Twoje przyszłe ja. Już dziś uczyń swoją przyszłość lepszą - ebook
Twoje przyszłe ja. Już dziś uczyń swoją przyszłość lepszą - ebook
Czy ja, które dziś zarywa noc, i ja, które nazajutrz musi wstać skoro świt, to jedna i ta sama osoba? Czy myśląc o swoim przyszłym ja, możemy skuteczniej działać na jego korzyść? Ta książka uczy, jak realizować marzenia, zamiast biernie i nierealistycznie marzyć, i jak wykorzystywać twórczą wyobraźnię w rozwoju osobowości. Z recenzji prof. dr hab. Piotra K. Olesia Obiegowa mądrość głosi, że przez całe życie jesteśmy jedną i tą samą jaźnią. Koniec końców zachowujemy własne imiona, wspomnienia oraz większość upodobań i antypatii. Rzecz jasna, nasze komórki podlegają wymianie, mody, jakim ulegamy, domagają się aktualizacji, nasze przyjaźnie się zmieniają, twarze starzeją, ale my wciąż „jesteśmy, kim jesteśmy”. Z badań autora wynika jednak inny wniosek: rdzenia naszej osoby nie tworzy jakieś centralne ja – jesteśmy raczej zbiorem oddzielnych, odrębnych jaźni. „Ty” to tak naprawdę „wy”. Mamy nasze nocne ja, które do późna przesiaduje przed telewizorem. Mamy nasze poranne ja, kiedy wyprowadzamy psa, idziemy na siłownię lub oczekujemy wydarzeń nadchodzącego dnia. Pamiętamy samych siebie sprzed dziesięciu lat, ale równie łatwo możemy sobie wyobrazić, że za dziesięć czy dwadzieścia lat będziemy kimś jeszcze innym – mającym większe doświadczenie i większe umiejętności, kimś bardziej dojrzałym emocjonalnie. Hal Hershfield zaprasza nas do mentalnej podróży i wyobrażenie sobie nas samych z przyszłości. Jeśli potrafimy traktować te odległe jaźnie, jak gdyby były one kimś nam bliskim – wówczas możemy zacząć dokonywać z myślą o nich wyborów, które znacząco poprawią jakość naszego życia i teraz, i później. Możemy też wykorzystać ten sam pomysł – a więc koncepcję, że nasze przyszłe ja to „inne osoby” – by lepiej zrozumieć, dlaczego tak często nie udaje nam się osiągnąć naszych celów. Hal Hershfield prowadzi nas w tej podróży i pokazuje, jak myślenie o sobie z przyszłości może nam pomóc wprowadzać zmiany w obecnym życiu, lecz także jak celebrując teraźniejszość, dbać o lepsze tu i teraz i lepszą przyszłość. Fakt, że podróż w czasie odbywa się w naszych głowach, wcale nie oznacza, że nie może ona odmienić rzeczywistości. To, jak myślisz o swojej przyszłości, może mieć ogromny wpływ na twoje ja obecne oraz ja przyszłe. Z tekstu
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-012-3922-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Idąc przez gęsty las, nagle docierasz do bramy z kutego żelaza. Stylizowany na estetykę rustykalną napis nad wejściem głosi: „Droga do przyszłości”. Po drugiej stronie jest żwirowa droga, wijąca się wśród drzew. Zaciekawiony postanawiasz nią ruszyć.
Otwierasz bramę i wkraczasz na ścieżkę, natychmiast zauważając, że jest tu chłodniej niż jeszcze przed chwilą. Niebawem znów jesteś w swojej okolicy, tyle że dwadzieścia lat później. Docierając do własnego domu, widzisz kogoś wychodzącego frontowymi drzwiami – i oto stwierdzasz, że wpatrujesz się… w samego siebie. Albo w jakąś wersję siebie, o dwadzieścia lat starszą, ze wszystkimi znakami upływu czasu. W pasie przybyło ci kilka dodatkowych centymetrów, masz więcej zmarszczek na twarzy i nieco bardziej stateczny chód.
Podchodząc do swojego przyszłego ja, zupełnie nie wiesz, od czego zacząć. To jak spotkanie ze starym znajomym, którego nie widziałeś od lat: nie możesz się zdecydować, o co zapytać najpierw.
Rzecz jasna, interesujesz się swoim życiowym partnerem/partnerką, dziećmi oraz tym, jak przez ten czas wszystko się zmieniło, nie wspominając już o plotkach z dwudziestu ostatnich lat. Wysoko na liście pytań są te dotyczące zdrowia i pieniędzy, satysfakcji z pracy i osobistego szczęścia. Czego dowiedziałeś się o swoim życiu i o tym, jak żyłeś? Co sprawiło, że jesteś zeń dumny? Gdzie znalazłeś życiowy sens i źródło radości? Czego żałujesz? Co cię rozczarowało? Jak wyobrażasz sobie swoje dziedzictwo, gdy twoje życie będzie zbliżać się ku końcowi?
Ale zaczekaj: zanim zaczniesz grillować swoje przyszłe ja, warto przez chwilę się zastanowić, ile tak naprawdę chcesz wiedzieć o następnych dwudziestu latach swojego życia. Czy nie wolałbyś, aby pewne aspekty przyszłości pozostały okryte tajemnicą? A wreszcie, co najważniejsze, w jaki sposób rozmowa z przyszłym sobą zmieni twój sposób myślenia i życia – kiedy ponownie przejdziesz przez bramę, przez którą tu się dostałeś?
Scenariusz, który właśnie opisałem, oparty jest na noweli Teda Chianga zatytułowanej The Merchant and the Alchemist Gate („Kupiec i brama alchemika”). Jej narrator – kupiec właśnie – odwiedza alchemika, który, jak sugeruje tytuł, strzeże magicznej bramy, po której przekroczeniu można spotkać swoje dawne, obecne oraz przyszłe ja. A choć opowieść ta jest z gatunku science fiction, zawsze polecam ją na UCLA studiującym marketing i czynniki behawioralne procesu decyzyjnego. Również przyjaciołom i rodzinie zawsze powtarzam do znudzenia, że muszą ją przeczytać.
A uważam tak dlatego, że opowieść ta rzuca światło na to, czym jest podróż w czasie, a więc coś, w czym ludzie są zaskakująco dobrzy. Rzecz jasna, nie w takim sensie, w jakim podróże te odbywali bohaterowie niezliczonych powieści science fiction – chodzi o podróż w czasie dokonującą się w naszych umysłach.
A oto naprawdę niesamowita jej część: już przekroczyłeś magiczną bramę.
* * *
Kiedy badania neuroobrazowe dopiero raczkowały, uczeni wiele czasu poświęcali nieraz zupełnie elementarnym, kluczowym pytaniom.
Jedno z nich brzmiało: co dzieje się w naszych mózgach, kiedy po prostu odpoczywamy, nie myśląc o niczym konkretnym? Badanych proszono, by położyli się nieruchomo w skanerze, starając się o niczym nie myśleć. Przeprowadzający badania na tym wczesnym etapie spodziewali się, że aktywność mózgu badanych będzie niczym pusta tablica, przypominająca ekran telewizora po jego wyłączeniu. Tymczasem odkryli coś, co nazywa się siecią domyślną.
Sieć domyślna uruchamia się wówczas, gdy myślimy o prezentacji, nad którą pracujemy, co z kolei sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, jakie znaczenie owa prezentacja będzie miała dla naszej przyszłej kariery, co z kolei przypomina nam o tym, że zapomnieliśmy wysłać koledze pewne związane z nią analizy (choć obiecaliśmy to zrobić). Pod wpływem tych myśli przypominamy sobie o jeszcze innych rzeczach, którymi musimy się zająć (i to jeszcze dzisiaj!). Nagle też przypominamy sobie o kartce, którą musimy kupić w związku z urodzinami ojca – w przyszłym tygodniu – to zaś nasuwa nam myśl o tym, jakim był on dla nas ojcem, kiedy dorastaliśmy. W chwilę później, wybiegając myślą dziesięć lat w przód, zaczynamy rozmyślać, czego sami moglibyśmy nauczyć nasze dzieci, kiedy wejdą w okres dojrzewania.
Tak oto w ciągu kilku sekund nasze myśli zaczynają bezładnie krążyć pomiędzy teraźniejszością, przeszłością a mniej bądź bardziej odległą przyszłością, potem nurkują w przeszłość i znów wybiegają w odległą przyszłość, odbywając coś, co można by nazwać mentalną podróżą w czasie. Przychodzi nam to z taką łatwością, że częstokroć nie doceniamy znaczenia tego procesu; kiedy po prostu odpoczywamy, domyślne sieci czynnie wspierają te nasze mentalne podróże w czasie. Jednak ta umiejętność podróżowania w czasie może się okazać, jak na łamach „New York Timesa” napisał Steven Johnson, „dystynktywną cechą ludzkiej inteligencji”. Psycholog Martin Seligman i jego współautor John Tierney idą jeszcze dalej, twierdząc, że tym, co wyróżnia nasz gatunek spośród innych, jest „zdolność kontemplowania przyszłości... rozwijamy się, analizując otwierające się przed nami perspektywy”.
Czasami z rozmysłem podejmujemy takie podróże w czasie. Weźmy na przykład Shawdi Rahbar, która 6 maja 2020 roku zasiadła przy biurku, by napisać list o związkach w swoim życiu i o poszukiwaniu szczęścia. Nie był to zwykły wpis do pamiętnika ani list do bliskiego przyjaciela. Był to list, który wysłała do samej siebie i który miał nie dotrzeć do adresata przez kolejny rok. Rahbar była jedną z ponad osiemnastu tysięcy osób, które owego szczególnego dnia na niezwykle popularnej platformie FutureMe napisały list do samego siebie (wszystkich autorów takich listów było dziesięć milionów). Platforma ta wzorowana jest na kapsule czasowej, konstruowanej przez wielu z nas w szkole podstawowej – mogły nią być listy, zdjęcia i inne przedmioty bądź pamiątki, przechowywane w pudełku, które następnie zakopywano, by po upływie lat pięciu czy dziesięciu ponownie je odkopać.
Listy na platformie FutureMe są pełne emocji i poruszają najróżniejsze tematy. W niektórych dominuje obawa, jak pokierować własnym życiem („Tak bardzo się boję, tak się boję. Tyle jest dróg przede mną, nie mam pojęcia, którą wybrać”). Inne tchną słowami otuchy („Ale chcę, żebyś wiedział… że zawsze tu jestem i zawsze ci kibicuję”). Jeszcze inne są po prostu zabawne („Drogie Przyszłe Ja, czy chcesz poznać różnicę między tobą a mną? Jesteś starsze”).
To, co kiedyś było licealnym rytuałem przejścia – pisanie listów do samego siebie w pierwszym roku szkoły, aby wręczyć je sobie w ostatnim roku nauki – zyskało nowy wymiar, gdy wybuchła pandemia COVID-19. Podejrzewam, że wiele osób było wówczas szczególnie zaciekawionych tym, co przyniesie przyszłość. Być może też bardziej niż kiedykolwiek wcześniej ludzie chcieli wykorzystać krótkotrwały wyłom we własnym życiu, by zmienić tor, po którym ich jaźń dotychczas mknęła ku przyszłości.
Matt Sly, założyciel FutureMe, powiedział mi niedawno, że założył tę witrynę, ponieważ jeszcze w podstawówce napisał list do dwudziestokilkuletniego siebie z przyszłości, jednak – już jako dwudziestokilkulatek – ku własnemu rozczarowaniu nigdy tego listu nie otrzymał. Czy jego były nauczyciel nie mógł go wysłać? Jak by to było, zastanawiał się Matt, umożliwić komunikację między własną jaźnią obecną i własną jaźnią z przyszłości? Stworzona przezeń strona odwołuje się do tej ciekawości, która jest udziałem nas wszystkich. Mimo że był to pomocniczy projekt Sly’a – bez przeznaczonego dlań budżetu marketingowego – ruch na platformie FutureMe wyraźnie wzrósł: z około czterech tysięcy listów dziennie w 2019 roku do niemal dwudziestu pięciu tysięcy listów dziennie w roku kolejnym: każdy zapragnął spojrzeć na swoje życie z szerszej perspektywy i nawiązać kontakt z osobą, którą sam stanie się w przyszłości. W samym tylko roku 2020 wysłano ponad pięć milionów listów; najwyraźniej zyskanie wiedzy o tym, co przyniesie przyszłość, wielu z nas wydaje się atrakcyjne (a pisanie listów, co omówię bardziej szczegółowo w rozdziale 7, to tylko jeden ze sposobów przejawiania się tego pragnienia).
Moje badania koncentrują się na próbie zrozumienia, w jaki sposób owa zdolność podróżowania w czasie – choćby i w obrębie własnego umysłu – może okazać się pomocna w zarządzaniu własnymi emocjami, poprawiając jakość naszych decyzji dotyczących tego, co istotne, na przykład finansów czy zdrowia. To tylko dwa obszary, w obrębie których nasze obecne pragnienia sprzeczne są z pragnieniami długofalowymi. Chcielibyśmy nieco przekroczyć budżet, mieć ładniejszy samochód, zafundować sobie jeden koktajl czy smakowity deser więcej. A jednocześnie zapewnić sobie finansową stabilność i dobre zdrowie.
A przecież umacniając związki łączące naszą przeszłość z teraźniejszością i przyszłością, możemy zyskać nową perspektywę na to, co istotne – przyczyniając się do stworzenia własnego upragnionego jutra. Taki też jest zasadniczo jeden z głównych celów przyświecających tej książce.
Fakt, że podróż w czasie odbywa się w naszych głowach, wcale nie oznacza, że nie może ona odmienić rzeczywistości. To, jak myślisz o swojej przyszłości, może mieć ogromny wpływ na twoje ja obecne oraz ja przyszłe.
* * *
No dobrze, ale co właściwie mam na myśli, mówiąc o twoim przyszłym ja? Obiegowa mądrość głosi, że przez całe życie jesteśmy jedną i tą samą jaźnią. Koniec końców zachowujemy własne imiona, wspomnienia oraz większość upodobań i antypatii. Rzecz jasna, nasze komórki podlegają wymianie, mody, jakim ulegamy, domagają się aktualizacji, nasze przyjaźnie się zmieniają, twarze starzeją, ale my wciąż „jesteśmy, kim jesteśmy”. Z moich badań wynika jednak inny wniosek: rdzenia naszej osoby nie tworzy jakieś centralne ja – jesteśmy raczej zbiorem oddzielnych, odrębnych jaźni. „Ty” to tak naprawdę „wy”.
Pomyślmy, jak wiele jest sposobów, na jakie możemy przeżywać swoje życie: mamy nasze nocne ja, które do późna w nocy przesiaduje przed telewizorem. Ale mamy również nasze poranne ja, kiedy to wyprowadzamy psa, idziemy na siłownię lub z niepokojem oczekujemy wydarzeń nadchodzącego dnia. Ujmując to w szerszej perspektywie, wyraźnie widzimy nasze obecne ja, zanurzone w środowisku pracy, w otoczeniu współpracowników i przyjaciół. Pamiętamy też samych siebie sprzed lat dziesięciu, kiedy to byliśmy w szkole albo stawialiśmy pierwsze kroki na rynku pracy. Równie łatwo możemy sobie wyobrazić, że za dziesięć czy dwadzieścia pięć lat będziemy kimś jeszcze innym – mającym większe doświadczenie i większe umiejętności, kimś bardziej dojrzałym emocjonalnie.
Co zaś dotyczy myślenia o naszych przyszłych jaźniach, istotne mogą być tutaj szczegóły związane z tym, w jaki sposób odbywamy owe podróże w czasie. Jeśli za pięć lat nadal chcę być zdrowy i sprawny, tak by wciąż móc aktywnie bawić się ze swoimi dziećmi, to mogę myśleć o jakimś swoim przyszłym ja, o pięć lat starszym od ja obecnego. Jednak w tym czasie mamy na swojej drodze wiele przyszłych jaźni. Jak sugerują niektórzy psychologowie, istotne jest rozstrzygnięcie tego, czy istnieją jakieś aspekty przyszłego mnie, kluczowe z perspektywy tego, co robię dzisiaj. Może na przykład zdecydowałem, że elementem procesu poprawy mojego stanu zdrowia jest jutrzejsza poranna przebieżka. A choć moje poranne ja nie jest czymś aż tak odległym jak moje „ja” za lat pięć, to jednak może mi być trudno nawiązać uczuciowy kontakt z moją jutrzejszą poranną jaźnią (zwłaszcza o 5.30, bo na tę godzinę nastawiłem budzik, może być ona zupełnie poza zasięgiem). Aby więc się obudzić i pójść pobiegać, muszę wczuć się w emocje, których będzie doświadczało moje jutrzejszo-poranne ja – czy będzie ono zmęczone, zaspane, pełne niechęci by wygramolić się z łóżka? Innymi słowy, jak mógłbym pomóc mojemu jutrzejszemu ja pozostać zmotywowanym? Czy pomogłoby, dajmy na to, zaprogramowanie ekspresu do kawy w taki sposób, by włączał się o 5.25 rano?
Ważniejszy jest jednak fakt, że opanowanie umiejętności skutecznego podróżowania w czasie może poprawić to, jak myślimy i jak traktujemy owe różne nasze przyszłe ja, tym samym umożliwiając nam stworzenie lepszej przyszłości dla nas samych.
Specjaliści od marketingu w organizacjach charytatywnych powtarzają, że im bardziej – dzięki tymże specjalistom – aktywnymi i czynnymi wydają nam się ludzie, tym bardziej jesteśmy skłonni dawać im pieniądze. Czy potrafimy sprawić, by ludzie postrzegali swoje przyszłe ja w podobnie żywy, aktywny, czynny sposób?
A oto jedno z rozwiązań: w ramach swoich badań pokazywałem ludziom obrazy ich przyszłych ja. Zrobiliśmy zdjęcia uczestników zajęć, którzy przybrali beznamiętny wyraz twarzy, i przepuściliśmy je przez pakiet oprogramowania, tworząc cyfrowo postarzone awatary. Naśladując wszystkie zabawne rzeczy, które dzieją się z nami, gdy się starzejemy, dzięki technologicznej obróbce sprawiliśmy, że włosy sfotografowanych stały się bardziej siwe, uszy bardziej obwisłe, pojawiły się też… worki pod oczami.
Chcieliśmy również, by mogli bardziej się zaangażować w nasze doświadczenia. Korzystając z projekcji wirtualnej rzeczywistości, uczestnicy mogli spotkać samych siebie w wirtualnym lustrze. Połowie pokazano ich obecne ja, pozostałym – ich starsze, przyszłe ja. Następnie dostali ankiety do wypełnienia. Ci, którzy skonfrontowali się ze swoimi przyszłymi jaźniami, bardziej skłonni byli wpłacić na swoje hipotetyczne konto oszczędnościowe więcej pieniędzy aniżeli ci, którzy projekcji samych siebie nie widzieli. Od tamtego czasu poddałem podobnemu eksperymentowi tysiące ludzi, rejestrując ich decyzje finansowe, kiedy inwestowali ciężko zarobione pieniądze we własną przyszłość.
To tylko jedno z możliwych rozwiązań, ale z całej tej historii można wyciągnąć ogólniejszy wniosek: aby podejmować już dzisiaj lepsze decyzje owocujące lepszym jutrem, musimy znaleźć sposoby umożliwiające wypełnienie luki między naszym ja obecnym i ja przyszłym. Musimy sobie ułatwić podróże w czasie, ułatwić sobie proces przekraczania magicznej bramy. Taki jest cel tej książki.
Zamiast wymyślać wehikuł czasu, chciałbym zaoferować nieco lepsze ujęcie tego, jak – na przestrzeni życia – myślimy o samych sobie. Pierwsza część książki przedstawia filozofię i wiedzę kryjącą się za owymi podróżami. Zamierzam was przekonać, że przenosząc się w odległą przyszłość – w ramach podróży mentalnej – nasze przyszłe ja mogą reprezentować różne wersje ludzi, którymi jesteśmy dzisiaj. Nęci nas trwałość i stabilność, tak więc myśl, że istnieje wiele wersji nas samych, rozsianych w czasie, może nam się wydać odpychająca. Twierdzę jednak, że idea naszych przyszłych ja jako zupełnie różnych ludzi powinna być czymś pocieszającym. Jeśli potrafimy traktować te odległe jaźnie, jak gdyby były one kimś nam bliskim – osobami, na których nam zależy, które kochamy i chcemy wspierać – wówczas możemy zacząć dokonywać z myślą o nich wyborów, które znacząco poprawią jakość naszego życia i teraz, i później.
Możemy też wykorzystać ten sam pomysł – a więc koncepcję, że nasze przyszłe ja to „inne osoby” – by lepiej zrozumieć, dlaczego tak często nie udaje nam się osiągnąć naszych celów. Na tym skupiam się w drugiej części książki. Podkreślam w niej trzy powszechne, związane z podróżowaniem w czasie błędy, jakie popełniamy. „Spóźniamy się na lot” czy też dajemy się przytłoczyć troskom dnia dzisiejszego, zupełnie tracąc z oczu przyszłość. Kiepsko „planujemy swoją podróż”, nie dość gruntowanie zastanawiając się nad tym, jak będzie wyglądała nasza przyszłość. A wreszcie „pakujemy niewłaściwe ubrania”, nadmiernie zdając się na swoje obecne uczucia i uwarunkowania, rzutujemy je na swoje przyszłe ja, mogące mieć zupełnie odmienne odczucia.
Oczywiście czym innym jest zrozumienie własnych błędów, czym innym zaś ich skorygowanie. Tak więc ostatnia część książki dotyczy proponowanych rozwiązań – rozwiązań, które mają nam ułatwić naszą podróż w czasie. W części tej skupiam się na tym, w jaki sposób moglibyśmy nieco przybliżyć nasze przyszłe ja do ja obecnego, przedstawiam również metody, które pozwolą nam „utrzymać kurs”. Jednak praca nad lepszym jutrem nie powinna sprawiać jedynie bólu, dlatego przedstawiam techniki mające nam ułatwić podejmowanie wyrzeczeń tu i teraz. Równie ważne może się też okazać okazjonalne celebrowanie teraźniejszości – z myślą o lepszym dniu dzisiejszym i lepszej przyszłości.
* * *
W opowieści science fiction autorstwa Chianga kupiec przeżywa rozczarowanie, gdy odkrywa, że przekroczywszy magiczną bramę, nie może zmienić przyszłości. Alchemik zauważa jednak, że podróżując w przyszłość, przynajmniej można ją poznać.
My wszakże możemy wykroczyć poza wiedzę. Rozmyślając nad naszymi przyszłymi ja, możemy planować z myślą o nich. Możemy je kształtować, zmieniać.
Twój los nie jest niczym ustalonym – ani raz na zawsze, ani nawet w przybliżeniu.Rozdział 1
Czy odbywając podróż w czasie, jesteśmy zawsze tacy sami?
Pedro Rodrigues Filho urodził się z wgniecioną czaszką. Uraz ten spowodowany został przez jego wyjątkowo brutalnego ojca, który wcześniej śmiertelnie pobił matkę Filho, gdy ta nosiła go w łonie. W obrębie spektrum wyznaczanego przez naturę z jednej i wychowanie z drugiej strony Pedro miał wszelkie dane, by wykształcić skłonności do przemocy. I to właśnie akty przemocy zaczęły wysuwać się na plan pierwszy w życiu Pedra, który ostatecznie stał się jednym z najgroźniejszych seryjnych morderców XX wieku.
Dlaczego rozpoczynam książkę, mającą jakoby przyczynić się do zwiększenia naszego długofalowego dobrostanu, od przytoczenia historii człowieka, który stał się Dexterem przeniesionym do świata realnego? Oto odpowiedź: osoba, którą jest dzisiaj Pedro, jak sami zobaczycie, bardzo różni się od tej, którą był on niegdyś. Historia jego życia nasuwa zaś zasadnicze pytanie: co przesądza o tym, kim się stajemy? Ujmując to jeszcze inaczej, w jaki sposób możemy sprawić, że nasze przyszłe ja będzie tą osobą, którą chciałoby się stać ja obecne?
Pytanie to dotyczy nie tylko skrajnych przypadków, takich jak Pedro, ale też i naszego własnego życia.
Przeszłość, jakiej nie pragnąłbym dla siebie
W 1966 roku Pedro, mający wówczas trzynaście lat, został pobity przez starszego kuzyna. Pedro był mały jak na swój wiek, a przegrana walka z krewniakiem sprawiła, że stał się pośmiewiskiem również i dzieci z sąsiedztwa. Pałając chęcią zemsty, Pedro czekał na stosowny moment, by wziąć odwet, który nadarzył się, gdy obaj z kuzynem zaczęli pracować w fabryce dziadka; wówczas wepchnął kuzyna pod prasę do trzciny cukrowej – prasa poważnie uszkodziła mu ramię i bark.
Rok później Pedro senior został zwolniony z pracy – był szkolnym ochroniarzem – za rzekomą kradzież w szkolnym sklepiku. Mimo że zaklinał się, że złodziejem był ochroniarz z dziennej zmiany, i tak go zwolniono. Jak napisał w swojej autobiografii Pedro junior, nie mógł znieść myśli o fałszywym oskarżeniu ojca, niewiele więc się namyślając, zabrał z rodzinnego domu broń palną oraz noże i wyruszył na trzydziestodniową wyprawę do lasu, gdzie żywił się tym, co upolował, i rozmyślał o zemście. Po powrocie do miasta odszukał człowieka, który zwolnił jego ojca – zastępcę burmistrza miasta – i go zastrzelił. Pedra wciąż jednak trawiła żądza zemsty na tych, którzy tak niesprawiedliwie potraktowali jego ojca, wytropił więc owego ochroniarza z dziennej zmiany, oddał do niego dwa strzały, po czym zasłonił ciało meblami i pudłami, a następnie podpalił.
A były to zaledwie pierwsze z licznych aktów przemocy, jakich Pedro miał się dopuścić. Przed ukończeniem osiemnastego roku życia zyskał przydomek Pedrinho Matador czy też Zabójca Petey. Na prawym przedramieniu wytatuował sobie napis „Zabijam dla przyjemności”, na lewym zaś, obok imienia swojej byłej dziewczyny, wytatuował napis „Zabijam z miłości”.
Gdy w końcu został zatrzymany przez organy ścigania, postawiono mu zarzut osiemnastu morderstw i osadzono w słynącym z brutalności więzieniu w São Paulo. Na czas transportu z aresztu do więzienia umieszczono go z tyłu radiowozu wraz z seryjnym gwałcicielem. Seryjny gwałciciel nie przeżył tej podróży.
Do roku 1985 Pedro zabił siedemdziesiąt jeden osób – jedną z nich był jego własny ojciec! I nie przestał zabijać. Przebywając za kratkami, zamordował czterdziestu siedmiu współwięźniów, choć on sam twierdzi, że było ich ponad stu. Wiele to mówi o morderczych talentach Pedra, gdyż jego ofiary zza kratek to byli częstokroć najgroźniejsi przestępcy, co rzecz jasna nie usprawiedliwia przemocy, jakiej się wobec nich dopuścił.
Kiedy Pedro nie zabijał współwięźniów, zaabsorbowany był rygorystycznym programem ćwiczeń, nauką czytania i pisania oraz odpisywaniem na listy od fanów.
Na początku XXI wieku brazylijskie władze zdały sobie sprawę, że mają problem – i nie chodziło tylko o to, że Zabójca Petey systematycznie uszczuplał populację więzienną. Uzmysłowiono sobie również, że brazylijski kodeks karny stworzony został w czasach, gdy średnia długość życia w Brazylii wynosiła czterdzieści trzy lata. Zgodnie z zapisami kodeksu więźniowie nie mogli odsiadywać wyroku dłuższego niż trzydzieści lat.
W obawie przed wypuszczeniem na wolność jednego z najbardziej znanych przestępców w kraju sędziowie znaleźli w systemie prawnym lukę: więźniowie mogli dostać przedłużone wyroki po odbyciu kary za wcześniejsze przestępstwa. Pedrinho odwołał się jednak od takiego wyroku i wygrał sprawę.
Tak oto w kwietniu 2007 roku, po trzydziestu czterech latach spędzonych za kratkami – tylko o cztery lata więcej niż wynosił maksymalny wymiar kary – został zwolniony.
W Brazylii nie istnieje rozbudowany program resocjalizacji. Pedrinho zdołał jednak dopasować się do znacznie spokojniejszego trybu życia: zamieszkał w różowej chatce w odległej części kraju. Zdesperowane władze postanowiły jednak ponownie umieścić go w zamknięciu: w roku 2011 Pedrinho został aresztowany z powodu zamieszek, jakie miały miejsce podczas jego wcześniejszej odsiadki. W grudniu 2017 r. ponownie go zwolniono. W wieku lat sześćdziesięciu czterech Pedrinho miał młodzieńczą sylwetkę, zajmował się kalisteniką i – z pomocą jednego z sąsiadów – założył na YouTube własny kanał, na którym dzielił się z widzami inspirującymi przesłaniami i innymi opowieściami.
Według jego relacji – którą zapewne należałoby zweryfikować – już od wielu lat nikogo nie zabił i zresztą nie czuje już takiej potrzeby. Czy osobnik kiedyś zdiagnozowany jako psychopata, wiodący dziś ascetyczne (i na oko nieposzlakowane) życie zabójca dziesiątków ludzi, zasługuje na miano człowieka nowo narodzonego?
Postanowiłem go o to zapytać.
Zorganizowanie spotkania nie było łatwe. Mój tłumacz, mówiący po portugalsku doktorant, obawiał się udostępnienia swoich danych kontaktowych seryjnemu mordercy. Tak więc najpierw założył fikcyjne konto mailowe, a następnie zorganizował wirtualne spotkanie, żebyśmy wszyscy mogli porozmawiać. Był to sam środek pandemii, a ponieważ zarówno ja, jak i moja żona pracowaliśmy w domu, spytałem ją, czy mogę skorzystać z biura, żeby się nie rozpraszać w trakcie rozmowy. Jednak nasze spotkanie z Pedrem wciąż odsuwało się w czasie, a w końcu moja żona stwierdziła, że potrzebuje biura do pracy (jest psychologiem dziecięcym i miała właśnie rozpocząć wirtualną sesję z pewnym dzieckiem, co raczej trudno było uznać za sprawę mniej ważną niż mój wywiad z zabójcą).
W rezultacie pozostał mi tylko bujany fotel naprzeciwko łóżeczka mojego syna: usadowiony w nim, pogrążyłem się w rozmowie z najbardziej znanym spośród brazylijskich seryjnych morderców. Zacząłem od pytania, czy ma on jakiekolwiek poczucie tożsamości ze swoim młodszym ja, czy też czuje się kimś zupełnie innym.
Jego odpowiedź nie pozostawiała żadnych wątpliwości: „To, kim byłem kiedyś, budzi moją odrazę, jestem dzisiaj zupełnie innym człowiekiem”.
Ja jednak chciałem się dowiedzieć, czy tę nową wersją samego siebie mój rozmówca stał się od jakiegoś konkretnego momentu. Odparł, że dokonało się to stopniowo, choć owszem, można by wskazać zdarzenie, które zapoczątkowało tę przemianę.
Któregoś dnia, gdy przenoszono go do innej celi, trzech więźniów rzuciło się na Pedrinho, zadając mu wiele ciosów nożem w twarz, w usta, nos, brzuch, uderzając, gdzie popadnie. Zaatakowany, broniąc się, zabił jednego z napastników. W rezultacie umieszczono go w izolatce, a kiedy się tam znalazł, odbył „poważną rozmowę” ze swoim Bogiem.
Obiecał mu, że stanie się zupełnie nowym człowiekiem, jeśli tylko Bóg pozwoli mu wyjść na wolność. I faktycznie, wydaje się, że w niejednym Pedrinho dotrzymał słowa. Po pierwsze, nie odczuwa już nieprzepartej potrzeby zabijania. Chociaż kiedyś był „wybuchowy”, gwałtownie reagując, ilekroć ktoś wzbudził jego irytację, teraz radzi sobie z uczuciem frustracji w sposób społecznie akceptowalny (na przykład stał się wielkim fanem ćwiczeń fizycznych).
Dzisiejszy Pedro budzi się o 4 nad ranem, by ćwiczyć, i pracuje w zakładzie recyklingu, co zapewnia mu niewielki dochód. Uważa się niemal za pustelnika, stroniącego od alkoholu, przyjęć i większych zgromadzeń. W czasie wolnym od pracy udziela porad młodym ludziom, którzy zeszli na złą drogę, doradzając im, jak mogliby odmienić swoje życie. Mimo że nie znam portugalskiego, ton głosu Pedra wydał mi się na wskroś szczery, gdy mnie zapewnił, że czerpie wielką przyjemność, mogąc przyczynić się do „przemiany” innych i do porzucenia przez nich przestępczej drogi.
Jednak jego uwadze nie uszły również wiążące się z tym wyzwania: choć widział, jak inni byli więźniowie odmieniają swoje życie (jeden z nich został nawet kaznodzieją), w zdecydowanej większości przypadków „są oni tym, kim są”, trudno stać się kimś zupełnie innym, skoro „znasz tylko takie życie, jakie istnieje za murami więzienia”.
Czy zatem – skoro codzienne życie Pedra uległo przemianie – jest on dzisiaj tą samą osobą, którą był niegdyś? Czy też Pedro – zwany obecnie Pedrem Eksmatadorem – jest dziś kimś zupełnie innym niż kiedyś?
Ujmując to jeszcze inaczej: czy nasze obecne oraz przyszłe ja w istotny sposób się od siebie różnią i czy ma to jakieś znaczenie?
Jest to kwestia, którą filozofowie roztrząsają od wieków. Zdaję sobie sprawę, że jednym z najskuteczniejszych sposobów sprawienia, aby ludzie przestali zwracać uwagę na to, co mówimy, jest umieszczenie w jednym zdaniu słów „filozofowie”, „roztrząsać” oraz „od wieków”. Jednak uchwycenie tego, co czyni nas tą samą – albo inną – osobą mimo upływu czasu, stanowi wprost idealny punkt wyjścia, jeśli chcemy zrozumieć, dlaczego czasami źle traktujemy nasze przyszłe ja – dlaczego dokonujemy dziś wyborów, których później żałujemy, i jak sprawić, by szło nam lepiej.
Łódź w podróży dookoła świata
Wyobraź sobie, że postanowiwszy wziąć kilka lat wolnego od własnego życia, kupujesz łódź i wyruszasz w podróż dookoła świata. (Wiem, że dwa najszczęśliwsze dni właściciela łodzi to dzień jej zakupu i dzień jej sprzedaży, ale na użytek naszego eksperymentu myślowego przyjmijmy, że takie właśnie masz marzenie – udać się w podróż dookoła świata). Wiedząc, że napotkasz silne wiatry i wiry, jako wielki fan gier słownych, postanawiasz nazwać swą łódź Zakręcony Wędrowiec. Nowo zakupiony jacht (po co się ograniczać, skoro i tak zamierzasz mieć łódź…?) rozpoczyna swój rejs u wybrzeży północnej Europy i obiera – przez Atlantyk – kurs na zachód. Pierwszym przystankiem będzie któraś z Wysp Karaibskich, na przykład Aruba.
Masz za sobą kilka sztormów i kiedy docierasz na Arubę, stwierdzasz, że podczas długiej podróży jeden z żagli jachtu nieco się wystrzępił. Ale to przecież nic takiego. Zmieniasz żagiel i ruszasz w dalszą podróż, płynąc Kanałem Panamskim i obierając kurs na Polinezję Francuską. Dotarłszy na miejsce, zauważasz jednak, że niektóre deski w pokładzie zaczynają pękać i teraz to je trzeba wymienić.
Tak to już bywa: podobne rzeczy zdarzają się w podróży. Tak więc kiedy po prawie trzech latach bezpiecznie zawijasz do Europy, masz wymienioną każdą część jachtu, od żagla po deski w pokładzie, a nawet kadłub. Jeśli wydaje ci się to niedorzeczne, musisz mieć na uwadze, że właśnie cię poprosiłem, byś sobie wyobraził, że porzuciwszy pracę, wyruszasz w podróż dookoła świata, co samo w sobie jest pomysłem raczej szalonym.
Najważniejsze pytanie brzmi następująco: czy po trzech latach żeglugi i wymianie wszystkich części łodzi jest to wciąż ten sam Zakręcony Wędrowiec, czy też zupełnie inna łódź?
Muszę tu odnotować, iż, rzecz jasna, nie jestem pierwszym, który stawia takie pytania. Wiele wieków temu Plutarch omawiał podobne kwestie, przytaczając historię greckiego herosa Tezeusza, założyciela Aten. Jak wieść niesie, uśmiercił on w czasie swych podróży wiele monstrów, z których najsłynniejszym był Minotaur. Bardziej jednak niż dzięki bohaterskim czynom zasłynął Tezeusz za sprawą swego żaglowca. Gdy z Krety wrócił do Aten, mieszkańcy miasta – by uczcić Tezeusza – postanowili zachować jego statek w porcie. Kiedy jakaś deska zgniła, zastępowano ją inną, tak by świadek wyczynów Tezeusza mógł przetrwać. I tak w ciągu wieków wymieniono wszystkie elementy łodzi.
Pośród starożytnych filozofów statek Tezeusza stał się zarzewiem sporu, który tak naprawdę nigdy się nie zakończył. Oczami wyobraźni widzę, jak siedzą do późna w nocy, pijąc wino i roztrząsając – na przykładzie owego statku – czym jest zmiana. Jedni twierdzą, że pomimo wymiany wszystkich części jest on wciąż tym samym statkiem, co na początku, podczas gdy ich adwersarze upierają się, że wcale tak nie jest.
Chcąc wszakże podjąć próbę odpowiedzi na powyższe pytanie, należałoby, jak sądzę, zrobić krok wstecz i zastanowić się nad tym, co sprawia, że łódź jest łodzią. Ujmując to nieco ściślej: ile elementów nas samych należałoby wymienić, byśmy się stali kimś zupełnie innym?PRZYPISY
T. Chiang, The Merchant and the Alchemist’s Gate, Burton, MI: Subterranean Press, 2007.
M. E. Raichle, A. M. MacLeod, A. Z. Snyder, W. J. Powers, D. A. Gusnard, G. L. Shulman, A Default Mode of Brain Function, Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America, 2001, 98(2): 676–682.
S. Johnson, The Human Brain Is a Time Traveler, New York Times, November 15, 2018, https://www.nytimes.com/interactive/2018/11/15/magazine/techdesignaiprediction.html.
M. E. P. Seligman, J. Tierney, We Aren’t Built to Live in the Moment, New York Times, May 19, 2017, https://www.nytimes.com/2017/05/19/opinion/sunday/whythefutureisalwaysonyour mind.html.
C. Yu, A Simple Exercise for Coping with Pandemic Anxiety, Rewire, November 27, 2020, https://www.rewire.org/asimpleexerciseforcopingwithpandemicanxiety/?fbclid=IwAR3jRvJFN98AXg998P3UCI3mRaO583uhUSf7PrdXJENkD0n7ZUqXHiHzeI.
Anonymous, letter, May 5, 2017, FutureMe, https://www.futureme.org/letters/public/9115689aletterfrommay5th2017?offset=0.
Anonymous, letter, September 11, 2016, FutureMe, https://www.futureme.org/letters/public/8565331aletterfromseptember11th2016?offset=7.
Anonymous, Read me, October 24, 2009, FutureMe, https://www.futureme.org/letters/public/893193readme?offset=3.
Wcześniejsi badacze ujmują tę ideę w kategoriach „możliwych tożsamości” naszych przyszłych jaźni, niektórych pozytywnych, innych negatywnych. Choć negatywne przyszłe ja w pewnych okolicznościach również mogą być motywujące, w tej książce skupiam się na pozytywnych, idealnych oraz realistycznie ujętych naszych przyszłych ja, którymi chcielibyśmy się stać. W przypadku głębszych zanurzeń w sferę potencjalnych ja zob. badania Daphny Oyserman i jej kolegów, zwłaszcza D. Oyserman, L. James, Possible Identities, S. Schwartz, K. Luyckx, V. Vignoles, Handbook of Identity Theory and Research, New York: Springer, 2011, s. 117–145; oraz D. Oyserman, E. Horowitz, Future Self and Current Action: Integrated Review and IdentityBased Motivation Synthesis, Advances in Motivation Science, 2022.
H. E. Hershfield, D. G. Goldstein, W. F. Sharpe i in., Increasing Saving Behavior Through AgeProgressed Renderings of the Future Self, Journal of Marketing Research, 2011, 48, special issue: S23–S37.
J. D. Robalino, A. Fishbane, D. G. Goldstein, H. E. Hershfield, Saving for Retirement: A RealWorld Test of Whether Seeing Photos of One’s Future Self Encourages Contributions, Behavioral Science and Policy, 2023, 9(1): 1–9.
Jeśli chodzi o szczegóły życia Pedra, zob. Case 127: Killer Petey, Casefile, February 4, 2021, https://casefilepodcast.com/case127killerpetey/ (dostęp: 13.07.2022).
Plutarch, Plutarch’s Lives, przeł. B. Perrin, Cambridge, MA: Harvard University Press, 1926.