- W empik go
Trzecie humoreski - ebook
Trzecie humoreski - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 208 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spółka Wydawnicza Polska W Krakowie, Rynek, Pałac Spiski
1906
DWIE ŁĄKI.
LEGENDA INDYJSKA.
Były dwie krainy, leżące obok siebie, niby dwie łąki niezmierne, przedzielone tylko jasnym strumieniem. Pierwsza zwała się Łąką Cnoty, druga Łąką Zbrodni.
Stworzył je obie najwyższy Brahma; że zaś już wówczas nie było ani jednej kamienicy w mieście nieobdłużonej, że nie było ani jednego przedsiębiorstwa, prowadzonego za gotówkę, nie mógł też bez pomocy i Brahma dzieła swego do bytu powołać, lecz uczynił to, uzyskawszy na wekslu podpis dobrego Wisznu i poręczenie rejentalne mądrego Sziwy.
Brahma, Wisznu i Sziwa we trzech dwie łąki stworzyli, rządy też nad niemi prowadzili na wspólny rachunek. Byli oni trybunałem nad ludźmi tam mieszkającymi, ich wola wyrokowała o ludzkiej doli i niedoli.
Łąka Cnoty chwastów pełna była i kolców. Na niej w pocie czoła ludzie pracowali, chleb zdobywali w męce i śmiertelnym trudzie. Na czołach ich pot, na rzęsach ich łzy, w duszach ich zaparcie się siebie, miłosierdzie, dobroć, ochrona wdowy i sieroty. Obok zaś miłości bliźniego serdeczny ból i żal. Lepiej się działo ludziom na Łące Zbrodni.
Tam były drzewa ciężarne owocem słodkim. Tam w potokach lała się nie woda, lecz przednie wino, z dachów kapała nie podła deszczówka, ale najlepsza gorzałka Baczewskiego. Stoły kwietne do bankietów zastawione, harfiarze grają, ludzie jedzą i piją, gdy zaś ucztę skończą, idą pracować na chleb. Praca to łatwa, nie rosi potem czoła. Mieszkaniec tej łąki nie orze roli, lecz szachruje, urządza fałszywą krydę, podrabia podpisy na wekslach, fałszuje pieniądze i prowadzi handel dziewczętami.
Patrzą ludzie z Łąki Cnoty na drugą krainę i mówią do siebie:
– Patrz, jakie tam rozkoszne życie.
– My głodni, oni syci!
– My nadzy, a oni w złotogłowach!
– U nas płacz, tam wesele!
– U nas trud, tam ochłoda!
– Uciekajmy na Łąkę Zbrodni!
– Uciekajmy!
Poczęli ludzie tysiącami uciekać z Łąki Cnoty na Łąkę Zbrodni. 1 wyludniała się z dnia na dzień Łąka Cnoty, bo tam, za rzeką, było szczęście, był śmiech, był pełny brzuch, była gędźba i rozpusta. Opustoszała Łąka Cnoty. Został na niej jeden tylko zwaryowany literat, który zamiast oszustwami się trudnić, poezye dla redaktorów pisze i jest winien cukiernikowi za herbatę, szewcowi za buty, kamienicznikowi czynsz, słowem wszystkim winien, oprócz jednego Banku krajowego, którego nie jest dłużnikiem z tego powodu, bo mu Bank nic pożyczyć nie chce. Przyszedł zwaryowany głodomór przed trony Brahmy, Wisznu i Sziwy i zawołał:
– Oto Łąka Cnoty pusta!
Bogowie spojrzeli na bezludne obszary Łąki Cnoty i przerazili się wielce. I rozkazał Brahma mądremu Sziwie:
– Idź i wstrzymaj to wyludnienie.
Przyszedł nad rzekę mądry i surowy Sziwa. Zabrał się natychmiast do wstrzymania emigracyi. Ustanowił bezwłocznie krakowski najwyższy trybunał. Sąd ten wydawał ortyle w myśl przepisów Zwierciadła Saskiego. Or tyle były surowe i straszne. Na myśl o nich poty na ludzi biły, łydki się ze strachu trzęsły.
Tam, gdzie był bród na rzece, zawiesił krakowski najwyższy trybunał ciemną zasłonę, której na imię Ból i Trwoga. Oto przy ławie stoi pachołek grodzki, w prawej ręce trzyma bizun, a w lewej księgę prawa magdeburskiego. Straszną karę wymierza tym, którzy chcą iść z Łąki Cnoty na Łąkę Zbrodni. Zwierciadło Saskie wyrokuje:
Iże Rafał Rudyłowic sprzedał Kacprowi Indermachowi łutkę srebra próby 13 i noże-nek parę w blachmal łutów 18 – była autem sprawiedliwie srebra próba 11, jakoż łutów 17 12, przeto Rafał Rudyłowic otrzyma na ławie bykowców 30.
W jarmark środopostny w kotły uderzyć, a gdy się pospólstwo zbieży, Dominikowi Ko-rytce za cudzołóstwo wyliczyć pod dzwonnicą kijów pięćdziesiąta
Marcin Idzielewicz, susceptant lwowski testament roborując, kontenta testamentu naruszył, przeto radziecki sąd skazuje go uczciwie na 25 plag, które otrzyma od kata miejskiego personalnie.
Gabryś Elwart uwiódł Terezią Kurzańską: otrzyma więc bykowców hoc decreto adjudi-catos dwadzieścia pięć, każdy raz przy kotłach, na innym rogu rynku, przez piątków świętych ośm.
Popłoch i przerażenie! Z Łąki Cnoty nie ucieka nikt na Łąkę Zbrodni. Bo tam zasłona, której na imię Ból i Trwoga. Tam, gdzie bród na rzece, stoi pachołek grodzki, w prawem ręku trzyma bykowiec, a w lewem Zwierciadło Saskie. Trwoga i Ból… fizyczny, straszny ból…
Przyszły nowożytne czasy. Udaliśmy się wszyscy przed tron Brahmy, Wisznu i Sziwy, płacząc i krzycząc:
– Oto trybunał krakowski katuje ludzi! Ortyle Zwierciadła Saskiego są średniowie-cznem barbarzyństwem! Precz z karą cielesną! Precz z ciemnotą wieków średnich! Żądamy uznania praw człowieka!
– Wy zatem chcecie… – pyta się Brahma.
– Praw ludzkich!
– Usunięcia barbarzyństwa!
– Habeas corpus!
– Vive Ii bertę, egalite, fraternite! Wziął Brahma do ręki fajkę opium i rzekł do mądrego Sziwy:
– Zdejmij Zasłonę, której na imię Ból i Trwoga.
Zapalił Brahma fajkę opium i rzekł do dobrego Wisznu:
– Ogłoś prawa człowieka.
Krakowski grodzki trybunał wywieszaliśmy na latarniach, spaliliśmy Zwierciadło Saskie, kat pobiera z kasy miejskiej tylko połowę gaży, bo się dochody jego ograniczają nałapaniu psów. Droga z Łąki Cnoty na Łąkę Zbrodni wolna. Nie stoi na niej Zasłona, której imię Ból i Trwoga. Na Łące Cnoty, jak dawniej, gorzki chleb, łzy i rozpacz, każdy, kto chce, na Łąkę Zbrodni idzie. Albo ma szczęście i zrobi majątek, albo ma pecha i idzie do kryminału. Ale w kryminale nie masz wcale Bólu, ni Trwogi. Tam jest jeszcze lepiej, niż na wolności. Biedny robotnik gnije w suterenach, chłop z Łąki Cnoty w nędznej lepiance się mieści, złoczyńca w kryminale ma wybieloną izbę i pościel, wikt zdrowy, łaźnię i doktora na każde zawołanie. Toteż kryminał nie straszy tych, co idą na Łąkę Zbrodni. Owszem zachęca. Kto ma spryt, urządza bankructwo, odsiedzi kilka lat, a wróciwszy, używa plonów swego bankructwa w ciszy, zamożności, dostatkach i spokoju.
Patrzcie na Łąkę Zbrodni: oto bezczelny zbrodniarz handluje dziewczętami, wywożąc żywy towar do zagranicznych domów rozpusty. Czyni to śmiało; na drodze nikczemnej zbrodni niemasz Trwogi i Boiu, lecz w najgorszym wypadku biały dom z łaźnią i doktorem…
Oto banda oszustów, szachrai, złodziei i pod-rabiaczy monet bezczelnie broi, bo wpoprzek drogi zbrodni niemasz Boiu ni Trwogi, lecz humanitarny, wygodny, hygieniczny hotel, utrzymywany kosztem krwawej pracy rolnego ludu…
Przyszła gromada ludzi przed tron Brahmy i woła:
– Prawa człowieka tylko dla tych, co są ludźmi.
– Humanitarność nie dla wyrodków, co się człowieczeństwa wyzbyli!
– Egalitć?! Uczciwy człowiek nie jest oszustowi równym.
– Libertć?! Wolność nie dla mordercy, zbója i handlarza dziewcząt.
– Fraternis?! Jam nie brat fałszywego bankruta, lichwiarza i stręczyciela do nierządu.
Krzyczy tłum:
– Patrz Brahmo na argentyńskie domy publiczne, przepełnione dziećmi naszej ziemi, postaw ohydnym zbrodniarzom na drodze zasłonę, której na imię Trwoga i Ból!
– Wróć nam grodzkie krakowskie prawo!
– Wróć ortyle Zwierciadła Saskiego!
– Niechże Rafał Rudyłowic, sprzedający łutkę srebra i nożenek parę, jeśli daje srebro 11, a nie 13 próby, otrzyma na ławie uczciwych bykowców pięćdziesiąt.
– Niechże Dominik Korytko za stręczenie do nierządu weźmie pod dzwonicą plag 25, a nie będzie więcej stręczył.
– Niechże Gabryś Elwert, handlarz dziewczętami, dostanie bykowców hoc decreto ad-judicatos, każdy raz na innym rogu rynku przez świętych piątków nie ośm, lecz ośmdziesiąt.
– Ulituj się, Brahmo!
– Między Łąką Cnoty, a Łąką Zbrodni postaw Trwogę i Ból!
Nie ulitował się. Nie chce słyszeć skarg ludzkich. Dość mu tej prawniczej awantury. Wypalił fajkę opium, a potem zasnął. Wisznu też zasnął, a mądry Sziwa wyjechał na marzec do Nizzy. Mnie redakcya dała bilet i zaliczkę, abym wyjechał na Riwierę i opisał im wiosnę w lutym. Ale ktoby tam pisał. Woię w Monaco pociągnąć banczek.
MAŁPA
Gdym był, kochany czytelniku, w środkowej Afryce…
– Ależ pan nie byłeś wcale w Afryce!
– Naturalnie, że nie był!
– To jest oburzające!
– W każdym swym utworze jest ten człowiek gdzieindziej: raz w Indyach, potem w Anglii, potem w Australii…
– Czysta blaga!
– Oczywiście, że blaga, bo on wszystkie swoje afrykańskie opowiadania pisze, trąbiąc piwo u Hawełki.
– Pisze na stole, siedzi na ławie…
– Lub leży pod ławą.
Spojrzałem z żalem na zgromadzonych czytelników.
– No dobrze, ale pozwólcież mi państwo mówić. Otoż gdym, kochani czytelnicy, był w środkowej Afryce…
– Ależ panie, przecieżeś pan tam nie był.
– No to cóż z tego, że nie byłem?
– Jakże więc pan śmiesz powoływać się na pobyt w Afryce, jeśli pan tam wcale nie byłeś?
– Licentia poetica.
– Ha, jeśli licentia…
– No; więc niechże mówi.
– Cóźeś pan widział w środkowej Afryce?
– Widziałem małpę. Widziałem ją na miedzy, wśród pól pszenicznych. Obok był ugor pełen przepysznych kwiatów polnych, za ugorem wiśnie i jabłonie kwitnące.
Małpa ta nie śmieszyła mnie, lecz oburzała. Ręce jej były w wiecznym ruchu. Zamyślona patrzy w dal, ręka bezwiednie zerwała rumianek i małpimi palcami go skubie. Oskubała białe listeczki, a złoty dukat rumianka rzuciła na ziemię. Zdeptała go nogą ze złości. Bo pytała się tego kwiatu, czy małpek ją kocha. Odrywała bielutki listek za listkiem i mówiła:
– Co?! Małpa?! Mówiła?!
– Dziwisz się pan? Nietylko małpy mówią, ale i pluskwy mówią. Czy nigdy nie słyszałeś mówiącej pluskwy?
– Nigdy.
– Jakto? Pan sądzisz, że dziennikarski proletaryusz w Warszawie, szarpiący utworom moim łydki, jest niemową?
– Nie, nie. Pan masz zupełną słuszność. Są na świecie marne pluskwy, płytkie i płaskie dziennikarskie krety, a przecie umieją mówić.
– Taka obrzydła pluskwa nie podpisze się na artykule, przyjdzie chyłkiem i ugryzie.
– Wracajmy do Afryki! Cóż ta małpa robiła?