- W empik go
Umysł Niespokojny - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Umysł Niespokojny - ebook
Jedenaście krótkich i niezwykle intrygujących opowiadań opartych na autentycznych przemyśleniach, lękach i życiowych wnioskach autora.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-713-6 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Porwanie
Idę ulicą, robię zakupu w kolejnych lokalach, tu chleb, tam owoce, gdzie indziej kasze i orzechy. Chcę przejść ulicę, jednak staję w połowie pasów. Zapomniałem. Wszystko. Prawie. Wiem jak mam na imię, skąd mam zakupy i na jakim świecie się znajduje. Nic więcej. Ani dokąd idę, gdzie mieszkam, czy mam rodzinę czy nie. Powoli odkrywam, że mam trochę gotówki, mam telefon, a w nim kontakty. Obawiam się jednak dzwonić, bo nie wiem co się stało, czy te osoby na pewno mnie znają, a może ktoś chce mnie znaleźć i tylko czeka na to, abym użył telefonu. Na wszelki wypadek go wyłączam i próbuję się odnaleźć. Całkiem na nowo ułożyć sobie codzienność. Znajduje pracę w jakiejś podrzędnej kantynie na zmywaku i jako pieszy kurier osiedlowy. Wynajmuje nore w kamienicy bez mebli, lecz na szczęście z małą umywalką. Dobre ubrania szybko się brudzą, starannie je piorę jak tylko mogę w swojej małej umywalce. Kupuję za psie pieniądze chińskie dresy, żeby w nich spać. Jest mi zimno, chyba że wstydu. Kiedy patrzę w lustro, to o dziwo wciąż ja, chociaż bywam pewien, że po mnie nie ma już śladu. A właściwie to kim ja w ogóle jestem? Czy mam jakieś wykształcenie, czy mam jakieś znaczące umiejętności? Nic nie wiem. Największy ból sprawia mi myśl, że miałem kiedyś jakieś inne życie, miałem rodzinę, którą opuściłem, rodzinę, o której nie pamiętam, rodzinę, która za mną tęskni. To mnie rozdziera. Ale kiedy tylko próbuję w tym śnie na jawie wyjąć telefon i zadzwonić sztywnieje mi ręka, nie ma tych numerów i nazw co trzeba, albo nic mi nie mówią, a ostatecznie nikt nie odbiera. Jak z najgorszego horroru. Skąd we mnie zapał do dalszego życia, dlaczego mam ochotę dalej walczyć? O co ja mógłbym walczyć? Co mnie czeka gdybym zaginął między wymiarami czasoprzestrzeni?
To piękne i dziwne, że najprawdopodobniej przy życiu trzymałaby mnie nadzieja na coś, na cokolwiek, ta nieuchwytna, niematerialna pachnąca, wabiąca, wiecznie prawdziwa nadzieja. Uczucie, które daje wiele ostatecznych szans, a niedotrzymane obietnice tego głosu wewnętrznej obecności nie podlegają karze. Zasady nadziei są kruche i łamliwe, a jednocześnie w kółko odnawialne. Czy dobrze jednak jest żyć jedynie nadzieją na to, że kiedyś spotka mnie to czego pragnę, że wydostanę się stąd, z miejsca, w którym jestem? Jaką mam pewność, że tam nie będę już niczego pragną, a będę szczęśliwy? I czy można być szczęśliwym niczego nie pragnąc i donikąd nie dążyć, nie mieć swoich celów? Czy to wszystko razem jest względne, co do sytuacji, czy może jednak bezwzględne, co do sytuacji? Co oznacza fakt, że kim bym nie był, nie czułbym się na swoim miejscu? Tak jak teraz, gdy leżę smutny, wykończony i samotny na kilku cienkich kocach położonych na zimnej podłodze w swojej wynajętej norze, bez większych możliwości finansowych, niż kupić ciepłą zupę i byle jakie ubranie. Przecież wywodzimy się od praludzi, którzy nic nie mieli, prócz wilgotnej jaskini, ognia, upolowanego zwierza, prostych narzędzi i niewiele dóbr. Człowiek ubogi jest najbardziej naturalnym. Nasza droga historyczna i biologiczna zaczyna się właśnie tam (u Boga? Gdzie nam niczego nie trzeba?). Nawet jeśli taki byt nie jest już naszym celem, to należy pamiętać, że wszystko pond taki prosty byt jest kulturowym, intelektualnym i technicznym osiągnięciem cywilizacyjnym. Zdobywać więcej powinienem z radością i entuzjazmem, nie zaś panicznie bojąc się, że już nic mnie nie czeka.
Nagle potrząsam głową. Poczułem jakby na moją głowę wylał się kubeł zimnej wody. Spoglądam za siebie. Przeszedłem bezpiecznie przez dużą ulicę, a życie się dalej toczy, światła komunikacyjne zmieniają kolory, ludzie przechodzą, przeciskają się i spieszą w ten swój charakterystyczny, łapczywy sposób. Przez chwilę spoglądam na to niby wątpliwe szczęście, które mnie otacza, a jednocześnie ze spokojem stwierdzam, że mam dach na głową, że mam nie najgorszą pracę, i na szczęście mam rodzinę, i wiem gdzie się znajduje, i wiem, że na mnie czeka i za mną tęskni. Z głowy pełnej dramatycznych urojeń znowu zakwitł kwiat mądrości i sam nie dowierzam jak to wszystko się dzieje, tak jakby poza mną.Haracz
Gdy nieraz ledwo starcza mi do końca miesiąca, zastanawiam się na co wydam ostatnie pięć złotych, pamiętając o tym, że przenigdy nie będę żebrał o pieniądze. Jedynie grzecznie bym spytał w sklepie o resztki. Nienawidzę pożyczać pieniędzy, tym bardziej prosić o nie. Zatem na co bym wydał? Wychodzę z tramwaju i patrzę na ludzi, próbuję odgadnąć, co sprawiłoby im radość za pięć złotych. Kanapka, piwo, magazyn, kwiatek, chińska zabawka? Widzę każdy ruch, każdą twarz, analizuje jedną po drugiej idąc mało żwawo przed siebie, wszystko dookoła mnie rozgrywa się w zawrotnym tempie. Czasami zapominam nawet oddychać. Ludzie najczęściej mnie nie widzą, gonią czas, gonią szczęście, myślą, że życie im ucieka, zatem pośpiech zmusza ich do zawężania swojego spektrum widzenia do malutkiego okienka. Jednak ten, kto zdoła mnie ujrzeć, nie bardzo rozumie jak definiować moje rozwarte niczym bramy powieki, moje świecące zapewne niczym owe pięć złoty wielkie oczy, które przenikliwie obserwują. „A ten chyba się naćpał. Jezu, weźcie go stąd”. Albo. „Ależ typek odjechał, ciekawe czy wie dokąd w ogóle idzie.” Niektórzy sami zadzierają brwi do góry, i tak mijamy się w radosnym roztargnieniu myśląc o sobie nawzajem nie wiadomo co. I jak nowoczesny ten świat by nie był, ludzie nie są w stanie się ze sobą sensownie komunikować, bo prawie żadna z jednostek nie potrafi wyjść poza ramy własnej, wyimaginowanej postaci. Bo trochę tak jest, że tworzymy siebie niczym bohatera w grze komputerowej, po czym się z nim utożsamiamy. Czasem na wzór idola, czasem niedbale, a jeszcze częściej bez wiedzy i doświadczenia. W skutek tego tyle czasu zajmuje nam edytowanie, kasowanie i budowanie na nowo.
Mam hiperaktywną duszę, która ucieka z ciała, aby sprawdzić czy przypadkiem jeszcze nie została uwięziona, i w końcu wraca. Na swych ekspansjach wnika głęboko w emocje nieznajomych, wgryza się w śladowe emocjonalne zmarszczki na ich twarzach, zapominając o tym do kogo należy, zapominając o całym otaczającym ją świecie. A to trwa tylko chwilę. A jednak wydaje się być wiecznością, wiedzą tajemną, która nie może wyjść na jaw. A kiedy dusza wraca z impetem do swego pana, czyli mnie, i karmi mnie historiami tych ludzi, nuci pieśni i ballady, opowiada legendy i żarty, anegdoty i dramaty, to wtedy wydaje mi się, że do domu wchodzę syty, gdy nagle budzi się we mnie prawdziwy głód. Bowiem wędrówki do cudzych światów kosztuje mnie wiele energii. Od biedy za pięć złotych bym przetrwał, oby tylko ten jeden dzień, był zwyczajny i normalny, cichy i spokojny, jednostajny i ułożony, a nie taki jak ten, który roi się w mojej głowie. Niech ten cały bałagan, nieprzerwany ciąg niepojętych obrazów i myśli tam zostanie, za drzwiami. Niech spłynie na mnie święty spokój. Za pięć złotych, bardzo proszę.Szklana Pułapka
Miałem 16 lat, nosiłem starą wyblakłą koszulę koloru czarnego, wytarte słuchawki na uszach, spodnie moro z grubym łańcuchem, który zwisał prawie do kolana. Ubiór ten wieńczyły schodzone, wysokie po kostkę, szyte z grubej, czarnej skóry buty. Chciałam wyglądać groźnie, ale nie nazbyt. Chowałem miękkie serce, pod twardym ciałem, niczym zastygła skorupa żywicy na skrzywdzonym drzewie. Chciałem być silny, będąc zbyt słabym, by tachać obosieczny miecz. Nadrabiałem charakterem. Jednak tkwiło we mnie pewne przekonanie, że siła nie musi wcale oznaczać siły fizycznej. Hartowałem i rzeźbiłem więc psychikę, ale ciężkie to było rzemiosło, a uświęcony cel zbyt daleko, by dostrzec go teleskopem. Byłem ponad tym wszystkim, ponad światem, który mnie otaczał, a jednocześnie tonąłem w nim, próbując złapać powietrze. Chciałem ożyć, obudzić się, zrozumieć.
Świat nie wydawał mi się normalny, ani wtedy, ani wcześniej, ani później. Obawiałem się, że żyję w szklanej kulce, w której, gdy się nią potrząśnie, zawiruje puszysty, biały śnieg. Najgorsze wydawało mi się to, że to nie ja potrząsam tą kula, lecz jest ona potrząsana. Niedorzecznie i spazmatycznie. Potrząsana przez nikomu nieznane siły, lub też przez zupełnie niewłaściwie osoby, i do tego w momencie, którego nikt nie jest w stanie odgadnąć. Świat widniał jako kolorowy, ale jego definicje były czarno białe. Ludzie byli mili i przyjaźni, ale najczęściej do czasu. Bez korzyści nie ma chęci. Ale jak tu pisać o ludziach, świecie, rzeczywistości, o nas samych, naszej wyobraźni, zasadach moralnych, skoro wszystko co nas otacza jest tak bezwzględnie względne. Tak wiele zależy od tak wielu czynników. Tak wiele czynników wpływa na niezliczone zależności pomiędzy zdarzeniami. Nie sposób jest w gruncie rzeczy o czymkolwiek wyrokować, cokolwiek oceniać, wysnuwać wnioski.
Idę ulicą, robię zakupu w kolejnych lokalach, tu chleb, tam owoce, gdzie indziej kasze i orzechy. Chcę przejść ulicę, jednak staję w połowie pasów. Zapomniałem. Wszystko. Prawie. Wiem jak mam na imię, skąd mam zakupy i na jakim świecie się znajduje. Nic więcej. Ani dokąd idę, gdzie mieszkam, czy mam rodzinę czy nie. Powoli odkrywam, że mam trochę gotówki, mam telefon, a w nim kontakty. Obawiam się jednak dzwonić, bo nie wiem co się stało, czy te osoby na pewno mnie znają, a może ktoś chce mnie znaleźć i tylko czeka na to, abym użył telefonu. Na wszelki wypadek go wyłączam i próbuję się odnaleźć. Całkiem na nowo ułożyć sobie codzienność. Znajduje pracę w jakiejś podrzędnej kantynie na zmywaku i jako pieszy kurier osiedlowy. Wynajmuje nore w kamienicy bez mebli, lecz na szczęście z małą umywalką. Dobre ubrania szybko się brudzą, starannie je piorę jak tylko mogę w swojej małej umywalce. Kupuję za psie pieniądze chińskie dresy, żeby w nich spać. Jest mi zimno, chyba że wstydu. Kiedy patrzę w lustro, to o dziwo wciąż ja, chociaż bywam pewien, że po mnie nie ma już śladu. A właściwie to kim ja w ogóle jestem? Czy mam jakieś wykształcenie, czy mam jakieś znaczące umiejętności? Nic nie wiem. Największy ból sprawia mi myśl, że miałem kiedyś jakieś inne życie, miałem rodzinę, którą opuściłem, rodzinę, o której nie pamiętam, rodzinę, która za mną tęskni. To mnie rozdziera. Ale kiedy tylko próbuję w tym śnie na jawie wyjąć telefon i zadzwonić sztywnieje mi ręka, nie ma tych numerów i nazw co trzeba, albo nic mi nie mówią, a ostatecznie nikt nie odbiera. Jak z najgorszego horroru. Skąd we mnie zapał do dalszego życia, dlaczego mam ochotę dalej walczyć? O co ja mógłbym walczyć? Co mnie czeka gdybym zaginął między wymiarami czasoprzestrzeni?
To piękne i dziwne, że najprawdopodobniej przy życiu trzymałaby mnie nadzieja na coś, na cokolwiek, ta nieuchwytna, niematerialna pachnąca, wabiąca, wiecznie prawdziwa nadzieja. Uczucie, które daje wiele ostatecznych szans, a niedotrzymane obietnice tego głosu wewnętrznej obecności nie podlegają karze. Zasady nadziei są kruche i łamliwe, a jednocześnie w kółko odnawialne. Czy dobrze jednak jest żyć jedynie nadzieją na to, że kiedyś spotka mnie to czego pragnę, że wydostanę się stąd, z miejsca, w którym jestem? Jaką mam pewność, że tam nie będę już niczego pragną, a będę szczęśliwy? I czy można być szczęśliwym niczego nie pragnąc i donikąd nie dążyć, nie mieć swoich celów? Czy to wszystko razem jest względne, co do sytuacji, czy może jednak bezwzględne, co do sytuacji? Co oznacza fakt, że kim bym nie był, nie czułbym się na swoim miejscu? Tak jak teraz, gdy leżę smutny, wykończony i samotny na kilku cienkich kocach położonych na zimnej podłodze w swojej wynajętej norze, bez większych możliwości finansowych, niż kupić ciepłą zupę i byle jakie ubranie. Przecież wywodzimy się od praludzi, którzy nic nie mieli, prócz wilgotnej jaskini, ognia, upolowanego zwierza, prostych narzędzi i niewiele dóbr. Człowiek ubogi jest najbardziej naturalnym. Nasza droga historyczna i biologiczna zaczyna się właśnie tam (u Boga? Gdzie nam niczego nie trzeba?). Nawet jeśli taki byt nie jest już naszym celem, to należy pamiętać, że wszystko pond taki prosty byt jest kulturowym, intelektualnym i technicznym osiągnięciem cywilizacyjnym. Zdobywać więcej powinienem z radością i entuzjazmem, nie zaś panicznie bojąc się, że już nic mnie nie czeka.
Nagle potrząsam głową. Poczułem jakby na moją głowę wylał się kubeł zimnej wody. Spoglądam za siebie. Przeszedłem bezpiecznie przez dużą ulicę, a życie się dalej toczy, światła komunikacyjne zmieniają kolory, ludzie przechodzą, przeciskają się i spieszą w ten swój charakterystyczny, łapczywy sposób. Przez chwilę spoglądam na to niby wątpliwe szczęście, które mnie otacza, a jednocześnie ze spokojem stwierdzam, że mam dach na głową, że mam nie najgorszą pracę, i na szczęście mam rodzinę, i wiem gdzie się znajduje, i wiem, że na mnie czeka i za mną tęskni. Z głowy pełnej dramatycznych urojeń znowu zakwitł kwiat mądrości i sam nie dowierzam jak to wszystko się dzieje, tak jakby poza mną.Haracz
Gdy nieraz ledwo starcza mi do końca miesiąca, zastanawiam się na co wydam ostatnie pięć złotych, pamiętając o tym, że przenigdy nie będę żebrał o pieniądze. Jedynie grzecznie bym spytał w sklepie o resztki. Nienawidzę pożyczać pieniędzy, tym bardziej prosić o nie. Zatem na co bym wydał? Wychodzę z tramwaju i patrzę na ludzi, próbuję odgadnąć, co sprawiłoby im radość za pięć złotych. Kanapka, piwo, magazyn, kwiatek, chińska zabawka? Widzę każdy ruch, każdą twarz, analizuje jedną po drugiej idąc mało żwawo przed siebie, wszystko dookoła mnie rozgrywa się w zawrotnym tempie. Czasami zapominam nawet oddychać. Ludzie najczęściej mnie nie widzą, gonią czas, gonią szczęście, myślą, że życie im ucieka, zatem pośpiech zmusza ich do zawężania swojego spektrum widzenia do malutkiego okienka. Jednak ten, kto zdoła mnie ujrzeć, nie bardzo rozumie jak definiować moje rozwarte niczym bramy powieki, moje świecące zapewne niczym owe pięć złoty wielkie oczy, które przenikliwie obserwują. „A ten chyba się naćpał. Jezu, weźcie go stąd”. Albo. „Ależ typek odjechał, ciekawe czy wie dokąd w ogóle idzie.” Niektórzy sami zadzierają brwi do góry, i tak mijamy się w radosnym roztargnieniu myśląc o sobie nawzajem nie wiadomo co. I jak nowoczesny ten świat by nie był, ludzie nie są w stanie się ze sobą sensownie komunikować, bo prawie żadna z jednostek nie potrafi wyjść poza ramy własnej, wyimaginowanej postaci. Bo trochę tak jest, że tworzymy siebie niczym bohatera w grze komputerowej, po czym się z nim utożsamiamy. Czasem na wzór idola, czasem niedbale, a jeszcze częściej bez wiedzy i doświadczenia. W skutek tego tyle czasu zajmuje nam edytowanie, kasowanie i budowanie na nowo.
Mam hiperaktywną duszę, która ucieka z ciała, aby sprawdzić czy przypadkiem jeszcze nie została uwięziona, i w końcu wraca. Na swych ekspansjach wnika głęboko w emocje nieznajomych, wgryza się w śladowe emocjonalne zmarszczki na ich twarzach, zapominając o tym do kogo należy, zapominając o całym otaczającym ją świecie. A to trwa tylko chwilę. A jednak wydaje się być wiecznością, wiedzą tajemną, która nie może wyjść na jaw. A kiedy dusza wraca z impetem do swego pana, czyli mnie, i karmi mnie historiami tych ludzi, nuci pieśni i ballady, opowiada legendy i żarty, anegdoty i dramaty, to wtedy wydaje mi się, że do domu wchodzę syty, gdy nagle budzi się we mnie prawdziwy głód. Bowiem wędrówki do cudzych światów kosztuje mnie wiele energii. Od biedy za pięć złotych bym przetrwał, oby tylko ten jeden dzień, był zwyczajny i normalny, cichy i spokojny, jednostajny i ułożony, a nie taki jak ten, który roi się w mojej głowie. Niech ten cały bałagan, nieprzerwany ciąg niepojętych obrazów i myśli tam zostanie, za drzwiami. Niech spłynie na mnie święty spokój. Za pięć złotych, bardzo proszę.Szklana Pułapka
Miałem 16 lat, nosiłem starą wyblakłą koszulę koloru czarnego, wytarte słuchawki na uszach, spodnie moro z grubym łańcuchem, który zwisał prawie do kolana. Ubiór ten wieńczyły schodzone, wysokie po kostkę, szyte z grubej, czarnej skóry buty. Chciałam wyglądać groźnie, ale nie nazbyt. Chowałem miękkie serce, pod twardym ciałem, niczym zastygła skorupa żywicy na skrzywdzonym drzewie. Chciałem być silny, będąc zbyt słabym, by tachać obosieczny miecz. Nadrabiałem charakterem. Jednak tkwiło we mnie pewne przekonanie, że siła nie musi wcale oznaczać siły fizycznej. Hartowałem i rzeźbiłem więc psychikę, ale ciężkie to było rzemiosło, a uświęcony cel zbyt daleko, by dostrzec go teleskopem. Byłem ponad tym wszystkim, ponad światem, który mnie otaczał, a jednocześnie tonąłem w nim, próbując złapać powietrze. Chciałem ożyć, obudzić się, zrozumieć.
Świat nie wydawał mi się normalny, ani wtedy, ani wcześniej, ani później. Obawiałem się, że żyję w szklanej kulce, w której, gdy się nią potrząśnie, zawiruje puszysty, biały śnieg. Najgorsze wydawało mi się to, że to nie ja potrząsam tą kula, lecz jest ona potrząsana. Niedorzecznie i spazmatycznie. Potrząsana przez nikomu nieznane siły, lub też przez zupełnie niewłaściwie osoby, i do tego w momencie, którego nikt nie jest w stanie odgadnąć. Świat widniał jako kolorowy, ale jego definicje były czarno białe. Ludzie byli mili i przyjaźni, ale najczęściej do czasu. Bez korzyści nie ma chęci. Ale jak tu pisać o ludziach, świecie, rzeczywistości, o nas samych, naszej wyobraźni, zasadach moralnych, skoro wszystko co nas otacza jest tak bezwzględnie względne. Tak wiele zależy od tak wielu czynników. Tak wiele czynników wpływa na niezliczone zależności pomiędzy zdarzeniami. Nie sposób jest w gruncie rzeczy o czymkolwiek wyrokować, cokolwiek oceniać, wysnuwać wnioski.
więcej..