Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Umarli nie składają zeznań, czyli morderstwo po polsku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 lipca 2024
Ebook
9,99 zł
Audiobook
19,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Umarli nie składają zeznań, czyli morderstwo po polsku - ebook

Gdy nagły telefon budzi Piotra Barlicza o trzeciej nad ranem, ten wie, że musiało stać się coś niedobrego.

Porucznik milicji rusza do pracy, by zmierzyć się z tajemniczą sprawą morderstwa. Ofiarą jest Karol Wodnicki, znaleziony martwy we własnej willi. Ślady prowadzą do pogrzebacza od kominka, ale kto mógłby go użyć? Na miejscu zbrodni Barlicz napotyka dawnego przyjaciela ze szkoły, który teraz jest pisarzem powieści kryminalnych. Czy ich spotkanie to przypadek? Zagłębiając się w śledztwo, Barlicz odkrywa, że rzeczywistość jest bardziej zaskakująca niż fikcja.

Ta wciągająca mieszanka tajemnicy i napięcia zachwyci fanki i fanów klasycznych kryminałów PRL w stylu Joanny Chmielewskiej.

PRL kryminalnie

PRL kryminalnie - seria składająca się z powieści milicyjnych najbardziej poczytnych autorek i autorów czasów PRL.

Jerzy Siewierski (1932-2000) – polski pisarz i scenarzysta filmowy. Zasłynął z powieści kryminalnych toczących się w czasach PRL.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-272-0247-1
Rozmiar pliku: 394 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

— Porucznik Piotr Barlicz? — głos w słuchawce był cholernie rześki i rzeczowy.

Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. Bezradnie rozglądałem się po pokoju i wierzchem prawej dłoni przecierałem zaspane oczy. Obok na tapczanie leżała Baśka. Na szczęście miała mocny sen i przenikliwy dzwonek telefonu jakoś nie potrafił jej go przerwać.

— Czy porucznik Piotr Barlicz? — głos w słuchawce zaczynał zdradzać akcenty zniecierpliwienia.

Nie było rady. Przyznałem się, że jestem przy telefonie.

— A to świetnie! — ucieszył się nieznajomy. — Chciałem zawiadomić, że pułkownik czeka na porucznika u siebie.

— Teraz? — udałem niepomiernie zdziwionego.

— Właśnie! — ucieszył się mój rozmówca. — Wysłaliśmy wóz po obywatela porucznika. Za kilka minut będzie przed waszym domem.

— W porządku — odpowiedziałem ponuro i odłożyłem słuchawkę.

Potem spojrzałem na ustawiony na krześle budzik. Była godzina 3.30. O tej porze w czerwcu jest już widno, ale story w sypialni były zasunięte i nie mogłem rozkoszować się blaskiem letniego poranka. Mrucząc pod nosem najrozmaitsze brzydkie wyrazy, ostrożnie, aby nie obudzić Baśki, wylazłem z pościeli. Nie umyłem się. Byłem kiedyś harcerzem i poranną toaletę uważałem zawsze za swój święty obowiązek, ale mimo wszystko nie miałem tyle hartu, aby myć się o godzinie 3.30 rano.

Stąpając na palcach położyłem na stoliczku obok śpiącej Baśki nabazgraną pospiesznie kartkę z wyjaśnieniami i pełen najgorszych przeczuć opuściłem mieszkanie.

Zapowiedziany samochód czekał przed bramą.

— O, obywatel porucznik już się wygrzebał! — ucieszył się kierowca, a ja obrzuciłem go wrogim spojrzeniem i bez słowa zająłem miejsce obok. Przez całą drogę bezskutecznie usiłował zabawiać mnie rozmową.

O godzinie 3.50 zameldowałem się w gabinecie starego. Nie wiem, kiedy nasz stary sypia, ale wyglądał całkiem świeżo.

Obrzucił mnie dość sceptycznym spojrzeniem swoich siwych, mądrych oczu.

— Widzę, że nie jesteście ogoleni, poruczniku — zauważył zgryźliwie i sięgnął po na poły opróżnioną szklankę kawy.

Nie uznałem za słuszne podejmować dyskusji na ten temat. To było zupełnie beznadziejne. Stary był równym facetem, ale miał jednego maleńkiego fioła. Uważał, że funkcjonariusz milicji musi być zawsze starannie ogolony. Zawsze. Bez względu na porę dnia i inne okoliczności. Pomilczałem więc dyplomatycznie i spokojnie czekałem na ciąg dalszy.

— Widzicie — powiedział — jest taka jedna sprawa. Obejmijcie ją. Przynajmniej na razie. Zamordowano człowieka...

Tego mogłem się domyślić. Nasz wydział zajmował się wyłącznie zabójstwami. Zebrałem całą odwagę i powiedziałem nieśmiało:

— Ośmielam się przypomnieć, towarzyszu pułkowniku, że od jutra mam urlop... może by więc...

— O? Macie urlop? — zdziwił się pułkownik, jakby sam przed dwoma dniami nie parafował mojego podania w tej sprawie. — Ogromnie się cieszę. Od dawna należy się wam wypoczynek. Wyjeżdżacie gdzieś?

— Mam skierowanie na wczasy rodzinne do Augustowa — wyrąbałem. — Jesteśmy już właściwe spakowani. Więc może by jednak...

Pułkownik odstawił szklankę z kawą i przyjrzał mi się uważnie.

— No tak — powiedział — ciężka sprawa. Urlop wam się oczywiście należy, ale tak się złożyło, że jestem zupełnie bez ludzi. Wszystkim się naraz zachciało urlopować! Ot, co! — sapnął gniewnie. — Naprawdę nie mam ludzi... —Bezradnie rozłożył ręce i uśmiechnął się przeprasza jąco. — Oczywiście — dodał — gdy będziecie się bardzo upierać, to pojedziecie jutro na ten urlop. Macie prawo.

Pomyślałem ze strachem o tym, co usłyszę od Basi, ale wiedziałem, że nie będę się upierać. To nie leżało w stylu pracy naszej komendy. Westchnąłem tylko bezgłośnie i zapytałem:

— Kto został zamordowany?

— Wiedziałem, że można na was liczyć — uśmiechnął się stary. — Nie przejmujcie się. Obiecuję, że jak ktoś tylko wróci z urlopu, wlepię mu tę sprawę. A teraz posłuchajcie...

Samochód zahamował przed furtką w parkanie z drucianej siatki. Stały tu już dwa wozy milicyjne. Polski fiat i nyska z wielkimi białymi literami MO wymalowanymi na burtach. Za siatką, wśród sosen stał niewielki piętrowy drewniak w stylu otwocko-zakopiańskim. Mocny zapach żywicy i igliwia wiercił w nosie. Gdybym nie wiedział, że znajdujemy się w obrębie granic Wielkiej Warszawy, nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Dookoła rozciągał się gęsty sosnowy las, a ziemię pokrywał gruby kożuch zeschłego igliwia. Zbójna Góra jakoś w żaden sposób nie chciała przypominać dzielnicy wielkiego miasta.

Pchnąłem furtkę i ruszyłem w stronę domu. Na drewnianej werandzie stał milicjant. Poznał mnie i natychmiast zasalutował, a kiedy się zbliżyłem, wyrecytował służbiście:

— Sierżant Wyderko melduje swoją obecność na miejscu przestępstwa.

Sierżant Wyderko znany był w komendzie ze służbistości, którą posuwał czasami aż do kłopotliwych granic.

— Możecie zrobić spocznij, sierżancie — powiedziałem. — Nie przyszło wam może do głowy, że godzina czwarta trzydzieści rano nie jest najodpowiedniejszą porą dla demonstrowania znajomości musztry? — dodałem zgryźliwie i zupełnie niesprawiedliwie.

Stężenie postaci sierżanta lekko się zmniejszyło, ale i tak to, co w jego wykonaniu było pozycją na „spocznij”, dla bardzo wielu rekrutów mogłoby być jeszcze niedościgłym wzorem postawy zasadniczej. Nie przejął się zupełnie moją uwagą i przystąpił do dalszego składania meldunku.

— Ciało denata zostało zabezpieczone wraz ze wszystkimi śladami. Ci z techniki — dodał nagle konfidencjonalnym tonem — chcieli się już zabrać do roboty, ale nie pozwoliłem. Kazałem im czekać na przyjazd obywatela porucznika.

Chciałem go jeszcze zapytać, skąd wiedział, że to właśnie ja przyjadę, ale dałem spokój. Sprawa była jasna. Stary widać już w momencie wysyłania tu Wyderki wiedział, że dam się wrobić w ten pasztet.

— Są jakieś ustalenia wstępne? — zapytałem.

— Tak jest, obywatelu poruczniku! — sierżant znowu się wyprężył niby dobrze napięta struna. — Denat leży w pokoju na parterze. W sąsiednim pokoju zgromadziłem wszystkich obecnych. Pilnuje ich kapral Lis. Zabroniłem im szwendać się po domu, żeby nie zatarli jakichś śladów.

— Są ślady włamania? — przerwałem i sięgnąłem po papierosa.

— Nie stwierdziłem — powiedział sierżant. — Coś mi się widzi — w głosie Wyderki zabrzmiały nutki bardziej konfidencjonalne — że to jest robota wewnętrzna.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: