Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ulica koneserów - ebook

Data wydania:
17 października 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ulica koneserów - ebook

W jednej z najbogatszych dzielnic Kopenhagi żyją młodzi, piękni i bogaci. Tworzą idealne związki, zarabiają fortuny, pięknie mieszkają. Tak przynajmniej widzi to świat.

Line i Kristian to w rzeczywistości małżeństwo na krawędzi rozwodu. On jest bliski utraty rodzinnego majątku, ona popija w ukryciu i ma napady lęku.

Kaare jest ambitnym pośrednikiem w obrocie nieruchomościami, a Caroline wziętą adwokatką. Ich małżeństwo przypomina parodię, ale obydwoje robią wszystko, żeby nie dopuścić do siebie tej myśli.

Ask i Cille niedawno się pobrali i zamieszkali w prestiżowej lokalizacji. Ask, doradca w firmie McKinsey & Company, właśnie spełnił swoje największe marzenie, ale Cille mieszkanie w pięknej willi jest zupełnie obojętne. Siedząc z dzieckiem w domu, czuje się coraz bardziej samotna.

Jak długo uda im się utrzymać pozory? Jak długo można żyć, oszukując wszystkich, ale przede wszystkim samego siebie?

„Ulica koneserów” to pierwszy tom serii „Grzechy milionerów” duńskiej autorki Lotte Kaa Andersen. To zabawna i gorzka, ale zarazem empatyczna opowieść o tym, co w życiu najważniejsze.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-0234-969-6
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

