- W empik go
Trylogja historyczna: Ogniem i mieczem, Potop, Pan Wołodyjowski: Szkic krytyczny - ebook
Trylogja historyczna: Ogniem i mieczem, Potop, Pan Wołodyjowski: Szkic krytyczny - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 260 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W sztuce silnie naśladowniczej, jaką jest powieść, zarówno współczesna jak historyczna, największy efekt, nastrój, wrażenie wywołuje przedewszystkiem kreacja ludzka – człowiek. Aby wyprowadzić na jaw jego treść wewnętrzną, odtworzyć przed nami jego mózg i serce, powieściopisarz umyślnie układa fabułę, stwarza dla bohatera swego rozliczne sytuacje, każe mu kochać lub nienawidzieć, zdradzać albo być zdradzanym, zwyciężać lub zginąć, ukazując go coraz to w innem oświetleniu i pośród rozmaitych okoliczności. Skoro gama wzruszeń, jakie wtedy odbieramy, nie razi dysonansem, a rozstrzelone rysy charakterystyczne z jednego wychodzą ogniska, natenczas figura wydaje nam się nakreśloną bez krzywizn w konturach, żywą, przeprowadzoną konsekwentnie i psychologicznie uzasadnioną. Zadanie to należy do najważniejszych i zarazem do najtrudniejszych w powieściopisarstwie, a stopień wykonania jego stanowi o wartości dzieła i jest miarą zdolności artysty pisarza. Talent twórczy Sienkiewiczowskiej epopei historycznej świeci właśnie w całym blasku w doskonałych, z nieporównanem mistrzostwem kreślonych typach i charakterach, oraz w wielkiej pomysłowości stwarzania dla swych figur takich sytacji, które świetnie nadają się do wytoczenia na jaw całej ich treści wewnętrznej.
Wśród tłumu postaci ściśle historycznych i idealnych trylogji Sienkiewiczowskiej, stoją na pierwszym planie pod względem oryginalności pomysłu i artystycznego wykonania trzy świetne, doskonałe kreacje: Zagłoba, Wołodyjowski i Basia. Jak u wszystkich niemal wielkich malarzy przeszłości, tak i u Sienkiewicza, najpyszniejsze figury nie są wzięte z kronik, lecz rzutką siłą fantazji rzucone na tło dziejowe. Na okoliczność tę dawno już zwróciła uwagę krytyka, iż w utworach historycznych głośni bohaterowie dziejowi najczęściej znajdują zwycięskich rywali fikcyjnych, stojących artystycznie nieporównanie od tamtych wyżej. Fakt ten świadczy wymownie, że fantazja artysty potrzebuje w tworzeniu przedewszystkiem swobody prawie nieograniczonej, że starannie unika kontroli, rada ucieka w przeszłość, aby na jej tle tworzyć z największem powodzeniem właśnie takich ludzi, których nigdy nie było w rzeczywistości.
To samo zjawisko spotykamy u Sienkiewicza. Na najwyższy szczebel jego twórczości pną się nie wielcy działacze dziejowi, lecz figury idealne, zajmujące w hierarchji społecznej miejsce podrzędne, które jedynie talent pisarza na plan pierwszy wysuwa. O Zagłobie i Basi milczą kroniki, o Wołodyjowskim zaś głoszą tak niewiele, iż małego rycerza za postać historyczną w żadnym razie uważać nie można. A przecież ta trójca gasi sobą postacie takich Wiśniowieckich, Chmielnickich, obu Radziwiłłów, pod względem artystycznym stoi od nich wyżej, wyposażona przez autora w bogatsze rysy charakteru, w większe zasoby ducha. Fikcyjne postaci są u Sienkiewicza bezporównania żywsze, są więcej rzeczywiste od figur, których nazwiska i czyny zapisała historja. Tak pędzel malarza, niczem niekrępowany w swych rzutach, jest zdolny wywołać większe efekty światła i życia, niż gdy musi stosować się do wymiarów ramy, jaką dla pisarza jest materjał biograficzny jego bohaterów.
Z trzech przednich najdoskonalszych kreacji historycznych Sienkiewicza, pierwsza – Zagłoba, jest przedewszystkiem postacią typową, i mimo całą swą wybitność i swojskość, posiada wielkie wzory w sztuce, podczas gdy Basia i Wołodyjowski, charaktery rodzime, nawskroś oryginalne, nie mają sobie pokrewnych w całym obszarze literatury powszechnej. Wszystkie te trzy figury kreślone są z największym nakładem artyzmu, na Jaki zdobyć się mógł potężny talent pisarza, i obok tego traktowane z całą miłością przedmiotu. Autor forytuje tę swoją sławną trójkę, wśród tłumu postaci ustawicznie w pierwszym stawia ją szeregu, nigdy o niej nie zapomina i nader wiele sytuacji stwarza niemal wyłącznie dla Basi, Zagłoby i Wołodyjowskiego. A że natchnienie co do tych trzech kreacji nigdy go nie zawodzi, a każde ich ukazanie się nie chybia efektu, to też tych dwoje ludzi z ich swatem, ta para małżonków oraz jej druh stary, ściąga szczególną uwagę krytyka na siebie wśród bogatej a rojnej galerji Sienkiewiczowskich postaci.
Jan Onufry herbu Wczele Zagłoba otrzymał przezwisko polskiego Falstaffa, choć Falstaff z równą słusznością mógłby być nazwany angielskim Zagłobą. Pomijając prawa starszeństwa, kreacja Sienkiewicza bogactwem świetnych rysów charakterystyki i mnogością sytuacji, wśród których ukazuje się, przewyższa szekspirowskiego bohatera. Obie figury kreślone są z równą silą i wyrazistością, lecz twórca "Ogniem i mieczem" poświęcił w 13-tu tomach swojej trylogji bezporównania więcej miejsca Zaglobie, niż mógł to w kilku nawet dramatach angielski poeta uczynić dla Falstaffa. Że zaś przy równem naprężeniu dwu sil twórczych ta z nich osiąga przewagę, która działa dłużej, że nadto Sienkiewicz, malując typ łgarza i opoja, szczęśliwym wiedziony instynktem, nie pozbawił go pewnych rysów szlachetnych, przez co podniósł ową postać nietylko etycznie, lecz i artystycznie, – można przeto i należy oddać pierwszeństwo polskiemu artyście przed angielskim olbrzymem co do tych dwu pokrewnych sobie kreacji.
Zagłoba jest istotnie pojęty po Falstaffowsku, ponieważ ma z towarzyszem księcia Henryka bardzo wiele wspólnych rysów charakteru. Obaj są przedewszystkiem lekkomyślne dziady, którzy młodość na hulankach w najgorszem spędzili towarzystwie; obaj filuci i bezczelni kłamcy, którzy, przyciśnięci do muru, sianem się wykręcają; obaj znakomici szermierze języka, szczwane lisy tchórzem podszyte, lubiący zjeść dobrze byle dużo, a zwłaszcza wypić na cudzy rachunek; obaj wiodą życie cygańskie bez jutra, radzi umizgają się do niewiast i czepiają się przedewszystkiem ludzi, którzy mają trzos pełny a serce dobroduszne; sybaryci o hultajskim zakroju, z obwisłym brzuchem i twarzą nabrzękłą, krzykacze z pijackim głosem, natrętni wyzyskiwacze i cyniczni chwalcy własnej osoby, herszty gałganerji i rozpustnicy – obaj zdają się być uosobieniem wad i przywar ludzkich.
Lecz gdy tak pojęty Falstaff zawsze pozostaje sobą i rozwija się konsekwentnie, Zagłobie, zaledwie dał się nam poznać w ogólnym zarysie i ukazał twarz, istotnie przypominającą oblicze sławetnego sir Johna, zdarza się wypadek, drobny napozór, lecz w życiu jego stanowiący chwilę przełomu.
W Czehryńskiej gospodzie zawiązuje stary wyjadacz bliższą znajomość z Janem Skrzetuskim, wchodzi następnie przez stosunek z poważnym namiestnikiem w towarzystwo ludzi rycerskiego serca, a pod ich dobroczynnym wpływem zacierają się jego wady, jego zalety występują na jaw, charakter urabia się stopniowo, poważnieje, uszlachetnia, tak, iż w końcu pan Zagłoba wyrasta na obywatela powszechnie szanowanego, który tak wielką posiada w Rzeczypospolitej popularność, tak ogromnem cieszy się uznaniem, iż liczą się z nim możni panowie, sam król rad go słucha, a nieznanej braci szlachcie przedstawia się z dumą i powagą: "Zagłoba sum", pewien nigdy nie zawodzącego efektu.
Z Falstaffem dzieje się inaczej. On przez cale życie przebywa w towarzystwie gamratek i hultajów, do śmierci jest cynikiem, przewybornym, gdy, należąc do nocnej grabieży, krzyczy podróżnym w uszy: "ha, przeklęte pasorzyty, nienawidzicie młodzieży? dalejże po nich! młodzież potrzebuje żyć także!", jest wstrętnym, kiedy okalecza trupa na polu walki, w końcu żebrakiem, odtrąconym przez króla Henryka, który go już za towarzysza mieć nie chce. A gdy wreszcie umiera, majacząc w chwili agonji coś o kobietach i winie, opłakuje go taki Pistol i Bardolf!
Lecz właśnie ta okoliczność, iż w życiu Falstaffa niema momentu zwrotnego, jak to się zdarza z Zagłobą, pozwala kreacji Szekspirowskiej rozwinąć się równo i konsekwentnie, bez wahań i zboczenia, pozwala jej urosnąć w postać jednolitą o charakterze przejrzystym, podczas gdy Zagłoba, rozpoczynający prawie od pierwszego występu nową karjerę, tłumiący w sobie często stare nałogi, odradzający się przez przywiązanie do osób kochanych, może niekiedy razić pozorną sprzecznością. Falstaffem jeszcze jest Zagłoba, gdy spija w gospodzie Czehryńskiej "przedni troj – niak" ze Skrzetuskim i radzi w nim topić wszelkie smutki, Falstaffem jest, gdy czepia się Bohuna i najbezczelniej wyzyskuje poczciwego Litwina, Podbipiętę; ale już od pierwszego spotkania z Heleną pod wpływem oburzenia na tatarskie zaloty oszalałego z bólu kozaka budzą się w starym szlachcicu instynkty poczciwe, dobra natura bierze górę, i Zagłoba, pomimo tchórzostwa, z narażeniem własnego życia ujmuje się za bezbronną dziewicą i wyswobadza ją z rąk drapieżnika.
Kobieta ratuje moralnie Zagłobę i jest jego dobrym duchem, czego w żadnym razie powiedzieć nie można o takiej Dorocie w stosunku do Falstaffa. Falstaff, odepchnięty przez młodego Króla i pozostawiony samemu sobie, pozostaje też do końca sobą i umiera jako cyniczny rozpustnik; Zagłobę porywa prąd wypadków i przeobrażają ludzie. Wprawdzie zasadnicze rysy jego charakteru pozostają bez zmiany: tchórzliwego usposobienia nigdy pozbyć się nie może, to też wielkich wojen "z przyczyny tłoku" unika, nie znosi widoku pustych naczyń – z najgłębszego odrętwienia, gdy świat i ludzie dla niego są obojętni, obudzić go zdoła tylko omszały gąsiorek, – w fortele zawsze obfity, w odpowiedziach niesłychanie cięty, pełen jowialnego humoru, czuły na wdzięki niewieście, kłamca nałogowy, wierzący często we własne zmyślenia, lekkomyślny marnotrawca cudzego grosza, dla lampeczki wina lub miodu gotowy pospolitować się z łyczkami lub nawet chłopstwem, za co gorzkich musi słuchać wyrzutów od przyjaciół, – lecz jakże rośnie nam w oczach pan Zagłoba, jak nabiera taktu i powagi, jak przywiązuje się do ludzi uczciwych, jak pod wpływem wściekłości i oburzenia zdolny jest zapanować nawet nad swoją tchórzliwością i lecieć na oślep po martwe zwłoki zabitego druha, jak umie kochać, poświęcać się, tęsknić, nie opuszczać przyjaciół w potrzebie i wspierać ich pociechą i radą!
Biegłą ręką wielkiego artysty, z konsekwencją głębokiego psychologa, urabia Sienkiewicz w oczach naszych charakter Zagłoby, a widoczne zmiany, jakie się w duszy jego odbywają, są koniecznym wynikiem wypadków i okoliczności, wśród których ten polski Falstaff porusza się i działa.
Jedno z dwojga: albo Zagłoba przy boku takich rycerzy bez plamy, jak Skrzetuski, Wołodyjowski, i Podbipięta, wśród krwawej zawieruchy wojen kozackich i chłopskiego buntu, musiał podnieść się moralnie i wyszlachetnieć, albo powinien był opuścić niewłaściwe dla siebie towarzystwo i przystać do bandy łotrzyków. Zagłoba uczynił krok pierwszy, gdyż na drugi, jego w gruncie dobra natura wprost nie pozwalała.
Owóż Sienkiewicz pojął swą kreację głęboko po ludzku i po ludzku ją traktował, dlatego też figura Zagłoby może wydać się teoretykom-krytykom niezrozumiałą. Gdyż biorąc temperament i popędy Zagłoby, jako dane, i rozwijając je konsekwentnie, teoretyk, rozumując a priori, pchnąłby istotnie życie naszego bohatera na Falstaffowskie tory, co mógłby uczynić tylko wśród zwyczajnych okoliczności życia. Burza, rozszalała nad Ukrainą, nie mogła nie porwać Czehryńskiego mieszkańca, jakim był Zagłoba, a na widok klęsk wojny domowej umysł jego musiał spoważnieć. Sienkiewicz nie chciał odrywać swej przedniej postaci od tła ogólnego, nie wyosobniał jej też, przeciwnie, związał jej dolę organicznie z losem całego otoczenia, przez co postać ta nabrała, przy całej swej wyrazistości, cech iście łudzącej prawdy.
Z bogactwem świetnych rysów znamiennych arcytworu Sienkiewicza idzie w parze mnogość doskonale obmyślanych sytuacji, wśród których autor ukazuje swego bohatera. Pomysłowość, jaką w tym celu rozwinął Sienkiewicz, jest zdumiewająca. Przytem uderza tu ta okoliczność, iż, gdy zwykle główny bohater powieści lub dramatu posiada w akcji jeden punkt kulminacyjny, Zagłoba zdaje się być sytuacyjnie kilka razy u zenitu.
Wśród wielkiej liczby wyśmienitych pomysłów wybór jest nader trudny.
W samej rzeczy, któremu z epizodów oddać pierwszeństwo? gdzie pan Zagłoba rysuje się najwybitniej? Czy kiedy uprowadza Helenę, wiedzie ją przez morze buntu, niewyczerpany w fortelach? czy kiedy broni się w chlewie, jak borsuk w jamie, przed kozakami Bohuna? czy gdy zdobywa pod Konstantynowem chorągiew, lub kiedy jest na weselu chłopskiem, gdy w przebraniu dziada z teorbanem w ręku śpiewa chłopom dumki ukraińskie? wmawia w Rocha Kowalskiego pokrewieństwo z sobą i sam w to z czasem święcie wierzy? czy kiedy, obrany regimentarzem, z buławą w ręku, wojsko pod buńczukiem lustruje i panu Wołodyjowskiemu miłościwie przyrzeka protekcję? gdy z klasztoru podstępem małego uprowadza rycerza i wraca go światu, lub na zamku warszawskim podczas szturmu napada na dziwne monstra w klatce i, przez nie poturbowany, lęka się o swoją opinję? albo gdy poznaje się na farbowanych lisach podkanclerzego Olszowskiego i godną Ulisesa daje mu odprawę; gdy panu Wołodyjowskiemu swata "hajduczka"; kiedy młodemu małżeństwu doradza trzymać się kupy i nie zaglądać Bogu w rękawy; kiedy pod Warszawą wojska buntuje i kryć się musi przed gniewem królewskim;
gdy nastawia się księciu Bogusławowi, lub wywodzi w pole Lubomirskiego marszałka; gdy dworuje sobie z pana Podbipięty, podrwiwa z Sapiehy, świeci baki Królowi, opija mieszczan zbaraskich, zwodzi Burłaja, a potem go ścina; – kiedyż mamy więcej podziwiać tę przepyszną postać? w polu, czy w komnacie, na koniu, czy przy puharze, w kole rycerskiem, czy przy białogłowach, w niebezpieczeństwie lub podczas tryumfu, w radości albo w przygnębieniu?
Każdy epizod z Zagłobą to nowy tryumf pisarza, którego fantazja zdaje się być niewyczerpaną, humor posiadać skarby nieprzebrane. To też jak pan Sapieha z góry już sobie obiecuje rozkosze, gdy mu los pozwoli zetknąć się z Zagłobą, tak czytelnik rad jest każdemu zjawieniu się polskiego Ulisesa, pewien, iż wrażenie go nie minie.
Wśród przerażających scen wojny domowej, oświeconych krwawą luną pożarów, zmęczone oczy z tęsknotą upatrują jowialną postać starego szlachcica, który posiada niezawodne antydotum na smutki i rozpacz samą. Zagłobę stworzył Sienkiewicz prawem kontrastu, jako przeciwstawienie groźnym postaciom Chmielnickiego, Radziwiłłów, Wiśniowieckiego, jako potężny odbłysk jasnej strony ludzkiego żywota na ponurem tle strasznej katastrofy, wstrząsającej podwalinami mocarstwa;
on jest koniecznym czynnikiem artystycznej równowagi wzruszeń, Bez niego epopeja Sienkiewiczowska huczałaby monotonnym gromem powszechnej zagłady.
Jeżeli Zagłoba pokrewny jest Falstaffowi przez znamienne rysy charakteru i ogólny nastrój, jeżeli trzeba było dopiero szalonego prądu wypadków, aby go wyrwać z tej kałuży, w której nurza się sir John do końca swej karjery; to jakże różni się od niego rasowo! W żyłach Szekspirowskiej kreacji płynie burzliwa krew anglo-saksońska, wrą namiętności, których starość nie zdołała wystudzić, podczas gdy nasz bohater jest przedewszystkiem typowym szlachcicem polskim, bez temperamentu, o naturze łagodnej i miękkiej. Obyczajowo należałoby Zagłobę zaliczyć raczej do czasów saskich, a nie do epoki Wazów. Bez najmniejszego zmysłu politycznego, zwolennik złotej wolności i anarchji, obrońca paktów i liberum veto, żarliwy katolik i nietolerant w religji, wysoko ceniący klejnot szlachecki i szczerze gardzący ludem, w gruncie nieprzyjazny panom, choć się rad przy nich wiesza, z wysokiem wyobrażeniem o powadze majestatu i uniżony sługa króla bez władzy, pamiętający przedewszystkiem o zaspokojeniu grubych potrzeb cielesnych, jest pan Zagłoba właściwie przedstawicielem szlachty sejmikowej z czasów upadku, świadkiem rozpusty Augusta Mocnego i matactw Brühla.
Za czasów Jana Kazimierza, bogatych w czyny bohaterskie, gdy jeszcze ogól szlachty życie pędził więcej na koniu i w obozie, niźli przy puharze, można uważać Zagłobę jedynie za zwiastuna zbliżającej się epoki powszechnego rozpasania. Okoliczność ta nie rzuca jednak najmniejszego cienia na wysoką, pierwszorzędną wartość artystyczną Sienkiewiczowskiej postaci, należącej bezsprzecznie do wspaniałej galerji tych nieśmiertelnych figur, które poprzez pokolenia zdają się żyć życiem samodzielnem i nabierają powoli symbolicznego znaczenia. Obok DonKiszota, Molierowskiego Skąpca i Świętoszka, zajmuje Zagłoba miejsce poczesne i żadnej z tych postaci przyćmić siebie nie pozwoli.