- W empik go
Tuż przed świtem. Syria. Kroniki czasu wojny i nadziei z Aleppo - ebook
Tuż przed świtem. Syria. Kroniki czasu wojny i nadziei z Aleppo - ebook
Wstrząsająca opowieść, snuta dzień po dniu przez ojca Ibrahima, franciszkanina i proboszcza z Aleppo. Poruszający dziennik, przeprowadzający nas przez najbardziej mroczne chwile syryjskiego konfliktu: od zaciekłych walk, bombardowań i śmierci niewinnych ofiar, po „rozejm” z grudnia 2016 roku.
Drugie pod względem wielkości miasto w Syrii dziś nosi na sobie ślady bezdusznego konfliktu, który toczył się na jego ulicach i który w dalszym ciągu zbiera krwawe żniwo w innych częściach kraju. Wydaje się, że bombardowania ustały, ale ta wojna „się nie skończyła” – przypomina ojciec Ibrahim. Łaciński kościół parafialny św. Franciszka z Asyżu oraz klasztor franciszkanów z Kustodii Ziemi Świętej przez długi czas znajdowały się tuż przy linii frontu między siłami rządowymi a oddziałami rebeliantów. W ciągu tych kilku lat stały się punktem odniesienia i miejscem schronienia dla setek rodzin. Rozdawanie wody, żywności i lekarstw, naprawianie uszkodzonych domów, uiszczanie opłat za studia i za naukę w szkole dla wielu dzieci, pocieszanie wdów i sierot – to tylko nieliczne spośród mnóstwa przykładów solidarności, których bohaterami są ludzie z Aleppo.
Wojna jeszcze się nie skończyła. Ale na pewno nie zwyciężyła.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7823-966-6 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
22 grudnia 2016 roku do przyjaciół i dobroczyńców w Europie dociera wiadomość od ojca Ibrahima Alsabagha, franciszkanina i proboszcza w Aleppo: „Po długich pertraktacjach między rządem a uzbrojonymi bojówkami grupy militarne złożyły broń i opuściły wschodnią część miasta. Wojsko ogłosiło, że uznaje Aleppo za «miasto bezpieczne». Gdy tylko dotarła ta wiadomość, wszystkie meczety wezwały wiernych do świętowania, a kościoły – te, które mają jeszcze dzwonnice – długo biły w dzwony. Marzenie się spełniło…”. Są to słowa pełne nadziei. Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem wyswobodzenie wschodniej części miasta jest „najpiękniejszym prezentem”.
Aleppo niewątpliwie weszło w nowy etap. Wielkie są nadzieje i oczekiwania, ale potrzeby ludności wciąż pozostają ogromne. Sześć lat wojny pozostawiło po sobie setki tysięcy zabitych (mówi się o ponad trzystu tysiącach ofiar, ale naprawdę nikt już nie wie, ile ich jest), ponad sześć milionów uchodźców i ludzi pozbawionych dachu nad głową. Sytuacja Syrii, a wraz z nią także Aleppo, jest w każdym razie tragiczna. Ci, którzy przeżyli bombardowania we wschodniej części miasta, żyją w zupełnej nędzy.
Rodzą się pytania: czy szybko nastanie pokój w Syrii? Co czeka Aleppo? Co pozostanie z tego miasta, które było jednym z najpiękniejszych i najbardziej żywotnych na całym Bliskim Wschodzie? Z Syrii dociera do nas prośba, by nie odwracać oczu od tragedii, którą przeżywa ten kraj. Obecnie miasto jest kontrolowane niemal całkowicie przez wojsko lojalistów, ale wciąż istnieją zarzewia oporu. Nadal słychać strzały, bombardowania. „Wojna jeszcze się nie skończyła” – przyznaje ojciec Ibrahim.
Rząd Baszara al-Assada obiecał interwencję na terenach produkcyjnych, aby spróbować uruchomić choćby w minimalnym stopniu działalność gospodarczą, wspierając pozostałą ludność. Jednak zima w Aleppo (nie tylko ta meteorologiczna) będzie jeszcze trwać długi czas. Miasto jest upiornym skupiskiem opustoszałych domów i ulic zawalonych wszelkiego rodzaju pozostałościami. Wśród gruzów często znajdują się niewypały, które czynią z nich śmiertelne pułapki.
W prezentowanej książce, uwzględniając najnowsze wydarzenia, ojciec Ibrahim nie stara się zrozumieć polityki poszczególnych rządów ani badać geopolitycznych przyczyn syryjskiego konfliktu. Półki księgarskie uginają się już pod ciężarem rozmaitych opracowań, które próbują przedstawić klucze do jego odczytania.
Ojciec Ibrahim opowiada natomiast w tej książce, głęboko różnej od wszystkich innych obecnych na rynku, jak ludzie w dalszym ciągu przeżywają w Aleppo tragedię wojny, jak karmią się nadzieją przyszłości, w czasach gdy pielęgnowanie nadziei wydaje się bluźnierstwem. Jak ludzie odnajdują sens życia (i śmierci), w sytuacji gdy zło i przemoc są nonsensem w czystej postaci.
Ta książka to krótkie zapiski, przenikliwe refleksje, pulsujące życiem, jękami i krzykami, które stają się modlitwą, cierpieniami doświadczanymi na żywym ciele ludu wyczekującego końca koszmaru, jak wówczas, gdy – tuż przed świtem – nagle robi się jaśniej i zapowiada się nadejście światła dnia w pełnym blasku.APEL Z SYRII
Pragniemy, by ustała rzeka krwi, z jednej i z drugiej strony… Człowiek tutaj nie ma już żadnej wartości! My jednak wierzymy w moc modlitwy i prosimy, aby modlono się o pokój. Coraz pilniejsze staje się przekonanie walczących stron, że trzeba odłożyć broń i zacząć rozmawiać. Ludzie, którzy pozostali w Aleppo, zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie, żyją w przerażeniu. Tym, co nas zawsze zaskakuje jest to, że frakcja tak zwanych „rebeliantów”, która obecnie pokrywa się już z Kalifatem islamskim, mimo apeli, ostatecznie jest wspierana przez Zachód. Nie mamy pojęcia, ilu chrześcijan pozostało w mieście. Kto może, ucieka. Na pewno zostało tam dużo mniej niż połowa z dwustu dwudziestu tysięcy, które niegdyś tam mieszkały…
Sytuacja w Aleppo jest bardzo trudna, nie tylko z oczywistych racji bytowych: brakuje elektryczności, prąd możemy wytwarzać tylko za pomocą generatorów na ropę. Ceny paliwa są wysokie i niełatwo je zdobyć. Brakuje wody pitnej. Do niektórych dzielnic dociera ona tylko w beczkowozach, przed którymi ustawiają się kolejki ludzi z kanistrami, by zaopatrzyć się w wodę za opłatą. Na szczęście mamy studnie w kościołach i dzięki temu sami możemy rozdawać wodę… Tymczasem potrzeby ludzi stają się coraz większe. Jest problem zniszczonych domów, dlatego tym, którzy ich nie mają, staramy się pomóc znaleźć jakieś lokum do zamieszkania. Ceny towarów są niebotyczne, tak jak zresztą inflacja. A poza tym wzrasta bezrobocie, czemu sprzyja także embargo ekonomiczne. My jako Kościół chcielibyśmy bardzo pomóc przetrwać niepracującym, znaleźć pracę drobnym rzemieślnikom… Ale wobec niepohamowanej rzeki krwi prosimy tylko o pokój… Liczymy na wasze modlitwy.
Aleppo, wrzesień 2016 ¹
Bp Georges Abou Khazen
katolicki wikariusz apostolski w Aleppo
------------------------------------------------------------------------
¹ Apel ten, choć napisany przed wypędzeniem bojówek rebelianckich ze wschodniego Aleppo, nie traci na aktualności, kreśląc zasadniczo niezmieniony obraz społeczny. Dziś liczba walk w mieście mogła nawet drastycznie spaść, ale warunki życia ludności nadal pozostają bardzo trudne. Brak wody, prądu i pracy, zniszczenia, trudności z zaopatrzeniem w dalszym ciągu stanowią codzienność zwykłych ludzi. Krótko mówiąc, wojna się nie skończyła.WRESZCIE WIELKA RADOŚĆ. DZIŚ WRÓCIŁA WODA…
(13 lipca 2015)
Śmiertelne zniszczenia spowodowane bombardowaniami i rozmowa z pewną matką, która straciła synów na wojnie. Ale także nadzieja płynąca z rozdawania żywności tym, którzy nie mają już pieniędzy, by cokolwiek sobie kupić, albo z zabawy balonikami w oratorium, by przywrócić uśmiech najmłodszym, pierwszym ofiarom wojny.
W pierwszej części zebraliśmy newslettery, jakie ojciec Ibrahim Alsabagh wysyłał drogą mejlową do swoich włoskich przyjaciół, aby dzielić się z nimi tym, czym żyje dzień po dniu w Aleppo. Jego słowa mają posmak opowiadania bez retuszu, często pozbawionego komentarza, a także zdumienia wobec tego, co właśnie zobaczył lub usłyszał, tragicznego bądź radosnego. Są to wrażenia na gorąco, jakimi dzieli się chrześcijanin, stojąc naprzeciw nienawiści (ale także nadziei) i próbując zdać sprawę z własnej wiary.
Ojciec Ibrahim przesłał swój pierwszy newsletter pod datą 26 stycznia 2015 roku, czyli kilka tygodni po przybyciu do miasta. Przerażającą rzeczywistość, w której się znalazł, opisuje w sposób suchy, jakby z niedowierzaniem. Od samego początku jednak przedstawia pierwsze próby dania odpowiedzi, zareagowania na zło. Ostatni newsletter pochodzi natomiast z 5 stycznia 2017 roku i wreszcie mówi o odbudowie i przyszłości, choć sytuacja w mieście nadal pozostaje krytyczna.
Oprócz newsletterów włączyliśmy do tej publikacji także kilka artykułów ojca Ibrahima, opublikowanych na łamach dziennika „Avvenire” (12 października i 24 grudnia 2015), trzy artykuły, które ukazały się w dodatku „La Porta Aperta” tegoż dziennika (grudzień 2015, z okazji rozpoczynającego się Jubileuszu Miłosierdzia oraz 8 maja i 9 października 2016), a także list do dzieci z oratoriów zaprzyjaźnionych z oratorium parafii ojca Ibrahima, parafii św. Franciszka w Aleppo¹.
Na początku 2015 roku, w początkowym okresie pobytu ojca Ibrahima w Aleppo, rebelianci przypuszczają szturm na dzielnice pozostające pod kontrolą regularnego wojska syryjskiego, zdobywając teren. Zwiększa się liczba bombardowań również w rejonie parafii rzymskokatolickiej. Nie przeszkadza to jednak zakonnikom w kontynuowaniu działalności: od błogosławieństwa domów do tworzenia czytelni dla studentów.
26 stycznia 2015
Do samego końca miałem nadzieję, że zdołam przybyć do Włoch, tak jak to było zaplanowane, ale nie mogłem opuścić parafii i zostawić współbrata samego. Dlatego piszę do was ten list, w którym postaram się opowiedzieć o paru aspektach mojej misji w Aleppo.
Od Bożego Narodzenia do dzisiaj przeżywałem bardzo trudne chwile, kiedy na budynki mieszkalne w naszym rejonie zrzucano bomby i butle gazowe². W zeszły czwartek został zaatakowany i częściowo zniszczony kościół katolicki obrządku ormiańskiego. Sporadycznie wystrzeliwane pociski niszczą wiele domów, co nieuchronnie prowadzi do śmierci i poważnych obrażeń ich mieszkańców.
Zima w Aleppo
W okresie zimowym w Aleppo intensywny chłód dramatycznie wpływa na życie ludzi. Już prawie nie ma ropy, więc my, ponieważ służymy ludziom, odwołujemy się do władz cywilnych, uzyskując od nich od czasu do czasu niewielkie ilości. To samo dotyczy gazu.
Nasz duży kościół św. Franciszka jest lodowaty w środku, ale wierni nadal, z heroiczną odwagą uczestniczą w celebracjach. My obaj, zakonnicy tu pracujący, chorowaliśmy z powodu zimna. Przeziębienie nasilało się za każdym razem, gdy schodziliśmy do kościoła, aby odprawiać mszę i spowiadać. Minęło dopiero po bardzo długim czasie.
Stowarzyszenie charytatywne
W ostatnim czasie zacząłem wprowadzać pewne zmiany w naszym stowarzyszeniu charytatywnym, czymś w rodzaju parafialnej Caritas. Odnowa polega na wymianie personelu, zarówno wywodzącego się z wolontariatu, jak i zatrudnionego na etacie, zmianie kryteriów decydujących o rzeczywistej potrzebie oraz praktycznych sposobach niesienia pomocy. Suma konieczna do miesięcznej opieki nad naszymi ubogimi coraz bardziej rośnie, podczas gdy źródła lokalne wyczerpują się z racji powszechnego ubóstwa. Liczba rodzin i pojedynczych osób objętych opieką przekroczyła dwieście trzydzieści jednostek, ale liczba ta szybko będzie rosła wraz z nowymi zgłoszeniami. Po starannym zbadaniu rzeczywistych potrzeb w odniesieniu do nowych przypadków, prawie zawsze dochodzi się do wniosku, że pomoc powinna być udzielona i to natychmiast.
Nie jestem do końca zadowolony z naszego stowarzyszenia. Trzeba poprawić poziom organizacyjny, aby udało się obsłużyć większą liczbę osób. W każdym razie od mojego przybycia do Aleppo do dzisiaj całkiem sporo udało się zrobić.
Dramatyczna sytuacja ekonomiczna i społeczna
Sytuacja ekonomiczna w Syrii szybko się pogarsza. Kilka dni temu rząd ogłosił wzrost cen ropy z 85 funtów syryjskich za litr na 125 funtów, natomiast cena butli z gazem wzrasta z 1100 funtów syryjskich do niezmiernie wysokiej kwoty 1500 funtów³. To samo dotyczy benzyny. W konsekwencji ceny chleba i w ogóle całej żywności, również artykułów pierwszej potrzeby, znacząco wzrosły. Prognozy przewidują ciągłe słabnięcie funta syryjskiego w stosunku do dolara, a to pociąga za sobą wzrost ubóstwa. Trzeba więc przygotować się na jeszcze trudniejszy scenariusz.
Nietrudno jest sobie wyobrazić, że wśród naszych ludzi panuje atmosfera rozpaczy: chorzy starcy, który cierpią niemiłosiernie z powodu wyziębienia, dzieci i kobiety z silnymi objawami niedożywienia, rodziny, które nie są już w stanie płacić czynszu za dom, dorośli, zwłaszcza rodzice, nie troszczą się już o leczenie, a więc – również z powodu lekkich chorób, ale przez długi czas zaniedbywanych – ponoszą poważne uszczerbki na zdrowiu, szkody powodujące nawet śmierć.
Kilka konkretnych przypadków
Dziś rano przyszli do nas ojciec i matka, rodzice pięciorga dzieci, które studiują na uniwersytecie. Oboje nie mogą znaleźć pracy. Matka szepnęła mi, że jest chora na oczy i że powinna poddać się zabiegowi chirurgicznemu, ponieważ przestaje widzieć, ale dodała, iż ze względu na niewielkie zapasy pieniędzy, jakie jej zostały, woli opłacić dzieciom czesne na uczelni, i to nawet jeśliby miała całkowicie oślepnąć i umrzeć z głodu.
Każdego dnia odkrywam przynajmniej cztery przypadki skrajnej biedy. Jakiś czas temu pewna starsza pani przyszła mnie odwiedzić i opowiedzieć o swoim ogromnym ubóstwie i chorobie. Potem pokazała mi naładowany pistolet, mówiąc, że jest gotowa odebrać sobie życie „w sposób godny”, gdyby nie była w stanie dłużej znosić cierpień i rozpaczy. Wczoraj natomiast zgłosiła się pewna wdowa z dwojgiem dzieci, która wyznała mi, że od dwóch miesięcy nie ma ani gazu, ani ropy, ani prądu, pozostała jej tylko odrobina wody pitnej. Musiałem „wykraść” klasztorowi jedną butlę, dopiero co napełnioną gazem, i wysłać natychmiast do domu tej kobiety.
Czytelnia dla studentów
5 stycznia w całej Syrii zaczął się okres egzaminacyjny na uniwersytetach. Uruchomiliśmy zatem projekt pomocy dla studentów i maturzystów. W ich domach brakuje prądu i ogrzewania. Zważywszy, że również biblioteki usytuowane przy różnych kościołach Aleppo są już zamknięte z powodu braku oleju opałowego, postanowiłem otworzyć czytelnię w parafii, w pomieszczeniach katechetycznych. Możemy przyjąć nawet sześćdziesięciu młodych ludzi. Pomieszczenie uporządkowaliśmy i wyposażyliśmy, ogrzewając je przy użyciu urządzenia domowej roboty, które zużywa niewiele oleju, a następnie udostępniliśmy je dla studentów i uczniów od godziny 9 rano do 8 wieczorem.
W ramach tego samego projektu wyznaczyliśmy dwoje młodych małżonków i kilku innych bezrobotnych jako odpowiedzialnych za prowadzenie czytelni. Obecnie mamy osiemdziesięciu zarejestrowanych studentów. Do rejestracji wymagamy tylko minimalnej opłaty. W czytelni jest do dyspozycji także ciepły napój dla tych, którzy będą go potrzebowali. Wczoraj, ponieważ zauważyłem, że wielu z tych młodych ludzi nic nie je od rana do wieczora, zakupiliśmy trochę chleba i czekolady, dając w ten sposób coś do jedzenia trzydziestu dwóm osobom. To był najpiękniejszy podarunek, jaki mogli sobie wyobrazić.
Jestem szczęśliwy, że udaje się nam świadczyć naszej młodzieży konkretną pomoc i chciałbym – o ile Opatrzność nadal będzie nas wspierać – udzielać jej stale, a więc nie tylko w okresie egzaminów, ale przez cały rok. Ponadto mam nadzieję, że będziemy mogli każdego dnia dawać im coś do jedzenia.
Błogosławieństwo domów
Od 13 stycznia rozpocząłem wizyty duszpasterskie w domach. U nas okres błogosławieństwa domów⁴ zaczyna się bowiem od uroczystości Chrztu Pańskiego⁵. Pierwszego dnia udało mi się odwiedzić sześć domów, gdzie spotkałem wielu ludzi, również dorosłych, którzy nie otrzymali jeszcze sakramentu bierzmowania, a także sporo starszych ludzi, którzy od lat nie wychodzą z domu. Wielu wyraziło pragnienie i potrzebę przyjmowania Komunii przynajmniej raz na miesiąc. Dzięki tym odwiedzinom poznałem ponadto niemałą liczbę bardzo biednych rodzin, które zachęciłem, aby zgłosiły się do stowarzyszenia charytatywnego po comiesięczną pomoc.
Walczę z czasem i z niezliczonymi obowiązkami, aby móc w dalszym ciągu, przynajmniej trzy razy w tygodniu, odwiedzać domy i błogosławić je. Nie wiem, czy podołam z racji zadań związanych z obsługiwaniem licznych osób, które codziennie zgłaszają się do biura parafialnego. W każdym razie zachowuję pogodę ducha, ponieważ mam wrażenie, że udaje mi się nigdy nie szczędzić sił. Daję mojemu ludowi całego siebie, wszystkie moje energie i zasoby. Moje sumienie jest spokojne i wszystko niesie mi pociechę. Ciężko pracuję każdego dnia od 7 rano do 11 wieczorem, bez odpoczynku, przerwy nawet na krótki spacer. Nasza praca wymagałaby dziesięciu osób, natomiast jest nas tu tylko dwóch. Nie robię jednak nic ponad to, co mój ojciec i moja matka ofiarowali mi przez wiele lat i jestem szczęśliwy, że również ja mogę dawać jako ojciec znacznie liczniejszej rodziny. Czuję bowiem, że droga do mojej świętości prowadzi przez naśladowanie rodziców w tej wytrwałej posłudze, jaką oni świadczyli wobec mnie.
24 lutego 2015
Od mojego przybycia do Aleppo napływ tych, którzy pukają do naszych drzwi zwiększa się każdego dnia. Są to przede wszystkim rodziny, które proszą o wszelkiego rodzaju pomoc. Na moim biurku proboszcza leży wiele małych karteczek, a każda z nich jest przypomnieniem kolejnej sprawy lub problemu do rozwiązania. Do biura przychodzi wiele osób. Są wśród nich ludzie pełni lęków, którzy krzyczą albo płaczą, są inni, którzy się skarżą na Kościół, czasami nawet raniąc tego, który ich słucha. Wszyscy są przyjmowani z uśmiechem, z wielkim spokojem, i nigdy nie pozwalamy, by odchodzili bez pokoju w sercu, bez pociechy związanej ze słowem Bożym, jakąś dobrą radą i pomocą materialną. Po tych spotkaniach modlimy się żarliwie, aż wola Pana ukaże się w jasny sposób. Dopiero wówczas przechodzimy do działania, które na ogół jest najlepszym rozwiązaniem i całkowicie przekonuje daną osobę. Często się zdarza, że trzeba wielokrotnie wzywać danego człowieka, aby przedyskutować nowe możliwości albo głębiej poznać sytuację przez zadanie kolejnych pytań.
Przyjmować czy odwiedzać rodziny?
Nie ukrywam, że w naszej działalności misyjnej doświadczamy pewnego rodzaju rozdarcia między przyjmowaniem ludzi a odwiedzaniem domów. Kiedy bowiem wychodzimy z wizytami duszpasterskimi, rodzi się w nas pragnienie, by nie wracać więcej do klasztoru. Przypominamy sobie życie Jezusa, Jego publiczną działalność pośród ludzi na ulicach: modlitwę, nauczanie, uzdrawianie i wypędzanie złych duchów. Serce chce pozostać z Jezusem, robić to, co On robił. Jak jednak moglibyśmy zlekceważyć te tłumy, które każdego dnia już od pierwszych przebłysków świtu przybywają do nas i pukają do bramy klasztoru? Również tutaj muszą oni mieć możliwość spotkania się z Jezusem, który daje się swoim dzieciom, aby słuchać, mówić i prowadzić. Co więc czynić? Wychodzić czy pozostawać w klasztorze, by przyjmować tych, którzy przychodzą? W przeciwieństwie do poprzedniego miesiąca w tych dniach wybieramy przyjmowanie. Mamy bowiem jeden poważny powód, który nas ogranicza: są to bomby, które spadają licznie i niespodziewanie, i które niestety nie oszczędzają nikogo.
Jaki jest nasz plan dnia?
Dzień zaczyna się od mszy o godzinie 7.30. Podczas gdy jeden zakonnik odprawia, drugi spowiada. Zaraz po celebracji przechodzimy do kaplicy klasztornej, aby odmówić brewiarzową godzinę czytań, jutrznię i modlitwę w ciągu dnia. Modlimy się w spokoju, zachowując wszystkie przewidziane momenty milczenia. Ta chwila, bardziej niż każda inna, daje nam siłę, by iść naprzód. Z czasem zdaliśmy sobie sprawę, że to jest najlepsze rozwiązanie, aby móc modlić się razem, zważywszy, że praca nigdy nie zostawia nam wolnej chwili aż do późnego wieczora. Nieszpory odmawiamy natomiast indywidualnie.
Po prawie godzinie intensywnej modlitwy wspólnej w kaplicy spożywamy śniadanie i jednocześnie omawiamy obowiązki. Następnie w biurze parafialnym zaczyna się wyścig z wieloma sprawami, które trzeba załatwić, podczas gdy już odzywa się dzwonek przy furcie, znacznie przed ustalonymi godzinami przyjęć. Mniej więcej o godzinie pierwszej robimy krótką przerwę na obiad. Wykorzystujemy tę okazję, by podzielić się opowiadaniami o różnych sytuacjach osób, które spotkaliśmy. Następnie wracamy do biura, by wypełnić zaplanowane obowiązki lub wykonać jakąś pracę, która wymaga szczególnego skupienia.
O godzinie 15.30 zaczynamy na nowo przyjęcia, natomiast o 16.50 jesteśmy w bazylice i znów, podczas gdy jeden z zakonników spowiada, drugi odprawia Eucharystię, po czym wracamy do spotkań, zarówno w biurze, jak i z grupami parafialnymi. Kiedy wszyscy odchodzą i klasztor zostaje zamknięty, my dwaj spożywamy kolację, informując się wzajemnie o odbytych rozmowach i napotkanych problemach oraz o wszystkich planach i zadaniach na następny dzień.
Po kolacji często wracamy do biura, aby dokończyć pilne sprawy, których nie udało się doprowadzić do końca w ciągu dnia. Ciszę przerywa odgłos bomb lub wystrzałów. Na koniec dnia, o ile jest woda – żeby tak jeszcze ciepła – wyczerpani bierzemy prysznic. Po osobistej modlitwie powierzamy się Duchowi Pana i w końcu idziemy spać.
Ostatnio bierzemy pod uwagę możliwość odmawiania nieszporów po arabsku w kościele św. Franciszka, po mszy wieczornej, z parafianami, którzy tego pragną. Mamy nadzieję, że nam się to uda, by nie tracić daru sprawowania nieszporów ze wspólnotą.
Wzrasta liczba pogrzebów
Tegoroczny luty jest miesiącem siostry śmierci. Uczestniczyliśmy w wielu, zbyt wielu pogrzebach, których liczba stale rośnie. Są to chorzy starzy ludzie, którzy nie wytrzymują zimna i niedożywienia. Większość zmarłych to ubodzy. Pewien kapłan mi wyznał, że wszystkie te osoby umierają bardziej z rozpaczy niż z zimna lub głodu. Kiedy brakuje prądu, paliwa, wody i pożywienia, biedni się poddają, umierają ze zgryzoty.
Zapełnić braki w opiece świadczonej przez stowarzyszenia działające na naszym terenie
Istnieje wiele rodzin, które mieszkają w wynajętych mieszkaniach i nie są już w stanie płacić miesięcznego czynszu. Żyją w prowizorce, na granicy minimum egzystencjalnego. Kiedy wzywają nas z wizytą, osobiście przekonujemy się, jak wielka jest ich nędza, zwłaszcza jeśli mają wiele dzieci.
Ponadto stowarzyszenia kościelne, które pomagają naszym rodzinom mieszkającym w wynajętych mieszkaniach, płacąc za nie część czynszu, uzależniają tę pomoc od zawarcia umowy prawnej, ale tylko nieliczni właściciele domów godzą się na to, w wyniku czego liczne rodziny nie otrzymują wsparcia. Staramy się interweniować w miarę możliwości, uzupełniając te braki przez konkretną pomoc.
Co gorsza, na liście zabiegów chirurgicznych opłacanych przez stowarzyszenia charytatywne nie ma tych, które uważa się za niezagrażające życiu, ale zalicza się do takich również wiele pilnych i koniecznych operacji, jak na przykład zabiegi związane z chorobami oczu lub wszelkiego rodzaju interwencje dentystyczne. Również w takich przypadkach staramy się brać ich ciężar na siebie.
Wsparcie dla studentów
Syryjskie rodziny chrześcijańskie są gotowe znosić wyrzeczenia w zakresie jedzenia lub zdrowia, ale nie rezygnują z edukacji dzieci. Zapisują je do prywatnych szkół chrześcijańskich, ponieważ państwowe znajdują się na skraju nędzy i całkowitego rozkładu. Odnosi się to zarówno do szkół podstawowych i średnich, jak i do uniwersytetów.
Pomagamy około stu dwudziestu studentom, którzy uczęszczają na uniwersytety państwowe lub prywatne. Większość z nich zdaje sobie sprawę, że nie będzie mogła kontynuować studiów z powodu braku pieniędzy, ale mimo to nie zmniejsza swojego zaangażowania i skupienia na nauce. W tym miesiącu nasza pomoc dla każdego z nich wyniosła około 20 euro na osobę. Taka kwota wystarczy, by opłacić miesięczne koszty codziennych przejazdów tam i z powrotem na uniwersytet oraz paru filiżanek kawy, ale liczy się przede wszystkim to, że Kościół jest postrzegany jako konkretnie obecny w czymś, co stanowi główne zmartwienie rodzin: w trosce o przyszłość ich dzieci. Gdybyśmy tylko mogli, to niewątpliwie do dyspozycji wszystkich naszych uczniów i studentów oddalibyśmy znacznie większe fundusze jako wkład Kościoła w nadzieję na przyszłość Syrii.
Banki domagają się spłaty kredytów na zakup domu
Do wymienionych trudności, z jakimi borykają się rodziny, dochodzi jeszcze jedna, o niemałym znaczeniu: miesięczne raty kredytów zaciągniętych w bankach wiele lat temu, kiedy zdecydowali się kupić dom. Odkąd zaczęła się wojna w kraju, wiele rodzin nie jest już w stanie ich spłacać. Właśnie w tych dniach otrzymali nakaz spłaty zaległych zobowiązań z całego roku, pod groźbą procesu sądowego. Nietrudno przewidzieć, że końcowym wyrokiem będzie pozbawienie własności i sprzedaż ich mieszkań oraz eksmisja. W grę wchodzą ogromne sumy i niektóre rodziny zaczęły prosić nas o pomoc. Staraliśmy się odpowiedzieć na te prośby, choć tylko w kilku przypadkach, świadomi, że bardzo wiele rodzin pozostanie niestety bez wsparcia.
Trudności z pomocą żywnościową
Wczoraj porównałem paczkę z żywnością rozdawaną przez nas z paczką oferowaną przez inne stowarzyszenia. Nasza jest najuboższa. Trzeba dodać pożywne pokarmy dla dzieci, na przykład mleko i puszki z tuńczykiem.
Oliwy, która była produktem szeroko rozpowszechnionym w Syrii (polewana na chleb stanowiła posiłek ubogiego), dziś brakuje, a więc jest też bardzo droga.
Liczyliśmy na paczkę z Czerwonego Półksiężyca, rozdzielaną przez rząd co piętnaście dni⁶. Ostatni raz otrzymaliśmy ją w tym miesiącu, ale poinformowano nas, że odtąd będzie dostarczana co cztery lub nawet co osiem miesięcy. Powinniśmy się przygotować również na to, kupując wszystko z własnych funduszy.
Początek Wielkiego Postu w czytelni
Koniec sesji egzaminacyjnej zbiega się z początkiem drogi wielkopostnej. Po mszy o godzinie 19.30 zszedłem do czytelni studenckiej, aby odprawić Eucharystię dla studentów. Po zgaszeniu światła wszystko odbyło się przy świetle samych świec. Jako ołtarz wykorzystaliśmy jeden ze stolików do nauki, aby podkreślić znaczenie ofiarowania Panu wysiłku młodzieży, która codziennie przebywa w tej sali. Pamiętaliśmy i dziękowaliśmy Bogu za tych, którzy zdali egzaminy, i za tych, którzy nie mogli wziąć udziału w celebracji.
Kilka dni przed Wielkim Postem spotkałem się z młodymi, którzy przychodzili do tej sali. Nie kryli swojej wdzięczności. Podczas mszy z posypaniem głów popiołem widziałem jaśniejącą w ich oczach tę wdzięczność, która niewątpliwie jest skierowana do Pana, Początku Wszelkiego Dobra. My zakonnicy jesteśmy tylko „sługami nieużytecznymi” (Łk 17, 10), niczym więcej.
Droga krzyżowa w pierwszy piątek Wielkiego Postu
Zgodnie ze zwyczajem także tutaj, w Aleppo, dla wiernych obrządku łacińskiego 20 lutego odprawiliśmy drogę krzyżową w piątek Wielkiego Postu, w bazylice św. Franciszka. Użyliśmy tych samych rozważań co w Jerozolimie, aby przeżyć ten ważny moment w komunii z naszymi współbraćmi z Kustodii Ziemi Świętej. Na zakończenie drogi krzyżowej modliliśmy się ze szczerego serca za tych, którzy nas wspierają z daleka, pozwalając nam kontynuować naszą misję w tak zdewastowanym mieście.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
1 Teksty zawarte w pierwszej części poprzedziliśmy notkami redakcyjnymi, które uznaliśmy za konieczne, aby pomóc czytelnikowi usytuować opisywane wydarzenia we właściwym kontekście.
² Pociski domowej roboty, złożone z opróżnionych butli gazowych, które wypełniono materiałem wybuchowymi i kawałkami żelaza.
³ Na początku wojny, w 2012 roku, jedno euro wymieniano za 85 funtów syryjskich (SYP). W pierwszych miesiącach 2015 roku, kiedy ojciec Ibrahim pisał ten list, za jedno euro trzeba było zapłacić co najmniej 400 funtów syryjskich; w połowie 2016 roku, w zależności od sytuacji, kwota ta wynosiła od 500 do 600 funtów. Dewaluacja waluty jest jedną z nieubłaganych konsekwencji wojny. Jednocześnie inflacja, jak opowiada ojciec Ibrahim, winduje do niebotycznych rozmiarów ceny za artykuły pierwszej potrzeby. W Aleppo nawet ci, którzy zgromadzili jakiś kapitał, szybko stają się świadkami jego topnienia i w krótkim czasie popadają w biedę.
4 W Polsce popularnie zwany kolędą.
⁵ W liturgii obrządku rzymskokatolickiego uroczystość tę obchodzi się w niedzielę po Objawieniu Pańskim.
⁶ Czerwony Półksiężyc w krajach arabskich jest odpowiednikiem Czerwonego Krzyża.