LINE

Line szu­kała cze­goś, co mo­głaby zro­bić. Chcia­łaby sku­pić na so­bie uwagę męża, od­dać mu cześć, oszo­ło­mić, tak aby wy­czuł w tym szcze­rość in­ten­cji. _In­dian sum­mer_ – tak to na­zwała na za­pro­sze­niach. Te słowa mają w so­bie po­wiew lata, mimo że uro­dziny męża przy­pa­dają w po­ło­wie wrze­śnia. W gło­wie Line prze­wija się mnó­stwo ob­ra­zów, wie do­kład­nie, jak wszystko po­winno wy­glą­dać. Poda pro­ste za­ką­ski, go­towe do chwy­ce­nia w palce i zje­dze­nia bez zbęd­nych ce­re­gieli, bez trzech kom­ple­tów sztuć­ców i cięż­ko­straw­nych mię­snych dań na wiel­kich obia­do­wych ta­ler­zach – tu­taj, w swoim ogro­dzie. Wszystko musi być lek­kie. Wy­obraża so­bie oży­wione roz­mowy pro­wa­dzone po­nad dłu­gimi bia­łymi sto­łami, wy­szu­kane drinki. Póź­niej­szą porą go­ście mogą za­ini­cjo­wać tańce na ta­ra­sie, naj­le­piej, żeby się to od­było w spon­ta­niczny spo­sób. Wśród obec­nych będą mło­dzi, sta­rzy i po­je­dyn­cze dzieci, a Kri­stian ucie­szy się na ich wi­dok. Za­pa­mięta, że on i Line wła­śnie tacy są w swoim naj­lep­szym wy­da­niu – parą, która wy­pra­wia przy­ję­cia, gdzie piękno i lek­kość sta­no­wią za­sadę prze­wod­nią. Że wła­śnie na tym po­lega ich moc: są parą, która prze­dłuża lato dla ro­dziny i przy­ja­ciół. Do­kła­dają po­nad­prze­cięt­nych sta­rań, gro­ma­dzą wo­kół sie­bie lu­dzi, na­kry­wają do stołu w ogro­dzie, po zmroku za­pa­lają po­chod­nie, na drze­wach wie­szają lam­piony, po­dają nocne prze­ką­ski, ja­kich go­ście ni­gdy wcze­śniej nie po­sma­ko­wali, i tak da­lej. Duży biały ban­kie­towy na­miot zaj­muje więk­szą część ogrodu. Line po­usta­wiała pa­ra­sole grzew­cze i za­ku­piła pięć­dzie­siąt iden­tycz­nych ko­ców z po­laru na eks­klu­zyw­nej wy­prze­daży w Rung­sted Havn. Do­brze jest mieć coś ta­kiego w za­pa­sie przy tego typu oka­zjach. Chłopcy roz­palą ogni­sko na ty­łach domu, cho­ciaż nie wia­domo, czy nie są już na to zbyt duzi, na wszelki wy­pa­dek za­opa­trzyła się w pianki, cia­sto do opie­ka­nia na pa­tyku oraz kieł­ba­ski. Po­ście­liła także łóżka w po­ko­jach w su­te­re­nie, gdyby ja­cyś go­ście po­trze­bo­wali noc­legu. Upie­kła bułki i ro­ga­liki z ma­kiem, które bę­dzie można ła­two pod­grzać na śnia­da­nie. Po­ukła­dała je w za­mra­żal­niku w prze­źro­czy­stych wo­recz­kach ozna­czo­nych datą, w każ­dym po osiem sztuk. W ten dzień, który Kri­stian za­pa­mięta na za­wsze, musi pa­no­wać ab­so­lut­nie wy­jąt­kowa, ale bez­pre­ten­sjo­nalna at­mos­fera – ni­czym mu­su­jący ró­żowy płyn w wy­so­kich smu­kłych kie­lisz­kach. W jed­nym kie­liszku do­brego szam­pana jest mi­lion bą­bel­ków – Line to wie, bo prze­czy­tała o tym kie­dyś w ma­ga­zy­nie ku­li­nar­nym „Do­bry Smak”. Pe­wien fran­cu­ski che­mik spę­dził w la­bo­ra­to­rium dwa lata, żeby do­kład­nie to po­li­czyć. Dzi­siej­szego wie­czoru Line poda swoim go­ściom mi­liony bą­bel­ków, po­płyną wart­kim stru­mie­niem, a w ogro­dzie za­pa­nują fry­wolna ra­dość i at­mos­fera re­laksu. Line wy­prawi przy­ję­cie, ja­kiego jej go­ście ni­gdy nie za­po­mną. Wy­ra­fi­nuje ten for­mat do gra­nic moż­li­wo­ści, uczyni go swoją spe­cjal­no­ścią, wy­łoży dziś na pół­mi­sek wszystko, co do­bre i piękne, a na­stęp­nie poda swo­jemu mę­żowi – i go olśni, ni mniej, ni wię­cej. Taki wła­śnie bę­dzie ten dzień. Dzień, który mówi wszystko. To przy­ję­cie jest de­kla­ra­cją. Wy­zna­niem mi­ło­ści. Ma wpra­wiać we wspa­niały na­strój i osza­ła­miać. Line otwo­rzy dla go­ści swój ogród, poda je­dze­nie i mu­su­jące wina, które wy­wo­łują ra­dość i jed­no­czą. Wy­pełni dom świa­tłem i kwia­tami, a so­bie po­zwoli mieć na­dzieję. Line chce od­zy­skać swoje ży­cie i swo­jego męża.

***

Na po­czątku nie pla­no­wała ni­czego wy­du­ma­nego, co naj­wy­żej spo­tka­nie to­wa­rzy­skie w mi­łym gro­nie. Po­tem jak zwy­kle za­sko­czyło ją, że po­mysł ewo­lu­ował do tak skom­pli­ko­wa­nej po­staci, gdy przy­szło do opra­co­wy­wa­nia li­sty go­ści, wy­sy­ła­nia za­pro­szeń, ro­bie­nia za­ku­pów, przy­go­to­wy­wa­nia po­traw, wy­boru kwia­tów, wy­po­ży­cza­nia sto­łów i krze­seł, naj­mo­wa­nia per­so­nelu do ob­sługi. Wy­brała ko­lor, który ma być mo­ty­wem prze­wod­nim ca­łego przy­ję­cia. Line chce po­dać go­ściom gril­lo­wane kre­wetki ty­gry­sie w czosnku i słod­kim chili na pa­tycz­kach do szasz­ły­ków, bliny z ja­snym ka­wio­rem oraz ma­ciu­peń­kie ka­napki z ło­so­siem ude­ko­ro­wane ka­pa­rami i list­kami try­buli, a do tego ró­żowy fran­cu­ski szam­pan. Wła­ści­ciel sklepu z wi­nami, w któ­rym Line zwy­kle się za­opa­truje, do­po­mógł jej z wy­bo­rem. W bia­łym na­mio­cie znajdą się także małe tarty ma­li­nowe, fran­cu­skie ma­ka­ro­niki w ko­lo­rze je­żyn, czer­wone owoce na­dziane na pa­tyczki i cze­ko­la­dowa fon­tanna. Więk­szość je­dze­nia przy­go­to­wała wła­sno­ręcz­nie. Na sto­łach staną wa­zony z ró­żo­wymi ró­żami z ogrodu. Na­wet Molly, ich stara suczka rasy gol­den re­trie­ver, otrzyma ró­żową wstążkę na szyi, So­fie obie­cała, że o to za­dba. Kri­stian za­wsze uwiel­biał za­peł­niać go­śćmi dom i ogród. Line zmo­bi­li­zuje wszyst­kie siły, żeby po­da­ro­wać mu ró­żowy dzień jak ze snu. Pla­no­wała to przy­ję­cie kilka mie­sięcy. Na po­czątku nie wie­działa, czy się od­waży. Po­tem za­częła spo­rzą­dzać li­sty rze­czy do zro­bie­nia, jeź­dzić na za­kupy, piec ko­lejne spe­cjały. Wczo­raj o pią­tej trzy­dzie­ści rano sta­wiła się na au­kcji wa­rzyw­nej w Valby ra­mię w ra­mię ze sprze­daw­cami kwia­tów i re­stau­ra­to­rami, aby zdo­być naj­lep­sze pro­dukty na swoje przy­ję­cie. Nie zdo­łała za­pa­no­wać je­dy­nie nad jed­nym klu­czo­wym ele­men­tem: w ak­cie de­spe­rac­kiej od­wagi i zu­chwa­łej na­dziei po­sta­wiła wszystko na jedną kartę – sło­neczną po­godę. Musi po­le­gać na swoim szczę­ściu i pro­gno­zach z ostat­nich dni. Kiedy wstaje z łóżka i roz­suwa za­słony, niebo jest bez­chmurne. Wręcz nie­sa­mo­wi­cie, osza­ła­mia­jąco błę­kitne z nutką je­sien­nego zimna w po­wie­trzu. Wy­cho­dzi na bal­kon i do oczu na­pły­wają jej łzy – czyli szczę­ście zu­peł­nie jej nie opu­ściło. Wkłada szla­frok i wy­cho­dzi do ogrodu. Prze­stronna biała przed­wo­jenna willa po­kryta czarną gla­zu­ro­waną da­chówką ja­śnieje na tle błę­kitu nieba. Kla­syczny i przy­ja­zny dom przy­po­mina za­dbaną do­brze zbu­do­waną ko­bietę, któ­rej wieku nie spo­sób od­gad­nąć. Wy­gląda, jakby się uśmie­chał. Jest prze­piękny. Sta­nowi zu­peł­nie osobną ka­te­go­rię, z któ­rej nic zdoła go usu­nąć. To ża­ło­sne, ale do oczu znów na­bie­gają jej łzy. Ma­te­riały bu­dow­lane wy­so­kiej ja­ko­ści, naj­lepsi fa­chowcy, grun­towne prace re­no­wa­cyjne. Gdy pa­trzy się na bu­dy­nek, wi­dać, że ktoś do­brze się nim zaj­mo­wał. Praca, którą weń wkła­dała przez wiele lat, była tego warta – nie można się do ni­czego przy­cze­pić. Ich wspólna hi­sto­ria jest po­wią­zana z tym miej­scem. Spę­dzili tu naj­lep­sze lata, Kri­stian ma tego świa­do­mość. Nie­moż­liwe, by dało się za­po­mnieć o mi­nio­nych chwi­lach. Wszyst­kie wspólne tra­dy­cje, to, co ra­zem zbu­do­wali, cen­trum ich ży­cia znaj­duje się wła­śnie tu­taj. Tu byli szczę­śliwi. Line i Kri­stian znają różne osoby, które na ja­kiś czas prze­pro­wa­dzają się za gra­nicę. Od­de­le­go­wują ich tam z pracy albo sami po­sta­na­wiają, że prze­niosą się ra­zem z ro­dzi­nami i całą dzia­łal­no­ścią za­wo­dową do Lon­dynu, Du­baju, No­wego Jorku, Mo­nako, Luk­sem­burga, aby spró­bo­wać cze­goś no­wego. Na­zy­wają to „no­wymi wy­zwa­niami”. Wy­jeż­dżają znę­ceni ko­rzyst­niej­szym kli­ma­tem po­dat­ko­wym, urzą­dzają się tam jako pro­fe­so­ro­wie na uczel­niach albo two­rzą prze­myślne kon­struk­cje spółek biz­ne­so­wych i po kilku la­tach wra­cają do domu jesz­cze ma­jęt­niejsi, z od­set­kami od od­se­tek na kon­tach, roz­ta­cza­jąc wo­kół sie­bie aurę za­gra­nicy. Line ich nie ro­zu­mie. Lubi po­dró­żo­wać, ale za­wsze tę­skni za Da­nią. Dom jest dla niej wszyst­kim, ma­rzy tylko o tym, żeby być ze swoją ro­dziną wła­śnie tu­taj, w tej willi, którą do­piesz­czała przez ostat­nie osiem­na­ście lat, zu­peł­nie jakby była jej czwar­tym dziec­kiem. Line kie­ro­wała dwiema re­no­wa­cjami i jedną prze­bu­dową i za każ­dym ra­zem oka­zy­wała się skru­pu­latną kie­row­niczką, sie­dzącą na końcu stołu pod­czas każ­dego spo­tka­nia do­ty­czą­cego re­ali­zo­wa­nych prac, głę­boko za­an­ga­żo­waną we wszyst­kie fazy i szcze­góły. Kilka lat temu wśród lo­kal­nej spo­łecz­no­ści ich willa zo­stała wy­brana Do­mem Roku. Jest go­ścinna i prze­stronna. Pa­nuje w niej szcze­gólna at­mos­fera: wszy­scy lu­bią tu prze­by­wać. Swo­bod­niej się tu­taj od­dy­cha i każdy na­tych­miast czuje się w tych wnę­trzach jak w domu. Pod tym ad­re­sem ro­dziny z klas uprzy­wi­le­jo­wa­nych miesz­kały od po­nad stu lat – lu­dzie, któ­rzy dbali o swoje rze­czy i do­ce­niali piękno oto­cze­nia. Line ad­mi­ni­stro­wała tą spu­ści­zną po ro­dzi­nie męża w spo­sób do­sko­nały. Willa stoi ni­czym po­mnik pie­czo­ło­wi­to­ści i po­rządku, sztuki stwa­rza­nia ogni­ska do­mo­wego, w któ­rym kształ­tują się i roz­wi­jają ko­lejne jed­nostki. Po­mnik nie­złom­no­ści i cięż­kiej pracy. Kri­stian do­ra­stał w tym domu i wró­cił do niego, gdy sam za­ło­żył ro­dzinę. Bo jest to miej­sce, do któ­rego się po­wraca. Dom, który do­maga się sza­cunku i tre­ści. Sta­nowi do­sko­nałe ramy dla przy­jęć i dni upły­wa­ją­cych na bez­tro­sce, a także dla sta­bil­nego i szczę­śli­wego ży­cia ro­dzin­nego. Line znów do oczu na­pły­wają łzy.

***

O dzie­sią­tej, do­kład­nie tak jak za­pla­no­wała, ogród tętni przy­go­to­wa­niami do przy­ję­cia. Line za­trud­niła pra­cow­ni­ków do po­mocy, jej na­sto­let­nie dzieci także biorą w tym udział. Se­ba­stian i Jo­han roz­sta­wiają stoły, po­tem na­kry­wają je ob­ru­sami, So­fie ścina róże o tej sa­mej dłu­go­ści i wkłada je do ma­łych wa­zo­nów, do każ­dego po jed­nej, żeby unik­nąć zbęd­nej prze­sady. Go­ście zja­wią się o szes­na­stej. Ekipa ku­cha­rzy, z któ­rych usług Line za­zwy­czaj ko­rzy­sta, wła­śnie do­kań­cza ostat­nie rze­czy, ale tylko pani domu ma cał­ko­wity ogląd sy­tu­acji. Kri­stian raz na ja­kiś czas za­gląda do ogrodu i nieco roz­tar­gniony pyta, czy może w czymś po­móc. Przez całe przed­po­łu­dnie wszy­scy człon­ko­wie ro­dziny wbie­gają do domu i z niego wy­bie­gają, każdy po­chło­nięty in­nymi obo­wiąz­kami. W pew­nym mo­men­cie cała piątka przy­pad­kowo spo­tyka się na ta­ra­sie. Line wzru­sza wi­dok Kri­stiana i dzieci, tak za­ab­sor­bo­wa­nych do­kań­cza­niem jej dzieła. Pra­gnie uwiecz­nić tę chwilę. Przy­pro­wa­dza jedną z po­moc­nic ku­chen­nych i prosi, żeby zro­biła im zdję­cie przed do­mem. Na fo­to­gra­fii wi­dać pięć uro­dzi­wych osób sto­ją­cych przed otyn­ko­waną na biało willą w dziel­nicy Hel­le­rup. Pię­cioro człon­ków ro­dziny obej­mu­ją­cych się ra­mie­niem i uśmie­cha­ją­cych do ka­mery. „Praw­dziwa ze mnie szczę­ściara” – my­śli Line, przy­glą­da­jąc się zdję­ciu. Można ży­czyć so­bie cze­goś wię­cej? Praw­dziwa ro­dzina – ich mała wspól­nota ze­spo­jona sil­nymi wię­zami. Na tym zdję­ciu łą­czy się ze sobą wiele róż­nych ma­rzeń i aspi­ra­cji. Po pra­wej stoi męż­czy­zna w kwie­cie wieku, obok niego troje roz­pro­mie­nio­nych na­sto­lat­ków, a po pra­wej ko­bieta z dumą obej­mu­jąca wzro­kiem gro­madkę swo­ich dzieci. Gdyby po­pro­sić ja­kie­goś po­stron­nego ob­ser­wa­tora, żeby po­wie­dział, ja­kie sko­ja­rze­nia na­su­wają mu się z po­sta­ciami na zdję­ciu, pa­dłyby słowa ta­kie jak ro­dzina, nad­miar, suk­ces, do­bro­byt, do­bre ży­cie, so­li­dar­ność, ra­dość, wspól­nota, mi­łość. Wła­śnie taki sy­gnał ro­dzina Hvid­tów wy­syła ca­łemu światu, gdy w to so­bot­nie po­po­łu­dnie w po­ło­wie wrze­śnia otwiera po­dwoje swo­jego domu i ogrodu przy Ham­bros Allé 13 dla około osiem­dzie­się­ciorga go­ści. Kiedy za­pra­szają Line i Kri­stian, każdy przy­bywa z ra­do­ścią i czuje się za­szczy­cony, że zna­lazł się w gro­nie wy­bra­nych. Przy­ję­cia u Hvid­tów są do­pra­co­wane w każ­dym calu, wszystko jest tam prze­my­ślane i na ni­czym się nie oszczę­dza. Być go­ściem w domu pod trzy­nastką to jak tra­fić na kilka go­dzin do raju.ASK

Sie­dzi w kucki i pró­buje ma­lo­wać dłu­gimi rów­nymi po­cią­gnię­ciami pędzla. Nie­wy­god­nie mu w tej po­zy­cji, bę­dzie mu­siał po­pra­wić prze­świty do­dat­kową war­stwą, ale i tak nie ma szans, żeby na ko­niec ład­nie wy­szło. Kiedy chce się ina­czej usta­wić, nie­chcący prze­wraca wia­derko z farbą. Na chod­niku roz­lewa się biała plama. Cały on. Roz­gląda się, żeby spraw­dzić, czy ktoś to wdział. Przy tej du­żej bia­łej willi stoi mnó­stwo sa­mo­cho­dów i od­święt­nie ubra­nych lu­dzi, lecz wszy­scy są za­jęci wi­ta­niem się, wno­sze­niem kwia­tów i pre­zen­tów, nikt nie zwraca uwagi na niego – złotą rączkę od sied­miu bo­le­ści. Ask bie­gnie do kuchni, skąd przy­nosi dwa wia­dra z go­rącą wodą i szczotkę. Po­lewa białą plamę wodą i za­czyna ją szo­ro­wać szyb­kimi ru­chami, ale tylko wszystko tym po­gar­sza. Ask zo­stał wła­ści­cie­lem domu. Przez lata cze­kał na oka­zję na rynku nie­ru­cho­mo­ści. Te­raz w końcu się wpro­wa­dzili. Miesz­kają tu za­le­d­wie dwa mie­siące, a on już zdą­żył znisz­czyć chod­nik przed do­mem. Gmina na pewno za­żąda od­szko­do­wa­nia za za­ma­lo­wane płyty. Ask za­wsze ma­rzył o za­miesz­ka­niu w do­brej dziel­nicy, w willi z bia­łym ogro­dze­niem. Nie pa­mięta, kiedy ten po­mysł za­świ­tał mu w gło­wie – zu­peł­nie jakby za­wsze tam był: piękny dom po­kryty gla­zu­ro­waną da­chówką, biały płot, może na­wet maszt w ogro­dzie z po­wie­wa­jącą na nim duń­ską flagą. Wła­śnie tak chciał miesz­kać. Te­raz ma ogro­dze­nie, o któ­rym ma­rzył, trzeba je tylko po­ma­lo­wać.

***

Do nie­dawna on i Cille zaj­mo­wali miesz­ka­nie w ka­mie­nicy na czwar­tym pię­trze, pod­czas gdy ceny nie­ru­cho­mo­ści upar­cie ro­sły. Przez lata wy­słu­chi­wał prze­chwa­łek ko­le­gów z pracy o tym, jak dużo za­ro­bili na wzro­ście re­al­nej war­to­ści swo­ich do­mów wy­łącz­nie dla­tego, że ku­pili je we wła­ści­wym mo­men­cie. On także chciał do­stą­pić tej ziemi obie­ca­nej. Nie od­po­wia­dała mu sta­gna­cja wią­żąca się z by­ciem na­jemcą – cia­sne miesz­ka­nie na Fre­de­riks­bergu nie było jego na­tu­ral­nym miej­scem. Nie mógł znieść po­zo­sta­wa­nia w tyle za in­nymi. Sta­nie na ubo­czu i bierne ob­ser­wo­wa­nie wy­da­wało mu się kosz­ma­rem. Byli młodą ro­dziną, po­brali się nie­dawno i za­le­żało im na tym, żeby ich ży­cie wy­glą­dało do­kład­nie tak, jak to so­bie wy­ma­rzyli. Ask chciał wy­pro­wa­dzić się z cen­trum na przed­mie­ścia, gdzie jest wię­cej świa­tła i zie­leni, za­miesz­kać wśród do­mów z ce­gły na­le­żą­cych do mi­lio­ne­rów, wśród ży­wo­pło­tów i po­ma­lo­wa­nych na biało ogro­dzeń. Kie­ro­wał nim in­stynkt. On także chciał za­ra­biać na swo­jej nie­ru­cho­mo­ści, co wie­czór kłaść się spać we wła­snych ce­gla­nych czte­rech ścia­nach. Chciał być taki jak inni, ale wy­cze­ki­wana przez niego ide­alna kom­bi­na­cja ceny, lo­ka­li­za­cji na przed­mie­ściach i me­trażu długo nie chciała się po­ja­wić. Cille i Ask oglą­dali te same domy co wszyst­kie inne młode pary. Nie­dziela za nie­dzielą jeź­dzili na au­kcje nie­ru­cho­mo­ści do Trørød, Ved­bæk, Or­drup, Vi­rum, Lyngby, Char­lot­ten­lund. Pary prze­li­cy­to­wy­wały się na­wza­jem pod­czas taj­nych rund au­kcyj­nych, zgła­sza­jąc swoje oferty w za­pie­czę­to­wa­nych ko­per­tach, pod­czas gdy domy sta­wały się co­raz droż­sze. Każdy chciał wy­szar­pać coś dla sie­bie. Ol­brzymi po­pyt i walka wszyst­kich ze wszyst­kimi spra­wiły, że ry­nek za­czął prę­żyć mu­skuły. Cille i Ask mieli dwoje ma­łych dzieci, któ­rym chcieli dać moż­li­wość wyj­ścia na świeże po­wie­trze, ubru­dze­nia się zie­mią i trawą, ba­wie­nia się w bez­piecz­nym oto­cze­niu wśród po­zo­sta­łych dzie­cia­ków z przed­mie­ścia. Ma­rzyli o wła­snym domu, o by­ciu u sie­bie. Ask mu­siał mieć to wszystko w jed­nym. Trudno im było się zde­cy­do­wać, zna­leźć wła­ściwe miej­sce. Cille wo­la­łaby zo­stać na Fre­de­riks­bergu, zna­leźć tam ja­kiś mniej­szy dom, naj­le­piej z choćby mi­kro­sko­pij­nym ogród­kiem. Ask naj­bar­dziej chciał za­miesz­kać w Ved­bæk, Rung­sted albo Gen­to­fte, wpro­wa­dzić się do prze­stron­nych po­miesz­czeń z ko­min­kiem, kuch­nią łą­czoną z sa­lo­nem, ma­rzył o mie­dzia­nych ryn­nach i wy­sy­pa­nych żwi­rem ścież­kach w ogro­dzie. Dla­czego mie­liby tylko się czymś za­do­wa­lać, a nie dą­żyć do tego, co naj­lep­sze? Dużo świa­tła, dużo prze­strzeni, za­dbane oto­cze­nie. In­te­re­su­jący są­sie­dzi, od­po­wiedni po­ziom.

– Przed­szkola, gdzie dzieci ba­wią się wśród zie­leni! Do­bre szkoły! Gen­to­fte jest znane ze swo­ich szkół – wy­li­czał, na co Cille spoj­rzała na niego uważ­niej.

Przez krótki czas była także mowa o Holte, ale Cille szybko ucięła dal­sze spe­ku­la­cje.

– Holte jest zbyt na­dęte – stwier­dziła.

– By­łaś tam w ogóle?

– Prze­jeż­dża­łam tam­tędy. Nie mo­gła­bym tam od­dy­chać.

Za­tem wy­brali miej­sce pod wzglę­dem men­tal­nym i geo­gra­ficz­nym pla­su­jące się mniej wię­cej w po­ło­wie drogi mię­dzy Fre­de­riks­ber­giem i Holte. Cille je za­pro­po­no­wała.

– Czy Hel­le­rup nie bę­dzie do­brym kom­pro­mi­sem? Może nie jest tam aż tak sno­bi­stycz­nie, jak mó­wią.

Gdy wresz­cie udało im się dojść do po­ro­zu­mie­nia, sprawy po­to­czyły się tak, jak za­wsze w przy­padku Aska: prze­sa­dził i ku­pił dom w naj­lep­szej lo­ka­li­za­cji z moż­li­wych. Spóź­nił się przy tym zde­cy­do­wa­nie w sto­sunku do sy­tu­acji ryn­ko­wej i go­spo­dar­czej. Ku­pili dom w sa­mym szczy­cie, nie da się tego ina­czej ująć. Gdyby ceny nie­ru­cho­mo­ści przy­rów­nać do łań­cu­cha gór­skiego, Ask i Cille do­ko­nali za­kupu na wierz­chołku Mo­unt Eve­re­stu. Za to nikt, po pro­stu nikt, nie mógł się przy­cze­pić do lo­ka­li­za­cji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: