Tynne 1939 - ebook
Tynne 1939 - ebook
17 września 1939 roku na Polskę, walczącą od 1 września z niemieckim najazdem, spadła od wschodu agresja sowiecka. Opór Armii Czerwonej stawiły w pierwszej kolejności jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza, specjalnej formacji wojskowej utworzonej w 1924 roku do osłony granicy wschodniej. Jednym z symboli walk na Kresach jest obrona linii umocnień nad rzeką Słucz w rejonie wsi Tynne w województwie wołyńskim (dziś na Ukrainie) przez żołnierzy pułku KOP „Sarny” w dniach 18‒21 września. Mimo że polskie schrony nie były w pełni wyposażone, ich załogi bohatersko opierały się oddziałom sowieckiej 60. Dywizji Strzeleckiej wspieranym przez artylerię i broń pancerną ‒ niektóre obiekty zostały wysadzone w powietrze wraz z obrońcami. Sowieci mordowali też jeńców, co potwierdziły prace archeologiczne prowadzone już w XXI wieku. Autor przedstawia ponadto strukturę i służbę KOP na Wołyniu i Polesiu, budowę fortyfikacji oraz szlak bojowy Zgrupowania KOP gen. Orlika-Rückemanna, które z Wołynia, bijąc się z Armią Czerwoną, dotarło aż na Lubelszczyznę i rozwiązało się 1 października 1939 roku.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-17762-8 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
W 2024 roku mija sto lat od utworzenia Korpusu Ochrony Pogranicza. W 1924 roku nowa formacja graniczna rozpoczęła służbę. Mimo wielu trudności związanych z odpowiednim wyposażeniem KOP szybko uspokoił sytuację na wschodniej granicy Drugiej Rzeczypospolitej. A była ona ciężka, młode państwo przez kilka lat borykało się z problemem odpowiedniego zabezpieczenia swoich granic. Zanim doszło do wypracowania odpowiedniego modelu, trzeba było dokonać wielu eksperymentów, które nie zawsze się udawały. Sytuacji nie ułatwiał też wschodni sąsiad, Związek Sowiecki, który niemal bez przerwy dążył do eksportu rewolucji bolszewickiej na sąsiednie kraje.
Żołnierze KOP przez 15 lat chronili wschodnią granicę Drugiej Rzeczypospolitej, natomiast we wrześniu i w październiku 1939 roku musieli stanąć w obronie jej nienaruszalności oraz niepodległości całego kraju. Ten egzamin z żołnierskiej powinności zdali w większości w sposób wzbudzający głęboki podziw. Szczególnie dotyczy to obrońców granicy wschodniej po 17 września 1939 roku. W obliczu miażdżącej przewagi wroga stawiali mu opór w beznadziejnych sytuacjach. To, że wyższe dowództwo często nie umiało wykorzystać ich poświęcenia, obciąża sumienia oficerów, którzy nie potrafili dostrzec odpowiedniego sposobu postępowania. Często to właśnie wyższe szarże stanowiły najsłabszy element polskiej obrony. Wiele punktów polskiego oporu zlikwidowano jeszcze przed przybyciem sowieckich najeźdźców.
Takiego problemu nie było w pułku KOP „Sarny”. Zarówno oficerowie, jak i prości żołnierze nie mieli wątpliwości co do intencji wkraczających do Polski Sowietów. Dlatego na środkowym odcinku granicy najeźdźcy odczuli siłę polskiej obrony. Niestety, obrona Tynnego stanowi chyba jedyny przykład długotrwałego oporu stawianego przez polskie wojsko Sowietom na całej długości granicy państwa. Obrona strażnic KOP na samej linii granicznej nie mogła trwać długo, natomiast nawet niewykończone schrony pozycji fortyfikacyjnej umożliwiły związanie znacznych sił sowieckich i czasowe powstrzymanie ich marszu na zachód. Nie bez znaczenia była rola, jaką odegrał dowódca pułku, ppłk Nikodem Sulik, wsławiony później dowodzeniem 5. Kresową Dywizją Piechoty w 2. Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa. Podpułkownik nie tylko sam podejmował decyzje, lecz także sprzeciwiał się tym podejmowanym przez przełożonego, który nakazywał mu oddać zajmowane pozycje bez walki. Dlatego w rejonie Tynnego 19 września miała miejsce krwawa bitwa; ciężkie straty poniosła w niej strona sowiecka, ale też niestety polska. Mimo to batalia miała duże znaczenie dla dalszego przebiegu kampanii i umożliwiła koncentracje Zgrupowania KOP.
Niniejsza książka jest próbą opisania tych wydarzeń. Starałem się korzystać ze źródeł obu stron, tak aby opowieść była jak najpełniejsza. Na szczęście dotarcie do źródeł proweniencji sowieckiej nie jest dzisiaj szczególnie trudne. Wiele dokumentów dotyczących kampanii przeciw Polsce w roku 1939 opracowano i wydano w języku polskim, wiele rosyjsko-języcznych opracowań znalazło się w internecie. Nie mamy jednak pewności, czy to już wszystkie sowieckie dokumenty dotyczące tych wydarzeń. Jest bardzo prawdopodobne, że wiele materiałów leży jeszcze w moskiewskich archiwach, a polscy historycy nie mają do nich dostępu. Jednak w mojej ocenie przebieg kampanii został w niniejszej książce opisany również z perspektywy sowieckiej. Czy mi się to udało w zadowalającym zakresie, pozostawiam ocenie Czytelników.
Polskie źródła dotyczące kampanii na wschodzie we wrześniu i w październiku 1939 roku są nieco inne. Głównie mamy do czynienia z pozycjami wspomnieniowymi, mniej natomiast jest dokumentacji sztabowej dotyczącej przebiegu działań. To jednak naturalne w przypadku strony, która tę kampanię przegrała – większość dokumentacji została bowiem zniszczona lub przejęta przez wroga. Kto wie, może takie dokumenty znajdują się jeszcze w zasobach moskiewskich archiwów, ale obecnie nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić. Literatura wspomnieniowa ma natomiast, oprócz oczywistych zalet, tę słabość, że może zawierać subiektywne spojrzenie piszącego owe wspomnienia. Wiele takich relacji było pisanych po latach od opisywanych wydarzeń, toteż czasami autorów zawodziła pamięć. Trzeba brać na to poprawkę, wykorzystując tego typu literaturę. Mam nadzieję, że Czytelnicy, czytając niniejszą książkę, dostrzegą krytyczną analizę wspomnień.
Korzystałem też z opracowań, które dotyczą powyższych wydarzeń. Po 1989 roku polscy historycy chętnie sięgali po takie tematy. Powstała w ten sposób spora literatura, którą można wykorzystać, by potwierdzić lub zaprzeczyć przekazywanym we wspomnieniach informacjom. Także sowieckie dokumenty w wielu miejscach wymagają uściślenia. Ze wszystkich opracowań, które wykorzystałem podczas pisania niniejszej książki, chciałbym wymienić jedną, szczególnie ważną pozycję, która stanowi skarbnicę wiedzy na temat polskich fortyfikacji w rejonie Sarn – mowa o książce autorstwa Zbigniewa Pruskiego _Bastion Polesie. Polskie fortyfikacje na Polesiu w latach 1920–1939_. Jest to praca bezcenna i niezbędna przy pisaniu o polskich umocnieniach na wschodzie.
Na koniec wstępu pragnę też nawiązać do innej książki z serii „Historyczne Bitwy”. W pracy Roberta Kisiela _Strzegom–Dobromierz 1745_ znalazło się znamienne zdanie: „Autor, nauczyciel historii jednego z wrocławskich liceów ogólnokształcących, pragnął nawiązać do tradycji 20-lecia międzywojennego. Wtedy to powszechne było pisanie przez nauczycieli monografii związanych z historią regionu, w którym uczyli i mieszkali”¹. Popierając niniejsze założenie, jako oficer Straży Granicznej, a więc formacji, która przejęła zadanie realizowane też przez KOP w dwudziestoleciu międzywojennym, chciałbym na miarę swych wątłych sił przyczynić się do uczczenia setnej rocznicy utworzenia Korpusu Ochrony Pogranicza. Mam nadzieję, że niniejsza książka pomoże upowszechnić wiedzę na temat tej formacji i godnie upamiętni służących w niej żołnierzy oraz ich poświęcenie w służbie ochrony i obrony granicy Rzeczypospolitej. W ciągu stu lat, jakie upłynęły od powstania KOP, wiele się zmieniło. Historia nie stała w miejscu. Dziś inne są warunki geopolityczne, ale wśród wielu aspektów współczesnych wydarzeń można jednak dostrzec podobieństwa niektórych działań. Jest to szczególnie zauważalne, gdy wschodnia granica RP jest zagrożona działaniami hybrydowymi. Dlatego starałem się stosunkowo szeroko opisać proces tworzenia formacji chroniących granice Drugiej Rzeczypospolitej, które miały jej strzec, i zagrożeń, które wtedy się ujawniły. Czy istnieją podobieństwa do dzisiejszej sytuacji? Wyciągnięcie wniosków pozostawiam oczywiście Czytelnikom.
Chciałbym podziękować Waldemarowi Bocheńskiemu, prezesowi Stowarzyszenia Weteranów Polskich Formacji Granicznych, Andrzejowi Olichwirukowi, wiceprezesowi Stowarzyszenia Weteranów Polskich Formacji Granicznych, oraz por. SG Piotrowi Waseńczukowi za pomoc merytoryczną podczas pisania książki i udostępnienie swoich zasobów fotograficznych na potrzeby niniejszej publikacji.ROZDZIAŁ I. POLSKIE PLANY OBRONY GRANICY WSCHODNIEJ
ROZDZIAŁ I.
POLSKIE PLANY OBRONY GRANICY WSCHODNIEJ
Kwestia ochrony i obrony polskiej granicy wschodniej spędzała sen z powiek przedstawicielom władz Drugiej Rzeczypospolitej właściwie od momentu odzyskania niepodległości. Mimo zakończenia wojny z Rosją Sowiecką była ona cięgle kwestionowana i narażona na wrogie działania sąsiednich państw. Nie chodziło tylko o państwo sowieckie, lecz także o Litwę, która nie mogła się pogodzić z utratą Wileńszczyzny.
W rozważaniach o wschodniej granicy Drugiej Rzeczypospolitej nie można pominąć zagadnień jej ochrony i obrony. Wbrew pozorom nie są to tożsame wyrażenia. Ochrona granicy odbywa się w czasie pokoju, oznacza zabezpieczenie jej nienaruszalności i bezpieczeństwa w strefie nadgranicznej. Takie zadania mogą realizować formacje graniczne o charakterze policyjnym i stosownie do tego wyposażone. Natomiast obrona granicy oznacza jej zabezpieczenie w sensie militarnym. Również ona jest realizowana w okresie pokojowym, co oznacza opracowanie planów i odpowiedniego przygotowania do jej obrony podczas wojny, natomiast gdy ta wybuchnie, obrona granicy, co oczywiste, realizuje się na polach bitew. To zadanie powinny wykonywać siły zbrojne państwa. Artykuł 1 ustawy o Straży Granicznej z 12 października 1990 roku stanowi: „Straż Graniczna jest jednolitą, umundurowaną i uzbrojoną formacją przeznaczoną do ochrony granicy państwowej, kontroli ruchu granicznego oraz zapobiegania i przeciwdziałania nielegalnej migracji”². Współczesna SG jest formacją graniczną o charakterze policyjnym. W Polsce przedwojennej problem ochrony i obrony granicy próbowano rozwiązać na miarę własnych możliwości i odpowiednio do ówczesnych zagrożeń. Kwestia granicy wschodniej była problemem, z którym polskie władze musiały rozwiązywać właściwie już od chwili odzyskania niepodległości i dopiero traktat ryski z 1921 roku mógł nieść nadzieję na pokojowe współżycie narodów. Nie miała się ona jednak ziścić. Granica wschodnia RP była stale negowana przez wielkiego i silniejszego wschodniego sąsiada, reprezentującego dodatkowo zbrodniczą i agresywną ideologię.
Zaraz po wygranej wojnie 1920 roku wydawało się jednak, że w najbliższej przyszłości zagrożenie to będzie nieco mniejsze. Wobec przegranej Niemiec w pierwszej wojnie światowej także na zachodniej granicy zagrożenie było niewielkie. W 1923 roku rozpoczęto prace nad planem „R+N”, opracowywanym na wypadek równoczesnego zagrożenia lub konfliktu z Niemcami i ZSRS. Jednak zarzucono je już trzy lata później, gdy oczywiste stało się, że osłabienie wielkich sąsiadów jest tylko chwilowe. O tym, że Sowieci mogą zaatakować, polski wywiad meldował już w drugiej połowie 1926 roku. Strona polska śledziła rozwój sowieckich sił zbrojnych. W miarę rozwoju Armii Czerwonej zaczęto zdawać sobie sprawę, że w przyszłej wojnie z ZSRS przeciwnik będzie miał dużą przewagę. Sytuacja była gorsza niż na zachodzie, ponieważ podczas wojny ze wschodnim sąsiadem Rzeczpospolita nie mogła liczyć na pomoc sojuszniczej Francji, inaczej niż w przypadku konfliktu z Niemcami. W przypadku konfliktu zbrojnego z ZSRS Paryż miał zapewnić Polsce bezpieczeństwo ze strony Niemiec i udzielić pomocy materiałowej. Ile były warte te ustalenia, strona polska przekonała się w roku 1939³. Tymczasem Armia Czerwona systematycznie się rozrastała. W 1924 roku liczyła 550 tys. żołnierzy, a ich wyposażenie, uzbrojenie i wyszkolenie stało na niskim poziomie. Z upływem lat sytuacja się zmieniała. Wraz z realizacją kolejnych planów pięcioletnich liczba sowieckich bojców stale rosła. W 1930 roku było ich już 940 tys., a w 1936 – ponad 1 mln 100 tys. Stale rosła też liczba ciężkiego sprzętu. Dla polskich planistów stało się oczywiste, że w przyszłej wojnie Sowieci będą mieli przewagę prawie w każdej dziedzinie. Wobec tego przyjęto słuszne założenia, że konflikt musi mieć charakter koalicyjny. Podstawowym sojusznikiem, mimo wyrażonych wcześniej zastrzeżeń, pozostawała Francja. Wydawało się, że było to mocarstwo mogące zapewnić wsparcie dla polskiej armii walczącej z przeważającymi siłami wroga. Dodatkowym aspektem było to, że Francuzi gwarantowali Polakom bezpieczeństwo od innego agresywnego sąsiada – Niemiec. Kolejnym koalicjantem w przypadku wojny z Sowietami była Rumunia – w myśl konwencji o przymierzu obronnym oba państwa gwarantowały wzajemne wsparcie przeciw napadowi Sowietów. Strony zobowiązywały się do natychmiastowej mobilizacji i rozpoczęcia wojny w przypadku, gdyby sojusznik został zaatakowany przez państwo sowieckie. Był to zatem dość konkretny zapis zapewniający pomoc militarną. Należy jednak pamiętać, że armia rumuńska nie stanowiła dużej siły, a jej zacofanie i słabe wyposażenie stawiało ją w jeszcze gorszej sytuacji niż Wojsko Polskie⁴. Wraz z rozwojem sowieckich sił zbrojnych zaczęto opracowywać plany obrony przed tym zagrożeniem. W 1928 roku w Ścisłym Biurze Rady Wojennej rozpoczęły się prace nad założeniami do planów operacyjnych na wypadek wojny na wschodzie. Nadzorował je marsz. Józef Piłsudski, a po jego śmierci generalny inspektor Sił Zbrojnych marsz. Edward Śmigły-Rydz. Na początku lat trzydziestych udało się przeanalizować warianty obrony granicy wschodniej.
W 1935 roku można było zacząć opracowywanie planu operacyjnego „Wschód”. Zasadniczymi przesłankami planistów było przyjęcie założenia stosunku sił narzucającego koncepcję wojny obronnej. Analizując położenie geopolityczne Polski i ułożenie terenu, łatwo było zauważyć, że siły WP były za małe w stosunku do potrzeb. Chociaż ukształtowanie granicy wschodniej nie przedstawiało się tak tragicznie jak zachodniej, to jednak liczyła ona ok. 1 tys. km, a w linii prostej blisko 800. Dodatkowo wyposażenie i nasycenie sprzętem technicznym polskiej armii było znacznie mniejsze niż Armii Czerwonej. Dotyczyło to prawie każdego rodzaju sił zbrojnych, największą jednak przewagę Sowieci posiadali w broni pancernej i lotnictwie, a więc w tych rodzajach sił zbrojnych, w których ewentualne nadrobienie zaległości było najtrudniejszym zadaniem. Wobec tego strona polska upatrywała rozstrzygnięcia wojny z Rosją Sowiecką w stosowaniu obrony manewrowej, wyższym morale polskiego żołnierza oraz odpowiednim przygotowaniu fortyfikacyjnym strefy nadgranicznej⁵. Część wschodniej granicy przebiegała przez Polesie – teren ciężki, podmokły i bezdrożny. Polesie miało kształt nieregularnego trójkąta, który opierał się na rzekach Bug i Leśna, a z drugiej strony na wododziałach Dniepru między Rogaczowem a Kijowem. Długość ramion tego trójkąta wynosiła 500 km, z czego 300 znajdowało się już w Rzeczypospolitej. Długość odcinka granicznego przebiegającego przez Polesie wynosiła 200 km. Była o kraina bagien, podmokłych łąk i lasów, panowały tam szczególnie trudne warunki dla nacierających wojsk. Dodatkowo tereny te były bardzo słabo zaludnione. Planiści wojskowi, zresztą obu stron, musieli to brać pod uwagę.
Przyszły obszar działań wojennych był podzielony na trzy części. Na północy tereny Nowogródczyzny, a na południu Wołynia pozwalały na rozwinięcie działań ofensywnych na większą skalę. Pomiędzy nimi znajdowało się Polesie, gdzie działania ofensywne na większą skalę były bardzo utrudnione, chociaż nie można ich było wykluczyć. To wymuszało na stronie atakującej podział sił na dwa praktycznie niezależne od siebie teatry działań wojennych. Tak było podczas wojny polsko-bolszewickiej. Ze wschodu atakowały wtedy dwa bolszewickie fronty, które nie umiały ze sobą współdziałać. Polscy dowódcy musieli pamiętać tę sytuację, zatem polski plan obrony musiał zakładać podział sił agresora i w tym widziano swoją szansę⁶.
Założenia obronne należało zatem dostosować do warunków geograficznych i możliwości Wojska Polskiego. Z powodu przewagi przeciwnika musiały to być działania o charakterze defensywnym. Obrona strategiczna miała być przejściowa, zakładano wykonanie kontrofensywy w sprzyjających okolicznościach. Tym zaś było naturalne rozdzielenie zgrupowania przeciwnika na dwa niezależne od siebie fronty. W początkowym okresie obrony Polacy musieli zadać atakującemu jak największe straty i zmusić do utrzymania rozdzielenia jego sił. Oczywiste było też założenie zachowania przez własne wojska zdolności do silnych uderzeń na flanki nieprzyjaciela. Rozdzielenie wojsk sowieckich umożliwiało stronie polskiej uzyskanie przewagi tam, gdzie zamierzano przeprowadzić kontrofensywę. Zdawano sobie sprawę z niedostateczności własnych sił w stosunku do bronionego terenu. Dlatego zamierzano stosować obronę manewrową, a jej preferowanym sposobem walki był szybki, zdecydowany manewr na skrzydła i tyły przeciwnika. Dotyczyło to każdego szczebla działań wojennych. Uważano, że jest to jeden ze sposobów zrównoważenia przewagi wroga. W tym elemencie ważniejsze były zaskoczenie i szybkość działania niż użyte siły i środki. Polska idea obrony strategicznej granicy wschodniej opierała się na: manewrowości, aktywności, częstych przeciwuderzeniach i przede wszystkim zdecydowanym działaniu odwodów naczelnego wodza. To od jego decyzji zależało, czy kontrofensywa zostanie podjęta we właściwym czasie i czy w efekcie przyniesie oczekiwany przełom oraz rozstrzygające zwycięstwo⁷. To, że zakładano manewrowość prowadzonych działań, nie oznaczało, że całkowicie wyeliminowano obronę stałą. Wręcz przeciwnie.
Rejon Polesia zapewniający rozdzielenie sił przeciwnika musiał być bezwzględnie utrzymany, od tego bowiem zależało powodzenie polskich planów. Gdyby przeciwnik uzyskał połączenie, nawet przez tak niedogodny teren, jakim były błota Polesia, obrona byłaby bardzo utrudniona, by nie powiedzieć – niemożliwa. Zatem ten obszar musiał być utrzymany jak najdłużej. Dodatkowo nie można było zakładać, że jest on zupełnie niedostępny dla nacierających wojsk. Własne doświadczenia mówiły co innego. W lutym 1920 roku miał miejsce zagon na Mozyrz i Kalenkowicze Grupy Poleskiej gen. Władysława Sikorskiego, natomiast we wrześniu 1920 roku zagon oddziałów dowodzonych przez gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza zdobył Pińsk. Jak widać, poleganie w zbyt dużym stopniu na niedostępności terenu mogło się źle skończyć dla strony polskiej i przynieść podobne skutki do zlekceważenia możliwości obrony Ardenów przez aliantów w 1940 i 1944 roku na froncie zachodnim.
W celu przygotowania planu obrony granica została podzielona na sześć odcinków. Zostały one nazwane tak jak miały się nazywać przyszłe armie wystawione w ramach mobilizacji. Były to od północy: „Wilno”, „Baranowicze”, „Polesie”, „Wołyń”, „Podole”, a także armii rezerwowej „Lida”, leżący na styku odcinków „Wilno” i „Baranowicze”. Każdy z nich podlegał inspektorowi armii, którzy odpowiadali za przygotowania obronne na powierzonym sobie odcinku. Oprócz tych armii, które miały być zmobilizowane, w głębi kraju zamierzano zorganizować odwody, w tym armie odwodowe, stanowiąc główną siłę ewentualnej kontrofensywy⁸. Odcinek „Polesie” obejmował obszar od środkowego biegu rzeki Horyń na południu do Jeziora Wygonowskiego na północy. Inspektorem armii na tym odcinku mianowano gen. Józefa Rybaka, którego później zastąpił gen. Kazimierz Sosnkowski. Armia „Polesie” miała za zadanie utrzymać jak najdłużej Polesie w granicach odcinka. Zamierzano to osiągnąć przez rozdzielenie sił przeciwnika oraz utrzymanie podstaw do uderzeń na skrzydła nacierających wojsk nieprzyjacielskich. Te kierunki były dwa: na południe z rejonu Sarn na korzyść broniącej się tam Armii „Wołyń” oraz północny z rejonu Hancewicz na nieprzyjaciela naciskającego Armię „Baranowicze”. Główna linia obrony Armii „Polesie” miała przebiegać wzdłuż rzeki Horyń, dalej wzdłuż Słuczy, bagien olmiańskich, przecinała Prypeć i przez górny bieg Cny dochodziła do Jeziora Wygonowskiego. Z powodu przewagi czynnika wodnego w ukształtowaniu terenu ważną rolę miała do odegrania Flotylla Rzeczna. Ze względu na siłę ognia można ją było porównać do pułku piechoty, a pod względem manewrowości do brygady zmotoryzowanej. Jej słabością było uzależnienie od poziomu rzek oraz wrażliwość na ataki lotnicze. Flotylla miała działać na Prypeci i bronić jej, wspierać obronę na północy i południe od rzeki, a także zwalczać sowiecką Flotyllę Dnieprzańską oraz zapewniać własnym wojskom wsparcie artyleryjskie i osłaniać ewentualny odwrót. Możliwe było wysadzanie desantów. Jak widać, rola Flotylli była bardzo duża i wydaje się, że mimo wszystko była ona przeceniana. Trudno sobie wyobrazić, żeby zdołała wykonać choć część tych zadań w sytuacji ogromnej przewagi lotniczej przeciwnika, a taką trzeba było zakładać, analizując przyszłą wojnę z ZSRS⁹.
Dzięki umocnieniom w rejonie Sarn Armia „Polesie” miała zyskać czas na koncentrację. Przewidywano, że obrona umocnień pozwoli na stabilizację położenia. Zakładano przy tym, że obszar na południe od Prypeci należy bezwzględnie utrzymać, by zachować podstawy wyjściowe do uderzeń na wojska przeciwnika atakujące w kierunku ogólnym na zachód¹⁰. Generał Sosnkowski, autor planu wstępnych działań Armii „Polesie”, przewidywał, że przeciwnik, czyli armia sowiecka, może wyprzedzić Wojsko Polskie o 36 godzin w rozpoczęciu mobilizacji. Oznaczało to, że jednostki graniczne i Flotylla Pińska¹¹ musiały być zmobilizowane już w okresie zagrożenia, czyli przed ogłoszeniem alarmu oraz podjęciem działań wojennych przez nieprzyjaciela. Dodatkowo liczono się z tym, że owe działania może poprzedzić akcja dywersyjna, utrudniająca wzmocnienie KOP. Tymczasem to właśnie jednostki graniczne miały stanowić osłonę głównej linii oporu Armii „Polesie” do czasu nadejścia przewidywanych posiłków. Jeśli chodzi o rejon Sarn, to gen. Sosnkowski przewidywał, że KOP jest w stanie ochronić ten kierunek przez trzy dni. Przy czym, jak nieco pesymistycznie i smutno konstatował, jednostki Korpusu najprawdopodobniej zostaną w tej walce rozbite. Z tego wysnuto następny wniosek – załogi umocnień muszą mieć wysokie stany liczbowe nawet w czasie pokoju, jak też wysoki stopień gotowości bojowej. Generał Sosnkowski liczył na to, że sytuacja na linii umocnień stałych ustabilizuje się na dłuższy czas. Ponadto przewidywał, że południowy odcinek obrony Armii „Polesie” będzie najbardziej zagrożony. Ufortyfikowanie go miało też spowodować odciągniecie wielkich jednostek nieprzyjaciela z innych kierunków, gdyż umocnienia w tym rejonie mogły stanowić osłonę dla polskich oddziałów przygotowujących się do kontruderzenia na skrzydło wroga nacierającego na zachód¹².
Cały pas działań przyszłej Armii „Polesie” miał zostać podzielony na trzy odcinki, od północy: „Hancewicze”, „Łuniniec” oraz „Sarny”. Cennym aktywem Armii był teren sprzyjający obronie, jak jednak wcześniej wskazano, nie był on zupełnie niedostępny. Polscy planiści uważali, że szczególnie południowe skrzydło związku będzie zagrożone. Przewidywano, że nieprzyjaciel zdoła tam skoncentrować cztery do sześciu dywizji piechoty, dywizję kawalerii i brygadę zmechanizowaną, na odcinku środkowym („Łuniniec”) – dywizję piechoty, natomiast na północnym („Hancewicze”) – dwie dywizje piechoty. Były to duże siły. Armia „Polesie” miała liczyć trzy dywizje piechoty (w tym rezerwową), oddziały forteczne oraz graniczne, Flotyllę Rzeczną oraz pododdziały artylerii. Przewagę, i to wyraźną, mieli Sowieci, co już na wstępie utrudniało możliwość obrony stałej tego terenu. W związku z tym podjęto decyzję stopniowego wzmacniania tej linii fortyfikacjami stałymi¹³.
Dyskusja na temat ufortyfikowania Polesia toczyła się już od lat dwudziestych. Analizowano możliwości wykorzystania umocnień z okresu pierwszej wojny światowej, które na tym terenie zostały postawione przez wojska niemieckie i austro-węgierskie. Niestety, większość z nich był zbyt zniszczona lub niepasująca do koncepcji obrony. Oceny ich przydatności dokonał gen. Sosnkowski, który uznał, że umocnienia niemieckie na Polesiu można by było wykorzystać do osłony stałych przepraw w przypadku opuszczenia przez wojska głównej linii obrony. Obsadzenie całej linii tych umocnień było już niemożliwe, gdyż wymagało znacznie więcej sił, niż przewidywano. Na zupełnie innych założeniach opierał się plan gen. bryg. Józefa Burhardta. W swoim projekcie, przedłożonym generalnemu inspektorowi Sił Zbrojnych 27 marca 1931 roku, zaznaczył, że przede wszystkim należy ufortyfikować tereny łatwo dostępne – w przypadku granicy wschodniej dotyczyło to Wileńszczyzny i Małopolski Wschodniej. Natomiast w kwestii Polesia gen. Burhardt zalecał tylko zabezpieczenie linii kolejowej Sarny–Łuniniec. Zamierzano to zrobić wysuniętą do granicy linią obrony. Jej podstawą miały być forty zaporowe i punkty obserwacyjne. W końcu lat dwudziestych rozpoczęto prace terenowe dotyczące ufortyfikowania Polesia. Przewidywano wystawienie obiektów odpornych na długotrwały ostrzał artyleryjski kal. 155 mm i pojedyncze trafienia kal. 220 mm. Zamierzano osłonić nimi kierunek na Sarny i linię kolejową Sarny–Łuniniec. Załogami umocnień miały być pododdziały Korpusu Ochrony Pogranicza. Wszystkie te projekty nie zostały jednak zrealizowane¹⁴.Na początku lat trzydziestych nadszedł ogólnoświatowy kryzys, który uniemożliwił realizację planów większych fortyfikacji rejonu Polesia. Sytuacja zaczęła się poprawiać pod koniec tej dekady, co umożliwiło powrót do koncepcji umacniania granicy wschodniej RP.
12 października 1935 roku generalny inspektor Sił Zbrojnych zatwierdził plan budowy umocnień w rejonie Polesia. Projektem, który zyskał uznanie najwyższych władz, był „Plan studiów i prac technicznych” na Polesiu opracowany przez gen. Sosnkowskiego i przesłany do szefa Sztabu Głównego gen. Janusza Gąsiorowskiego 27 listopada 1934 roku. Dotyczył on co prawda działań wstępnych Armii „Polesie”, ale także plany budowania umocnień. Sosnkowski przewidywał, że fortyfikacje te wzmocnią główną linię oporu armii¹⁵. Jak widać, wizje fortyfikacji granicy wschodniej ewoluowały przez dłuższy czas, ale w końcu zostały podjęte działania zmierzające do ich wybudowania, a tym samym wzmocnienia możliwości obronnych tamtego obszaru. Ich koncepcja musiała być przystosowana do polskiego planu obrony granicy, jednak początkowo trudno było zapewnić nawet jej ochronę przed bandami dywersyjnymi.ROZDZIAŁ II. SYSTEM OCHRONY GRANICY WSCHODNIEJ W LATACH 1920–1924
ROZDZIAŁ II.
SYSTEM OCHRONY GRANICY WSCHODNIEJ W LATACH 1920–1924
Kwestia ochrony granicy wschodniej była obiektem troski władz Rzeczypospolitej już właściwie od początku odzyskania niepodległości. Początkowo wschodnia granica RP była tzw. granicą gorącą, na której toczyła się wojna z bolszewikami. Dlatego polskie formacje graniczne, które powstawały już od 1918 roku, nie mogły objąć tam służby. Zresztą na granicach zachodniej i południowej także było to utrudnione ze względu na ich nie do końca ustalony przebieg i toczące się tam konflikty zbrojne. Mimo to rozpoczął się proces tworzenia tych formacji i dyskusja na temat tego, jak ma wyglądać ochrona granicy. Nawet jednak przygotowane do służby granicznej jednostki nieraz były kierowane na front wojny polsko-bolszewickiej. Nie zawsze wracały z powrotem na poprzednie miejsce pełnienia służby. Dotyczyło to przede wszystkim strzelców granicznych, którzy podczas największego zagrożenia dla polskiej państwowości w większości zostali skierowani na front. Służbę na granicy zachodniej i południowej pełniły wtedy organizacje paramilitarne, policja i harcerze¹⁶. Było oczywiste, że to sytuacja tymczasowa i wkrótce po zakończeniu wojny należy zapewnić spokój na granicach państwa. Należy zaznaczyć, że koncepcja ich ochrony rodziła się w dużych bólach i od odzyskania niepodległości nie było zgodności co zasad organizacji i podległości służbowej tworzonych formacji. W efekcie od 1918 roku co kilka miesięcy powstawały nowe formacje, przez co nawet na spokojnych granicach, na których nie toczyły się walki zbrojne, panowały chaos i niedowład organizacyjny. Jednostki służące ochronie granic raz podlegały Ministerstwu Skarbu, raz Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, raz Ministerstwu Spraw Wojskowych, a czasami dwóm lub nawet trzem resortom naraz. Sytuację pogarszały straszliwe zniszczenie kraju i ogrom zadań stojących przed ludźmi, którym powierzono zadanie ochrony granic.
Co oczywiste, do czasu zakończenia wojny polsko-bolszewickiej na wschodzie kraju nie istniał system ochrony granicy. Teren od Grodna, linii Sanu i Bugu na wschód podlegał Naczelnemu Dowództwu Wojska Polskiego. Zapewnienie bezpieczeństwa i spokoju na tyłach walczących wojsk powierzono batalionom etapowym. Były to jednostki podporządkowane dowództwom okręgów etapowych, a ich struktura nie różniła się od batalionów wojskowych. W 1920 roku etat baonu składał się z dowództwa, sztabu i czterech kompanii po trzy plutony. Baony etapowe reprezentowały dosyć dużą siłę. Za ich pomocą dowództwa okręgów etapowych zapewniały bezpieczeństwo podległym terenom etapowym. Zakres działań w tym aspekcie był dosyć szeroki. Baony etapowe wystawiały posterunki garnizonowe, ochraniały linie kolejowe i mosty, konwojowały jeńców, organizowały ochronę obiektów, które dziś uznalibyśmy za infrastrukturę krytyczną, niezbędną do funkcjonowania państwa. Jednostki rozmieszczone na linii demarkacyjnej lub w strefie przyfrontowej wykonywały wiele działań z dziedziny bezpieczeństwa i porządku na styku relacji władz cywilnych i wojskowych.
Po zawieszeniu działań wojennych resort spraw wojskowych, chcąc oddzielić strefę wojenną od pozostałej reszty kraju, zarządzeniem z 6 listopada 1920 roku ustanowiło Kordon Graniczny Ministerstwa Spraw Wojskowych. Główną siłą zabezpieczającą ten teren miały być baony etapowe, wspierane przez Żandarmerię Wojskową Etapową oraz Policję Państwową. Kordon podzielono na trzy odcinki podlegające dowództwom okręgów korpusów: Warszawa, Lublin i Lwów¹⁷. Jednak nawet to rozwiązanie było tymczasowe. MSWojsk. już na przełomie 1920 i 1921 roku przystąpiło do reorganizacji tego systemu. Kordon Graniczny został zlikwidowany w 1921 roku, a w jego miejsce utworzono kordon graniczny Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Wobec zbliżającej się demobilizacji również i to rozwiązanie miało być tymczasowym. Już w połowie maja 1921 roku baony etapowe zostały przekazane do dyspozycji Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Celem było przemianowanie baonów w bataliony celne, natomiast Kordon Graniczny Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego został przemianowany na Kordon Wojskowy na Byłym Froncie Wschodnim. Zmieniono też podporządkowanie spraw ochrony granicy – miało to być zadanie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W gestii wojska pozostał tylko odcinek granicy z Litwą. Działo się tak ze względu na niezakończony konflikt terytorialny z tym państwem¹⁸. Bataliony Celne zgodnie ze swoją nazwą przeszły w podległość Ministerstwu Skarbu, które od 1 kwietnia 1921 roku objęło ochroną celno-gospodarczą granicę: północną, zachodnią i południową. Pełniły tam służbę 33 jednostki, a kontrolę nad nimi sprawowała Główna Komenda Batalionów Celnych. 13 sierpnia 1921 roku na granicy wschodniej przejęto następne 12 batalionów, natomiast 1 sierpnia 1922 roku odcinek granicy z Litwą. W tym czasie los Batalionów Celnych był już jednak przesądzony.
W maju 1922 roku zadania związane z ochroną granicy ponownie przejęło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, co oznaczało kolejną reorganizację. Stało się tak w listopadzie tego roku, gdy w miejsce Batalionów Celnych powstała Straż Graniczna. Jej służba w ochronie granicy państwowej też nie trwała długo. Była to formacja o charakterze wojskowym. Utworzono sześć komend wojewódzkich SG, komendy powiatowe na poziomie powiatów, natomiast na granicy umieszczono 36 batalionów. Taki stan utrzymywał się do lipca 1923 roku, gdy ze względu na demobilizację części żołnierzy postanowiono zlikwidować tę formację. Zamierzano to uczynić do 1 lipca 1923 roku, jednak nie udało się utrzymać tego terminu i proces został wydłużony do połowy sierpnia. W tym czasie zlikwidowano komendy wojewódzkie i powiatowe oraz 30 batalionów. Sześć pozostałych stało na granicy litewskiej. Ostatecznie zostały one rozformowane z końcem października 1923 roku, ale kto miał przejąć odpowiedzialność za polską granicę wschodnią?¹⁹.
Problemem dotychczasowych formacji chroniących granicę wschodnią był system doboru kadr. Wywodziły się one bowiem z batalionów etapowych i jako jednostki tyłowe dysponowały słabszym zasobem kadrowym niż inne oddziały wojskowe²⁰. Sprawność fizyczna służących w nich żołnierzy była dosyć słaba, przygotowanie ich do służby granicznej również nie najlepsze. Działo się tak również dlatego, że dowódcy mający skierować do służby granicznej podległych sobie żołnierzy wykorzystywali tę okoliczność, by się pozbyć słabszych i sprawiających problemy jednostek. Mimo wszystko sytuacja pod tym względem powoli, ale systematycznie poprawiała się, m.in. w celu uniezależnienia się od uzupełnień z wojska otworzono szkołę Straży Granicznej w Łomży. SG odnosiła coraz większe sukcesy w walce o bezpieczeństwo granic i terenów przygranicznych. Doświadczenie płynące z wcześniejszych systemów ochrony granicy dawało już pewne założenia organizacyjne, które były wykorzystywane przez Straż Graniczną. Linię granicy państwowej podzielono na odcinki batalionów, kompanii i plutonów. Te ostatnie wystawiały warty, które dzieliły się na posterunki – były one jednak zbyt statyczne i nie osiągały dobrych wyników. Dowódcy wart mogli jednak tworzyć patrole piesze i konne oraz czaty i zasadzki. To czyniło system ochrony granicy bardziej elastycznym i wzmacniało skuteczność pełnienia służby. Jednak całościowe wyniki osiągane przez tę formację nie były zadowalające. Żołnierze byli szkoleni głównie w zakresie ogólnowojskowym, przez co słabo znali służbę graniczną. Infrastruktura graniczna była słabo rozwinięta, a żołnierze często gorzej zaopatrzeni. Dodatkowy minus stanowiło kadrowe i materiałowe uzależnienie od armii²¹.
Ponieważ to MSW odpowiadało za ochronę granicy wschodniej RP, a ze względu na sytuację na granicy należało to zrobić szybko, sięgnięto po zasoby dostępne w resorcie, czyli Policję Państwową. Wobec krótkiego terminu likwidacji Straży Granicznej MSW szybko zorganizowało kompanie graniczne, które wsparte przez Żandarmerię Wojskową miały chronić granicę państwową. Zakładano, że tego typu formację będzie tworzyć 20 tys. funkcjonariuszy, w tym 500 oficerów. Nie zamierzano jej jednak wydzielać, ale umieszczono w strukturach policji. Dużą liczbę funkcjonariuszy zamierzano pozyskać z demobilizowanych formacji granicznych, resztę mieli uzupełnić policjanci z innych jednostek. Najpierw policjanci przejęli ochronę granicy polsko-sowieckiej oraz polsko-łotewskiej, polsko-litewską obsadzili w październiku 1923 roku, po ostatecznym zlikwidowaniu batalionów Straży Granicznej. Granice podzielono na odcinki, które podlegały komendom okręgowym, te zaś – Komendzie Głównej Policji Państwowej. Odcinki pokrywały się z obszarami województw wschodnich. Podlegały im komendy powiatowe, natomiast linię granicy obsadzały kompanie graniczne policji. Każdej komendzie powiatowej podlegało 2–10 kompanii, a każda kompania wystawiała 8–12 posterunków²².
Objęcie służby na granicy przez formację policyjną miało wzmocnić bezpieczeństwo tych terenów i zapobiec naruszaniu granicy państwowej. Mogło się wydawać, że nie było lepszej formacji mogącej realizować takie zadania. Tak się jednak nie stało. Policja Państwowa miała wtedy swoje problemy, a jednym z nich był niedobór kadr. Tymczasem bardzo szybko należało znaleźć nowych funkcjonariuszy. Nie było to ani proste, ani możliwe do zrealizowania w tak krótkim czasie. Ochotniczy zaciąg, którym zamierzano uzupełnić niedobory kadrowe, nie mógł przynieść efektu od razu. Co prawda liczono na to, że do służby zgłoszą się zdemobilizowani żołnierze Straży Granicznej, którzy byli już odpowiednio przygotowani do służby. Mogli oni liczyć na rozwój kariery. Byli przyjmowani na stanowiska posterunkowych i starszych posterunkowych, lecz po okresie próbnym i okazaniu swojej przydatności mieli być kierowani do szkół i otrzymywali awans. Kandydatów jednak nie było tak wielu, by całkowicie rozwiązać problem²³.
Policja przejęła po likwidowanej Straży Granicznej jej infrastrukturę, jednak nie była ona wystarczająca dla nowej formacji. Okazało się, że jest za mało strażnic i koszar. Nowi funkcjonariusze musieli być kwaterowani w domach prywatnych, co skutkowało obniżeniem dyscypliny. Miejscowa ludność, często składająca się z mniejszości narodowych i niechętna państwu polskiemu, odbierała obowiązek zakwaterowania jako kolejną szykanę władz. Niekiedy niszczono nawet pomieszczenia przeznaczone na kwatery dla policjantów. Dodatkowo funkcjonariusze policji skierowani do pełnienia służby granicznej z innych garnizonów przybywali na tereny uboższe i mniej zaludnione, a oddalenie od rodzin powodowało zniechęcenie i bierność. Ponadto chcąc złagodzić braki kadrowe, do służby w kompaniach granicznych skierowano nie mniej niż 15 proc. funkcjonariuszy z komend okręgów nadgranicznych. To z kolei spowodowało pogorszenie i tak nie najwyższego stanu bezpieczeństwa w rejonach przygranicznych²⁴.
Metody pełnienia służby na linii granicy państwowej policjanci przejęli od Straży Granicznej. Wykorzystywano głównie posterunki stałe, co było dosyć statycznym i mało operatywnym sposobem zabezpieczenia granicy. Jednak, co wydaje się naturalne, policja miała lepiej funkcjonujący wywiad, co skutkowało większą skutecznością w zwalczaniu przemytu. Katastrofalnie przedstawiało się zabezpieczenie granicy pod względami wojskowym i politycznym. Brakowało wyspecjalizowanej kadry dowódczej. Policjanci kierowani do służby granicznej przechodzili tylko krótkie kursy mające przybliżyć problematykę graniczną. Tak przygotowani funkcjonariusze musieli stawić czoło narastającej fali przestępczości i dywersji. Mimo to taki dobór kadr był lepszy niż w przypadku wcześniejszych formacji. Niestety, nowi funkcjonariusze nie byli w stanie okiełznać postępującego chaosu, a stan bezpieczeństwa na granicy i w terenie przygranicznym po rozformowaniu Straży Granicznej drastycznie się pogorszył. Dało się to odczuć już w pierwszych tygodniach przejęcia przez policję odpowiedzialności za ochronę granicy. Wydawało się, że lata wykształcania form pełnienia służby i sposobów zabezpieczenia linii granicy poszły na marne. Prestiż państwa w tym aspekcie szybko i znacząco podupadł, co mogło spowodować trwałe obniżenie jego pozycji międzynarodowej i zachęcić niechętne Polsce środowiska do akcji mających na celu wywołania niepokojów lub nawet powstania. Dawało też pretekst naszym sąsiadom do wskazywania na słabość polskich instytucji, które nie mogą sobie poradzić z taką sytuacją. Najgorsze jednak dopiero miało nadejść²⁵.
„Już w roku 1923 stosunki na kresach zaczęły ulegać stopniowemu pogarszaniu. Dla wszystkich nie ulegało wątpliwości, że główne sprężyny działające znajdowały się poza granicami Polski – pisał ówczesny premier Władysław Grabski. – Organizowano w Rosji ekspedycje w głąb Polski. Przynęcano młodych ludzi do przechodzenia z Polski za granicę rosyjską i tam urabiano z nich drużyny przeznaczone do wpadania w głąb kresów Polski. Jednocześnie wśród ludności miejscowej urobiono sobie dla takich wypadów tajnych sojuszników, którzy dawali wszelką pomoc w drodze, kryjówki na postojach i którzy wzmacniali szeregi napastujących”²⁶.
Trzeba przyznać, że nie było to zbyt przesadzone. Wręcz przeciwnie – nie oddaje sytuacji na Kresach. Policja, odpowiedzialna za ochronę granicy i bezpieczeństwo tych terenów, nie dawała sobie rady z tym zadaniem. Co więcej, policjanci coraz częściej stawali się ofiarami bandytów, korzystających z zamieszania. Związek Sowiecki niemal od razu po zawarciu traktatu ryskiego (18 marca 1921 roku) podjął działania zmierzające do podważenia nienaruszalności ustalonej w dokumencie granicy. Bolszewicy płynnie przeszli od działań dywersyjnych na tyłach polskiej armii w czasie wojny do akcji, które dzisiaj byśmy nazwali hybrydowymi lub poniżej poziomu progu wojny. Zachowane mimo zakończenia wojny struktury wywiadowczo-dywersyjne miały rozpocząć dalszą działalność dywersyjno-terrorystyczną. Celem, którego komuniści nie kryli, było wywołanie niepokojów w Polsce i zajęcie jej wschodnich terenów w przyszłości, co nazywano „wyzwoleniem”. Początkowo sowiecka agentura skupiła się na pracy organizacyjnej i agitacji, ale szybko przeszła do działań typowo dywersyjnych²⁷.
Operacje przeciw Polsce przygotowywał Zarząd Wywiadowczy (Razwiedupr) Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, czyli wywiad wojskowy. Dywersantów szkolono w Mińsku. Intensyfikacja działań została poprzedzona zręczną akcją zbierania danych na temat polskich sił bezpieczeństwa, zdobywania broni i agentów. Agenci bez problemu nielegalnie przekraczali granicę. Przenikali oni do komunistycznego podziemia, gdzie pełnili funkcje instruktorów i dowódców oddziałów. Członkami konspiracji często zostawali żołnierze Armii Czerwonej, którzy pochodzili z terenów nadgranicznych i po wojnie wrócili do swoich domów. Łatwość przekraczania słabo zabezpieczonej granicy powodowała, że zaczęły przez nią przenikać coraz większe grupy, siejąc terror na dużą skalę. Początkowo atakowano pojedyncze dwory, plebanie czy folwarki, a także funkcjonariuszy policji. Pierwszy atak na posterunek miał miejsce już w maju 1922 roku, kiedy dywersanci zaatakowali w Puszczy Białowieskiej. W połowie czerwca tego roku napadnięto na majątek ziemski we wsi Dobre Drzewo w gminie Lenin (powiat łuniniecki). Spalono dworek księcia Druckiego-Lubeckiego, wykolejono też trzy pociągi oraz wysadzono most i nasyp kolejowy na linii Lida–Wilno. Później zaatakowano posterunek policji w Sądowej Wiszni. W sierpniu napadnięto na folwark w Szpakowszczyźnie w powiecie wilejskim. Następny spalony folwark znajdował się w Strudze w powiecie stolińskim. W grudniu zaatakowano policyjny posterunek we wsi Ilia w powiecie wilejskim. Ponadto strefę nadgraniczną gnębiła plaga pożarów wywołanych przez dywersantów. Ta krótka wyliczanka nie wyczerpuje wszystkich aktów dywersji, których dokonano wtedy na Kresach. Może jednak uzmysłowić skalę zagrożenia dla istnienia państwowości polskiej na tych terenach²⁸.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. R. Kisiel, _Strzegom–Dobromierz 1745,_ Warszawa 2001, s. 8.
2. Ustawa z 12 października 1990 r. o Straży Granicznej, Dz.U. z 1990 r., Nr 78, poz. 462.
3. Z. Pruski, _Bastion Polesie. Polskie fortyfikacje na Polesiu w latach 1920–1939,_ Przasnysz 2000, s. 13; R. Szubański, _Plan Operacyjny Wschód,_ Warszawa 2010, s. 7.
4. R. Szubański, _op. cit._, s. 7, 93.
5. _Ibidem_, s. 7, 93.
6. _Ibidem_, s. 9–13.
7. _Ibidem_, s. 93–96.
8. Z. Pruski, _op. cit._, s. 12–13.
9. Centralne Archiwum Wojskowe (dalej CAW), Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, _Plan działań wstępnych Armii „Polesie”_, sygn. 302.4.341, s. 45; Z. Pruski, _op. cit._, s. 13–15.
10. CAW, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, _Plan działań wstępnych Armii „Polesie”_, sygn. 302.4.341, s. 46.
11. Do 17 października 1930 Flotylla Rzeczna Marynarki Wojennej.
12. CAW, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, _Plan działań wstępnych Armii „Polesie”_, sygn. 302.4.341, s. 46, 58, 74.
13. CAW, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, _Plan działań wstępnych Armii „Polesie”_, sygn. 302.4.341, Z. Pruski, _op. cit._, s. 14–15.
14. Z. Pruski, _op. cit._, s. 16–17.
15. _Ibidem_, s. 18–23.
16. https://muzeumsg.strazgraniczna.pl/muz/formacje-ochrony-granic/rys-historyczny/1918-1939/9400,Strzelcy-Graniczni-1920-1921.html (dostęp 05.05.2022); T. Katafiasz, _Harcerze w służbie ochrony granic państwa polskiego 1920 r._, „Biuletyn Centralnego Ośrodka Szkolenia” 2002, nr 3–4, s. 166–177.
17. https://muzeumsg.strazgraniczna.pl/muz/formacje-ochrony-granic/rys-historyczny/1918-1939/9402,Baony-Etapowe-1919-1921.html (dostęp 05.05.2022).
18. A. Ochał, _Formacje graniczne 1918–1939. Na granicach II Rzeczypospolitej_, Szczecin 2019, s. 22–23.
19. _Ibidem_, s. 26–28.
20. Rejonowe komendy uzupełnień często kierowały do służby w tych formacjach poborowych kategorii B, C1 i C2; H. Dominiczak, _Granica wschodnia Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1919–1939_, Warszawa 1992, s. 140.
21. _Ibidem_, s. 76–86, 140–141.
22. A. Ochał, _Formacje…,_ s. 29–31; _idem_, _Korpus Ochrony Pogranicza 1924–1939_, Szczecin 2019, s. 4; H. Dominiczak, _op. cit._, s. 96.
23. A. Ochał, _Korpus_…, s. 4, H. Dominiczak, _op. cit._, s. 96.
24. A. Ochał, _Korpus_…, s. 7, H. Dominiczak, _op. cit._, s. 100.
25. A. Ochał, _Korpus_…, s. 7–9, H. Dominiczak, _op. cit._, s. 100–101.
26. W. Grabski, _Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924–1925)_, s. 38; https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/dwa-lata-pracy-u-podstaw-panstwowosci-naszej.pdf(dostęp 12.05.2022).
27. С.А Ваупшасов, _На тревожных перекрестках: Записки чекиста,_ http://militera.lib.ru/memo/russian/vaupshasov/07.html (dostęp 12.05.2022).
28. J. Paciorkowski, _Granica w ogniu,_ „Policja 997”, nr 162, 2018, s. 34; C.A. Ваупшасов, _op. cit._; M. Jabłonowski, J. Prochwicz, _Wywiad Korpusu Ochrony Pogranicza 1924–1939,_ Warszawa 2003/2004, s. 140.