Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Ultimatum - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
12 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ultimatum - ebook

Komisarz Sara Lipner, zwana Szajbą, w ramach swej pracy w Archiwum X wznawia śledztwo w sprawie brutalnego zabójstwa dwunastoletniego Adasia. Czy było to dzieło szalonego sadysty? Szajba uparcie szuka nowych, nieujawnionych przez swych poprzedników faktów mogących naprowadzić ją na sprawcę morderstwa – musi jednak być ostrożna, bowiem ktoś zaczyna zastraszać i eliminować potencjalnych świadków.

Ultimatum to trzeci tom serii powieści kryminalnych „Szajba”, których główną bohaterką jest gdańska policjantka Sara Lipner – zacięta, bezkompromisowa i szurnięta.

Agnieszka Pruska – powieściopisarka i animatorka kultury. Specjalizuje się w policyjnych kryminałach, choć nie stroni od powieści czy opowiadań lżejszego kalibru.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67875-68-4
Rozmiar pliku: 781 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Z wiejskiego kościoła wyszedł kondukt pogrzebowy. Tuż za niewielką białą trumną szli zrozpaczeni rodzice dwunastoletniego Adasia, potem dalsza rodzina, przyjaciele, znajomi, nauczyciele i uczniowie ze szkoły, do której chodził chłopiec. Kondukt przeszedł przez wieś, dotarł do niewielkiego cmentarza, a potem wąskimi alejkami do świeżo wykopanego dołu. Tu miał na wieki spocząć Adam Bułecki, którego ktoś brutalnie zamordował dziewiątego września 2010 roku.

Po krótkiej ceremonii na cmentarzu trumna została opuszczona do grobu, ksiądz pokropił ją święconą wodą, a potem najbliżsi rzucili na nią po garści ziemi. Ojciec Adasia przytrzymywał opiekuńczym gestem żonę i wspólnie odbierali kondolencje. Większość ludzi powstrzymywała się od wypowiadania pocieszeń w stylu „jeszcze będzie dobrze” czy „życie toczy się dalej”. Tragiczna śmierć dziecka przygnębiła całą społeczność, a to, że morderca nadal pozostawał na wolności, napawało ludzi obawami. A jeśli zginie ktoś jeszcze?

Policja dwoiła się i troiła. Od momentu odebrania zgłoszenia o zaginięciu chłopca minęły już trzy tygodnie, ale nie trafilono na żaden sensowny trop. Jeżeli ktoś wydawał się podejrzany, to okazywało się, że miał niepodważalne alibi. Nikt też nie miał motywu, aby zabić dwunastolatka.

Po kilku kolejnych miesiącach prowadzący śledztwo uznał, że najprawdopodobniej Adaś był przypadkową ofiarą kogoś obcego, niezwiązanego z mieszkańcami wsi. Za takim stwierdzeniem przemawiało również to, że nigdzie w pobliżu nie doszło do kolejnego ataku na dziecko. Mimo usilnych starań policji sprawcy nie wykryto.Rozdział pierwszy

Komisarz Sara Lipner spojrzała na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wracała do gry. Był początek lipca i właśnie skończyło się jej zwolnienie lekarskie po postrzale, jaki dostała pod koniec poprzedniej sprawy. Sprawców napadu na nią zatrzymano, a pomysłów na to, kto za tym stoi, jej koledzy mieli zatrzęsienie. Nie było o to trudno, Szajba była skuteczna i przez lata pracy w policji naraziła się niejednemu. Ona jednak swoje wiedziała, nie strzelał do niej żywiący urazę były skazany. Czas od tamtego wydarzenia poświęciła na rehabilitację i rozmyślania. Inni mogli sobie myśleć, co chcieli, ale ona dokładnie wiedziała, kto ją postrzelił. Mafia. Ta sama mafia, która jakiś czas temu wykończyła jej partnera Sławka Wątróbskiego, a potem z niewiadomych przyczyn zaczęła się jej czepiać. Szajba nigdy nie poszła na współpracę, nie była w niczym umoczona i mafia nie miała jak jej szantażować. Wobec tego zastraszała. Trwało to jednak długo i było jakieś takie niemrawe. Lipner nie potrafiła zgadnąć, jaki może być cel takiego działania. Oprócz jednego. Ma się odczepić od zabójstwa Wątróbki, bo tę sprawę drążyła od momentu, gdy zorientowała się, że nie była to przypadkowa śmierć. Przestępcy z jednej strony starają się ją zniechęcić, z drugiej nie działają radykalnie. A może jednak Piotrek ma rację i postrzał to już działanie radykalne? Jedną z niewielu osób, które wiedziały, że Szajba szuka tego, kto dał zlecenie na pozbycie się Wątróbskiego, był jej partner, komisarz Piotr Sulich. Wiedział najwięcej, chociaż nawet jemu Sara nie powiedziała wszystkiego. Nie chciała nikogo narażać, wystarczyło, że mafia miała ją na celowniku. Tej sprawy nie było jak poprowadzić oficjalnie, przynajmniej na razie, ale potrzebowała pomocy. Pracując w Archiwum X, mogła sprawdzać stare dochodzenia i nikt się temu nie dziwił, co bardzo jej odpowiadało. Im mniej osób wiedziało, że interesuje ją coś więcej niż aktualne śledztwo, tym lepiej. Musi jednak zadbać o swoje bezpieczeństwo, co non stop powtarza jej Piotr. Tylko niby jak? Ma cały czas chodzić w kamizelce kuloodpornej? I tak już nie rozstaje się z glockiem, a nad drzwiami do mieszkania ma zamontowaną kamerę.

Zebrała włosy w koński ogon i wyszła z łazienki, a potem złapała torbę z laptopem i poszła do pracy.

W gdańskim Archiwum X przywitała ją niewielka impreza z okazji powrotu do zdrowia – kawa i pączki, które komisarz Adam Roszkowski kupił w swojej ulubionej cukierni. Teraz, wsparty na kulach, wyjaśniał, że podobnie jak drożdżówki mają mało lukru. Sierżant Poręba uściskał Szajbę jak własne na chwilę utracone dziecko, a bardzo oszczędny w słowach cywilny analityk uśmiechnął się lekko. Wszystkiemu temu przyglądała się szefowa Sary, nadkomisarz Dagmara Ostróżka. Też się cieszyła, że Lipner wyzdrowiała, wróciła do formy i do pracy, ale nie zamierzała na powitania marnować całego dnia. Odczekała pół godziny i pogoniła wszystkich do pracy. Szajbie zapowiedziała, że za kolejne pół godziny chce ją widzieć u siebie.

– Nie wiesz, czego Dagmara chce? – Sara i Adam wrócili do ich wspólnego pokoju.

– Nie mam pojęcia. A co? Narozrabiałaś na zwolnieniu?

– Wyjątkowo siedziałam na tyłku i nigdzie mnie nie nosiło. Musiałam się zastanowić – wyjaśniła Sara.

Adam Roszkowski był drugą osobą, która wiedziała, że Szajba próbuje dorwać zleceniodawcę. Cyngla złapała tuż po tym, jak zastrzelił Wątróbskiego, a ją ciężko ranił.

– Postrzał to już nie jest niewinne zastraszanie. – Adam odłożył kule i usiadł.

Szajba postawiła mu kawę na biurku i spojrzała na wózek inwalidzki. Adam poruszał się na nim po wypadku samochodowym.

– A już myślałam, że się z nim pożegnałeś.

– Jeszcze nieprędko. Chociaż jest coraz lepiej, sama widziałaś, do kuchni przeszedłem bez zaciśniętych zębów. Ale zmieniłaś temat. Co z twoimi przemyśleniami?

– Szczerze? Nic. Albo to samo, co było. Za cholerę nie wiem, czego chcą. Bo samo to, żebym odpuściła, to za mało. I boję się, co to będzie. Na pewno nic błahego, bo za dużo energii w to wkładają.

– Czy ja wiem? – Adam upił łyk kawy. – Aż tyle roboty z tobą nie mają. Jakaś akcja co jakiś czas.

– Ale…

– Sara, ja też o tym myślałem. Przez to, że usiłujesz namierzyć mordercę Sławka, mają łatwiej. Sama pchasz się im w ręce. Ułatwiasz.

– Wiem. – Szajba przygryzła wargę. – Ale przecież nie odpuszczę temu skurwielowi. Myślałam o tym i między innymi dlatego przez ostatni czas nic nie robiłam. Tylko kombinowałam. Nie mam na nich nic. Mogę teoretycznie wiedzieć, że Wątróbka poszedł do odstrzału, bo się postawił, a syn szefa mafii był zamieszany w zabójstwo, ale nie mam twardych dowodów.

– Przyczaj się.

– Właśnie to zrobiłam. Ale myśleć mogę… Albo sprawdzać stare sprawy. A potem się zobaczy.

– A propos starych spraw, Ostróżka ma coś dla ciebie.

– To co mówisz, że nie wiesz, czego chce ode mnie?

– A co ja prorok jestem? Może chce po babsku pogadać, czy się dobrze czujesz. Albo coś w tym stylu.

– Jasne! Bo obie lubimy takie gadki. – Szajba roześmiała się. – Coś tak czuję, że raczej ma dla mnie nową sprawę, a ty wolisz, żeby to ona mi o niej opowiedziała.

– Jak zwykle domyślna komisarz Lipner! – Roszkowski też się zaśmiał.

– No, w głowę mnie nie postrzelili! Dobra, idę. Ciekawe, co to będzie tym razem.

Praca w Archiwum X różniła się od tego, co Szajba robiła poprzednio. Tutaj sprawy, które starali się rozwiązać, miały po kilkanaście lub nawet więcej lat. Ten, kto dostawał taką sprawę, nie był pierwszym, który się nią zajmował, i czasem musiał nadrabiać zaniedbania poprzedników.

Ostróżka już czekała. Na jej biurku piętrzyły się dwa stosy teczek. Jeden wyższy, nieuporządkowany, wyglądający, jakby ktoś wyciągał teczki ze środka, a potem kładł je na wierzchu, nie troszcząc się ani o kolejność, ani o stabilność stosu. Drugi, niższy, składał się z zaledwie kilku starych teczek. Szajba od razu zgadła, że dotyczy jej nowego dochodzenia, i przez moment zastanawiała się, ile z tych dokumentów zostało zdigitalizowanych.

– Siadaj, bo to chwilę potrwa – powiedziała szefowa. – To twoja nowa sprawa, przykra, bo w grę wchodzi morderstwo dzieciaka.

– Cholera!

Lipner, jak każdy gliniarz, najbardziej nie lubiła właśnie takich dochodzeń. Budziły wiele emocji, które mogły utrudnić śledztwo lub (albo nawet i) zafałszować obraz zdarzeń.

– Czternaście lat temu niedaleko Gdańska, we wsi koło Straszyna zamordowano dwunastolatka.

– Zginęło tylko jedno dziecko? Sprawdzali w okolicy? – spytała od razu Szajba.

– Tak, podobno w okolicy nie było podobnych przypadków ani napadów na dzieciaki. Zresztą sama zobaczysz. Czytałam te akta, śledztwo wygląda na poprowadzone poprawnie. – Ostróżka zawahała się.

Sara doskonale wiedziała dlaczego. Czasem to, jak przebiegało dochodzenie, a to, co było zapisane w dokumentach, bardzo się różniło. Może z wyjątkiem opinii techników i wyników sekcji zwłok.

– No, wyduś to z siebie – pogoniła szefową.

– Gdybym ja to prowadziła, to dokumentów byłoby więcej – przyznała niechętnie Ostróżka. – Nie wiem, czy dorwałabym tego skurwiela, ale chyba byłabym bardziej zaangażowana. Ale to tylko moja opinia. I sama wiesz, że niektórzy połowy rzeczy nie ujmują w raportach, więc również dlatego można odnieść wrażenie, że nic nie robili. A co do sprawy, to dzieciak zginął w pierwszą sobotę września dwa tysiące dziesiątego roku. Po południu był na urodzinach kolegi, do domu już nie wrócił.

– Od razu zaczęli go szukać?

– Tak. Najpierw sami, z sąsiadami. Potem zgłosili zaginięcie i weszliśmy do akcji. Wczytaj się w te akta, ale według mnie to tam nikt nie wymyślił naprawdę sensownego motywu.

– Morderca wykorzystał chłopca?

– Nic na to nie wskazywało, ale…

– Ale jak się zaspokoił, patrząc na niego, to śladów może nie być – dokończyła Sara.

– Ano właśnie. I jeszcze jedno. Chłopiec stracił oko…

– Kiedy? Podczas morderstwa czy wcześniej miał wypadek?

– Z tego, co napisał lekarz, to po śmierci.

– Żartujesz? – Szajba zaniepokoiła się. – No niby fajnie, że dzieciak nie cierpiał dodatkowo, ale oko? Cholera! Sprawdzali, czy nie grasuje gdzieś tam jakiś świr? Nikt nie stracił ucha albo języka?

– Nie widzi, nie słyszy, nie mówi? Jak te trzy małpy?

– A co? Nie masz takiego skojarzenia?

– Mam. Ale to chyba byłoby za oczywiste.

– Całkiem możliwe. Zresztą wytłumaczenie pozbawienia kogoś oka po śmierci może być rozmaite. Łącznie z tym, że ktoś kolekcjonuje gałki oczne. Rozumiem, że sprawdzali to.

– Sprawdzali, a w jakim zakresie, sama zobaczysz.

To był delikatny sygnał, że Szajba może zabierać materiały dotyczące morderstwa sprzed czternastu lat i wracać do siebie.

– I co, dobrze mówiłem? – Roszkowski oderwał się od komputera.

– Dobrze. Ale nie masz co się tak cieszyć, to nie było trudne do zgadnięcia. Widziałeś tu kiedyś kogoś, kto nie ma zajęcia?

– Nie. – Adam roześmiał się. – Co racja, to racja. Co tam masz ciekawego?

– Jeszcze nie wiem, czy ciekawego. Nieco makabrycznego na pewno. Dwunastolatek z wyłupionym pośmiertnie okiem.

– O cholera!

– Właśnie.

– Jakiś maniak?

– A skąd mam wiedzieć? Nie czytałam akt, a Ostróżka była bardzo ostrożna w wypowiedziach. Coś jej chyba poprzednie śledztwo do gustu nie przypadło.

– Albo nie chce, żebyś się czymkolwiek sugerowała.

– Albo – zgodziła się Sara i położyła dokumenty na biurku.

Przez chwilę wpatrywała się w nie z namysłem, a potem zaczęła czytać. Na pierwszy ogień poszły wyniki autopsji i ustalenia techników. Adam Bułecki, bo tak się nazywał zamordowany chłopiec, został uduszony. Nie za pomocą linki czy sznurka, ale ręcznie. Patolog stwierdził, że ślady wskazywały na to, że napastnikiem był dorosły mężczyzna. Kobiety o tak dużych dłoniach prawie się nie zdarzają. Według lekarza ostatniego kontaktu gałka oczna została wyłuskana pośmiertnie, ale dosyć brutalnie. W oczodole było widać ślady jakiegoś twardego, aczkolwiek niezbyt ostrego przedmiotu, za to prawie nie było krwi. Gdyby taka rana powstała za życia, na zwłokach Adama byłoby jej zdecydowanie więcej. Z raportów techników wynikało, że miejsce znalezienia ciała Adasia nie było miejscem zbrodni. To zresztą potwierdzały wyniki poszukiwania, bo fragment lasu, gdzie znaleziono zamordowane dziecko, został wcześniej przeszukany. Na chłopcu i obok niego zabezpieczono krew Adasia, obce włosy, których część zidentyfikowano jako pochodzące od znajomych, sierść zwierząt – co nikogo nie zdziwiło, bo przecież zbrodni dokonano na wsi, źdźbła słomy, włókna pochodzące najprawdopodobniej z jakiegoś swetra i strzępek materiału, być może z chusteczki. Prowadzący śledztwo komisarz nie był jednak przekonany, czy ten fragment tkaniny ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie, bo po co ktoś by go odrywał? Chłopiec nie miał go ani w zaciśniętej dłoni, ani w ustach, ani nawet w oczodole. Skrawek materiału po prostu leżał obok. Ubranie dziecka było zakurzone, ale w kurzu nie było nic tak specyficznego, żeby można było coś wnioskować o miejscu, gdzie wcześniej leżało ciało. Zabezpieczono też ślady butów, które – jak się potem okazało – pasowały do mężczyzny, który znalazł ciało Adasia. To w pierwszej chwili wzbudziło podejrzenia, które prawie natychmiast się rozwiały, bo skoro mężczyzna tam był, to przecież nie lewitował, a dotykał stopami ziemi. Aha, i jeszcze jedno. Sierść królika. Niby mogłaby to być całkiem solidna wskazówka, ale jak ustalono, we wsi klatki z królikami stały przy kilku domach. Mało tego! Sąsiedzi od czasu do czasu kupowali króliki od hodowców, więc praktycznie każdy mógł mieć na sobie sierść zwierzęcia i przenieść ją na Adasia. Niekoniecznie musiał być to morderca. Szajba uznała, że dobrze jednak będzie porozmawiać z jednym czy dwoma hodowcami.

Odłożyła wyniki autopsji i raporty techników, po czym spisała spostrzeżenia. Dopiero wtedy zagłębiła się w lekturze reszty dokumentów. Adam Bułecki zaginął po wyjściu z imprezy urodzinowej swojego przyjaciela z klasy. Na urodzinach kolegi było jeszcze siedmioro dzieci i zarówno one, jak i rodzice jubilata zeznali, że po dwudziestej Adaś wsiadł na rower i odjechał w stronę domu. Wieś była dosyć rozległa i chłopiec miał do przejechania półtora kilometra, dom jego rodziców położony był kilkaset metrów za ostatnimi zabudowaniami. Nikogo to nie niepokoiło, bo dzieciaki w jego wieku poruszały się po okolicy właśnie w ten sposób. Gdy o dwudziestej drugiej Adasia nie było w domu, Bułeccy wszczęli alarm. Najpierw zadzwonili do domu kolegi syna, a gdy usłyszeli, że wyszedł przed dwiema godzinami, obdzwonili resztę jego znajomych. Nikt nie widział Adama po ósmej wieczorem. Od razu zaczęli go szukać, najpierw sami, potem z sąsiadami. Przeszukali wieś i okolicę, a gdy nie znaleźli po dziecku ani śladu, zadzwonili na policję. Adaś nie miał telefonu komórkowego i zlokalizowanie go w ten sposób odpadło. W dwa tysiące dziesiątym roku w Polsce nie funkcjonował jeszcze Child Alert, ale informacja o zaginionym chłopcu rozeszła się po całym kraju. Ponieważ w okolicy były dwa stawy, w akcję zostali zaangażowani nurkowie, ale nie znaleźli nic związanego z zaginięciem dziecka. Zwłoki chłopca, przykryte gałęziami, znaleziono na skraju lasu dopiero po dwóch dniach i to w miejscu, które było już przeszukiwane. Natknął się na nie mieszkaniec wsi, który natychmiast wszystkich zaalarmował. Policja od razu wysnuła wniosek, że morderca musiał obserwować poszukiwania, a nawet brać w nich udział. W niczym to jednak nie pomogło, bo dziecka szukała cała wieś. Od razu było wiadomo, że Adaś zginął gdzieś indziej i prowadzący śledztwo, w nadziei na to, że może uda się znaleźć ślady krwi po wyłupaniu oka, zarządził przeszukanie gospodarstw na trasie, którą chłopiec powinien wracać do domu.

Szajba pokręciła z niezadowoleniem głową. Powinien szukać wszędzie. Albo nigdzie. Przecież dzieciak nie musiał jechać do domu drogą, którą wybierał najczęściej. Ba! Może zginął właśnie dlatego, że wracał nietypową trasą? W każdym razie niczego nie znaleziono.

Zaraz po odkryciu zwłok chłopca zostali przesłuchani jego bliscy, znajomi, nauczyciele i praktycznie każdy, kto miał lub mógł mieć z nim jakiś kontakt. Rodzice nie zauważyli w zachowaniu syna nic podejrzanego, zestresowani koledzy stwierdzili, że Adam był taki jak zwykle, podobnie nauczyciele i znajomi. Ich zapewnienia nie musiały jednak wcale świadczyć o tym, że chłopak nie miał kłopotów. Zajęci pracą rodzice mogli nie zwrócić na to uwagi, jego znajomi podobnie. Właśnie skończyły się wakacje, dzieciaki na pewno albo wykorzystywały czas na zabawę, albo były zaganiane do pomocy w gospodarstwach rodziców, zamyślenie czy gorszy humor jednego nich mogło pozostać niezauważone. Podobnie miała się rzecz z nauczycielami – dopiero od kilku dni trwała szkoła, a wiadomo, jak wyglądają pierwsze dni nauki. Rówieśnicy, z którymi Adam bawił się na urodzinach, powiedzieli też, że chłopiec z nikim się nie pokłócił i miał wracać od razu do domu. W każdym razie nie wspominał o tym, żeby miał coś po drodze zobaczyć albo z kimś się spotkać. Spytane, czy nie zwróciły uwagi na coś dziwnego albo na kogoś podejrzanego, dzieciaki z zawiedzionymi minami stwierdziły, że nie. Po jakimś czasie dwójka przypomniała sobie, że widziała obcy samochód, podali nawet markę i większą część rejestracji. Policja zbadała ten trop, ale okazało się, że była to para emerytów, która przyjechała na grzyby do pobliskiego lasu. Prowadzący śledztwo poszedł też tropem molestowania, ponieważ jest to częsta przyczyna ataku na dzieci, ale podobno nic takiego nie miało miejsca. W każdym razie nie teraz, jak zaznaczyła jedna z mieszkanek wsi. Komisarz przyczepił się do tego „nie teraz” i dowiedział się, że były podejrzenia co do poprzedniego księdza, który został szybko przeniesiony gdzieś indziej. Ten obecny był jednak w porządku. Policja sprawdziła tę informację i nie znalazła powodów, żeby księdza o cokolwiek oskarżyć.

Lipner zamyśliła się. Adaś był ministrantem, więc stosunkowo dużo czasu spędzał w kościele albo na plebanii, ale molestujący księża nie mordują, a działają inaczej. Przekupują lub zastraszają. Przebiegła wzrokiem resztę akt w poszukiwaniu jeszcze jakiejś informacji o księdzu. Jest! Tego duchownego też przeniesiono w inne miejsce, stały numer kurii w przypadkach podejrzenia o molestowanie nieletnich. Sara dopisała kolejny punkt do swoich notatek – z tym księdzem będzie musiała pogadać.

– Chcesz kawę albo co? – Podniosła się zza biurka i przeciągnęła.

– Jak idziesz, to tak. – Roszkowski już nie traktował takich pytań Szajby jako podkreślania jego niepełnosprawności. – Jak lektura?

– Nikt nic nie wie, czeski film.

– Te nasze sprawy przeważnie takie są. – Adam wzruszył ramionami. – Albo nikt nic nie wie, albo wszyscy świadkowie wiedzą, kto zabił.

– Na razie jedynym tropem jest ksiądz.

– Banalne.

– I raczej nie pozbywałby się chłopca. Zresztą ten motyw podsunął jeden ze świadków, który nawet nie był pewien, czy podejrzenia wobec obecnego księdza są słuszne.

Sara wróciła z kawą i ponownie pogrążyła się w czytaniu dokumentów. Oprócz zasugerowanego przez świadka motywu z księdzem w roli głównej komisarz postawił jeszcze dwie robocze hipotezy. Pierwsza z nich mówiła o tym, że chłopca zamordował jakiś przestępca mniejszego kalibru, na przykład złodziej lub włamywacz. Adaś zobaczył coś i spanikowany mężczyzna zabił go. Może nawet nie chciał zabić, a tylko uciszyć na chwilę? Druga hipoteza dotyczyła pedofila, który grasował w pobliżu, ale ze względu na brak dowodów to również pozostawało w sferze domysłów. Niemniej jednak policjanci sprawdzili aktywność okolicznych pedofili, ewentualne ataki na dzieci i zwolnienie z więzienia. Nic. Śledztwo utknęło w martwym punkcie ze względu na brak motywów, tropów, podejrzanych. Mimo starań policji, tym większych że chodziło o dziecko, sprawa pozostała nierozwiązana.

– Męczy mnie, że ten dzieciak, twój imiennik zresztą, nie miał oka – rzuciła Sara w stronę Roszkowskiego.

– Czekaj, tylko coś sobie zapiszę. – Adam przez chwilę stukał zawzięcie w klawiaturę, a potem odwrócił się do Szajby. – Stracił wcześniej czy morderca mu wydłubał?

– Podejrzewam, że morderca, ale po śmierci.

– Ciekawe… Poszli tym tropem?

– Sprawdzili, czy dzieciak mógł być świadkiem czegoś i czy nikt w okolicy nie stracił innej części ciała.

– Standard.

– Tym bardziej że mogło być potraktowane symbolicznie, a tu mamy sporo możliwości, od Boga po magię.

– Myślisz, że morderca symbolicznie wydłubał oko dzieciakowi?

– Nie mam pojęcia. Ale nie ma innych obrażeń, oprócz tych związanych z duszeniem. Nie musiał pozbawiać go oka, tym bardziej po śmierci, a jednak zrobił to.

– Pierwsze, co mi się kojarzy, to kara za podglądanie.

– Chyba wszyscy mają podobne skojarzenia. Niepokoi mnie jeszcze coś. Oka nie znaleziono. Może to jakiś kolekcjoner? Chłopiec zginął, bo mordercy potrzebna była gałka oczna do kolekcji?

– I na tym kolekcja się skończyła? – powątpiewał Roszkowski.

– No właśnie. Poza tym dzieciak nie miał jakichś wyjątkowych oczu, rozumiesz, dużych albo o nietypowym kolorze. Zresztą w przypadku kolekcjonera powinny być jeszcze jakieś ataki. I może były – dodała Szajba po chwili. – Sprawdzali tylko okolice Gdańska, nie całą Polskę. Spotkałeś się kiedyś ze zwłokami, którym brakowało fragmentu?

– Owszem, ale tylko dlatego, że morderca chciał ukryć tożsamość. Raz to były odcięte dłonie, raz głowa.

– No właśnie, konkretny cel, bardzo istotny, utrudnienie nam roboty. W przypadku chłopca nie widzę sensu. Nie była to tortura, nie stracił oka w walce, bo zostało wyjęte po śmierci. Trzeba szukać innego wytłumaczenia.

– Symbolicznego?

– Nie mam pojęcia. Może. Muszę wziąć to pod uwagę, ale wydaje mi się to nie tyle naciągane, co mało realne.

– Dlaczego?

– Bo chyba miałoby dalszy ciąg, nie sądzisz? Niezależnie od tego, jaki był cel pozbawienia chłopca oka, to z wyjątkiem kary za podglądanie oczekiwałabym czegoś jeszcze. Może innej ofiary, może jakiejś manifestacji poglądów. A nic takiego nie miało miejsca. Chyba że nasi nie trafili na to.

– Nie przyłożyli się?

– Za bardzo zawęzili teren. Albo na przykład Adaś był pierwszy, a dopiero po jakimś czasie pojawiło się coś jeszcze. Być może po dłuższym czasie. Zacznę od tego.

– Za dużo materiału to nie masz. – Roszkowski spojrzał krytycznie na leżące na biurku Szajby dokumenty.

– Ano nie. W wielu wypadkach podsumowania zeznań świadków sprowadzają się nieomal do jednego zdania: nie powiedzieli nic istotnego. Zaraz zobaczę, czy jest coś, czego nie mam w papierze.

Szajba zalogowała się do systemu i zaczęła sprawdzać materiały dotyczące sprawy morderstwa Adasia Bułeckiego – niestety nie było tego o wiele więcej niż w przed chwilą przeczytanych aktach. Westchnęła, bo liczyła na więcej materiału, a potem zabrała się za układanie planu działania, żeby nie miotać się od jednego pomysłu do drugiego. Co powinno pójść na pierwszy ogień? Po chwili zastanowienia uznała, że najlepiej będzie zacząć od ustalenia, czy w województwie lub nawet w całej Polsce nie doszło do podobnych ataków na dzieci już po umorzeniu dochodzenia. Jeżeli były takie, to od razu wyznaczy to kierunek śledztwa. A w każdym razie będzie dobrym punktem zaczepienia.

Po chwili lista Szajby zawierała osiem punktów.

1. Sprawdzić w bazach danych, czy przypadkiem nie było podobnych ataków na dzieci, płeć obojętna.

2. Porozmawiać z zaangażowanymi w śledztwo w 2010 roku.

3. Porozmawiać z księdzem.

4. Sprawdzić trasę, jaką zazwyczaj poruszał się Adam, i porównać ją z mapą wsi sprzed czternastu lat. Jak duża jej część została przeszukana?

5. Zastanowić się, skąd mogło zostać przeniesione ciało chłopca.

6. Skoro ciało zostało podrzucone na miejsce już przeszukane, to – co zauważył komisarz prowadzący wówczas śledztwo – morderca obserwował policję. Czyli najprawdopodobniej był mieszkańcem wsi lub okolic, w każdym razie kimś, czyja obecność nie budziła zdziwienie. A to oznacza, że być może morderca nadal tam mieszka. Dlaczego nikt nie wziął tego pod uwagę?!

7. Kolekcjoner części ciała? Co z tym okiem?

8. Co z zabezpieczonymi dowodami? Czy da się je jakoś wykorzystać?

Sprawdziła godzinę – dochodziła druga, do wieczora miała jeszcze sporo czasu. Pojechać do wsi i wszystko obejrzeć czy posprawdzać, co się da na miejscu, i umówić się na jutro? Mimo że kusiło ją, żeby jak najszybciej zobaczyć miejsce zbrodni, postanowiła, że najpierw sprawdzi, co uda jej się znaleźć w bazach, i ustali, z którymi policjantami zaangażowanymi w sprawę Adasia najlepiej porozmawiać. Zaczęła od tego ostatniego i od razu zorientowała się, że prowadzący śledztwo komisarz nie żyje. Szkoda, nawet jeżeli nie przyłożył się do sprawy, to mógłby powiedzieć o niej więcej, niż jest w aktach. Kto tam jeszcze przy tym pracował? Szajba zerknęła na nazwiska, przy niektórych skrzywiła się z dezaprobatą i na pierwszy ogień wybrała dwóch, z którymi zamierzała porozmawiać z samego rana.

Przekopanie się przez bazy danych było zdecydowanie bardziej pracochłonne i zajęło jej kilka godzin. Roszkowski zdążył już wyjść, a ona nadal tkwiła przy komputerze. Niestety, mimo rozmaitych kluczy, po których wyszukiwała zdarzenia w jakiś sposób podobne do morderstwa Adasia, niczego nie znalazła. Owszem, morderstwa dzieci były, znęcanie się nad nimi też, ale nic nie pasowało. W każdym razie na pierwszy rzut oka. Właśnie, oko! Tylko jeden sprawca zwrócił jej uwagę. Zabił dwie osoby, kobiecie uciął palec, mężczyźnie ucho. Oczy ofiar były nietknięte, ale w obu przypadkach mordercę zainteresowały części ciała, które łatwo było odciąć i zabrać ze sobą. W chwili, gdy zginął Adam Bułecki, mężczyzna był jeszcze na wolności. Na wszelki wypadek dobrze by było z nim porozmawiać. Siedział w Sztumie, nie tak daleko, raptem godzinę drogi. Postanowiła, że następnego dnia zadzwoni i spróbuje umówić się na rozmowę ze skazanym. Być może będzie chciał mówić, zapewne rzadko miewa gości. Trafił do więzienia ponad dziesięć lat temu, prokurator i policja już się nim nie interesowali, być może rodzina również. Ile ma lat? Pięćdziesiąt siedem? Jeszcze nie taki stary.

Na wszelki wypadek zapisała sobie jeszcze cztery najbardziej zbliżone zdarzenia – kto wie, może się jeszcze przydadzą, po co szukać ponownie.

Sara wiedziała, że wieś, w której prawie piętnaście lat temu doszło do zabójstwa dziecka, na pewno zmieniła się przez ten czas, najprawdopodobniej rozrosła, bo leżała niezbyt daleko od Gdańska. Tak jak podczas każdej prowadzonej przez siebie sprawy, zanim wyruszyła w teren, sprawdziła, jak wygląda miejsce, które ją interesowało. Na Mapach Google dokładnie obejrzała rodzinną wieś Adasia Bułeckiego, a potem porównała ją z mapą dołączoną do akt. Miała rację, wioska rozrosła się, dom Bułeckich nie był już ostatni, za nim wybudowano kilka nowych. Jedno się nie zmieniło, wieś była długa, ale niezbyt szeroka, ograniczały ją pola.

Lipner poszperała w internecie i już po chwili wiedziała, że we wsi są trzy najważniejsze dla mieszkańców punkty: sklep, kościół i szkoła. Przy szkole działa Koło Gospodyń Wiejskich, sklep jest całkiem spory, a koło kościoła są zabudowania parafialne oraz cmentarz. Szajba miała nadzieję, że większość osób, które znały Adasia Bułeckiego, mieszka nadal we wsi lub w okolicy.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: