Ukraina - ebook
Ukraina - ebook
Jedna czy wiele Ukrain? Demokracja czy oligarchia? Ukraińskie rodowody i ukraińskie tożsamości. Ukraina wobec Rosji i wobec Polski, wobec świata i Europy. Ukraińska Powstańcza Armia i Armia Czerwona. Donieck i Lwów. Lwów etniczny i symboliczny, polski Wołyń i zagłada Żydów. Te kluczowe dylematy i dramaty nowoczesnej Ukrainy stanowią oś pasjonujących i odważnych rozmów, jakie Iza Chruślińska przeprowadziła z Jarosławem Hrycakiem.
Ale żaden z tych dylematów i dramatów nie przedstawia się tutaj tak, jak utrwaliły to stereotypy - każdy został na nowo przemyślany i sproblematyzowany. Jarosław Hrycak jest bowiem nie tylko wybitnym historykiem, jest także wizjonerem politycznym. Wizja Ukrainy niepodległej i demokratycznej, wielokulturowej i pojednanej ze sobą, zaprzyjaźnionej z sąsiadami i osadzonej w Europie, ma w Hrycaku swojego mocnego, zdecydowanego wyraziciela. Jako historyk wie on jednak, że musi być nastawiony na długie jej nie tyle trwanie, co spełnianie.
Kategoria: | Polityka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64682-25-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Specjalne podziękowania należą się Jarosławowi Hrycakowi za to, że zechciał mi zaufać, wyrażając zgodę na wspólną pracę nad tą książką, a także za to, że dzięki rozmowom z nim oraz lekturze jego publikacji mogłam lepiej zrozumieć Ukrainę.
Chciałabym wyrazić też wdzięczność osobom, które na różnych etapach mojej pracy zechciały mnie wesprzeć. Dziękuję panu prof. Andrzejowi Mencwelowi za życzliwe zainteresowanie oraz istotne uwagi, podobnie za życzliwe wsparcie dziękuję panu Redaktorowi Adamowi Michnikowi. Bardzo dziękuję Wojciechowi Dudzie, redaktorowi naczelnemu „Przeglądu Politycznego”, za wspieranie mnie radą oraz życzliwym słowem przez cały okres powstawania książki. Słowa wdzięczności kieruję również do Mirosława Czecha i pana Tomasza Stryjka za cenne uwagi do przypisów oraz tekstu.
Osobne podziękowania należą się grupie moich przyjaciół: Basi Żukowskiej, Iwonie Moskalik, Martynie Michalik oraz Piotrowi Tymie za pomoc przy pierwszej redakcji tekstu, kiedy nie mogłam sama pracować na komputerze. Piotrowi Tymie ponadto za ogromne wsparcie, pomoc w dotarciu do wielu materiałów, za rozmowy i istotne uwagi, bez których ta książka byłaby uboższa.
Dziękuję Lewkowi Zacharczyszynowi za pomoc logistyczną w moich podróżach do Lwowa podczas pracy nad książką.
Wspólnie z Jarosławem Hrycakiem dziękujemy panu Maćkowi Kropiwnickiemu oraz całej ekipie Wydawnictwa Krytyki Politycznej za współpracę i zaangażowanie podczas przygotowania książki do publikacji.
Iza ChruślińskaWstęp
Adam Michnik
„SZCZE NE WMERŁA UKRAJINA...”
Słowa hymnu ukraińskiego i polskiego są podobne. W obu tych hymnach tkwi upór narodu, który decyduje się przetrwać jako naród wbrew wszystkim okolicznościom; wbrew zaborcom, okupantom i wrogom.
Ten upór mimo niedoli czyni nasze narody podobnymi mentalnie.
Wiele lat temu opowiadał mi Jerzy Giedroyć, że – szukając środków na publikację w języku ukraińskim antologii Rozstrzelane Odrodzenie – spotkał się z przedstawicielem ważnej fundacji amerykańskiej. Amerykański rozmówca odmówił wsparcia finansowego i zapytał półżartem: ile pan chce pieniędzy, by tej książki nie wydawać?
Amerykanin gotów był wspierać publikację polskich autorów w emigracyjnym wydawnictwie; także węgierskich bądź czeskich, ale Ukraina była obszarem sowieckim. Na Ukrainie amerykańskie fundacje miały nie ingerować w czasach pokojowej koegzystencji.
Przypomniałem sobie tę rozmowę, czytając fascynujący wywiad-rzekę Izy Chruślińskiej z Jarosławem Hrycakiem. Iza Chruślińska jest autorką wielce zasłużoną dla dialogu polsko-ukraińskiego, zaś Jarosław Hrycak, znakomity historyk ukraiński, nie jest dla polskiego czytelnika osobą nieznaną. Jego eseje często były publikowane, podobnie jak rozmowy z nim. Niedawno ukazał się w Polsce tom esejów Jarosława Hrycaka Nowa Ukraina. Nowe interpretacje (Kolegium Europy Wschodniej), a przed laty ukazała się jego Historia Ukrainy XIX i XX wieku. Tym razem rozpoznajemy Hrycaka, autora pasjonujących szkiców o węzłowych problemach historii i polityki ukraińskiej, gdy opowiada Izie Chruślińskiej o sobie i swoim widzeniu świata.
Wołodymyr Wynnyczenko, ukraiński pisarz i polityk, miał twierdzić, że „do czytania historii Ukrainy niezbędny jest brom”, gdyż „jej historia to nieprzerwany ciąg nieustannych powstań, wojen, pożogi, głodu, najazdów, przewrotów wojskowych, intryg, kłótni, spisków”.
Przyznam, że podobnie myślałem o historii Ukrainy, gdy trzydzieści kilka lat temu napisałem, że Ukraińcy to najbardziej nieszczęśliwy naród Europy. Jarosław Hrycak nie podziela tego poglądu. Pisząc swoją historię Ukrainy, zaczął od deklaracji, że będzie to „historia bez bromu”.
„Podstawowa teza książki – mówił Jarosław Hrycak Izie Chruślińskiej – opierała się na założeniu normalności historii Ukrainy. Uważam, że ukraińska historia nie jest ani lepsza, ani gorsza niż dzieje innych narodów. Oczywiście, ma swoją specyfikę, ale nie jest wyjątkowa. Można ją spokojnie czytać, poznawać i uczyć jej. Mnie się wydaje, że ta potrzeba bromu wynika z poczucia niedowartościowania Ukraińców, przekonania, że jesteśmy gorsi od innych, gdyż nie mieliśmy własnego państwa i byliśmy ofiarami cudzych rządów. Nie sądzę, abyśmy musieli czuć się z tego powodu gorsi, czy potrzebowali powoływać się na naszą historię, aby takie poczucie usprawiedliwiać. Wystarczy spojrzeć na historiografię polską, białoruską, litewską, ormiańską czy żydowską, aby znaleźć tam podobną tendencję. Nawet Austriacy stworzyli bardzo wygodny mit «Austrii, pierwszej ofiary niemieckiego nazizmu».
Każdy z tych narodów przekonany jest o tym, że jego historia jest bardziej tragiczna niż innych. Nie widzę sensu w pisaniu historii Ukrainy, zwłaszcza po 1991 r., jaka by szła w takim właśnie kierunku, akcentowania tragizmu i złożoności ukraińskiej historii”.
Czytam te słowa ukraińskiego historyka z podziwem. Hrycak w swej praktyce pisarskiej wierny jest swoim deklaracjom. Zastanawiając się nad świadomością historyczną współczesnej Ukrainy, zauważył: „Młodsze pokolenie Ukraińców raczej nie jest zainteresowane radykalną rewizją historii swego narodu. Ukraińcy raczej nie będą w stanie w prosty sposób uporać się z własną historią. Sądzę także, że w przypadku Ukrainy sama rewizja historii nie rozwiązałaby problemu, dekonstrukcja bez zaproponowania nowej konstrukcji graniczyłaby z brakiem odpowiedzialności. Ludzie potrzebują identyfikować siebie z historią własnego narodu, ponadto w sytuacji braku zbiorowej pamięci tracą podstawy swojej tożsamości. Dlatego z historią należy obchodzić się bardzo ostrożnie i odpowiedzialnie”.
Hrycak tak właśnie obchodzi się z historią. Pisze bez osłonek o czarnych plamach historii własnego narodu, o strasznym dramacie zabijania Polaków na Wołyniu, o udziale w Zagładzie Żydów. Objaśnia okoliczności, wskazuje na kontekst dziejowy, ale nie relatywizuje win i zbrodnię nazywa zbrodnią. Taka postawa godna jest najwyższego szacunku.
Ale taka postawa wzbudza też zaciekawienie, kim jest ten człowiek, który w sposób nowy, odważny i odkrywczy pochyla się nad dziejami i kondycją własnego narodu? I oto poznajemy tego człowieka, a wraz z nim poznajemy nowy sposób widzenia Ukrainy. Poznajemy umysł Hrycaka, umysł wolny od zaślepienia doktryną bolszewicką czy etnicznym nacjonalizmem; umysł trzeźwy i dociekliwy. Poznajemy też zarazem złożone losy ukraińskiego narodu, jego fascynującą walkę o przetrwanie i odrodzenie.
Hrycak jest znakomicie obeznany z najlepszą historiografią ukraińską; prowadzi dialog ze światem współczesnej nauki z elegancją profesora z Bostonu. Imponuje erudycją. W rozmowie z Chruślińską nie jeden raz pada nazwisko Jerzego Giedroycia. I chyba to nie jest przypadkowe. Wydaje się bowiem, że Hrycak należy przez swą wrażliwość i mentalność do tej samej szkoły myślowej, co redaktor paryskiej „Kultury”. Tak jak Giedroyć myślał o Polsce, która przełamie tradycyjne schematy myślenia i okaże się gotowa do pojednania z Niemcami i Litwinami, z Ukraińcami i Rosjanami, tak Hrycak kreśli wizerunek Ukrainy wolnej i niepodległej, demokratycznej i europejskiej, tolerancyjnej i wolnej od strachu przed prawdą o własnej historii. W ten sposób poznajemy historię Ukrainy niejako od wewnątrz ukraińskich sporów o Ukrainę. Poznajemy innego Bohdana Chmielnickiego i innego Mazepę. Lepiej rozumiemy fenomen Petlury i Machno, Doncowa i Bandery, UPA i ruchu dysydenckiego. Poznajemy wreszcie Ukrainę w tragicznych kleszczach między Hitlerem a Stalinem.
Hrycak mówi wszystko, co najważniejsze, o złożonych i wieloaspektowych relacjach polsko-ukraińskich, rosyjsko-ukraińskich, ukraińsko-żydowskich. Podzielamy radość Hrycaka, gdy pisze, że „biorąc pod uwagę wydarzenia, jakie miały miejsce w relacjach polsko-ukraińskich w latach 1939–1947, ilość przelanej krwi, tragedii i ofiar, to, co stało się po 1989 r. w naszych relacjach, można by nazwać prawdziwą pokojową rewolucją”.
Żałuję, że tych słów nie mogą przeczytać ci z Polaków, którzy tak wiele uczynili dla dialogu polsko-ukraińskiego: Jerzy Giedroyć i Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski i Paweł Jasienica. Myślę, że ze względu na tych ludzi Jarosław Hrycak jest dyskretnym polonofilem, co polskiemu czytelnikowi sprawia radość, a jednak nie rzutuje na jasność i precyzję jego historycznych wywodów. Także o Rosji mówi nasz autor kompetentnie i subtelnie.
„Stosunek do Rosji był przyczyną powstania dosyć silnego zróżnicowania w łonie ukraińskiego ruchu. I tak w Kijowie, aż do 1914 r., ukraiński ruch narodowy pozostaje pozytywnie nastawiony, nie tyle do imperium rosyjskiego, ile do Rosji. Panowało bowiem przekonanie, że w przyszłości można będzie zmienić Rosję w demokratyczny kraj, w którym Ukraińcy i Rosjanie będą żyć razem. W Galicji na odwrót, panowało silne przekonanie, że Ukraińcy nigdy nie będą w stanie żyć razem z Rosjanami, gdyż chodzi nie tylko o różnicę między dwoma odrębnymi narodami, ale o różnicę między odmiennymi cywilizacjami. Nawet Taras Szweczenko, mimo tworzenia wierszy o antyrosyjskiej wymowie, uważał, że Ukraina i Rosja są sobie bliskie, podobnie inni działacze z centralnej Ukrainy. Takiego przekonania byli Mychajło Drahomanow, Wołodymyr Antonowycz, Mychajło Hruszewśkyj. Dla nich wszystkich nie ulegało wątpliwości, że Ukraina w przyszłości miała być związana z Rosją. Dla galicyjskich Ukraińców natomiast ten typ myślenia był nie do przyjęcia. Różnice w podejściu do Rosji doprowadziły później, podczas rewolucji ukraińskiej w 1917–1918 r., do poważnych kłótni w łonie ukraińskiego ruchu narodowego. Wówczas wielu działaczy z Galicji znalazło się w Kijowie, aby tam kontynuować walkę, ale ich antyrosyjskie nastawienie często było niezrozumiałe dla Ukraińców z Kijowa”.
Inaczej mówiąc – niełatwo zrozumieć Polakom złożone dzieje narodu ukraińskiego, gdyż ten naród miał w swojej historii problem ze zrozumieniem siebie.
Jarosław Hrycak jest Ukraińcem ze Lwowa; Galicjaninem. Galicjanin to taki szczególny rodzaj Ukraińca, który uważa się za Europejczyka, w odróżnieniu od tych z Doniecka. Ale prawdziwe marzenie Hrycaka Galicjanina to Ukraina w Europie z Lwowem, Kijowem i Donieckiem.
Chcecie zrozumieć taką Ukrainę? Czytajcie znakomitą rozmowę Izy Chruślińskiej z Jarosławem Hrycakiem.II
NOWHERE MEN CZY MEN OF THE UNIVERSE?
„My, ukraińscy historycy, nie jesteśmy już Nowhere Men, ludźmi znikąd − stajemy się po trochu Men of the Universe, ludźmi świata”.
Czy można mówić o specyfice ukraińskiej historiografii? Jakie zjawiska są ważne dla jej zrozumienia?
Nie można chyba zrozumieć specyfiki ukraińskiej historiografii bez przypomnienia kontekstu tworzenia się współczesnej historiografii w ogóle. Współczesna historiografia jest zjawiskiem dość młodym, XIX-wiecznym, właśnie wtedy powstały pierwsze katedry historii. Historia miała być taką samą nauką, jak chemia, fizyka czy matematyka, miała funkcjonować dzięki pewnym wzorom, regułom. Twórcą tej historiografii był Niemiec, Leopold Ranke¹. On był autorem słów, „pisać, jak naprawdę było”, niczego nie wymyślać, nie fantazjować. Według tej szkoły należało korzystać z archiwów, opisywać procesy historyczne jak w matematyce. W tym samym czasie powstaje sposób myślenia o historii nazywany narodowym paradygmatem. Odnośnikiem dla tego typu myślenia był zawsze naród, a naród rozumiano jako „państwo”, wówczas synonim „państwa narodowego”. Podstawowym sposobem pisania o historii było dziejopisarstwo odrębnych państw narodowych, właśnie Ranke był autorem m.in. historii Niemiec i Anglii.
W tej sytuacji pojawił się problem, jak tę normę paradygmatu narodowego dostosować do historii Europy Wschodniej, w której istniały tylko imperia, a nie było państw narodowych. Według obowiązujących wówczas kanonów interpretacji historii, aż do wybuchu I wojny światowej, nie było do końca wiadomo, który z zamieszkujących te tereny ludów jest narodem, a więc który zasługuje na to, aby mieć własną historię. Dotyczyło to nie tylko Polaków, Czechów czy Ukraińców, ale także miejscowych Żydów. W tej części Europy brakowało ciągłości państwowej. Nie było w tym regionie takiego państwa, które by w swej historii nie przeżyło klęski, niektóre wręcz nie zniknęły z mapy świata: Ruś Kijowska upadła po najeździe Mongołów, Polska zniknęła w czasie rozbiorów, Bałkany i Węgry znalazły się pod panowaniem imperium osmańskiego itd. Jak wobec tego należało podejść do historii tych narodów, które istniały, ale nie miały albo traciły własne państwa?
Jeśli chodzi o Ukrainę, w końcu XVIII w. istniała jeszcze świeża pamięć o kozactwie i jego państwie. Dlatego kiedy w końcu XVIII w. powstał w Anglii projekt napisania historii Europy, jeden z tomów mógł być poświęcony Ukrainie. Wtedy właśnie wiedeński historyk Engel napisał Historię zaporoskich Kozaków. Ale kiedy w XIX w. pojawiła się filozofia Hegla, który zaproponował podział na narody państwowe i niepaństwowe, historyczne i niehistoryczne, wówczas tamten tradycyjny sposób podejścia do historii stracił rację bytu. Według koncepcji XIX-wiecznych, tylko te narody zasługiwały na miano narodów, które miały swoje własne państwo. Ukraińcy nie odpowiadali temu kryterium, wtedy już pamięć o kozackim państwie wygasła. Kiedy w połowie XIX w. powstawał projekt wydania historii krajów europejskich, historia Ukrainy w tym projekcie nie istniała, uznano, że nie ma o czym pisać, gdyż nie istniało państwo ukraińskie. Ukraińska historia stała się częścią historii polskiej albo rosyjskiej. Rosyjscy historycy, odpowiadając na wyzwanie paradygmatu narodowego, próbowali udowodnić, że historia imperium rosyjskiego była tożsama z historią narodową. Oznaczało to, że historię imperium rosyjskiego pisało się jak historię Rosjan, wykreślając historię wszystkich innych żyjących tam narodów, gdyż w takim ujęciu nie mogło być dla nich miejsca. W takiej wersji historii Ukraińcy stawali się automatycznie Rosjanami. Zresztą tak samo jak Białorusini. Pisano, że naród rosyjski składa się z trzech grup narodowych, jakie różnią się tylko dialektem – „Wielkorusów” (Rosjan), „Małorusów” (Ukraińców) i „Białorusów” (Białorusinów). W tym kierunku sprawy szły do końca XIX w., wyglądało na to, że Ukraina całkowicie zniknie z mapy historii narodów Europy.
Oczywiście ukraińskim historykom okresu budzenia się nacjonalizmów w XIX w. ten typ podejścia do ich rodzimej historii nie odpowiadał, zaczęli głośno mówić o tym, że Ukraina ma prawo do swojej historii. Pierwsza taka poważna próba miała miejsce podczas Wiosny Ludów w 1848 r., kiedy Austriacy, walcząc z Polakami w Galicji, zaczęli wspierać Ukraińców. Ale by ich wspierać, należało ogłosić, że Ukraińcy istnieją jako równoprawny naród. Wówczas namiestnik austriacki w Galicji, Franciszek Stadion, postawił Ukraińcom pytanie: „Czy wy – Ukraińcy – macie swoją historię?”.
W XIX w., historia stała się bardzo ważnym elementem walki politycznej. Istnieją ciekawe wspomnienia Wołodymyra Starosolśkiego², znanego ukraińskiego adwokata i marksisty, w których przytacza on pewne zdarzenie, jakie dobrze pokazuje obowiązujący w XIX w. typ myślenia. Starosolśkyj podczas studiów na jednym z niemieckich uniwersytetów przekonywał wraz z grupą swoich przyjaciół profesora historii, aby do wykładów z historii Europy Wschodniej włączył także historię Ukrainy. Profesor odpowiedział pogardliwie, że nie zna takiego narodu, gdyż nikt nie napisał historii Ukrainy. Kilka lat później, kiedy ukazało się wydanie niemieckiego przekładu Historii Ukrainy-Rusi, Mychajły Hruszewśkiego, przyniesiono ją temu profesorowi do przeczytania, i dopiero wtedy uznał on, że Ukraińcy są narodem.
Wielka zasługa Hruszewśkiego polegała na tym, że jako pierwszy stworzył narodowy paradygmat ukraińskiej historii. Moim zdaniem, jego najbardziej rewolucyjne dzieło to nie wielotomowa Historia Ukrainy-Rusi, a niewielki artykuł, który opublikował w 1904 r., zatytułowany Zwyczajna schema „Ruśkoji istoriji” i sprawa racjonalnoho układu istoriji schidnioho słowianstwa (O przyjętym modelu ruskiej historii i sprawie racjonalnego układu historii wschodnich Słowian). W artykule tym, liczącym parę stron, odniósł się krytycznie do sposobu pisania historii Europy Wschodniej jako historii rosyjskiej. Hruszewśkyj twierdził, że dopiero wtedy, gdy zostanie napisana historia samej Ukrainy i innych narodów, ergo – dzieje narodów ukraińskiego, białoruskiego i innych, akcenty w historii Europy Wschodniej będą prawidłowo rozłożone.
Co także ważne, Hruszewśkyj miał lewicowe poglądy. Ta jego lewicowość daje się bardzo mocno odczytać w zaproponowanym przez niego schemacie historiografii. Można powiedzieć, że w jakimś sensie Hruszewśkyj doprowadził do kopernikańskiej rewolucji w historiografii Europy Wschodniej, wprowadzając nowy, inny paradygmat interpretacji dziejów ojczystych. Najważniejsza rola w konstrukcji dziejów narodowych przypadała, w jego koncepcji, nie państwu-bytowi politycznemu, a czynnikowi ludowemu, etnicznemu. Dla niego głównym punktem odniesienia stawał się „lud”, gdyż to on tworzył prawdziwy „naród”, w odróżnieniu od elit, lud nigdy nie poddał się asymilacji, zachował ukraińską tożsamość. Właśnie ta etniczność i kształtująca się na jej podstawie kultura narodowa zapewniały, w koncepcji Hruszewśkiego, historyczną ciągłość narodowych dziejów.
Nieco upraszczając, można powiedzieć, że historiografię XIX w., w tym Hruszewśkiego, zaklasyfikowano do tzw. szkoły „narodnyćkiej” (ludowej). Znaczna część ukraińskiej historiografii XX w. powstawała w diasporze, tam rozwinęła się szkoła nazywana „derżawnyćka” (państwowa), pozostająca w dużej mierze w opozycji do Hruszewśkiego. Na czym polegały różnice w sposobie myślenia przedstawicieli obu tych szkół i ich argumentacja?
Jeszcze w latach 1917–1920, kiedy Hruszewśkyj znalazł się na czele rządu państwa ukraińskiego, które doznało porażki i nie przetrwało, pojawiły się pierwsze zarzuty pod adresem koncepcji zaproponowanej przez niego. Uznano, że sprowadzając historię narodową tylko do jądra etnicznego, do ukraińskich patriotów i ukraińskich chłopów, Hruszewśkyj wyłączał inne grupy zamieszkujące Ukrainę, które miały swoje elity i które były potrzebne, aby zbudować silne państwo ukraińskie, gdyż nie można było go budować jedynie w oparciu o chłopstwo. Wykluczenie odbierało innym grupom narodowościowym i społecznym możliwość utożsamienia się z państwem ukraińskim. Jak napisał jeden z krytyków Hruszewśkiego, Ołeksandr Ohłobłyn: „Hruszewśkyj całą szeroką i pełną wody rzekę procesu historycznego zwiódł do wąskiego, chociaż wartkiego, potoczku walk narodowych”,³ wyłączając z opisu, z analizy inne ważne procesy, które pozwalałyby zrozumieć specyfikę Ukrainy.
Największa całościowa krytyka historiografii stworzonej przez Hruszewśkiego wyszła od Wacława Lipińskiego, czyli Wiaczesława Łypyńśkiego⁴, który nie był zawodowym historykiem. Był polskim szlachcicem pochodzącym z Centralnej Ukrainy, który świadomie nawrócił się na ukraińskość, brał udział w rewolucji ukraińskiej, po jej upadku osiadł na emigracji. Łypyńśkyj jest jednym z głównych założycieli szkoły derżawnyckiej. Jako pierwszy uznał, że koncepcja Hruszewśkiego jest nieprawidłowa. Fundamentem myślenia Łypyńśkiego była polityczna koncepcja narodu, a nie etniczna, jak u Hruszewśkiego. Dla Łypyńśkiego istotne było pojęcie nie ludu, a państwa, uwypuklało ono problem struktur władzy. Wybór tego rodzaju perspektywy spowodował, że głównym obiektem zainteresowania Łypyńśkiego jako historyka stały się elity i organizacje polityczne, traktowane jako ukraińskie bez względu na ich charakter etniczny czy kulturowy. Łypyńśkyj uważał, że nacisk kładziony na używanie języka ukraińskiego, afirmacja elementów etnicznych odtrącały od ukraińskiego ruchu patriotycznie nastawiony element pochodzenia nieukraińskiego – administrację, oficerów, arystokrację, przedsiębiorców i wszystkich tych, bez których nie może istnieć żaden organizm państwowy. Dzięki tej koncepcji Łypyńśkyj dokonał nowego wielkiego przewrotu w ukraińskiej historiografii. Ponadto, co ważne, był aktywnym propagatorem idei politycznego pluralizmu w kontekście ukraińskim, który stanowi podstawowy element liberalnej demokracji.
Łypyńśkyj zmarł w latach 30., w wieku zaledwie 49 lat, nie zostawiając po sobie żadnej formalnej szkoły, nie był przecież historykiem zawodowym, a pisał jako pasjonat historii. Ale jego wpływ na rozwój historiografii był bardzo istotny. Łypyńśkyj miał szczególny wpływ na tę część pokolenia Ukraińców, które dojrzewało w latach 30., dla nich stał się on prawdziwym autorytetem. Znaczna część tego pokolenia znalazła się po II wojnie światowej na emigracji. W przeciwieństwie do tych przedstawicieli szkoły Hruszewśkiego, którzy wyjechali na emigrację i tworzyli izolowane ośrodki ukraińskiego życia w diasporze, duchowi uczniowie Łypyńśkiego trafiali na światowe uniwersytety. Jednym z nich był Omelian Pricak. On jeden z pierwszych uważnie przeczytał prace Łypyńśkiego, pierwszy dobrze je zrozumiał i zaczął propagować jego idee. Pricak założył i był potem wieloletnim dyrektorem Harvardzkiego Instytutu Studiów Ukraińskich, stworzył wokół siebie całą szkołę historiografii w diasporze. Stał się bardzo ważną postacią nie tylko życia ukraińskiej diaspory, ale był znany i ceniony również w międzynarodowym świecie naukowym. Za swoją zasługę uważał to, że pisał historię Ukrainy, nie według szkoły Hruszewśkiego, a zgodnie z koncepcją Łypyńśkiego. Iwan Łysiak-Rudnyćkyj był drugim, obok Pricaka, propagatorem myśli Łypyńśkiego. Istnieje anegdota o tym, jak podczas jednej z konferencji obaj panowie zaciekle spierali się o to, który z nich pierwszy przeczytał Łypyńśkiego. Ustalenie tego faktu nie powiodło się, gdyż obaj byli rówieśnikami i razem studiowali na Lwowskim Uniwersytecie w latach 30.
Pod silnym wpływem myśli Łypyńśkiego w okresie międzywojennym pozostawali także historycy, którzy pochodzili z Galicji, tacy jak: Iwan Krypiakewycz czy Stepan Tomasziwśkyj⁵ – błyskotliwy historyk cerkwi, Miron Korduba⁶, bliski szkole Oskara Haleckiego⁷. Choć wyrośli w tradycji Hruszewśkiego, potem jednak w wielkim stopniu zbuntowali się przeciw niej, przeciw świadomemu ignorowaniu roli elit i państwa, jaka w tej koncepcji była mocno zakorzeniona. Niektórzy z uczniów tej szkoły historiografii państwowej, jak Krypiakewycz, który po 1945 r. pozostał w sowieckiej Galicji, usiłowali kontynuować swoją działalność naukową w Związku Radzieckim.
Na ile dla tych historyków ukraińskiej diaspory, o których mówisz, ważne okazały się nurty światowego czy europejskiego myślenia o historii?
Istotnym aspektem myślenia tej grupy historyków było dostrzeganie roli kontekstu europejskiego dla rozumienia ukraińskiej historii. Uważali oni, że historię Ukrainy należy postrzegać jako pączek na europejskiej gałęzi, a nie jako część historii Rosji. Szkoła, do której należeli Łypyńśkyj, Pricak, Łysiak-Rudnyćkyj, skłaniała się do uznania znaczącej roli okcydentalizacji dla rozwoju ukraińskiej tożsamości. Chociaż warto dodać, że Pricak był przede wszystkim orientalistą i bardzo starał się o wprowadzenie do historii ukraińskiej wschodnich, szczególnie tureckich źródeł.
Wśród historyków diaspory powstał jeszcze inny, ważny nurt. Powstał on jako rezultat zintegrowania ukraińskiej krytycznej myśli z prądami, jakie dominowały na amerykańskich uniwersytetach w latach 60. i 70. Chodzi przede wszystkim o modną wówczas teorię modernizacji. Według niej, powstanie narodów i ruchów narodowych było rezultatem modernizacji. Ale to nie znaczyło, że wszystkie te ruchy skazane były na sukces. Prawo do istnienia w przyszłości mają jedynie te narody, w których łonie zachodzą silne procesy modernizacyjne, takie jak rozwój przemysłu, masowe wydawnictwo książek, rozwój kultury masowej itd. Najwybitniejszymi przedstawicielami tej teorii byli Karl Deutsch i Ernest Gellner – ostatniego uważano nawet za największego myśliciela XX w. W kontekście ukraińskim najwybitniejszym zwolennikiem tej teorii był prof. Roman Szporluk, on też wychował kilku ciekawych historyków, m.in. Johna-Paula Himkę.
Pricak i Łysiak-Rudnyćkyj rozpoczęli proces, który sami nazwali „przemyśleniem ukraińskiej historii”. Pod koniec lat 70. zorganizowali nawet konferencję tak właśnie zatytułowaną: „Rethinking the Ukrainian history”⁸.
Do jakiej tradycji historiograficznej ty sam nawiązujesz, w jakim nurcie siebie sytuujesz?
Przełomem dla mnie okazała się myśl Iwana Łysiaka-Rudnyćkiego. On otworzył mi oczy na sprawy, jakich wcześniej nie dostrzegałem. Według mnie jest on najwybitniejszym historykiem ukraińskim XX w., choć nigdy nie odniósł wielkiego sukcesu, nie zrobił kariery naukowej, pisał głównie artykuły, nie udało mu się wydać książek. Jego prace przyczyniły się, w największym stopniu, do zrozumienia przeze mnie procesów historycznych. Łysiak-Rudnyćkyj przestudiował dogłębnie to, co napisał Łypyńśkyj, i zaczął wykorzystywać jego schemat w swoich pracach, także w odniesieniu do myślenia o sowieckiej Ukrainie. Uważał on, że nowa Ukraina może powstać tylko z ewolucji Związku Sowieckiego, że nie ma innej alternatywy, nie ma co liczyć na kolejną narodową rewolucję, jak czynili to np. niektórzy członkowie OUN, np. Stepan Bandera⁹.
Łysiak-Rudnyćkyj i Pricak nazywali siebie „realistami”. W podobny sposób myśleli też niektórzy publicyści i ukraińscy działacze w diasporze, tacy jak znany dobrze w Polsce Bohdan Osadczuk¹⁰. Było to pokolenie ludzi, którzy po II wojnie światowej znaleźli się na Zachodzie i weszli w struktury tamtejszych instytucji, na uniwersytety, do gazet itd., nie pozostali w ukraińskich gettowych strukturach diaspory.
W pewnym sensie przewidzieli oni także, że kiedy powstanie nowe państwo ukraińskie, będzie obarczone właśnie słabościami odziedziczonymi po systemie komunistycznym, a tak rzeczywiście dzieje się na Ukrainie po 1991 r. W związku z tego typu podejściem do Związku Sowieckiego, ta grupa w diasporze uważnie śledziła, co się dzieje na sowieckiej Ukrainie. Podobnie jak robił to, w polskim kontekście, Jerzy Giedroyc, uważając, że skoro odrodzone polskie państwo powstanie z PRL-u na drodze rozpadu systemu komunistycznego, należy bacznie przyglądać się wszystkim zachodzącym tam zmianom.
Na szczęście dla nas, dla mojego pokolenia historyków z Ukrainy, kiedy rozpadł się Związek Sowiecki, mogliśmy nawiązać kontakt i czerpać z myśli historyków ukraińskiej diaspory.
Kiedy przygotowywaliśmy tom poświęcony porównaniu historiografii w krajach postkomunistycznych, okazało się, że tylko w przypadku dwóch krajów – Ukrainy i Armenii – istniał tak silny wpływ historyków diaspory na historiografię w kraju. Na Ukrainie było może dziesiątki tysięcy historyków, ale wszyscy oni razem wzięci nie mieli takiego znaczenia jak kilkunastu historyków pracujących na Zachodzie.
Jakie było miejsce Ukrainy w sowieckim modelu historiografii, jaki obowiązywał przez wiele dekad kilka pokoleń ukraińskich historyków w Związku Sowieckim?
Początkowo, w latach 20., podjęto pierwsze próby opracowania ukraińskiej historiografii według schematu marksistowskiego. Jednym z wybitniejszych przedstawicieli tej szkoły był historyk Matwij Jaworśkyj, pochodził z Galicji, ale mieszkał na sowieckiej Ukrainie, został zamordowany w okresie terroru lat 30. Ten marksistowski model historiografii rozkwitł w latach 20, podczas okresu ukrainizacji¹¹, jaka miała miejsce wówczas w Związku Sowieckim. Ukraińscy historycy będący przedstawicielami tej szkoły starali się uzupełnić tradycyjny schemat ukraińskiej historiografii narodowej historią społeczną i ekonomiczną. Jednak próby te, niezależnie od wszystkich słabości, nie zostały nigdy doprowadzone do końca, gdyż większość historyków tego pokolenia, podobnie jak Jaworśkyj, padła w latach 30. ofiarą masowych represji. Jedynym ukraińskim historykiem, który stosował podejście zgodne z klasycznym podejściem marksistowskim, był Roman Rozdolśkyj¹². On jednak pisał i pracował poza Związkiem Sowieckim, w okresie międzywojennym w Galicji i w Austrii, a po II wojnie światowej w USA. Był historykiem-marksistą światowej klasy, znanym przede wszystkim za prace poświęcone interpretacji myśli młodego Marksa. Niestety Rozdolśkyj i jego prace pozostają do dzisiaj prawie nieznane na samej Ukrainie. Sytuacja ta dość dobrze pokazuje smutny los ukraińskiego marksizmu, przez co także ucierpiała ukraińska historiografia. Gdyż niedogmatyczna, nieradziecka wersja marksizmu okazała się niezwykle płodna dla pojawienia się nowych nurtów w historiografii na Zachodzie, szczególnie tzw. historii społecznej (social history). Współczesną zachodnią historiografię trudno sobie wyobrazić bez wpływu marksizmu, tymczasem na sowieckiej Ukrainie takich wpływów, poczynając od 1930 r., nie było.
Sowiecka historiografia była mieszanką internacjonalistycznego marksizmu z wielkomocarstwowym rosyjskim nacjonalizmem. W takim ujęciu historia Ukrainy była traktowana jako regionalna odmiana historii rosyjskiej. Głównym tematem sowieckiej historiografii było pokazywanie „odwiecznego” dążenia Ukraińców do zjednoczenia z „wielkim narodem rosyjskim”. Schemat sowiecki uważał tradycyjną ukraińską historiografię za „burżuazyjną” i „nacjonalistyczną”. Prace wszystkich historyków ukraińskich, jakie ukazały się przed 1939 r., włącznie z pracami Matwija Jaworśkiego, były w Związku Sowieckim zabronione. W sowieckiej historiografii wszystkie wydarzenia i postaci z historii Ukrainy, które nie wpisywały się w ten schemat, zostały bezlitośnie potępione, jak np. Mazepa, albo całkowicie przemilczane.
Jednak za czasów Związku Sowieckiego, i we Lwowie, i w Kijowie, a jakiś czas także w Dniepropietrowsku, istniały nieliczne grupy uczciwych historyków, którzy mimo tych wszystkich zakazów próbowali pisać historię taką, „jaka była w rzeczywistości”. Po upadku Związku Sowieckiego i powstaniu niezależnej Ukrainy sytuacja tak się ukształtowała, że to właśnie ci historycy uzyskali z czasem decydujący głos.
W okresie istnienia Związku Sowieckiego bardzo ważny był dla Ukrainy fakt sąsiadowania z Polską. W moim głębokim przekonaniu w bloku komunistycznym polska historiografia była najciekawsza: otwarta, o podejściu albo niemarksistowskim, albo, jeśli marksistowskim, to w naukowy, a nie ideologiczny, jak w Związku Sowieckim, sposób. Fernand Braudel¹³, jeden z największych historyków XX w., miał zwyczaj mówić, że na świecie jest tylko jeden rozumniejszy od niego człowiek – prof. Witold Kula¹⁴. Na Ukrainie wszyscy ci, którzy nie znali zachodnich języków, mogli obcować z polską historiografią. Zaraz po upadku muru berlińskiego rozpoczęły się z polskiej strony inicjatywy organizowania seminariów, konferencji, projektów wydawniczych, włączających historyków ukraińskich. Zapraszano nas na staże i wykłady. Lata 90. były okresem bardzo intensywnych kontaktów pomiędzy ukraińskimi i polskimi historykami.