Tomek w Gran Chaco. Tom 8 - ebook
Tomek w Gran Chaco. Tom 8 - ebook
Seria powieści Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na różnych kontynentach. Między innymi chłopiec bierze udział w wyprawie łowieckiej na kangury w Australii i przeżywa niebezpieczne przygody w Afryce, żyje wśród czerwonoskórych Nawajów i Apaczów. W te niezwykłe przygody wpleciona jest historia odkryć dokonywanych przez polskich podróżników. Książki są lekturą łatwą i atrakcyjną dla chłopców od wielu pokoleń.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2203-3 |
Rozmiar pliku: | 6,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lima, 18 marca 1910 r.
Kochany Ojcze!
Przed wyruszeniem z Manaos na poszukiwanie zaginionego pana Smugi wysłałem list, w którym informowałem Cię o zaistniałej niezwykle trudnej sytuacji. Wyprawa nasza, niestety, tylko połowicznie osiągnęła cel. Odnaleźliśmy pana Smugę, potem jednak już nam się nie poszczęściło. Wspaniały pan Smuga zapobiegł tragedii, lecz teraz nie tylko Jemu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, razem z nim jest bowiem Tadek Nowicki.
Obecnie przebywam z Sally, Natką i Zbyszkiem oraz z kilkoma indiańskimi przyjaciółmi w Limie w Peru i pospiesznie organizujemy następną wyprawę ratunkową. Niełatwe zadanie, boję się, że pochopnie mógłbym popełnić jakiś błąd. Tak nam tu Ciebie brakowało, kochany Ojcze! I nagle olbrzymia niespodzianka!
Właśnie napisałem do dyrektora banku w Iquitos w sprawie przekazu pieniędzy dla Tadka Nowickiego i w odpowiedzi powiadomiono mnie, że Ty, kochany Ojcze, znajdujesz się już w drodze z Manaos do Iquitos. Nawet nie potrafię wyrazić, jak olbrzymia radość ogarnęła nas na wieść, że wkrótce będziesz z nami w Limie. Byłem tak wzruszony, jak niegdyś w Trieście, gdy po latach tragicznej rozłąki znów Cię ujrzałem. Nie będę ukrywał – popłakaliśmy się wszyscy. Radość nasza jest tym większa, że Twoja wiedza i życiowe doświadczenie mogą uchronić nas przed jakimś nierozważnym krokiem. Przecież chodzi o ratowanie życia naszych najbliższych przyjaciół – Tadka Nowickiego i pana Smugi!
Domyślam się, że Twój nieoczekiwany przyjazd do Ameryki Południowej mimo woli spowodował Tadek, który w tajemnicy przed nami wysłał Ci pełnomocnictwo na sprzedaż swego jachtu i prosił o jak najszybsze przekazanie pieniędzy do banku w Iquitos. Aż się dziwię, że właśnie Tadek, który zawsze najpierw uderza, a dopiero potem myśli, tym razem okazał się najbardziej z nas wszystkich przewidujący. Jeszcze w drodze do Brazylii, gdy markotno nam było, że nie mogłeś wyruszyć z nami, Kapitan pocieszał nas, mówiąc: „Niezbyt to roztropnie wyrzucać za burtę od razu wszystkie koła ratunkowe”. Miało to oznaczać, że skoro taki doświadczony podróżnik jak pan Smuga przepadł bez wieści, to i nam również może przydarzyć się coś złego, a wtedy z kolei Ty, Tatusiu, będziesz mógł pospieszyć nam z pomocą. Przewidywania Tadka się sprawdziły.
Pan Nixon w Manaos zapewne już poinformował Cię o naszych dotychczasowych poczynaniach, ponieważ za pośrednictwem banku w Iquitos powiadomiłem Go listownie o przebiegu wyprawy i miejscu obecnego naszego pobytu. Mimo to, dla pewności, że już w drodze do nas będziesz się orientował w sytuacji, jeszcze raz piszę o zaistniałych wypadkach.
Otóż po wielu perypetiach odnaleźliśmy pana Smugę, który podczas pościgu za mordercami nieszczęsnego Johna Nixona, bratanka właściciela Kompanii Nixon–Rio Putumayo, został wzięty do niewoli przez Indian Kampa w Gran Pajonalu. Kampowie traktują Go jak swego białego wodza maskotkę, co podnosi ich znaczenie u okolicznych plemion. Zanim odnaleźliśmy pana Smugę, nie obyło się bez starcia z Kampami, którzy kryją się przed białymi w głuszy Andów, w pobliżu ruin starożytnego miasta Inków, i zazdrośnie strzegą swojej tajemnicy. Tylko dzięki mirowi, jaki ma pan Smuga u Kampów, doprowadzono nas do niego żywych. Zostaliśmy również uwięzieni.
Na nasze nieszczęście w tym właśnie czasie pobliski wulkan wznowił działalność. Przesądni i zabobonni Kampowie sądzili, że wybuch wulkanu jest karą bogów, rozgniewanych wtargnięciem białych intruzów do tajnej siedziby wolnych Kampów. Szaman orzekł, że dla przebłagania bogów należy złożyć krwawą ofiarę z dwóch białych kobiet – Sally i Natki. Miały być strącone w przepaść. Uratował je pan Smuga, który odkrył pomysłowe urządzenie, sporządzone jeszcze przez inkaskich kapłanów, umożliwiające ocalenie piękniejszych kobiet poświęcanych na ofiarę Słońcu. Podczas dopełniania obrzędu przebiegły szaman odgadł podstęp i wtedy pan Smuga musiał go zabić, żeby nie mógł nas zdradzić.
Pan Smuga polecił mi wymknąć się z resztą członków wyprawy tajemnym podziemnym korytarzem, sam zaś postanowił nadal pozostać u Kampów, aby ułagodzić ich gniew i opóźnić pościg. Nie chciałem na to przystać. Kampowie mogli przecież srodze zemścić się na panu Smudze. Tadek jednak stanowczo poparł pana Smugę. Twierdził, że tylko ja potrafię odnaleźć właściwy kierunek w górskich bezdrożach. Cóż mogłem począć?! Trzeba było ratować kobiety. W ostatniej chwili Tadek z własnej woli pozostał z panem Smugą. Nie miałem mu tego za złe, ponieważ sam zamierzałem tak postąpić.
Udało się nam szczęśliwie dotrzeć do Limy, ale drżymy z niepokoju o naszych przyjaciół. Przed rozstaniem uzgodniłem z panem Smugą, że mniej więcej za dwa miesiące będę czekał na nich z nową wyprawą w pobliżu północnej granicy Boliwii. Pan Smuga oświadczył, że wkrótce po naszej ucieczce również umknie z Tadkiem i obydwaj stawią się w umówionym miejscu. Nie mam pojęcia jednak, w jaki sposób dokonają tego bez broni i ekwipunku! Sytuacja jest nadzwyczaj groźna. Pan Smuga jest pewny, że Kampowie przygotowują powstanie przeciwko białym w Montanii. Jeśli spóźnimy się z pomocą, cóż wtedy stanie się z naszymi przyjaciółmi?! Nawet nie chcę o tym myśleć! Tylko Sally podtrzymuje nas na duchu, twierdząc, że takich dwóch wspaniałych mężczyzn nie da sobie w kaszę dmuchać! Oby miała rację!
Nie warto tracić czasu na domysły. Musimy jak najprędzej wyruszyć z bronią i ekwipunkiem. Próbuję organizować wyprawę. Nie mamy jednak zbyt wiele pieniędzy. Kampowie wprawdzie nie przetrząsali nam kieszeni, ale to, co posiadamy, nie wystarczy. Dlatego skontaktowałem się z dyrektorem banku w Iquitos. Poinformował mnie, że Ty lada dzień masz być u niego, aby się dowiedzieć, gdzie jesteśmy. Dlatego list ten wysyłam pod adres banku.
Mieszkamy w Hotel Palace „Bolivar”, a nasi wierni towarzysze z plemienia Cubeo korzystają z gościnności krewnych zmarłego przed rokiem pana inżyniera Habicha. Indianie źle się czuli w warunkach hotelowych. Nasz Dingo, dla większej swobody, przebywa razem z nimi.
Kochany Tatusiu! Nie rozpisuję się teraz więcej. Opowiemy wszystko dokładniej osobiście. Z utęsknieniem czekamy na Ciebie. Zastaniesz nas w hotelu. Pokój dla Ciebie już zarezerwowany.
Całujemy Cię i mocno ściskamy…
Tomasz Wilmowski skończył czytanie na głos listu, który dopiero co napisał do ojca. Wyczekująco spojrzał na żonę i kuzynostwo.
– Nie umiałabym napisać tak rozsądnego listu – pochwaliła Sally. – Nic dziwnego, że wszystkie moje przyjaciółki na pensji w Australii zawsze prosiły, żebym czytała im listy od ciebie!
Tomek uśmiechnął się do żony, po czym zapytał:
– Zbyszku, a twoje i Natki zdanie?
– Jasno i zwięźle przedstawiłeś sytuację. Jak słusznie napisałeś, wszystko opowiemy szczegółowo po przybyciu twego ojca. Nareszcie ciężar spadł mi z serca! Jestem pewny, że wujek potrafi znaleźć najlepsze wyjście z tych tarapatów. Dowodem na to, że pan Hagenbeck nie wyraził zgody na jego wyjazd z nami, a teraz, proszę, wujek już jest w drodze do Iquitos! Zaraz się zajmę wysłaniem listu.
– Chwileczkę, Zbyszku! – zaoponowała Sally. – Najpierw wszyscy go podpiszemy!
– Moi kochani, teraz i ja zaczynam nabierać nadziei – odezwała się Natasza. – Czy wy jednak naprawdę sądzicie, że szlachetny pan Smuga i pan Nowicki zdołali się ocalić po naszej ucieczce?! Ani na chwilę nie mogę przestać o nich myśleć!
– Jeszcze zatańczymy na weselu Tadzia Nowickiego, zobaczysz! – zapewniła Sally.
Natasza smutno się uśmiechnęła i wyszeptała:
– Gdybym tak mogła zobaczyć, co się teraz z nimi dzieje…
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersjiManaos (obecnie Manaus, nazwa od mieszkającego tam plemienia Indian) leży w stanie Amazonas w północnej Brazylii, na lewym brzegu rzeki Negro, w pobliżu miejsca, gdzie wpada ona do Amazonki. Miasto założyli Portugalczycy w 1660 r. Od 1850 r. jest stolicą stanu; obecnie drugie, po Pará-Belém, ważne miasto nad Amazonką. Najbardziej znaczący port nad Amazonką. Stanowi ważne centrum handlowe, którego szybki rozwój nastąpił w okresie tak zwanej gorączki kauczukowej.
Mowa o wydarzeniach opisanych w powieści Tomek u źródeł Amazonki.
Kampowie (Campa), zwani również Atsiri lub Chuncho – najpotężniejsze z plemion indiańskich w Peru, mówią językiem arawak. Zamieszkują w trójkącie rzek: górne Ukajali, Pachitea, Tambo i Perene. Kampowie dzielą się na trzy gałęzie: Atsiri – ci znad rzek Cheni i Tambo zachowują prastare obyczaje; Antaniri w ostępach puszcz – rzadko stykają się z białymi; Amatsenge – ukrywający się w lasach na wschodnich stokach Andów (pasmo Sira na południu Gran Pajonalu), najbardziej wrodzy białym ludziom.
Gran Pajonal – wysokogórskie, trawiaste równiny w Andach Centralnych na obszarze północnego Peru, Boliwii, Chile. Terminem Gran Pajonal określa się również zbiorowiska trawiaste, z niewielkim udziałem drzew, występujące w zachodniej części selwy. Równiny Gran Pajonal wykorzystywane są przez miejscową ludność jako pastwiska dla lam i alpak.
W 1979 r. odbyły się w Limie uroczystości związane z siedemdziesiątą rocznicą śmierci profesora Edwarda Jana Habicha, honorowego obywatela Peru. Habich zaangażowany został w 1869 r. przez rząd peruwiański do pracy na stanowisku inżyniera rządowego i odegrał ogromną rolę w tworzeniu nowoczesnego Peru, podobnie jak Ignacy Domeyko w Chile. Między innymi utworzył pierwszą w Ameryce Łacińskiej politechnikę (Escuela Especial de Ingenieros de Construcciones Civiles y de Minas del Perú), której dyrektorem był do końca życia. Habich na wykładowców w tej uczelni ściągnął z Paryża polskich inżynierów: Ksawerego Wakulskiego, Władysława Klugera i Feliksa Kucharzewskiego.