- W empik go
Trynitarz - ebook
Trynitarz - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 177 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lwów
Nakładem Księgarni K. Łukaszewicza
Z drukarni J. Czoinskiego w Saiukofi*.
1884.
o
VNIV. H/f,
CRACOVfENJj>8
OSOBY
Hetman.
Łowczy Zawarski.
Mar ja jego córka.
Podczaszyna Łęcicka.
Czesław jej syn, narzeczony Marji.
Ojciec Bronisław – Trynitarz.
Walenty stary sługa Łowczego.
Matys giermek Czesława.
Emil Takir poseł tatarskiego Han a.
Towarzysz pancerny.
Orszak hetmański, Tatarzy.
Rzecz dzieje się w zamku Łowczego, i jego okolicy.
A K T I
(Okolica górzysta i leśna. Po lewej od widzów ka-
plica. Noc).
SCENA I.
Walenty (sam).
Już będzie północ – bo Kwoczka wysoko
I Wóz ku mlecznej skierował się drodze,
Chmurki na niebie próżno śledzi oko.
Po tych zaroślach od dwóch godzin chodzę.
Powinien nadejść. – Oj, biedne panisko!
Tę noc znów spędzi w smutku i żałobie
A to już przecie lat dwadzieścia blisko,
Gdyśmy Łowczynę tu – złożyli w grobie.
(wskazuje kaplicę).
„Czekaj Walenty – przyjdę o północy
Tam przed kaplicę". Tak powiedział wczoraj.
„W drogę cię wyszlę przy boskiej pomocy”.
Więc z kijem w ręku czekam od wieczora.
Znów przyjdzie błąkać przez tatarskie szlaki
I znowu śledzie tropów tej poczwary,
I wszystkie zwiedzie hufce i orszaki,
A wszystko darmo. – „Najazd czy Tatary!”
Ha! w drogę znowu! – Na me stare lata
Szukać go będę aż ziemia zagrzebie.
Choć tyle w życiu juzem przebiegł świata –
Pójdę – wszak człowiek wzrósł na pańskim
[chlebie.
SCENA II.
Walenty, Łowczy (wchodzi).
Łowczy.
Już cię zastaję. Zbliż się stary sługo!
Tyś dawny świadek mojego cierpienia,
Twa praca przy mnie już nie potrwa długo
Ostatnie może daję ci zlecenia
A więc mnie słuchaj:
Walenty.
Jakto – Jaśnie Panie!
Zkąd znów ta żałość – i smutek bez miary?
Bóg sam wie tylko co i jak się stanie.
Czyż nowa klęska? „Najazd czy Tatary!”
Wszak jedynaczki waszej zaręczyny
Jutro – ze synem pana podczaszego.
Pan całą gębą, i z rodu i z miny,
A i w wojaczce nie znajdziesz tęższego.
Ot, Jaśnie panie – jutro mamy gody.
Niech dzień wesela dobrą zmianę sprawi,
Bo to zła wróżba i dla panny młodej
Gdy z czołem chmurnem ojciec błogosławi.
Łowczy.
Zła wróżba mówisz? Czyż to nowe słowo?
Czyż w rodzie moim znane błyski zorzy?
Nie – czarne chmury krążą nad mą głową.
Wszędzie karzący widny palec boży.
(przechodząc w chwilowe obłąkanie).
Pocoś tu przybył? Ptaku! – ze złą wróżbą!
Jak puhacz nocny jęczysz pieśń żałoby.
Do ślubów z zemstą ty mi byłeś drużba
Widmem się snujesz po nad stare groby.
Walenty (na stronie).
Znowu mu zmysły jakieś licho pląta!
Oj biedny! – Gdyby Łowczanka tu była!
Myśl czarna co mu tak rozum zaprząta
Na widok córki wnet by ustąpiła.
Łowczy (przychodząc do siebie).
Gdzie moje dziecię? Gdzie córka jedyna?
(ogląda sie).
To ty – Walenty? Tak coś w mózgu kręci
Ach! to się zbliża już pierwsza godzina….
Chciałem cię spytać…. Pomóż mej padnięci!….
Pocom cię wezwał?… Przypomnieć nie moge….
Walenty (przypominając mu).
Jaśnie pan hufiec dzisiaj wysłał zbrojny,
A ja mam ruszać gdzieś w daleką drogę.
Gotówka cała poszła w potrzeb wojny….
Łowczy (przerywa).
Prawda. Pamiętam. – To obłęd chwilowy.
Pierwsza godzina jeszcze nie wybiła.
Pamiętam wszystko. Tak – do pracy nowej
Sposobność tobie znowu się zdarzyła.
Bo wiesz, Walenty, że tatarskie hordy,
Znów rozpuściły niszczące zagony,
A siejąc w koło pożogi i mordy,
Wkrótce i w nasze zawitają strony.
Hufiec mój cały wysłałem dziś z rana
Aby na wrogów przednią straż ugodził,
Jego waleczność już Tatarom znana
Gdy Czesław, zięć mój przyszły, nim dowodził.
On zniósł z tym hufcem już raz dzicz zuchwałą–
A niewstrzyniany w rycerskiej pogoni
Na hański namiot sam uderzył siniało
I tam syn Hana z jego poległ dłoni.
W nagrodę męstwa moją córkę bierze,
Jutro pierścieni i słowa zamiana,
I znów Podczaszyc, wierny przodków wierze
Dogoni hufiec w obozie Hetmana.
Tak zarządziłem. Lecz słuchaj Walenty!
Teraz do rzeczy: Przed jutrzejszym ranem
Stoi przed nami obowiązek święty,
Bo Halim-Girej tym tatarskim Hanem.
Cóż na to imię takeś pobladł – stary!
Twe oko błędne gniewu iskry ciska.
Walenty.
Co? Halim-Girej! „Najazd czy Tatary!”
Tu Halim-Girej! – Chwila zemsty bliska!
Znajdę go panie – choć czart w przepaść trąci.
W obozie Hana – on – się pewno kryje –
On – co twe szczęście i twój pokój mąci.
Nie spocznę nigdy dopokąd on żyje.
Łowczy.
Lecz czy go poznasz?
Walenty.
Ja syn Ukrainy,
Choć się rozumu nieuczyłem z księgi,
Mam wzrok sokoła mych stepów krainy
I pamięć wieczną mej dawnej przysięgi.
Więcej nie trzeba. – On w obozie Hana!
Strój go tatarski przedemną nie schroni –
Niech jak czart postać przemienia co rana,
Nie ujdzie mego wzroku ni mej dłoni.
Zdawnain tatarskiej wyuczył się mowy,
Przebrany wszystkie obozy przebiegłem,
Dotąd daremnie – choć jak cień morowy
Zawsze i wszędzie jego kroków strzegłem.
Znajdę go panie, nim pójdę na mary.
Łowczy.
Ale już tyle lat na próżno ścigasz. –
Może Bóg nie chce….
Walenty.
„Najazd czy Tatary!”
Jaśnie pan wątpisz – czy się zemsty wzdrygasz
Znajdę – choć przyjdzie i sięgnąć w głąb ziemi.
We śnie go zejdę – zabiję z nienacka –
Lub żywcem złożę go pod stopy twemi –
Tu oko moje!… tu… szaszka kozacka!
Łowczy.
Idź więc mój stary! – Idź w dawnej postaci!
Masz nieco złota.
(daje mu sakiewkę z pieniądzmi).
Walenty.
Pocóż – Jaśnie panie!
Za moją podróż grosz tatarski płaci
Szaszką zdobyty – to na drogę stanie.
A wasze skarby….
Łowczy.
Prawda – wyczerpane!
Nic nie zostało prócz zamku starego
I tej kaplicy, w której pogrzebane
Drogie popioły anioła mojego.
Walenty.
I oprócz zemsty.
Łowczy.
Tak – zemsty nad wrogiem
Którąśmy niegdyś poprzysięgli oba,
U katafalku – przed wieczności progiem,
Gdy dom na zawsze okryła żałoba.
Widzisz – Walenty! ten zimny grobowiec,
Tam ciągle jęczy dusza nie pomszczona,
A nad nim stoi w obłąkaniu wdowiec
Tuląc sierotę do swojego łona.
Walenty.
Panie!… Dość! – Idę do obozu Hana.
Znajdę!… Twa szabla w jego krwi się zmyje.
Mnie od lat tylu ta jedna chęć znana
I słowo jedno: On żyje!… On żyje!…
(wybiega).
SCENA III.
Łowczy (sam).
Znowu to słowo przy mem uchu dzwoni,
A za niem płynie ta powinność krwawa.
Już z duszy mojej nic go nie wygoni
Ni słowo boskie ni ma córka łzawa.
(zbliża się do kaplicy i klęka w drzwiach).
Cieniu mój drogi! ofiaro niewinna!
Uproś natchnienia! Okropne to chwile,
Bo mnie już droga nie znaną jest inna
Prócz tej com obrał na twojej mogile.
Ja błogosławić mam córki wesele,
Lecz z zemstą w sercu, i śmiertelną winą.
Jadwigo! żono! bez zmazy aniele!
Ty czuwaj z nieba nad naszą dzieciną.
(modli się po cichu).
SCENA IV.
Łowczy, Trynitarz.
(Trynitarz ukazuje się w głębi na wzgórzu, i zwolna schodzi na przód sceny).
Trynitarz.
Już nie daleko! – Znane mi te strony,
Ten bór zarosły, te wzgórza, te skały,
I ten odwieczny na nich mech zielony
Tak wydeptany moimi sandały.
Tam znów strumyka szumią, srebrne wody,
Schylona brzoza w nich gałązki myje
On mi gościnny udzielał ochłody…
Wszystko tak jasno w mej pamięci żyje!
Wprost idźmy dalej! – Tam bieleją mury
Olśnione światłem bladawem księżyca.
Tak – to już tutaj! – to podnóże góry –
Tam widny zamek – a tu już… kaplica…
Prowadź mnie Boże! bo drzą stopy moje
Dźwignij w upadku i dopomóż cnocie,
Jak Zbawiciela dźwigło ramię twoje
Kiedy pod krzyżem upadł na Golgocie.
Zeszłej w modlitwie ulgę i natchnienie.
(zbliża się do kaplicy i spostrzega klęczącego Łowczego).
Któś klęczy!
(przypatruje się i poznaje go).
On!… On!… Zawsze!… W każdej dobie.
Nie – nie masz ulgi – nie masz przebaczenia –
Ten żywy pomnik na jej zimnym grobie!
Łowczy (wstaje, spostrzega Trynitarza – do siebie).
Jakiś podróżny zabłądził w te strony
Obcych nie neci ta ustroń tak cicha.
(głośno).
Niechaj Bóg wielki będzie pochwalony.
T r y n i t a r z.
Na wieki wieków.