- W empik go
Tobruk 1941. Kampania w Afryce Północnej - ebook
Tobruk 1941. Kampania w Afryce Północnej - ebook
Gdy porównamy użyte siły i czas trwania walk, zauważymy, że na temat żadnego teatru działań wojennych drugiej wojny światowej nie ukazało się tyle publikacji, co o Afryce Północnej. Przyczyny tego faktu są rozmaite. Po stronie brytyjskiej dość wcześnie, obok odtwarzania osobistych wspomnień i nierzadko podkoloryzowanych po dziennikarsku przeżyć, zaczęto przedstawiać wydarzenia i ich przyczyny na podstawie dokumentów wojskowych. Nie ograniczano się jednak tylko do raportów jednej strony konfliktu, lecz posłużono się także tymi autorstwa dawnych przeciwników. Stała do tego celu do dyspozycji obfita zdobycz w postaci niemieckich dokumentów, nadzwyczaj teraz troskliwie analizowanych, choć i tak wiele interpretacji decyzji i przebiegu działań musiało pozostać niedoskonałymi, a to z powodu nieznajomości przyczyn i tła.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-860-1 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Inaczej było po niemieckiej stronie: tutaj od ponad 25 lat przeważa przedstawienie wydarzeń, ludzi i tego, co ich dotykało, opierające się na osobistych wspomnieniach, prywatnych dziennikach i notatkach, pojedynczych, uratowanych z czasów wojennych i powojennych dokumentów i map, które – dość często wyrwane z kontekstu – nie tworzą jednak żadnego logicznego ciągu. Mocno osobiste przeżycia doświadczone w nadzwyczajnych okolicznościach, izolacja tego teatru wojennego oddzielonego morzem od kontynentu europejskiego, starcia z nieprzyjacielem, w których nie tylko po obu stronach przestrzegano wojennej konwencji haskiej, lecz w ogóle przeciwnicy wyróżniali się zachowaniami fair, a nierzadko i rycerskimi – to wszystko przyczyniało się do bardziej romantycznej idealizacji tego tematu. Decydujący był tutaj jednak fakt, że z niemieckiej strony dowodził człowiek wyróżniający się od samego zarania swojej wojskowej kariery, obdarzony charyzmą urodzonego wodza, dostrzeżony nawet przez przeciwnika: Erwin Rommel. Ale nawet on nosił w sobie niejedną sprzeczność. Legendarna idealizacja, do czego skłania jego wyjątkowa osobowość, ale też i tragiczny los, nie powinna prowadzić do zapominania, że wojna w Afryce Północnej, na której przebieg tak głęboko wpłynął, nie była tylko jego wojną. Inni ważni dowódcy obu stron również kształtowali ją swoimi decyzjami i samodzielnymi działaniami, na równi zresztą z prostym żołnierzem, posłusznie znoszącym wszystko i do ostatka zaangażowanym na swoją najmniejszą skalę.
Ze wstępuSŁOWO WSTĘPNE
Przy układaniu planu listy publikacji z cyklu „Pisma z zakresu wojskowej historii drugiej wojny światowej” opis tych najbardziej znaczących epizodów kampanii w Afryce Północnej, jakim były walki o Tobruk, zamierzano wydać jak najwcześniej. Ponieważ jednak zaplanowany do tego współpracownik z racji równie pilnych projektów z zakresu historii wojskowości otrzymał inne zadanie, Instytut z radością powitał znalezienie nowego twórcy w osobie Pana pułkownika w st. spocz. Adalberta von Taysena, który będąc już autorem historii dywizji, publicystą wojskowym oraz uczestnikiem kampanii w Afryce Północnej, wyraził gotowość podjęcia się tej misji. Instytut winien jest mu za to szczególne podziękowanie, przyjął przecież na siebie trud zamiany na czas pisania tej pracy swojego monachijskiego domu na prowizoryczne zakwaterowanie we Fryburgu, aby poświęcić się temu projektowi badawczemu w siedzibie Archiwum Wojskowego i w stałym kontakcie z pracownikami Instytutu. „Tobruk 1941” jest rezultatem jego ponadrocznego wysiłku.
Fryburg Bryzgowijski, we wrześniu 1976 roku.
Dr F. Forstmeier
kapitan marynarki i dyrektor InstytutuWPROWADZENIE
Gdy porównamy użyte siły i czas trwania walk, zauważymy, że na temat żadnego teatru działań wojennych drugiej wojny światowej nie ukazało się tyle publikacji, co o Afryce Północnej. Przyczyny tego faktu są rozmaite. Po stronie brytyjskiej dość wcześnie, obok odtwarzania osobistych wspomnień i nierzadko podkoloryzowanych po dziennikarsku przeżyć, zaczęto przedstawiać wydarzenia i ich przyczyny na podstawie dokumentów wojskowych. Nie ograniczano się jednak tylko do raportów jednej strony konfliktu, lecz posłużono się także tymi autorstwa dawnych przeciwników. Stała do tego celu do dyspozycji obfita zdobycz w postaci niemieckich dokumentów, nadzwyczaj teraz troskliwie analizowanych, choć i tak wiele interpretacji decyzji i przebiegu działań musiało pozostać niedoskonałymi, a to z powodu nieznajomości przyczyn i tła.
Inaczej było po niemieckiej stronie: tutaj od ponad 25 lat przeważa przedstawienie wydarzeń, ludzi i tego, co ich dotykało, opierające się na osobistych wspomnieniach, prywatnych dziennikach i notatkach, pojedynczych, uratowanych z czasów wojennych i powojennych dokumentów i map, które – dość często wyrwane z kontekstu – nie tworzą jednak żadnego logicznego ciągu. Mocno osobiste przeżycia doświadczone w nadzwyczajnych okolicznościach, izolacja tego teatru wojennego oddzielonego morzem od kontynentu europejskiego, starcia z nieprzyjacielem, w których nie tylko po obu stronach przestrzegano wojennej konwencji haskiej, lecz w ogóle przeciwnicy wyróżniali się zachowaniami fair, a nierzadko i rycerskimi – to wszystko przyczyniało się do bardziej romantycznej idealizacji tego tematu. Decydujący był tutaj jednak fakt, że z niemieckiej strony dowodził człowiek wyróżniający się od samego zarania swojej wojskowej kariery, obdarzony charyzmą urodzonego wodza, dostrzeżony nawet przez przeciwnika: Erwin Rommel. Ale nawet on nosił w sobie niejedną sprzeczność. Legendarna idealizacja, do czego skłania jego wyjątkowa osobowość, ale też i tragiczny los, nie powinna prowadzić do zapominania, że wojna w Afryce Północnej, na której przebieg tak głęboko wpłynął, nie była tylko jego wojną. Inni ważni dowódcy obu stron również kształtowali ją swoimi decyzjami i samodzielnymi działaniami, na równi zresztą z prostym żołnierzem, posłusznie znoszącym wszystko i do ostatka zaangażowanym na swoją najmniejszą skalę.
Dopiero wraz z oddaniem przez zwycięskie mocarstwa zachodnie niemieckich dokumentów wojskowych stało się możliwe pójście tropem zdarzeń po niemieckiej stronie frontu i kulis niejednego procesu decyzyjnego. Konfrontacja z raportami dawnego przeciwnika i ówczesnego włoskiego partnera musiała być szczególnie obiecująca, zaś osobiste wspomnienia i notatki mogły przyczynić się do niejednego uzupełnienia. Nadmieńmy, że włoski wkład w militarne dzieje drugiej wojny światowej został opublikowany jako jeden z pierwszych spośród wszystkich krajów-uczestników.
Działania wojenne w Afryce Północnej od samego początku stały pod znakiem starć o brytyjskie pozycje nad Kanałem Sueskim, o wpływy w byłych francuskich posiadłościach i protektoratach oraz o panowanie w powietrzu i na morzu na środkowym i wschodnim Morzu Śródziemnym. Dowódca formatu Rommla od razu dostrzegł nadarzające się tam okazje natury strategicznej. Nadały one wydarzeniom toczącym się w odludnym krajobrazie pustynnym tego „pobocznego teatru działań wojennych” inny wymiar niż kiedykolwiek planował to Hitler, mający swoją obsesję na punkcie kampanii przeciw Rosji. Walki o twierdzę Tobruk, zrazu przez obie strony postrzegane tylko jako mniej lub bardziej pozycyjne, gdzie chodziło po prostu o odebranie jej nieprzyjacielowi, szybko przekształciły się w zmagania o decydujący – przynajmniej tak długo, aż nie powstały inne punkty oporu, jak Marsa Matruh i El Alamein – bastion leżący przed brytyjskimi pozycjami na Środkowym Wschodzie. Walki te były prowadzone z całym zdecydowaniem, wręcz zażartością, do jakiego człowiek, a w tym przypadku żołnierz, był tylko zdolny. W efekcie Tobruk został nazwany „północnoafrykańskim Verdun”, choć to porównanie można uznać za dyskusyjne.
Kilka jeszcze okoliczności nadało walkom o Tobruk ich szczególne piętno: po pierwsze zalety tego miejsca, które niemal wszędzie pozwalało wielkim zmotoryzowanym, a tym bardziej zmechanizowanym, korpusom działać o każdej porze dnia i nocy, latem i zimą, co wychodziło naprzeciw niemieckim skłonnościom do skupiania wielkich jednostek pancernych; a po drugie duże odległości, zupełne bezdroża, oprócz drogi nadbrzeżnej i nielicznych, nierzadko szerokich na kilometr szlaków, oraz brak wody i uwarunkowane klimatem wysokie wymagania wobec ludzi i sprzętu, co wszystko razem najważniejszym zadaniem czyniło sprawne zaopatrzenie. A to dlatego, że wszystko, aż do ostatniego gwoździa i deski, trzeba było do tej rozległej pustynnej kolonii dostarczyć. I właśnie problemy zaopatrzeniowe ograniczały w innym przypadku nieograniczone możliwości działania, zarówno jeśli chodzi o liczebność wojsk, jak i zasięg akcji. Pomimo wszystko jednak pozwoliło to na rozwinięcie nowych metod dowodzenia nowoczesnymi wojskami oraz ich zaopatrywania.
Z punktu widzenia rozważań historycznych ważne jest uświadomienie sobie, że używano tam bardzo niewielkich sił, po stronie niemieckiej w roku 1941 nigdy więcej niż dwie i pół dywizji, oraz że znajdowały się one – gdy toczyły się działania wojenne – przeważnie w ciągłym ruchu, a więc piszący dzienniki działań bojowych, raporty i inne dokumenty z tego powodu, a także przez klimat, byli narażeni na szczególny rodzaj trudności. Wielokrotnie już w roku 1941 całe archiwa ginęły w wyniku działań nieprzyjaciela w Afryce Północnej, a potem jeszcze w kraju od nalotów i jako efekt niszczenia ich pod koniec wojny. Próbowano wprawdzie później powtórnie pisać dzienniki działań bojowych, było to jednak w obliczu szybkiego przebiegu wydarzeń przedsięwzięcie niemal beznadziejne, w dodatku gdy poginęły także załączniki.
Ale i inne przyczyny osłabiają siłę wyrazu istniejących źródeł. Na nieszczęście akurat w dziennikach działań bojowych najwyższego niemieckiego dowództwa w Afryce Północnej – najpierw Afrikakorps, później Zgrupowania Pancernego – wyraźne widać niejedną poprawkę albo pominięcie, co raczej nie sprzyja badaniu prawdy historycznej. Po bitwie zimowej w Marmaryce dowództwo Zgrupowania Pancernego podjęło kroki zmierzające do zastąpienia dziennika działań bojowych i załączników do dokumentów oficera operacyjnego (Ia) późniejszym przeredagowanym, a następnie wydrukowanym raportem bitewnym, który został w pięćdziesięciu egzemplarzach rozdzielony pomiędzy najwyższych dowódców Wehrmachtu. Choć najważniejsze meldunki i rozkazy przeniesiono tam w brzmieniu dosłownym, to i tak nie mogło to korzystnie wpłynąć na zachowanie prawdy historycznej. Dlatego dla jednoznacznego wyjaśnienia procesu podejmowania decyzji oraz przebiegu pojedynczych wydarzeń wciąż trzeba było dokonywać prób porównań z dokumentami podległych dowództw, jak również z publikacjami niegdysiejszego przeciwnika.
Należy ubolewać nad utratą niemal wszystkich bez wyjątku dzienników działań bojowych oddziałów poniżej poziomu dywizji. Późniejsze badania wypełniły tylko nieliczne luki. Szereg dotychczas niewyjaśnionych zdarzeń z wiosny 1941 roku udało się jednak zrozumieć dzięki ujawnieniu dotąd uważanego za zaginiony dziennika działań bojowych nr 1 5. Dywizji Lekkiej. Z drugiej strony utrata podobnego dokumentu 15. Dywizji Pancernej znacznie utrudniła sporządzenie opisów walk pod Ras el Mdauuar i bitwy sollumskiej. Do osobistych przepytywań, po trzydziestu latach od tych wydarzeń, należy zachować daleko idący dystans.
Autor czuje się zobowiązany szczególne podziękować radcy ambasady w st. spocz. pułkownikowi w st. spocz. Rainerowi Kriebelowi, który oddał mu do dyspozycji kopię dziennika działań bojowych nr 1 5. Dywizji Lekkiej, a ponadto dzielił się cennymi uwagami. Pani Agnes von dem Borne, lekarz wojskowy w st. spocz. dr Asal, podpułkownik w st. spocz. Ehle, pułkownik w st. spocz. Ewert, generał lekarz w st. spocz. dr Hockemeyer, major w st. spocz. Hundt, major inż. Muntau i podpułkownik w st. spocz. Schütte przekazali ważne dokumenty albo udzielili wielu bezcennych informacji, za co im serdecznie dziękuję.
Archiwum Wojskowe we Fryburgu, na czele z dyrektorem dr. Stahlem i jego współpracownikami podpułkownikiem w st. spocz. Bottlerem, głównym archiwistą dr. Maierhöferem i archiwistą Meyerem, wspaniałomyślnie oddało do mojej dyspozycji swoje dokumenty oraz służono mi tam niejedną dobrą radą i wskazówką.
