- W empik go
Turcja: obłęd i melancholia - ebook
Turcja: obłęd i melancholia - ebook
Turcja to kraj kontrastów i sprzeczności. W ostatnim czasie uwaga świata ponownie skierowana jest na to państwo: rząd Erdoğana, choć pozornie demokratyczny, stopniowo zaczął przypominać dyktaturę, wtrącając do więzień swych oponentów i brutalnie tłumiąc wszelkie głosy sprzeciwu. I chociaż Turcja jest państwem świeckim, religijny konserwatyzm staje się istotną siłą. Pozostając w geopolitycznej przestrzeni między zsekularyzowanym Zachodem a muzułmańskim Wschodem, Turcja jest targana wieloma konfliktami, w tym choćby Arabską Wiosną, wojną w Syrii, rozkwitem ISIS.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65595-44-7 |
Rozmiar pliku: | 404 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wczoraj
„To jest Turcja!”.
Każdego dnia wypowiada się to zdanie z taką regularnością, że jest ono prawdopodobnie najczęściej używanym zwrotem w Turcji. Używa się go, by opisać jakieś szczególnie niedorzeczne wydarzenia i sytuacje. Wygłasza się je z sardonicznym uśmiechem i tak naprawdę pozbawione jest ono znaczenia – niepisane porozumienie w narodzie pozwala tej frazie w jakiś sposób wyrażać cokolwiek. Wszystko. Na przykład, jeśli karetka przybywa późno, a następnie przejeżdża pacjenta i ten umiera, moglibyście wykrzyknąć dramatycznie: „To jest Turcja!”.
Równie dobrze moglibyście roześmiać się i powiedzieć to samo, widząc na autostradzie kierowcę, który wystawia nogę przez okno, tym razem bez ofiar w ludziach. „To jest Turcja!”.
Ale na tym nie koniec! Jeśli całujecie się publicznie w Stambule, możecie być pewni, że zostaniecie ostrzeżeni – ktoś szturchnie was w ramię i krzyknie: „Hola! To jest Turcja! Żadnych tu takich!”. Warto wiedzieć, że w tym kraju bardziej wypada wdać się w bójkę niż całować na ulicy.
Zdanie, które otwiera fraza „To jest…”, to zmyślna konstrukcja: sugeruje bowiem, że opisywana sytuacja musi wywołać szok, a zarazem automatycznie go niweluje. Obwieszcza, że oto mamy do czynienia z pewnym – specyficznym – zdarzeniem, i jednocześnie wyjaśnia, że brak wpływu na okoliczności tego zdarzenia wynika ze swoistego fatum. Mówi o melancholii związanej z traktowaniem długotrwałego obłędu, jakim jest Turcja, jako coś naturalnego, o przyzwyczajaniu się do szaleństwa czy – bardziej precyzyjnie – o rezygnacji w obliczu tego szaleństwa. To zdanie stanowi istotę tragikomicznej natury kraju, w którym każdy przekaz ma co najmniej dwa znaczenia. To jest Turcja!
Wszystko pięknie, ale czym jest „to” miejsce?
Być może to nawet nie jest miejsce. Zgodnie bowiem z definicją powtarzaną od założenia państwa „to” jest mostem. „Pomiędzy Wschodem i Zachodem”, a także między „Azją i Europą” czy „Orientem i Okcydentem”. Owo „pomiędzy” wywołuje poczucie niezdecydowania u niemal każdego, kto stąd pochodzi. Bo skoro tak, to z której strony mostu najlepiej opisywać sam most? Zdaniem Republiki założonej w 1923 roku odpowiedź jest oczywista…
Od założenia Republiki każde pokolenie studiowało w szkolnych ławkach tę samą mapę. Według niej Turcja była największym krajem na świecie i co oczywiste, znajdowała się w samym jego centrum. Stała niczym kolos pośrodku uroczystych haseł ojca założyciela, Atatürka: „Turku, bądź dumny, pracuj i ufaj”; oraz: „Szczęśliwym jest człowiek, który może zwać się Turkiem!”. Różnobarwna Europa unosiła się w górze. W obrębie widmowych krajów leżały miasta o urokliwych nazwach i rzeki o błękitnych wodach. Tam według naszych przodków znajdowało się Eldorado, wzór do naśladowania. W dole był Wschód, zawsze szarozielony. Podobnie jak ZSRR, przypominał pustynię lub coś pokrewnego, chropawą, mglistą pustkę. W tej inkarnacji mapa mówiła: „Nie patrz ani w dół, ani na prawo, patrz w górę. Nad tobą jest życie: barwne i pełne świeżości. Poniżej nie ma nic prócz »brudnych Arabów« i wielbłądów. Nie warto się tym interesować. Wyjdź z domu i biegnij na Zachód tak szybko, jak cię nogi poniosą”.
Twórcy mapy uznali, że kraj łączący Azję i Europę, jego rząd i urodzone w nim dzieci należy definiować poprzez zachodnią stronę mostu. Republika prezentowała tę „pośrednią egzystencję” jako tożsamość, z której można być niepodważalnie dumnym, dumnym tak bardzo, że można by pomyśleć, iż tylko my powstrzymujemy Wschód i Zachód – cały świat! – przed rozpadem. Niebiosom dzięki za Turcję! Nasz los to droga ku Zachodowi, wieczny stan przejściowy.
Ludzie na moście mieli jednak dwa poważne problemy związane z własną tożsamością i definicją tego miejsca. Przede wszystkim nieważne, jak uparcie płynęli na Zachód, wschodnia strona mostu zawsze ciągnęła ich do tyłu. Nie była to ich jedyna zgryzota: zgodnie z rozkazami ojca założyciela musieli dorównać ludziom Zachodu. W tym celu realizowali więc określony plan, by następnie ów status przekroczyć. W sławnej przemowie z okazji dziesięciolecia Republiki Atatürk nakazał Turkom „wznieść się ponad poziom cywilizacji zdobywców”*. To zadanie obarczyło ludzi jeszcze większym ciężarem. Wiedzieli, że są „poniżej”, a zarazem zuchwale pragnęli dorównać „górze”. Tym, co ściągało ich w dół, było poczucie nieważności, siła oddziaływania „wschodniej duszy” – duszy trawionej przez pustkę, u której źródeł znalazły się dwie wielkie siły: świadomość bycia nikim i pragnienie wspaniałości. Było tak, jakby na Turcję spadła klątwa, niepozwalająca znaleźć lustra, które ukazałoby jej prawdziwe oblicze, bez wyolbrzymiania i pomniejszania.
* Chodzi o mowę z 29 października 1933 roku (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza i redaktorki).
I jakby tego było mało, kolejny dualizm wpleciony w los tej krainy dezorientuje mieszkańców mostu. Na malutkim skrawku ziemi, pozostałym po utracie całego imperium, nawet ci, którzy głęboko doświadczyli tragedii wojny, postrzegali proklamację Turcji jako „wielkie zwycięstwo”. Osmanowie i tak byli tylko ciężarem! Młoda Turcja jawiła się jako strefa zero, nowy rozdział. Dla ludzi, którym wojna odebrała wszystko, taka motywacja była naturalną koniecznością, ale reset historii kosztował. „Przedtem” zostało obalone. Byliśmy wnukami kolosalnego, nagle pozbawionego jakiejkolwiek wartości imperium. Oficjalna historia unieważniła jego erę, lecz każde z nas nadal musiało uczyć się o wszystkich sułtanach i czasach ich panowania. Rok 1923 był kamieniem milowym, co do którego mieliśmy mieszane uczucia. „Przedtem” budziło w nas zarazem niesmak i dumę, naśladowaliśmy jego potęgę, gardząc nią jednocześnie. Mieszkańcy mostu dorastali w pewnego rodzaju rozdwojeniu jaźni typowym dla dzieci, które są naocznymi świadkami historii, a potem muszą nauczyć się na pamięć zupełnie innej wersji wydarzeń. Ludzie tak bardzo przyzwyczaili się do sytuacji, w której rzecz może być swoim przeciwieństwem, że nikogo nie dziwiło odczytywanie jednego znaku na co najmniej dwa sposoby. To dlatego naród turecki podwójne znaczenie zdania „To jest Turcja!” bierze za naturalne: ludzie są przyzwyczajeni do przeżywania jednocześnie szoku i obojętności, do śmiechu przez łzy, a także do tego, że jeśli protestują przeciwko danej sytuacji, automatycznie muszą się do niej dostosować. Nie widzą nic dziwnego w tym, że życie wymusza na nich tak skomplikowane zabiegi psychologiczne.