- W empik go
Trójkolorowa bandera - ebook
Trójkolorowa bandera - ebook
Jim Poker to jeden z pseudonimów literackich Juliana Mieczysława Ginsberta (1892–1948), używany obok „Inż. J.G.” i „Kpt. Nemo”. Ginsbert był polskim inżynierem mechanikiem, porucznikiem Wojska Polskiego i komandorem porucznik Marynarki Wojennej. Brał udział w obu wojnach światowych. Pracował jako dziennikarz, pisarz, publicysta oraz reżyser w dziedzinie marynistyki. Pisał powieści przygodowe, podróżnicze i marynistyczne. Stworzył typ powieści historyczno-awanturniczej, zrodzony z bogatej fantazji autora podpartej gruntowną wiedzą techniczną i wojskową.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8292-061-1 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
Część I
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
Część II
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
Część III
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
Część IV
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
Część V
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IXWstęp
Przeciągły trel gwizdka z mostku kapitańskiego.
Dwuszereg majtków zamiera w postawie zasadniczej. Oficerowie podnoszą rękę do daszka czapki. Dwu marynarzy powoli przechyla opartą o burtę rufy deskę z leżącym na niej podłużnym białym przedmiotem.
Cisza jest tak wielka, że słychać łopotanie wielkiej niebiesko-biało-czerwonej bandery zawieszonej na znak żałoby wpół gafla. Słychać także lekki chlupot fali o pancerne boki fregaty. Na rufie wszyscy patrzą na ów biały, złożony na desce przedmiot.
A ten pod wpływem nachylenia zsuwa się powoli. Jeszcze chwila i zawisa w próżni. Cichy plusk, jakby kto kamień do wody wrzucił.
Znowu długi trel gwizdka. Olbrzymia trójbarwna etamina powoli i majestatycznie wznosi się na szczyt gafla. Jej cień, który przedtem kładł wielkie falujące plamy na zalanym słońcem pokładzie, teraz muska zaledwie długie lufy armat.
Majtkowie czynią zwrot i odchodzą. To samo czyni gromadka oficerów, z których dwóch podtrzymuje mężczyznę odzianego w biały strój kolonialny. Na mostku wachtowy oficer zapisuje w dzienniku okrętowym, pod datą 8 września 1883 roku:
Godz. 12 m. 30, 160°35’24” dług. wschod. i 7°15’ szer. półn. – oddano morzu zwłoki dziewczyny jawajskiej imieniem Aloma, zmarłej z wycieńczenia i ran odniesionych podczas wybuchu Krakatoa.
Fregata La Triomphante pełną parą zmierza ku Kochinchinie.I
W roku 1882 francuską bazą morską w Kochinchinie dowodził kapitan fregaty Henryk Rivière. Ten 55-letni oficer, więcej literat niż wojskowy, znalazł się na tak niebezpiecznym posterunku właśnie w chwili, gdy stosunki między Francją a Chinami doszły do ostatecznego napięcia. Bandy Chińczyków i Annamitów, zwanych Czarnymi lub Żółtymi Flagami groziły nielicznym francuskim garnizonom.
Zdawałoby się, że literat i marynarz nie podoła zadaniu, tam gdzie dyplomacja i geniusz wojskowy były przede wszystkim potrzebne. Z jednej strony stała kilkudziesięciotysięczna armia chińsko-annamicka, wspierana skutecznie przez intrygi rządu chińskiego u innych mocarstw – z drugiej zaś kilkuset Francuzów i kilka kanonierek tkwiło beznadziejnie w Sajgonie, w niepewności czy wahający się stale rząd paryski nie wyrzeknie się swych widoków na Indochiny.
W tym wirze intryg politycznych i kolonialnych, gdy parlamentarzyści Burbońskiego Pałacu prowadzili długie debaty na temat: czy w ogóle wyprawa do Indochin się opłaca – a huk annamickich karabinów rozlegał się już prawie pod murami Sajgonu – w komendancie Rivièrze zgasł nagle subtelny dyletant, a zbudził się żołnierz.
Wylądowawszy 3 kwietnia pod Hanoi z dwiema kompaniami piechoty marynarki, dwudziestoma artylerzystami i piętnastoma tyralierami, żąda natychmiast poddania cytadeli. Annamici odmawiają. Wtedy Rivière, po trzytygodniowym oblężeniu, w którym 5000 Annamitów jest blokowanych przez czterystu Francuzów, 25 kwietnia o ósmej rano nakazuje szturm. Wspomagana przez ogień trzech kanonierek „armia” Rivière’a idzie do ataku i po trzech godzinach uporczywej walki zdobywa cytadelę.
Rząd francuski jest zaskoczony tym niespodziewanym powodzeniem. Opozycja parlamentarna, która już prekonizowała opuszczenie Indochin, traci grunt pod nogami. A Rivière pisze tymczasem do swej przyjaciółki, słynnej pani Arman de Caillavet:
Niezdecydowane postępowanie rządu zniecierpliwiło mnie ostatecznie. A ponieważ rząd postąpił nierozważnie, oddając pod me rozkazy pięciuset ludzi, postanowiłem wyręczyć go i uczynić to, co sam uczynić się wahał...
Ale Annamici rozzuchwaleni bezczynnością Francuzów postanawiają odebrać Hanoi. W początkach maja 15 000 Żółtych oblega cytadelę. Przeciwko tej armii, Rivière, ściągnąwszy załogi kanonierek, dysponuje siedmiuset pięćdziesięcioma ludźmi i trzema działami. Mimo to załoga odpiera po bohatersku kilka ataków. Niestety 19 maja dzielny kapitan pada podczas potyczki przy Papierowym Moście. Francja traci jednego ze swych najgorliwszych sług, a świat wielkiego erudytę.
Śmierć kapitana Rivière’a otwiera wreszcie oczy zacietrzewionym politykom. Rząd Republiki postanawia działać. Doktor Harmand, dawny towarzysz słynnego Francisa Garniera, zostaje mianowany wielkorządcą. Korpus ekspedycyjny Tonkinu zwiększa się do czterech tysięcy ludzi, a siły morskie do trzydziestu okrętów.
Tym ostatnim przewodzi człowiek o żelaznym harcie ducha, wielkim umyśle i złotem sercu – admirał Courbet. Wielu bohaterów liczy Francja w swych szeregach, rzadko który jednak oddał jej tyle usług, przezwyciężył tyle trudności, co Courbet. Niezrozumiały za życia, prześladowany przez polityków, którym jego czysto żołnierskie postępki były nie na rękę, admirał zgasł przedwcześnie w stadium rozpoczętego dzieła. Dziś dopiero Francja z wdzięcznością wspomina jego imię.
Ze śmiercią cesarza Annamu Tu-Duca (17 lipca 1883 r.), jego następca Hiep-Hoa nie uznał nad sobą protektoratu Francji. W miesiąc później, Courbet doprowadził go do rozsądku. Traktat, zawarty w Hue, gwarantował prawa Francji na całym półwyspie.
W tym czasie – 25 sierpnia 1883 – nastąpił w cieśninie Sondy straszliwy wybuch wulkanu Krakatoa. Największa ta w dziejach ludzkości katastrofa, pociągnęła za sobą około 40 000 ofiar i zrujnowała znaczną część Jawy i Sumatry. Rząd kolonii holenderskich, dotkniętych kataklizmem, nie bez trudności porał się z ratowaniem ludności od głodu i zarazy. Toteż wszystkie państwa europejskie, posiadające kolonie na Dalekim Wschodzie, pośpieszyły mu z pomocą. Co się tyczy Francji, wysłała ona dwa okręty wojenne na dotknięte kataklizmem wody. Jeden z nich – fregata pancerna Triomphante – wyratowała mężczyznę i kobietę, szukających ucieczki na tratwie. Kobieta-tuziemka, zmarła wkrótce z wycieńczenia. Mężczyznę-Europejczyka, udało się uratować. Le Goff – inżynier-mechanik Triomphante – poznał w nim swego dawnego znajomego – Mieczysława Grabickiego – kierownika obserwatorium sejsmicznego na wyspie Krakatoa.
Dzięki usilnym staraniom Le Goffa i jego kolegów, Grabicki powoli przychodził do siebie. Kiedy Triomphante zarzuciła kotwicę pod Przylądkiem Św. Jakóba, mógł już o własnych siłach opuścić okręt. Udał też się wnet do Sajgonu.
Ale ostatnie przejścia i zdradliwy klimat delty Me-Kongu powaliły go ponownie. Właśnie w dzień kiedy nadeszła z Batawii depesza zwiastująca o przyznaniu tytułem odszkodowania rocznej pensji i dodatku na leczenie – Grabicki powędrował do szpitala.II
– Skąd wracasz, Żanetko?
Wicehrabina d’Harcourt wdzięcznym ruchem zdjęła z głowy kask okolony muślinowym welonem i odparła:
– Jak zwykle ze szpitala, mój drogi.
Pan d’Harcourt z trudnością ukrył niechęć.
– Uważam że od czasu kiedy leży tam ten Polak, chodzisz nieco za często.
– Czy to wyrzut?
– Jak uważasz. Sądzę, że małżonka zastępcy rezydenta generalnego Kochinchiny powinna dbać o swą opinię. Oczywiście rozumiem twe postępowanie. Wiem, że kierują tobą tylko względy humanitarne. Ale złośliwych języków w tym partykularzu jest dość. Nie chciałbym stracić swego stanowiska z powodu jakichś plotek.
– Dobrze. Jutro pójdę po raz ostatni. Przedtem jednak mam do ciebie prośbę. W imieniu pana Grabickiego.
– Cóż to za prośba? – żachnął się d’Harcourt.
– Wiesz że poznałam go na okręcie, płynąc tutaj. Opowiadałam ci o nim. Nie czynił mi żadnych zwierzeń, ale przypuszczam, że człowiek ten musi być bardzo nieszczęśliwy. By przyjąć posadę Strażnika Krakatoa trzeba być fanatykiem naukowym lub straceńcem. Raczej to drugie. Sądzę że to jakieś straszne przejścia życiowe zagnały go tutaj. Dziś nie ma dokąd wracać. Chciałby po powrocie do zdrowia wstąpić do armii.
– Ależ to cudzoziemiec.
– W siedemdziesiątym roku bił się w naszych szeregach. Ma dyplom porucznika. W armii tureckiej bił się z Rosjanami w stopniu kapitana. Rząd holenderski zwolni go każdej chwili. Nasz instytut geograficzny również. Nie widzę żadnych poważnych przeszkód.
Zastępca rezydenta się zamyślił.
– Hm – wyrzekł w końcu – brak nam oficerów. Febra i kule robią swoje. Wczoraj major du Barrail żalił się, że dziewiąta kompania piechoty marynarki pozostała bez subalternów. Z chwilą kiedy za niego ręczysz... Zresztą sprawdzimy to.
Wicehrabina rzuciła się mężowi na szyję.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.