Toksyczni. Jak radzić sobie w trudnych relacjach - ebook
Toksyczni. Jak radzić sobie w trudnych relacjach - ebook
Całkiem prawdopodobne, że w twoim życiu są ludzie, którzy stale przysparzają ci stresu i wprawiają w złe samopoczucie. Manipulatorzy, prześladowcy i osoby, które cię wykorzystują, mogą szkodzić twojemu zdrowiu i dobrostanowi.
Na szczęście możesz im przeciwdziałać i ta książka dostarczy ci odpowiednich narzędzi. Dowiesz się z niej m.in.:
- jakie są najbardziej powszechne typy toksycznych osób,
- na jakie sygnały alarmowe należy zwracać uwagę,
- jak rozpoznawać dysfunkcyjnych ludzi i miejsca, a także grupy, w tym rodziny,
- co leży u podłoża takich zachowań.
Przede wszystkim zaś otrzymasz skuteczne strategie postępowania, dzięki którym nauczysz się dokonywać zdrowych wyborów dotyczących relacji, ustanawiać jasne granice i chronić siebie. Umiejętność wykrywania toksycznych osób i sytuacji pozwoli ci uniknąć osaczenia i żyć pełnią życia.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8338-722-2 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem ogromnie wdzięczny dr Loretcie Rittenhouse za pomocne uwagi i sugestie, mojej żonie Laurze za korektę i zaproponowanie stosownych imion dla postaci w książce, całemu zespołowi w Sheldon Press za entuzjastyczne wsparcie i cierpliwość, Królewskiemu Towarzystwu Medycznemu za udostępnienie mi wspaniałych zbiorów bibliotecznych, a panu Donaldowi Trumpowi za to, że jest tak znakomitym przykładem niemal wszystkich osobowości przedstawionych w rozdziale czwartym.WSTĘP
– Nie, nie mogę. Naprawdę nie mam czasu. Muszę pojechać z mamą do szpitala, potem załatwić kilka spraw dla męża i jeszcze przygotować obiad.
Helen nie wie, do czego ma się zabrać, tymczasem jej przyjaciółka Anita ma do niej pretensje, bo liczyła, że Helen zajmie się jej pięcioletnim synem, podczas gdy ona spędzi wieczór tylko z mężem.
– No tak, skoro bardziej liczą się dla ciebie twoja mama i mąż niż ja, to trudno. Dziwię ci się jednak. Myślałam, że skoro jestem twoją najlepszą przyjaciółką, postarasz się mi pomóc, zwłaszcza że tyle dla ciebie robię. Powinnaś wreszcie postawić się matce i nie być takim popychadłem tego swojego mężusia.
Helen już próbowała się wymówić od towarzyszenia mamie, proponując, że zamówi jej taksówkę na dojazd do szpitala i powrót, ale ta nie chciała nawet o tym słyszeć. „Do czego to doszło, skoro matka nie może liczyć nawet na własną córkę, kiedy jest chora. Wkrótce umrę i nie będziesz musiała się mną przejmować. Do tego czasu mam prawo oczekiwać, żebyś wypełniała swoje obowiązki. Wspomnisz moje słowa, będzie ci przykro, kiedy mnie zabraknie, i będziesz żałowała, że się bardziej nie starałaś”.
Koniec dyskusji.
Helen nawet nie zamierza prosić męża o chwilę wytchnienia. Edward nie zalicza się do wyrozumiałych. Jako główny żywiciel rodziny oczekuje, że w domu wszystko będzie zrobione. W dodatku nie znosi teściowej, a tym bardziej Anity.
Jak na ironię, gdy Helen była dzieckiem, matka wcale nie opiekowała się nią tak troskliwie. Za bardzo zajmowało ją bycie ważną osobą, spełnianie dobrych uczynków na pokaz i skupianie na sobie uwagi mieszkańców ich miejscowości. Sama nigdy nie poczuwała się do wypełniania obowiązków, czego teraz wymaga od Helen. To samo można powiedzieć o Anicie. Prawda jest taka, że Anita nie robi dla Helen nic, tylko oczekuje wdzięczności za wprowadzenie jej do kręgu swoich znajomych. Uważa, że Helen powinna czuć się wobec niej zobowiązana i nieustannie to okazywać, stawiając się na każde zawołanie. Jeżeli Helen jest popychadłem, to właśnie Anita wysługuje się nią najczęściej. Na dobrą sprawę Edward jest taki sam. W domu głównie pije, drzemie i ogląda sport w telewizji. Czuje się usatysfakcjonowany, że jako kierownik średniego szczebla zapewnia Helen wygodne życie, i oczekuje, że ona w zamian będzie robiła, co jej każe, i dbała o dom. A to oznacza, że nie może być zajęta wyświadczaniem przysług innym osobom.
Jak zwykle Helen jakoś wszystko godzi. Rano robi zakupy, załatwia sprawy i wypełnia obowiązki domowe. Z lunchu rezygnuje, ale dowozi matkę do szpitalnej poradni na czas i w poczekalni pod gabinetem lekarskim porządkuje domowe rachunki. Potem odwozi matkę do domu, robi jej herbatę i szykuje obiad, jednocześnie próbując, w miarę możliwości i ograniczonej wiedzy medycznej, dodać jej otuchy. Zdąża odebrać córkę Ethel ze szkoły, jedzie do Anity, zabiera syna przyjaciółki do siebie, daje mu jeść, a potem przygotowuje posiłek córce (nie lubią tych samych potraw, a poza tym dziesięcioletnia Ethel nie zamierza jeść kolacji o tej samej porze co ktoś o połowę od niej młodszy). Helen kładzie chłopca w gościnnej sypialni, ale upływa sporo czasu, nim malec zasypia w obcym miejscu. Następny punkt: przygotowanie kolacji Edwardowi. Sama je niewiele. Nie ma czasu.
Edward dzwoni z wiadomością, że wróci późno. To oznacza, że Helen nie może położyć córki spać o zwykłej porze, bo musi zabrać ją ze sobą, kiedy odwozi śpiącego synka przyjaciółki do domu. Anita ma do niej pretensje, że zapomniała zabrać ulubioną zabawkę chłopca. Edward wraca pod jej nieobecność, a matka akurat wtedy dzwoni. Oboje są na Helen źli, że Ethel w dzień powszedni o dwudziestej drugiej jeszcze nie śpi.
Kiedy Helen z wyczerpania zaczyna chorować, nie ma co liczyć na współczucie, a jedynie na naburmuszone miny i pomruki niechęci osób, którym nie jest w stanie dłużej usługiwać tak, jak do tego przywykły.
Jest więźniem. Niektóre osoby z jej otoczenia są toksyczne. Ta książka skierowana jest właśnie do niej i do wielu takich jak ona. Helen sama zbudowała sobie to więzienie. Za kraty w oknach nie odpowiadają ani jej przyjaciółka, ani matka, ani mąż, tylko ona. Drzwi celi nie są zamknięte na klucz. Helen musi się jednak nauczyć przez nie przechodzić.
I właśnie temu ma służyć ta książka. Jeżeli Helen będzie potrafiła rozpoznawać toksycznych ludzi i w miarę możliwości ich unikać albo w zdrowy sposób sobie z nimi radzić, stanie się wolna. Takich jak ona jest wiele, a postacie wokół mają różny wygląd i cechy. Niektóre postępują subtelniej od bohaterów niniejszego wstępu, ale rezultat jest ten sam. Z tysięcy pacjentów, którzy trafili do mojego gabinetu w wyniku chorób spowodowanych przewlekłym stresem, u większości najpoważniejszą przyczyną ich stanu byli inni ludzie. Tymczasem można lepiej sobie z nimi radzić. Nie oznacza to bynajmniej, że musisz się rozstać z mężem, postąpić nie po chrześcijańsku (jeśli jesteś akurat takiego wyznania) czy nawet przestać troszczyć się o innych.
