Tracheotomia - ebook
Tracheotomia - ebook
Tracheotomia jest zabiegiem ratującym życie, dlatego publikację tę polecamy wszystkim lekarzom, jednak adresowana jest przede wszystkim do chirurgów, może być również przydatna dla lekarzy pracujących w pogotowiu ratunkowym i w izbach przyjęć oraz dla ratowników medycznych. W publikacji szczegółowo przedstawiono anatomię dróg oddechowych i szyi. Omówiono także następujące zagadnienia związane z tracheotomią:
· wskazania,
· rodzaje i techniki wykonywania,
· trudności wykonania operacji,
· dekaniulacja,
· powikłania w trakcie i po operacji.
Kategoria: | Medycyna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-200-6486-5 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z wielu zabiegów chirurgicznych ratujących życie tracheotomia – rozcięcie tchawicy – zasługuje na szczególne wyróżnienie. Jest bowiem najstarszym zabiegiem i ma wraz z intubacją tchawicy wspólną, bogatą historię.
Oba te zabiegi były często naprzemiennie wykonywane i modyfikowane.
Niniejsza publikacja pt. Tracheotomia stanowi skrót wielu prac, w tym monografii prof. Stanisława Iwankiewicza zatytułowanej Intubacja i tracheotomia (1. wyd. PZWL Warszawa 1966, 2. wyd. PZWL Warszawa 1970).
Syntetyczne ujęcie zastosowane w tym tomie ułatwia rozpowszechnianie tej tak bardzo potrzebnej wiedzy lekarzowi praktykowi.
AutorWSTĘP MOJA PIERWSZA OPERACJA LARYNGOLOGICZNA
Był wrzesień 1950 roku i mój trzeci miesiąc pracy w klinice otolaryngologicznej. W 1950 roku obfite żniwo śmierci zbierała błonica krtani – krup. Nie było jeszcze powszechnych szczepień, a ciężki przebieg schorzenia sprawiał, że zanim duszące się dziecko przywieziono do kliniki, gdzie było ratowane tracheotomią, umierało nierzadko w karetce pogotowia ratunkowego.
Pewnego dnia, pod koniec września, gdy po pracy, około godziny 15, wychodziłem z kliniki, na schodach wejściowych, koło ambulatorium, zderzyłem się niemal z wbiegającymi sanitariuszami pogotowia niosącymi duszące się dziecko. Nie było czasu – tak uznałem – by chorego nieść na salę operacyjną i „na zimno” wykonać tracheotomię. Zresztą wówczas dyżury w klinice były jednoosobowe, a gdy trzeba było asysty lub kogoś starszego, to do dyspozycji był profesor Jankowski lub doktor Kossowski (późniejszy profesor) dyżurujący jedynie „pod telefonem”. Wiedziałem, że trzeba działać natychmiast. Miałem dobre przygotowanie anatomiczne – byłem dwa i pół roku asystentem w Zakładzie Anatomii u profesora Tadeusza Marciniaka, a także odbyłem ćwiczenia z tracheotomii na zwłokach, na IV roku, u doktora Eugeniusza Gryckiewicza i profesora Wiktora Jankowskiego.
W ambulatorium był stół – zwykły, były nożyczki i oczywiście skalpel. In ultima desperatione działając, bez znieczulenia, jednoosobowo, przy pomocy sanitariuszy naciąłem skórę i drugim cięciem szczęśliwie ligamentum conisum. Balonem Politzera odessałem wydzielinę z tchawicy. Cięcie rozwarłem nożyczkami. Krwawienie było nieznaczne, gdyż dziecko prawie nie oddychało.
Zdarzył się chyba cud – dziecko zaczęło oddychać – zostało, dzięki mojej desperacji, uratowane. Następnie przyniesiono rurkę tracheotomijną, a potem, gdy przyszedł profesor Jankowski, wykonałem w jego asyście właściwą tracheotomię. Profesor Jankowski, podobnie jak potem profesor Zalewski, był pełen podziwu: „Kolega Iwankiewicz wykonał samodzielnie konikotomię i tym uratował dziecko, choć przedtem nie miał okazji asystować do tracheotomii. No, no, no – brawo!”.