- W empik go
Upiór w pasiece - ebook
Upiór w pasiece - ebook
Po wydarzeniach rewolucyjnych w carskiej Rosji komisarz Policji Śledczej Ludwik Kurnatowski jak wielu funkcjonariuszy zostaje wyrzucony z pracy. Przechadzając się moskiewskimi ulicami, spotyka znajomego, który proponuje mu krótki odpoczynek w jego wiejskiej posiadłości. Po drodze bohaterowie odwiedzają starszego mężczyznę. Tarasow wiódł zamożne życie z żoną, jednak hulaszczy tryb życia ich jedynego syna przysporzył im wielu kłopotów. Po śmierci małżonki gospodarz popadł w mistycyzm, zaczął prowadzić pasiekę, a zgromadzony w ciągu całego życia majątek zapisał w testamencie ubogim. Mężczyźni spędzają wspólnie czas na pogawędce i ruszają w dalszą drogę. Kolejnego dnia otrzymują informację o nagłej śmierci Tarasowa. Kurnatowski nie wierzy w naturalną śmierć staruszka i rozpoczyna własne dochodzenie.
Opowiadanie kryminalne oparte na faktach. Wieloletni nadkomisarz Policji Śledczej Ludwik Kurnatowski dzieli się z czytelnikami wspomnieniami z pracy. Zdradza, jakimi prawami rządził się ówczesny świat kryminalny i kim byli jego przedstawiciele
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-264-6482-5 |
Rozmiar pliku: | 248 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Podczas mojej długotrwałej pracy w policji kryminalnej niejednokrotnie stykałem się z wypadkami tak skomplikowanych zbrodni, że najwytrawniejsze oko starego wyjadacza detektywa zostawało wprowadzone w błąd przez pomysłowość zbrodniarzy. Czasami traf ślepy decydował o zawikłaniu tajemnicy, czasami wrodzona spostrzegawczość pomagała mi skierować sprawę na właściwe tory.
Stąd wniosek, że każdy urzędnik służby bezpieczeństwa winien zwracać jak najbaczniejszą uwagę na każdy najdrobniejszy nawet szczegół i w rozumowaniu swym zachować ścisłą indywidualność, pod żadnym zaś pozorem nie powinien pozwolić sobie narzucić gotowego zdania, czy to lekarza, czy to sędziego lub kolegi po fachu.
O jednej takiej sprawie, w której dzięki splotowi okoliczności władze zostały wprowadzone w błąd i której wyświetlenie zawdzięczam jedynie spostrzegawczości, opowiem obecnie czytelnikowi.
Rok 1917 był przełomowy zarówno w dziejach Rosji, jak i w moim życiu. Rewolucja marcowa zniosła jednym zamachem carat i „olbrzym na glinianych nogach” wstąpił w nową erę rozwoju. Pierwszym krokiem Rządu Tymczasowego, na czele którego stał pół-Żyd, pół-Rosjanin, a może i pół-Polak Aleksander Kiereński, było zerwanie wszelkich nici, które łączyły Rosję z przeszłością, a mianowicie, nadawszy państwu nowy ustrój, zwolniono wszystkich wyższych urzędników służby administracyjnej i bezpieczeństwa. „Dałoj staryj reżim” – brzmiało hasło i setki i tysiące pracowników fachowców znalazło się „na zielonej trawce”. W tej liczbie byłem i ja.
Nawykły do stałych emocji, jakich dostarcza praca detektywa-funkcjonariusza policji kryminalnej – pozbawiony wreszcie zajęcia codziennego – czułem się dziwnie nieswojo na bruku moskiewskim. Całe dnie spędzałem na zwiedzaniu miasta, które, nawiasem mówiąc, bardzo słabo znałem i… nudziłem się ogromnie.
Podczas jednej z takich przechadzek w skwarne lipcowe popołudnie, idąc Twerskim bulwarem, usłyszałem za sobą czyjeś przyśpieszone kroki i nagle dłoń jakaś spoczęła na moim ramieniu.
Obróciłem się zdziwiony i nieco zatrwożony, jako w tych czasach niespokojnych wszystko było możliwe.
Stał przede mną niejaki Aleksander Michajłowicz Krasnow, obywatel ziemski i do niedawna jeszcze znana w Petersburgu postać. Poznałem go przed rokiem podczas mego pobytu w sprawach służbowych w stolicy Rosji i zaprzyjaźniliśmy się bardzo. Toteż nieoczekiwane spotkanie ucieszyło mnie ogromnie.
– Uf, przestraszył mnie pan! – zawołałem, ściskając wyciągniętą na powitanie dłoń – Skąd się pan tu wziął?
– Skąd się wziąłem? Ano przyjechałem zobaczyć, jak wygląda z bliska rewolucja i rządy proletariackie. Przyznam jednak szczerze, że poznawszy, nie jestem zupełnie zachwycony. Nie było o co przez tyle lat walczyć i tyle młodych żyć poświęcać. _Bezałabierszczyna_ (Chaos).
– Jak widzę, pan pozostał nadal zapalonym monarchistą – śmiałem się, klepiąc Krasnowa po ramieniu. – Nie zmieniły pana ani szumnie głoszone hasła, ani entuzjazm, który wasz naród ogarnął.
– Daj mi pan spokój z naszym narodem – żachnął się niecierpliwie. – Naród nasz nie dorósł jeszcze do samodzielnego rządzenia sobą. Trudno, trzeba się uderzyć w piersi i przyznać, że my, Rosjanie, bez knuta żyć nie umiemy. Liberalizm, swoboda, braterstwo – to, batiuszka mój, dobre jest we Francji, gdzie analfabetów nie ma, gdzie każdy członek społeczeństwa jest lojalnym obywatelem państwa. A u nas co? Ciemnota, pijaństwo, brak elementarnej kultury, każdy tylko myśli, aby sobie kieszeń napchać. Za wcześnie, za wcześnie to wszystko, ten liberalizm, ta swoboda. Popamięta pan moje słowa – albo Rosja zginie w odmęcie anarchii, do której prowadzi ją adwokat-dyktator, albo uderzy w pokorę i wróci do jarzma caryzmu.
– Być może – odparłem, nie chcąc zabierać głosu, zwłaszcza, że całkowicie podzielałem zdanie mego rozmówcy. – A jak się panu powodzi?
Machnął ręką.
– Eee, stara bieda! Siedzi się w majątku, gospodaruje i czeka lepszych czasów.
– I nie wywłaszczyli pana?
– Żartuje pan chyba, panie naczelniku! Chłopi mnie kochają i nigdy się na to nie zgodzą. Bo widzi pan, u mnie panuje jeszcze dawny system rządzenia – o żadnych sowietach mowy nie ma. Toteż przypuszczam, że właśnie dlatego chłopstwo mnie kocha i szanuje. No, a jak panu życie płynie? Pracuje pan nadal w policji śledczej?
– Ale, skądże! Czyż pan nie wie, że ogłoszono nas funkcjonariuszy policji za kontrrewolucjonistów i wyrzucono na bruk. Czasy, panie, dziwne nastały! Ci, którzy tropią opryszków i prześladują złoczyńców uważani są za wrogów.
– To znaczy, że pan został bezrobotnym?
– Ano niby!
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.