na swoją ułomność unikały raczej dużych zgromadzeń.

Dlatego też siostry nie widziały, jak lensman z Dovre robi coś nie do pomyślenia, czyli wpada do świątyni i przerywa nabożeństwo. I na tym nie koniec, mężczyzna nie zostawił bowiem swojego bojowego topora w kruchcie, ale zaniósł go przed ambonę, trzykrotnie uderzył drzewcem w podłogę i oświadczył, że kraj jest w stanie wojny. Od tego oto momentu.

Oddział kilkuset szkockich żołnierzy zszedł na ląd w Romsdalen i mijał właśnie wsie okolic Lesja w drodze do Dovre, lensman zaś obwieścił, że rozesłano wici na północ i południe doliny, a także do wszystkich dolin sąsiednich. Pastor oświadczył, że nabożeństwo zostaje odwołane, wierni opuścili kościół i jeszcze tego samego dnia każde gospodarstwo wystawiło do walki jednego mężczyznę, zaś majątki w głębi doliny poczęły powoli pustoszeć, ludzie uciekali do chat na górskich pastwiskach, zostawiając tylko pojedyncze uwiązane cielęta. W tamtych czasach wiedziano, że żołnierze mają zwyczaj brać sobie bez pytania żywność, sprzęt i kobiety, lecz jednocześnie zaczęły krążyć plotki, że ci Szkoci zawarli pakt z samym diabłem, zabijają wszystkich napotkanych na swej drodze ludzi, palą domy, z których ci ludzie wybiegają, prowadzą psy rozrywające uciekinierów na strzępy i ucinają racice mlecznym krowom, by bawić się widokiem zwierząt kuśtykających na zakrwawionych kikutach, więc najlepiej będzie zostawić uwiązanego na podwórzu cielaka i pootwierać drzwi oraz okna w nadziei, że przybysze zadowolą się jedzeniem i miejscem na spoczynek, oszczędzając gospodarstwo.

Siostry Hekne zostały w swojej chacie. Czy to dlatego, że pragnęły chronić cenną tkaninę, czy też były tak powolne w ruchach, że stanowiłyby łatwy łup, gdyby wróg zechciał ścigać je do górskich pastwisk, czy może po prostu nie chciały uciekać z powodów, które już wtedy przewidywały – nikt nie był z nimi na tyle blisko, by to odgadnąć.

Następnego dnia przez Dovre przetoczył się hałaśliwy oddział ponad trzystu żołnierzy. Najpierw psy, potem jadący konno oficerowie w hełmach, z pistoletami i rapierami, za nimi nieregularna gromada wprawionych piechurów i młodych chłopców, następnie trochę kobiet, płatnerzy oraz rymarzy, na końcu zaś ariergarda doświadczonych weteranów popędzających wszystkich, którzy próbowali się ociągać.

Żołnierze wybrali sobie rzadko uczęszczaną drogę na zboczu doliny biegnącą tuż obok chaty sióstr Hekne. Dziewczęta musiały słyszeć miarowe uderzanie obutych nóg o ziemię, rżenie koni i mamrotanie, zdające się trwać w nieskończoność. Oddział prawie już minął chatę, gdy nagle jeden z oficerów zatrzymał konia i w powietrzu zadźwięczał rozkaz. Dwaj młodzi mężczyźni dostali do ręki po rapierze, wyszli z szyku i ruszyli w stronę drewnianej chaty, ariergarda zaś zatrzymała się, by na nich poczekać.

Weszli bez pukania.

Zabawili w środku zastanawiająco długo.

Tak długo, że oficer miał już słać za nimi kolejnych ludzi, ale w tej właśnie chwili obaj wyszli z chaty z opuszczonymi rapierami i bukłakami pełnymi świeżej wody.

Co tamtego dnia powiedzieli sobie ci czworo, wiedzą tylko oni. Pewne natomiast jest to, że młodzi żołnierze bywają z reguły czujni i często strachliwi, można więc podejrzewać, iż mężczyźni w pierwszej kolejności spytali, czy siedzące przy warsztacie tkackim dziewczęta to Norny, boginie przeznaczenia przędące nić życia każdego człowieka. Staronordyckie opowieści nadal były bowiem często powtarzane na wyspach, z których młodzieńcy pochodzili.

Zarówno oni, jak i bliźniaczki musieli się zapewne czuć zaskoczeni faktem, że potrafią się nawzajem zrozumieć. Oficerowie w oddziale byli co prawda Szkotami, lecz żołnierze pochodzili z Orkadów i Szetlandów, należących do Norwegii przez całe sześć wieków krain, gdzie język staronordycki nadal był powszechny w mowie, choć wyspy znajdowały się już pod szkockim władaniem.

Oddział ruszył dalej i tego samego wieczora rozbił obóz na pagórkach Kråkvolden, godzinę marszu na południe od chaty sióstr Hekne, żołnierze rozpalili ognisko, po czym zaczęli pić i uprawiać zapasy, co stanowiło zapewne zwyczaj odziedziczony po nordyckich przodkach.

Żaden Norweg nie wiedział natomiast tego, że żołnierze ci nie planowali opanować ich kraju. Zdążali do Szwecji, gdzie mieli zostać najemnikami tamtejszego króla i walczyć po jego stronie w wojnie kalmarskiej. Po drodze nie palili ani nie zabijali, ale opinia potworów bardzo im się przysłużyła. Sprawa wyglądała bowiem tak, że wszyscy niemal żołnierze byli nieuzbrojeni, tylko nieliczni mieli doświadczenie bitewne, a większość oddziału stanowili wcieleni do wojska siłą ubodzy chłopcy, niektórzy wykupieni z więzienia, inni po prostu wyciągnięci siłą z domów.

Dowódca nazywał się Ramsay, pod nim służył zaś pułkownik Sinclair, który każdego ranka podpalał sobie na dłoni odrobinę prochu i wróżył z dymu, co też przyniesie nowy dzień. Norwegów się nie bali. Maszerowali przez ich tereny, bo taka podróż niosła mniejsze ryzyko niż morska przeprawa przez Skagerrak. Norwegia była splądrowanym, ubogim krajem, jałowym pustkowiem, którego wychudzeni mieszkańcy chowali się na widok obcych, tak przynajmniej uczyło ich dotychczasowe doświadczenie, czyż nie? Na ich drodze nie stanął ani jeden przeciwnik.

Tyle tylko że wieści nie rozchodziły się w tamtym czasie zbyt szybko, Ramsay i Sinclair nie mieli więc pojęcia, iż zasiadający w Kopenhadze król Christian zaledwie osiem lat wcześniej stracił zupełnie wiarę w to, by ten nieprzejezdny, zimny, deszczowy i wietrzny kraj na północy byli w stanie obronić najemnicy, dlatego też wrócił do starego systemu zwanego leidang, organizacji wojsk na zasadzie pospolitego ruszenia. System ten nakładał na gospodarzy nie tylko obowiązek wystawiania żołnierzy do walki, lecz także uzbrojenia każdego majątku w broń palną. O postawieniu kraju w gotowość bojową informowały rozsyłane z góry zaplanowanymi trasami listy w drewnianych cylindrach zwanych „wojskowymi strzałami”, jeden ich koniec był przypalony na czarno, do drugiego zaś przytwierdzano miniaturową szubieniczną pętlę mającą przypominać, że gospodarz, który zaniedba obowiązek leidangu, zostanie powieszony na krokwi własnego domu, a jego majątek będzie podpalony.

Mężczyźni więc stawiali się do walki.

Wojskowe strzały dotarły do każdego najodleglejszego zakamarka Gudbrandsdalen już we wtorek i pięciuset chłopów żołnierzy zebrało się o dzień drogi na południe od Szkotów, na przesmyku Kringen, gdzie skaliste zbocze wpadało prosto do Laugen, zaś jedyne możliwą trasę przemarszu stanowiła wąska i kręta dróżka. W środę dotarli tam Szkoci, a ścieżka okazała się tak ciasna, że nie mogli maszerować ramię w ramię. Musieli więc iść dalej gęsiego, gdy zaś oddział rozciągnął się na całą swoją długość, w powietrzu zadźwięczał strzał i pułkownik Sinclair padł martwy. Tym, co ugodziło go w czoło, był guzik od ozdobnego kaftana, rodowe srebro przetopione na kulę, którą wystrzelono z wyposażonego w zamek kołowy arkebuza długości dwóch niemal metrów, strzelcem zaś był mieszkaniec Ringebu, człowiek przekonany, iż tylko srebro może zabić tego, kto sprzymierzył się z diabłem. Jedyną, choć marną pociechą dla Sinclaira mogło być to, że przez kolejne stulecia uważano go za dowódcę oddziału, ponieważ jechał na samym przedzie.

Szkoci zostali zaatakowani z góry, bronią palną, włóczniami i toporami bitewnymi. Trzy godziny później połowa najemników była już martwa. W bitwie padła tylko garstka Norwegów. Szkotów, którzy przeżyli, poprowadzono na południe i zamknięto w stodole. Lensman wydał rozkaz, by powieść ich aż do twierdzy Akershus i oddać tam w ręce królewskich, ale był sierpień, wszyscy mieli pełne ręce roboty przy żniwach, a gdy nocą wśród zwycięzców zaczęła krążyć wódka, podniosły się szepty, że konieczność eskortowania jeńców tak daleko wymagać będzie wielu strażników, zapasów i ekwipunku, poza tym wszystko potrwa tak długo, że ziarno zgnije na polach i zimą przyjdzie głód. To przecież niemożliwe, by król tak właśnie chciał się odwdzięczyć swoim poddanym za obronę kraju przed najeźdźcą.

Następny poranek przyniósł pierwsze próby ucieczek, kłótnie pomiędzy strażnikami i jeńcami, potem sami strażnicy zaczęli się sprzeczać między sobą, a wszystko skończyło się tak, że Szkotów wyprowadzono ze stodoły dwójkami i zabito strzałami oraz ciosami włóczni.

W ciszy, która potem nastała, zaczął się rodzić wstyd i strach.

„Dopomóż nam, Boże. Co myśmy zrobili. Wielki Boże. Co myśmy zrobili”.

Przerazili się sobą samymi. Tym, jak wielkie drzemie w nich okrucieństwo.

Oto, do czego jesteśmy zdolni. Nawet ja. Nawet ty.

Śmierci uniknęło osiemnastu ludzi, z czego trzech zostało odprowadzonych do Akershus, gdzie przedstawiciele władz wszystkie te wypadki zapisali, po czym zamknęli księgę. Było to wielkie zbrojne zwycięstwo, po którym nastąpiła masakra, i nikt nie lubił, gdy się przypominało krwawą łaźnię przed wejściem do stodoły. Minęło osiemdziesiąt lat, nim znów wspomniano na piśmie o Szkockim Pochodzie. Wrócił on wtedy do życia w wierszach i pieśniach, często wychwalających bohaterstwo obrońców kraju. Wyjątek stanowiła ballada, która dość szybko poszła w zapomnienie, traktowała bowiem również o tamtej straszliwej masakrze. Jedną z jej strof poświęcono młodemu chłopcu, który został oszczędzony. Wedle słów ballady, młodzieniec wyrwał się strażnikom, by samemu pójść ku uniesionej włóczni, mówiąc po norwesku:

„Gdy każdy z nas na sądzie przed Bogiem stanie duchem, niech będzie zapisane, żem Halfrid Hekne druhem”.

Można chyba przypuszczać, że to ten sam chłopak pojawił się w Lie kilka dni po bitwie. Miał paskudną ranę od noża i oświadczył, iż gotów jest pracować w gospodarstwie za wikt i opierunek. Jego brat został zabity pod Kringen, obaj pochodzili z ubogiego gospodarstwa na Hebrydach i popłynęli na Szetlandy za pracą – to tam znaleźli ich oficerowie werbujący siłą młodych mężczyzn. Oficerowie ci nie mieli prawa ich ze sobą zabierać, mieli za to broń, której nie posiadali bracia. Gospodarze z Lie uwierzyli słowom chłopaka, dali mu kosę, siekierę, motykę i łopatę. Codziennie nosił wodę, drewno i jedzenie do chaty sióstr Hekne, lecz co dokładnie wydarzyło się następnej wiosny – to pozostaje niejasne. Ciotka dziewcząt dopilnowała, by sprawa nie trafiła na ludzkie języki, a jedynym człowiekiem spoza wsi, któremu o wszystkim opowiedziano, był Eirik Hekne. Ojciec bliźniaczek przybył do majątku w okolicach Bożego Narodzenia, by zabrać córki do domu, do tego zaś czasu rana zdążyła się już zagoić. Przynajmniej ta rana, z której sączyła się krew.

Ciotka powiedziała, że z chaty sióstr dobiegł nagle krzyk, krzyk obu dziewcząt, tak głośny i przeszywający, że zadźwięczał w całym gospodarstwie. Krewni zerwali się na równe nogi i popędziwszy na miejsce, znaleźli bliźniaczki przerażone i zalane krwią. Nie chciały powiedzieć, co się takiego stało, oświadczyły jedynie, że się skaleczyły i że nikt inny nie ponosi za to winy. Zrobiło się straszne zamieszanie, ranę trudno było opatrzyć i dopiero po południu zorientowano się, że młody Szkot gdzieś zniknął, ukradłszy dość jedzenia, by wystarczyło mu w drodze aż na wybrzeże. Najdziwniejsze były oczywiste ślady sugerujące, że chłopak w pewnym momencie wrócił do spichlerza i odłożył część jedzenia na miejsce, co uznano za znak, że początkowo planował zabrać ze sobą kogoś jeszcze, lecz potem porzucił zarówno sam plan, jak i drugiego uciekiniera.

Rana źle się goiła i dziewczęta długo leżały w gorączce, zaś to, że w ogóle przeżyły, zawdzięczały zdaniem ciotki faktowi, iż skaleczyły się ty samym nożem, którego używały do tkania, podarowanym im przez jedną z kobiet z Bøverdalen. Nóż ten był nie tylko „cudownie odnaleziony”, to jest upuszczony na gołą ziemię, a potem dostrzeżony i podniesiony dopiero, gdy poszedł w zapomnienie, ale również tak ostry, że w majątku nazywano go wykutym przez karły, mityczne istoty żyjące pod ziemią. Takie noże istniały w każdej wsi, rozsyłano je po gospodarstwach, bo miały podobno moc leczenia chorych zwierząt i ludzi, zaś ciotka bliźniaczek była przekonana, że ocaliły one życie właśnie dzięki pochodzeniu ostrza z takiej podziemnej kuźni.

Po tym zdarzeniu pomiędzy siostrami Hekne zapanowało niezwykłe dla nich milczenie. Po raz pierwszy zaczęły tkać osobne obrazy, z których dwa pierwsze miały wyobrażać podobno ich gorączkowe wizje. Niektórzy twierdzili, że szkocki chłopak wrócił do nich pewnej nocy i zostawił Halfrid jakiś prezent, przedmiot, który dziewczyna ceniła potem ponad wszystko inne. Nikt jednak nie wiedział, co to takiego było. Ojciec zabrał bliźniaczki do domu, a pod lodem, po którym jechali, rzeka Laugen płynęła nadal ku morzu, niosąc ze sobą kolejną tajemnicę z Gudbrandsdalen.

Po powrocie do Butangen dziewczęta zamieszkały w nowo wybudowanym w Hekne budynku. Postawiono tam warsztat tkacki, przy którym bliźniaczki spędziły resztę swojego życia. Tkanina z Hekne została podarowana po ich śmierci kościołowi i stanowiła najbardziej kunsztowną i zagadkową ze wszystkich ich prac. Później, gdy w kościele zawisły odlane i nazwane na cześć dziewcząt Siostrzane Dzwony, ludzie zaczęli się domyślać, skąd bierze się wielka moc stanowiąca o ich nierozłączności. Rozumieli, że spaja je ze sobą ta sama siła, która niegdyś spajała ze sobą bliźniaczki. Lecz jak rozpaczliwa potrzeba ucieczki się z tą nierozłącznością wiązała – tego nie był w stanie pojąć nikt, kto nie wiedział, co się wtedy stało na północy doliny. Dlatego też nieliczni tylko pojmowali, jak potężne moce doszły do głosu na łożu śmierci sióstr Hekne, gdy Gunhild ujęła dłonie Halfrid w swoje ręce i rzekła:

„Ty podziergasz szeroko, ja podziergam wąsko, a jak wszystko już będzie utkane, obie tu wrócimy”.Kammerlader

Stado renów zeszło z górskiego zbocza niczym pułk francuskiej kawalerii, tyle że dumniejsze, liczniejsze i szybsze. Świeżo starte poroża błyszczały od krwi jak szable po bitwie, z tą różnicą, że z góry nie schodzili ocaleni wybrańcy, lecz wszyscy – cielaki i młode zwierzęta, widłaki, łanie i wielkie byki, cała gromada, wszystkie i każdy jeden, i żaden inny, wybiegające niczym z zamierzchłych czasów z przewodniczką stada na czele. Poroża były bujne i rozwidlone, ich odrostki ostre i dość długie, by przebić serce rosomaka czy wilka, zaś w okresie godowym – również rywala. Bronią tą zwierzęta zostały wynagrodzone po tysiącach lat życia w górach ponad granicą drzew, gdzie nie było się o co obijać, poroża rosły więc swobodniej i stały się okazalsze niż u łosi lub jeleni, krewnych, którzy nie mieli odwagi żyć na wolności, zadowalając się leśnymi kryjówkami.

Musiało ich być ze czterysta, żyjących w górach na mrozie, wietrze lub w gęstej mgle, chodziły zimą po śniegu, rozgarniając go racicami w poszukiwaniu mchu, cielne łanie, które na wiosnę w tym samym mchu rodziły, karmiły młode swoim mlekiem, a potem uczyły samodzielnego odnajdowania pokarmu. Przez lato stworzenia jadły i nabierały sił, rozproszone w niewielkich stadkach, aż byki odłączały się od nich i zaczynały walczyć ze sobą o samice. Potem zwierzęta znów zbijały się

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: