- W empik go
Trefniś i lutnista - ebook
Trefniś i lutnista - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 170 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Âàðøàâà, – 15 Ńåíòÿáðÿ 1884 ãîäà
MlSTąZOWl POLSKIEGO SŁOWj
Jariiwi Króljikowskiamyi w 45-tą rocznicę
MAŁŻEŃSTWA JEGO ZE SZTUKĄ POLSKĄ
W dowód uwielbieni i…
skromną tę pracę poświęca
CI 11 lo z.
OSOBT.
Bona Sforza,
Kmita.
Barbara Śnieżanka.
Bekwark lutnista.
Stańczyk trefniś.
Lekarz królewski.
Schónberg krzyżak.
Rzecz dzieje się w początku XVI stulecia (Kostiumy włoskie).
SCENA I-sza.
SCHÖNBERG – STAŃCZYK.
(Scena przedstawia sale średniowieczną, w głębi fila-
ry i perspektywa dalszej komnaty–po prawej stronie
od sceny wysokie krzesło i stół, po lewej gotyckie
okno.– Za podniesieniem zasłony przechodzi orszak
z dam i rycerzy, assystuje mu Schönberg w ciągłych
ukłonach, a tak sie zawzięcie kłania wszystkim, iż
w końcu chyli nizko głowę przed siedzącym w krześle
Stańczykiem.)
Stańczyk, (do schylonego nizko Schönbcrga).
No, no! ostrożnie, pomerański panie,
Wypadki teraz wędrują po ludziach
A nuż się złamie!…
Schönberg.
Co?
Stańczyk.
Wasz krzyż szlachetny, (pochw.)
A nie! przepraszam! Ba, ba! zapomniałem
Że od niedawna–właśnie od tej chwili.
Gdy was Habsburgi całkiem opuścili.
Ze skórą mniszą uciekły wam kości
I wosk miast onych… w waszych grzbietach gości.
No! nic nie szkodzi… Trefniś za ukłony
Raczy dziękować…
Schónberg.
A tfu! do szatana
Błaznom się kłaniam.
Stańczyk.
Cóż-to skórko wilcza
Nagle zmieniona w pokrowiec barana –
Gorzko ci w ustach–popij miodu trochę
A słodko będzie…
Schónberg.
Nie tobie się kłaniam,
Lecz oto herbom, co wiszą na ścianie.
Stańczyk.
Wierz, jako trefniś, jabym ci się kłaniał.
Gdybyś jak one… na tym wisiał haku.
Schónberg.
Przeklęty język!
Stańczyk.
Spiesz się mości grafie.
Bo chmara cała jeszcze dziś wygląda
Na zgięcie w krzyżu powabnego mlecza
Twojego, co się teraz w wosk zamienił.
(Niemiec oburzony wychodzi.)
SCENA Ilga.
STAŃCZYK sam.
No! śmiej się błaźnie królewski, ciemięgo! –
Tynfy ci płacą, a ty niby puszczyk
żałobnym, dzikim, odzywasz się głosem.
Król dzisiaj smutn} ale królom wolno
Się smucić! Tobie za to urząd każe
Wiecznym uśmiechem zdobić swoje lica–
No! śmiej się… dalej!
(śmieje sic dziko z przymusem)
Ha, ha, ha, ha, ha, ha! (p… cJh)
Gdyby tak który z was moje pradziady
Spojrzał z mogiły, na latorośl domu
Stańczykowskiego–jak w błazeńskie szaty
Przybrane pięknie figlikami swemi
Bawi wielmożnych i jaśnie wielmożnych.
Splunąłby pewnie–a w mogile serce
I kości jego–drżałyby od wstydu
Brr!! jest drzeć czego (jakby widział marc)
Widzę cię hussarzu
Dzielny, jak wracasz z okrwawioną szablą
Pod dom ojcowski–i brwi namarszczyłeś,
Złożyłeś usta i chcesz śliną wzgardy
Plunąć mi w oczy. Nie, stej! nie przeklinaj!
Za twoich czasów–kordem brano wroga,
A dziś, językiem, rozumem i sprytem
Tylko ten kąkol wyrwać z ziemi można.
O! nie przeklinaj i nie plwaj na wnuka,
Co w dzwonki błazna przystroił swe ciało
Na pohańbienie cnej herbowej tarczy.
Zajrzyj do serca, a serce ci powie,
Że tam jednakie mieszkają uczucia
Z temi… co pchały twe żelazo dzielne
Na karki wraże. O!… dla takich uczuć
Warto być błaznem. I ja także widzę
Mej tryumf blizki. Bo walczę zaciekle
I gryzę usty, rąbię żartu bronią–
Zygmunt mnie słucha–on kąkol wypleni
Zdusi, jak mocarz… oh! jak słodko marzyć
O takiem jutrze… Więc idź precz odemnie
Maro z przeszłości. Bo ja chcę tak marzyć–
Tst… dzwonki cicho (uderza palcem po dzwonkach)
ja marzę… ja marzę!…
(słychać ze sceny uderzenie arfy a potom śpiew.)
Płynie piosnka w sennej ciszy,
Gdzie fontanna lśni perlista.
Czy królewna ją usłyszy–
O tem marzyć śmie lutnista.
Nagle błysła postać biała
Wśród cienistej drzew alei.
A młodzieńcza pierś zadrzała
Dźwiękiem szczęścia i nadziei.
(Stańczyk jakby, budząc się… odganiał muchy)
I spać nie można, bo na naszym dworze
Te włoskie muchy, sny mieszają nawet
Takie sny piękne, urocze, wspaniałe.
(zamyka znów oczy i głowę opuszcza – śpiew słychać dalej).
Czemu śpiewasz paziu blady.
Próżne łzawej lutni jęki –
Niechaj chłodnej szum kaskady
Koi serca twego męki.