U-505. Prawda o wojnie na morzu - ebook
U-505. Prawda o wojnie na morzu - ebook
U-505 to jeden z tych niemieckich okrętów podwodnych II wojny światowej, którego losy nadają się na scenariusz filmu. Wprawdzie zatopił osiem alianckich statków i mimo ciężkich uszkodzeń potrafił powrócić z rejonu Karaibów do bazy w okupowanej Francji, ale też był naznaczony swoistym fatum. Jego dowódca popełnił samobójstwo na pokładzie. Na dodatek stał się jedynym U-Bootem, który Amerykanom udało się przejąć na morzu w czasie wojny. Dziś można go oglądać w muzeum w Chicago.
Łukasz Grześkowiak, Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii, autor kilku publikacji poświęconych okrętom podwodnym i ich zwalczaniu, barwnie opowiada o losach U-505, jego dowódcach i członkach załogi. Ukazuje grozę wojny podwodnej, w której myśliwy w każdej chwili mógł sie zamienić w zwierzynę, zawzięcie tropioną i atakowaną przez wrogie okręty i samoloty. Opisuje też „przygody” marynarzy na lądzie po powrocie z patroli bojowych, gdy odreagowywali swe ekstremalne przeżycia. To świetnie napisana książka, która daje wyobrażenie, jak naprawdę, od podszewki wygląda wojna na morzu i jak działa na ludzką psychikę.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16710-0 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stosunek Hitlera do floty, 1936 rok
_Działania bojowe U-Bootów muszą być prowadzone posiadanymi przez nas środkami. Należy pogodzić się ze stratami, choćby najdotkliwszymi i nieproporcjonalnymi do chwilowych sukcesów._
Karl Dönitz
_Często płynie się godzinami w kierunku unoszącego się dymu, nie wychodząc na pozycję strzału. Wtedy obowiązuje zasada, by zachować spokój. Tylko się nie denerwować! Inaczej niepokój dowódcy przeniesie się na całą załogę. A podenerwowani żołnierze nigdzie nie są tak nie do przyjęcia jak na okręcie podwodnym._
Joachim SchepkeOD AUTORA
U-505, U-Boot legenda! Jeśli którykolwiek z okrętów niemieckiej U-Bootwaffe (nie licząc słynnego U-96 z kultowego filmu _Das Boot_) zasłużył na ekranizację, to właśnie on. Dlaczego? Po pierwsze, był najbardziej uszkodzonym okrętem podwodnym II wojny światowej, któremu udało się bezpiecznie powrócić do bazy. Po drugie, na jego pokładzie doszło do jedynego samobójstwa pośród dowódców niemieckich okrętów podwodnych. Po trzecie, był jedynym U-Bootem, którego udało się przejąć jako zdobycz wojenną, a nie już po kapitulacji Niemiec. I po czwarte, jest jedynym okrętem typu IX, który został zachowany do dziś i który można zwiedzić w muzeum w Chicago.
U-505 operował w rejonie Afryki Zachodniej oraz na wodach Morza Karaibskiego. Choć liczba odniesionych sukcesów nie czyni go asem U-Bootwaffe, to już same jego perypetie zdecydowanie sprawiają, że jest to jeden z najciekawszych okrętów podwodnych. Jego historia jest naznaczona wieloma przesądami marynarskimi. Zgodnie z opinią załogi, wyniknęło z nich wiele problemów i niepowodzeń.
U-505 padł ofiarą niezliczonej liczby sabotaży stoczniowców pracujących w Lorient. To zapewne poważnie ograniczyło możliwość odniesienia większych sukcesów. U-Boot co rusz był zmuszony powracać do bazy na skutek licznych defektów. Z drugiej jednak strony, kto wie, czy w ten sposób sabotażyści nie uratowali jego załogi. Czy gdyby okręt mógł bez kłopotów wypływać na patrole, nie padłby, jak wiele innych U-Bootów, ofiarą aliantów? Dziś można już tylko dywagować na ten temat, ale faktem jest, że załoga U-505 miała sporo szczęścia, gdyż, nie licząc jej jednego członka, w całości przeżyła wojnę. W samym tylko maju 1943 roku zatopiono aż 41 U-Bootów, a w całym roku Niemcy stracili 244 okrętów. W 1944 roku kolejnych 249 U-Bootów zostało zatopionych. W ostatecznym rozrachunku z 1154 wcielonych do służby U-Bootów aż 768 stracono podczas patrolu. Z prawie 41 tys. członków załóg U-Bootwaffe aż 28 tys. poniosło śmierć, a kolejnych 5 tys. dostało się do niewoli. Widać z tego, że przetrwanie wojny stanowiło nie lada wyczyn.
Jakby mało było na głowie młodej załogi U-505, to musiała się ona jeszcze zmagać z koszmarnym dowódcą, jakim był Peter Zschech. Najprościej można napisać, że stał on w opozycji do swoich podopiecznych i robił wszystko, by tylko utrudnić im życie. Jeśli dodać do tego jeszcze tyrana w postaci pierwszego oficera Thilo Bode, to wychodzi prawdziwa mieszanka wybuchowa. Mimo to załoga utrzymywała dyscyplinę i miała wysokie morale. Choć zdobywca U-505 Daniel Gallery w swej książce twierdzi, że duch załogi U-Boota był mocno nadszarpnięty, a część autorów powiela ten pogląd, wniosek taki jest mocno krzywdzący lub, żeby nie powiedzieć dosadniej, jest on wielką bzdurą, czego dowodzi czytelnikowi niniejsza publikacja.
Oprócz opisu patroli i monotonnej rutyny, w książce skupiono się także na życiu lądowym młodych marynarzy. Uwzględniono wszelkie możliwe zapiski i wspomnienia ukazujące, jak wyglądała ich egzystencja w Lorient. Faktem jest, że nikt z załogi U-505 nie mógł mieć pewności, iż powróci z kolejnego patrolu, zatem każdy z nich żył szybko i intensywnie, jakby nie było jutra. To tylko urozmaica ciekawą historię, kładąc mocny nacisk na aspekt ludzki samej załogi. Anegdoty i ciekawostki pojawiają się w każdym możliwym miejscu książki.
Nie byłbym sobą, gdybym, jak w każdej poprzedniej pozycji, nie starał się odnaleźć także wątku polskiego. Taki pojawił się także w tym przypadku. Kto wie, czy gdyby nie pewien marynarz o polskich korzeniach, U-505 zdołałby pozostać na powierzchni już po jego zdobyciu.
Pierwszy impuls do napisania historii U-505 pojawił się po obejrzeniu filmu dokumentalnego poświęconego jego zdobyciu. To właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że jednostka ta jest traktowana nieco po macoszemu i większość publikacji skupia się jedynie na aspekcie przejęcia tego okrętu przez aliantów. A jest to niezwykle krzywdzące. Oczywiście, że jest to bardzo ważne, jednak stanowi jedynie fragment interesującej historii. Także wspomniana już książka Gallerego nie jest do końca wiarygodna. Oprócz historyków nawet członkowie załogi U-505 uznali, że zbyt mocno puścił wodze fantazji, a swą publikacją zrobił z siebie bohatera i zbudował sobie pomnik, jednak jeśli chodzi o wartość historyczną, to w opisach poświęconych niemieckiemu okrętowi pozostawia ona wiele do życzenia.
Losy U-Boota najdokładniej zostały opisane przez członka załogi Hansa Göbelera, jednak i w jego relacji można znaleźć pewne nieścisłości, błędy w chronologii, a czasem nawet sytuacje, w których znalazły się inne okręty, opisane jako perypetie U-505 dla urozmaicenia narracji.
Niniejsza publikacja jest starannym studium działalności U-505_._ Oprócz wspomnień załogi i ludzi, którzy zdobyli ten okręt, opiera się na wnikliwej analizie dziennika pokładowego i samych zapisków BdU¹, przeanalizowano także dostępne archiwa aliantów. Każde działanie opisano w możliwie najdokładniejszy sposób. Dokumenty z National British Archives Kew w Londynie oraz National Archives and Records Administration and the United States Navy Department Library Naval History & Heritage Command z Waszyngtonu stanowią doskonałe uzupełnienie całości. Tam, gdzie to możliwe, wpleciono także zapiski z dzienników okrętowych aliantów. Całość publikacji uzupełnia bogaty materiał zdjęciowy. Korzystając z możliwości technicznych, część fotografii jest kolorowa, za co serdecznie dziękuję osobom, które okazały mi swoje wsparcie i pomogły w doborze zdjęć. Szczególne słowa podziękowania należą się Pawłowi Więcaszkowi.
Napisanie tej książki zajęło mi dokładnie rok. Podczas jej pisania bardzo cierpliwa była moja żona Kejt, która nieustannie mnie motywowała – należą się jej słowa największego uznania. Jak zawsze specjalne podziękowania kieruję dla mojej mamy Basi Grześkowiak. Bez Twojej wiary we mnie i wielkiego serca to wszystko nie byłoby takie proste. Podziękować pragnę także mojemu przyjacielowi Mariuszowi Borowiakowi za ogromne wsparcie. Nikt tak dobrze nie zrozumie tej dziedziny jak kolega po piórze. Podziękować pragnę także Tomaszowi Nowakowi, Arkadiuszowi Łysakowskiemu, Annie Rubach, Elżbiecie Przybylskiej, Piotrowi Grześkowiakowi oraz Szymonowi Mazurowi za to, że wspierali mnie jak mogli. Specjalne podziękowania należą się jednak czytelnikom, szczególnie tym, którzy piszą do mnie, dzieląc się swoimi przemyśleniami i sugestiami. Bez Was to wszystko nie miałoby sensu.
Łukasz „Dexter” Grześkowiak
Ashford/Gniezno 2022POCZĄTKI
W czasie wojny milczą muzy.
Cyceron
12 czerwca 1940 roku. Środa. W samo południe dowodzony przez kapitana marynarki Fritza Frauenheima U-101 (typ VIIB) wziął na celownik brytyjski frachtowiec. Statek płynął z Sunderland do Bordeaux z 7500 ton węgla w ładowniach. Nazywał się „Earlspark”². U-101 zaatakował_._ Pojedyncza torpeda G7e³ wystrzelona z pokładu U-Boota ugodziła frachtowiec na wysokości mostka. Trafiona jednostka momentalnie zaczęła tonąć, pociągając ze sobą kapitana Evana Jamesa Williamsa oraz sześciu innych członków załogi. 31 rozbitków uratował brytyjski sloop HMS „Enchantress”⁴.
Aliancki konwój na Atlantyku
Później dowodzony przez asa U-Bootwaffe, porucznika marynarki Engelberta Endrassa, U-46 (typ VIIB) zlokalizował konwój SL-34. Endrass wyprowadził swój okręt na pozycję dogodną do ataku i wystrzelił z wyrzutni rufowej. „Węgorz”, jak potocznie nazywali torpedy niemieccy podwodniacy, ominął cel, jednak niespodziewanie uderzył w inny statek konwoju – brytyjski frachtowiec „Barbara Marie”⁵. Jednostka przewoziła 7200 t rudy żelaza. Frachtowiec przełamał się na pół i zatonął. Wszystko trwało zaledwie 10 minut. Zginęło 32 członków załogi, w tym kapitan Stanley Smith, jedynie pięciu ludzi udało się uratować. Z wody wyłowił ich frachtowiec „Swedru”.
Endrass ponowił atak na wcześniejszy obiekt. Tym razem był skuteczniejszy i torpeda trafiła w cel. Okazał się nim brytyjski frachtowiec „Willowbank”⁶. Atak przeżyła cała 50-osobowa załoga, która została uratowana przez ten sam frachtowiec, który wcześniej pomógł załodze „Barbara Marie”.
12 czerwca 1940 roku alianci musieli zatem wykreślić trzy jednostki ze stanu floty handlowej. Niemiecka Kriegsmarine natomiast dopisała do swego stanu nowy okręt – był nim U-505.
Dane techniczne U-505:
------------------------------------- -----------------------------------------------------------
Typ IXC
Numer zamówienia 295
Zamówienie 25.IX.1939
Stocznia Deutsche Werft AG., Hamburg
Wodowanie 12.VI.1940
Wcielenie do służby 26.VIII.1941
Numer pocztowy M 46 074
Załoga 48–56 osób
Napęd Silniki Diesla/silniki elektryczne
Prędkość 18,2 węzła (33,7 km) na powierzchni
7,3 węzła (13,5 km) w zanurzeniu
Zasięg 13 450 mil morskich przy prędkości nawodnej 10 węzłów
64 mil morskich przy podwodnej prędkości 4 węzłów
Wyporność 1120 t na powierzchni
1232 t pod wodą
Maksymalna zdolność zanurzenia 230 m
Uzbrojenie torpedowe 22 torpedy (cztery wyrzutnie dziobowe i dwie rufowe)
Artyleria pokładowa 105 mm SK C/32
37 mm (przeciwlotnicze) SK C/30
Podwójne działko przeciwlotnicze 20 mm – Flak 30
Miny 44 miny TMB (miny denne)
Wymiary Długość – 76,7 m
Szerokość – 6,8 m
Wysokość – 9,6 m
------------------------------------- -----------------------------------------------------------
W dniu, w którym zwodowano U-505, RAF przeprowadził swój pierwszy nalot na terytorium Włoch. Celem bombardowania były Turyn oraz Genua⁷.
U-505 był U-Bootem typu IXC. Podczas II wojny światowej wybudowano w sumie 54 jednostki tego typu⁸. Jego pierwszym dowódcą był kapitan marynarki Axel-Olaf Löwe. Urodził się 3 stycznia 1909 roku w Kilonii. Do niemieckiej marynarki wojennej, wówczas jeszcze Reichsmarine, wstąpił w 1928 roku – dlatego przyjęło się mówić, że należał do „Załogi 28”. Edukację rozpoczął w Akademii Marynarki Wojennej, gdzie przebywał do września 1939 roku. Od października dostał powołanie na stanowisko w OKW/Wehrmacht⁹. Pełnił tam służbę przez rok.
W listopadzie 1940 roku Löwe otrzymał przydział do U-Bootwaffe. Rozpoczął się kurs treningowy, który trwał do kwietnia 1941 roku. Jego częścią był pobyt na pokładzie U-74 (typ VIIB) i „podglądanie” jego dowódcy – kapitana marynarki Eitela-Friedricha Kentrata.
Löwe wypłynął na swój pierwszy patrol bojowy 8 maja 1941 roku na U-74 należącym do 7. Flotylli U-Bootów. Wyruszył z Saint-Nazaire. Jego rejonem operacyjnym były wody północnego Atlantyku. Od 13 maja U-74 operował na południowy wschód od Grenlandii. 17 maja nastąpił pierwszy kontakt z wrogiem. W dzienniku pokładowym zapisano:
16.05.41
Godzina 22.30. Trzy niszczyciele zauważone od wschodu. Zanurzenie, aby pozwolić im przejść przodem, około 1500 m od nas. Są to amerykańskie niszczyciele klasy Dunlap, płyną kursem południowo-zachodnim, prędkość 12 węzłów.
Godzina 24.00. Po tym, jak niszczyciele minęły nas przodem, zauważono kolejny okręt wojenny nadpływający ze wschodu. Wstępne rozeznanie określa go na amerykański okręt „New York”. Płynie kursem południowo-zachodnim, prędkość 8 węzłów. Pozwalam mu przepłynąć jakieś 3500 m od nas, po czym wynurzam okręt¹⁰.
Prawdziwy chrzest bojowy i przedsmak tego, jak niebezpieczna może być służba na U-Boocie, nastąpił 21 maja. U-74 podążał na spotkanie konwoju HX 126. Podczas podejścia został zaatakowany działem pokładowym przez korwetę HMS „Verbena”¹¹. Czym prędzej wykonał zanurzenie alarmowe, które niemieckie załogi nazywały „zanurzeniem Stuka”¹² od niemieckiego bombowca nurkującego. W wodzie pojawiły się pierwsze bomby głębinowe. Do „Verbeny” dołączył niszczyciel HMS „Burnham”¹³. Atakujące okręty zrzuciły w sumie aż 125 bomb głębinowych. W końcu wyczerpały amunicję. Niedługo po tym utracono także kontakt sonarowy. U-74 zdołał przetrwać atak, ale nie wyszedł z niego bez szwanku. Okręt doznał poważnych uszkodzeń. Gdy ponownie znalazł się na powierzchni, do BdU nadano depeszę z prośbą o pozwolenie powrotu do bazy. Otrzymano zgodę.
Zapiski z dziennika okrętowego:
21.05.41. Kwadrat AJ 3323
Godzina 8.30. Smugi dymu na horyzoncie tuż przed dziobem. Zauważono dwa wysoko wystające maszty. Przed nami nieco na prawej burcie zauważono maszty, najprawdopodobniej eskortowca. Gdy podpłynęliśmy bliżej, okazało się, że dym na horyzoncie należał do dużego tankowca. Jednostka po prawej burcie zaczęła przybliżać się do nas z dużą prędkością. Płynęła tym samym kursem co tankowiec. Chciałem zaatakować tankowiec z wynurzenia. Okazało się, że jednostką po prawej burcie jest okręt z dużym działem, który otworzył do nas ogień z dystansu około 8000 metrów.
Godzina 11.01. Dokonaliśmy zanurzenia peryskopowego, gdy odległość do atakującego okrętu wynosiła około 5000 metrów. Dystans do tankowca wynosił około 3000 metrów. Postanawiam, że dokonam ataku, gdy odległość do celu wyniesie 1000 metrów. Nie mogłem podpłynąć bliżej, gdyż okręt wojenny zbliżał się do nas zbyt szybko. Ze względu na ostrzał jak i niekorzystny stan morza, ujrzeliśmy wrogi okręt dopiero 600 metrów od nas. Peryskop przez cały czas znajdował się tuż nad powierzchnią wody. Utrzymywanie głębokości było poprawne. Prawdopodobnie spostrzeżeni zostaliśmy przez obecność mew, które bez przerwy krążyły naokoło naszego peryskopu. Zarządziłem: Schodzimy głębiej!
Godzina 11.35. Pierwsza seria bomb głębinowych (4) ląduje w wodzie i eksploduje na głębokości 25 metrów. Dobre celowanie. Okrętem gwałtownie wstrząsnęło. Już podczas pierwszego ataku część naszych urządzeń uległa awarii.
Godzina 11.45. Schodzimy głębiej. Kolejne dziesięć bomb eksploduje na głębokości 90 metrów. Nasz nasłuch wykrywa trzy jednostki, prawdopodobnie niszczyciele . Słyszymy odgłosy azdyku¹⁴ i charakterystyczne pingowanie. Okręty współpracują ze sobą doskonale. Zamiast rzucić się do ataku, okręty postępują rozważnie i nie dopuszczają do utracenia kontaktu azdykowego, który starają się utrzymywać będąc za naszą rufą. Staram się wydostać z pułapki poprzez zwiększenie prędkości. Okręty nadal mają mnie w garści i mądrze atakują. Kolejna doskonale wymierzona seria dziesięciu bomb głębinowych. W sumie spadło ich na nas 125.
Podsumowanie ataku: trzecia seria spadła na nas szczególnie blisko. Głębokość = 60 metrów.
Od tego czasu utrzymuję okręt na głębokości pomiędzy 70 a 90 metrów. Raz, przez krótką chwilę osiągnęliśmy 95 metrów.
Atak rozpoczął się o godzinie 11.10, a zakończył o 15.20.
Dla mojej młodej i niedoświadczonej załogi atak ten był prawdziwą męką. Okręt, jak i załoga udowodniły jednak swoją wartość. Powstałe awarie usuwamy jedna po drugiej, zapewniając naszej jednostce możliwość dalszego pływania.
Najpoważniejsze uszkodzenie: zawór wentylacyjny w sterowni uległ zepsuciu, pozostawiając sprawne jedynie 3 z 5 śrub. Na skutek właściwego reagowania załogi zaledwie niewielka ilość wody dostała się na pokład.
Następne uszkodzenie: wytłoki w kontenerze na koła ratunkowe przeciekają i woda dostaje się na pokład przez przednią toaletę. Pomieszczenie z WC zostało zablokowane, tak więc duża ilość wody dostała się na pokład okrętu.
Usterkę tę udało się naprawić, otwierając w końcu pomieszczenie do WC.
Godzina 15.30. W końcu udało nam się wydostać z obszaru, gdzie poszukiwał nas wróg. Niestety, nie mogę już nawet myśleć o możliwości zaatakowania tankowca. Nareszcie chwila wytchnienia dla załogi po naprawieniu najpoważniejszych usterek¹⁵.
Axel-Olaf Löwe był zatem w pełni przygotowany na to, co mogło go czekać w roli dowódcy. Obserwując spokój i opanowanie Kentera, zrozumiał, jak jest to ważne dla będącej pod ogromną presją załogi.
Otrzymując z dowództwa pozwolenie powrotu, U-74 skorygował kurs i wyruszył w kierunku Lorient. Na tym jednak nie koniec przygody Löwa na pokładzie okrętu. Jeszcze w drodze powrotnej na pokład U-Boota przyszedł szczególny rozkaz – „Wiadomość z BdU: nowy rejon operacyjny. Kurs 100˚”¹⁶.
Baza U-Bootów we francuskim porcie Lorient
Jak się wkrótce okazało, Löwe miał być świadkiem zatopienia pancernika „Bismarck”. BdU zarządziło, by grupa U-Bootów, w której skład oprócz U-74 wchodziły także: U-48, U-97, U-98, U-556 oraz włoski okręt podwodny „Barbarigo”, utworzyła w Zatoce Biskajskiej linię przeciwko brytyjskim okrętom polującym na „Bismarcka”. W nocy 27 maja wachtowi z U-74 byli świadkami pojedynku pancernika z brytyjskimi niszczycielami¹⁷.
Z dziennika pokładowego:
27.05.41
Godzina 00.05. Ostrzał artyleryjski na kursie 40˚.
Godzina 1.45. Flary rozświetlające na horyzoncie.
Godzina 4.00. W kwadracie BE 6155. Bardzo ciemna noc i gwałtownie zmieniająca się widoczność. Częsty szkwał. Wiatr nasila się coraz bardziej. Deszcz coraz gęstszy. Od czasu do czasu widać kolejne wystrzały i flary na niebie. Obierając kurs 250˚, staram się przybliżyć. Wysokie fale. Nie mogę się ruszać, ponieważ kiosk co chwilę znajduje się pod wodą, tak więc jakakolwiek obserwacja staje się niemożliwa.
Przez moment o godzinie 4.30 po przeciwnej stronie od „Bismarcka” (przypuszczam, że „Bismarck” znajduje się tam, gdzie wybuchają flary) w odległości 8000–10 000 metrów zauważono sylwetkę (duży krążownik lub pancernik). Obieram kurs 20˚, by podpłynąć bliżej, jednak niemal od razu tracę kontakt na skutek gwałtownie zmieniającej się widoczności.
Zostaję nieco z boku, szykując się do ataku na pojawiające się w pobliżu okręty wroga. To jest okropna noc. Na tak dużych falach nie ma nawet mowy o ataku torpedowym. U-556 musi być gdzieś w pobliżu. Otrzymuję powtarzające się sygnały z U-556, z pokładu „Bismarcka” nic. Reasumując, dokonuję takich samych obserwacji, jak z raportów U-556.
Godzina 4.30. Na pokładzie usłyszano trzy głośne detonacje, z których jedna była szczególnie groźna.
Godzina 4.33. Ponowny ostrzał artyleryjski.
Godzina 6.30. Optyczna komunikacja z U-Bootem, który utrzymuje kontakt z „Bismarckiem” na kursie 320˚.
Godzina 7.26. Zanurzenie alarmowe (spostrzeżono jeden krążownik i niszczyciel).
Godzina 9.22. Pomiędzy 9.00 a 9.40 słychać silne i średnie detonacje. Płynę w zanurzeniu kursem północnym, naprzeciw falom. Na powierzchni o 9.22 – wokół nic nie widać. Słyszę bardzo silne detonacje (muszą to być ostatnie chwile „Bismarcka”).
Godzina 12.00. Przejęcie dziennika pokładowego z „Bismarcka” nie może być dłużej kontynuowane . Za pomocą radia informuję BdU, że moją ostatnią obserwacją jest prawdopodobne zatopienie „Bismarcka”.
Godzina 16.00. Kwadrat BE 6147. Rozpoczynam poszukiwania rozbitków. Nadal tli się nadzieja na odnalezienie „Bismarcka”.
Godzina 19.30–20.20. Odnaleziono trzech rozbitków. Ich przyjęcie na pokład nie było łatwe podczas tak wysokich fal.
Imiona odnalezionych:
Mat Georg Herzog
Mat Otto Höntzch
Mat Hebrert Manthey
Herzog odniósł niegroźne obrażenia na lewej nodze.
Godzina 20.20. W momencie, gdy ostatni rozbitek dostał się na pokład przez nasz kiosk, zauważono samolot po prawej burcie. Nerwowe oczekiwanie. Samolot minął nas i odleciał za naszą rufą.
Tych trzech odnalezionych ludzi należało do obrony przeciwlotniczej. Opuścili pokład około godziny 8.00 razem z załogą z górnego pokładu¹⁸.
Zachęcony odnalezieniem trzech rozbitków U-74 jeszcze 28 i 29 maja prowadził poszukiwania, jednak bezskutecznie. W końcu obrano kurs na bazę. 30 maja U-Boot o włos uniknął zatopienia. W Zatoce Biskajskiej został zlokalizowany przez brytyjski okręt podwodny HMS „Sealion”¹⁹. U-74 płynął na powierzchni, ponieważ na skutek wcześniejszego ataku bomb głębinowych na pokładzie ulatniał się gaz. Tylko szybka i zdecydowana reakcja wachty U-Boota uchroniła go przed sześcioma płynącymi w ich kierunku torpedami.
Z dziennika pokładowego HMS „Sealion”:
Godzina 20.20. W momencie,
Godzina 17.03. Na pozycji 46˚58’N, 04˚12’W spostrzeżono wynurzonego U-Boota płynącego kursem północnym. Rozpoczęcie ataku, jednak w krytycznym momencie szkło peryskopu zostało zalane, tak więc musieliśmy rozpocząć cały manewr od początku.
Godzina 17.14. Sześć torped wystrzelonych z odległości 1500 jardów . Zanurzamy się na dużą głębokość.
Godzina 17.18. Ponownie na głębokości peryskopowej. Zauważono, że U-Boot gwałtownie zmienił kurs i wymanewrował płynące torpedy. Na miejsce ataku wezwano dwa trawlery i lotnictwo, które rozpoczęło patrolowanie obszaru ataku²⁰.
30 maja U-Boot przybył do Lorient, kończąc swój drugi patrol bojowy. Co prawda na jego kiosku brakowało powiewających proporczyków oznaczających osiągnięty sukces i zatopiony tonaż, jednak okręt bezpiecznie powrócił do bazy, a Löwe podczas rejsu nabrał niezbędnego doświadczenia. Otrzymując pozytywny komentarz na swój temat, był w końcu gotowy do objęcia pozycji samodzielnego dowódcy. Tuż po patrolu został wysłany na kurs, na którym miał poznać konstrukcję U-Bootów (_Baubelehrung_), trwający od lipca do sierpnia. W końcu 26 sierpnia otrzymał własną jednostkę. Był nią U-505.
Niemiecki pancernik „Bismarck”OKRĘT
Prawdziwa wojna nigdy nie trafi na stronice książek.
Walt Whitman
26 sierpnia 1941 roku na froncie wschodnim, na północ od Witebska, Armia Czerwona ruszyła do kontrataku. W ten sposób udało jej się zatrzymać Wehrmacht na 24 godziny²¹. Tego samego dnia dowodzony przez kapitana marynarki Helmuta Möhlmanna U-571 (typ VIIC) zatopił sowiecki statek bazę dla okrętów podwodnych „Marija Uljanova”²². U-652 (typ VIIC) dowodzony przez porucznika marynarki Georga-Wernera Fraatza, storpedował i poważnie uszkodził brytyjski pomocniczy stawiacz min HMS „Southern Prince”²³.
Po okresie _Baubelehrung_, czyli szkoleniu zaznajamiającym, Löwe w końcu stanął na pokładzie swej nowej jednostki i spoglądał na przydzieloną mu załogę. 26 sierpnia odbyło się oficjalne przekazanie U-505. Okręt został wcielony do 4. Unterseebootflottille, czyli 4. Flotylli Szkoleniowej²⁴. Baza znajdowała się w Szczecinie. Zazwyczaj U-Booty spędzały we flotyllach szkoleniowych od trzech do siedmiu miesięcy zanim osiągnęły pełną gotowość bojową.
4. Flotylla nie miała swojego oficjalnego godła. Gdy wcielono do niej U-505, jej dowódcą był kmdr por. Heinz Fischer. Od maja 1941 aż do końca swojej działalności w maju 1945 roku 4. Flotylla wyszkoliła do działań bojowych prawie 300 U-Bootów.
Załoga bacznie przyglądała się swemu nowemu dowódcy. U-Booty w dalszym ciągu osiągały duże sukcesy, tak więc część marynarzy martwiła się, że nie zdąży załapać się na patrol zanim Niemcy odniosą ostateczne zwycięstwo.
Löwe (po polsku „lew”) rozpoczął przemowę do załogi następującymi słowami: „Towarzysze! Przybyłem tutaj prosto z Hamburga, jak tylko otrzymałem rozkaz objęcia dowództwa nad U-505. Z waszą pomocą, gdy tylko odbędziemy niezbędne szkolenia, zabierzemy nasz okręt prosto na front”²⁵_._ Po chwili zamyślenia dodał szczerze: „To będzie ciężki orzech do zgryzienia, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości i złudzeń. Wiem jednak, że z dobrze wyszkoloną załogą jesteśmy w stanie osiągnąć sukces”²⁶.
Załoga U-505 rozpoczęła ciężkie i mozolne szkolenie. Przebiegało ono następująco:
27–29 sierpnia: rejs do Hamburga. Okręt zacumował na rzece Łabie.
31 sierpnia – 3 października: Kilonia/Rönne (stolica Bornholmu)/Gdańsk – testy i podsumowanie w UAK²⁷. Jeśli okręt pozytywnie przeszedł testy stoczniowe (odbywały się pod okiem stoczniowych inżynierów), to następnie trafiał do UAK²⁸. Tam testowany był ponownie, tym razem z załogą, a następnie brany był pod skrzydła marynarki wojennej.
Niemiecki U-Boot U-47 wpływa do portu w Kilonii
4–15 października: Hel – frontowy trening marynarzy nazwany AGRU²⁹. Było to ćwiczebne centrum dla załóg okrętów podwodnych utworzone na Półwyspie Helskim we wrześniu 1941 roku. Podczas ćwiczeń załoga oraz dowódca odbywali trening zbliżony do prawdziwej sytuacji frontowej. Doświadczeni instruktorzy symulowali wszelkie możliwe awarie, aby przygotować załogi na niespodzianki pojawiające się podczas patroli bojowych. Trening trwał średnio dziewięć dni, ale mógł być przedłużony, jeśli odbywający ćwiczenia okręt nie osiągnął wyznaczonego poziomu. Po ćwiczeniach każdy U-Boot otrzymywał „frontowy symbol opony”³⁰ co było niemal jednoznaczne z posiadaniem prawa jazdy³¹.
16 października – 10 listopada: Gdańsk – strzelanie torpedami w 25. Flotylli U-Bootów.
11–22 listopada: Gdynia – taktyczne ćwiczenia w 27. Flotylli U-Bootów.
27 listopada – 8 stycznia 1942: Hamburg – pozostałe prace stoczniowe w Deutsche Werft AG.
12–15 stycznia: załadunek niezbędnego ekwipunku w podróż do 4. Flotylli U-Bootów.
17–19 stycznia: Zamontowanie zasilacza radiowego.
U-505 pod dowództwem Axela-Olafa Löwe wyruszył z Kilonii 19 stycznia. Po przejściu przez Kanał Księcia Wilhelma okręt przybył do Brunsbüttel (miasto portowe w północnych Niemczech), gdzie załoga spędziła noc i zgłosiła zapotrzebowanie na montaż osłony kadłuba przed lodem. Okręt udał się po nią na Helgoland (niemiecka wyspa na Morzu Północnym), gdzie przybył 20 stycznia. Ochrona przed lodem była metalowym elementem przymocowanym do dziobu, aby zapobiec uszkodzeniom podczas rejsu w rejonach pokrytych grubą warstwą lodu (chodziło głównie o duże i grube kry lodowe dryfujące po Łabie). Następnie okręt wyruszył na Północny Atlantyk, by przedostać się do Francji. Rejs trwał w sumie 15 dni. U-Boot pokonał 2371 mil morskich, z czego 191 w zanurzeniu. 3 lutego rzucił cumy w Lorient³².
Rejs do Lorient nie przebiegał bez zakłóceń. Choć głównym zadaniem okrętu było przepłynięcie do Francji, gdzie miał zostać wcielony do nowej flotylli, to jednak kilka wydarzeń z dziennika okrętowego wartych jest uwagi:
22.01.42. Morze Północne. Zanurzenie. Osiągamy głębokość 200 metrów.
24.01.42. Norwegia w polu widzenia. Na trawersie w odległości około 300 metrów dryfująca mina.
24.01.42. Rozkaz przekazany drogą radiową: Löwe podążać do Lorient. Zalecana prędkość 14 węzłów.
25.01.42. Zanurzenie z powodu bliskości angielskich baz lotniczych oraz gęstej mgły, w której mogą kryć się samoloty. Podczas zanurzenia naprawiliśmy i zabezpieczyliśmy żyrokompas (temperatura wody chłodzącej była zbyt wysoka).
26.01.42. Wiadomość radiowa: Alfred Manhardt von Mannstein raportuje o obecności konwoju w kwadracie AM 4641, szybkość konwoju 5–7 węzłów, kurs 230˚. Decyduję się podążać w tym kierunku. Znajduję się zaledwie 400 mil morskich za wskazanym celem i mogę go osiągnąć w przeciągu 48 godzin. Zgoda z BdU.
27.01.42. Brak raportu z okrętu utrzymującego kontakt z konwojem. Kontynuuję raportowanie mojej pozycji. Z powodu mocnego prądu znosi mnie mocno na zachód.
28.01.42. Rotterdam bez najmniejszego ruchu, żadnych obserwacji. W oddali słyszane eksplozje bomb głębinowych. Z powodu nieodpowiedniego utrzymywania balastu okręt zrobił się zbyt ciężki, tak więc musimy wypompować wszelkie rezerwy, by zdołać się wynurzyć. Cała woda przeznaczona do mycia (trzy tony) oraz przednie przedziały torpedowe opróżnione z wody.
29.01.42. W celu przeszkolenia niedoświadczonej załogi trzy alarmowe zanurzenia.
30.01.42. Wiadomość dla Löwe – rozkazuje się wrócić do bazy 3 lutego przed świtem lub o północy – już w tej chwili dwa dni opóźnienia w stosunku do pierwotnego planu.
31.01.42. Okręt nabrał dodatkowego ciężaru w postaci 2,5 ton wody. Po raz kolejny zmuszeni byliśmy do wypompowania 1,7 tony wody pitnej w celu odciążenia okrętu.
Wielokrotne odgłosy detonacji bomb głębinowych (później dowiedzieliśmy się, że był to atak lotniczy na U-553)³³.
1 lutego 1942 roku U-505 został wcielony do 2. Flotylli U-Bootów (2. Unterseebootsflottille). Odtąd jego portem macierzystym był Lorient, wcześniej typowy port rybacki. Po zdobyciu Francji Niemcy zdecydowali, że doskonale nadaje się na bazę dla okrętów podwodnych, ponieważ leżał ok. 5 km od wybrzeża, dzięki czemu był chroniony przed atlantyckimi sztormami³⁴.
2. Flotyllę U-Bootów utworzono we wrześniu 1936 roku. Jej główną bazą był Wilhelmshaven. Później nastąpiło połączenie jej z 6. Flotyllą „Hundius”³⁵. Od czerwca 1941 roku flotyllę przeniesiono do Lorient³⁶.
2. Flotyllę nazwano „Saltzwedel”, na cześć asa broni podwodnej z I wojny światowej – porucznika marynarki Reinholda Saltzwedela³⁷. Jej godłem był wizerunek okrętu podwodnego wpleciony w krótką błyskawicę, nazywaną także _Siegesrune_. Był to runiczny odpowiednik litery „S”, który oznaczał niemieckie słowo _Sieg_, czyli zwycięstwo³⁸.
Mat Hans Göbeler tak wspomina swój pierwszy kontakt z U-505 w lutym 1942 roku:
Po wyczerpującej 18-godzinnej podróży w końcu udało mi się dotrzeć do Lorient. Ten malowniczy port na atlantyckim wybrzeżu Bretanii był pierwszą bazą, jaką zbudowaliśmy po zdobyciu Francji. Porównując go do naszych baz nad Bałtykiem oraz Morzem Północnym, Lorient pozwalał nam wypływać bezpośrednio na Atlantyk, bez potrzeby niebezpiecznego opływania Wysp Brytyjskich. Wielkie betonowe bunkry zostały zbudowane przy nabrzeżu, aby ochraniać nasze okręty przed atakami z powietrza. Podobne bazy znajdowały się w portach Brest, La Rochelle, Saint-Nazaire oraz Bordeaux.
Kilka pierwszych dni w Lorient spędziłem, użerając się z setkami małych, administracyjnych detali wymaganych przez wojsko, gdy wyruszało się na wojnę. W końcu otrzymałem przydział: U-105. Okręt ten był weteranem pod dowództwem kapitana marynarki Georga Schewe. Nie zdążyłem się jeszcze dobrze zaokrętować, gdy przyszło przeniesienie: U-505.
Tego popołudnia udałem się do wielkiego schronu, gdzie cumował U-505. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest to całkowicie nowy okręt z jasnoszarą powłoką farb i ciemniejszym wykończeniem, jakże charakterystycznym dla wczesnych lat wojny. Zauważyłem wspaniałe insygnia w postaci wymalowanego lwa oraz toporka znajdującego się na wieżyczce. Robotnik stoczniowy wytłumaczył mi, że sygnatura lwa pochodzi od nazwiska dowódcy. To był przepiękny okręt. Pomyślałem, że gdyby U-505 był kobietą, to można by się zakochać od pierwszego wejrzenia.
Następnego poranka zameldowałem się u dowódcy U-505 – kapitana marynarki Axela-Olafa Löwe. Był średniego wzrostu, z gęstymi, ciemnymi i niesfornymi włosami. Moje pierwsze odczucia co do niego nie były korzystne. Wyglądał zupełnie zwyczajnie, zarówno w ubiorze, jak i zachowaniu. Zwracał się do mnie nieformalnie, niemal z koleżeńską manierą, co było dla mnie nieco szokujące, biorąc pod uwagę instruktorów ze Szkoły Okrętów Podwodnych. Nie był to zapewne obraz dowódcy, do jakiego przywykłem ze swych książek przygodowych!
Bardzo szybko pojąłem, że taki styl dowódcy opierał się na bardzo wysokich kwalifikacjach. Ludzie z załogi wyjaśnili mi, że dobry dowódca nie musi obnosić się ze swym wysokim stopniem wojskowym i zarządza załogą poprzez ukazywanie dobrego przykładu. Löwe był właśnie oficerem takiego rodzaju.
Niekiedy w literaturze pojawia się opinia, że życie na U-Boocie typu IX było bardziej komfortowe niż na osławionym „koniu roboczym”, czyli typie VII. Jego największym minusem w porównaniu z typem VII był dłuższy czas zanurzenia. Miały też większy zasięg, tak więc załogi służące na dziewiątkach z reguły odbywały też dłuższe patrole. Owszem, typ IX był większy, jednak z tego powodu zabierał na pokład większą liczbę torped, tak więc w ostatecznym rozrachunku wychodziło podobnie. O życiu w przedziale torpedowym, jak i o tym, że załoga musiała szkolić się w wielu różnych dziedzinach, służąc na U-Boocie, pisał w swoich wspomnieniach Wolfgang Schiller:
Oczywiście, w przedziale torpedowym było bardzo ciasno. Dziś, jak odwiedza się nasz okręt w muzeum , widać jakąś wielką, pustą halę. Tyle że tam, gdzie dziś stoimy, leżały wtedy torpedy! A na nich nasz stół, przy którym jedliśmy posiłki. Siedziałeś tyłkiem na koi, zgięty w paragraf pod górną koją, i jadłeś z wielkiej dechy, pod którą leżała torpeda. Jeśli chodzi o miejsce do spania, to ci, którzy służyli na wachtach, mieli rotacyjne koje. Wyrka nigdy nie stygły, jeden się zwalniał na wachtę, drugi po wachcie walił się na nią martwym bykiem. I tak co cztery godziny. Zawsze jakaś część załogi miała wachtę, więc koi było mniej niż marynarzy. To i tak dobrze, bo pierwsi podwodniacy spali na hamakach i na workach rozkładanych na pokładzie przedziału. Także za naszych czasów część ludzi nie dostała koi – na przykład kuk bujał się w hamaku nad torpedami, bo nie należał do żadnej wachty, a takie „wolne elektrony” nie zasługiwały na koję. Ja miałem szczęście – dostałem koję tylko dla siebie – ale to dlatego, że nikt inny jej nie chciał. Znajdowała się w takim miejscu, że nie dało się w niej wypocząć, bo można było leżeć tylko na płasko na plecach. Gruba rura przechodząca tuż nad nią nie pozwalała nawet się obrócić. Od wylegiwania się całkiem płasko bolały plecy, a żadna inna pozycja nie wchodziła w grę. Rura miała jednak swoje zalety, zwłaszcza na wzburzonym morzu – obejmowało się ją kolanami i człowiek nie spadał na fali. Chociaż któregoś dnia mieliśmy taki sztorm, że i ja poleciałem na plecy – w dodatku z całą koją, bo mocowania puściły.
Co do sposobów spędzania wolnego czasu: zawsze byłem molem książkowym, do dziś mi to zostało. Wtedy starałem się czytać jak najwięcej, to mnie wspaniale odprężało. A już jak się udało zagrać roberka czy dwa – a nie było łatwo, bo naszą czwórkę do brydża poszatkowali między różne wachty – no to już całkowicie czułem pełnię szczęścia.
Jeśli chodzi o muzykę czy inne rozrywki, mieliśmy wtedy na pokładzie gramofon i zapas płyt, głównie z niemieckimi piosenkami. Słuchaliśmy więc trochę muzyki. Nie pamiętam już, czy słuchaliśmy muzyki z radia, jeśli tak, to pewnie amerykańskiej i hiszpańskiej, bo wtedy działaliśmy głównie przy amerykańskim brzegu.
Z naszej muzyki pamiętam głównie Lili Marlene, dominowała lekka muzyka rozrywkowa. Wśród młodych ludzi muzyka operowa, klasyczna czy choćby operetkowa nie cieszyła się specjalnym wzięciem; można powiedzieć, że mieliśmy ją w nosie – po niemiecku to się mówi am Hut haben . Więc muzyki słuchaliśmy raczej rozrywkowej. Gdy był rok 1942, muzyka popularna święciła wielkie tryumfy. Czasem mieliśmy okazję skądś ściągnąć amerykańskie czy angielskie płyty. No a Lili Marlene, to chyba pan też słyszał, wielki przebój tamtych lat, po obu stronach frontu. Można powiedzieć, że nas ta muzyka trochę koiła.
Poza książkami i muzyką mieliśmy też nasze własne „lekcje” do odrobienia. Bez przerwy trwało rozwijanie i utrwalanie materiału, który wbijano nam do głowy w szkole specjalistów torpedowych marynarki. Zagadnienia te od strony praktycznej każdy znał już na wylot, ale teoria też była ważna, więc kuliśmy bez końca. Na okręcie podwodnym każdy musi uczyć się także innych specjalności, dzięki temu można w razie potrzeby pomóc innym kolegom. Poza tym zdarzały się choroby, czasem ktoś zostawał ranny w jakiejś walce – nie było ludzi niezastąpionych – w takich przypadkach przejmowało się obowiązki chorego czy rannego i okręt funkcjonował dalej. Każdy z nas mógł przejąć czyjeś obowiązki, to była konieczność. Zdobywaliśmy więc wiedzę na temat działania i obsługi systemów okrętu, nie tylko we własnym przedziale, ale też w innych. Nie mieliśmy nic innego do roboty, a poza tym nas to interesowało, no i pomoc naukowa była pod ręką, więc nauka szła piorunem³⁹.
Więcej o przedziale torpedowym, jak i rozmieszczeniu żywności na pokładzie U-Boota, możemy się dowiedzieć z innej relacji Göbelera:
W przedziałach torpedowych na dziobie i rufie mieszkały „węgorze” . W innych marynarkach różnie nazywają torpedy, najczęściej „rybki”, my mówiliśmy „węgorze”. Przedziały torpedowe – dziobowy i rufowy – służyły najczęściej jako przedziały mieszkalne dla marynarzy wolnych od wachty, gnieżdżących się tam razem z sześcioma zapasowymi torpedami. Czterech biedaków spało na ich grzbietach, na drewnianych pokrywach, którymi je nakrywano. W rufowym przedziale były tylko dwie wyrzutnie i trzy zapasowe torpedy, na których spało po wachcie dwóch marynarzy, zganianych przez następnych dwóch cztery czy sześć godzin później. Często jednak biedacy nie mieli się gdzie podziać, bo akurat przychodziła pora na konserwację „węgorzy” i torpedyści potrzebowali miejsca, więc podnosili koje i wyganiali wszystkich precz.
Poza „węgorzami” w wyrzutniach i na pokładzie przedziału były jeszcze dwa w wodoszczelnych pojemnikach na zewnątrz kadłuba sztywnego. Przeładowywanie ich stamtąd do przedziału zawsze wiązało się z niebezpieczeństwem – wymagało ustawienia dźwigu na górnym pokładzie, wywleczenia „węgorza” z pojemnika i opuszczenia do wnętrza przedziału. Nie dość, że była to ciężka fizyczna praca – opasłe cygara ważyły prawie 2 tony każde – to jeszcze w trakcie tej operacji okręt pozostawał na łasce i niełasce nieprzyjaciela, bowiem nie mógł się schować pod wodę. Gdybyśmy się zanurzyli z otwartym lukiem do ładowania torped, woda by nas zalała i okręt zatonąłby w ciągu paru minut.
Po załadowaniu „węgorzy” zabieraliśmy na pokład tylko najniezbędniejsze rzeczy, a i tak nie zostawało wiele wolnego miejsca. Worki wypełniały przestrzeń między wyrzutniami, wszędzie stały jakieś pudełka, puszki, skrzynki, kartony, mniejsze lub większe pakunki, poupychane za silnikami elektrycznymi, za dieslami, a część rzeczy podróżowała nawet w zęzie. Spod stołu nakresowego wystawały worki z kartoflami, które zaczęły gnić i śmierdzieć natychmiast po pierwszym zanurzeniu. Czy potraficie sobie wyobrazić smród bijący z włazu po długotrwałym zanurzeniu? Zgnilizna, opary paliwa, chlor z baterii, zaduch 60 niemytych, spoconych w upale męskich ciał? Nie potraficie, możecie mi wierzyć.
Hamaki i siatki pełne bochenków chleba, pokrywających się pleśnią już po dwóch–trzech dniach, wypełniały wnęki włazów torpedowych na rufie i dziobie. Nikt nie wybrzydzał, zjadaliśmy je do ostatniego białego okruszka wśród morza zieleni. U-Boot w pełni załadowany na długotrwały patrol przypominał raczej jakiś orientalny bazar, a nie maszynę wojenną. Z każdym kolejnym razem coraz mniej nas to irytowało, przywykliśmy. W tej fazie wojny byliśmy stroną zwycięską, odnosiliśmy sukcesy, które pomagały zapomnieć o żałosnym w gruncie rzeczy życiu, które wiedliśmy⁴⁰.
1. H. Göbeler, _Steel Boat, Iron Hearts. A U-Boat Crewman’s Life Aboard U-505_, New York 2008, s. 9–10, 15–17.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. BdU (_Befehlshaber der Unterseeboot_) – głównodowodzący broni podwodnej. Skrót ten używany był pod adresem zarówno bezpośrednio osoby Karla Dönitza, jak i jego sztabu.
2. „Earlspark” – zbudowany w lipcu 1929 roku brytyjski frachtowiec o pojemności 5250 BRT.
3. Niemiecka torpeda paragazowa kal. 533 mm; J. Campbell, _Naval Weapons of World War Two,_ Convay Maritime Press, London 2002, s. 37.
4. HMS „Enchantress” (L 56/U 56) – brytyjski sloop klasy _Bittern_ o wyporności 1190 t, w służbie od kwietnia 1935 roku.
5. „Barbara Marie” – brytyjski frachtowiec o pojemności 4223 BRT zbudowany w 1928 roku.
6. „Willowbank” – brytyjski frachtowiec o pojemności 5041 BRT zbudowany w 1939 roku.
7. H. Buell, _World War II. A Complete Photographic History,_ Milan 2002, s. 38.
8. Kittel & Graf, _History of the U-Boot_, Le Grau-du-Roi 2015, s.101.
9. OKW, Oberkommando der Wehrmacht – dowództwo sił zbrojnych.
10. KTB U-74, P G/30070/2 NID – www.uboatarchive.net
11. HMS „Verbena” (K 85) – brytyjska korweta klasy _Flower_ o wyporności 925 t, w służbie od grudnia 1940 roku.
12. Zanurzenie Stuka (_Stuka tauchen_) – szybkie zanurzenie nazwane od bombowca nurkującego Junkers Ju 87 Stuka. Polegało na tym, że w chwili alarmu zamiast zatrzymywać silniki Diesla i włączać elektryczne, okręt płynął na napędzie paliwowym, aby w pełni wykorzystać swoją szybkość. Ster dziobowy był ustawiony na „cała w głąb” a ster rufowy na „do góry”. Dopiero gdy poziom wody sięgał kiosku, przełączano Diesla na silniki elektryczne. Metoda ta stanowiła najszybszy sposób zejścia pod wodę. J. Alaluquetas, _Szary wilk atakuje. Rekiny Atlantyku: ich rejsy, budowa, uzbrojenie i załogi_, Warszawa 2004, s.114.
13. HMS „Burnham” (H 82) – brytyjski niszczyciel klasy _Town_ o wyporności 1190 t, w służbie od października 1940 roku.
14. _Asdic_ – inaczej echosonda, urządzenie do namierzania zanurzonych okrętów podwodnych.
15. KTB U-74, P G/30070/2 NID – www.uboatarchive.net
16. _Ibidem_.
17. www.ubootwaffe.pl – U-74.
18. _Ibidem_.
19. HMS „Sealion” (N 72) – brytyjski okręt podwodny klasy S o wyporności 640 t, w służbie od grudnia 1934 roku.
20. ADM 199/1835; British National Archives w Kew, Londyn.
21. J. Campbell, _Naval Weapons of…_, s. 129.
22. „Marija Uljanova” – sowiecki okręt baza dla okrętów podwodnych o pojemności 3870 BRT, zbudowany w październiku 1928 roku.
23. HMS „Southern Prince” (M47) – brytyjski, pomocniczy stawiacz min o wyporności 10 917 t, w służbie od sierpnia 1929 roku.
24. C. Bishop, _U-Booty Kriegsmarine 1939–1945_, Warszawa 2006, s. 163.
25. G. Moore, _Playing with the Enemy: A Baseball Prodigy, a World at War and a Field of Broken Dreams,_ New York 2006, s. 89.
26. T. Savas, _Hunt and Kill: U-505 and the Battle of the Atlantic,_ New York 2012, s.122.
27. UAK – Dowództwo Akceptacyjne U-Bootów. Utworzono je w styczniu 1940 roku w Kilonii. Zostało podzielone na odrębne dziesięć grup. Grupy I–VI i grupa akceptacyjna Schall stacjonowały w Kilonii, później w Rönne, a następnie w Sønderborgu (w Danii). Grupy VII–IX znajdowały się w Gdańsku.
28. UAK – Unterseeboots-Abnahmekommando – po odebraniu nowego U-Boota przechodził on inspekcję stoczniową. Jeśli wypadła ona pozytywnie, to następnie okręt trafiał do UAK, gdzie testowany był tym razem wraz z załogą. Jeśli i tym razem rezultat był pozytywny, to okręt przejmowany zostawał przez Kriegsmarine.
29. AGRU – Grupa Szkoleń Technicznych Okrętów Podwodnych Linii Frontu.
30. Po ukończonym szkoleniu na okrętach malowano „znak opony AGRU”, co symbolizowało, że okręt jest gotowy do działań frontowych, a dowódcy udziela się „zezwolenia na prowadzenie pojazdu”.
31. W marcu 1945 roku AGRU przeniesiono z Helu na Bornholm, a jeszcze później do Zatoki Eckernförde będącej częścią Zatoki Kilońskiej).
32. www.ubootarchiv.de/U-505.
33. KTB of U-505_._ Axel-Olaf Löwe, 1st war patrol 26.08 – 3.02.42; www. uboatarchive.net. W opisach działań bojowych U-553 nie ma wzmianki o ataku lotniczym pod tą datą, tak więc, jeśli nawet miał miejsce, to musiał być on bardzo nieskuteczny. 3 lutego U-Boot bezpiecznie powrócił do bazy w Saint-Nazaire.
34. J. Mallmann Showell, _Bazy U-Bootów. Stalowe rekiny i ich kryjówki,_ Warszawa 2004, s. 159.
35. R. Buch, H. J. Röll, _The Submarine War 1939–1945 – Submarine construction at German shipyards,_ Hamburg 2008, s. 295.
36. Podczas całej działalności służyło w niej 91 U-Bootów.
37. Reinhold Saltzwedel dowodził okrętami: UB-10, UC-10, UC-11, UC-21, UC-71 oraz UB-81. Podczas swojej kariery wykonał w sumie 22 patrole bojowe, podczas których zatopił 111 statków – łącznie 170 526 t. Zginął na pokładzie UB-81 po tym, jak w kanale La Manche wpłynął na minę.
38. C. Bishop, _U-Booty Kriegsmarine…_, s. 28.
39. L. Paterson, _U-Boot. Życie codzienne na niemieckim okręcie podwodnym w czasie II wojny światowej_, Warszawa 2011, s. 34–35.
40. _Ibidem_, s. 38–39.