Pracę tę zainicjował oraz wspierał radami i czynami Instytut Badań nad Historią Wojskowości, przede wszystkim w osobie dr Ursuli von Gersdorff i dyrektora ds. naukowych dr. Volkmara Reglinga. Także im składam z tego miejsca serdeczne podziękowania.ROZDZIAŁ I
ROZWÓJ SYTUACJI WOJENNEJ DO POCZĄTKU GRUDNIA 1940 ROKU
Gdy 11 czerwca 1940 roku Królestwo Włoch wchodziło do wojny po stronie Niemiec, Mussolini czynił ten krok wbrew radom swojego najbardziej zaufanego otoczenia wojskowego oraz specjalistów od gospodarki. Ten ubogi w surowce, uzależniony od morskich połączeń kraj już tylko z samych przyczyn ekonomicznych w żadnym wypadku nie był w stanie przetrwać dłuższego konfliktu z mocarstwami zachodnimi. Z tego też powodu włoskie dowództwo wojskowe podkreślało konieczność stoczenia „wojny z szybkim rozstrzygnięciem”. Po niemieckiej stronie natomiast różnie oceniano efektywność swojego partnera z tzw. Paktu Stalowego. Hitler patrzył na niego z polityczno-ideologicznego punktu widzenia i tym samym zbyt optymistycznie. W przeciwieństwie do niego niemieckie dowództwo wojsk lądowych było jednomyślne w kwestii niezadowalającego stanu wyposażenia i wyszkolenia włoskiej armii. W roku 1939 jej dywizje znajdowały się bowiem w fazie reorganizacji, która jeszcze nie została zakończona. Liczebnie silna artyleria wyglądała na przestarzałą, zaś rozbudowa sił pancernych była dopiero w stadium embrionalnym, ze zbyt lekkimi, mało wartościowymi bojowo modelami. Wyszkolenie rodzajów sił zbrojnych, przede wszystkim piechoty, było niedostateczne. Młodzi oficerowie sprawiali wrażenie wyuczonych w poczuciu obcości w stosunku do żołnierzy, a liczebność korpusu podoficerskiego była o wiele za niska. Odpowiednio krytyczny memoriał na ten temat autorstwa niemieckiego Sztabu Głównego z zimy lat 1939/40 musiał zostać wycofany i zniszczony na polecenie Hitlera¹. Z kolei jądro włoskiej marynarki, pancerniki, znajdowały się na przełomie lat 1939/40 w przebudowie albo budowie, natomiast oprzydatności bojowej ponad stu okrętów podwodnych wiedziano niewiele. Późniejsza angielska opinia dość ogólnie opisywała flotę jako szybką, dobrze skonstruowaną i tak też uzbrojoną, za to stan jej wyszkolenia oceniono jako słaby. To samo źródło sądzi o włoskim lotnictwie, że swój najwyższy poziom osiągnęło w roku 1936, od którego to czasu tylko cofało się w rozwoju².
W początkach maja 1940 roku niemiecki attaché wojskowy w Rzymie generał von Rintelen wysłał do Libii swojego oficera sztabu, aby ten wywiedział się o panującej tam sytuacji. „...Balbo wyraża się jednoznacznie co do niedostatecznego przygotowania tej kolonii. Jednak wiosną przetransportowano z południowych Włoch do Libii cztery dywizje piechoty, tak że ogółem stacjonuje w Afryce Północnej dziesięć dywizji, zaś pięć dalszych jest zapowiedzianych. Użyteczne umocnienia ma tylko baza marynarki Tobruk... Kolonia nie ma żadnych czołgów, broni przeciwpancernej, dostatecznej liczby pojazdów i zapasów paliwa... Dlatego słusznie Balbo w interesie powierzonej mu kolonii ostrzega przed uczestnictwem Włoch w wojnie”³.
Wraz z przystąpieniem Włoch do wojny weszło też w życie porozumienie, w którym dwa zachodnie mocarstwa już w marcu 1939 roku ustaliły jako cele wspólnego planu wojennego między innymi:
• przerwanie komunikacji Włoch z Libią,
• francuską ofensywę z Tunezji na Trypolis,
• obronę Egiptu przez wojska brytyjskie, ewentualnie możliwie najsilniejsze związanie sił włoskich we wschodniej Libii⁴.
Mimo to Wielka Brytania już od sierpnia 1940 roku podejmowała pewne kroki ostrożnościowe. Lotnictwo skoncentrowało w Egipcie siły odpowiadające mniej więcej włoskim siłom lotniczym w Libii, pobudowano też nowe lotniska. Wojska lądowe przesunęły bliżej granicy z Libią jedyną będącą w dyspozycji dywizję pancerną – właśnie sformowaną i później znaną jako 7. Dywizja Pancerna. Kilka brygad piechoty przejęło zabezpieczenie strefy Kanału, delty Nilu i obu metropolii, Kairu i Aleksandrii, co było spowodowane także politycznie niestabilną sytuacją wewnętrzną Egiptu. W krajach Brytyjskiej Wspólnoty Narodów Australii i Nowej Zelandii zaczęto tworzenie dywizji piechoty przeznaczonych na Środkowy Wschód. W pierwszych miesiącach wojny położono także fundamenty pod wielką bazę zaopatrzeniową na Środkowym Wschodzie, bez której nie byłyby możliwe brytyjskie operacje z lat 1941 i 1942. Oparta była na wysoko wydajnych portach w Suezie i Aleksandrii, a także na doskonałej sieci drogowej Egiptu i Palestyny, przy której rozmieszczono wielkie obozy i warsztaty. Utworzono ją dla dziewięciu dywizji piechoty, dwunastu eskadr bombowych i dziesięciu myśliwskich, choć jeszcze przez długi czas nie zebrano tam aż tak dużych sił⁵.
Już wpierwszych dniach wojny, w czerwcu 1940 roku, włoskie ataki lotnicze na Maltę sprawiły, że musiano zrezygnować z niej jako bazy brytyjskich okrętów podwodnych. Poważniejsze próby bezpośredniego zdobycia tego ważnego ośrodka lotniczego i morskiego przy trasie do Libii nie zostały jednak podjęte ani wtedy, ani później. Za to do RAF-u dotarły uzupełnienia z Afryki Południowej i Indii, od pierwszego dnia brytyjskie lotnictwo atakowało więc w nieustannych akcjach lotniska Libii, a przede wszystkim Tobruk. Podczas jednego z takich nalotów, w dniu 28 czerwca, został omyłkowo zestrzelony przez własną artylerię przeciwlotniczą generalny gubernator i naczelny dowódca w Libii marszałek lotnictwa Balbo – akurat podczas podchodzenia do lądowania w Tobruku. Następcą tego energicznego człowieka został marszałek Graziani.
Tymczasem brytyjskie jednostki wojskowe, znajdujące się pod komendą naczelnego dowódcy na Środkowym Wschodzie generała sir Archibalda Wavella, otrzymały w ramach posiłków pierwsze brygady australijskiej 6. Dywizji oraz Dywizji Nowozelandzkiej. Z kolei z Palestyny przybył ze sztabem brytyjskiej 6. Dywizji generał-major O’Connor, który objął dowództwo nad ześrodkowanymi jako Western Desert Force siłami: jeszcze niepełną 7. Dywizją Pancerną oraz hinduską 4. Dywizją, również bez swojej trzeciej brygady piechoty⁶. Zaraz po rozpoczęciu wojny wprowadził on do walki przeciwko pogranicznym wojskom włoskim, zupełnie je tym zaskakując, mobilne siły swojej dywizji pancernej, przede wszystkim zmotoryzowany rozpoznawczy 11. pułk huzarów wzmocniony piechotą, artylerią i działami przeciwpancernymi. Na jakiś czas zajęto stare forty graniczne Capuzzo, 19 km na południe od Bardii, i Maddalena, 80 km na południe od Capuzzo, oraz rozkazał grupie wypadowej wjechać na ponad 40 km w głąb Libii – aż do krótkotrwałego przecięcia nadbrzeżnej drogi z Bardii do Tobruku⁷.
Gdy jednak w końcu czerwca 1940 roku Francja wyszła z wojny, sytuacja nagle zmieniła się na korzyść Włoch. Odpadło zagrożenie, głównie Libii, od zachodu, a i przewaga przeciwnika na morzu nie była już aż tak zdecydowana. Niemniej Kanał Sueski wciąż pozostawał zamknięty, a przez to połączenie Włoch z Afryką Wschodnią również było przerwane, zaś w nadchodzących miesiącach brytyjska Flota Śródziemnomorska, działając w ścisłej współpracy z eskadrą stacjonującą w Gibraltarze, nadzwyczaj brawurowo postawiła się włoskiej flocie. Wywalczyła we wschodniej części Morza Śródziemnego wyraźne panowanie i mogła wręcz bez przeszkód przeprowadzać pod nosem włoskiej floty przez środek tego akwenu konwoje oraz zaopatrywać Maltę. Na całe tygodnie przerwane było też połączenie Włoch z Libią.
Aby przepędzić brytyjskie okręty ze wschodniego Morza Śródziemnego i oswobodzić drogę do Afryki Północnej, pozostała więc Włochom już tylko próba ofensywy z Libii na Egipt w celu dotarcia do Kanału Sueskiego. Bądź co bądź było przecież w Libii pod bronią 220 tys. żołnierzy w dwóch armiach z 14 dywizjami, z których połowa wciąż nie była jednak w pełni sił. Do dyspozycji było 339 lekkich czołgów typu L/35, do tego 1,4 tys. w większości pochodzących jeszcze z pierwszej wojny światowej dział oraz 8 tys. pojazdów⁸. Na polecenie Mussoliniego włoskie Comando Supremo naciskało więc od końca czerwca na przygotowanie ofensywy na Egipt. Marszałek Graziani ciągle jednak zwracał w tej kwestii uwagę na utrzymujące się braki w uzbrojeniu, małą mobilność jego dywizji oraz letni skwar i spowodowane nim niedostateczne zasoby wody w pasie lądu na wschód od Tobruku. Także książę d’Aosta, naczelny dowódca we Włoskiej Afryce Wschodniej, dostał w końcu sierpnia rozkaz przygotowania ataku ze swojej strony, aby posuwając się przez Sudan połączyć się z Grazianim w Górnym Egipcie⁹.
Zamiarów tych nie udało się ukryć przed stroną brytyjską. Aby więc przeciwstawić się włoskiej ofensywie z Libii, jak najpilniej dostarczono na Środkowy Wschód uzupełnienia, przede wszystkim czołgi i samoloty. Już 30 sierpnia zaczęła się pierwsza z szeregu operacji konwojowych na Morzu Śródziemnym, w wyniku której doprowadzono w eskorcie ciężkich sił marynarki na Maltę i do Aleksandrii statki handlowe z wszelkiego rodzaju zaopatrzeniem, a jednocześnie wzmocniono Flotę Śródziemnomorską oraz dokonano nalotów na Sardynię i Dodekanez. Włoskie przeciwdziałanie było niewielkie. Późniejszy konwój dostarczył jednostkom generała O’Connora między innymi 57 ciężkich czołgów piechoty typu Mark II Matilda – na wyraźne polecenie Churchilla i pomimo wciąż istniejącego niebezpieczeństwa niemieckiego lądowania w Anglii było to aż 50 % całego ich stanu obecnego w brytyjskiej macierzy – przy czym dla pewności zostały one wysłane dłuższą drogą wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Z kolei RAF w tym samym mniej więcej czasie zaczął tworzenie swojej liczącej 6 tys. km linii zaopatrzeniowej z portu Takoradi w dzisiejszej Ghanie przez Fort Lamy we francuskiej kolonii Czad do Kairu. Do października 1943 roku dostarczono nią przynajmniej 5 tys. samolotów. Gdy na początku grudnia 1940 roku przechwycono w Berlinie radiogram z Fort Lamy do Takoradi z uwagą o starcie brytyjskiego myśliwca, jedyny wniosek, jaki wyciągnięto, to ten o obecności tam brytyjskich wojsk¹⁰.
Od końca czerwca, tj. kiedy zaczęto podejrzewać, że celem włoskiej ofensywy będzie Kanał Sueski, rozważano w niemieckim Dowództwie Sił Zbrojnych (OKW) i Dowództwie Sił Lądowych (OKH) wsparcie jej swoimi siłami pancernymi¹¹. Znane było słabe wyposażenie wojsk marszałka Grazianiego w czołgi. Wprawdzie otrzymał on w tym czasie pewną liczbę tak zwanych średnich czołgów typu M/39, jednak liczebnie wciąż przeważały czołgi lekkie. Same brytyjskie czołgi średnie górowałyby więc już nad wszystkimi włoskimi. Zdawano sobie także sprawę, że we włoskiej armii skupianie czołgów, zmotoryzowanej piechoty i innych broni wsparcia w silnych, zmotoryzowanych i dużych jednostkach znajdowało się jeszcze w zupełnych powijakach. Tymczasem od zakończenia kampanii na Zachodzie większość niemieckich jednostek pancernych była poniekąd bezrobotna. W przygotowaniach do lądowania w Anglii uczestniczyły w niewielkim tylko stopniu, zaczęło się więc przesuwanie dywizji pancernych do ojczyzny celem uzupełnienia, reorganizacji i sformowania nowych jednostek. Z drugiej strony Hitler poinformował 31 lipca naczelne dowództwo Wehrmachtu o swoim zamiarze zaatakowania na wiosnę 1941 roku Związku Sowieckiego. Propozycję naczelnego dowódcy wojsk lądowych feldmarszałka von Brauchitscha wysłania dwóch dywizji pancernych do Afryki Północnej celem wsparcia Włochów uznał zrazu jako godną rozważenia, ale tylko jako manewr dywersyjny, kilka dni później wydawał się już jednak bardziej przychylnie nastawiony do tego pomysłu. Siły pancerne były jeszcze przecież aż do następnej wiosny do dyspozycji do wykonania tego rodzaju zadania.
Choć Hitler i później długo się wahał, jakie, i czy w ogóle, wojska pancerne powinny być przygotowywane do takiej akcji, OKH już od początku września planowało zestawienie z jednostek 3. Dywizji Pancernej mieszanej brygady pancernej celem użycia jej w Afryce Północnej. Jej zaopatrzenie w Libii miało znajdować się w niemieckich rękach, zaś gromadzenie zapasów miało być ukończone przed rozpoczęciem operacji. W efekcie potrzeba było czterech tygodni na wyposażenie osobowe i materiałowe oraz uzbrojenie, sześciu na przetransportowanie wojska za pośrednictwem włoskich portów i ośmiu na aklimatyzację¹². 5 września szef Sztabu Dowodzenia Wehrmachtu generał Jodl poinformował włoskiego attaché wojskowego w Berlinie o zamiarze Hitlera zaproponowania swojemu sojusznikowi niemieckiej jednostki pancernej do działań w Libii, przy czym początek planowanej ofensywy przeciwko Egiptowi nie miał być uzależniony od jej wkroczenia¹³. To stanowisko pozostało jednak bez włoskiej odpowiedzi, ponieważ Mussolini wyraźnie wolał sam przeprowadzić swoją kampanię przeciwko Anglikom. Chyba nawet poczuł się tym oświadczeniem ponaglony, gdyż 7 września wydał wciąż zwlekającemu marszałkowi Grazianiemu rozkaz przejścia do natarcia w ciągu dwóch tygodni.
I tak 13 września włoska 10. Armia wyruszyła z obszaru na południe od Bardii, odrzuciła pod silną jeszcze wtedy osłoną swojego lotnictwa słabe brytyjskie ubezpieczenia i 16 września zajęła przy niewielkim oporze odległe o 90 km Sidi Barrani. Potem Włosi rozmieścili się obronnie szerokim łukiem na 80-kilometrowym froncie na wschód od tego miejsca. Kontynuację ofensywy marszałek Graziani planował nie wcześniej niż na połowę grudnia, aż zostanie dobudowana od granicy nadbrzeżna droga oraz dociągnięty wodociąg z Bardii¹⁴.
Tymczasem generał O’Connor wycofywał od końca czerwca swoje siły pancerne w okolice Marsa Matruh na odpoczynek. Na granicy pozostały więc tylko słabe oddziały rozpoznawcze i ubezpieczające, które zgodnie z planem ustąpiły przed włoską ofensywą na wschód, i teraz to Brytyjska Flota Śródziemnomorska i RAF usiłowały w ścisłym współdziałaniu z Western Desert Force niepokoić włoskie siły wzdłuż wybrzeża. Można było także doprowadzić trochę konwojów na Maltę, z których pomocą ochrona przeciwlotnicza i myśliwska została na tyle wzmocniona, że w przyszłości okręty podwodne znów mogły stamtąd działać przeciwko szlakom komunikacyjnym do Libii. Gdy zaś 28 października Włosi napadli na Grecję, Anglicy w porozumieniu z tamtejszym rządem zajęli Kretę, czyniąc z niej swoją bazę lotniczą. A krótko potem udało się jeszcze brytyjskiej Flocie Śródziemnomorskiej zadać decydujący cios włoskim ciężkim siłom morskim. 11 listopada zaatakowali je bowiem dwoma lotniskowcami w porcie Tarent, w wyniku czego wyłączyli z walki na wiele miesięcy dwa pancerniki, zaś trzeciego nawet na całą wojnę. W efekcie włoska flota odeszła teraz swoimi dużymi jednostkami do portów na zachodnim wybrzeżu Włoch, przez co straciła możliwość oddziaływania również na środkowe Morze Śródziemne. Brytyjskie konwoje do Grecji nie były już niepokojone, za to włoskie do Libii jeszcze bardziej bezbronne niż wcześniej.
W rozmowie z Hitlerem odbytej 4 października na Przełęczy Brennera Mussolini obiecał kontynuację od połowy października swojej ofensywy i zajęcie w tym drugim kroku Marsa Matruh. Do późniejszego dalszego marszu na deltę Nilu zażyczył sobie w ramach niemieckiego współudziału przysłania mu oprócz samolotów szturmowych także 100 najcięższych czołgów, które mu Hitler obiecywał „wraz z możliwie wieloma kolumnami zaopatrzeniowymi”¹⁵. Później zamieniło się to w „mieszaną brygadę pancerną” albo „małą dywizję pancerną”. W dniu spotkania dyktatorów generał-pułkownik Halder, szef Sztabu Głównego Wojsk Lądowych, zanotował w swoim dzienniku: „Informacje o włoskich działaniach w Libii. Wyraźnie brakuje włoskiemu dowództwu umiejętności, a także środków do przekonywającego sukcesu... Chcą dostać dywizję pancerną. Do przewiezienia potrzeba dziesięciu tygodni. W akcji byłaby na Nowy Rok”. 8 października pisał już jednak o „walce o Morze Śródziemne, misji zimowej”¹⁶, zaś w połowie tego miesiąca OKH wyznaczyło już, które jednostki 3. Dywizji Pancernej mają wziąć udział w przeniesieniu do Libii¹⁷. Ukończono też pierwsze analizy pod kątem zdolności tej dywizji do działania w tropikach.
W tym samym czasie wyjechał do Libii celem poznania tamtejszych warunków oraz przygotowania przetransportowania niemieckich jednostek pancernych generał wojsk szybkich OKH generał-major Ritter von Thoma¹⁸. Jego powrót w końcu tego miesiąca zbiegł się z atakiemWłoch na Grecję. Raport jego i oficera Sztabu Głównego Wojsk Lądowych brzmiał pod wieloma względami tak niekorzystnie, że 4 listopada Hitler – chyba także podirytowany włoskimi postępami na Bałkanach – postanowił, „żeby na razie zrezygnować z wysyłki. Ogólne przygotowania mają być prowadzone dalej, ale te praktyczne odłożone, aż Włosi wykonają swój drugi skok na Marsa Matruh”. Wchodzi za to w rachubę użycie niemieckich sił lotniczych¹⁹. Postawienie w stan gotowości 3. Dywizji Pancernej zostało więc odwołane²⁰, zaś Hitler miał nadzieję poprzez zajęcie Gibraltaru osiągnąć swój cel w postaci przegnania Anglików z Morza Śródziemnego. Ogólne przygotowania Wehrmachtu do tego były prowadzone już od dłuższego czasu, gdy jednak generał Franco odmówił na początku grudnia swojej zgody na wejście Hiszpanii do wojny, także i ten plan musiał upaść.
Tymczasem oczywiste niepowodzenia włoskich działań w Grecji napełniały mimo wszystko niemieckiego dyktatora niepokojem, podobnie zresztą jak usadowienie się brytyjskiego lotnictwa na Krecie i w Attyce. Z jednej strony nie mógł godzić się na dalsze straty swojego sojusznika, z drugiej bał się, że RAF może z Grecji zaatakować i zniszczyć rumuńskie pola naftowe, które miały decydujące znaczenie dla prowadzenia wojny przez Rzeszę. Kazał więc podjąć przygotowania do zajęcia Grecji kontynentalnej na północ od Morza Egejskiego, a następnie zaatakowania stamtąd brytyjskich baz lotniczych na wschodnim Morzu Śródziemnym. Na rozpoczęcie ataku z Bułgarii nie można było jednak liczyć przed marcem 1941 roku.
I gdy sytuacja na morzu i w powietrzu dalej rozwijała się niepomyślnie dla Włoch, Hitler zaproponował swojemu sojusznikowi użycie przeciwko brytyjskiej flocie oraz Malcie obu armii lotniczych. Rozpoczęte na początku grudnia w Rzymie rozmowy doprowadziły w efekcie do decyzji o przeniesieniu X Korpusu Lotniczego z Norwegii do południowych Włoch. Hitler miał nadzieję, że w wyniku tych działań ponownie odzyska inicjatywę na obszarze śródziemnomorskim i jeszcze w zimie sytuacja się poprawi. O użyciu jednostek pancernych w Libii już nie myślał²¹.ROZDZIAŁ II
TOBRUK
Północny wschód byłej włoskiej kolonii Libii tworzył nadbrzeżny step Marmaryki, który rozciągał się nad morzem około 200 km w kierunku zachodnim od granicy egipskiej do Zatoki Bomba oraz 30 do 40 km w głąb lądu. Na jego krańcu, 360 km na wschód od stolicy Cyrenajki Bengazi, leży Tobruk – najwygodniejszy naturalny port Libii i jeden z najlepszych w ogóle w Afryce Północnej. Ze swoją rozległą i doskonale osłoniętą, długą na 3,8 km i szeroką na 1,5 km zatoką oraz nadzwyczajną głębokością wody oferuje on schronienie nawet dużym statkom.
Nadbrzeżne stepy, które z głębi lądu okalają Tobruk, wznoszą się od wybrzeża do interioru dookoło 150-180 m n.p.m. kilkoma najczęściej skalnymi stromymi skarpami, każda o wysokości od 30 do 60 m. Wybrzeże Marmaryki po obu stronach Tobruku jest spadziste i tylko w niewielu miejscach brzeg tworzą piaskowe wydmy. Na ogół nadbrzeżny step porastają suche, niskie krzaki, wokół których gromadzą się wysepki piasku, jednak już kilka centymetrów pod piaszczystą powierzchnią natknąć się można na żwir albo litą skałę. Spotyka się też całe żwirowe lub szutrowe równiny. Około 30 do 40 km w głąb lądu step przechodzi w lekko falujący piaszczysty teren z szerokimi płaszczyznami i pojedynczymi, płaskimi wzgórzami. Równiny potrafią być kamieniste i niezbyt przejezdne, na ogół jednak są piaszczyste lub żwirowe i dzięki temu nadające się do jazdy. Jeszcze dalej na południe, około 200 do 250 km od brzegu, większym wehikułom ograniczają możliwość poruszania się piaszczyste wydmy, klin Wielkiej Pustyni Egipskiej oraz słone powierzchnie.
Z południa na północ przecinają kraj stare koryta rzek – nazywane także wadi – z początku płaskie, a w swoim dalszym przebiegu zamieniające się w głębokie, suche doliny. Mogą być szerokie od 100 m do wielu kilometrów. Ich dno pokrywa głęboki piasek, zaś strome zbocza często dają się przekroczyć tylko w nielicznych miejscach. Opady są rzadkie i gdy średnia roczna na wyżynie Cyrenajki, 200 km na zachód od Tobruku, wynosi jeszcze 624 mm i więcej, to już w Tobruku dochodzi ledwie do 50, najwyżej 100 mm. Ale i tak nawet te małe ilości mogą zimą spaść ulewnym deszczem i zamienić na nadbrzeżnych stepach i pustyni suche wadi w rwące rzeki, w wyniku czego rozległe tereny będą godzinami, a nawet dniami nieprzejezdne.
Opadające od tysięcy lat lustro wód podziemnych spowodowało na tym terytorium wyschnięcie źródeł. Obficiej biją one jeszcze tylko na wyżynie Cyrenajki i dalej na zachód, na żyznej ziemi Trypolitanii. Na terenach suchych próbuje się natomiast zbierać zimową deszczówkę w cysterny, a gdy jest to niemożliwe, można już tylko sięgać do bardzo rzadkich w Marmaryce studni, te są jednak najczęściej mało wydajne, a poza tym zasolone albo gnijące¹.
Parowanie wody jest wskutek nadzwyczajnego promieniowania słonecznego wysokie. Na nadbrzeżnych stepach i pustyni nie ma, poza nielicznymi oazami, w ogóle cienia. Od wschodu do zachodu słońca powierzchnia ziemi jest wystawiona na nieznośny skwar. Już w marcu temperatura na nadbrzeżnych stepach wzrasta do ponad 25 ºC, zaś po zachodzie słońca spada w ciągu jednej godziny o 20 ºC i wczesnym rankiem zbliża się nawet do punktu zamarzania. W lipcu, najgorętszym miesiącu, może dochodzić do 55 ºC, stając się bardziej umiarkowaną dopiero w godzinach nocnych. I podczas gdy rano na zewnątrz wozu bojowego perli się lodowata wilgoć albo rosa, to już w południe pojawia się w nim temperatura blisko 80 ºC, a o zewnętrzne części żelazne załoga może sobie poparzyć palce². Pomimo tego klimat nadbrzeżnych stepów i pustyni uchodzi za zdrowy. Wskutek suchości powietrza nie występuje tu wiele zarazków chorobotwórczych. Gdzie jednak przy stanowiskach wodnych i zbiorowiskach ludzkich miriady much zaburzają naturalne warunki albo nie używa się stosownej odzieży czy żywności, mogą pojawić się ciężkie zachorowania typu epidemicznego.
Widoczność rano i wieczorem sięga 8, a nawet 10 km. Około południa z powodu migotania w rosnącym upale powietrza jest ograniczona do krótkich odległości. W tych godzinach spotyka się miraże, pokazują się dalekie tafle wody, oazy z palmami albo większe przedmioty, które można wziąć za czołgi albo samochody pancerne, a które po przybliżeniu się znikają. Inne zjawisko specyficzne dla pustyni aż do skraju wybrzeża to burze piaskowe, nazywane także gibli. Są charakterystyczne dla zimy i wiosny, ale występują także latem, wszystkiego razem około czterech tygodni, a trwają na ogół trzy dni. Silny południowy wiatr niesie wtedy ze sobą prawdziwą ścianę pyłu i piasku, widoczność spada nawet do kilku metrów. Wysuszony na skutek gorąca i porywistego wiatru ludzki organizm jest wtedy nadzwyczaj przemęczony. Ciało jest jak naelektryzowane, nerwy są napięte, nierzadko pojawia się depresja.
Pustkowie interioru uniemożliwiało jakiekolwiek gospodarcze wykorzystanie portu w Tobruku. Z tego powodu rozbudowa jego nabrzeży i dźwigów była w roku 1939 dość mało zaawansowana. Aż do wejścia Włoch do wojny port służył więc prawie wyłącznie tylko jako baza lekkich sił marynarki. Zaopatrzenie w wodę miasta i garnizonu nie było na początku zapewnione, w związku z czym trzeba korzystać ze statków-cystern dopływających z południowych Włoch. Dopiero na krótko przed wybuchem wojny udało się pozyskać wodę gruntową z dwóch odwiertów znajdujących się tuż na zachód od miasta i doprowadzić ją w wystarczającej ilości za pomocą wodociągu.
Jak życiodajna dla wewnętrznej komunikacji kolonii libijskiej tętnica biegła przez całe wybrzeże wybudowana w 1937 roku droga Litoranea, którą później żołnierze obu stron przechrzcili na Via Balbia, na cześć generalnego gubernatora marszałka lotnictwa Italo Balbo. Ciągnęła się na długości 1820 km, od granicy tunezyjskiej przez Trypolis, Misratę, Syrtę, Bengazi, Dernę i Tobruk aż do granicy egipskiej pod Sollumem. Jej przeciętna szerokość wynosiła wtedy 7 m. Odchodziły od niej liczne pustynne szlaki oraz małe, krótkie drogi kierujące się na tereny osadnicze w Cyrenajce i Trypolitanii.
Do osłony Tobruku, a także jako blokadę drogi nadbrzeżnej, zaczęto w roku 1935 tworzyć na płaskowyżu pas umocnień, który rozpościerał się poza miastem i portem, na wschód, południe i zachód od nich. Mieścił na przestrzeni 54 km 126 punktów umocnionych, otaczających miasto w odległości 15 km. Ustawione były w dwóch liniach odległych od siebie o 500 m, tak zorganizowanych w formie szachownicy, że te z linii tylnej mogły oddziaływać na szeroką na około 600 m wolną przestrzeń znajdującą się wewnątrz linii przedniej. Tylko na północ od drogi nadbrzeżnej na obu skrzydłach pasa obronnego, tj. tam, gdzie opierał się on, jako na naturalnej osłonie, o głębokie i suche koryta rzeczne Wadi es Sahal na zachodzie i Wadi es Zeitun na wschodzie, istniała tylko jedna linia posterunków.
Teren wewnątrz obszaru umocnionego wznosił się od brzegu morza dwoma stromymi stopniami i osiągał wysokość od 140 do 160 m n.p.m., a następnie wypłaszczał się na południe i południowy wschód. Już jednak 22 km na południe od miasta kolejna skarpa ograniczała to przedpole po obu stronach lotniska El Adem. I tylko na zachodzie wznosiło się w pasie obrony do wysokości 209 m n.p.m. wzgórze Ras el Mdauuar, przewyższając o 30 m swoje najbliższe otoczenie – nie licząc ciągnącego się na zachód w kierunku Acromy (28 km na zachód od Tobruku) niezbyt szerokiego grzbietu, który mierzył tylko kilka metrów mniej. Podłoże obszaru umocnionego było kamieniste albo skaliste, piasek czy żwir wypełniał tylko nieliczne niecki. Miejscami, jak na zachód od drogi Tobruk-El Adem i na wschodnim zboczu Ras el Mdauuar, rozpościerały się obszary pokryte polnymi kamieniami.
Punkt umocniony pasa obronnego składał się na ogół z trzech obudowanych betonem, odkrytych od góry stanowisk, każde na armatę przeciwpancerną albo granatnik oraz jeden ciężki albo lekki karabin maszynowy. Górną krawędź pozycji tworzyła warstewka ziemi. Stanowiska były ze sobą połączone wąskim i głębokim na 2,5 m betonowym rowem łącznikowym. Znajdowały się tam zaopatrzone w betonowe dachy schrony dla żołnierzy, nisze na amunicję i stopnie bojowe dla pojedynczych strzelców. Długość jednego stanowiska wynosiła około 80 m, mogło ono pomieścić do 40 żołnierzy obsady³.
Punkty pierwszej linii otoczone były przez szerokie na 3,5 m i głębokie na 1,2 m rowy przeciwpancerne, które przy dwóch stanowiskach płytki okop łączył z rowem łącznikowym⁴. Rowy przeciwpancerne, łącznikowe i płytkie okopy przykryte były luźnymi deskami, na których w celach maskujących usypano gdzieniegdzie ziemię. Mogły być w dowolnym miejscu uchylone celem umożliwienia wejścia lub wyjścia. Wszystkie punkty okalała przeszkoda z drutu kolczastego wysoka na 1,5 m i głęboka na 6 m. Wielka strefa drutu kolczastego otaczała dodatkowo cały pas umocnień. Od strony nieprzyjaciela biegł wzdłuż niej w kierunku południowo-zachodnim, od nadbrzeżnej drogi Tobruk-Bardia do drogi Tobruk-El Adem, jeszcze nieukończony rów przeciwpancerny. Niemal gotowy ciągnął się na litej skale jeszcze 7 km na zachód od tej ostatniej drogi, brakowało go jednak na całym zachodnim odcinku. Zarówno rowy przeciwpancerne, jak i teren były między drutem kolczastym i okopami zaminowane. Także z przodu pasa umocnień Włosi nie żałowali reagujących na potykacze nadziemnych min przeciwpiechotnych.
Pola ostrzału i wzajemne możliwości prowadzania ognia flankującego były na tym płaskim obszarze nadzwyczajne. Doskonałe maskowanie konstrukcji, głównie wskutek pokrycia ich deskami i piaskiem, działało dość często w ten sposób, że atakujący szturmował przez stanowisko bojowe w ogóle go nie zauważając, po czym był rażony z tyłu ogniem ujawniających się obrońców.
Na początku 1941 roku na tyłach punktów oporu w głębi obszaru umocnionego znajdowało się tylko kilka lekkich umocnień polowych, częściowo opartych o stare forty jak Pilastrino czy Solaro oraz o ciągnącą się przez ten ufortyfikowany teren z zachodu na wschód skarpę. Prawdziwej głębi taktycznej fortyfikacje jednak nie posiadały. W ścisłym związku z rejonem umocnionym pozostawało też wspomniane już lotnisko El Adem, położone 25 km na południe od miasta i połączone z nim utwardzoną drogą. Ale i na samym obszarze ufortyfikowanym, 4 km na południe od miasta i portu, znajdowało się mniejsze, zaprojektowane tylko dla myśliwców lądowisko.
Do roku 1940 propaganda państw Osi chętnie nadawała portowi i twierdzy Tobruk znaczenie ostrza wymierzonego w brytyjskie pozycje nad Kanałem Sueskim. Po wejściu Włoch do wojny w czerwcu 1940 roku niewiele już z tego zostało. Przeważające floty obu zachodnich mocarstw przejęły bowiem inicjatywę na morzu i zmusiły Włochów do wycofania swoich lekkich jednostek z Tobruku na środkowe Morze Śródziemne. W porcie pozostał jedynie stary krążownik pancerny, teraz w charakterze pływającej baterii przeciwko celom morskim i powietrznym. RAF jednak sprawił, że wkrótce stanął on w płomieniach.------------------------------------------------------------------------
¹ E. von Rintelen, Mussolini als Bundesgenosse. Erinnerungen des deutschen Militärattachés in Rom 1936-1943, Tybinga, Stuttgart 1951, s. 50, 54 i nast.
² J. S. O. Playfair, The Mediterranean and Middle East, t. 1, The Early Successes against Italy (to May 1941), Londyn 1954, s. 39. Robiący wrażenie obraz rzeczywistej sytuacji panującej we włoskich siłach zbrojnych maluje notatka, prawdopodobnie Włochów z roku 1943, na którą zwrócił uwagę po raz pierwszy H. Meier-Welcker, Zur deutsch-italienischen Militärpolitik und Beurteilung der italienischen Wehrmacht vor dem Zweiten Weltkrieg, w: Militärgeschichtliche Mitteilungen, 1/1970, s. 59-63, 73 i nast. Jej brzmienie jest przywołane w: W. Baum/E. Weichold, Der Krieg der „Achsenmächte” im Mittelmeer Raum. Die „Strategie” der Diktatoren, Getynga 1973, s. 421 i nast.
³ Rintelen, s. 83 i nast. Italo Balbo był tam generalnym gubernatorem.
⁴ Playfair, t. 1, s. 23 i nast.
⁵ Ibidem, s. 62 i nast.
⁶ Schemat organizacyjny brytyjskiej dywizji patrz Załącznik nr 4.– „Western Desert” nazywano w języku angielskim kraniec pustyni na zachód od delty Nilu i na południe od wybrzeża pod El Alamein przez Sidi Barrani i Tobruk do Ain el Gazala, który na południu graniczył z depresją Kattara, oazami Siwa i Giarabub. Zawierał w sobie także włoską Marmarykę.
⁷ 7. Dywizja Pancerna zaczęła wtedy działać przeciwko flankom i tyłom przeciwnika daleko oderwanymi od sił głównych małymi grupami bojowymi złożonymi z wozów rozpoznawczych, zmotoryzowanej piechoty, samobieżnych dział przeciwpancernych oraz baterii haubic kaliber 8,76 cm, zwanych także 25-funtówkami. Szczególnie sprawdziły się działa 8,76 cm.
⁸ Niemiecka dywizja pancerna dysponowała wtedy ponad 3,5 tys. pojazdów, z czego 420 pancernymi.
⁹ Ufficio Storico del Ministero della Difesa, La preparazione al conflitto. L’Avanzata su Sidi el Barrani (ottobre 1935 – settembre 1940), Rzym 1955, s. 109.
¹⁰ Playfair, t. 1, s. 195 i nast., oraz Kriegstagebuch des Oberkommandos der Wehrmacht (Wehrmachtführungsstab) 1940-1945, prowadzony przez H. Greinera i P. E. Schramma, wyd. na zlecenie Arbeitkreise für Wehrforschung przez P. E. Schramma we współpracy z H. A. Jacobsenem, A. Hillgruberem, W. Hubatschem, cztery tomy, Frankfurt nad Menem 1961-1969, t. 1, s. 217.
¹¹ Generał-major Jodl, szef Sztabu Dowodzenia Wehrmachtu w OKW, w swoim memoriale z 30 czerwca 1940 roku pt. Der Weiterführung des Krieges gegen England, w: Der Prozess gegen die Kriegsverbrecher vor dem Internationalen Militärgerichtshof Nürnberg 14. November bis 1. Oktober 1946, Norymberga 1948, t. XXVIII, s. 301 i nast. (dowód GB 494). Ponadto: Deutsche Botschaft, Der Militärattaché nr pbb 102/40, g.Kdos. z 19 lipca 1940 roku, dot.: Zusammenstellungen über die Vorbereitungen zur italienischen Offensive gegen Ägypten (Załącznik nr 1 do raportu nr 51/40 g.), w: BA-MA H 3/1; KTB OKW, t. 1, s. 5 i nast.; generał-pułkownik Halder, Kriegstagebuch. Tägliche Aufzeichnungen des Chefs des Generalstabes des Heeres 1939 bis 1942, t. 2, Von der geplanten Landung in England bis zum Beginn des Ostfeldzuges (1.7.1940-21.6.1941), oprac. przez H. A. Jacobsena, Stuttgart 1963, s. 45 i nast.; także: A. Hillgruber, Hitlers Strategie. Politik und Kriegführung 1940-1941, Frankfurt nad Menem 1965, oraz F. Siebert, Italiens Weg in den Zweiten Weltkrieg, Frankfurt nad Menem 1962.
¹² KTB OKW, t. 1, s. 63.
¹³ Rintelen, s. 101, oraz KTB OKW, t. 1, s. 63.
¹⁴ Brytyjskie Western Desert Force zniszczyły podczas swojego odwrotu nieliczne istniejące studnie.
¹⁵ Halder, t. 1, s. 138.
¹⁶ Ibidem, s. 125.
¹⁷ KTB nr 3, 3.Pz.Div./Ia, cz. I, z 5 i 14 października 1940 roku (BA-MA RH 27-3/14).
¹⁸ Halder, t. 2, s. 132.
¹⁹ Ibidem, s. 163 i nast., oraz KTB OKW, t. 1, s. 143 i 149.
²⁰ KTB nr 3, 3.Pz.Div./Ia, cz. I, z 8 i 16 listopada 1940 roku.
²¹ KTB OKW, t. 1, s. 191, 194, 204 i 211, Halder, t. 2, s. 210. Führer und oberste Befehlshaber der Wehrmacht, WFSt/Abt. I. (II) nr 33 392/40 g.K. Chefs z 10 grudnia 1940 roku. Użycie niemieckich jednostek lotniczych z Włoch („Sonderunternehmen Mittelmeer”), BA-MA RW 4/v. 656.------------------------------------------------------------------------
¹ F. Bayerlein, Deutsche Erfahrungen im Wüstenkrieg im Zweiten Weltkrieg (Ergänzung), maszynopis (grudzień 1952), MGFA P-129 zał.; zasadnicza treść: zaopatrzenie w wodę, opracowane na podstawie informacji inspektora budowlanego dr. Kienowa, w latach 1941-1943 wojskowego geologa przy Deutsche Afrikakorps.
² Informacje dotyczące klimatu, opadów i temperatury na nadbrzeżnym stepie i pustyni na podstawie H. Schiffer, Die Sahara und die Syrtenländer – Gegenwart, Vergangenheit und Zukunft der grösten Wüste der Welt, Stuttgart 1950, oraz na podstawie własnych obserwacji autora.
³ Punkty oporu zostały przez budowniczych ponumerowane, co też Brytyjczycy i Niemcy po nich przejęli: te z przedniej linii liczbami nieparzystymi, te z tylnej – parzystymi. Na północ od Ras el Mdauuar były poprzedzone literą „S”, na wschód od Ras el Mdauuar do nadbrzeżnej drogi – literą „R”, a stamtąd do brzegu – literą „Z”. Na podstawie: B. Maughan, Tobruk and el Alamain, Adelajda 1966 (= Australia in the War of 1939-1945, Series 1, Army, t. 3), s. 125 i nast.; notatka GendPiuFestb OKH z 20 maja 1941 roku, w BA-MA RH 11 III/79; generał-porucznik w st. spocz. H. G. Kirchheim, Angriffsgruppe Kirchheim am 30.4 und 1.5.1941 beim Angriff auf Tobruk. Kritische Untersuchung der Ursachen für das Scheitern des Angriffs, maszynopis (czerwiec 1948), MGFA D-350; major w st. spocz. Reissmann, Rommels Befestigungssystem in Nordafrika, maszynopis (maj 1947), MGFA D-082, oraz własne obserwacje autora i innych.
⁴ Punkty oporu na północ od drogi nadbrzeżnej na wschód i zachód od Tobruku oraz te z drugiej linii nie posiadały własnych rowów przeciwpancernych, lecz tylko dookólne przeszkody z drutu kolczastego.