- nowość
- W empik go
Tropem moralności - ebook
Tropem moralności - ebook
Powieść psychologiczna przeznaczona dla osób pełnoletnich — podążająca tropem moralności, ukazująca sploty wydarzeń z różnych perspektyw, diametralnie się od siebie różniących emocjonalnym osądem. Czytelnik dostaje porcję informacji o doktrynie buddyzmu, praktykach walki z uzależnieniami i chorobami psychicznymi a także moralny dylemat, co uważamy za dobre a co za złe. W odróżnieniu od I części serii poszukującej świadomości skupia się na podążaniu za systemami moralnymi i tym, co je kreuje..
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8369-130-5 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W lutym 2017 roku poleciałem z kolegami do Bangkoku. Cel tej podróży był stricte rekreacyjny — stare wino, młode dziewczyny i brak jakichkolwiek hamulców. Ówczesny hedonizm był reakcją na rozpad związku małżeńskiego; z jednej strony odzyskanie wolności uderzyło wodą sodową do głowy, z drugiej owa głowa zdruzgotana została brutalnym zniszczeniem porządku życia i planów na przyszłość. Zabawy z prostytutkami i ciągły kac nie okazały się jednak satysfakcjonującą receptą na szczęście. Ba! Są zdecydowanie przereklamowane i niewarte zachodu.
Gdy tak zniechęcony siedziałem na ławce w poczekalni pewnej instytucji, ktoś pokazał mi ulotkę zakonu buddyjskiego. Nie miałem właściwie nic do roboty, więc następnego ranka postanowiłem wsiąść do autobusu i odwiedzić Thamkrabok. Na miejscu okazało się, że mnisi prowadzą tam rehabilitację osób uzależnionych od alkoholu i narkotyków. Zdziwili się, że nie jestem uzależniony. Powiedziałem, że chcę dowiedzieć się czegoś więcej o buddyzmie. Pozwolili mi zostać.
Gdy zbliżył się termin mojego wylotu do Anglii, poinformowałem kolegów nadal imprezujących w Pattaya, że zostaję w Tajlandii. Mnisi zdążyli mi w tym czasie pokazać, że nie potrzebuję pieniędzy, alkoholu lub wyuzdanego seksu z nastoletnimi dziewczętami żeby być szczęśliwym. Niebawem zgodziłem się złożyć ślubowanie i zostać pełnoprawnym mnichem.
Od tego czasu minęło już wiele lat. Nie powróciłem do zarobkowania. Nauczyłem się żyć bez pieniędzy, pomagam ludziom, a oni w zamian mnie karmią. Raz jestem tu, raz tam — podążam za zaproszeniami. Rozstawiłem żagiel i dryfuję tam, dokąd mną powieje. Odchodzę z miejsc, w których jestem niemile widziany, do miejsc, do których jestem przyjacielsko zapraszany. Dzięki temu udało mi się odzyskać balans, spokój umysłu i co za tym idzie — radość z samego faktu istnienia.
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Wszystkie postaci są zmyślone. Każda z nich jest jednak częścią kogoś, na kogo natknąłem się w trakcie włóczęgi po świecie. Podróżuję jako buddyjski mnich, napotykając na mojej drodze tysiące różnych ludzi. Wsłuchuję się w ich historie, dodając do tego cegiełkę własnych przeżyć i wyobraźni. Z tego miksu stworzyłem postacie i wydarzenia, których niby nigdy nie było, choć w rzeczywiści miały miejsce. Przykładowo opisywany klasztor znajduje się na górze Arunaczala w Indiach. Miałem zaszczyt w nim spędzić miesiąc. Postać Mariusza jest zlepkiem wielu historii i postaci. Zbierający puszki bezdomny podszedł do mnie nad ranem, gdy spałem w jednym z parków, i zaproponował pomoc i kanapkę z łykiem wina. Znowu pomysł z pobieraniem zasiłku przez kuratora i nie przekazywaniu go podopiecznemu powstał dzięki rozmowie z pewnym bezdomnym w Krakowie, który mieszka w parku koło kopca Kościuszki. Postać Ambasadora z rozdziału czwartego także jest wzorowana na autentycznej historii. Mieszkający w Kigomie dyplomata dorabiał handlem diamentami. Któregoś dnia wyszedł dostarczyć komuś kontrabandę i do domu już nie wrócił ani nie skontaktował się z rodziną. Jego młoda żona musiała dawać sobie radę sama i wychować dzieci samodzielnie, nie mając pojęcia, co stało się z jej mężem…
Książka ta jest pod wieloma względami nietypowa. Zawarłem w niej mnóstwo symboli i znaczeń. Oprócz rozdziału czwartego, który przeniesiony został do kilku odległych od siebie lokacji, akcja pozostałych odbywa się w ciągu jednego dnia lub doby. Każdy rozdział składa się z trzech aktów. Narrator powieści posługuje się tylko i wyłącznie trybem teraźniejszym, co ma podkreślić buddyjską filozofię bycia w tu i teraz.
Przytłaczająca większość książek posługuje się narracją trzecioosobową, używając czasu przeszłego. Z moich pobieżnych badań wynika, że mniej niż 0.1% książek posługuje się narracją trzecioosobową w czasie teraźniejszym. Są to niemal wyłącznie skrypty sceniczne. Wśród całej literatury świata można wyliczyć zaledwie kilka książek, których autorzy eksperymentalnie zastosowali czas teraźniejszy. Książki te uchodzą za trudne do czytania, czy wręcz niemożliwe do przebrnięcia. Najczęstsze opinie powtarzały, że: „aż wszystko od tego boli. Nie tylko głowa. Ból czytania rozlał się aż po koniuszki palców u stóp. Jestem zdruzgotana!”
Nie ukrywam, że pisanie w czasie teraźniejszym było „drogą krzyżową”. Czas ten zubożył znacząco zasób dostępnego słownictwa. „…Wyrzekł i ze spokojem odetchnął” — jest niewyrażalne w czasie teraźniejszym bez zmiany znaczenia. Cały czas przeszły należało przerzucić do dialogów bohaterów i pożonglować lokacjami oraz kolejnością wydarzeń. Pociąłem więc historię na konkretne sceny i ułożyłem osobne mini opowieści.
Drugim powodem, który miał także niebagatelny wpływ na kolejność opisu, jest moja fascynacja twórczością filmową Quentina Tarantino, a właściwie jego „Pulp fiction”. Słusznie czy nie, założyłem, że taka forma będzie ciekawym eksperymentem literackim a jednocześnie ambitnym wyzwaniem. Retrospekcja i pomieszanie kolejności zdarzeń dają duże możliwości w budowaniu emocji, nawarstwianiu historii i spajania ich ze sobą, pozwalają na gwałtowne i nieoczekiwane zwroty akcji, budują atmosferę tajemniczości i odkrywania sekretów bohaterów.
Lektura jest, podobnie do „Tropem świadomości”, oparta na wielu warstwach zrozumienia rzeczywistości. Zawiera w sobie mnóstwo buddyjskich symboli, z których użycie czasu teraźniejszego jest najważniejszym. Narrator opisuje świat w sposób, w jaki go widzi w tu i teraz. Nie wybiega ani w przyszłość, ani nie sięga do przeszłości, wkładając opisy zdarzeń minionych w usta samych bohaterów lub opisując lokację jako osobną opowieść. Pozostawanie w „tu i teraz” jest podstawową praktyką buddyjską. Sposób narracji ma uświadomić czytelnikowi na czym takie doświadczanie rzeczywistości polega. Sama historia także jest takim doświadczeniem. Ukazuje bowiem świat jako wewnętrzne splątania emocji bohaterów. Ich losy są ze sobą sprzężone. To sprzężenie powoduje dramat — nie dlatego, że którakolwiek postać jest negatywna, lecz dlatego, że postacie wzajemnie się nie rozumieją. To nieporozumienie tworzy największą tragedię, a nie same wydarzenia, które ukazywane z wielu różnych perspektyw dają zgoła odmienny obraz rzeczywistości. Rzeczywistości, której po poznaniu nie można już oceniać, która sama w sobie robi się martwa i beznamiętna, pozostając w opozycji do jej bardzo emocjonalnego odbioru w umysłach bohaterów.
Rozdziały są tematyczne — każdy poświęcony jednemu wskazaniu. Pięć pierwszych wskazań przeznaczonych jest dla osób świeckich; dotyczą one praktyki życia poza zakonem. Następnych pięć wskazań przeznaczonych jest dla celów monastycznych. Akcja zostaje więc przeniesiona na grunt zakonny. Historia każdego rozdziału ma na celu zobrazować problem zawarty we wskazaniu. Przykładowo w pierwszym rozdziale śmierć ma różne konteksty znaczeniowe — śmierć rośliny przechodzi niezauważenie, śmierć zwierzęcia wywołuje uczucie litości a śmierć człowieka dramat psychiczny. Ma to unaocznić czytelnikowi problem relatywizmu oceny. Okazuje się, że nic nie jest oczywiste i zależy od kontekstu naszych własnych emocji. Sama historia i jej zaskakujące zwroty akcji także mają temu służyć.
Dziesięć wskazań buddyjskich, którym poświęcona jest ta historia, tworzą _silę_, buddyjskie zasady etyki. Zasady etyczne, które wchłonąwszy z systemu socjalnego praktykujemy, wytwarzają nasze poczucie moralności. Inna moralność panuje wśród Masajów, inne standardy moralne przyjmuje brytyjska rodzina królewska, jeszcze inna moralność kieruje Kowalskim z parteru — na świecie nie ma jednej uniwersalnej moralności. Wszystko okazuje się względne i tymczasowe.
Poprzednia powieść Tropem świadomości opisuje życie pielgrzymującego mnicha, który szuka odpowiedzi na pytanie kim jest. Tropem moralności kontynuuje owe poszukiwania, koncentrując się jednak na zasadach etycznych. Książka jest poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie jaki jestem. Wszystkie te poszukiwania mają na celu doprowadzenie umysłu do stanu _nibbany_ — chrześcijańskiego raju na ziemi, Edenu. Powieść ta jest moją cegiełką budującą ową drogę do raju każdemu, kto zechce się w nią udać…2. Dzień V — bezdomny
_SURAMERAYAMAJJA PAMADATTHANA VERAMANI SIKKHAPADAM SAMADIYAMI_
__
Nocną ciszę przerywa głośny dźwięk stojącego na szafce nocnej budzika. Leżący na łóżku mężczyzna wyciąga energicznie rękę, by go wyłączyć. Sprawdza godzinę, biorąc zegar do ręki. Delikatnie ściąga z siebie rękę leżącej obok kobiety, która w konsekwencji we śnie przekręca się na drugi bok. Odkłada budzik, po czym wyślizguje się z łóżka.
Mężczyzna ubrany jest w niebieski podkoszulek i czerwone bokserki. Pospiesznie zakłada leżące obok łóżka na podłodze spodnie dżinsowe i niebieską bluzę, po czym opuszcza cicho sypialnię. Schodzi na parter budynku do kuchni, nabiera do czajnika elektrycznego wodę z kranu, po czym go włącza. W międzyczasie udaje się do przyległej do kuchni toalety, w której myje zęby. Patrzy w lustro i puszcza sobie całusa. Gdy kończy, woda w czajniku zaczyna się gotować. Wchodzi do kuchni i staje przy kredensie. Z szafki nad głową wyciąga słoik z kawą i kubek, sypie ze szklanego słoika do porcelanowego kubka odrobinę kawy i zalewa do połowy gorącą wodą. Ze stojącej przy drzwiach prowadzących na ogród lodówki wyciąga karton mleka UHT i dolewa do kubka, uzupełniając go do pełna. Z szuflady, którą ma pod ręką, wyciąga łyżeczkę i miesza, jednocześnie dosypując do kubka kilka tabletek słodzika. Po zamieszaniu kilkukrotnie uderza łyżeczką w krawędź kubka, strzepując do niego krople kawy. Bierze kubek za ucho i podnosi do ust. Wypija niemal jednym haustem całą zawartość. Nie odkładając kubka, drugą ręką podnosi łyżeczkę i przechodzi do zlewu. Odkręca zimną wodę i opłukuje kubek z łyżeczką, po czym odkłada je na stojącą obok suszarkę do naczyń. Wraca dwa kroki, by odłożyć kawę do szafki i schować mleko do lodówki, po czym szybkim krokiem wychodzi z kuchni. Przechodzi przez jadalnię połączoną z salonem, zatrzymując się w korytarzu, z którego prowadzą schody na piętro. Drzwi do jednego z pokoi są uchylone. Mężczyzna zagląda do środka. Pokój jest urządzony jako dziecięcy. Pod ścianą, na której znajduje się wnęka okienna, stoi łóżko, na którym wtulony w wielkiego brązowego misia śpi około sześcioletni chłopiec. Mężczyzna chwilę stoi w drzwiach, przyglądając się dziecku. Uśmiecha się do niego czule i odchodzi w głąb korytarza. Siada na schodach prowadzących na piętro. Z szafki wyciąga buty i zakłada na nogi. W tym czasie na górze schodów pojawia się ubrana w koszulę nocną około trzydziestoletnia blondynka. Ziewając i przeciągając się, schodzi w dół.
— Już wychodzisz? — patrzy ze zdziwieniem na zakładającego buty mężczyznę. — Myślałam, że zdążę się jeszcze z tobą napić kawy.
— Już wypiłem. Śpioszek się spóźnił — śmieje się mężczyzna. — Musisz teraz pić sama.
— Znowu pędzisz. Przyjechałeś w nocy i już uciekasz? Nie zdążyliśmy nawet słowa zamienić.
— Takie życie, Agatko. Ciągle coś. Nie chcę się ustawić w kolejce za późno, bo mnie nie wpuszczą na pierwszy rejs. A wtedy dupa! Nie zdążę na basen.
— Nie musisz przecież codziennie być na tym cholernym basenie. Czasami możesz sobie odpuścić i trochę z rodziną pobyć.
— Przecież w niedzielę nie chodzę! Tylko w dni pracujące. Wiesz przecież, że bez basenu nie jestem w stanie pracować. Myślisz, że nie wolałbym sobie poleniuchować w łóżku? Pływam, bo muszę pracować. Pracuję, bo muszę zarabiać. Pieniądze muszę mieć, żeby mieć ciebie. Będę biedny, to sobie znajdziesz jakiegoś szejka… wtedy to już tylko leżeć i kwiczeć — śmiejąc się, kończy zawiązywać trampki. — Nie martw się. Dzisiaj wracam przecież wcześniej. Już poprosiłem Andrzeja, żeby mnie wieczorem zastąpił. Wszystko jest załatwione.
— To nie jest sprawiedliwe, Krzysiek! Wcale się już nie widujemy!
Kobieta sięga do szafki z butami stojącej przy schodach. Z szuflady wyciąga niechlujnie zwinięty kłębek sznura. Wyciąga rękę z liną w kierunku stojącego obok męża.
— Obiecałeś, że dzisiaj pomożesz rozwiesić sznur na pranie w ogrodzie. Od poniedziałku na ciebie czeka. Sobota już…
— Nie zaczynaj znowu, kochanie. Dzisiaj wrócę wcześniej i to razem zrobimy. Tak, jak się umówiliśmy!