Napisałem tę książkę, ponieważ w obecnie dostępnej literaturze poradnikowej brakuje pozycji, która poruszałaby właśnie te kwestie. Sporo jest informacji o socjopatach (psychopatach) oraz ludziach z innymi poważnymi zaburzeniami osobowości, ale nie o osobach, które przejawiają te cechy w ograniczonym stopniu, i po prostu nie wiadomo, jak z nimi postępować. Wiele źródeł omawia skutki wykorzystywania i zaniedbań, ale nieliczne napomykają o codziennej nieżyczliwości, manipulacjach i niewrażliwości, które – jeżeli do tego dopuścisz – mogą się odbić na twoim zdrowiu.
Właśnie o tym przeczytasz na kolejnych stronach. Mam nadzieję, że pomoże ci to odbudować własne życie w lepszej, szczęśliwszej i zdrowszej postaci. Pamiętaj tylko, żeby odnosić się do czytanych porad ze szczyptą rezerwy. Żadna książka nie rozprawia się z każdą konkretną sytuacją czy każdym niuansem, jakie napotykasz, ale liczę, że znajdziesz tu sporo pożytecznych wskazówek. Jeśli masz wątpliwości, zwróć się do psychologa, zamiast postępować ściśle według rad moich lub kogokolwiek innego.
Moje opisy pewnych typów osób przewijających się przez strony tej książki być może brzmią krytycznie, ale nie to jest moim zamiarem. Ludzie są, jacy są, z bardzo ważnych przyczyn, w większości związanych z ich doświadczeniami z dzieciństwa, nie ma więc sensu obarczać ich winą za to, kim się stali. Ty masz znaleźć sposoby na zachowanie szczęścia i zdrowia, zamiast liczyć, że ochronią cię inni. Uwierz mi na słowo – życie jest lepsze poza murami twego więzienia.
UWAGA: szczegóły konkretnych wydarzeń opisanych w książce oraz imiona i nazwiska uczestników zostały zmienione w celu zachowania anonimowości.ROZDZIAŁ 1
LUDZIE
Ocknij się!
To zabrzmiało trochę za ostro – wybacz. Proszę, ocknij się! Tak już lepiej.
Większość z nas brnie na ślepo przez życie, rzadko wybierając świadomie to, czego pragnie lub jak chce żyć. Przeważnie reagujemy na okoliczności oraz oczekiwania innych. Nie stanowi to problemu, jeżeli są to osoby nam życzliwe i rozsądne, a wszystko układa się po naszej myśli. Gorzej, kiedy los nam nie sprzyja lub otaczają nas ludzie, których trudno nazwać dobrymi. Niestety wokół osób, które przede wszystkim myślą o innych, zwykle gromadzą się takie, które chętnie to wykorzystują. Większość ludzi przeważnie jest w miarę dobra, choć oczywiście wszystkim nam zdarzają się lepsze i gorsze chwile. Istnieją również tacy, którzy nie mają w sobie niczego dobrego, i właśnie oni z czasem rozwijają bardzo czuły radar umożliwiający im wykrywanie tych, których mogą wykorzystywać i dręczyć. Dobre dusze, które nieustannie próbują zadowalać innych, przyciągają takich właśnie osobników. W takiej sytuacji albo zaczynasz wierzyć, że większość ludzi jest okrutna, albo nabierasz przekonania, że to twoja wina. Wydaje ci się, że inni traktują cię paskudnie, bo za mało się starasz. Że trzeba włożyć jeszcze więcej wysiłku, by wszystkich zadowolić.
To błąd. Musisz wyjść poza krąg otaczających cię pijawek. Aby tego dokonać, najpierw określ, czego tak naprawdę chcesz od życia; zrozum też, dlaczego ludzie zachowują się tak, a nie inaczej, i wreszcie opracuj własny życiowy plan. Zajmiemy się tymi kwestiami po kolei.
