To cud, że żyję - ebook
To cud, że żyję - ebook
Urszula Prądzyńska-Zaleska, pasjonatka malarstwa. Polubiła też pióro, spisała wspomnienia i zmagania z chorobą, Zespołem Guillaina-Barrégo.
Obecnie mieszkanka stolicy. Wystawa jej prac malarskich odbyła się w Warszawie w Bielańskim Ośrodku Kultury „Piaski” i w Klubie Mieszkańców „Chomiczówka”.
Dla Pani Uli bardzo ważna jest wiara w Boga i w książce często do niej nawiązuje.
Spis treści
Urszula Prądzyńska-Zaleska, pasjonatka malarstwa. Polubiła też pióro, spisała wspomnienia i zmagania z chorobą, Zespołem Guillaina-Barrégo.
Obecnie mieszkanka stolicy. Wystawa jej prac malarskich odbyła się w Warszawie w Bielańskim Ośrodku Kultury „Piaski” i w Klubie Mieszkańców „Chomiczówka”.
Dla Pani Uli bardzo ważna jest wiara w Boga i w książce często do niej nawiązuje.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66672-23-9 |
Rozmiar pliku: | 729 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Kiedy leżałam ciężko chora, przechodziły przeze mnie jak fala lata dzieciństwa, młodości, lata całego mego_ _życia._
_Wspominam i modlę się._
PANIE, OFIAROWAŁAM CI MOJE SERCE I TERAZ PROSZĘ, KIERUJ MOIM ŻYCIEM _Jak szybko minęły lata – pomyślałam._
_Sięgam pamięcią do najwcześniejszych lat dzieciństwa._
Byłam sześciomiesięcznym wcześniakiem. Życie moje było zagrożone i ochrzczono mnie w szpitalu.
Siostra położna dała mi na imię Urszula i tak już pozostało. Jej córeczka też tak miała na imię.
Były to trudne czasy, w szpitalach brakowało leków i sprzętu medycznego, nie było inkubatorów. Na oddziale był wspaniały lekarz ordynator, powojenny doktor, na którego mówiono „Joszko”, i dzięki jego decyzji zabrano mnie do domu.
– Niech pani zabiera dziecko do domu, bo tu w szpitalu nie ma warunków i jedyną szansę przeżycia będzie miało może w domu… – Pan doktor, zaciągając niemiecką mową, stanowczo oświadczył mojej mamie. Po wojnie pozostał w szpitalu, aby kontynuować pracę lekarza.
Niemowlę szybko ochrzczono w kościele, bo nikt nie dawał mu szans na przeżycie ALE TAM U GÓRY PAN POBŁOGOSŁAWIŁ NA DALSZE LATA ŻYCIA
– Otulałyśmy cię maleńką watą i wstawałyśmy z babcią na zmianę w nocy robić sztuczne oddychanie jednym palcem, ponieważ robiłaś się sina – opowiadała mama.
Potem, co już sama pamiętam, byłam pogodnym dzieckiem o wielkim serduszku. Zawsze dzieliłam się po połowie wszystkim, co miałam, nawet jednym cukiereczkiem.
Moim lekarzem był pan przyjmujący dzieci w odległym miasteczku i gdy byłam chora, rodzice zawozili mnie czarną, krytą bryczką zaprzęgniętą w dwa konie. Pamiętam, jak dostałam uczulenia – całe plecy w bąblach, bardzo swędziało.
– Doktorze – tylko jednym paluszkiem proszę posmarować, a nie całą dłonią całe plecy, bo wtedy strasznie piecze.
Okazało się, że uczulona byłam na szczaw i rabarbar.
W dalszych latach badał mnie ten lekarz. Pamiętam jak przyjechał kiedyś do domu, ponieważ mój najstarszy brat uderzył mnie węglem w oko. Miałam wtedy trzy latka. Akurat wtedy mama z moim o cztery lata starszym bratem poszła na nauki przedkomunijne. Kościół był odległy od naszej miejscowości o 4 km.
Pamiętam jak tatuś, czekając aż mama i brat wrócą, nosił mnie na rękach. Zakrywając zdrowe oko, kazał mi zerwać czereśnie z drzewa.
__