Tłuczki - ebook
Tłuczki - ebook
Powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Wincenty Kazalicz to emerytowany pracownik Politechniki Wrocławskiej, projektował mosty kolejowe. Niegdyś był zapalonym turystą dzielącym góry na setki małych paseczków, a także wielbicielem osobliwie przyrządzanego tatara. Czytelnik pozna losy rodziny Kazaliczów – córki Wincentego Marii, wnuczki Łucji i drugiego zięcia Andrzeja, byłego księdza.
„...ważny, bo dotykający sedna, głos w sprawie władzy, rodziny, przemocy, patriarchatu i Kościoła.
Wchodząc w świat Tłuczków, [...] długo ulegamy złudzeniu, że Wiśniewska leciutko zaledwie dotyka wymienionych tematów. To zmyłka: przemilczenia są celowe, a fragmentaryczność narracji to przemyślana strategia. Autorka konsekwentnie, krok po kroku, buduje duszny klimat, żebyśmy na sam koniec poczuli się, jakby ktoś nas znienacka uderzył obuchem w głowę. [...] To, z czym mamy do czynienia w domu Kazaliczów, jest w istocie idealnie zaprojektowaną dyktaturą ”.
Magda Piekarska, „Gazeta Wyborcza”
„Nie ma w jej opowieści żadnego morału, ckliwości, łatwych rozwiązań (bo tu nie ma żadnych rozwiązań), taniej psychologii i jaskrawego podziału ról. Nie czytałam dawno lepszej powieści. Ani też bardziej przygnębiającej”.
Paulina Małochleb, „Książki na ostro”
O autorce
Katarzyna Wiśniewska – urodzona w 1979 roku psycholożka i filozofka, wieloletnia dziennikarka „Gazety Wyborczej”, obecnie pracuje jako psycholog w Klinice Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Tłuczki są jej debiutem prozatorskim. Wcześniej wydała wywiad rzekę z Anną Bałchan „Kobieta nie jest grzechem”.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62795-85-7 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Uprzejmie się zaprasza Pana/Panią na uroczystość imieninową Wincentego Kazalicza, która odbędzie się w domu jego przy ulicy Pułaskiego 12 mieszkania 2 w dniu 3 kwietnia roku..._
Wincenty wypisywał je odręcznie na czerpanym papierze trzymanym w szufladzie na specjalne okazje.
Przychodzili wszyscy zaproszeni: państwo Kasztanowscy, wdowa Pańczukowska, państwo Kotowiczowie, państwo Moskaliczowie, państwo Mochnaccy, wszyscy byli -scy, -ccy albo -icz, żadnego pospólstwa, mieli korzenie lwowskie, nie małomiasteczkowe, czyli rożniatowskie.
Dzień przed imieninami Wincenty szorował wannę dokładniej niż zwykle. I już nikt nie mógł się kąpać – żeby się nie pobrudziła. Goście, siedząc na sedesie, mogli patrzeć, jak się ta wanna mieni w słońcu wpadającym przez łazienkowe okienko. Wincenty sam patrzył z lubością.
Gdy Maria wykąpała się w świeżo umytej wannie, Wincenty świsnął pasem tuż obok jej głowy, półnaga uciekła na klatkę schodową.
– Wariatka! – krzyczał za nią.
Nie uderzyłby jej.
– Bicie to jest u hołoty i komuszego prymitywu – mawiał.
W dniu imienin wyjątkowo nie było obiadu o godzinie pierwszej – żeby się Wincenty nie najadł przed przyjściem gości.
O piętnastej na stół wjeżdżały potrawy wigilijne, kutia, ryba po żydowsku. I obowiązkowo tatar. Dlaczego w imieniny trzeba jadać wigilijnie? Teresa nie pytała, gotowała.
Wincenty stawiał na stół wino z głogu domowej roboty, trzymane w gąsiorku, pykające przez cały rok w pokoju Teresy i Marii. Rozmowy przy stole toczone były głównie o Wincentym, przez Wincentego i z Wincentym. Państwo Kasztanowscy, wdowa Pańczukowska, państwo Kotowiczowie, państwo Moskaliczowie, państwo Kownaccy słuchali co roku, jak Wincenty walczy z komuną we własnej kamienicy, jak zuchwale sobie poczyna wśród czerwonych sąsiadów.
– Panie Kazalicz, studenci piją robotniczą krew – pokrzykiwał Klemens Grzebień, emerytowany klawisz, który od pilnowania więźniów stracił rozum.
To z nim walczył Wincenty, regularnie dwa razy w tygodniu zanosząc mu na wycieraczkę ptasie odchody, a na schodach rąbał mu prosto w oczy: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Wincenty w Chrystusa nie wierzył wcale, a w Boga Ojca średnio. Był katolikiem na złość komunie, wziął ślub kościelny, na mszę chodził raz na tydzień. Lub raz na dwa. Kiedy zabolała go głowa, zostawał w domu. Czuł wyższość nad dewotami, którzy nie potrafili wyczyścić sumienia inaczej, niż biegając do konfesjonału.
– Nieodżałowany nasz ksiądz Tischner! Nieodżałowany nasz ksiądz Tischner mawiał, że homo sovieticus to sposób, w jaki klient komunizmu dokonuje ucieczki od wolności.
On, Wincenty, nie był homo sovieticus w komunie i nie stanie się homo katolus po komunie. Kościół ceni, owszem, bo chociaż Bóg jest miękki (szczególnie Chrystus), to Kościół twardy. Bóg wybacza, czyli jest mięczakiem (szczególnie Chrystus), a Kościół na zawsze chowa urazę, podobnie jak Wincenty. Z satysfakcją przypominał, że mistrz inżynier Bryła doprowadził – w roku 1934 – do rozłamu w chrześcijańskiej demokracji, powołując propiłsudczykowskie Zjednoczenie Chrześcijańsko-Społeczne.
Zanim na przyjęciu wszyscy się upili, Maria musiała recytować wiersze i historyjki z elementarza. W trzydzieste piąte imieniny Wincentego pomyliła się przy bajce o kotku i kogutku.
– Mój kogutku, pokaż swój czerwony grzebyczek, dam ci miodu koszyczek – klepała.
– Nie miodu, tylko grochu. Na co kogutowi miód, do cholery! – wrzasnął Wincenty i dalej gonić Marię dookoła stołu. – Ty nieuku, debilu mały – wołał za nią ku uciesze gości. Po dwóch okrążeniach wczołgała się pod stół, wtedy odpuścił.
Wino z głogu krążyło po stole, podchmielony Wincenty intonował ukraińskie pieśni. Maria patrzyła, jak nogi pod stołem zaczynają dokazywać, łydka pana Kasztanowskiego ocierała się o łydkę wdowy Pańczukowskiej, stopa pani Mochnackiej wędrowała pod kolano pana Moskalicza, duży palec Wincentego okrężnymi ruchami gładził kostkę pani Kasztanowskiej.
Teresa przysiadała do stołu na chwilę, kiedy podała już wszystkie potrawy. Od wina kręciło jej się w głowie. Zmęczona, szybko wstawała i szła spać, cicho, żeby nie obudzić starszej córki Mileny. Sypiały we trzy w małżeńskim łożu – Teresa, Milena i Maria.
Czasem Wincenty zabierał Marię do swojego pokoju na wąską kanapkę. Po imieninach był w doskonałym humorze, więc zabierał ją na całą noc. Wypuszczał na śniadanie, punktualnie o ósmej trzydzieści.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Katarzyna Wiśniewska
Psycholożka i filozofka, przez wiele lat była dziennikarką „Gazety Wyborczej”, pisała najczęściej o Kościele. Teraz napisała powieść. Mocną, o poplątanych relacjach w tak zwanej porządnej rodzinie. O dziadku tyranie, wielbicielu osobliwie przyrządzanego tatara, i kobietach cierpiętnicach, które potrafią się mścić.
.
Niech was nie zwiedzie subtelna ironia tej powieści. Świat _Tłuczków_ będzie wam się śnił po nocach, w tych snach będziecie z niego uciekać z wrzaskiem. Ale najpierw przeczytajcie do końca, bo to mocna rzecz – historia pokoleniowej sztafety perfidnej przemocy pod patronatem samego Pana Boga.
Piotr Kofta