Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ułamek Sekundy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
4 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ułamek Sekundy - ebook

Co jeśli znalazłbyś sposób, by wysłać coś w przeszłość? Nie tę sprzed tygodni, dni, czy nawet minut. Co jeśli mógłbyś to przenieść zaledwie o mgnienie oka? Czy mogłoby się to w ogóle do czegoś przydać? Nie zdążyłbyś naprawić wyrządzonego zła, zmienić biegu wydarzeń, skreślić odpowiednich liczb na loterii.

Nathan Wexler jest genialnym fizykiem, który sądzi, że znalazł sposób na wysyłanie materii o ułamek sekundy w przeszłość. Zanim jednak zdoła potwierdzić swoje odkrycie, on i jego narzeczona, Jenna Morrison, będą musieli walczyć o życie. Choć na pierwszy rzut oka przeniesienie czegoś w czasie o chwilę wstecz wydaje się nieprzydatne, Jenna stopniowo dochodzi do wniosku, że żadne odkrycie w historii ludzkości nie było ważniejsze i nie miało dalej idących konsekwencji.

Gdy Jenna usiłuje stawić czoła potężnym siłom, jakie sprzysięgły się przeciwko niej, na szali leży los całej ludzkości…

„UŁAMEK SEKUNDY” to thriller pełen zwrotów akcji, po przeczytaniu którego jeszcze długo będziesz się zastanawiać nad naturą czasu i wszechświata.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-7889-662-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Co jeśli znalazłbyś sposób, by wysłać coś w przeszłość? Nie tę sprzed tygodni, dni, czy nawet minut. Co jeśli mógłbyś to przenieść zaledwie o mgnienie oka? Czy mogłoby się to w ogóle do czegoś przydać? Nie zdążyłbyś naprawić wyrządzonego zła, zmienić biegu wydarzeń, skreślić odpowiednich liczb na loterii.

Nathan Wexler jest genialnym fizykiem, który sądzi, że znalazł sposób na wysyłanie materii o ułamek sekundy w przeszłość. Jednak zanim zdoła potwierdzić swoje odkrycie, on i jego narzeczona, Jenna Morrison, będą musieli walczyć o życie. Choć na pierwszy rzut oka przeniesienie czegoś w czasie o chwilę wstecz wydaje się nieprzydatne, Jenna stopniowo dochodzi do wniosku, że żadne odkrycie w historii ludzkości nie było ważniejsze i nie miało dalej idących konsekwencji.

Gdy Jenna usiłuje stawić czoła potężnym siłom, jakie sprzysięgły się przeciwko niej, na szali leży los całej ludzkości…

„UŁAMEK SEKUNDY” to thriller pełen zwrotów akcji, po przeczytaniu którego jeszcze długo będziesz się zastanawiać nad naturą czasu i wszechświata.1

Jenna Morrison pocałowała na pożegnanie swoją siostrę Amber, ignorując wrzaski malutkiej Sophii, która była tak dokumentnie owinięta w dziecięcy kocyk, że nie dało się jej dostrzec, jak gdyby zatonęła w mięciutkiej, bawełnianej czarnej dziurze o miętowozielonym kolorze. To opatulenie jednak w żaden sposób nie tłumiło świdrujących uszy krzyków Sophii, tak właśnie ukształtowanych przez ewolucję, by były niezmiernie dokuczliwe i nie dało się ich zignorować.

Amber poklepała lekko Sophię po plecach i mocno ją przytuliła, w nadziei że straszny jazgot spowodowany był tym, że dziecku nie odbiło się po jedzeniu. Rzuciła swojej siostrze wyrażające bezradność, przepraszające spojrzenie. Niemowlę nie mogło wybrać gorszego momentu.

– Dzięki za przyjazd, Jen – powiedziała Amber. – Uratowałaś mi tyłek.

– Chyba żartujesz? – odpowiedziała Jenna, trochę głośniej niż zwykle, aby przekrzyczeć wrzaski swojej siostrzenicy. – Nie opuściłabym tego za żadne skarby. Musiałam zobaczyć, jak sobie radzisz. Zaprzyjaźnić się z Sophią. Nie wspominając o tym, że zaspokoiłam potrzebę kontaktu z dzieckiem. To ja powinnam podziękować tobie.

– Serio, jesteś cudowna – powiedziała Amber, nie umiejąc powstrzymać zarówno smutku z powodu odjazdu siostry, jak i rosnącej paniki, której Jenna mogła się domyślać z wyrazu jej twarzy.

Ale kto mógł ją winić za panikowanie? Jedna sprawa zostać matką w wieku dwudziestu lat, a druga – zostać porzuconą przez ojca dziecka dwa miesiące po porodzie, co rozstroiłoby nerwowo niemal każdego, niezależnie od odporności psychicznej.

Po tym jak Amber dowiedziała się, że będzie wychowywać dziecko samotnie, Jenna wyleciała z San Diego najszybciej, jak się dało. Chciała pomóc siostrze przy Sophii i podtrzymać ją na duchu, przynajmniej przez tydzień. Odwiedziny się udały i Jenna była przekonana, że jej siostra zaczęła wracać do równowagi psychicznej, jakkolwiek pełne jej odzyskanie mogło równie dobrze zająć Amber miesiące, a nawet lata.

Było to jednak bardzo pokrzepiające, że Amber nie tylko nie zdradzała żadnych śladów depresji poporodowej, ale była jedną z tych mam, które promieniały szczęściem. Rozkoszowała się macierzyństwem i pławiła w kojącej fali oksytocyny, wydzielanej na skutek niestrudzonych wysiłków niemowlęcia, by przyssać się do jej sutków najmocniej, jak tylko mogło.

Jenna chciałaby zostać dłużej, jednak była w trakcie robienia ambitnego i pracochłonnego doktoratu z genetyki i musiała wrócić do swoich zajęć. Oraz do swojego narzeczonego, Nathana Wexlera.

– Trzymaj się – powiedziała poważnie Jenna. – I pamiętaj, nie pozwól, żeby cokolwiek cię zdołowało. Każdy ma gorsze dni. Ale ty masz przed sobą wspaniałe życie. Jestem tego pewna. Sophia nie ma pojęcia, jak dobrze trafiła.

Amber przytaknęła, a w kąciku jej oka pojawiła się łza. Jenna pocałowała na pożegnanie miętowozielony kocyk, przyciskając usta do materiału, by krzyczące dziecko poczuło pieszczotę z tyłu głowy, a potem, już bez słowa, wsiadła na tylne siedzenie czekającej taksówki.

Podczas gdy samochód podążał w stronę portu lotniczego O’Hare, Jenna myślała o swoim życiu. Nie życzyłaby nikomu tego, co przydarzyło się jej siostrze, a jednak dzieci były z całą pewnością urocze i mnóstwo kobiet świetnie dawało sobie radę jako samotne matki. W dodatku Jenna z zaskoczeniem odkryła, że też miała silny instynkt macierzyński, który po prostu ujawnił się na widok dziecka.

Zastanawiała się kiedy ona i Nathan założą rodzinę? I ile będą mieć dzieci?

Nathan Wexler był genialnym fizykiem i matematykiem, a ona co prawda nie dorastała mu do pięt – a kto dorastał? – jednak również była uważana za utalentowaną. Kariery ich obojga były bez wątpienia wymagające, ale stanowiły także źródło spełnienia oraz satysfakcji i nic nie zapowiadało, by w przyszłości miało się to zmienić.

Zgodzili się, że chcą kiedyś mieć dzieci, ale rozmawiali o tym wyłącznie w formie bliżej nieokreślonych ogólników. To prawda, mieli mnóstwo czasu. Ostatecznie, Nathan mógł mieć te dwadzieścia dziewięć lat, ale ona miała tylko dwadzieścia sześć. Jednak czy kiedykolwiek uznają, że nadszedł właściwy moment? Pomiędzy pracą i pogonią za odkryciami naukowymi, które mogą zmienić świat – zwłaszcza w przypadku Nathana.

W końcu nie zdołali się nawet zabrać za oficjalne potwierdzenie ich związku. Mieszkali razem od osiemnastu miesięcy i już myśleli o sobie jak o małżeństwie, ale Jennie coraz mniej zależało na sformalizowaniu związku, biorąc pod uwagę, ile czasu musiałaby na to poświęcić kosztem innych zajęć. Szybki, potajemny ślub w Vegas również odpadał, ponieważ rodzina Nathana nigdy by im tego nie wybaczyła.

Zatem musieliby znaleźć miejsce ceremonii. Wszystko zaplanować. Zaprosić gości.

Wzdrygnęła się na samą myśl. Wolałaby chyba usiąść na kopcu czerwonych mrówek.

Jenna zastanawiała się, jak długo zajmie jej i Nathanowi połączenie się węzłem małżeńskim. A jeśli wyglądało na to, że nie umieją znaleźć czasu, by zaplanować wesele, kiedy znajdą czas na dzieci? Być może nigdy.

Akurat rok temu oglądali z Nathanem stary film, Idiokracja, który był całkiem zabawny, ze sporą dawką świetnego, zjadliwego humoru, ale trafił też w ich czuły punkt. Motyw przewodni filmu stanowiła sytuacja, w której ludzkość od wielu lat podążała ścieżką ku powszechnej głupocie, zamiast rozwoju.

Ta myśl została świetnie przedstawiona. Narrator dawał do zrozumienia, że proces selekcji naturalnej kiedyś zapewniał przede wszystkim rozmnażanie najsilniejszych, najmądrzejszych lub najszybszych. Teraz jednak, we współczesnym społeczeństwie, niezagrożonym przez żadne drapieżniki, ewolucja nie faworyzowała ludzi z najwyższym ilorazem inteligencji, a po prostu tych, którzy spłodzili najwięcej potomstwa.

Przedstawiono to na przykładach niewykształconych próżniaków, którzy pieprzyli wszystko, co się ruszało, wliczając w to również krewnych, a za rozrywkę na najwyższym poziomie uważali rzucanie w siebie krzesłami w odpowiedzi na najmniejszą zaczepkę. Ludzie ci rozmnażali się bez opamiętania, jak uzależnione od seksu króliki.

Czemu? Bo nie mieli nic innego do roboty. Ponieważ działali pod wpływem impulsu i nie byli w stanie nawet pojąć znaczenia antykoncepcji. I ponieważ im więcej mieli dzieci, tym wyższe dostawali zasiłki i bony żywnościowe.

Ta orgia była przeciwstawiona scenie, w której dwoje przemądrzałych inteligentów rozważało posiadanie dzieci. Zgodzili się, że założenie rodziny to istotna decyzja i że potrzebują więcej czasu, ponieważ w ciążę nie powinno się zachodzić pochopnie. Ostatecznie umarli bezpotomnie.

Morał: półgłówki i ludzie impulsywni być może nie są w stanie dostać pracy lub nauczyć się algebry, ale z całą pewnością wiedzą, jak się bzykać – i robią to na potęgę.

Akcja filmu miała miejsce wiele pokoleń w przyszłość, kiedy postępująca degeneracja w nieunikniony sposób doprowadziła do społeczeństwa złożonego głównie z kretynów.

Co prawda była to komedia, a jej przewidywania kwestionowało wielu naukowców, jednak Jenna musiała przyznać, że coś jest na rzeczy.

Była wybitnie uzdolniona, zdecydowanie bardziej niż jej siostra, która z kolei zachowywała się dużo bardziej spontanicznie. Jenna zastanawiała się, ile dzieci będzie mieć Amber. A także czy ona sama i jej genialny mąż w ogóle będą je mieli.

Na lotnisku Lindbergh Field w San Diego przywitał ją Nathan, rozradowany, choć z podkrążonymi oczami. Wyglądał tak samo, jak podczas ich rozmów przez Skype’a w ciągu całego tygodnia – jakby był uczulony na sen.

Po długim powitalnym uścisku, gdy jej bagaż w końcu pojawił się na taśmociągu (lotnisko było znane z długiego czasu oczekiwania), wsiedli do samochodu i Wexler pojechał w stronę ich małego, wynajmowanego domku w La Jolla. Był tam zdecydowanie najmłodszym profesorem na wydziale fizyki Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, mając na koncie przełomowe prace z kilku dziedzin fizyki i matematyki.

W drodze Nathan zasypał Jennę pytaniami o jej odwiedziny u siostry i zdanie na temat stanu psychiki Amber, mimo że rozmawiali o tym codziennie przez Skype’a. Gdy zajechali na miejsce, wyciągnął butelkę drogiego, czerwonego wina i dwa wysokie, wytworne, kryształowe kieliszki i napełnił je z błyskiem w oku.

– Witaj w domu – powiedział.

Jenna była pod wrażeniem. Tylko na specjalne okazje używali czegoś innego niż plastikowe kubki. Oboje mieli na sobie stare dżinsy i koszulki, podobnie uważając, że wygoda jest ważniejsza od elegancji, więc wykwintne wino w kryształowych kieliszkach niezbyt pasowało do ich ubioru.

Zbliżała się północ i Jenna była wykończona. W przeciągu paru minut niedziela miała oficjalnie zmienić się w poniedziałek, jednak w Chicago stało się to już kilka godzin wcześniej i jej organizm wciąż był przyzwyczajony do tamtej strefy czasowej. Nathan sprawiał wrażenie jeszcze bardziej wyczerpanego niż ona, ale promieniował dumą i radością, jakby dopiero co wygrał na loterii.

Odkąd zamieszkali razem nigdy dotąd nie rozstali się na tak długo, więc może ta rozłąka wpłynęła na niego silniej, niż którekolwiek z nich się spodziewało.

– Wiesz, że nie musisz mnie upić, żeby zaciągnąć do łóżka, prawda? – zapytała Jenna z kpiącym uśmieszkiem igrającym w kącikach ust.

Na co czekał? Do tego czasu powinni już zdzierać z siebie ubrania. Czasem zmęczenie, zwłaszcza psychiczne, prowadziło do fantastycznego seksu. Im mniej się myślało, pozwalając pierwotnym instynktom przejąć kontrolę, tym było lepiej.

– Dobrze wiedzieć – odpowiedział Nathan odwzajemniając uśmieszek. – Ale nie chcę cię upić. Gdyby o to chodziło, nalałbym tego, co zwykle. No wiesz. Z wielkiego kartonu wina w lodówce.

– Taa. Najlepsze roczniki są z ostatniego tygodnia – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

– Mam nadzieję, że zauważyłaś, że to wino pochodzi z prawdziwej butelki. Z autentycznym korkiem, zrobionym z… no wiesz, korka.

– Robi wrażenie. – Uniosła brwi ze zdziwienia. – Tak mocno za mną tęskniłeś?

– Pewnie, że tęskniłem – powiedział Wexler. – Ale muszę się przyznać, że chodzi o coś innego. – Chwilę odczekał. – Nigdy tego nie zgadniesz.

– Dostałeś wielką podwyżkę? – spytała Jenna.

– Nie chodziło mi o to, żebyś zgadywała. Po prostu, dosłownie, mogłabyś próbować setki lat i nigdy byś nie zgadła.

Jenna się roześmiała. Bywał czasem dziwny, ale, biorąc pod uwagę jego intelekt, mniej niż można by się tego spodziewać. Potrafił być dowcipny i kochający, i tak bystry, że przyprawiał o zawroty głowy.

Nigdy nie lubiła tępych facetów. Gdy spotkała Nathana, pomimo że była najlepszą absolwentką swojego rocznika i uzyskała niemal idealny wynik z egzaminów po szkole średniej, nagle to ona stała się tą wolniej kojarzącą. Dyskusje z nim były rozkoszne.

Ale musiało to być trudne również dla niego. Tak dalece wszystkich wyprzedzać. Nawet najtęższe umysły na wydziale fizyki mu nie dorównywały. A jeśli geniusze za nim nie nadążali, jak wiele cierpliwości wymagała od niego rozmowa z przeciętniakami?

Jenna nie miała wątpliwości, że inspirujący wpływ jego niezwykłej umysłowości był wart znoszenia pewnych dziwactw. I, ostatecznie, szło się do nich przyzwyczaić. Oglądała kiedyś film o Stephenie Hawkingu, którego żona nie tylko musiała tolerować fanaberie wielkiego geniusza, ale też opiekować się mężczyzną, który był całkowicie sparaliżowany. No może z wyjątkiem penisa, bo w końcu mieli trójkę dzieci, chociaż wolała sobie nie wyobrażać, jak do tego doszło.

Sytuacja żony Hawkinga była sto razy trudniejsza niż cokolwiek, z czym ona miała do czynienia. Nathan niezbyt przejmował się swoim wyglądem, był roztargniony i czasem zbyt dosłowny. Dosyć często mówił do siebie pod nosem i przeważnie zapominał, gdzie coś położył, jak gdyby jego intelekt był zbyt ogromny, by mógł się skupić na przyziemnych detalach. Wszystkie te cechy uważała obecnie za urocze.

– Dobra, skoro nigdy tego nie zgadnę, co ty na to, żeby mi zdradzić odpowiedź – powiedziała, wznosząc kieliszek do toastu.

– Już myślałem, że nigdy tego nie powiesz – odparł z uśmiechem. – Miałem olśnienie w dniu twojego wyjazdu i potem pracowałem nad tym dzień i noc. Naprawdę zdumiewające. Natknąłem się na pewne osobliwe formuły matematyczne, dla których nigdy dotąd nie znaleziono praktycznego zastosowania, a wtedy nagle mnie oświeciło i odkryłem coś naprawdę niezwykłego.

– Jak bardzo niezwykłego?

– Tak niezwykłego, że warto było otworzyć na tę okazję wino z najwyższej półki. Tak niezwykłego, że może dostanę za to Nagrodę Nobla. Nie zdążyłem jeszcze ustalić, czy będą jakieś praktyczne zastosowania, ale choćby z punktu widzenia teorii może to być wielki przełom. Ogromny. Nie mówię, że na poziomie teorii względności, ale jak to dopracuję, kto wie? A jeśli nawet nie osiągnie takiego znaczenia, myślę, że będzie tak samo zaskakujące, jak teoria Einsteina. I być może równie rewolucyjne.

– I pracowałeś nad tym cały tydzień?

Pokiwał głową.

Zdała sobie sprawę, że to wyjaśniało brak snu. W ferworze pracy nad nowym pomysłem potrafił ślęczeć po nocach, aż padał ze zmęczenia.

– Czemu nie powiedziałeś nic przez Skype’a?

– Cóż, miałaś do czynienia z sytuacją kryzysową i nie chciałem cię rozpraszać. Poza tym nie byłem pewien, czy nie mam omamów. Dalej nie jestem.

– Dobijasz mnie. Powiesz mi w końcu, co odkryłeś?

Wexler uśmiechnął się.

– No nie wiem – powiedział, drocząc się z nią. – Może powinienem poczekać, aż będę całkowicie pewien. Trzeba jeszcze sprawdzić po raz trzeci obliczenia i spójność, i muszą to zweryfikować najlepsi naukowcy jakich znam, żebym był pewien, że się nie ośmieszę. Możliwe, że przeoczyłem coś ważnego.

– Oboje wiemy, że to mało prawdopodobne.

– Doceniam twoją wiarę we mnie – odparł Wexler zmieszanym głosem. – Ale w tym przypadku poziom skomplikowania obliczeń i logiki przyćmiewa wszystko, co robiłem do tej pory. Teoria strun wygląda przy tym jak proste dodawanie. Napisałem już do Dana Walsha, informując go o swoim potencjalnym odkryciu, i poprosiłem, żeby chwilowo odłożył swoje projekty i pomógł mi w sprawdzaniu tej pracy.

Dan Walsh był fizykiem pracującym na pobliskim Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, a od wielu lat także bliskim przyjacielem Nathana.

– Dobra – powiedziała Jenna. – Wszystko super i w ogóle, Nathan. Doceniam to, jak budujesz napięcie. Ale już wystarczy. Nie mogę usiedzieć na miejscu z podekscytowania.

Odstawiła kieliszek z winem na stoliku obok.

– Zdradź mi to wreszcie. Nie wypiję toastu za przełomowe odkrycie, dopóki nie dowiem się o co w nim mniej więcej chodzi.

Wexler dotknął ekranu swojej komórki i z głośniczka rozległy się werble.

– Serio? – śmiała się Jenna. Najwyraźniej wino nie było jedyną atrakcją przygotowaną przez Nathana. – Nie miałam pojęcia, że tak kochasz teatr.

– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – odparł z szerokim uśmiechem, podczas gdy werble powtarzały się w nieskończoność.

Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie uderzając o ścianę i trzech mężczyzn wtargnęło do ich mieszkania, jakby dźwięk werbli stanowił dla nich sygnał.

Przez krótką chwilę Jenna myślała, że mogą stanowić część programu, ale coś w ich spojrzeniu i zdecydowaniu zdusiło szybko tę myśl i wzbudziło w niej wyraźne przeczucie, że ci mężczyźni są wyjątkowo niebezpieczni. A reakcja Nathana – któremu ze zdumienia opadła szczęka, a oczy prawie wyszły na wierzch – upewniła ją w tym, że ci goście nie byli zaproszeni.

Nie wiedziała kim oni są i dlaczego wtargnęli do ich domu, ale jedną rzecz wiedziała na pewno – byli profesjonalistami. Nie tylko zdołali po cichu otworzyć zamek, ale jakoś udało im się też wyłączyć alarm antywłamaniowy założony przez Nathana.

Co się do cholery działo?

Faceci stali nieporuszeni, w ciszy, czekając na reakcję dwojga naukowców.

– Kim jesteście? – wykrztusił z siebie Nathan Wexler, przestraszony najściem tej trójki nieproszonych gości. – I co tu robicie?2

Jenna od razu zdała sobie sprawę, że mężczyźni nie chcieli ich okraść. Ludzie tak dobrzy w swoim fachu wybraliby dużo bardziej wartościową zdobycz. Bogatą rezydencję lub muzeum sztuki. Ale na pewno nie mały domek, który oni wynajmowali.

– Doktorze Wexler – powiedział najwyższy z trójki, skinąwszy głową w stronę Nathana. – Panno Morrison. Proszę wybaczyć to najście. Obawiam się jednak, że muszą państwo pójść z nami. Jeśli będziecie współpracować – kontynuował – mogę obiecać, że nie stanie się wam krzywda.

Dwaj towarzysze mężczyzny, niski, przysadzisty Murzyn oraz jasny blondyn, na oko o niemieckich korzeniach, zachowali milczenie i czujność.

– Kim jesteście? – powtórzył Wexler. – I o co w tym wszystkim chodzi?

– O odkrycie, którego pan ostatnio dokonał. Muszę pana zaprowadzić do kogoś, kto chce o tym z panem porozmawiać.

– Skąd u licha mielibyście wiedzieć, jakich odkryć mogłem ostatnio dokonać?

– Proszę posłuchać, mam ścisłe wytyczne. Już ujawniłem więcej, niż powinienem. Moim zadaniem jest przyprowadzić was na miejsce, w uprzejmy sposób, ale proszę odłożyć wszelkie pytania do momentu, gdy spotkacie się z moim szefem. Widać nie płacą mi za prowadzenie z wami dyskusji.

– A co, jeśli odmówimy? – spytała Jenna.

Mężczyzna pokręcił głową, podczas gdy dwaj jego kompani utrzymywali spokojny, ale zdecydowany wyraz twarzy.

– Obawiam się, że odmowa nie wchodzi w grę.

Umysł Jenny pracował na przyspieszonych obrotach. Mężczyzna nie uczynił otwartej groźby, nie wydobył również broni. Ale z drugiej strony nie musiał. Nie miała wątpliwości, że każdy z tych facetów, nawet nieuzbrojony, pokonałby ją i Nathana, choćby trzymali w rękach karabiny maszynowe.

Co takiego odkrył Nathan? Jakim cudem dowiedzieli się o tym tak szybko? W dodatku, Nathan powiedział, że jego odkrycie było w dużej mierze teoretyczne, z niejasnymi zastosowaniami praktycznymi, więc skąd to gwałtowne zainteresowanie?

– Za chwilę musimy wychodzić – powiedział ten przedstawiciel włamywaczy. – Jeszcze raz najmocniej przepraszam, ale najpierw musimy załatwić kilka spraw.

Skinął głową w stronę swoich towarzyszy, a oni zaczęli wykonywać czynności, które w oczywisty sposób były zaplanowane z wyprzedzeniem. Blondyn skierował się w stronę stacjonarnego komputera Wexlera i wyjął mały śrubokręt, a następnie profesjonalnie rozkręcił sprzęt i wyjął z niego twardy dysk. Całość zajęła mu mniej niż minutę.

Jego kolega po fachu przez kilka minut przeszukiwał mieszkanie i wrócił, trzymając w rękach laptopa Wexlera.

– Upewniłem się, że posiada tylko jeden komputer stacjonarny i jednego laptopa, zgodnie z naszymi informacjami – przekazał. – Usunąłem też wszystkie pluskwy.

Wysoki mężczyzna pokiwał głową, podczas gdy serce Jenny podskoczyło jej do gardła. Byli podsłuchiwani? Od jak dawna? I po co?

Ale jeśli to wszystko było z powodu ostatniego odkrycia Nathana, myślała, przecież powiedział jej o tym zaledwie kilka minut temu. Niemożliwe, żeby przeprowadzili akcję w tak krótkim czasie. Wniosek był nieubłagany. Nie tylko zamontowali podsłuchy, ale też inwigilowali telefon i komputer Nathana. Narzeczony powiedział jej, że wysłał niedawno maila o swoim odkryciu do Dana Walsha. To właśnie musiało stanowić impuls do wtargnięcia do ich domu.

Wysoki mężczyzna przystawił telefon do ucha. Nie zawisł przed nim żaden trójwymiarowy obraz, co oznaczało, że umyślnie wybrał połączenie wyłącznie głosowe.

– Zakładam, że skopiowałeś wszystko z konta Wexlera w chmurze sieciowej? – powiedział do słuchawki.

Wysłuchał odpowiedzi, która musiała być twierdząca.

– Świetnie. Możesz więc przystąpić do czyszczenia konta – polecił, a następnie zakończył rozmowę.

Odwrócił się w stronę dwojga naukowców.

– Obawiam się, że musicie mi oddać swoje telefony – powiedział, wyciągając rękę.

Jenna spojrzała na Nathana. Jej narzeczony zrobił głęboki wydech i kiwnął głową, przekazując swoją komórkę rosłemu przywódcy włamywaczy, a Jenna poszła za jego przykładem. Gdy to zostało załatwione, mężczyzna machnął ręką w kierunku drzwi wejściowych, ignorując laptopa Jenny, który wciąż znajdował się w nierozpakowanym bagażu podręcznym. Z jakiegoś powodu była pewna, że ci mężczyźni wiedzieli o laptopie, ale nie interesowała ich jej praca.

– Chciałbym, żeby wszystko odbyło się kulturalnie – powiedział wysoki intruz, ewidentnie przywódca i przedstawiciel szajki. – Czy mogę liczyć na to, że nie będziecie krzyczeć lub w inny sposób przyciągać uwagi? Takie działania nic nie zmienią, a jestem pewien, że wolelibyście nie zostać zakneblowani. Znikniemy, zanim ktokolwiek zdąży zainterweniować lub wezwać gliny. – Wzruszył ramionami. – A szczerze mówiąc, nawet jeśli by zdążył, nic by to nie zmieniło.

Powiedział to z taką pewnością w głosie, że Jenna uwierzyła mu bez zastrzeżeń.3

Niebo nad La Jolla było jak zwykle bezchmurne i w normalnych okolicznościach widok konstelacji gwiazd budziłby zachwyt. W tej sytuacji jednak Jenna starała się za wszelką cenę uspokoić i stać opanowanym, rzeczowym obserwatorem otoczenia.

Wyczerpanie fizyczne i psychiczne, które wcześniej odczuwała, zniknęło bez śladu pod wpływem kolejnych fal adrenaliny i była całkowicie skupiona, gdy obchodzili budynek, by ostatecznie zatrzymać się przed ciężarówką z naczepą. Pojazd był mały jak na osiemnastokołowca, ale wciąż był osiemnastokołowcem i wyglądał zupełnie nie na miejscu w otoczeniu domków jednorodzinnych. Zdawał się górować nad ulicą niczym meblowozy do przeprowadzek, które pojawiały się w okolicy co kilka lat.

Jakby ta noc nie była już wystarczająco odrealniona, pojazd po obydwu stronach zdobiło niebieskie logo firmy Smakołyki Gosposi. Napis okalało kilka czerwonych serduszek, a obudowa ciężarówki była upstrzona wielkimi obrazkami babeczek, czekoladowych roladek i biszkoptowych ciasteczek. Co prawda księżyc znajdował się w nowiu, ale gwiazdy świeciły wystarczająco jasno, by Jenna mogła dostrzec te dekoracje, a także numer rejestracyjny ciężarówki, który zapamiętała.

Kolejny mężczyzna siedział na miejscu kierowcy, najwyraźniej czekając na powrót swoich towarzyszy. Porywacze poprowadzili ich w stronę słabo oświetlonego tyłu pojazdu, a następnie, po rampie załadunkowej, do środka.

Wewnątrz czekało jeszcze trzech facetów, którzy siedzieli oparci o ścianę. Gdy ich dwaj kumple pojawili się z tyłu ciężarówki, ci ze środka skinęli im głowami.

Wexler obrócił się w stronę niskiego, przysadzistego mężczyzny stojącego koło niego i uniósł brwi.

– Na pewno wzięliście wystarczająco dużo ludzi? – zapytał ironicznie.

– Taa, gruba przesada – zgodził się facet wzruszając ramionami. – Muszę to przyznać. Niech pan to uzna za komplement, doktorze Wexler. Wskazuje to, jaki pan jest ważny.

Ten niski, ewidentnie zastępca przywódcy, dał znak porwanym, by usiedli naprzeciwko trójki jego kompanów. Następnie położył obok siebie dysk twardy i laptopa Wexlera, po czym wraz z blondynem usiedli koło swoich kolegów po fachu, na wprost dwojga więźniów. Chwilę później zawarczał włączany silnik pojazdu i wielka ciężarówka ruszyła, kierując się w nieznane.

Przyczepa nie miała okien. Ciężki sprzęt bliżej nieokreślonego rodzaju był poustawiany i ciasno przymocowany pasami po stronie przeciwległej do wejścia. Dodatkowo obok każdego z porywaczy leżała wielka nylonowa torba wojskowa. Jenna nie miała pojęcia, co znajdowało się w środku, ale na pewno nie była to dostawa ciasteczek. Domyślała się, że jakaś broń, chociaż jak dotąd niczym takim im nie grożono, starając się utrzymywać pozory dobrowolności.

Jenna spojrzała na przysadzistego mężczyznę i przywołała na twarz uśmiech.

– Na pewno może nam pan coś powiedzieć – stwierdziła. – Rozumiem, że wasz szef chce porozmawiać z doktorem Wexlerem osobiście, ale co szkodzi poinformować nas, dokąd jedziemy? Ostatecznie, jesteśmy amerykańskimi obywatelami, a wy jesteście wojskowymi, zgadza się?

Facet uśmiechnął się i pokręcił głową.

– Niezła próba. Może pani myśleć, co się żywnie podoba, jednak ja nic więcej nie mogę wam przekazać. Ale proszę się nie niepokoić. Nie wyrządzimy wam krzywdy, a odpowiedzi znajdują się o kilka godzin drogi stąd.

Jenna zmarszczyła brwi, ale uświadomiła sobie, że jej wysiłek nie poszedł całkowicie na marne. Przynajmniej wiedzieli, że ich podróż z tyłu ciężarówki będzie w miarę krótka.

Pojazd skręcił kilka razy, wydostając się z obszarów zamieszkanych. Po dziesięciu minutach przyspieszyli, ewidentnie wjeżdżając na autostradę, a niecałą godzinę później zaczęli powoli piąć się pod górę. Chociaż niedaleko San Diego znajdowało się kilka wzgórz i pasm górskich, po dwudziestu minutach stałego zwiększania wysokości było już jasne, gdzie się obecnie znajdowali. Tylko jedna z okolicznych gór była tak wysoka: Palomar.

Park Stanowy Góry Palomar był położony zaledwie około 100 km na północny wschód od San Diego, ale wjechanie na szczyt o wysokości ponad 1800 m n.p.m. zajmowało sporo czasu, więc dojazd mógł potrwać półtorej, a nawet dwie godziny. Park był gęsto porośnięty dębami i drzewami iglastymi, takimi jak sosny, cedry, czy jodły, jak również dużą ilością paproci.

Najbardziej znaną atrakcją góry było znajdujące się niedaleko jej wierzchołka Obserwatorium Palomar, w którym znajdował się Teleskop Hale’a, przez wiele lat uważany za najważniejszy teleskop na świecie.

Po kolejnych pięciu minutach powolnego wjeżdżania wijącą się drogą, ciężarówka ostro zahamowała i wszyscy znajdujący się w naczepie polecieli kawałek w stronę kabiny kierowcy, walcząc o odzyskanie równowagi i próbując się złapać jednego z pasów zwisających ze ścian.

– Zmiana planów – powiedział bezcielesny męski głos, pełen napięcia i zdenerwowania, bez wątpienia należący do kierowcy ciężarówki mówiącego przez jakieś głośniki. – Ekipa z samochodu zwiadowczego spostrzegła grupę uderzeniową półtora kilometra przed nami. Postarają się ich powstrzymać, a my w tym czasie wycofamy się w dół. Nie możemy wykluczyć, że wpadniemy tam na drugą grupę, która zorganizowała zasadzkę, więc przygotujcie się do natychmiastowego działania. Wzywamy posiłki.

Reakcja wewnątrz przyczepy była natychmiastowa i gorączkowa. Mężczyźni wyciągnęli ze swoich toreb kompaktowe pistolety maszynowe oraz liczne magazynki długości kartonu papierosów i przygotowali się na możliwy atak. Kilku rzuciło z rozdrażnieniem różne wersje pytania „Co jest, kurwa?”, podczas gdy pojazd zawrócił i popędził niebezpiecznie szybko z powrotem po wąskiej drodze wijącej się w dół góry. Znajdujący się w naczepie złapali kurczowo pasy i uwiesili się na nich z całej siły, ale mimo to byli gwałtownie rzucani w tę i z powrotem.

– Co się dzieje? – domagała się odpowiedzi Jenna, niezdolna już kontrolować swoich starganych nerwów, bardziej wrzeszcząc, niż mówiąc.

– Nie wiem – odpowiedział przywódca, kontynuując przygotowania do obrony przed spodziewanym atakiem. – Wiadomo, że pojawiła się konkurencyjna grupa. Ale to niemożliwe, żeby się dowiedzieli o tej operacji. Nie ma takiej opcji – powtórzył skonsternowany. – To miała być standardowa akcja. Rutyna. Nasz liczny oddział i samochód zwiadowczy to zwykłe środki ostrożności. Nie spodziewaliśmy się żadnych problemów.

– Uspokoił mnie pan – burknął Wexler, ściskając kurczowo pasek, który dzielił z Jenną, podczas gdy ciężarówka wciąż zjeżdżała, chwiejąc się niebezpiecznie.

Nagle, ni stąd, ni zowąd, mały odcinek Parku Stanowego Góry Palomar, na którym się znajdowali, stał się strefą działań wojennych.

Kierowca po raz kolejny gwałtownie nadepnął na hamulec, prawie wyrywając Jennie rękę ze stawu, gdy walczyła o utrzymanie uchwytu, a równocześnie przyczepę wypełniły przerażające odgłosy wybuchów i intensywnego ognia maszynowego. Siły działające na hamującą ciężarówkę dostawczą firmy Smakołyki Gosposi stały się zbyt wielkie i zarzuciło nią potężnie.

Naczepa przewróciła się na bok i spadła z drogi, odrywając się od kabiny kierowcy i ześlizgując w dół stromego zbocza.

Wewnątrz pojazdu ciała frunęły we wszystkich możliwych kierunkach, a sprzęty umieszczone wcześniej z tyłu urwały się ze swoich zapięć i uderzały w tych ludzi, którzy akurat się napatoczyli. Po dziesięciu czy piętnastu sekundach koziołkowania przyczepa wpadła na równy rząd drzew i tam się ostatecznie zatrzymała, leżąc ukośnie na boku.

Oświetlenie w środku padło natychmiast po wypadnięciu z drogi, a oni byli miotani w tę i z powrotem w całkowitej ciemności, jakby wrzucono ich do wnętrza olbrzymiej pralki, dodatkowo wypełnionej ciężarkami.

Podczas gdy dookoła nich wciąż trwał ostrzał, jeden z porywaczy zdołał wyjąć pałeczkę fluorescencyjną i zgiął ją, aż zaświeciła, a dwóch kolejnych poszło w jego ślady, dając wystarczająco dużo światła, by Jenna mogła ogarnąć wzrokiem dzieło zniszczenia. Miała kilka drobnych skaleczeń i otarć, ale generalnie rzecz biorąc wyszła bez szwanku. Dwóch z pięciu porywaczy było nieprzytomnych, a wnioskując po strużkach krwi wypływających im z głów, prawdopodobnie już nie żyli.

A Nathan miał złamane obie nogi!

Żył, ale coś ciężkiego z niewiarygodną siłą wpadło na dolną część jego ciała. Jęczał w męczarniach, z nogami rozrzuconymi pod dziwnymi kątami. Z prawej dolnej kończyny, która krwawiła obficie, wystawała naga kość.

Przesunęła się w jego stronę i podłożyła mu ręce pod głowę, unosząc ją lekko. Po jej twarzy spływały potoki łez. Dźwięk serii broni automatycznej wciąż odbijał się echem w środku pojazdu.

– Jak kiepsko to wygląda? – zapytał Nathan cienkim, trzęsącym się głosem.

Szczęście w nieszczęściu, że Nathan zachował wystarczająco dużo rozsądku, by nie patrzeć na obrażenia samemu – ich widok mógłby nim wstrząsnąć na tyle, że straciłby przytomność.

– Nie jest tak źle – skłamała poprzez łzy. – Paru dobrych lekarzy i będą jak nowe – dodała, siląc się na uśmiech.

Musiała rozmawiać z nim tak łagodnie, jak tylko się dało. Utrzymać go w pozytywnym stanie ducha.

Podczas gdy mówiła do Nathana, pozostali trzej porywacze, którzy nie ucierpieli zbytnio, ubrali skomplikowane noktowizory, zapewne wyjęte z ich tajemniczych toreb.

– McFadden, idziesz ze mną – powiedział jeden z nich, po czym natychmiast zaczął się skradać w stronę wyjścia z przyczepy. Za nim podążył kolejny, bez wątpienia McFadden.

Drzwi zostały tak zaprojektowane, by otwierały się pionowo, ale teraz przewrócony do góry nogami pojazd można było opuścić jedynie szarpiąc je w prawo .

– Simkin – warknął rozkaz obecny dowódca, gdy już wraz z McFaddenem odsunęli drzwi na tyle szeroko, by dało się wyjść – ty zostajesz tutaj i pilnujesz naszych gości. I nie zapominaj, o jaką stawkę toczy się gra – dodał z ponurą determinacją.

W chwilę po tym, jak dwójka mężczyzn opuściła naczepę, gdzieś bardzo blisko rozległa się kolejna seria strzałów i Jenna nie miała wątpliwości, że wpadli w zasadzkę zaraz po wyjściu.

Kilka sekund później z zewnątrz rozległ się głos.

– Simkin – powiedziano. – Chcę tylko, żebyś wypuścił doktora Wexlera. Nie musisz umierać. Odłóż broń, a pozwolę ci odejść w spokoju.

Ten, do którego skierowane były słowa, nie odpowiedział, tylko gorączkowo ogarnął wzrokiem chaos we wnętrzu przyczepy. Po chwili znalazł to, czego szukał, czyli twardy dysk i laptopa Wexlera, a następnie wystrzelił kilka serii w stronę każdego z urządzeń, tak by nawet najlepsze laboratorium kryminalistyczne na świecie nie było w stanie wydobyć z nich niczego przydatnego.

Na dźwięk strzałów, mężczyźni znajdujący się na zewnątrz wdarli się do środka i otworzyli ogień.

A Simkin, zamiast nań odpowiedzieć, uczynił coś niespodziewanego. Niewyobrażalnego.

Podczas gdy pociski wierciły w nim dziury, wyciągnął rękę i szarpnął Jennę, odrywając ją od ukochanego, a jednocześnie drugą ręką skierował broń w stronę głowy Nathana.

I wtedy, ostatnim czynem nim nieuchronnie wpadł w objęcia śmierci, mężczyzna zwany Simkinem posłał serię pocisków w kierunku niesamowitego mózgu doktora Nathana Wexlera, momentalnie i całkowicie unicestwiając jeden z najwspanialszych umysłów w historii ludzkości.4

Jenna Morrison usłyszała mrożący krew w żyłach krzyk, a chwilę później zdała sobie sprawę, że to ona wrzeszczy.

Dwaj mężczyźni, którzy wcześniej wdarli się do środka, przeszli pod gładką ścianą naczepy i stanęli dokładnie naprzeciw miejsca, w którym parę chwil przedtem znajdowała się Jenna. Obrzucili wzrokiem jatkę w środku.

Simkin i Nathan Wexler byli martwi, ale w przypadku naukowca głowa zmieniła się w krwawą, niemożliwą do rozpoznania miazgę, tak iż nie zostało z niego nic prócz tułowia i pary zakrwawionych, potrzaskanych nóg. Szkarłatna ciecz była wszędzie i w niektórych miejscach przyczepy utworzyła kałuże, ściągnięta nieubłaganą siłą grawitacji.

– Szlag by to trafił! – krzyknął jeden z mężczyzn, prawie tak samo udręczonym głosem, jak Jenna, która nie zwymiotowała tylko dlatego, że nie miała czym. – Kurwa mać!

– Jenna, chodź ze mną – powiedział drugi z nich, obracając się do niej. – Będę cię ochraniał.

Wzrok miała utkwiony gdzieś w przestrzeń i nie dawała znaku, czy w ogóle zrozumiała, co do niej mówił.

– Jenna, proszę cię! Jenna! – powtórzył po raz trzeci. – Otrząśnij się!

Jego słowa do niej nie docierały. Popadła w odrętwienie, sparaliżowana z bólu i rozpaczy. Zdawało jej się, że wszystko słyszy jak przez grubą zasłonę mgły – łącznie z niekończącymi się odgłosami strzałów na zewnątrz. Jej myśli i uczucia nie były w stanie przyjąć do wiadomości gwałtownej, bestialskiej śmierci Nathana.

Dopiero co dziś rano spędzała czas ze swoją siostrą i siostrzenicą w Chicago. Zaledwie kilka godzin temu – z Nathanem w ich przytulnym domku w La Jolla.

A teraz?

Trafiła do piekła. W sam środek wojny. W pięknym parku stanowym w Kalifornii, który obecnie przypominał raczej Afganistan czy Irak.

Nathan był martwy! Tak po prostu. Miłość jej życia. Jego wspaniały umysł był w kawałkach, rozbryźnięty po całej przyczepie ciężarówki dostarczającej ciasteczka. Czy to się mogło dziać naprawdę?

Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że świat przybrał zieloną barwę. Kilka sekund po tym, jak człowiek, który do niej mówił, skończył jej zakładać noktowizor. Zupełnie do niej nie docierało, co robił.

– Jenna, no dalej – błagał po raz kolejny. – Niech to szlag! – Uderzył ją w twarz, mocno. – Rusz się! To, że dasz się zabić, nie ożywi doktora Wexlera! – krzyknął, jeszcze raz wymierzając jej policzek.

Tym razem w końcu poczuła ból i wróciła do rzeczywistości. Ostatnie słowa mężczyzny odbijały się echem w jej powracającej świadomości.

Miał rację. Nie była w stanie przywrócić Nathana do życia. Ale mogła dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodziło i dlaczego musiał umrzeć. Mogła, w jakikolwiek sposób, upewnić się, że odpowiedzialni za śmierć Nathana zgniją w piekle.

– Jestem Andy – powiedział wybawca, spojrzawszy jej w oczy i przekonawszy się, że uderzenia wyrwały ją z otępienia. – Andy Cavnar. Mam zamiar się upewnić, że jesteś bezpieczna od tych skurwieli. Ale musisz pójść ze mną.

Dała się mężczyźnie pociągnąć do wyjścia, skupiając w końcu wzrok, zaskoczona tym, jak jaskrawy wydawał się neonowo-zielony świat widoczny przez okulary noktowizora.

Wyślizgnęli się z pojazdu, ubezpieczani z tyłu przez kompana Cavnara. Mgliście zdała sobie sprawę z piekielnego grzmotu wirnika helikoptera, docierającego do nich poprzez zimne, nocne powietrze. Chwilę później uświadomiła sobie, że wielki śmigłowiec odpowiedzialny za ten hałas unosił się nad wierzchołkami drzew, nie więcej niż dwadzieścia parę metrów od nich, pojawiając się zaskakująco wyraźnie w jej polu widzenia.

Cavnar zaczął pospiesznie oddalać się od naczepy, ale wciąż byli na nierównym, wyjątkowo stromym terenie i Jenna przewróciła się, niezdolna zwalczyć zawrotów głowy, które nagle ją ogarnęły.

I które uratowały jej życie.

Czterech facetów zjeżdżało właśnie po linach opuszczonych z helikoptera, już w trakcie opadania otwierając ogień i ostrzeliwując na wysokości klatki piersiowej miejsce, w którym przed chwilą stała. Jeden z dwóch eskortujących ją mężczyzn został praktycznie rozerwany na pół, podczas gdy ona przywarła do chłodnego, usianego szyszkami podłoża, a trafiony w nogę Andy Cavnar upadł na leśną ściółkę obok niej.

Jeszcze zanim zsuwający się po linie dotknęli ziemi, zostali zaatakowani z tyłu, co odwróciło na moment ich uwagę od Cavnara, a Jennie dało kilka sekund, by doszła do siebie i odzyskała równowagę.

Cavnar strzelał w stronę czterech mężczyzn, teraz złapanych w ogień krzyżowy, a tymczasem kolejna czwórka zaczęła zjeżdżać z helikoptera. Przerwał na chwilę i wepchnął w ręce Jenny pistolet maszynowy swojego kompana.

– Uciekaj stąd! – nakazał. – Biegiem!

Jenna wzięła głęboki wdech i kurczowo ścisnęła broń w rękach. Trzymając się nisko przy ziemi, ruszyła pchana przez adrenalinę i instynkt przetrwania silniejszy, niż by u siebie podejrzewała. Tak szybko jak się dało na poły biegła, na poły ześlizgiwała się w dół zadrzewionego zbocza, podczas gdy Cavnar z powrotem włączył się w wymianę ognia.

Jenna spoglądała co jakiś czas przez ramię. Strzelanina osłabła i strzały padały już z rzadka, jak gdyby obie walczące siły nawzajem się unicestwiły, nie zostawiając nikogo przy życiu. Jeden z dogorywających zdołał trafić w śmigłowiec, z którego zaczął się unosić czarny dym. Chyboczący helikopter zawrócił, gdyż w innym przypadku rozbiłby się o drzewa i zamienił w wielką kulę ognia.

Po pięciu minutach gnania w dół stoku, Jenna dotarła do drogi, a zatem przebyła dystans od jednego z zakrętów serpentyn do kolejnego, położonego niżej. Prawie wszędzie naokoło latały nietoperze, których nocne życie ukazało jej się w pełnej krasie dzięki noktowizorowi. Normalnie napędziłoby jej to wielkiego stracha, ale po tym co właśnie przeszła, nie wywołały u niej szybszego bicia serca. To zwierzęta nocy, niewątpliwie żywiące się owadami i unikające ludzi. A przynajmniej taką miała nadzieję.

Po dwudziestu minutach marszu wzdłuż jezdni, niespodziewanie ujrzała przednie światła nadjeżdżającego z góry samochodu. Bez chwili zawahania zamknęła oczy i wyskoczyła na środek drogi, stając tam z prawą ręką wyciągniętą przed siebie, wnętrzem dłoni w kierunku pojazdu. Jeżeli kierowca był choć trochę skupiony na jeździe, zatrzyma się. Jeśli nie, miała skończyć jako padlina na drodze.

Jak można się było spodziewać, prowadzący zobaczył ją z dużej odległości i zahamował ostro tuż przed nią. Zerwała noktowizor i podbiegła do samochodu od strony kierowcy. Był nim pyzaty mężczyzna po trzydziestce, z zaznaczającą się już łysiną. Uniosła pistolet automatyczny i wycelowała w niego, wypierając jakiekolwiek poczucie winy.

– Wyłaź! – rozkazała, wystarczająco głośno, by usłyszał ją przez zasuniętą szybę.

Facet spojrzał na nią ze zgrozą i niedowierzaniem, ale zarówno broń w jej rękach, jak i pokrywające ją rany oraz plamy krwi były bardzo realne.

– Już! – krzyknęła Jenna, podczas gdy kierowca wciąż się wahał, sparaliżowany strachem. Ta część jej umysłu, która pozostała całkowicie beznamiętna i pozbawiona emocji, zdała sobie sprawę, jak szybko instynkt przetrwania mógł zmienić uprzejmego naukowca, takiego jak ona, w barbarzyńcę. Było to niezwykłe, ale i przerażające.

Mężczyzna wyszedł z samochodu na chwiejnych nogach, z rękami podniesionymi do góry.

– Nie mam zamiaru cię skrzywdzić – powiedziała tak łagodnie, jak umiała. – Ale muszę pożyczyć twój samochód. To kwestia życia i śmierci. Wierz albo nie, to ja jestem ofiarą, a nie przestępcą.

Mężczyzna nie sprawiał wrażenia, by ufał choćby w jedno słowo, ale zachował milczenie. „Pewnie modli się o życie – pomyślała – nawet jeśli chwilę wcześniej był ateistą”.

– Daj mi swój telefon – dodała Jenna.

Wykonał polecenie, a ona wcisnęła komórkę do przedniej kieszeni dżinsów.

– Nie mogę pozwolić, żebyś już teraz wezwał gliny – wyjaśniła. – Ale obiecuję, że nic ci się nie stanie. Zadzwonię do jednej z twoich bliskich osób za trzy albo cztery godziny. Powiem, gdzie można cię znaleźć i gdzie zostawiłam twój samochód. Tak jak mówiłam, po prostu jest mi teraz potrzebny.

Podała mu noktowizor.

– Trzymaj – powiedziała. – Miej to założone aż do rana.

Była zadowolona, że nie zostawiła tego biednego kolesia zdanego na własne siły w całkowitej ciemności. Chociaż tyle.

Zastanawiała się, czy o tej porze minie ją jeszcze jakiś samochód, a jeśli tak, czy wyrzucony kierowca weźmie z niej przykład i go zatrzyma. Wątpiła w to. Teraz raczej będzie chciał się ukryć i przeczekać aż do świtu, by wtedy ocenić swoją sytuację. Nie był w najmniejszym stopniu tak zdesperowany, jak ona. Patrzenie wprost w zbliżające się reflektory, by zatrzymać nadjeżdżający samochód, było tylko dla osób o mocnych nerwach.

Upewniła się, że łysiejący mężczyzna odszedł na parę metrów od samochodu, trzymając w ręce noktowizor. Dopiero wtedy wsiadła do środka i wyregulowała siedzenie oraz lusterka. Opuściła nieco szybę.

– Naprawdę bardzo, bardzo mi przykro – powiedziała. – Ale przyrzekam, że niedługo odzyska pan swój samochód.

Powiedziawszy to, Jenna Morrison zasunęła z powrotem szybę, wcisnęła gaz i pomknęła w noc.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: