To tylko kolejna zaginiona - ebook
To tylko kolejna zaginiona - ebook
Nowy thriller autorki bestselleru „Nie to miejsce, nie ten czas”.
Odnalezienie jej będzie twoim największym błędem.
Dwudziestodwuletnią Olivię po raz ostatni widziano na nagraniach z monitoringu, gdy wchodziła do ślepej uliczki, z której nigdy już potem nie wyszła.
Julia, która zajmuje się sprawą zaginięcia dziewczyny, sądzi, że wie, czego się spodziewać. Zna tego typu przypadki. Z jednej strony zrozpaczona rodzina Olivii i nieubłaganie uciekający czas, a z drugiej – szansa, że osoba stojąca za porwaniem popełni jakiś błąd.
Nie wie jednak, że ten, kogo ściga, zna jej najbardziej skrytą, najpaskudniejszą tajemnicę. Życie jej męża i córki zależeć będzie od tego, aby Julia nie tylko nie znalazła Olivii, ale też wrobiła kogoś innego w jej morderstwo.
Jeśli Julia znajdzie zaginioną, straci wszystko, co kocha.
Podczas czytania był taki moment, że zerwałam się z miejsca i krzyknęłam ze zdumienia. Przeczytacie tę książkę jednym tchem, gwarantuję.
JODI PICOULT
Gillian McAllister już po raz kolejny przeszła samą siebie w tej rewelacyjnie zaplanowanej i skonstruowanej powieści kryminalnej wypełnionej po brzegi niesamowitymi zwrotami akcji i pięknie wykreowanymi postaciami. Po prostu fantastyczna.
LISA JEWELL
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8367-153-6 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Julia poznała po sposobie, w jaki Genevieve ku niej biegła, że coś jest nie tak. Dziewczyna wpadła niczym burza na wielopoziomowy parking, a pchnięte drzwi zatrzasnęły się za nią gwałtownie, aż głośny huk odbił się od ścian. Pierwsza myśl Julii brzmiała: nie powinnam była puszczać jej samej. Ale akurat zadzwonili z pracy, więc córka poszła opłacić parking bez niej. A teraz…
– Mamo?! – krzyknęła Genevieve, pędząc w jej stronę. Wyglądała na wystraszoną, twarz miała kredowobiałą w świetle jarzeniówek, a kreskę na powiece rozmazaną. Rzuciła przez ramię spanikowane spojrzenie. Żołądek Julii ścisnął strach. Krew pulsowała jej wszędzie: w dłoniach, nogach, ramionach. Ciało weszło w stan alarmowy. _Coś nie gra. Coś nie gra_, dudniło jej serce.
I wtedy Genevieve wskazała za siebie zakrwawioną ręką.
– Musisz tam pójść.2
Lewis
Jeszcze o tym nie wiem, ale wkrótce odbiorę telefon, z którego dowiem się, że zaginęłaś.
Jestem sam na zapleczu w pracy i, dość mocno znudzony, z wielką powagą przyjmuję Oscara, tym razem za rolę w przełomowym filmie, którego tytułu jeszcze nie zdążyłem wymyślić. W ten sposób zleci mi czterdzieści pięć minut do porannej kawy. „Osobą, której chciałbym najgoręcej podziękować – mówię, zaklejając przedłużone paszporty w specjalnie przeznaczonych do tego celu kopertach – jest mój dawny ja”. Hmm. Czy aby nawet Hollywood nie uznałoby tego za lekką przesadę?
Kiedyś uważałaś to za komiczne, a czasem przyłączałaś się do tych wygłupów, jeśli akurat mnie podsłuchałaś. Paplając o niesamowitej ekipie od efektów specjalnych, dzięki której tak naprawdę to wszystko stało się możliwe, przypominam sobie, jak bardzo nienawidziłaś tej pracy ze mną w biurze paszportowym. Ale ja uwielbiałem nasze wspólne chwile: byłaś moją zblazowaną koleżanką z pracy i towarzyszką zabaw, której mi było trzeba. Miałaś dwadzieścia jeden lat, właśnie skończyłaś studia i szukałaś czegoś lepszego – nie mogłaś uwierzyć, że twój ojciec właśnie
tak spędza dzień za dniem. Wciąż pamiętam, jak na mnie spojrzałaś spod burzy swoich blond włosów i unosząc pączek do ust, powiedziałaś:
– Ten pieprzony pączek nawet nie jest dobry, a i tak został największą atrakcją mojego dnia.
Po pracy wracaliśmy razem do domu i zanudzaliśmy mamę gadkami o naszych popapranych kolegach z pracy i ich zagrywkach, takich jak oznaczanie swoich zszywaczy. Kiedyś tak bardzo sknociliśmy całą serię paszportów, że nie mogliśmy się do tego przyznać, więc zabraliśmy je do domu i wepchnęliśmy pod zapasowe łóżko, a potem przez kilka tygodni drżeliśmy ze strachu, że ktoś to odkryje.
Gdy wszystkie koperty są już zaklejone, przerywam swoją oscarową przemowę. Zanim pójdę na kawę, muszę sprawdzić parę wniosków paszportowych. Nowe zdjęcie do starego paszportu. Nowe zdjęcie. Stary paszport. Jeszcze całe dwadzieścia pięć minut, nim będę mógł wstawić czajnik…
Nigdy nie byłem w stanie znieść żadnej mozolnej harówki. I nigdy nie wiedziałem, co właściwie chcę robić. Ani gdy miałem lat dziesięć, ani dwadzieścia, ani trzydzieści. Uczęszczałem na niezliczone kursy – od ślusarstwa po social media – głównie po to, żeby zapomnieć o pracy. Na przestrzeni wielu lat nauczyłem się najróżniejszych rzeczy, ale niczego, czym naprawdę chciałbym się zajmować.
W tym momencie dzwoni mój telefon. Wyświetla się ciąg cyfr, czyli to żaden z moich kontaktów. Nie mam pojęcia, co zaraz się stanie.
– Halo? – mówię. Wychodzę z zaplecza, gdzie sygnał jest słaby, i idę do aneksu kuchennego. Klamka jest obluzowana i to od wielu lat, więc przytrzymuję ją końcami palców. Sektor publiczny: oni nigdy niczego nie naprawiają.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_