To ze mną jest problem - ebook
To ze mną jest problem - ebook
Gdy szesnastoletnia Andrea spotyka starszą o trzy lata Hedvig, wszystko wymyka się spod kontroli. Hedvig jest zabawna, piękna, nie ma nikogo innego, z kim Andrea mogłaby być. Może z nią urwać się ze szkoły, by jeść pizzę w łóżku i pić. Andrea i Hedvig będą razem na zawsze. O ile tylko uda się utrzymać Hedvig w dobrym nastroju i unikać wszystkiego, co mogłoby wzbudzić jej podejrzenia…
Debiut Emmy Rävås to mocna opowieść o toksycznym związku i ponownym odnalezieniu miłości.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-961972-9-0 |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od dawna nie jechałam tak szybko rowerem. O ile w ogóle to kiedyś robiłam. Może pędziłam ulicami, słuchając muzyki i nie zwalniając ani na chwilę. Obecnie jeżdżę spokojnym tempem. Jakbym zmierzała donikąd. Z wyjątkiem dzisiejszego wieczoru. Bo gdybym dziś nie jechała szybko, Isabelle mogłaby się wkurzyć. Rozdrażniona Isabelle to coś sprzecznego z prawami natury. Musi być serdeczna i zadowolona, musi być sobą. Inaczej się nie da. Więc mocno pedałuję. Jadę tak cholernie szybko, że nie zatrzymuję się, dopóki nie słyszę za sobą okrzyku:
– Andreaaaaa!
Zsiadam z roweru i odwracam się do Isabelle. Do niej i do Katji, oczywiście. Będzie fajnie, jest piątek. Stoją przy rowerze mojej siostry. Katja najwyraźniej nadal nie znalazła sobie nikogo nowego, ale bagażnik Isabelle jest dla niej w sam raz. Wcześniej jednak pełnił więcej funkcji niż siedzenie dla Katji.
– Czemu się przy nas nie zatrzymałaś? – wita mnie siostra.
– Nie widziałam was. Miałyśmy się spotkać na imprezie. Nie moja wina, że tu stoicie rozkojarzone.
– Moja też nie! Katję coś zabolało i kazała mi stanąć!
– W takim razie całe szczęście, że nadjechałam. – Obejmuję ją. – Powiedziałaś mamie, dokąd jedziemy, co nie?
– Mniej więcej.
– Jak mniej więcej?
– Wie, że jesteś z nami. Uznała, że ze starszą siostrą nic nam się nie może stać.
Katja wygląda, jakby nie podzielała jej zdania. Tylko że ona zawsze tak wygląda. Jest nieco sceptyczna, jeśli chodzi o cały porządek świata, jest taka, od kiedy ją znam. Nie kumam, dlaczego moja siostra, najbardziej ciesząca się życiem osoba w mieście, ciągnie ją ze sobą. Jeśli chodzi o pesymizm, ja zapewniam jej wystarczającą dawkę.
Isabelle wyjmuje i podaje mi dwulitrową butelkę coli. Domyślam się, że jest czymś doprawiona. Pewnie wódką.
– Powiedz, że nie ukradłaś alkoholu mamie – mówię i biorę butelkę. – Znowu zabierze ci telefon.
– Gdybyś mi kupiła alko, nie musiałabym go podprowadzać! Ale nie ukradłam. Gustav załatwił.
Grubo. Gustav naprawdę skołował alkohol. Kto by podejrzewał…
Biorę łyka doprawionej coli i czuję się głupio. Powinnam skończyć z takimi akcjami. Nie powinnam tu stać z młodszą siostrą i jej cichą, zahukaną przyjaciółką. Moja siostra nie powinna być jeszcze na tyle duża, aby mieć alkohol zakupiony przez jej chłopaka i mówić „podprowadzić”. To jakiś absurd. Masuję sobie skronie. Czuję, że procenty zaczynają już na mnie działać.
– Nie, tu nie możemy stać!
Isabelle jest niespokojna jak zawsze. Wskakuje na rower. Ja robię to samo, a Katja wdrapuje się znów na bagażnik. Zdaję sobie sprawę, że nawet się nie przywitałyśmy. Zastanawiam się, czy tego nie naprawić, ale po prostu zaczynam pedałować. Znów szybko, żeby nie zostać w tyle. One rozmawiają o szkole, a ja próbuję sobie przypomnieć, jak to jest zaczynać drugą klasę. Drugi rok budy, czy jak tam mówią. Mówią o nauczycielu aktorstwa, a ja próbuję przypomnieć sobie kogokolwiek z nauczycieli. Nie idzie mi najlepiej, więc koncentruję się na drodze. Zanim docieramy na miejsce, łapię zadyszkę, ale staram się to ukryć. Nie muszę wyglądać na większego przegrywa, niż jestem. Zakładam, że jesteśmy spóźnione, bo wszystkie stojaki są zajęte. Stawiamy swoje rowery z boku. Wyglądają na osamotnione. Isabelle znajduje wiadomość z kodem do bramy i wchodzimy.
Bez sensu, że tu przyjechałam. Czuję się nieswojo. Wśród butów i kurtek, spoconych nastoletnich ciał, ekscytacji. Zrobiłam się za stara. Potrzebuję ciszy. A może czegoś innego. Nie wiem co, ale coś jest nie tak. Z jakiegoś powodu z trudem wchodzę do środka. Powinnam powiedzieć „cześć” do dziewczyny, która organizuje imprezę, ale nie mam pojęcia, kim ona jest, więc tego nie robię. Wszystkie słowa i głosy zlewają się w jedno, w mojej dłoni nagle pojawia się piwo. Zerkam na etykietę dopiero po wypiciu połowy. Wzdrygam się, czując wodnisty smak. Nawet piwo jest do niczego.
Isabelle czuje się tu jak ryba w wodzie i wita się ze wszystkimi, obejmując ich jak jakaś dama z wyższych sfer. Zaraz zacznie całować ich w policzki. Miniaturowa kopia mamy. Ja sama staram się unikać spojrzeń. Nie lubię kontaktu wzrokowego. Nie mając nic innego do roboty, zerkam na telefon. O dziwo, jest na co zerkać.
Simon: Poszłaś na imprezę? Co tam?
Andrea: Piję ohydne piwo i nie chce mi się z nikim gadać. Strata czasu.
Simon: Wskazówka na przyszłość: kupuj dobre piwo. Wskazówka na teraz: porozmawiaj z kimś innym niż nikt. Ono nie ma za wiele do powiedzenia.
Andrea: To „nikt” jest niebinarne?
Simon: Zależy, z którym „nikim” rozmawiasz.
Andrea: Jest ich więcej?
– Jesteś siostrą Isabelle?
Przede mną materializuje się Gustav. Zawsze tak wyskakuje znienacka. A raczej spada z nieba, zupełnie jak jakiś drapieżny ptak, tylko nie tak zwinnie.
– No tak, to ja, Andrea – odpowiadam i nie przyznaję, że widzieliśmy się już kilkakrotnie. Na pewno chciał, żebym poczuła się niepewnie. Coś mi mówi, że to jakaś gra. Dopijam resztę ohydnego piwa.
– O, kurczę, tak, Andrea… teraz pamiętam. Super, że jesteś!
Rozmawiamy o imprezie. O tym, że wcale nie jest taka fajna i że jesteśmy tu tylko dlatego, że Isabelle nas zaprosiła. Wspólny mianownik z Gustavem – okropna myśl. Rozmawiamy o muzyce, a ja nawet nie słucham, co mówimy. Przechodzi mnie dreszcz. Idę do toalety, żeby znaleźć się w ciszy chociaż na pięć cholernych sekund, a kiedy wracam, widzę, że coś się zmieniło. Z początku nie wiem co. Muzyka? A może ktoś się kłóci? O nie, żeby tylko nikt się nie kłócił.
Jest gorzej. Czuję się jeszcze gorzej, o ile to możliwe, bo teraz zauważam jakiś zapach. Słodki, ciężki. Kręci mi się w głowie. Obracam się mimowolnie. Serce bije już w tempie stu dziewięćdziesięciu uderzeń na minutę i nie jestem w stanie przełykać. Zaraz zwrócę piwo. Andreo, ogarnij się. To może być ktokolwiek. A nawet cokolwiek. Przestań wmawiać sobie rzeczy.
– Chcesz bucha?
Bez kitu, to ten pieprzony Gustav. To on podaje mi jointa z uśmiechem mówiącym, że zdążył go skręcić, kiedy byłam w toalecie. Cofam się. Nie umiem spokojnie odmówić, powiedzieć „nie dzięki, ale ty się nie krępuj”. Nie potrafię. Chcę do domu. Muszę wrócić do domu, do taty i sofy, i eliminacji hokeja. Teraz.
W przedpokoju natykam się na Isabelle. Co ona tu robi? Łazi za mną?
– Andrea? Jest jakiś problem?
Nie, droga siostro, nie ma problemu. To tylko ja. To ze mną jest problem, a ty tego nie zrozumiesz. Przepraszam, siostrzyczko.
Wychodzę. Idę, biegnę, pedałuję. Szybko.
Spokojne tempo jest dla osób, które są w stanie oddychać.