Trans. Filozofia Cezarego Wodzińskiego - ebook
Trans. Filozofia Cezarego Wodzińskiego - ebook
Cezary Wodziński zmarł 12 czerwca 2016 roku, pozostawiając po sobie ogromne dzieło, a także żywy obraz jednej z najbardziej intrygujących postaci polskiej kultury schyłku XX i początku XXI wieku. Rok po jego śmierci ukazuje się książka, która przybliża postać filozofa, jak i najważniejsze wątki oraz podstawowe intuicje jego myślenia. Myśl Wodzińskiego jest prześwitem innej możliwości, precedensem zupełnie INNEGO widzenia świata. Wyzwala, bo wymusza myślenie samodzielne, takie, które przedziera się przez pokłady zbiorowego otumanienia. Myślowy TRANS, który zaraża transem i trans rodzi.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-7453-485-7 |
Rozmiar pliku: | 622 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cezary Wodziński zmarł 12 czerwca 2016 roku, pozostawiając po sobie ogromne dzieło, a także żywy obraz jednej z najbardziej intrygujących postaci polskiej kultury schyłku XX i początku XXI wieku. Rok po jego śmierci oddaję do rąk Czytelnika książkę, w której chciałbym przybliżyć zarówno postać filozofa, jak i najważniejsze wątki oraz podstawowe intuicje jego myślenia.
Byłbym rad, gdyby ten nieobszerny zbiór kilku esejów stał się zaczątkiem dyskusji o dziele Wodzińskiego, która oddałaby mu sprawiedliwość. Dzieło to zasługuje bowiem na coś więcej niż uznanie jego wyjątkowego charakteru i odesłanie – po oddaniu należnych honorów – do lamusa polskiej historii intelektualnej. Niniejsza książka wyrasta z przeświadczenia, że myśl Wodzińskiego ma przed sobą przyszłość. Wydarzyła się bowiem jako prześwit czegoś, czego nie da się zamknąć w kategoriach intelektualnych, dzięki którym dysponujący i żonglujący nimi człowiek skutecznie udaje przed sobą i przed otoczeniem, że wie, kim jest i o co w tym wszystkim chodzi.
Myśl Wodzińskiego jako prześwit innej możliwości, precedens zupełnie INNEGO widzenia świata. Myśl, która wyzwala, bo wymusza myślenie samodzielne, takie, które przedziera się przez pokłady zbiorowego otumanienia. Myślowy TRANS, który zaraża transem i trans rodzi.
* * *
Powstanie niniejszej książki zawdzięczam Tadeuszowi Zielniewiczowi, dyrektorowi Muzeum Łazienek Królewskich, który w ostatnich latach z wielkim entuzjazmem nie tylko wspierał intelektualne poczynania Cezarego Wodzińskiego, lecz także je w niemałym stopniu prowokował i inicjował. Mam to szczęście i zaszczyt, że mogłem tego inspirującego oddziaływania doświadczyć osobiście. Dziękuję również Ani Krajewskiej i Tadeuszowi Bartosiowi, którzy zaproponowali mi wygłoszenie w Warszawskim Studium Filozofii i Teologii wykładu o filozofii Cezarego. Podczas pracy nad tym wykładem udało mi się uchwycić zasadniczą ideę prezentowaną na kartach tej książki. Dziękuję także wszystkim przyjaciołom i bliskim Cezarego, z którymi dane mi było rozmawiać w ostatnich miesiącach o jego filozofii. W szczególności Justynie Góreckiej, Maćkowi Wodzińskiemu, Łukaszowi Kołoczkowi, Wojciechowi Dudzie, Januszowi i Monice Palikotom, Januszowi Opryńskiemu, Wojciechowi Surówce, Dobrosławowi Kotowi, Antonowi Marczyńskiemu, Mateuszowi Falkowskiemu i Lechowi Witkowskiemu. Pozostaję Waszym wielce zobowiązanym dłużnikiem. Januszowi Palikotowi i Stanisławowi Rośkowi dziękuję za umożliwienie wydania książki w wydawnictwie słowo/obraz terytoria.
W książce tej perspektywa osobistego spotkania splata się z filozoficzną analizą i interpretacją dzieła. Dlatego pisząc o Cezarym Wodzińskim, używam zamiennie jego nazwiska albo imienia.Odjazdowe myślenie
Nawiązując do wysublimowanych gier słownych, które Cezary Wodziński prowadził przez wiele lat z wielkim talentem i pasją, można powiedzieć, że jego filozofia nie jest filozofią przyjazną. Zastrzegając jednak zarazem, że nie chodzi o negację przyjaźni vel przyjazności, która przybiera formę wrogości czy, tylko z pozoru mniej wrogiej, obojętności.
Twierdząc, że nie jest to myślenie i pisanie z gatunku przyjaznych, mam na myśli to, czego sam Wodziński w wywiadzie rzece Między anegdotą a doświadczeniem dopatrzył się w słowie „przyjaźń”. Chodziło, z grubsza, o egologiczny wydźwięk słowa, które nasuwa myśl o ludzkim współżyciu, polegającym na byciu jaźń przy jaźni, czyli na wspieraniu i popieraniu takiego bycia sobą, które sprowadza się do „ja”, do ego. „Przyjaźń” oznaczałaby więc sojusz nawzajem się wspomagających i umacniających ludzkich podmiotów.
Tymczasem postrzeganie człowieka jako podmiotu nie dość, że jest specyficznie nowożytne i tylko w nowoczesności oczywiste, to jeszcze pozostaje uwikłane w takie założenia ontologiczne, które budują iluzoryczny obraz bycia. Podmiot bowiem, jako coś leżącego u podstaw, rości sobie prawo do pierwotności względem świata, który z jego perspektywy jest niczym innym, jak przedmiotem. A więc czymś, po co się sięga, czym się dysponuje i włada; czymś, co jest zaledwie funkcją i przedłużeniem samego podmiotu.
Zatem zamiast różnicy ontologicznej, a więc bycia jako relacyjności i transowej gry różnic – w której nic (żadne coś) nie jest pierwsze i fundamentalne, ale wszystko (wszelkie coś) splata się ze sobą i przenika w źródłowej bez-podstawności – mamy substancjalny fundament ego. Fundament niszczący, a w każdym razie przesłaniający ową bez-podstawność bycia. To właśnie do utrwalenia takiego obrazu świata (takiego „zapomnienia bycia”) przyczynia się sprzy-ja-jąca (!) jaźni przy-jaźń.
Do takiego „przyjaznego” myślenia filozofia Wodzińskiego nie należy. Jest to bowiem myśl, która rozmija się z jaźnią i jej egologiczną perspektywą. W tym sensie jest nie-przy-jazna. Jest za to bez reszty od-ja-zdowa. Odwodzi od perspektywy „ja”, dekonstruując je i rozszczelniając. Szczególnym odzwierciedleniem takiej strategii myślowej Wodzińskiego są dwa, bodaj najbardziej przeze mnie cenione, spośród jego znakomitych esejów: esej o Zaratustrze i esej o Sokratesie. Oba szkicują obraz bycia sobą, które wymyka się jakimkolwiek podmiotowym schematom i wyobrażeniom. W miejsce nowożytno-nowoczesnego rozumienia człowieka rysują niesamowity (!) obraz takiego stawania się sobą, które – całkowicie zanurzone w bezpodmiotowym, transowym odmęcie bycia – nie traci nic ze swej wyrazistości, świeżości, mocy twórczej czy atrakcyjności. Przeciwnie, jak sugestywnie pokazuje Wodziński, to dopiero człowiek, który dokonuje transgresji swego podmiotowego samorozumienia, ekstazy swojego „ja” (siebie jako „ja”), i odkrywa siebie jako element wzajemnie współprzynależnych, transindywidualnych żywiołów myślenia i bycia, staje się niesamowity. Tak jak Sokrates – staje się atopos (ESS, 104). Tak jak Zaratustra – wykracza „ponad” (über) człowieka, a jednak „nie dzieje się »poza« i »ponad« człowiekiem, w »zaświatach« i »pozaziemiach« człowieczeństwa, ale »w« samym człowieku, w głębi jego ludzkiego bytu” (ESS, 61). Wodziński nie pisze tu wcale o ocaleniu, ale o „zniknięciu” i „kresie człowieka” (ESS, 65), ten bowiem jest w naszym myśleniu niczym innym, jak tylko mistyfikacją podmiotu, iluzją ego. Tymczasem zobaczyć człowieka inaczej to wyjść poza egologiczność i podmiotowość, czyli pojęcie „człowieka” spustoszyć.
Wszystko to polega nie tylko na tym, że człowieczeństwo vel podmiotowość uniemożliwia źródłowe bycie sobą. Chodzi bowiem nie tyle o moje bycie, ile o Bycie jako takie, czyli – jak pisał Heidegger w eseju Wyzwolenie – o sens rządzący wszystkim, co jest. Bycie na sposób „ja” zupełnie ów sens zakrywa i zagłusza. Kultywując siebie jako „ja” (jako człowieka), zamykamy przed sobą dostęp do zagadki świata, więcej – zagadce świata zagradzamy sobą dostęp do wypowiedzenia się. To, co nas otacza, nic już nie mówi o skrywającej się prawdzie bycia, nie jest już jej zagadnięciem i zagajeniem. Już tylko kręci się wokół podmiotu, zaspokaja nasze ludzkie (!) zachcianki i oczekiwania, tłumi lęki, usuwa wątpliwości: „Równie irytującą osobliwością epoki, o której mowa, jest to, że wszystko stało się widoczne. Hałaśliwości bytu towarzyszy równie wszędobylska i bezwstydna widzialność wszystkiego, co jest. Naoczność i oczywistość . Zapomnienie bycia znaczy tu: całkowita widzialność bytu. Bycie nieustannie skryte za bytami” (ESS, 6). Widoczną i słyszalną nie stała się bez-podstawna i bez-przedmiotowa (bo bez-podmiotowa) istota tego, co jest, ale zaprzątnięty sobą człowiek-podmiot i projektowane przez niego byty, hałaśliwie rezonujące jego własną, wrzaskliwą samoekscytacją. Zaślepiony i ogłuszony sobą podmiot, odczytujący ze wszystkiego tylko (potwierdzenie) siebie, niczego już nie dostrzega i nie słyszy.
Odjazdowe myślenie Wodzińskiego ma więc odwieść od podmiotowości nie tylko po to, by przywieść ku bardziej źródłowemu byciu sobą, ale by – tym samym – otworzyć w sobie gotowość na zagadnięcie przez zagadkę skrytego sensu, bez-gruntu bycia. W praktyce wygląda to tak, że to właśnie owo otwieranie się na bycie zagadniętym jest tu czymś pierwszym i zasadniczym. Dzieła Wodzińskiego nie dekonstruują więc najpierw człowieka-jaźni, by potem otworzyć go na skrytą prawdę bycia, ale właśnie otwierając go na nią, doprowadzają do owej dekonstrukcji. Chodzi o wciągnięcie czytelnika w swoiste ćwiczenie duchowe, które polega na wczytywaniu się w największe teksty tradycji (jak między innymi te Platona, Nietzschego, Szestowa, Dostojewskiego czy Heideggera) po to, by dostrzec ślady czegoś wobec otaczającego nas zgiełku słów i pojęć całkiem innego, czyli bez-podstawnego bycia. Myślenie Wodzińskiego jest pod tym względem niewątpliwą kontynuacją pracy Heideggera. Jakże kreatywną!
Wodziński, myśląc i pisząc, praktykuje więc trans i w to samo wciąga czytelnika. Trans ten jest dokopywaniem się i zapadaniem w to, co zakryte i zapomniane. Zawsze jednak w taki sposób, że inicjatywa jest po stronie zakrytego i zapomnianego. My jedynie – i zapewne nie bez udziału tego, co ma się otworzyć – możemy się na jego otwarcie (przejaśnienie) przygotowywać. We wspomnianym już wywiadzie rzece Wodziński postulował zastąpienie „przyjaźni” słowem „przyjaśń”. Idąc tropem tej propozycji, dopowiedziałbym, że chodzi tu właśnie o przy- i prze-jaśnienie, czyli dotarcie (bycie doprowadzonym) do „miejsca” jasności – otwarcia się tego, co z perspektywy podmiotu może być co najwyżej nazwane negatywnie: nicością, otchłanią, nie-bytem. Co wszelako, gdy krzyczące barwami i atrakcyjnymi kształtami mroki jaźni się prze-jaśnią, jaśnieje jako Nic wszechobejmujące i płodne, napełniające życiem i ekstatycznym, afirmatywnym uniesieniem.
Są zatem dwa rodzaje myślenia i pisania. Pierwszy, który integruje podmiot, buduje jego poczucie własnej tożsamości lub po prostu trywialnie poprawia jego samopoczucie, tłumaczy świat, podpowiada, jak żyć, daje ulgę, rozrywkę i zapomnienie. Jest to myślenie i pisanie przy-jazne, aczkolwiek zwodnicze i iluzoryczne, lub raczej iluzjopochodne i iluzjorodne. Dlatego ów drugi rodzaj musi się z perspektywy pierwszego wydać odjazdowy i rzeczywiście taki jest, bo odwodzi od „ja”, dekonstruuje przedmiotowo-podmiotowe zaślepienie i samozadowolenie. Stawką myślenia i pisania odjazdowego jest przyjaśń. Dla każdego, kto nie boi się takiego myślenia, kto czuje w sobie gotowość na zmieniającą wszystko intelektualną przygodę, czytanie i studiowanie Wodzińskiego będzie wielkim pożytkiem. Jednak osoby preferujące pierwszy, jaźniowy rodzaj myślenia prawdopodobnie będą się przy Wodzińskim męczyć, nudzić lub irytować, a jeśli już się zirytują, to może (czego im życzę) dadzą się też sprowokować, by trans je poraził.
* * *