Następne trzy rozdziały zawierają mnóstwo informacji. Mogą ci się wydać zagmatwane i trudne do pojęcia, jeśli nie interesujesz się psychologią jednostki oraz grupy, ale proszę cię o cierpliwość. Zrozumienie, co kieruje ludźmi, jest niezbędne, jeżeli masz lepiej sobie z nimi radzić. Fakty i teoria prezentowane w tych rozdziałach stanowią nieodzowną podstawę, na której opiera się dalsza część książki. Myślę, że jeśli zdołam ci przekazać nieco teoretycznej wiedzy na temat ludzkiego postępowania, jaką posiadają socjologowie, terapeuci, psychologowie i psychiatrzy, nauczysz się radzić sobie o wiele lepiej z różnymi ludźmi i sytuacjami. Jeżeli mam rację, te trzy rozdziały sprawią, że reszta książki stanie się niemal zbędna. Gdy już się dowiesz, dlaczego ludzie robią to, co robią, nie będą ci potrzebne niczyje wskazówki, jak z nimi postępować. Stanie się to oczywiste. Czy na pewno? Zobaczymy.
Podaję tu jedynie pobieżne informacje – według mnie najistotniejsze w kontekście celu niniejszej książki – zaczerpnięte z obszernej literatury, wybacz więc, jeżeli pominąłem coś, co według ciebie jest ważne.
Czym jest osobowość i jak się ona kształtuje?
Zrozumienie ludzkiej osobowości jest kluczem do umiejętnego postępowania z danym człowiekiem. Osobowość określają działania. Jeżeli na przykład mówimy, że ktoś ma osobowość ekstrawertyczną, mamy na myśli to, że (w uproszczeniu) człowiek ten często wychodzi do innych. Cechy osobowości mają określone natężenie. Na przykład sumienie, życzliwość i hojność to atrybuty, które w jakimś stopniu posiada przeważająca większość ludzi, ale nikt nie jest przez cały czas idealnie życzliwy czy hojny wobec wszystkich. Cechy naszej osobowości pozwalają dość dobrze przewidzieć, jak zareagujemy na określoną sytuację lub osobę, ale nie determinują tego z absolutną dokładnością. Stopień swobody dokonywania świadomych wyborów w reakcji na konkretnego człowieka lub wydarzenie zależy od tego, co się dzieje, od naszego stanu psychicznego oraz od „rezonansów”, jakich doświadczamy. Nasze instynktowne reakcje nas nie definiują, pod warunkiem że dokonujemy wyboru czynnie i świadomie. W przeciwnym razie zawsze reagujemy w ten sam przewidywalny sposób na osoby, które nas skrzywdziły lub które kojarzymy z przeszłością. Bycie ofiarą toksycznych ludzi wchodzi w nawyk. Helen, którą poznaliśmy we wstępie, musi dokonać w życiu kilku trudnych zmian, jeśli chce, by stało się ono lepsze.
Osobowość kształtuje się poprzez doświadczenia, zwłaszcza te z dzieciństwa. Sposób, w jaki dana osoba myśli, czuje i działa, w pewnym stopniu zależy od genów, ale w znacznie większym jest skutkiem jej doświadczeń. Takie nieustanne formowanie charakteru człowieka przez świat, którego doświadcza, jest istotą koncepcji psychodynamicznej. Od czasów Freuda liczni psychoanalitycy skupiają się na czynnikach wyjaśniających ludzkie zachowania, szczególnie przejawiane we wczesnym okresie życia, w interakcjach dzieci z rodzicami.
W przeciwieństwie do nich behawioryści przyjmują, że o zachowaniu człowieka przesądza warunkowanie. Dzieli się je na dwa typy: _klasyczne_ oraz _instrumentalne_. W klasycznym bodziec warunkowy wystarczająco długo łączony z określoną reakcją zaczyna ją wywoływać. W przypadku psów Pawłowa dźwięk dzwonka rozlegał się na chwilę przed podaniem im pokarmu. Początkowo to widok i zapach mięsa sprawiały, że psy się śliniły, ale po jakimś czasie reagowały tak na sam sygnał dzwonka, nawet gdy nie dostawały po nim jeść. Dzięki warunkowaniu uzyskano odruch wydzielania śliny na dźwięk dzwonka. U człowieka, który był świadkiem strzelaniny i reaguje strachem na każdy hałas, dochodzi do reakcji tego samego typu.
W warunkowaniu instrumentalnym połączenie nagrody (bądź jej braku) z określoną czynnością zwiększa częstotliwość występowania pożądanej reakcji. Na przykład dziecko, które dostaje gwiazdkę za każdym razem, gdy zachowa się dobrze, a nie otrzymuje żadnej nagrody, jeżeli zachowa się źle, z czasem zaczyna się zachowywać lepiej. Przy obu formach warunkowania mamy do czynienia ze zjawiskiem wygaszania, które polega na tym, że gdy konkretny bodziec nie jest już łączony z określoną reakcją (lub nagroda z pożądanym zachowaniem), reakcja ta w końcu ustaje. Jeżeli więc przestaniesz podawać psu mięso, gdy rozlega się dźwięk dzwonka, zwierzę w końcu przestanie się ślinić na sam sygnał. Osoba, która doświadczyła traumy, po jakimś czasie stanie się mniej nerwowa, a dziecko, które nie jest konsekwentnie nagradzane za dobre zachowanie lub zdarza mu się dostać nagrodę, gdy zachowa się źle, przestanie się dobrze zachowywać. Jeśli jednak podtrzymujesz schemat bodziec–reakcja bądź do niego wracasz, częstotliwość pożądanej reakcji wzrasta (bodziec zostaje wzmocniony).
Obecnie psychologowie uważają, że o tym, co ktoś czuje i jak postępuje, oprócz zachowań decydują także myśli danej osoby. Można ją nagrodzić, a co za tym idzie – wpłynąć na zmianę jej zachowania, wyłącznie poprzez zmianę sposobu jej myślenia. Jeśli po każdej rozmowie krytykujesz się za brak polotu, szanse, że zaczniesz dobrze sobie radzić w sytuacjach towarzyskich, są znikome. Natomiast gdy rozmyślnie unikasz osądzania siebie, skupiasz się na miłych słowach, które słyszysz od rozmówcy, i doceniasz interesujące fragmenty konwersacji, psychiczna „nagroda”, jaką jest dla ciebie takie doświadczenie, sprawia, że chętniej bierzesz udział w kolejnych sytuacjach towarzyskich. Twój sposób myślenia jest bardzo ważny i stanowi fundament terapii poznawczo-behawioralnej (w skrócie określanej jako CBT, od angielskiej nazwy _cognitive behavioural therapy_), którą uważa się za wielce skuteczną w przypadku najróżniejszych zaburzeń.
Osobowość nie jest stała. Może się zmieniać w zależności od wymogów, jakim musisz sprostać w różnych miejscach, czy doświadczeń, jakie gromadzisz w życiu – albo po prostu wraz z upływem czasu. Ja sam byłem zupełnie inną osobą w pracy oraz w domu. Również uszkodzenia mózgu niekiedy prowadzą do drastycznych zmian osobowości.
Poza tym to inni określają naszą osobowość poprzez opinie wartościujące. Czy człowiek, z którym masz do czynienia, jest po prostu asertywny czy może apodyktyczny? Szczery czy nietaktowny? Bezpośredni czy okrutny? Problem w tym, że takich ocen dokonują zwykle ludzie, którym to nie jest potrzebne, natomiast bezradne osoby, które naprawdę powinny krytycznie oceniać innych, by móc poprawić własną sytuację, bardzo rzadko to robią. Uważają to za przywilej, którego z jakichś powodów nie są godne.
Zawsze lepiej jest poświęcić więcej czasu na poznanie i zrozumienie siebie niż na osądzanie innych. Przeważnie rozkwitamy, kiedy mamy świadomość własnych uczuć, pragnień oraz potrzeb, i udaje nam się harmonijnie wpleść je w życie. Ja na przykład uwielbiam przestrzeń, wodę i dobrą pogodę, a do tego potrafię czerpać przyjemność z odosobnienia. Mój styl życia (jestem emerytem i mieszkam pod Charlestonem w Stanach Zjednoczonych, w domu z widokiem na rzekę i bagna) przystaje do tych potrzeb i cech, więc mam się świetnie. Oczywiście niezbędna jest równowaga, dlatego choć bez trudu mógłbym żyć jak pustelnik, celowo podtrzymuję pewien poziom kontaktów towarzyskich. Kiedy mamy do czynienia z toksycznością, niezbędne są świadomość, czego potrzebujemy, by się rozwijać, oraz decyzja, jak zrównoważyć te potrzeby z tym, czemu musimy sprostać.
Przed dokonaniem życiowych wyborów powinniśmy weryfikować nasze cele, odnosząc je do przekonań odpowiednich osób. Unikajmy przy tym niewolniczej uległości wobec ludzi o najbardziej zdecydowanych opiniach. Z wiekiem odkryłem, że siła poglądów człowieka jest odwrotnie proporcjonalna do jego mądrości. Pod koniec życia Kartezjusz pisał: „Jestem tu całkiem sam i wreszcie mogę w zupełności i bez wahania poświęcić się generalnemu burzeniu własnych opinii”. Oto mądre słowa.
Identyfikacja
Postępowanie ludzi, które przyczynia się do cierpienia innych, budzi w nas niechęć lub gniew, natomiast osoby czyniące dobro sprawiają, że czujemy wdzięczność i podziw, nawet gdy nie dotyczy to bezpośrednio nas samych. Dzieje się tak dlatego, że utożsamiamy się z obiektem takich działań. Ludzie nie powinni nikogo krzywdzić, nie powinni tacy być – myślimy. Niby dlaczego? Mieliby wyznawać twoje wartości i być tacy jak ty? Prawda jest taka, że identyfikujemy się z innymi – zwłaszcza gdy są do nas podobni – i dlatego osoby i sprawy, które mają na nich wpływ, wpływają również na nas.
Większość ludzi najpierw działa, a dopiero potem myśli. Robimy coś, a po fakcie wymyślamy uzasadnienie dla naszych czynów, wierząc we własną fałszywą argumentację. Kiedy przeprowadzono eksperyment, prosząc uczestników, by w określonych odstępach czasu kiwali palcem wskazującym, jak gdyby komuś grozili, pomiary ich fal mózgowych pokazały, że nerwy ruchowe odpowiadające za kiwanie palcem uaktywniały się dużo wcześniej, niż pojawiała się świadomość, że ten gest ma zostać wykonany. Możliwe więc, że twoje intencje wcale nie są tak „dobre”, jak twierdzisz, skoro wiele twoich działań zostaje postanowionych, zanim na dobre uświadamiasz sobie swój wybór.
Trudno się w tym połapać? Bo to skomplikowane – przynajmniej dla mnie. Przede wszystkim próbuję ci wytłumaczyć, że osądzanie prawości bądź karygodności działań innych zwykle niczemu nie służy. Powinniśmy natomiast dążyć do zrozumienia ludzi, motywów ich postępowania oraz prawdopodobnych czynów, zwłaszcza gdy chodzi o osoby, dla których nasze dobro nie jest priorytetem. Potem możemy postanowić, jak unikniemy potencjalnej krzywdy z ich strony. Skoro pływasz w basenie z toksyczną cieczą, lepiej rób to w nieprzemakalnym skafandrze i unikaj zachłyśnięcia.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki