Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Toporowo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 maja 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Toporowo - ebook

“Toporowo” to głęboka analiza emocji i pragnień, często tych najciemniejszych. Autor nie boi się eksplorować tabu, wizji apokaliptycznych, czy też groteskowych przekształceń, przez co opowiadania pozostają nie tylko szokujące, ale również wyjątkowo wnikają w psychikę ludzką. Jego narracja, pełna zaskakujących obrazów i metafor, sprawia, że teksty nie są tylko literackim doświadczeniem, ale również powodem do poszukiwania ukrytych metafor. Autor, który w swym życiu przemierzył wiele kilometrów kolejami i samolotami, uwielbia unikatowe poczucie humoru, czarne jak kawa, którą lubi.

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788395382925
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Czy­ta­jąc te świetne, afo­ry­styczne opo­wia­da­nia, bę­dzie­cie się czę­sto śmiać. Ale w pew­nym mo­men­cie ten śmiech ugrzęź­nie w gar­dle. I za­cznie­cie się bać, włą­cza­jąc in­ter­net lub te­le­wi­zor.

PIOTR BRAT­KOW­SKI (1955-2021)

Po lek­tu­rze tych krót­kich form, ba­lan­su­ją­cych z gra­cją na gra­nicy li­te­ra­tury i pu­bli­cy­styki, czu­jemy się tro­chę jak po oglą­da­niu se­rialu „Black Mir­ror”: niby wiemy, że to fik­cja, a jed­nak nie­po­kój po­zo­staje.

MICHAŁ RUSI­NEK

Gro­te­ska i czarny hu­mor, czyli ulu­bione przy­prawy Ro­landa To­pora, wrzu­cone przez Jacka Ko­tar­biń­skiego w bi­gos spraw pol­skich. Sma­kuje wy­bor­nie.

ANDRZEJ SARA­MO­NO­WICZ

Oto cia­steczka. Każde inne, ina­czej zro­bione do­pra­wione i ozdo­bione. Każde o in­nym smaku. To­por by się ro­ze­śmiał i po­szedł z Jac­kiem na piwo. A do piwa, na nudny czas, na smutny czas, na ten czas owe cia­steczka, jak zna­lazł, bo smaczne! Po­le­cam.

MAŁ­GO­RZATA KALI­CIŃ­SKA

Ja­cek Ko­tar­biń­ski rzu­cił się z To­po­rem na pol­ską rze­czy­wi­stość. Po­czuła się tro­chę od­rzu­cona, ale nie rzu­ciła się na ko­lana, z któ­rych nie­ustan­nie wstaje. Ko­tar­biń­ski nie po­rzu­cił ani To­pora, ani my­śli o okieł­zna­niu pol­skiej rze­czy­wi­sto­ści. Bę­dzie za­tem le­piej. W ocze­ki­wa­niu na tę chwilę rzućmy się do czy­ta­nia, bo warto.

PIOTR MOSZYŃ­SKIKOT AU­TO­MA­TION

Rano zo­ba­czy­łem na stro­nie www piękne zdję­cie kota. Klik­ną­łem. Po­więk­szy­łem. Wes­tchną­łem z za­chwytu i za­mkną­łem okno. Aż tu na­gle wy­sko­czyło okienko, ta­kie wy­ska­ku­jące, i ka­zało mi oce­nić kota, dać mu gwiazdki i zo­sta­wić mail, żeby zo­ba­czyć, czy in­nym też się po­do­bał. Zo­sta­wi­łem. Za­raz przy­szedł ko­lejny mail: piękne zdję­cia koni i ku­pon zniż­kowy na karmę. Karma dla koni? Czego te star­tupy dziś nie wy­my­ślą... Przy­szedł trzeci mail, na­pi­sali, że wy­lo­so­wali mnie w kon­kur­sie. Mam do­stać bez­płatne próbki karmy dla koni. Pro­blem w tym, że nie mam ko­nia, ale może ja­kiś zna­jomy ma? Zro­bię do­bry uczy­nek.

W po­łu­dnie przy­je­chał ku­rier z bez­płatną próbką. Wniósł wo­rek 15 kg + do­dat­kowa próbka 10 kg. Zrzu­ci­łem na ta­ras (prze­cież nie mam ko­nia) i py­tam na fej­sie, kto ma. Przy­szedł czwarty mail. Skoro mam już karmę, to na pewno po­trze­buję mnó­stwa koń­skich ak­ce­so­riów. Wy­wa­li­łem do spamu. Mam dwa koty, a nie ko­nia! Za­uwa­żyli, że nie otwo­rzy­łem ma­ila, i za­dzwo­nili. Buka wie, skąd znali te­le­fon. Po­wie­dzieli, że o 15 bę­dzie dla mnie nie­spo­dzianka i że­bym był w domu. Po­wie­dzia­łem, że mam już 25 kg karmy dla ko­nia i po­łowa fejsa szuka go­rącz­kowo ko­nia, więc niech się nie tru­dzą. Od­po­wie­dzieli, że nie są od karmy, nie wie­dzą o co cho­dzi, a ja na pewno się ucie­szę. O 15 przy­wie­ziono mi ko­nia, jako dar losu i gra­tis do gra­ti­so­wej karmy. Nie mo­głem dys­ku­to­wać z kie­rowcą, bo gość przy­wią­zał zwie­rzę do klamki i zwiał. Koń był oban­de­ro­lo­wany moim na­zwi­skiem, ad­re­sem, www spon­sora i czer­wo­nymi pom­po­nami. Za­bra­łem go na ta­ras, ze względu na te pom­pony. Te­raz sie­dzimy z ko­tami na ta­ra­sie. Wci­nają karmę dla ko­nia, aż im się uszy trzęsą. Koń ma ją w głę­bo­kim po­wa­ża­niu. Za­miata ogo­nem i rży na są­sia­dów.

Za­dzwo­nili o 22, ci od ko­nia. Prze­pro­sili. Ja­kiś prak­ty­kant się rąb­nął i na zdję­ciu miał być koń, a nie kot. Taka tam kon­wer­sja na wła­ści­cieli koni. Źle ce­low­nik na­sta­wili i tak ja­koś po­szło. Au­to­ma­tion. Mar­ke­ting. Czy cuś. Ko­nia za­biorą rano. Dają w ra­mach re­kom­pen­saty do­dat­kowo 25 kg karmy dla ko­nia gra­tis. Na fej­sie nikt ze zna­jo­mych nie zna­lazł żad­nego ko­pyt­nego. Na­wet osła. Ale może karmę zje­dzą koty przy­ja­ciół z fejsa? Tylko jak ich prze­ko­nać, że moje sier­ściu­chy żrą tę karmę dla ko­nia jak dzi­kie? Idę spać. Ale jak spać jak ten wciąż rży na ta­ra­sie...SHOW

Pań­stwo miało już po dziurki w no­sie rosz­cze­nio­wego i ka­pry­śnego Na­rodu. Dość! Niech Na­ród w końcu ule­gnie i za­de­kla­ruje wieczną po­korę. Ale jak Na­ród zmu­sić do po­kory? Pań­stwo za­py­tało Do­rad­ców.

– Pań­stwo musi z Na­ro­dem roz­ma­wiać – pod­po­wie­dział Pierw­szy Do­radca.

Jego głowa szybko spa­dła w ot­chłań.

– Pań­stwo musi Na­ród okieł­znać – bły­ska­wicz­nie do­dał Drugi Do­radca.

– Jak? – znu­dzo­nym gło­sem za­py­tało Pań­stwo.

Zbyt dłu­gie za­sta­no­wie­nie Dru­giego Do­radcy za­koń­czyło się od­cię­ciem głowy.

– Trzeba Na­ród tor­tu­ro­wać i zmu­sić do ule­gło­ści – Trzeci Do­radca pa­trzył Pań­stwu głę­boko w oczy.

Pań­stwo po­kra­śniało. Trzeci Do­radca zo­stał ob­sa­dzony na wa­ka­cie Pierw­szego Do­radcy. Za­rzą­dzono Tor­tury Na­ro­dowe. Wszy­scy oby­wa­tele mo­gli oglą­dać je na żywo, w te­le­wi­zji, in­ter­ne­cie, i na wiel­kich, pań­stwo­wych te­le­bi­mach. Urzą­dzono dzień wolny i każdy miał obo­wią­zek do­kład­nie przyj­rzeć się tor­tu­rom. Spraw­dzano li­sty obec­no­ści.

Na­ród le­żał cia­sno przy­pięty na Na­ro­do­wym Łożu Tor­tur. Obie ręce i nogi tkwiły w me­ta­lo­wych ob­rę­czach. Śro­dek tu­ło­wia na wszelki wy­pa­dek opla­tał gąszcz sznu­rów.

Pań­stwo w zło­tym fo­telu ski­nęło głową. Gwizd prze­szył po­wie­trze i to­pór kata ob­ciął Na­ro­dowi lewą rękę. Try­snęło po­soką, a prawa dłoń, wy­gięta z bólu, wy­pro­sto­wała środ­kowy pa­lec. Na­ro­dowa te­le­wi­zja wy­emi­to­wała re­klamy, a wą­tek sta­ran­nie wy­cięto. Za­nim Oby­wa­tele się­gnęli po drugą paczkę chip­sów, to­pór prze­szył po­wie­trze po raz drugi, od­ci­na­jąc prawą dłoń. Po­now­nie wy­emi­to­wano re­klamy, al­bo­wiem lewa i prawa noga, dzia­ła­jąc wspól­nie i w po­ro­zu­mie­niu, wbrew sce­na­riu­szowi trans­mi­sji kop­nęły kata w pod­brzu­sze. Po­moc­nicy ob­cięli na­tych­miast obie agre­sywne nogi, do­dat­kowo ka­rząc je po­ćwiar­to­wa­niem.

Jed­nak Na­ród wal­czył do sa­mego końca. Z całą siłą wal­cząca Głowa Na­rodu splu­nęła Pań­stwu w twarz, a ohydna plwo­cina roz­lała się Pań­stwu cen­tral­nie mię­dzy oczami. Tym ra­zem Pań­stwo nie wy­trzy­mało ta­kiej po­twa­rzy i oso­bi­ście, zło­tym ta­sa­kiem, od­cięło Głowę Na­rodu. Te­le­wi­zja tak udra­ma­ty­zo­wała tę wy­jąt­kową chwilę, by ża­den z wi­dzów nie mógł jej za­po­mnieć do końca ży­cia.

Na za­krwa­wio­nym stole tor­tur zo­stał już tylko kor­pus. Usa­tys­fak­cjo­no­wane Pań­stwo zbie­rało się do wyj­ścia z sa­lonu. Na­gle wi­dzo­wie usły­szeli na­ra­sta­jący, ryt­miczny ło­mot. To wal­czące Serce Na­rodu nada­wało al­fa­be­tem Morse’a pro­ste słowo: – Wol-ność, wol-ność! Oby­wa­tele, po­ru­szeni tra­ge­dią Na­rodu, za­częli po­wta­rzać je jak man­trę. Serce biło co­raz moc­niej i moc­niej, a Oby­wa­tele krzy­czeli co­raz gło­śniej. Pań­stwo w pa­nice ob­ser­wo­wało, jak sy­tu­acja wy­myka się spod kon­troli.

Ostatni raz za­świ­stał to­pór pod­nie­siony przez kata. Tu­łów spadł w cze­luść. Serce za­mil­kło.

Na stole zo­stał tylko zwy­kły, po­spo­lity Chuj.

Chuj pró­bo­wał po­wstać ostat­kiem sił, ale bez Mó­zgu i Serca Na­rodu nie był ni­czym wię­cej po­nadto, czym w isto­cie był.

Pań­stwo po­kra­śniało z za­chwytu.

– Wszystko go­towe do klo­no­wa­nia?

Na­ukowcy na­tych­miast i bez szem­ra­nia ski­nęli gło­wami.

– To za­pier­da­lać!!PO­RZĄ­DEK

Bur­mistrz miał dość.

Za­śmie­co­nego wszę­dzie mia­sta.

Wy­le­wa­ją­cych się ze­wsząd ulo­tek i re­klam. Przy­kle­ja­nych na drze­wach kar­te­czek. Wy­wie­sza­nych na krza­kach wi­zy­tó­wek. Okrę­ca­nych obrzy­dliwą, prze­zro­czy­stą ta­śmą stu­let­nich dę­bów. Smęt­nych klo­nów z przy­bi­ja­nymi wstręt­nymi ta­blicz­kami, opa­trzo­nymi krzy­kli­wymi ha­słami fa­st­fo­odów, po­ży­czek i utaj­nio­nych bur­deli. Fo­to­ko­dów me­wek. Wle­pek ge­jów. Fru­wa­ją­cych ka­wał­ków pa­pieru z na­uką ma­te­ma­tyki, tańca zbój­nic­kiego, jogi i tre­sury ko­tów bo­jo­wych. Wró­żek, wró­żów, astro­lo­gów, ma­gów, i tre­ne­rów wi­ze­runku oso­bi­stego.

Miał już tego ca­łego ta­ła­taj­stwa po­wy­żej uszu.

Chwy­cił te­le­fon. Wy­stu­kał nu­mer Zie­leni Miej­skiej.

– Tu bur­mistrz. Wy­ciąć wszyst­kie drzewa w mie­ście. Tak, do ju­tra.OFI­CER WY­WIADU

Był ge­nial­nym ofi­ce­rem wy­wiadu. Po­siadł naj­skryt­sze ta­jem­nice ka­mu­flażu. Nikt nie był w sta­nie go wy­kryć. Ni­czym ka­me­leon wta­piał się w każde śro­do­wi­sko wroga.

Ale nie był za­do­wo­lony. Za­czął ukry­wać się w śro­do­wi­sku wła­snego pań­stwa.

Udało się.

Był ge­nial­nym ofi­ce­rem wy­wiadu. Po­siadł naj­skryt­sze ta­jem­nice ka­mu­flażu wśród swo­ich. Nikt go nie wy­krył i wkrótce też nikt nie pa­mię­tał. Ale nie był za­do­wo­lony. Za­czął ukry­wać się sam przed sobą.

Udało się.

Był ge­nial­nym ofi­ce­rem wy­wiadu. Po­znał wła­sne naj­skryt­sze ta­jem­nice ka­mu­flażu. Wkrótce udało mu się za­po­mnieć o sa­mym so­bie.

Był szczę­śliwy.NOWY DZIEŃ

Był piękny sło­neczny dzień No­wego Roku.

Po­ma­rań­czowo-błę­kitny blask brza­sku ustą­pił przed cie­płym świa­tłem słońca.

Przy­mknął oczy.

W uszy wdarła się de­li­katna piesz­czota wia­tru gra­jąca z fe­erią barw pod po­wie­kami. Po­czuł, że ów duet jest ni­czym na­ra­sta­jąca mu­zyka i gra­jąca pre­lu­dium or­kie­stra. Dro­biny ży­cio­wej siły bu­dziły się do ży­cia. Na­brał po­wie­trza.

W noz­drza wpu­ścił za­pach od­le­głej wody, wy­mie­szany z wo­nią na­grze­wa­ją­cej się ziemi i wy­schnię­tych traw. Trio zmy­słów za­grało pełną parą swój naj­waż­niej­szy kon­cert. Po­czuł ży­cie ca­łym sobą.

Był szczę­śliwy.

– Ognia! – pa­dła ko­menda.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: