Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Ultraprzetworzeni ludzie. Dlaczego wszyscy jemy rzeczy, które nie są jedzeniem... i czemu nie możemy przestać? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ultraprzetworzeni ludzie. Dlaczego wszyscy jemy rzeczy, które nie są jedzeniem... i czemu nie możemy przestać? - ebook

  • Książka roku 2023 według „Timesa”, „Sunday Timesa”, „The Economist”, „Daily Mail” i Amazona
  • Bestseller nr 1 na liście „Sunday Timesa”
  • Prawa sprzedane na ponad 30 rynkach

Od żywności utraprzetworzonej nie sposób uciec: uginają się od niej sklepowe półki, jest ogólnodostępna, często tania. Powstaje w wyniku tak wielu procesów przemysłowych i ma tyle sztucznych dodatków, że zaczynamy się zastanawiać, czy można ją z czystym sumieniem nazywać jedzeniem. Na dodatek została zaprojektowana, wyprodukowana i zareklamowana tak, aby jak najbardziej uzależniać.

Lekarz Chris van Tulleken zabiera nas w przerażającą i fascynującą podróż po świecie wysokoprzetworzonej żywności. Dowiadujemy się nie tylko, skąd się wzięła oraz dlaczego i w jaki sposób tak negatywnie wpływa na nasze zdrowie (od mikrobioty po układ hormonalny), ale także czemu tak trudno jest zjeść tylko jedną miskę słodkich płatków śniadaniowych. Pokazuje również, co produkcja UPF – od angielskiego ultra-processed food – robi z naszą planetą (spoiler: nic dobrego).

Choć w dyskusji o zdrowiu i wadze często podkreśla się wagę mitycznej silnej woli oraz naszych wyborów (jak ograniczanie cukru czy podejmowanie regularnej aktywności fizycznej), van Tulleken pokazuje, że mamy na to dużo mniejszy wpływ, niż mogłoby się wydawać. A podejmowanie dobrych wyborów przy obecnym stanie rzeczy jest praktycznie niemożliwe.

Autor, który przez cztery tygodnie testował dietę złożoną wyłącznie z produktów ultraprzetworzonych, porównuje swoją książkę do bestsellera Allena Carra Prosta metoda, jak skutecznie rzucić palenie. Chodziło w niej o to, by podczas czytania o szkodliwości papierosów czytelnik nadal oddawał się nałogowi. Po jakimś czasie papierosy mu zbrzydną. Podobną metodę van Tulleken zaleca swoim czytelnikom: „Pozwólcie sobie zatem doświadczyć pełni grozy UPF. Nie zachęcam was do objadania się czy przejadania. Po prostu nie opierajcie się pokusie jedzenia tego rodzaju produktów. Robiłem tak przez cztery tygodnie – jeśli chcecie pójść w moje ślady, jedzcie UPF, aż przeczytacie całą książkę. Zachęcanie was do tego jest wątpliwe etycznie, ale nie mam z tym problemu. Po pierwsze: i tak od rana do wieczora jesteście zachęcani do jedzenia UPF. Po drugie: jeśli jesteście przeciętną osobą, już teraz dostarczacie sobie 60 procent kalorii z UPF, a więc zwiększenie tego udziału do 80 procent prawdopodobnie nie zrobi wam większej różnicy”.

Jest to książka o zdrowiu i rzeczywistości, w której żyjemy, ale przede wszystkim o naszych prawach: prawie do wiedzy o tym, co jemy, i o tym, jaki wpływ wywiera to na nasz organizm. A przede wszystkim o prawie do dobrej żywności w przystępnej cenie.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68226-17-1
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

◆ 1 ◆

Dla­czego w mo­ich lo­dach jest śluz bak­te­ryjny?
Wy­na­le­zie­nie UPF

Pierw­szy week­end mo­jej diety skła­da­ją­cej się w 80 pro­cen­tach z UPF przy­padł na je­den z tych dziw­nych je­sien­nych okre­sów, kiedy na krótko po­wraca lato. Po­szli­śmy do parku, gdzie ku­pi­łem lody dla sie­bie i reszty mo­jej ro­dziny. Di­nah, moja żona, za­ży­czyła so­bie fre­eze pop – tubkę za­mro­żo­nego ja­skra­wo­zie­lo­nego płynu marki Swiz­zels – a ja zja­dłem wall’s twi­stera. Na­sza trzy­let­nia córka Lyra do­stała ogromną kulkę lo­dów pi­sta­cjo­wych marki Hack­ney Ge­lato. Sa­sha, jej za­le­d­wie roczna sio­stra, zdo­łała wy­że­brać od nas kilka liź­nięć.

Lyra spo­tkała dwójkę zna­jo­mych dzieci i sie­działa z nimi w pa­lą­cych pro­mie­niach słońca. Trzy­ma­jąc swoje lody, roz­ma­wiała z nimi o tym, o czym mogą roz­ma­wiać trzy­latki, a na­stęp­nie po­szła się po­bu­jać na huś­tawce. Za­nim od­bie­gła, po­dała mi swój ku­be­czek lo­dów. Pra­wie ich nie tknęła. Zie­lone po­ły­sku­jące lody pi­sta­cjowe miały formę ide­al­nej kuli. Do­piero po chwili uświa­do­mi­łem so­bie, że jest w tym coś dziw­nego. Ja­kim cu­dem kulka za­cho­wała swoją formę? Ze­wnętrzna strona ku­beczka była cie­pła. Dla­czego lody się nie roz­to­piły?

Zja­dłem ły­żeczkę – lody sma­ko­wały jak let­nia ga­la­re­to­wata pianka. Coś po­wstrzy­mało je przed roz­to­pie­niem się.

Prze­czy­ta­łem li­stę skład­ni­ków: „świeże mleko, cu­kier, pa­sta pi­sta­cjowa (pi­sta­cje z Bronte 4%, mig­dały 2%, cu­kier, białko so­jowe, le­cy­tyna so­jowa, olej ko­ko­sowy, olej sło­necz­ni­kowy, chlo­ro­fil, na­tu­ralne aro­maty, w tym cy­try­nowy), dek­stroza, świeża śmie­tana kre­mówka, glu­koza, od­tłusz­czone mleko w proszku, sta­bi­li­za­tory (mączka chleba świę­to­jań­skiego, guma guar, ka­ra­gen), emul­ga­tor (mono- i di­gli­ce­rydy kwa­sów tłusz­czo­wych), sól mor­ska Mal­don”.

Sta­bi­li­za­tory, emul­ga­tory, gumy, le­cy­tyny, glu­koza i kilka róż­nych ole­jów... po tym po­zna­cie UPF. De­fi­ni­cja (która jest długa i którą omó­wię szcze­gó­łowo w na­stęp­nym roz­dziale) obej­muje znacz­nie wię­cej niż do­datki, ale pa­mię­taj­cie, że obec­ność skład­ni­ków, któ­rych nie ma­cie w swo­jej kuchni, to je­den z wy­znacz­ni­ków, że dany pro­dukt jest UPF. Jak się póź­niej prze­ko­namy, je­śli cho­dzi o wpływ na ludzki or­ga­nizm, to inne aspekty prze­twa­rza­nia są tak samo ważne jak do­datki – je­śli nie waż­niej­sze.

Firma Hack­ney Ge­lato nie jest je­dyną, która sto­suje ta­kie sub­stan­cje – znaj­dziemy je nie­mal w każ­dych lo­dach do­stęp­nych w skle­pie, choć nie w zwy­kłej do­mo­wej kuchni. Nie ro­zu­mia­łem, dla­czego z punktu wi­dze­nia pro­du­cen­tów były one ko­nieczne. Czyż nie ta­niej i pro­ściej by­łoby uży­wać mniej­szej liczby skład­ni­ków?

Aby zro­zu­mieć, dla­czego UPF wy­twa­rza się tak, a nie ina­czej, i dla­czego jest tak wszech­obecna, umó­wi­łem się na spo­tka­nie z Pau­lem Har­tem, który zna prze­mysł spo­żyw­czy od pod­szewki. Za­raz po szkole roz­po­czął staż w Uni­le­ve­rze, gdzie prze­pra­co­wał po­nad 20 lat – naj­pierw szko­lił się na bio­che­mika, a po­tem opra­co­wy­wał sys­temy pro­duk­cji żyw­no­ści. O UPF i prze­my­śle, który ją wy­twa­rza, wie wszystko. Praw­dziwy z niego ory­gi­nał. „Pra­co­wa­łem u jed­nego z naj­więk­szych pro­du­cen­tów żyw­no­ści. Za­czą­łem, gdy mia­łem mleko pod no­sem. Te­raz je­stem już za stary, żeby umrzeć młodo!”

Jego wy­po­wie­dzi roją się od ta­kich po­wie­dzo­nek – cy­ta­tów czy afo­ry­zmów, które wy­dają się skró­tami my­ślo­wymi. Zu­peł­nie jakby jego mózg pra­co­wał szyb­ciej, niż jego usta są w sta­nie mó­wić. Dla­tego Paul musi ogra­ni­czać swoje wy­po­wie­dzi do mi­ni­mal­nej liczby słów (choć i tak wy­cho­dzi ich cał­kiem sporo). Za­da­nie Pau­lowi py­ta­nia przy­po­mina otwie­ra­nie bu­telki szam­pana. Gdy za­py­ta­łem, czy mo­gli­by­śmy po­ga­dać, prze­słał mi od­po­wiedź na pięć stron.

Spo­tka­łem się z Pau­lem i jego żoną Sha­ron w McDo­nal­dzie przy Pen­to­nville Road w Lon­dy­nie. Paul wła­śnie wró­cił z ogrom­nych Mię­dzy­na­ro­do­wych Tar­gów Skład­ni­ków Żyw­no­ści – Food In­gre­dient Eu­rope. Wy­jął ma­te­riały od firm, które je pro­du­kują, a o któ­rych ni­gdy nie sły­sza­łem, i roz­ło­żył je po ca­łym lep­kim pla­sti­ko­wym bla­cie. „Eks­po­nat A. Ojoj. Co za ohydz­two! A niech mnie! Patrz tylko na ten jo­gurt!”

Paul po­ka­zał mi ety­kietę z prze­sa­dzo­nymi twier­dze­niami o pre­bio­ty­kach, pro­bio­ty­kach i omega-3. Wy­ja­śnił, że jo­gurt to je­dy­nie no­śnik po­zwa­la­jący pro­du­cen­towi za­chwa­lać wspo­mniane skład­niki: „Wa­bią kon­su­men­tów obiet­nicą, że zje­dze­nie jo­gurtu na­szpi­ko­wa­nego do­dat­kami uzu­pełni ja­kieś braki w ich die­cie”.

Roz­mowy z Pau­lem są za­bawne, ale jego spo­sób mó­wie­nia utrud­nia zro­zu­mie­nie tego, o co mu na­prawdę cho­dzi. Te­mat jo­gurtu wy­da­wał mi się do­brym mo­men­tem, żeby wtrą­cić py­ta­nie o to, dla­czego lody Lyry się nie roz­to­piły. „Chris, na przy­kła­dzie lo­dów mogę ci wy­ja­śnić nie­mal każdy aspekt UPF” – od­po­wie­dział Paul.

Do­sko­nale. Wy­szli­śmy z McDo­nalda i szli­śmy wzdłuż Re­gent’s Ca­nal w kie­runku sta­cji, na któ­rej Sha­ron i Paul mieli wsiąść do po­ciągu. Są mał­żeń­stwem od 40 lat. Na­dal in­te­re­sują się swo­imi prze­my­śle­niami, więc można z nimi na­prawdę miło spę­dzić czas. Sha­ron jest eme­ry­to­waną pie­lę­gniarką i wy­ja­śniała mi kwe­stie, które wy­da­wały się nie­zro­zu­miałe. Po­my­śla­łem, że to ide­alny mo­ment, żeby za­cząć drą­żyć te­mat lo­dów... ale Paul za­czął opo­wia­dać o kon­fe­ren­cji po­świę­co­nej tor­tilli. „Jedna z firm żar­to­bli­wie się chwa­liła, że ich pro­dukt jest prak­tycz­nie za­bal­sa­mo­wany i mógłby prze­trwać na pół­kach całe lata” – po­wie­dział Paul. Mu­sia­łem wy­glą­dać na prze­ra­żo­nego, bo szybko wy­ja­śnił, że „wszy­scy byli za­chwy­ceni!”.

Wy­mi­ja­jąc ro­we­rzy­stów, szli­śmy po­woli wzdłuż ka­nału. Pra­żące słońce dało mi pre­tekst do po­now­nego pod­ję­cia te­matu lo­dów. Gdy pro­wa­dzi­łem Sha­ron i Paula przez Lon­dyn i po­ka­zy­wa­łem im cie­kaw­sze miej­sca, Paul opo­wia­dał o lo­dach. Wcze­śniej przyj­rza­łem się tym sprze­da­wa­nym w Te­sco obok mo­jego domu i nie­mal wszyst­kie za­wie­rały gumę ksan­ta­nową, gumę guar, emul­ga­tory i gli­ce­rynę. Czy Paul mógłby wy­ja­śnić dla­czego? „Cho­dzi o cenę i koszty pro­duk­cji. Te skład­niki po­zwa­lają oszczę­dzić pie­nią­dze”.

To ważne dla bry­tyj­skich kon­su­men­tów, któ­rzy w 2017 roku, jesz­cze przed obec­nym wzro­stem kosz­tów ży­cia, wy­da­wali za­le­d­wie 8 pro­cent do­mo­wego bu­dżetu na żyw­ność – mniej niż miesz­kańcy nie­mal każ­dego in­nego kraju na świe­cie, z wy­jąt­kiem USA, gdzie na je­dze­nie wy­daje się 6 pro­cent. Nasi eu­ro­pej­scy są­sie­dzi: Niemcy, Nor­we­go­wie, Fran­cuzi i Włosi prze­zna­czają na je­dze­nie od 11 do 14 pro­cent swo­jego bu­dżetu, a w go­spo­dar­stwach do­mo­wych w bied­niej­szych pań­stwach na żyw­ność wy­daje się 60 pro­cent albo wię­cej.

W Wiel­kiej Bry­ta­nii (i w wielu in­nych pań­stwach) czynsz, pa­liwo i trans­port są nie­sły­cha­nie dro­gie, co pro­wa­dzi do zmniej­sze­nia wy­dat­ków na je­dze­nie. Dla bo­ga­tych to nie pro­blem. Ale we­dług ana­lizy prze­pro­wa­dzo­nej przez Food Fo­un­da­tion bied­niej­sza po­łowa go­spo­darstw do­mo­wych mu­sia­łaby wy­da­wać na je­dze­nie nie­mal 30 pro­cent swo­jego do­chodu netto, żeby od­ży­wiać się zgod­nie z na­ro­do­wymi wy­tycz­nymi w kwe­stii zdro­wej diety. Naj­bied­niej­sze 10 pro­cent go­spo­darstw do­mo­wych mu­sia­łoby na­to­miast wy­da­wać na żyw­ność pra­wie trzy czwarte swo­jego bu­dżetu. UPF nie­mal wszę­dzie jest tań­sza, szyb­sza i rze­komo rów­nie – je­śli nie bar­dziej – od­żyw­cza niż pro­dukty i po­siłki, które wy­ma­gają przy­go­to­wa­nia w domu. Do wy­so­kiego udziału UPF w na­szej die­cie praw­do­po­dob­nie przy­czy­nia się po­łą­cze­nie ni­skich za­rob­ków, ma­łego na­kładu czasu prze­zna­cza­nego na przy­go­to­wa­nie oraz obiet­nica pysz­nego smaku. Nie po­winno nas za­tem dzi­wić, że UPF jest spo­ży­wana w więk­szych ilo­ściach w ta­kich pań­stwach jak Wielka Bry­ta­nia czy USA, w któ­rych wy­stę­pują więk­sze nie­rów­no­ści eko­no­miczne niż w in­nych kra­jach o po­dob­nych do­cho­dach.

Tak czy ina­czej, Paul wy­tłu­ma­czył, jak ta­kie skład­niki jak emul­ga­tory i gumy po­ma­gają wy­twa­rzać UPF oraz ob­ni­żać koszty pro­duk­cji. Po pierw­sze: spra­wiają, że lody są od­por­niej­sze na wyż­sze tem­pe­ra­tury, co uła­twia ich trans­port. Pod­czas prze­wo­że­nia lo­dów z fa­bryki do cię­ża­rówki, z cię­ża­rówki do su­per­mar­ketu i z su­per­mar­ketu do za­mra­żarki w wa­szym domu lody wie­lo­krot­nie zmie­niają tem­pe­ra­turę: od –18 do –5 i z po­wro­tem do –18 stopni Cel­sju­sza. Gumy, gli­ce­ryna i emul­ga­tory za­po­bie­gają two­rze­niu się krysz­tał­ków lodu, bo sku­piają wodę wo­kół sie­bie. Ozna­cza to, że lody mogą być pro­du­ko­wane w du­żych ilo­ściach w jed­nej fa­bryce, a na­stęp­nie roz­wo­żone po ca­łym kraju. To daje nieco wię­cej czasu na każ­dym eta­pie łań­cu­cha do­staw i nie wy­maga utrzy­my­wa­nia bar­dzo ni­skich tem­pe­ra­tur. „Kon­su­menci lu­bią lody o kre­mo­wej kon­sy­sten­cji – stwier­dził Paul – a nie krysz­tałki lodu!” Scen­tra­li­zo­wana pro­duk­cja umoż­li­wia też kon­cer­nom ne­go­cjo­wa­nie cen z sie­ciami skle­pów w ca­łym kraju, co jesz­cze bar­dziej ob­niża koszty.

Na po­czątku swo­jej ka­riery w Uni­le­ve­rze Paul pra­co­wał w la­bo­ra­to­rium opra­co­wu­ją­cym skład i tech­niki wy­twa­rza­nia lo­dów. Opi­sał mi skalę am­bi­cji firmy – ce­lem było wy­pro­du­ko­wa­nie blo­ków pianki, które nie roz­pusz­czają się w tem­pe­ra­tu­rze po­ko­jo­wej i które można dys­try­bu­ować na skalę glo­balną, a na­stęp­nie za­mra­żać w miej­scu prze­zna­cze­nia. Przy­nio­słoby to ogromne oszczęd­no­ści. Jak się prze­ko­na­łem tam­tego dnia w parku, wiele pro­du­ko­wa­nych obec­nie lo­dów jest bli­sko tego celu. „Po­zo­staje tylko je­den pro­blem – przy­znał Paul – a mia­no­wi­cie bak­te­rie, które też uwiel­biają jeść lody. Dla­tego pro­dukt na­dal trzeba mro­zić”.

Paul po­dał mi przy­kład marki rze­mieśl­ni­czej Cream o’ Gal­lo­way, która pro­du­kuje lody wa­ni­liowe mniej wię­cej z tych sa­mych skład­ni­ków, któ­rych pew­nie uży­wa­cie w domu: mleka, śmie­tany, cu­kru, od­tłusz­czo­nego mleka w proszku, żół­tek jaj i eks­traktu wa­ni­lio­wego. Lody mają świetny skład, ale przez to nie mogą być sprze­da­wane w ca­łym kraju, bo nieco go­rzej zno­szą trans­port. Do­bór skład­ni­ków ma też od­zwier­cie­dle­nie w ce­nie: lody wa­ni­liowe Cream o’ Gal­lo­way kosz­tują 3,6 funta za pół li­tra – mniej wię­cej 14 razy wię­cej niż Ms Molly’s Va­nilla sprze­da­wane wy­łącz­nie w Te­sco, za któ­rych dwu­li­trowe pu­dełko za­pła­cimy je­dy­nie 1 funta. Nic dziw­nego, że te dru­gie lody za­wie­rają zu­peł­nie inne skład­niki: mleko od­tłusz­czone z kon­cen­tratu, białko ser­wat­kowe z kon­cen­tratu, sy­rop glu­ko­zowy, cu­kier, dek­strozę, ste­arynę pal­mową, olej pal­mowy, olej z na­sion palmy, emul­ga­tory (mono- i di­gli­ce­rydy kwa­sów tłusz­czo­wych), sta­bi­li­za­tory (gumę guar, al­gi­nian sodu), aro­maty i barw­niki (ka­ro­teny).

We­dług Paula ko­lej­nym po­wo­dem, dla któ­rego te skład­niki po­zwa­lają fir­mom na oszczęd­no­ści, jest to, że wiele z nich – na przy­kład ste­aryna pal­mowa, olej z na­sion palmy, mleko z kon­cen­tratu i emul­ga­tory – po pro­stu udają praw­dziwe i dro­gie skład­niki, ta­kie jak mleko, śmie­tana i jajka. Mo­le­ku­larna pod­miana to pod­sta­wowy wy­znacz­nik wszel­kiego ro­dzaju UPF. Tra­dy­cyjne je­dze­nie (lub po pro­stu „je­dze­nie”) składa się z trzech głów­nych ro­dza­jów czą­ste­czek, które na­dają mu smak, kon­sy­sten­cję i ka­lo­rycz­ność: tłusz­czów, bia­łek i wę­glo­wo­da­nów.

Tra­dy­cyjne lody za­wdzię­czają swoją kon­sy­sten­cję skom­pli­ko­wa­nemu uło­że­niu krysz­tał­ków lodu, wody w sta­nie cie­kłym (obec­nej dzięki za­war­to­ści roz­pusz­czo­nego cu­kru), bia­łek mleka i ku­le­czek tłusz­czo­wych mleka. Wszyst­kie skład­niki tkwią w bań­kach po­wie­trza. Lody to pianka – zwy­kle za­wie­ra­jąca około 50 pro­cent po­wie­trza. Wła­śnie dla­tego nie są zbyt twarde, na­wet gdy są zimne, i trudno je zro­bić w domu, bo pod­czas za­mra­ża­nia mu­szą być cią­gle mik­so­wane.

Se­kre­tem tych ul­tra­prze­two­rzo­nych lo­dów, jak i każ­dego typu UPF, jest to, że wy­twa­rza się je z naj­tań­szych ro­dza­jów trzech pod­sta­wo­wych czą­ste­czek: tłusz­czów, bia­łek i wę­glo­wo­da­nów.

Nie­kiedy po­wstają zu­peł­nie nowe pro­dukty lub kon­sy­sten­cje – na przy­kład chrupki z so­cze­wicy lub żelki – ale za­zwy­czaj ce­lem pro­du­cen­tów UPF jest za­stą­pie­nie tra­dy­cyj­nych skład­ni­ków i uwiel­bia­nych pro­duk­tów tań­szymi za­mien­ni­kami oraz do­dat­kami, które prze­dłu­żają ży­wot­ność ar­ty­ku­łów spo­żyw­czych na pół­kach skle­po­wych, umoż­li­wiają scen­tra­li­zo­waną dys­try­bu­cję i – jak się oka­zuje – na­pę­dzają nad­mierną kon­sump­cję.

Cia­sta, sma­żony kur­czak, pizza, ma­sło, cia­sto na­le­śni­kowe, cia­steczka, sosy i ma­jo­nez – daw­niej to wszystko było praw­dzi­wym je­dze­niem. Ale tra­dy­cyjne skład­niki, które nie są ul­tra­prze­two­rzone, by­wają dro­gie, więc czę­sto za­stę­puje się je ta­nimi, nie­kiedy cał­ko­wi­cie sztucz­nymi za­mien­ni­kami – zwy­kle czą­stecz­kami po­zy­ski­wa­nymi ze zbóż upra­wia­nych na pa­szę, na które w czę­ści kra­jów do­staje się duże do­fi­nan­so­wa­nie. Czą­steczki te są ra­fi­no­wane i mo­dy­fi­ko­wane do mo­mentu, aż – jak po­wie­dział Paul – mogą zo­stać użyte do pro­duk­cji nie­mal cze­go­kol­wiek.

„Pra­wie każdy skład­nik można za­stą­pić tań­szym i zmo­dy­fi­ko­wa­nym – po­wie­dział. –Wy­ja­śnię ci to na przy­kła­dzie skrobi i ma­sła. To do­syć pro­ste”. Ale to wcale nie było pro­ste. Gdy za­trzy­ma­li­śmy się przy wlo­cie dłu­giego tu­nelu Is­ling­ton, a pa­rzące się ważki przy­sia­dły na si­to­wiu, Paul roz­po­czął wcią­ga­jący, lecz skom­pli­ko­wany wy­kład z che­mii wę­glo­wo­da­nów syn­te­tycz­nych.

Za­czął od omó­wie­nia skrobi – ro­ślin­nego ma­ga­zynu ener­gii. Ta za­warta w na­sio­nach za­sila wzrost ro­śliny, a ta w ko­rze­niach służy do wy­pusz­cza­nia no­wych pę­dów. Na­sionko lub ziem­niak umiesz­czone w ziemi tak na­prawdę zja­dają same sie­bie, by wy­pu­ścić ko­rze­nie i li­ście.

Skro­bia składa się z mi­kro­sko­pij­nych gra­nu­lek zbu­do­wa­nych z dłu­gich łań­cu­chów czą­ste­czek glu­kozy, czyli cu­kru. Układ i spo­sób za­pę­tle­nia się tych łań­cu­chów wpły­wają na wła­ści­wo­ści skrobi pod­czas pod­grze­wa­nia i schła­dza­nia oraz na jej kon­sy­sten­cję w na­szych ustach. To skom­pli­ko­wana che­mia. Ale na­wet bez zro­zu­mie­nia wła­ści­wo­ści tych czą­ste­czek w ciągu ostat­nich 10 ty­sięcy lat lu­dzie po­czy­nili znaczne po­stępy w ba­da­niu wła­ści­wo­ści skrobi przez go­to­wa­nie i udo­mo­wie­nie zbóż.

Weźmy na przy­kład ziem­niaki. Twarde, ta­kie jak ziem­niaki typu A (te uży­wane na przy­kład do sa­ła­tek), za­wie­rają so­lidne zia­renka skrobi, więc nie roz­go­to­wują się i nie roz­pa­dają w sa­łatce ziem­nia­cza­nej. Mą­czy­ste ziem­niaki typu C mają z ko­lei mniej zwarte łań­cu­chy czą­ste­czek cu­kru. Choć świet­nie na­dają się do pie­cze­nia, ich kon­sy­sten­cja spra­wia, że w sa­łatce ziem­nia­cza­nej zmie­nią się w paćkę przy­po­mi­na­jącą ma­jo­nez. Mamy też ziem­niaki typu B – za­warta w nich skro­bia pla­suje się gdzieś po­mię­dzy dwoma opi­sa­nymi wy­żej od­mia­nami. Dzięki temu na­dają się nie­mal do wszyst­kiego – nie bez po­wodu są naj­po­pu­lar­niej­szą od­mianą w UK.

Gdy wy­eks­tra­hu­jemy różne skro­bie wy­twa­rzane przez różne ro­śliny, okaże się, że mają one dia­me­tral­nie inne wła­ści­wo­ści. Po­łą­czyw­szy je z wodą, można uzy­skać roz­ma­ite żele i pa­sty o roz­ma­itych kon­sy­sten­cjach za­leż­nych od tem­pe­ra­tury. W XIX wieku che­micy za­uwa­żyli, że przez che­miczną mo­dy­fi­ka­cję skrobi można jej nadać do­kład­nie ta­kie wła­ści­wo­ści, ja­kich się ocze­kuje. Skro­bie mo­dy­fi­ko­wane, które za­cznie­cie za­uwa­żać na li­stach skład­ni­ków licz­nych ul­tra­prze­two­rzo­nych pro­duk­tów, mogą za­stą­pić tłusz­cze i na­biał, za­trzy­mać wodę pod­czas za­mra­ża­nia i za­gę­ścić każdy sos. Ujarz­mie­nie skrobi umoż­li­wiło zbi­cie ko­ko­sów na bar­dzo ta­nich zbo­żach.

W la­tach trzy­dzie­stych ubie­głego wieku firma Kraft za­częła uży­wać do pro­duk­cji ma­jo­nezu mie­szanki skrobi ku­ku­ry­dzia­nej i mąki ara­ru­to­wej (znacz­nie tań­szych niż jajka i olej), dzięki któ­rym ma­jo­nez za­cho­wał swoją kre­mową kon­sy­sten­cję w ustach kon­su­men­tów. Do lat pięć­dzie­sią­tych XIX wieku dzięki trzem na­ukow­com – Car­lyle’owi „Corky’emu” Cald­wel­lowi, Mo­se­sowi Ko­nigs­ber­gowi i Ot­to­nowi Wurz­bur­gowi – do­da­tek skrobi mo­dy­fi­ko­wa­nej za­czął upo­wszech­niać się w prze­my­śle spo­żyw­czym.

Gdy zmo­dy­fi­kuje się skro­bię pre­cy­zyj­nie, można z niej zro­bić wła­ści­wie wszystko. Roz­cień­czona kwa­sem – jest wy­ko­rzy­sty­wana w tek­sty­liach i środ­kach do pra­nia. Po­trak­to­wana tlen­kiem pro­py­lenu – na­daje bre­jo­watą kon­sy­sten­cję dres­sin­gom. Z jej mie­szanki z kwa­sem fos­fo­ro­wym uzy­skamy sta­bi­li­za­tor przy­datny pod­czas wie­lo­krot­nego za­mra­ża­nia i roz­mra­ża­nia – ide­alny do kre­mów do ciast. Mal­to­dek­stryny (krót­kie po­li­mery glu­kozy – forma skrobi mo­dy­fi­ko­wa­nej) nada­dzą zaś po­łysk i kre­mową kon­sy­sten­cję pro­duk­tom, które lu­dzie uznają za „kok­tajl mleczny”. Znika po­trzeba sto­so­wa­nia dro­gich tłusz­czów po­cho­dzą­cych z na­biału, bo skro­bie uzy­skuje się – przy wie­lo­krot­nie niż­szych na­kła­dach fi­nan­so­wych – ze zbóż upra­wia­nych na ogromną skalę.

Na­stęp­nie Paul gładko prze­szedł do gum, które za­uwa­ży­łem na li­ście skład­ni­ków lo­dów Lyry. Nie­które z tych nazw może już zna­cie: guma guar, mączka chleba świę­to­jań­skiego, kwas al­gi­nowy, ka­ra­geny i nie­mal wszech­obecna guma ksan­ta­nowa. Za­brzmi to obrzy­dli­wie, ale ostat­nia z nich to wy­dzie­lina bak­te­ryjna – śluz wy­twa­rzany przez mi­kroby po to, by mo­gły przy­wie­rać do po­wierzchni. Gdy na­stęp­nym ra­zem bę­dzie­cie ze­skro­by­wać maź z fil­tra w zmy­warce, po­my­śl­cie o gu­mie ksan­ta­no­wej.

Gumy, po­dob­nie jak skro­bie mo­dy­fi­ko­wane, mogą być za­mien­ni­kami droż­szych sub­stan­cji i prze­dłu­żyć przy­dat­ność do spo­ży­cia. Paul ma szcze­gól­nie bo­gate do­świad­cze­nie w kwe­stii gum – w la­tach osiem­dzie­sią­tych do­łą­czył w Uni­le­ve­rze do świa­to­wej klasy ze­społu zaj­mu­ją­cego się nimi. Jego praca nad gu­mami umoż­li­wiła ogromny po­stęp w kwe­stii uzy­ska­nia od­po­wied­niej kon­sy­sten­cji pro­duk­tów o ob­ni­żo­nej za­war­to­ści tłusz­czu lub zu­peł­nie od­tłusz­czo­nych, w tym dres­sin­gów i past. Je­stem nie­mal pewny, że wiele razy je­dli­ście sub­stan­cje, nad któ­rymi pra­co­wał Paul.

Te pro­dukty o ob­ni­żo­nej za­war­to­ści tłusz­czu do­sko­nale pa­so­wały do wy­tycz­nych ży­wie­nio­wych z lat sie­dem­dzie­sią­tych, za­le­ca­ją­cych zmniej­sze­nie kon­sump­cji tłu­stych po­traw. Choć wiele osób uważa dziś wę­glo­wo­dany – a nie tłusz­cze – za naj­bar­dziej szko­dliwy skład­nik diety, to pro­duk­cja so­sów sa­łat­ko­wych o ob­ni­żo­nej za­war­to­ści tłusz­czu wciąż sta­nowi wielki biz­nes.

W Cen­tre for In­du­strial Rhe­ology (Cen­trum Re­olo­gii Prze­my­sło­wej – re­olo­gia to na­uka o tym, jak ma­te­riały się de­for­mują i od czego za­leży ich kon­sy­sten­cja w na­szych ustach pod­czas je­dze­nia) po­rów­nano sub­stan­cje za­stę­pu­jące tłuszcz w die­te­tycz­nych ma­jo­ne­zach za­sto­so­wane przez dwóch du­żych pro­du­cen­tów: firmy Hel­l­mann’s i He­inz. Usu­nię­cie tłusz­czu z ta­kiego pro­duktu jak ma­jo­nez, który składa się nie­mal wy­łącz­nie z tłusz­czu, to nie lada wy­zwa­nie. Wpływa on na smak i wy­jąt­kową kon­sy­sten­cję tra­dy­cyj­nego ma­jo­nezu, który, gdy zo­sta­wimy go w spo­koju, ma formę stałą, a gdy coś z nim ro­bimy, za­mie­nia się w „ustruk­tu­ry­zo­wany” płyn.

Ci dwaj pro­du­cenci zde­cy­do­wali się na od­mienne roz­wią­za­nia: Hel­l­mann’s sto­suje do za­gęsz­cza­nia gumy i skro­bie, a He­inz wy­łącz­nie skro­bię mo­dy­fi­ko­waną. Te róż­nice są wi­doczne w kon­sy­sten­cji pro­duk­tów. Ma­jo­nez li­ght firmy He­inz ma nie­mal iden­tyczną kon­sy­sten­cję jak wer­sja peł­no­tłusz­czowa, ma­jo­nez li­ght marki Hel­l­mann’s jest na­to­miast znacz­nie gęst­szy niż jego peł­no­tłu­sty od­po­wied­nik. Do­da­tek gum stwa­rza ry­zyko uzy­ska­nia kle­istej kon­sy­sten­cji przy­po­mi­na­ją­cej śluz, a ma­zio­waty ma­jo­nez nie jest zbyt ape­tyczny – od­po­wied­nio użyte gumy spra­wiają, że staje się bar­dziej ole­isty. To po­żą­dany efekt, bo kon­su­ment ma wra­że­nie, że na­prawdę je olej. W obu przy­pad­kach skro­bie i gumy po­zwa­lają pro­du­cen­tom ob­ni­żyć koszty, a jed­no­cze­śnie utrzy­my­wać, że dbają o zdro­wie kon­su­men­tów.

Nie twier­dzę, że każdy po­wi­nien ro­bić ma­jo­nez w domu, ale uwa­żam, że ma­jo­nezy li­ght nie da­dzą nam żad­nych ko­rzy­ści zdro­wot­nych. Eks­perci są nie­mal zgodni w kwe­stii tych ni­sko­tłusz­czo­wych za­mien­ni­ków. Po­dob­nie jak sztuczne sło­dziki praw­do­po­dob­nie nie zmniej­szają ogól­nej liczby przyj­mo­wa­nych ka­lo­rii i nie chro­nią przed cho­ro­bami (jesz­cze do tego wrócę), tak samo sto­so­wa­nie no­wych syn­te­tycz­nych sub­stan­cji do wy­robu ma­jo­ne­zów li­ght i wielu in­nych pro­duk­tów wy­daje się bez­sku­teczne. Naj­bar­dziej wia­ry­godne nie­za­leżne ba­da­nia na­ukowe po­ka­zują, że ul­tra­prze­two­rzone pro­dukty są sil­nie sko­re­lo­wane z przy­bie­ra­niem na wa­dze i in­nymi cho­ro­bami zwią­za­nymi z dietą (wię­cej o tym, w jaki spo­sób to się dzieje, pi­szę w na­stęp­nym roz­dziale). W do­datku od czasu wpro­wa­dze­nia i po­wszech­nego za­sto­so­wa­nia pro­duk­tów li­ght od­se­tek osób oty­łych nie­ustan­nie wzra­sta. Może dla­tego, że jemy wię­cej ta­kich pro­duk­tów (po­nie­waż nie spo­ży­wamy tłusz­czu, któ­rego tak na­prawdę szu­kamy), albo dla­tego, że nie­które za­mien­niki tłusz­czu mają – jak się wy­daje – szko­dliwy wpływ na na­sze zdro­wie (do czego jesz­cze wie­lo­krot­nie po­wrócę).

Roz­mowa o ma­jo­ne­zie za­koń­czyła wy­wód o skro­biach i gu­mach, ale Paul chciał jesz­cze po­roz­ma­wiać o tłusz­czu. Gdy sta­li­śmy w pro­mie­niach za­cho­dzą­cego słońca, które od­bi­jały się od po­wierzchni wody w ka­nale i oświe­tlały brzeg po­ro­śnięty pięk­nymi kwia­tami, za­czął opo­wia­dać o pro­fi­lach top­nie­nia i stop­niach na­sy­ce­nia łań­cu­chów wę­glo­wych.

Nie­mal wszyst­kie czą­steczki za­pa­chowe, które na­dają je­dze­niu smak w na­szych ustach i ulat­niają się z ję­zyka, by prze­do­stać się do tyl­nej czę­ści nosa, są roz­pusz­czalne w tłusz­czach. To dla­tego tłuszcz jest ważny. Chleb po­sma­ro­wany ma­słem staje się prze­pyszny, a tłu­sty dres­sing czyni sa­łatkę zja­dliwą. Tak na­prawdę trudno wy­mie­nić pro­dukt, któ­rego smak nie zy­skuje dzięki kre­mo­wemu di­powi czy tłu­stej pa­ście. Ist­nieją też kon­kretne po­łą­cze­nia tłusz­czu i cu­kru, które wy­dają się szcze­gól­nie sma­ko­wite.

Ale tłusz­cze to nie tylko smak i źró­dło ka­lo­rii – na­dają też je­dze­niu od­po­wied­nią kon­sy­sten­cję. Pod tym wzglę­dem szcze­gól­nie uży­teczny jest tłuszcz o sta­łej kon­sy­sten­cji, o czym wie każdy, kto pie­cze cia­sta. Zwłasz­cza ma­sło ma pro­fil top­nie­nia ide­alny do wielu po­traw. Ma­sło wy­ra­bia się przez ubi­ja­nie mleka, co po­wo­duje, że tłuszcz od­dziela się i zbija w grudki. Wszyst­kie wi­ta­miny roz­pusz­czalne w tłusz­czach zo­stają za­cho­wane, a cu­kier i białko – usu­nięte.

Paul wy­ja­śnił war­tość ma­sła w po­rów­na­niu z mle­kiem, które jest cie­kłą emul­sją (tłusz­cze, cu­kry i białka roz­pusz­czają się w wo­dzie): „Bak­te­rie mogą z ła­two­ścią pły­wać, po­ży­wiać się i roz­mna­żać w mleku. To nie­mal ide­alna po­żywka do ho­dowli kul­tur bak­te­rii. Ma­sło to zaś... – zro­bił pauzę, by się upew­nić, że słu­cham go w cał­ko­wi­tym sku­pie­niu – ma­sło to emul­sja in­wer­to­wana”.

Co ozna­cza, że ma­sło to głów­nie tłuszcz z bar­dzo nie­wielką ilo­ścią roz­pro­szo­nej w nim wody. Po­nie­waż nie ma cie­kłej kon­sy­sten­cji, bak­te­rie nie mogą się w nim po­ru­szać, dzięki czemu ma­sło można prze­cho­wy­wać bez schła­dza­nia. Do­dat­kowo jest pełne wi­ta­min roz­pusz­czal­nych w tłusz­czach i nie­zbęd­nych kwa­sów tłusz­czo­wych. „To do­sko­nały pro­dukt – stwier­dził Paul. – Ma­sło z pew­no­ścią od­mie­niło wiele ludz­kich spo­łecz­no­ści”. Paul się nie my­lił. Tak wła­śnie było.

Jedne z naj­daw­niej­szych śla­dów pro­duk­cji ma­sła zna­le­ziono w miej­scu, w któ­rym nikt się ich nie spo­dzie­wał: na roz­le­głej skar­pie z pia­skowca na środku Sa­hary, gdzie zbie­gają się gra­nice Li­bii, Al­gie­rii i Ni­gru. Wy­gu­gluj­cie so­bie „Mes­sak Mel­let”. Zo­ba­czy­cie ciem­no­ru­dawe pa­smo gór­skie Ta­drart Aca­cus oto­czone z każ­dej strony roz­le­głym mo­rzem żół­tego pia­sku. Pa­trząc na zdję­cia sa­te­li­tarne, ra­czej nie spo­dzie­wa­li­by­ście się, że od­kryto tam ja­ski­nie z ma­lun­kami i pe­tro­gli­fami przed­sta­wia­ją­cymi kro­ko­dyle, sło­nie i ży­rafy. A jed­nak. Cze­kają tam na nas jesz­cze bar­dziej nie­spo­dzie­wane ry­sunki, w tym ta­kie przed­sta­wia­jące sceny z kro­wami, także do­jo­nymi. Trudno osza­co­wać wiek tych ma­lun­ków i pe­tro­gli­fów, ale zna­le­zione nie­da­leko ko­ści wska­zują, że by­dło, owce i kozy wy­stę­po­wały na tym te­re­nie po­cząw­szy od 8000 roku p.n.e., a ty­siąc lat póź­niej były tam już bar­dzo roz­po­wszech­nione. W 2012 roku grupa ba­da­czy z Uni­wer­sy­tetu Bri­stol­skiego od­kryła w ja­skini Ta­kar­kori nie­pod­wa­żalny do­wód – osad z mleka na gli­nia­nych sko­ru­pach da­to­wa­nych na 5000 rok p.n.e.. Ana­lizy wy­ka­zały, że z mleka wy­twa­rzano tam ser i pro­dukt po­dobny do ma­sła.

W tam­tych cza­sach lu­dzie, po­dob­nie jak wszyst­kie inne ssaki, ni­gdy nie pili mleka po od­sta­wie­niu od piersi, a więc nie wy­twa­rzali lak­tazy – en­zymu, który spra­wia, że wiele osób może tra­wić lak­tozę (główny wę­glo­wo­dan wy­stę­pu­jący w mleku). Ba­da­nia prze­pro­wa­dzone nie­dawno po­ka­zują jed­nak, że zdol­ność do pro­duk­cji lak­tazy za­ska­ku­jąco nie­znacz­nie wpły­nęła na na­szą zdol­ność do de­lek­to­wa­nie się mle­kiem. Praw­do­po­dob­nie mo­ty­wa­cją do roz­po­czę­cia prze­twór­stwa mlecz­nego była kon­ser­wa­cja: jo­gurt (po­wstaje, gdy lak­toza jest tra­wiona przez bak­te­rie szczepu Lac­to­ba­cil­lus, a w re­zul­ta­cie wy­twa­rza się na­tu­ralny kon­ser­want – kwas mle­kowy) i ma­sło mogą być prze­cho­wy­wane znacz­nie dłu­żej niż mleko. W ciągu na­stęp­nych ty­siąc­leci ma­sło stało się dla kul­tur je­dze­nia ist­nie­ją­cych na ca­łym świe­cie pod­sta­wo­wym pro­duk­tem.

Pro­blem w tym, że za­wsze było dro­gie. Bądź co bądź, żeby je zro­bić, trzeba ho­do­wać zwie­rzęta i je doić. Tłuszcz ro­ślinny jest znacz­nie tań­szy, ale więk­szość jego ro­dza­jów ma po­stać płyn­nego oleju – trud­niej się go prze­cho­wuje i przy jego po­mocy nie tak ła­two nadać je­dze­niu od­po­wied­nią kon­sy­sten­cję. Po pro­stu nie jest ma­słem. Nic dziw­nego, że próby stwo­rze­nia ta­niego, sztucz­nego sub­sty­tutu ma­sła o sta­łej kon­sy­sten­cji roz­po­częły się już w 1869 roku.

Tam­tego roku Na­po­leon III – bra­ta­nek naj­słyn­niej­szego Na­po­le­ona – wy­zna­czył na­grodę dla tego, kto do­kona prze­łomu w tłusz­czo­wej al­che­mii. Zwy­cięzcą zo­stał Hip­po­lyte Mège-Mo­uriès, fran­cu­ski che­mik i far­ma­ceuta, któ­rego już wcze­śniej od­zna­czono or­de­rem Le­gii Ho­no­ro­wej za ulep­sze­nia w tech­no­lo­gii pie­kar­skiej. Opis jego me­tody pro­duk­cji za­mien­nika ma­sła to praw­do­po­dob­nie pierw­szy opis ultraprze­two­rze­nia.

Naj­pierw Mège-Mo­uriès wy­to­pił tłuszcz z ta­niego tłusz­czu kro­wiego o sta­łej kon­sy­sten­cji (łoju), czyli pod­grzał go z pewną ilo­ścią wody. Na­stęp­nie zo­stał on stra­wiony dzięki en­zy­mom z owczego żo­łądka, żeby do­pro­wa­dzić do roz­padu struk­tury ko­mór­ko­wej, która trzyma tłuszcz w ry­zach. Na­stęp­nie Mège-Mo­uriès prze­pu­ścił tłuszcz przez sito, od­sta­wił do stę­że­nia, wy­tło­czył spo­mię­dzy dwóch pły­tek, wy­bie­lił kwa­sem, prze­płu­kał wodą, pod­grzał, a na końcu zmie­szał z sodą oczysz­czoną, biał­kiem mleka, tkanką z wy­miona kro­wiego oraz an­na­tem (żół­tym barw­ni­kiem spo­żyw­czym uzy­ski­wa­nym z na­sion ar­noty wła­ści­wej). W re­zul­ta­cie otrzy­mał wia­ry­godny i roz­sma­ro­wy­walny sub­sty­tut ma­sła.

Mège-Mo­uriès na­zwał swój wy­na­la­zek oleo­mar­ga­ryną, choć – jak pew­nie za­uwa­ży­li­ście – pier­wotny prze­pis na mar­ga­rynę na­dal za­wie­rał tłuszcz zwie­rzęcy. Prze­łomy w che­mii prze­my­sło­wej, które za­szły w XIX wieku i na po­czątku ko­lej­nego stu­le­cia, uto­ro­wały drogę do wy­twa­rza­nia mar­ga­ryny z tłusz­czów ro­ślin­nych.

Klu­czem było zna­le­zie­nie spo­sobu na ich utwar­dza­nie, co udało się na po­czątku XX wieku dzięki pro­ce­sowi zwa­nemu uwo­dor­nie­niem. Od­kryto, że dzięki pod­grza­niu oleju z lot­nym wo­do­rem pod wy­so­kim ci­śnie­niem można zmo­dy­fi­ko­wać struk­turę che­miczną kwa­sów tłusz­czo­wych i zmie­nić ich pro­fil top­nie­nia. Z cał­ko­wi­cie uwo­dor­nio­nego oleju uzy­skamy tłuszcz twardy jak lód. Ale je­śli pod­damy olej je­dy­nie czę­ścio­wemu uwo­dor­nieniu, mo­żemy otrzy­mać po­żą­dany pro­fil top­nie­nia, dzięki czemu je­ste­śmy w sta­nie wy­pro­du­ko­wać tłuszcz utrzy­mu­jący stałą kon­sy­sten­cję w tem­pe­ra­tu­rze po­ko­jo­wej, który da się ła­two roz­sma­ro­wać po wy­ję­ciu z lo­dówki.

Na­stęp­nym kro­kiem było zna­le­zie­nie naj­tań­szego moż­li­wego oleju. Na­siona ba­wełny były bez­war­to­ścio­wym pro­duk­tem ubocz­nym prze­my­słu włó­kien­ni­czego. Do 1860 roku uwa­żano je za od­pad. Od­ziar­niarki usta­wiano na brze­gach rzek, żeby na­siona mo­gły po pro­stu spły­nąć z prą­dem. Ale w 1907 roku racz­ku­jąca firma Proc­ter & Gam­ble (ta sama, która pro­du­kuje chipsy Prin­gles) wpa­dła na po­mysł, jak zmie­nić olej z na­sion ba­wełny w tłuszcz ja­dalny o sta­łej kon­sy­sten­cji. Jedną z trud­no­ści sta­no­wiła tok­syna o na­zwie gos­sy­pol, która chroni ro­ślinę przed owa­dami, ale też zmniej­sza płod­ność u męż­czyzn. Do­dat­kowo z po­wodu za­war­to­ści wielu za­nie­czysz­czeń olej miał ohydny smak. Spo­so­bem na roz­wią­za­nie tych pro­ble­mów oka­zał się pro­ces znany jako RBD, pod­czas któ­rego oleje się ra­fi­nuje, bieli i dez­odo­ry­zuje.

Weźmy na przy­kład olej pal­mowy. Świeżo wy­tło­czony jest nie­mal ja­skrawo kar­ma­zy­nowy, ma wy­raźny za­pach, ostry smak i za­wiera mnó­stwo prze­ciw­u­tle­nia­czy, w tym to­ko­trie­nole. Ale dla pro­du­cen­tów UPF mocny za­pach i ko­lor to pro­blem, a nie za­leta. Nie da się zro­bić nu­telli z czer­wo­nego oleju o ostrym smaku. Olej do pro­duk­cji UPF musi być po­zba­wiony smaku, ko­loru i za­pa­chu – tylko wtedy można go użyć do wy­two­rze­nia do­wol­nego ja­dal­nego pro­duktu. Stąd po­trzeba za­sto­so­wa­nia me­tody RBD. Pro­du­cenci ra­fi­nują za­tem olej po­przez pod­grza­nie go. Usu­wają gumy i wo­ski kwa­sem fos­fo­ro­wym, neu­tra­li­zują olej sodą oczysz­czoną, wy­bie­lają go glinką ben­to­ni­tową, a na końcu po­zba­wiają go za­pa­chu parą pod wy­so­kim ci­śnie­niem. Pro­ces ten sto­suje się do wy­twa­rza­nia ole­jów so­jo­wego, pal­mo­wego, rze­pa­ko­wego i sło­necz­ni­ko­wego – które sta­no­wią 90 pro­cent glo­bal­nego rynku ole­jów – i każ­dego in­nego, który nie jest ozna­czony jako „extra vir­gin” lub „tło­czony na zimno”.

Upo­raw­szy się z ole­jem ba­weł­nia­nym, firma P&G roz­po­częła dużą kam­pa­nię z oka­zji wpro­wa­dze­nia tego nie­tok­sycz­nego już oleju na ry­nek pod na­zwą Cri­sco, która sta­nowi akro­nim an­giel­skich słów cry­stal­li­sed cot­ton­seed oil ozna­cza­ją­cych „skry­sta­li­zo­wany olej ba­weł­niany” (na­zwa Cryst była brana pod uwagę, ale od­rzu­cono ją ze względu na moż­liwe sko­ja­rze­nia re­li­gijne). W 1920 roku pro­dukt był już po­wszech­nie uży­wany. Tłuszcz pie­kar­ski Cri­sco, w rze­czy­wi­sto­ści pod­róbka smalcu, był praw­do­po­dob­nie pierw­szym ul­tra­prze­two­rzo­nym pro­duk­tem wy­twa­rza­nym na ma­sową skalę.

Dłu­gie li­sty tłusz­czów (wiele z nich ni­gdy wcze­śniej nie sta­no­wiło skład­nika ludz­kiej diety), które za­cznie­cie za­uwa­żać na opa­ko­wa­niach wsze­la­kich pro­duk­tów – od her­bat­ni­ków po lody – to spu­ści­zna wspo­mnia­nej tech­no­lo­gii prze­twa­rza­nia ta­kich tłusz­czów jak olej shea, olej pal­mowy, olej z pe­stek mango, olej ko­ko­sowy czy ste­aryna pal­mowa. Gdy przejdą one pro­ces RBD, można ich w za­sa­dzie uży­wać za­mien­nie. Sha­ron zer­kała na ze­ga­rek, a Paul, sto­jąc w pro­mie­niach słońca prze­bi­ja­ją­cego przez li­ście drzew, tłu­ma­czył, dla­czego ten stan rze­czy jest ko­rzystny dla wszyst­kich pro­du­cen­tów UPF, nie tylko tych wy­twa­rza­ją­cych lody: „Mogą po pro­stu użyć tłusz­czu, który w da­nej chwili jest naj­tań­szy. Aby nie po­no­sić kosz­tów zmiany opa­ko­wa­nia, uży­wają «ety­kie­tek wujka Toma Co­bleya», czyli wy­mie­niają wszyst­kie oleje, z któ­rych ko­rzy­stają”.

Je­śli zo­ba­czy­cie na li­ście skład­ni­ków któ­ry­kol­wiek z tych tłusz­czów – czyli taki, któ­rego nie ma­cie w kuchni (na przy­kład mo­dy­fi­ko­wany tłuszcz pal­mowy) – bę­dzie to zna­czyło, że ma­cie do czy­nie­nia z UPF. Ze względu na wa­ha­nia cen su­row­ców na opa­ko­wa­niach mogą się po­ja­wić jesz­cze bar­dziej nie­co­dzienne skład­niki. Wojna w Ukra­inie spo­wo­do­wała wzrost cen oleju sło­necz­ni­ko­wego, a In­do­ne­zja tym­cza­sowo za­ka­zała eks­portu oleju pal­mo­wego, żeby za­po­biec wzro­stowi cen żyw­no­ści w kraju. Dla­tego ceny nie­któ­rych ole­jów ro­ślin­nych będą się zbli­żać do cen ma­sła. „Już kosz­tują mniej wię­cej tyle, co ra­fi­nat łoju i smalcu, czyli tłuszcz wy­to­piony z kur­czaka – po­wie­dział Paul. – Nie­długo lody mogą za­wie­rać tłuszcz z kur­czaka! Wy­obraź to so­bie!”

Po tym obrzy­dli­wym stwier­dze­niu Paul i Sha­ron udali się na sta­cję i wsie­dli do po­ciągu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: