Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tragedie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tragedie - ebook

Publikacja zawiera 19 utworów wybitnego starożytnego greckiego dramaturga Eurypidesa (ur. ok. 480 p.n.e., zm. 406 p.n.e.). Są to: I. Tragedie niewieście: Alkestis. Medea. Hippolytos uwieńczony. Hekabe. Ifigenia w Aulidzie. Ifigenia w Tauryi. II. Tragedie wojenne i ateńskie. Heraklidzi. Andromache. Błagalnice. Ion. Trojanki. Fenicyanki. III. Tragedie ludzi zwyczajnych: Elektra. Helena. Cyklop. IV. Tragedie szału: Herakles Szalejący. Orestes. Bachantki. V. Dodatek: Rhesos.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-303-2
Rozmiar pliku: 736 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MEDEA

Medea.

Osoby dramatu.

PIASTUNKA.

PIASTUN.

MEDEA.

CHÓR KOBIET.

KREON.

JAZON.

AJGEUS.

POSEŁ.

DZIECI MEDEI.

Rzecz dzieje się w Koryncie.

PIASTUNKA.

Bodajby nie był Argo krajał głębi sinej

Symplegud, do kolchickiej pędzący krainy!

Bodajżeby też nigdy na leśnym Peljonie

Nie padła była sosna! Dzielnych mężów dłonie

Bodajżeby nie były pochwyciły wiosła

Tej łodzi, co po runo złociste ich niosła

Na rozkaz Peliasa! Medea, ma pani,

Nie byłaby płynęła wonczas ku przystani

Jolkijskiej! Miłująca Jazona, ta nasza

Władczyni, poradziwszy córkom Peliasza

Własnego ubić ojca, do korynckiej ziemi

Nie byłaby ucikła z małżonkiem i z swemi

Dziecięty! Juścić prawda, przybywszy tu w gości,

Oddana Jazonowi, doznała miłości

Powszechnej, boć największe to szczęście, jeżeli

Zgodliwa żona z mężem wierny żywot dzieli.

Dziś wszystko się rozsprzęgło najbliżsi sobie

Wrogami dziś, gdyż Jazon porzucił w tej dobie

Mą panią i swe dziatki, poślubiwszy zdradnie

Królewski płód Kreonta, co w tym kraju władnie.

Nioszczęsna zaś Medea, tak strasznie wzgardzona,

Przysięgi wypomina, z rozdartego łona

Do rąk się odwołuje przymierza, na świadki

Przyzywa oto bóstwa, że dziś się tak rzadkiej

Odpłaty doczekała z Jazonowej woli.

Wzgardziwszy wszelką strawą, gdy ją serce boli,

We łzach dzień cały trawiąc, zdradzona przez męża,

I oczu nie podniesie... Przyjaźń się wytęża

Daremnie: słów pociechy słucha, niby skała,

Lub morza spienionego fala rozszalała.

Czasami, odwróciwszy śnieżno-białą szyję,

Uskarża się sam na sam, z bólem się nie kryje,

Rodzica wspominając i ojczyste łany,

Dla męża porzucone, co dziś dla stroskanej

Litości niema żadnej!... Ach! jakżeż szczęśliwy —

Tak myśli —, kto rodzinnej nie opuszcza niwy!

Znienawidziła dzieci; ja-ć wielce się trwożę,

Czy niema złych zamiarów, czy nie knuje może

W swej duszy jakiej zemsty: gwałtowną ma duszę,

Nie zniesie żadnej krzywdy.. Obawiać się muszę,

Ażeby do sypialni wszedłszy pokryjomu,

Nie wbiła w serce córki królewskiego domu

Wyostrzonego noża. Nikt też dzisiaj nie wie,

Czy króla nie uśmierci w swym szalonym gniewie,

Nie sprzątnie oblubieńca i na większą jeszcze

Narazi się niedolę. Serce ma złowieszcze,

Nie wchodzić w nią w zatargi, droga-ć to jest śliska!

Lecz oto już dziecięta wracają z boiska,

Nie wiedzą nic o matce. Tak, umysł dziecięcy

Ma troskę o zabawę, zresztą o nic więcej.

Na scenę wchodzi z dziećmi Medei

PIASTUN.

Ty w domu mej władczyni siwy skarbie stary!

Dlaczego tak sam na sam skarżysz się bez miary

Na dworze na tę naszą niedolę? Czyż zdoła

Obywać się bez ciebie pani chmurnoczoła?

PIASTUNKA.

Sędziwy towarzyszu Jazonowych dzieci!

Nieszczęście chlebodawców w dobrych sługach nieci

Współczucie, ich cierpieniom równa się ich męka,

Więc ja też, gdy mnie dzisiaj straszna boleść nęka,

Wybiegłam i o losach Medei, tak srodze

Dotkniętej, wobec ziemi i nieba zawodzę...

PIASTUN.

Co? Jeszcze nie przestała się żalić ta biedna?

PIASTUNKA.

Draśnięta ledwie kora, daleko do sedna!

PIASTUN.

Nie mądra — jeśli wolno tak nazywać pany!

Więc dotąd ból najświeższy jeszcze jej nie znany?

PIASTUNKA.

Cóż stało się, mój stary? Wyjaw wszystko szczerze.

PIASTUN.

Nic! Nic! Żem to wogóle mówił, żal mnie bierze.

PIASTUNKA.

O powiedz, towarzyszu, powiedz! Na twą brodę!

Gdy trzeba, milczeć będę, wierz mi, nie zawiodę.

PIASTUN.

Poszedłem po warcaby i niepostrzeżenie

Usiadłszy przy źródlisku, przy świętej Pejrenie,

Gdzie starcy się zbierają, usłyszałem słowa,

Że z ziemi chce korynckiej wola Kreontowa

Wydalić matkę z dziećmi. Czy prawda się mieści

W tych słowach, juścić nie wiem, chciałbym też w ich treści

Dopatrzyć się li kłamu... Odpowiedź nie łatwa.

PIASTUNKA.

A Jazon czyż dopuści, iżby jego dziatwa

Cierpiała, choć dla matki tak jest dzisiaj srogi?

PIASTUN.

Dawniejsze związki nowym ustępują z drogi:

On dziś już szczęścia domu swojego nie strzeże.

PIASTUNKA.

Zginiemy więc, gdy klęski łączą się dziś świeże

Z dawnemi, co nam dotąd biedne serca straszą.

PIASTUN.

Nie pora powiadamiać o tem panią naszą,

Dlatego trzeba milczeć. Weź-że to w rachubę!

PIASTUNKA.

Strasznego wy rodzica macie, dziatki lube!

Lecz ja mu źle nie życzę, wszak on moim panem,

Choć bliskich swych cierpieniem darzy niesłychanem.

PIASTUN.

Rzecz ludzka! Teraz widzisz, że człek zawsze kocha

Więcej siebie, niż innych. I ma racji trocha,

Choć często zysk go ciągnie. Toć, najoczywiściej,

I Jazon wzgardził dziećmi swemi dla korzyści.

PIASTUNKA.

A teraz niech się dziatwa do domu potrudzi.

Ty zaś ją trzymaj z dala od gromady ludzi

I nie wiedź przed oblicze zatroskanej matki.

Widziałam-ci ja wzrok jej, jak w zawiści rzadkiej

Kierował się w ich stronę. Snać coś złego knowa!

Wiem o tem, że w swym gniewie nie spocznie jej głowa,

Dopóki nie porazi swych ofiar. Zaiste!

Nie w swych, lecz w wroga gromy niech rzuca ogniste!

MEDEA (poza sceną).

O jej!

O miej-że litość, ty bolu, o miej!

O jej! A dlaczego nie zginę

W tę przeraźliwą godzinę?

PIASTUNKA.

To właśnie mówiłam, najdroższe me dzieci:

W jej serca znękanem gniew srogi się nieci!

O spieszcie coprędzej! O idźcie już w dom!

A baczcie, by na was nie spłynął jej grom!

Unikać wam trzeba jej dzikiej natury,

Jej myśli wzburzonej, jej duszy ponurej,

Zabójczym oddanej tchom.

O idźcie już, idźcie, biegnijcie coprędzej!

Już widzę, jak rośnie ten obłok jej nędzy —

Przed chwilą zaledwie dostrzegły go oczy,

A teraz jak rośnie w bolesnej swej mroczy

Ten potwór! Ach! stanie się rzecz niepojęta,

Gdy mściwy duch zerwie swe pęta.

MEDEA (j. w.)

Ajaj! Ajaj!

Zbyt wiele ja nieszczęść doznałam, to znaj,

Ty dziatwo wzgardzonej, shańbionej macierzy!

Niech piorun mej klątwy w twe życie uderzy:

I ojciec i dom niech zaginie!

PIASTUNKA.

O, jej mnie nieszczęsnej, o jej!

A jakiż ta dziatwa w ojcowskiej tej winie

Ma udział? Dla czegóż nienawiść twa do niej?

O dzieci wy biedne! A któż was obroni?

Zbyt chełpi się pycha wodzących dziś rej,

Zbyt gniew się nadyma tych władców, co, sami

Zbyt się nie krępując ustawy więzami

Krępują wciąż innych prawem samowoli —

Tylko gdzie jest równość, życie nas nie boli!

Nie pragnę ja bogactw, chcę li mieć ostoję

Bezpieczną na stare, słabe lata moje.

Dla umiarkowanych już w samem ich mianie

Dostatnia jest chwała, boć umiarkowanie

To dobro najwyższe! A kto je przekroczy,

Ten nigdy już szczęścia w swym domu nie zoczy.

A, mówię, dla domu stokrotnie jest gorzej,

Gdy nad nim gniew boski się sroży.

CHÓR.

Słyszałam-ci głosy, te skargi na losy,

Płynące z warg

Nieszczęsnej tej niewiasty kolchidzkiej. O, kiedy

Otrząśnie się, mów, stara! z swej straszliwej biedy?!

Że tak w niej pełno jest skarg!

PIASTUNKA.

Nie dom to już przecie! Przeminie na świecie

Blask jego! Co więcej! łożnicy książęcej

On spragnion, a ona, we łzach zatopiona.

Po swojej tej stracie narzeka w komnacie,

A któż ją pocieszy z przyjaciół jej rzeczy?

MEDEA (j. w.).

Ajaj!

O niechaj w mą głowę pociski gromowe

Uderzą, bo za nic mam żywot, gdy granic

Mój ból nie posiada! Ach! Ach! Oby blada

Przerwała już śmierć to me życie!

CHÓR.

O Zeusie! O światło! O ziemio! Słyszycie

Te skargi gorące, obficie płynące

Z warg najbiedniejszej z żon?

Szalona! Tęsknota, co sercem twem miota

I pcha tak zawzięcie w mężowskie objęcie,

Przyspieszy ci, mówię, twój skon!

Nie pragnij tego! Gdy on

Do innych zrywa się łoży,

Niech gniew się twój nie sroży:

W stosownej cię dobie Bóg pomści. Ty sobie

Daj spokój! Nie brnij po nim w zbytecznej żałobie!

MEDEA (j. w.).

O wielka Temido i ty Artemido!

Ach! w jakiej ja męce wzdyć ginę, gdy ręce

Przeklętymi śluby związał mi dzień zguby!

Niech ujrzą me oczy, jak klęska się stoczy

Na niego i na nią, co taką otchłanią

Cierpienia mnie raczą! Ach! z jakąż rozpaczą

Wspominam, żem, brata sprzątnąwszy ze świata,

Tak ciebie rzuciła, o ziemio ty miła,

O biedny ty ojcze rodzony!

PIASTUNKA.

Słuchajcie, jak bije ten głos w nieboskłony!

Ku mściwej Temidzie, do Zeusa on idzie,

Którego opieka ma śluby człowieka

Na oku!... Ja zasię nie widzę w tym czasie,

By zemsta zbyt mała ukoić zdołała

Tę naszą nieszczęsną kniahinię!

CHÓR.

Bogdajby się tylko zjawiła tu ninie

Przed naszem obliczem! Smagana tym biczem,

Bogdajby zechciała wraz

Nakłonić też ucha mej radzie, co ducha

Gniewnego rozbroi i serce ukoi,

Zrzuci zeń ciężki ten głaz!

Bo juścić w każdy ja czas

Przyjaciół popieram szczerze!

Idź, otwórz domu dźwierze

I wyznaj niebodze mą miłość... Lecz srodze

Ty spiesz się, nim swej zemście straszne puści wodze!

PIASTUNKA.

Uczynić to mogę, przecież czuję trwogę,

Czy mnie wysłucha?

Z miłości ku tobie przechętnie to zrobię,

Choć na domowniki sypie ogień dziki

Z płomiennej źrenicy. Żar jako u lwicy,

Co młode swe broni, skrzy się, jeśli do niej

Zbliżyć się odważy ktoś z sług i szafarzy.

Prawda jest w twem słowie, że nasi przodkowie

Nie wiele zmyślili mądrego tej chwili.

Gdy ludzkiej gromadzie przy tańcu, biesiadzie

Kazali obleśnie piać wesołe pieśnie,

Zaś nauczycieli myśmy w nich nie mieli.

Jak dźwięcznymi tony żywot zachmurzony

Rozjaśniać... Na świecie tak ciągle się plecie,

Że gdy ludzie smutni, to przenigdy lutni

Wielostrunnej dźwięki nie tłumią ich męki.

A oto wciąż gromy biją w nasze domy!

A oto — o losy! — nowe wciąż pokosy

Śmierć kładzie na łanie! Bodajby to granie

Koiło nam bole!... Lecz w biesiadnem kole

Pocóż pieśni trzeba, gdy sam widok chleba

Głodne serca cieszy ucztującej rzeszy?!

(Znika).

CHÓR.

Tysiącznych jęków rozkłębiona fala

Razi me uszy! Zamęt głosów wzrasta!

Nieszczęsna niewiasta

Na zdrajcę się łoża ślubnego użala!

Ku Zeusa córce, przysiąg strażniczce, Temidzie,

Ten krzyk cierpienia idzie!

Ona śród nocy do greckiej ją ziemi

Morzami niosła wzdętemi...

Z pałacu wychodzi

MEDEA.

Rzuciłam progi domu, korynckie me panie,

By waszej przypadkowo nie uledz naganie.

Pysznymi zwią tu wielu — wiem to —, że od ludzi

Wciąż stronią, zaś człek inny zarzut pychy budzi,

Że ciągle poza domu ścianami wystawa.

A innych wreszcie bliźnich spotyka niesława

I wzgarda za to znowu, że im życie płynie

W spokoju arcygnuśnym, w hańbiącym bezczynie.

Źrenicom świata słuszność jakżeż jest daleka!

Nie zdołał człowiek dotrzeć do serca współczłeka.

A już go nienawidzi, chociaż krzywdy żadnej

Nie doznał, zasię przybysz winien żywot składny

Prowadzić według ustaw gościnnego kraju.

Nie chwalę-ć ja też ludzi, co mają w zwyczaju

Dla samej tylko pychy pogardzać innymi.

Mnie los niespodziewanie pogrążył w olbrzymiej

Niedoli; niczem dla mnie uroki żywota.

Ku śmierci, o me drogie, pcha mnie dziś tęsknota.

Bo ten, w którym złożyłam wszystką moją wiarę,

Najgorszym stał się z ludzi. Za jakąż to karę

Z wszystkiego, co oddycha i myśli na świecie,

Najsroższy los się dostał nieszczęsnej kobiecie?

Małżonka trzeba cennem okupywać wianem,

Naszego ciała władcę — złem to niesłychanem,

Lecz gorszym traf: nie wiada, jakim mąż ten będzie,

Szlachetnym czy też podłym, stanąć bowiem w rzędzie

Rozwódek wstyd to wielki, nie można też męża

Odtrącać! A już darmo umysł się wytęża,

Jeżeli w obcym kraju i pod obcem prawem

Z człowiekiem ma się obcym połączyć niebawem.

Zaiste! trzeba być jej jako prorokinie,

Ażeby módz odgadnąć, azali nie zginie.

Lecz gdy się wszystko dobrze zakończy nareście,

Gdy mąż w tem jarzmie życia chodzi przy niewieście

Godziwie, los to godny zazdrości; gdy zasię

Inaczej ma się sprawa, śmierć li dobrą zda się.

Pozatem, gdy mężowi dolega coś w domu,

Uskarżyć się on przecie może lada komu,

Druhowi, z którym wyrósł, a my, złych katuszy

Doznawszy, musim własnej spowiadać się duszy!

A mówią też, iż życie prowadzim bezpieczne

W komnatce, kiedy oni na zatargi wieczne

Wyruszać muszą w pole, gdzie oszczepy warczą!

O głupcy! Trzykroć wolę ja stanąć pod tarczą,

Niż rodzić choć raz jeden! Ale to się ciebie

Nie tyczy: masz ojczyznę, masz swój dom, w potrzebie

Przyjaciół możesz znaleść, żywota rozkosze

Otworem ci tu stoją... Zato co ja znoszę!

Samotna, bez ojczyzny, zdrady mężowskiemi

Nękana, z obcej ku wam przywiedziona ziemi,

Ni matki, ani brata, ani żadnej siostry,

Do których mi się uciec w mej niedoli ostrej!

To jedno tylko raczcie mi spełnić: jeżeli

Wynajdę jakiś środek na mych krzywdzicieli,

Na męża i na ojca, co mu córkę dawa,

I na nią — jeśli wszystkich zniszczę według prawa,

Wy milczcie!.. Tak, kobieta będzie pełna trwogi

We wszystkiem; tchórz do wojny, z pochew broni srogiej

Nie wyjmie, lecz gdy ślubne zbezczeszczą jej łoże,

Nikt mściwszym ani krwawszym od niej być nie może.

CHÓR.

Uczynię tak, Medeo! choć mi nie dziwota,

Że tobą żądza pomsty i żal taki miota.

Lecz, widzę, Kreon idzie, władca tej dziedziny:

Zapewne jakieś świeże niesie ci nowiny.

Na scenę wchodzi

KREON.

Medeo strasznooka, swą zapalczywością........................................HIPPOLYTOS UWIEŃCZONY

(Ἱππόλυτος στεφανοφόρος).

Hippolytos uwieńczony.

Osoby dramatu.

AFRODYTE bogini miłości.

HIPPOLYTOS syn Tezeusza i amazonki Antiopy.

SŁUŻBA.

CHÓR KOBIET TROIZEŃSKICH.

PIASTUNKA.

FEDRA, małżonka Tezeusza, córka Minosa, króla Krety.

TEZEUSZ król Aten, syn Ajgajosa (Egeusa).

POSEŁ.

ARTEMIS bogini łowów.

Rzecz dzieje się w mieście Troizenie przed pałacem króla Pitteusza.

Na scenie jawi się

AFRODYTE.

Me imię na niebiesiech niepomiernie słynie

I ludzie znają dobrze kipryjską władczynię.

A jacy są mieszkańcy od ponckich wybrzeży

Po fale Atlantyku, ten, kto we mnie wierzy,

Doznaje mojej łaski, zaś poniżon będzie

Pod słońcem, kto śmie deptać me święte orędzie.

I bóstwa bowiem lubią, jeśli człek jest skory

Oddawać przynależne niebianom honory.

Wykażę ja tu zaraz prawdę mego słowa.

Hippolit, amazonki syn, Tezeuszowa

Latorośl, wychowaniec cnego Pitteusza,

Jedyna, śród troizeńskiej ziemi żywa dusza

Najlichszą mnie śród bogów mianuje i dumnie

Miłosnem gardzi łożem. Nie znajdując u mnie

Radości, Artemidę, siostrzycę Foibosa,

Uważa za najpierwszą śród tych, co niebiosa

Zajmują, i z Zeusza tą córą dziewiczą

Na łowy, tępić zwierza, wyrusza z swą smyczą —

Za wielka to zażyłość dla śmiertelnych ludzi,

Zazdrości przecież we mnie zaszczyt ten nie budzi,

Bo pocóż? Tylko jeszcze dzisiaj zobaczycie.

Że zemszczę się za krzywdę swą na Hippolycie.

Rzecz dawna, pójdzie łatwo, nie będzie zawodu:

Na obchód gdy świąteczny z Pitteusza grodu

Pojawił się ten młodzian w ziemi Pandiona,

Ujrzała go cna Fedra, ojca jego żona,

I straszną się ka niemu rozpaliła żądzą —

Przezemnie to się stało. Jeszcze nim zabłądzą

Jej kroki do Troizeny, na znak swej miłości

Świątynię zbudowała śród ateńskich włości,

Na zboczu Palladyjskiem, skąd widać te łany —

Przybytek ten, w Kiprydy cześć ufundowany,

Ma zwać się od tej pory na zawsze kościołem

Bogini Hippolyta... Potem, kiedy społem

Z małżonką porzuciwszy mury Kekropsowe,

Tezeusz tu zawitał, aby swoją głowę

Od klątwy uratować, i roczną pokutę

Odprawiać jął zdaleka od domu za lute

Wylanie Pallantydów krwi, od onej chwili

Napróżno się nieszczęsna ta kobieta sili

Uwolnić się od cierpień: wzdycha, jęczy, ginie

Z miłości, ale milczy. Jakiejby to winie

Przypisać, z domowników nie wiada nikomu.

Lecz długo tak nie można kochać pokryjomu:

Wyjawię Tezejowi i ojciec młodziana

Zabije, mego wroga. Tak więc wykonana

Zostanie obietnica, jedna z trzech, któremi

Obdarzył Tezeusza władca, nad morskiemi

Falami władający, Pozeidon. I żona

Paść musi, acz chwalebnie. Bo juścić mi ona

I los jej nie oznacza znów tyle, bym miała

Poniechać swojej zemsty na wrogach, jak chwała,

Jak cześć moja wymaga... Lecz oto me oczy

Spostrzegły Hippolyta: Z łowieckiej-ci kroczy

Wyprawy syn Tezejów. Ustąpię mu z drogi.

Pospiesza tu z nim razem służby orszak mnogi

I głośną składa pieśnią hołdy Artemidzie:

On nawet nie przeczuwa, że ku śmierci idzie,

Że słońce mu przyświeca już po raz ostatni.

HIPPOLYTOS.

Za mną, szeregu mój bratni,

Hymny nam trzeba wznieść

W cześć Artemidy, w córki Zeusa cześć!

CHÓR STRZELCÓW.

O pani dostojna, o pani!

Zeusa ty córo i Latony,

Z dziew najpiękniejsza,

Z dziew, zajmujących gmach złocony

Twego rodzica, nieboskłony

Zeusa promienne: tobie w dani,

Tobie jedynej hołd składamy:

Niech się twa cześć nie umniejsza,

O Artemido bez plamy,

O dziew olimpijskich królowo!

HIPPOLYTOS.

Ten wieniec tobie składam, zioła woniejące,

Zerwane, o władczyni, na dziewiczej łące,

Na którą żaden pasterz nie pognał swych owiec

I z sierpem nikt nie zaszedł. Nietknięty manowiec!

Ta tylko skrzętna pszczoła pobrzękuje w wiośnie,

Dziewicza rosa łan ten orzeźwia, kwiat rośnie

Jedynie dla wybrańców, co nie wyuczoną,

Lecz szczerą wstydliwością w swojem sercu płoną —

Kto podły, temu wara! Więc, pani niebiosów,

Racz przyjąć tę ozdobę twych złocistych włosów

Z mej ręki nieskalanej. Ja jeden na ziemi

Zażywam takiej łaski, że mogę się z swemi

Do ciebie zwracać słowy, żeśmy towarzysze,

Że głos twój, o władczyni, każdej chwili słyszę,

Choć lic twoich nie widzę! Chciałbym w takiej mierze

Przez życie przejść, aż grób mnie w swe mroki zabierze.

Odwraca się od ołtarza w kierunku domostwa. W tej chwili występuje z chóru i zachodzi mu drogę

STARY SŁUGA.

O książę! — gdyż li boga władcą zwać wypada —,

Czy raczysz mnie wysłuchać? Dobra moja rada.

HIPPOLYTOS.

I owszem, boć nie mądrze postąpiłbym przecie.

STARY SŁUGA.

A wiesz ty, jaki zwyczaj panuje na świecie?

HIPPOLYTOS.

Nie, nie wiem. W jakiej sprawie twa się warga trudzi?

STARY SŁUGA.

Nikt pychy i uporu nie lubi śród ludzi.

HIPPOLYTOS.

Rzecz prosta, bo i któżby lubił pychę człeka?

STARY SŁUGA.

Że nikt zaś na uprzejmą grzeczność nie narzeka.

HIPPOLYTOS.

Na uprzejmości ludzie nigdy źle nie wyśli.

STARY SŁUGA.

Czyż bóstwa, powiedz, nie są takiej samej myśli?

HIPPOLYTOS.

Gdy życie ich w ten sposób, jak i nasze, płynie.

STARY SŁUGA.

A jednak pokrzywdziłeś dostojną władczynię.

HIPPOLYTOS.

Ja? Kogo? Strzeż się, proszę, by kłamcą nie zostać.

STARY SŁUGA (wskazując na posąg Afrodyty):

Masz oto przed swym domem cną Kiprydy postać.

HIPPOLYTOS (bijąc przelotny pokłon posągowi).

Jam czysty, nieskalany, pozdrawiam ją zdala.

STARY SŁUGA.

Dostojna jej potęga ludzką moc obala.

HIPPOLYTOS.

Nie wszystkim hołd się składa, ludzie to czy bogi.

STARY SŁUGA.

O mędrszyś, niż potrzeba! Szczęsnej życzę drogi!

HIPPOLYTOS.

Nie znoszę bóstw, co w nocy spełniają swą władzę.

STARY SŁUGA.

Daj bogom co boskiego, to ci, synu, radzę.

HIPPOLYTOS (szybko się odwracając)

Odejdźcie, moi słudzy; do domu pospieszcie,

Zgotujcie nam śniadanie; dobrze jest nareszcie

Posilić się po łowach przy obfitym stole.

I konie oporządzić potrzeba; mam wolę

Pohasać po śniadaniu, zabawa się przyda.

(Do starego sługi)

Niech dobrze tu się miewa ta twoja Kipryda.

Znika. Scena się opróżnia. Pozostaje

STARY SŁUGA (przed ołtarzem Afrodyty).

Nie pójdę-ci ja drogą, jaką chodzą młodzi,

Co myślą tak, jak o tem mówić się nie godzi

Człekowi służebnemu, lecz do twej dostojnej

Świętości się pomodlę, Kiprydo!... Niech wojny

Nie będzie między wami! Jeżeli, jak słyszę,

Zbyteczne prawi głupstwa w swej młodzieńczej pysze,

Ty zamknij na to uszy, boć przecież bogowie

Winni mieć rozum większy, niż ma człek w swej głowie.

(Znika).

Z drugiej strony zjawia się

CHÓR KOBIET.

Okeanosa wiecznie świeży zdrój

Płynie wiadrami z opoczystych ścian,

Rzeźwością życia zalewając łan.

Tam krok wypoczął mój,

Tam też mojemu zjawiła się oku

Dawna ma druha, mocząca w potoku

Lśniste purpury, by potem,

Słonecznem oblane złotem,

Na skalnej suszyć je zboczy.

Od niej to pierwszej jam się dowiedziała,

Juk cierpi ma pani wspaniała.

Jaka to boleść ją tłoczy.

*

Nie pozwalając wychodzić za próg.

Do łoża przykuł okrutny ją los.

Przepaska jasny zaciemnia jej włos.

Strasznie zwalona z nóg,

Trzy dni odtrąca wszelkie dary boże,

Do ust niczego wziąć już dziś nie może,

Dar Demetery jej na nic!

Tak do ostatnich granic

Złamana, nie widząc słońca,

Spoglądać musi w milczeniu, jak skrycie

Ucieka młode jej życie,

Jak prędko zdąża do końca.

∗∗∗

Jakież to bóstwo, o pani,

Tak twoje zmysły tumani?

Któż taką ci daje zapłatę?

Zali to Pan, czy Hekate?

Zali to Macierz gór,

Czy Korybantów chór?

A może tak cierpisz bez miary,

Że, poskąpiwszy ofiary,

Zraniłaś świętą Łowczynię?

Ona-ć to bowiem, ta królowa boża,

Przebiegać umie lądy, a i morza

Ona przepłynie!

*

Czyżby miłosna zawieja

Wtargnęła w gród Erechteja?

Czyżby od twoich się progów

Odwrócił potomek bogów,

Małżonek twój i pan,

Na żądzę przewrotną zdan?

A może z twej Krety rodzinnej

Do tej przystani gościnnej

Przybyli jacyś żeglarze

I, straszne z domu przyniósłszy ci wieści,

Zadali pani mojej te boleści,

Te męki wraże?

∗∗∗

Dola rodzącej kobiety

Niejednokrotnie tak nieszczęsna bywa,

Że, drogą, którą kroczy jej nadzieja żywa,

Spieszy wraz obłęd i szał!

I ja, niestety,

Tych samych doznałam losów,

Lecz na królowę niebiosów,

Na Artemidę, co grozą swych strzał

Szafuje według swej woli,

Duch się mój zdał!

I nie zawiodły

Moje żarliwe modły:

Wyrwała mnie z ciężkiej niedoli!

PRZODOWNICA CHÓRU.

Lecz, patrzcie! na dworze

Stara piastunka się jawi!

Wynoszą, patrzcie! naszej pani łoże!

Dusza się moja powstrzymać nie może,

By nie zapytać, co tak gnębi ninie,

Co tak boleśnie dziś trawi

Tę naszą biedną kniahinię?

Służebnice wnoszą Fedrę, leżącą na łożu, towarzyszy im i nadzoruje orszak stara

PIASTUNKA (po krótkiej pauzie)

Ach! ta nędza człowieka!

Ach! ten ból, co go czeka!

Ach! te straszne choroby!

Cóż mam czynić tej doby,

Cóż poniechać ja mam?

Wyniosłyśmy twe leże

Na to słońce, na świeże,

Na rzeźwiące powietrze,

A tu coraz są bledsze

Twoje lica! Twe oczy

W coraz głębszej omroczy!

Ach! odpowiedz-że nam?

Wszak ciągnęła cię wola

Do światłości, do pola,

Za pałacu bramami

Pożądałaś być z nami,

A patrz! teraz na nowo,

O ty chwiejna ma głowo,

Chcesz powracać w pokoje!

Wielce zmienne są twoje

Pożądania i chęci!

Coś cię ledwie przynęci

I odpycha cię wraz!

Twoje serce, o pani,

Tego tylko nie gani,

Co ukryte jest oku:

To ci tylko uroku

Jest przepełne i kras!

(Odwracając się)

Tak! ja sama bez mała

Chorować bym wolała,

Niż tak siedzieć, niżeli

Czuwać obok pościeli

Chorych ludzi! Wszak wtedy

Mniej doznaje się biedy —

To cielesne li męki!

A tu z znojem tej ręki

I znój duszy się para!

Męczarń, cierpień niemiara

Oto ludzkie jest życie!

A gdzież, gdzież zobaczycie

Kres i wyzwolenie?!

Są! Lecz mroczne tu cienie

Ukrywają z daleka

Przed oczami człowieka

Oną przystań... Więc ludzie.

Ulegając ułudzie,

Wzdyć żądzami wszystkiemi

Lgną co siły do ziemi

I to dzięki przyczynie,

Że im znan jest jedynie

Żywot ziemski... Zaiste!

Nikt nie wniknął w te mgliste,

W te umarłych dzierżawy,

Więc też błądzi człek prawy,

Bo niepewne są wieści,

Co za nami się mieści.

FEDRA.

Wyprostujcie mą postać!

Trudno mi tak pozostać:

Głowa zbytnio opadła,

Członków moich wiązadła

Rozluźniły się w męce.

Wznieście w górę te ręce —

I ta chustka na czole

Zbyt mi cięży... Ja-ć wolę,

By tych włosów korona

Na me spadła ramiona.

PIASTUNKA.

Męstwa, ciszy, spokoju!

Nie rzucaj się! Toć w znoju

Łatwiej wytrwać i trudzie,

Gdy odważni są ludzie:

Zresztą na to my przecie,

Aby cierpieć na świecie!

FEDRA.

Ajaj!

A niechże mnie tej chwili

Świeży trunek posili,

Z jasnych krynic czerpany!

Na kwieciste mnie łany,

Na murawy ponieście!

Przy topoli szeleście

Czemuż spocząć nie mogę?

PIASTUNKA.

Szał cię opadł, niebogę!

Snać majaczysz w chorobie!

Nie my same tu obie,

Tłum nas słucha! Strzeż-że się!

FEDRA.

Być mi w górach! W tym lesie

Śród tych jodeł, gdzie w zwierza

Psów zajadłych uderza

Rozszczekany rój.

Z jakim jabym zachwytem

Szczuła sforę! Z dzirytem

Tessalijskim w tej dłoni

Za jeleniem w pogoni,

Jakże jabym śmigała

Jego grotem! Jak strzała

Mknąłby oszczep, rzucony

Obok włosów korony

W ten myśliwski bój...

PIASTUNKA.

O dziecino ma chora,

Na co-ć łowy i sfora?

Żądza twoja się ciska,

Chcesz górskiego źródliska?

Za tą bramą jest wzgórze,

Tam ci wodą usłużę.

FEDRA.

Artemido, ty pani

Słonej, morskiej przystani,

Władająca na torze,

Który stado twe orze

Kopytami! O święta!

Jakżeż jabym źrebięta

Chciała kiełzać weneckie!

PIASTUNKA.

Co za myśli zdradzieckie!

Co za szał to niezdrowy!

To chcesz w góry, na łowy,

To znów chętka cię bierze

Na piasczyste wybrzeże,

By dosiadać rumaki!

Wieszcz li zgadłby dziś, jaki

Bóg cię z toru wytrącił,

Kto twe zmysły zamącił!

FEDRA.

Co ja biedna zrobiła?

Co za straszna mi siła

Wzięła rozum? Zaiste,

Zły opętał mnie duch!

Zakryj twarz mi! Rzęsiste

Pod spuszczoną powieką

Łzy ja czuję! Łzy cieką

Z ócz ze wstydu i bólu!

Zakryj-że mnie, matulu!

Wstyd mi tego, com rzekła!

Ach! prawdziwe to piekła

Stracić zmysły! Źle z nowa,

Gdy odzyszcze je głowa!

Umrzeć juści najlepiej,

Zanim rozum się skrzepi!

PIASTUNKA.

Już zakrywam. Lecz kiedy

Grób mnie wyrwie z tej biedy,

Kiedyż ciało me skryje?

Długo, długo-ć ja żyję,

Wiem niejedno i powiem:

Źle ze serca jest zdrowiem,

Jeśli przyjaźń zawiera,

Która nazbyt jest szczera,

Która w duszę zapada

Zbyt głęboko. Ma rada

Żyć pod uczuć tych władzą,

Które zawsze się dadzą

Czy rozluźniać dowoli,

Czy też ścieśniać! Zbyt boli,

Nazbyt ciężar ugniata,

Jeśli człek się tak zbrata,

Że się troska za dwóch,

Jak ja dzisiaj. Toć przecie

Rzecz wiadoma na świecie.

Że gdy człowiek przesadzi.

Częściej bólu, a rzadziej

Dozna szczęścia! I zdrowie

Też nie wieczny jest zuch —

Cierpi na tem... Przysłowie

Przypomnąć się ośmielę,

Że gdy czego za wiele,

To nie zdrowo!... W tem właśnie

Mądry człek mi przyklaśnie.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Staruszko, naszej Fedry opiekunko wierna!

Widzimy, że jej boleść dolega bezmierna,

Lecz czem jest ta choroba, tego nikt nie zgadnie,

Więc racz-że nam powiedzieć, wyjaśnić dokładnie!

PIASTUNKA.

Jać sama tego nie wiem — ukrywa przedemną.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Przyczyna tych tajemnic również ci tajemną?

PIASTUNKA.

Nic zgoła tutaj niewiem, toć milczy zawzięcie.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Zmarniała ponad wyraz, zwiędła nad pojęcie.

PIASTUNKA.

Bo jakoż? Dzień już trzeci bez żadnego jadła!

PRZODOWNICA CHÓRU.

Z choroby, czy też myśl ją o śmierci opadła?

PIASTUNKA.

Nie wiedzieć, lecz to jasne: na śmierć się zagłodzi.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Mężowi jej — rzecz dziwna — wcale to nie szkodzi?

PIASTUNKA.

Ukrywa przed nim wszystko, mówi, że jest zdrowa.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Czy z ócz jej nie wyczyta, co się w wnętrzu chowa?

PIASTUNKA.

Zdarzyło się, że teraz poza krajem bawi.

PRZODOWNICA CHÓRU.

A ty nie masz potrzeby dotrzeć jak najżwawiej,

Co niszczy tak jej ciało i umysł rozprzęga?

PIASTUNKA.

Zrobiłam już, co można, i żadna potęga

Nie zrobi tu nic więcej. Lecz i dziś nie spocznę

W staraniach najgorętszych... Wy, świadki naoczne,

Widzicie, jak zabiegam w nieszczęsnej chorobie

Mej pani... (Do Fedry) Córko droga! zapomnijmy obie

Poprzednie nasze słowa. Popatrz się wesoło,

Pochmurne brwi te wygładź, rozjaśnij to czoło.

I ja się zwrócę z drogi poprzedniej, na której

Nie pięknie-m się sprawiała, biorąc ciebie z góry,

I lepszą dam ci radę... Jeśli masz z chorobą

Tajemną do czynienia, pogadają z tobą

Niewiasty — są tu obok, a jeśli mężczyzna

Posłyszeć o tem może, niech się lekarz wyzna

W tem wszystkiem, przywołamy coprędzej lekarza.

Co? milczysz? Nie trza milczeć! Niech dziecię me zważa:

Źle radzę, więc mi przygań, lecz słuchać wypada,

Jeżeli się w mych słowach dobra mieści rada;

Mów, spojrzyj! Nieszczęśliwa jest istota ze mnie!

Niewiasty! My się wszystkie trudziły daremnie!

Jesteśmy, gdzieśmy były! Moich rad nie słucha,

A wiedz — chociażbyś była nad morskie bałwany

Nieczulsza —: ani jeden syn twój ukochany

Nie będzie gospodarzem w swym ojcowskim domu,

Jeżeli ty ich zdradzisz, niepamiętna sromu,

Pragnąca teraz umrzeć!... Tak! Na Amazonę,

Co dzieciom twoim pana zrodziła, nie płone

Wzdyć plemię, acz bękarcie — znasz je, Hippolita

Nazwisko ma — —

FEDRA.

O rety!

PIASTUNKA.

Takeś tem przybita?!

FEDRA.

Zabijasz mnie, matuchno! Ból mi serce ściska!

Na Boga, nie powtarzaj mi tego nazwiska!

PIASTUNKA.

A widzisz! Mądra jesteś, lecz ci nie przeleci

Przez myśl dbać o swe życie i o szczęście dzieci.

FEDRA.

Ja kocham je!... Mną teraz dola miota inna.

PIASTUNKA.

A wszak bez krwawej zmazy jest twa dłoń niewinna?

FEDRA.

Bez zmazy dłoń, lecz w sercu mojem plama krwawa!

PIASTUNKA.

Azali to jest wroga zawziętego sprawa?

FEDRA.

Wbrew woli mej i swojej drah do zguby zmusza.

PIASTUNKA.

Czy może jaką krzywdę masz od Tezeusza?

FEDRA.

Bodaj-żeby on krzywdy nie doznał z mej strony!

PIASTUNKA.

I cóż cię pcha ku śmierci? Jaki grzech spełniony?

FEDRA.

Nie przeciw tobie grzeszę, więc niech grzeszę sobie.

PIASTUNKA (padając jej do kolan).

Ustąpię, gdy mnie zmusisz — li, wówczas to zrobię.

FEDRA.

Co czynisz? Pragniesz zmusić, chwytając za ręce?!

PIASTUNKA.

Za ręce i za nogi! Mów o swej udręce!

FEDRA.

Gdy powiem, jeszcze większe sprawię ci boleści.

PIASTUNKA.

Największy ból się dla mnie w twej utracie mieści.

FEDRA.

Utracisz mnie! Lecz dla mnie zaszczyt jest w tej doli.

PIASTUNKA.

O rzeczy więc zaszczytnej pani milczeć woli?

FEDRA.

Nie powiem, aż na cnotę mój występek zmienię.

PIASTUNKA.

Mów! Cnota twa tem większe mieć będzie znaczenie.

FEDRA.

Ach! Odejdź! Puść tę rękę! Błagam cię, na nieba!

PIASTUNKA.

Nie puszczę, póki nie dasz tego, czego trzeba.

FEDRA.

O, daję ci! Cześć we mnie budzą ręce twoje!

PIASTUNKA.

Więc mów, na ciebie kolej: ja w milczeniu stoję.

FEDRA.

O jakież to cię, matko, rozpierały żądze!

PIASTUNKA.

Czy byka masz na myśli? Chyba to, tak sądzę — —

FEDRA.

O siostro nieszczęśliwa, Dioniza żono! —

PIASTUNKA.

Co mówisz, dziecko moje?! Lżysz swe gniazdo pono!

FEDRA.

Jam trzecia... Tak haniebnie tu ginę, nieboga!

PIASTUNKA.

Co znaczą twoje słowa? Lęk mnie zdjął i trwoga.

FEDRA.

Tak, stamtąd me nieszczęście! Nie od dziś ni wczora!

PIASTUNKA.

Nic nie wiem, chociaż wiedzieć bardzo jestem skora.

FEDRA.

Ach!

Tyś winna to powiedzieć, co ja rzec mam tobie!

PIASTUNKA.

Nie jestem wieszczka, nic ja z zagadką nie zrobię.

FEDRA.

Co czuje człowiek, powiedz, gdy, jak mówią, kocha?

PIASTUNKA.

Rozkosze same czuje, lecz i bólu trocha.

FEDRA.

Ból moim jest udziałem. Dojmuje mi srogo...

PIASTUNKA.

Co mówisz, dziecko moje? Ty kochasz? I kogo?

FEDRA.

A jakże on się zowie, ów syn Amazony?

PIASTUNKA.

Hippolytos?

FEDRA.

Tyś rzekła, nie ja!

PIASTUNKA.

O stracony

Mój losie!... Co ty mówisz? Gubisz mnie na zawsze!

Niewiasty! Nie wytrzymam! O dni me najkrwawsze!

O życie! Gardzę życiem! Wstrętny blasku słońca!

Umieram!... Idę sobie!... Blisko jestem końca! —

Na wieki bądźcie zdrowe!... Że też tak się dzieje,

Iż człowiek najzacniejszy wybiera koleje

Występku — wbrew swej woli! Wie, że to ohyda.

A idzie!... O, nietylko bóstwem jest Kipryda —

Czemś więcej jest, niż bóstwem! Ona, co dziś niszczy

I ją i mnie i dom ten zmienia w kupę zgliszczy...

PRZODOWNICA CHÓRU.

Czyście słyszały, o!

Czyście słyszały,

Kobiety,

Jakie straszliwe, niesłychane zło

Padło z warg naszej królowej?

Raczej mi zginąć, niż patrzeć na cały

Ból twój, co zmysły ci miesza! O rety!

O gorze! O biada mnie biednej!

O jakiż to los był gotowy

Takie ci sprawić męczarnie?!

Przemarnie

Gnębi was dola, o ludzie,

W łzach wychowani i trudzie!

Zło-ś wyjawiła — czyż w jednej

Nie zginiesz chwili? Ach, jaki

Czekać cię może czas?!

Dom swój ty gubisz i siebie i nas.

Boć już wiadomo, które sobie szlaki

Wybrała Kiprys, o Krety

Nieszczęsna córo ty!

FEDRA.

(wstaje spokojna i podchodzi ku chórowi).

Trojzeńskie me niewiasty, wy, co zajmujecie

Najdalszy zrąb ziemicy Pelopsa! Na świecie

Żyjąca, noc niejedną strawiłam w zadumie

Nad gorzką nędzą świata i, jak to rozumie

Mój umysł, wraz wam powiem: więc mi się wydaje,

Że człek nie z przyrodzenia grzeszne ma zwyczaje,

Boć przecie ludziom wcale nie braknie rozsądku —

Nie! Cała ona sprawa takiego jest wątku:

My wiemy, co jest dobre, znamy wartość złego,

A tylko postępujem inaczej. Dla czego?

Bo jedni są leniwi, a drudzy przenoszą

Nad cnotę jakąś rozkosz, zaś człek się z rozkoszą

Spotyka rozmaitą, A potem te wczasy,

Te puste pogawędki, to zło, pełne krasy,

I wreszcie wstyd... A wstydu dwa rodzaje mamy:

Godziwy wstyd i drugi, co haniebne plamy

Na domy nasze ściąga, tak, że gdyby chciano

Właściwie je określić, te dwa wstydy, miano

Odmienne daćby trzeba temu i tamtemu.

Tak patrzę na te rzeczy i dziś nie wiem, czemu

Miałby się znaleść środek, coby moje zdanie

Przemienił... Nie!... Już przy tem duch mój pozostanie!

A teraz w własnej sprawie: Kiedy mnie swym grotem

Zadała ranę miłość, myślałam li o tem,

Jak znieść to najgodziwiej... Więc powzięłam sobie

Zamilczeć, nic nie mówić o swojej chorobie,

Albowiem na języku oprzeć się nie można,

Boć umie karcić bliźnich jego siła zdrożna,

A sobie zaś największą snać wyrządza szkodę.

Powtóre znosić chciałam tę moją przygodę

Z odwagą, chciałam męstwem zmódz ten szał. A wreście,

Po trzecie, gdym spostrzegła, iż serce niewieście

Nie zdoła się okiełzać, że ma sił za mało,

By żądzę pohamować, więc mi się wydało,

Że umrzeć jest najlepiej, i nikt mi nie powie,

Iż błądzę... Tak! Czci mojej niech będą świadkowie

Chociażby najliczniejsi, ale hańbić siebie

Przy świadkach?! Raczej hańbę w mogile zagrzebię!..

A przytem, żem kobieta, wiem-ci zbyt dokładnie,

Iż wieczna zawsze hańba na kobietę spadnie,

Co łoże swe bezcześci z cudzymi mężami!

Tą hańbą, tak się stało, pierwsza dom swój splami

Niewiasta cnego rodu: Bo gdy się dopuszcza

Występku ktoś z najpierwszych, odrazu i tłuszcza

Rzecz dobrą w tem dostrzega, wielce sobie chwali

Jakoby jakąś cnotę. Nienawidzę, dalej

Tych, co są skromne w słowie, dla których obłuda

Jest wszystkiem, tak że grzeszą, skoro im się uda,

Kryjomo zdradzieckiego poszukując łoża.

(Przed posągiem Afrodyty).

Kiprydo! Wałów morskich ty władczyni boża!

Że one patrzeć mogą swym małżonkom w oczy,

Że ścian się nie lękają i tej nocnej mroczy,

Wspólniczek ich występków, by nie przemówiły!

Mnie zasię, przyjaciółki, trzeba do mogiły,

Bo nie chcę, aby mogło wydawać się komu,

Żem winna sromu męża i mych dzieci sromu.

Swobodnie, z dumnem czołem niech kroczą po ziemi

Chwalebnych naszych Aten, niech się w nich nie plemi

Poczucie hańby matki! Najzuchwalszy człowiek

Nie będzie mógł do góry podnieść swoich powiek,

Lecz spuści je jak sługa, jeśli ma w pamięci

Srom matki lub też ojca... Jedno niech się święci

Na zawsze: tylko to się równa życia cenie,

Gdy duch jest sprawiedliwy, szlachetne sumienie.

Bo przyjdzie dzień, co grzesznym postawi zwierciadło

Przed oczy, jak dziewczynie. Oby tak nie padło,

Bym ja się kiedy tego doczekać musiała.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Hej! Cnota to dla wszystkich największa jest chwała,

Czcigodne imię ludziom na zawsze zdobywa.

PIASTUNKA.

O pani, gdy przedemną stanęła, jak żywa,

Twa boleść, lęk uczułam odrazu i trwogę,

Lecz całkiem niepotrzebnie. To powiedzieć mogę,

Bo gdy się ludzie czemu raz wtóry przypatrzą,

Sąd bywa rozumniejszy, a pomyłka rzadszą.

Cóż stało się dziwnego? Sprawa całkiem prosta:

Bogini cię nawiedza, swym cię gniewem chłosta —

Miłujesz... Żaden dziw to... Wielu innych ludzi

To samo przecież czyni. Więc skądże się budzi

Ta chęć utraty życia dla miłości?.. Powiedz!

Na jakiżby to świat nasz zbłąkał się manowiec.

Jeżeliby ci wszyscy, co kochali kiedy,

I ci, co kochać będą, musieli z tej biedy

Umierać! Nie drobnostka to budować tamy

Przeciwko naporowi miłości. My znamy,

Że kto się jej poddaje, ten ją znosi łatwo,

Lecz jeślibyś zuchwale zechciała, ma dziatwo,

Opierać się jej mocy, źlebyś wyszła na tem:

Pognębi cię, wysmaga, nie wiem jak, swym batem.

W powietrzu ona władnie i w morskiej powodzi

I wszystko, co tu żyje, li przez nią się rodzi.

Kipryda nam zaszczepia ową żądzę w łonie,

Co naszym jest początkiem na ziemskim zagonie.

A komu nie są obce starodawne dzieje,

Kto w pieśni się wczytuje, ten się nie zdumieje,

Ten wie, jak się — bywało — Zeus ongi zapala

Miłością do Semeli, ten wie, jak Kefala

Uniosła zakochana Jutrznia złotowłosa

W dziedzinę swych współbogów. I dzisiaj niebiosa

Ci wszyscy zamieszkują i, tak mi się zdaje,

Kontenci są zapewne, iż w te boże kraje

Zawiodła ich przemożna namiętność... Ty zasię

Sprzeciwiać chcesz się temu?... Opór nie na czasie,

Gdyż ojciec spłodził ciebie na tych samych przecie

Podstawach i ci sami rządzili na świecie

Bogowie, więc się trzeba poddać pod te prawa.

Co myślisz? Czyż nieznaną mężom jest niesława?

Czyż nawet i najmędrszy nie widzi, iż łoże

Bezcześci mu małżonka, a tai, jak może,

Swą hańbę? I niejeden też ojciec pokrywa

Miłosne uchybienia swych synów... Boć, żywa

To prawda, człek rozumny zataja przed światem

Wszelaką, mówię, brzydkość; nie trzeba, pozatem,

Na życie swoje patrzeć zbyt ciemno. Nie tędy

Prowadzą ludzkie drogi: miewa-ci swe błędy

I dach ten, co nam domy osłania. Z tej doli

Czy myślisz, że cię jaka potęga wyzwoli?

Człowiekiem tylko jesteś, więc niech będzie rada

Twa dusza, jeśli więcej dobrego posiada,

Niż złego.. Daj-że spokój, moja córko miła,

Tej pysze bezrozumnej! Pychy-ć to jest siła,

Gdy człek chce być mocniejszy od bogów. Bogowie

Chcą tego, przeto miłuj. A jeśli masz zdrowie

Odzyskać, szukaj środków godowych. Są słowa

Zaklęcia, czarodziejskie są pieśni: zdrowa

Ty będziesz, lek się znajdzie jakowyś... Mężczyzna

Przepysznie by wyglądał — każdy mi to przyzna —,

Jeżeliby go sztuki nie wsparły niewieście.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Tak, Fedro, to, co ona ci mówi, jest wreście

W twej doli może milsze, ale ja cię chwalę,

Choć chwalba ma w tej chwili nie może ci wcale

Brzmieć słodko ani twego rozradować serca.

FEDRA.

A cóż tu szczęście ludzi i ludów uśmierca,

Co niszczy byt nas wszystkich, jeśli nie te mowy

Zbyt słodkie, te pochlebstwa? Pożytek gotowy

Ma być, a nie przyjemność, z ludzkich rad nauka,

Jak zacnie żyć należy. Tego człek niech szuka!

PIASTUNKA.

I cóż tu się rozwodzić? Mowa tu jest na nic,

Tu młodzian ów potrzebny. Marniejesz bez granic,

Coprędzej więc należy rozstrzygnąć, coprędzej............................................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: