Uprowadzony - ebook
Uprowadzony - ebook
Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia Polaka więzionego na ogarniętym wojną wschodzie Ukrainy
W trakcie podróży do Ukrainy w 2016 roku Gustaw Bogucki znika bez śladu. Zaginięcie wydawcy stawia w stan gotowości całą sieć znajomych i przyjaciół, na czele z Jamesem Jensenem, amerykańskim przedsiębiorcą i bliskim współpracownikiem Boguckiego.
Kiedyś połączyły ich ideały oraz działania na rzecz wolności i prawdy w popeerelowskiej Polsce. Teraz Jensen zrobi wszystko, łącznie z narażeniem własnego życia, by mieć pewność, że jego przyjaciel przetrwa. Czy w czasach upadku idei zjednoczonej Europy i eskalacji przemocy ze strony światowych mocarstw zagrażających demokracji ta trudna i pełna wyzwań misja może zakończyć się sukcesem?
Uprowadzony to alternatywna wersja najnowszej historii świata, która pokazuje, jak realne są zagrożenia wynikające ze zgody obywateli na opresje ze strony systemu. To rzeczywistość, w której na wagę złota jest każdy człowiek mający odwagę, by głośno wyrazić swój sprzeciw wobec reżimu i zawalczyć o wolność.
W tej opowieści potwierdza się, że w reżimach najtrudniej jest przewidzieć… przeszłość. Zgadzają się miejsca w Kijowie i w Warszawie, prawdziwe są ludzkie charaktery, te zdradzieckie i te wierne przyjaźniom, a nie interesom, bo choć to fikcja, to jednak tak bliska realiom drugiego dwudziestolecia naszego wieku, że czyta się ją z dreszczykiem emocji, ale też strachu. W sam raz na teraz – jako ostrzeżenie.
Krzysztof Śmiszek, poseł RP
W 2022 roku Ukraina obroniła swoją niepodległość, w 2023 walczy o zwycięskie zakończenie wojny z Rosją. Ale mogło tak nie być. W alternatywnej wizji tej książki Ukraina też się nie poddała, lecz została zajęta przez Rosjan. W Kijowie jest podziemie i jest opór, którego okupanci nie są w stanie złamać. Doskonale opisane są miejsca w ukraińskiej stolicy, a ludzie, których codziennie spotykam w Ukrainie, mogliby być bohaterami tej książki. Na szczęście nie muszą, ale warto pamiętać, jak niewiele dzieliło nas od straszliwego scenariusza.
Mateusz Lachowski, korespondent wojenny w Ukrainie
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8230-654-5 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Gdyby Trump był prezydentem, Rosjanie mogliby być teraz w Kijowie” – to opinia Johna Boltona, doradcy Trumpa do spraw bezpieczeństwa narodowego, z lutego 2023 roku.
Więcej powiedział latem 2023 roku w przedwyborczym wystąpieniu Donalda Tuska:
„Gdyby Trump był dalej prezydentem, nie byłoby już Ukrainy, a Rosjanie byliby być może w Polsce. Byłem świadkiem jego wypowiedzi w małych gronach. Mówił, że NATO powinno się zupełnie zmienić, Ameryka powinna się wycofać z Europy, że Putin ma rację, jest wielki i wspaniały, Ukraina jest skorumpowanym, fikcyjnym państwem, a Unia Europejska powinna zniknąć. To był program Trumpa. Nie ukrywał tego”.
Ta książka jest właśnie o tym, co by było, gdyby. Gdyby Trump miał drugą kadencję i możliwe było tajne porozumienie Rosji, Chin i Ameryki, Władimira Putina, Xi Jinpinga i Donalda Trumpa, którzy podzielili świat na nowo w Jałcie dwudziestego pierwszego wieku.
Jak mogłoby do tego dojść? Jak można było sfałszować wyniki amerykańskich wyborów prezydenckich 2020 roku? Jaką rolę odegrały w tym moskiewskie srebrniki? Co przyniosłaby druga konferencja wysłanników Rosji, Chin i Stanów Zjednoczonych? Jak za drugiej kadencji Trumpa wyglądałaby rosyjska inwazja na Ukrainę?
Niech ta książka stanowi ostrzeżenie dla tych, którzy lekceważą zagrożenie płynące z populistycznych rządów. Skrajnie prawicowe ugrupowania, często finansowane przez Moskwę, rosną w siłę w wielu państwach europejskich. Stanowią poważną groźbę dla demokratycznych wartości.
Niech fikcja nie stanie się rzeczywistością. Ale o to musimy zadbać my wszyscy, świadomi wyborcy.
Sonia DragaLISTA OSÓB WYSTĘPUJĄCYCH W KSIĄŻCE
James Jensen, amerykański przedsiębiorca
Anna Jensen, żona Jamesa
Matt Larson, analityk z think tanku i wieloletni przyjaciel Jamesa
Anatolij, stary znajomy Jamesa z Rosji
Gustaw Bogucki, polski wydawca
Natalia Bogucka, żona Gustawa
Rudolf, polski emigrant z Chicago, przyjaciel Gustawa
Ludmiła, prezes zarządu wydawnictwa Polska Wiedza i Nauka
Józef, redaktor naczelny wydawnictwa Polska Wiedza i Nauka
Marko, szef UkraineLaw
Nina Reznikow, sekretarka w UkraineLaw
Stepan, ukraiński prywatny detektyw
Feliks, młody Ukrainiec
***
Polska Wiedza i Nauka – wydawnictwo, które James i Gustaw sprywatyzowali w transakcji ze Skarbem Państwa
UkraineLaw – wydawnictwo prawnicze w Kijowie; Polska Wiedza i Nauka utworzyła wspólne przedsięwzięcie z tym wydawcąJAMES
Wiosna 2016
Santa Monica, Kalifornia
Gustaw Bogucki zaginął na wschodzie Ukrainy. Oczekuję instrukcji.
James Jensen z osłupieniem wpatrywał się w wiadomość na ekranie iPhone’a.
Zaginął? Gdzie? Co on tam robił?
To jest dwudziesty pierwszy wiek, epoka cyfrowa, wszyscy ze wszystkimi są w kontakcie! Jak sześćdziesięciotrzylatek, ze smartfonem, kartą kredytową, sprawny ponad swój wiek, mógł się zagubić? Nawet polityczny malkontent? Nawet w strefie wojny?
I co on, James, mógł teraz począć?
To niepokojąca wiadomość – wystukał odpowiedź. Co wiesz o jego ostatnim miejscu pobytu, trasie, kalendarzu spotkań?
Pomyślał, że zanim szefowa wydawnictwa mu odpowie, jego stary partner wróci z nieplanowanej schadzki lub imprezy, która przytrafiła mu się w Ukrainie, i we trójkę porozmawiają o potrzebie utrzymywania kontaktu z biurem w czasie podróży służbowej.
Dzwonki rozmowy przez Skype’a doszły z laptopa na biurku. Na ekranie zobaczył zmęczoną twarz dyrektorki wydawnictwa.
– Ludmiła, u was musi być środek nocy!
– No i co z tego? James, on z nikim się nie kontaktował przez trzy dni! Żadnych telefonów, maili, SMS-ów. Nie wsiadł do pociągu, nie wymeldował się z hotelu, nie używał karty kredytowej. Policja przeszukała jego pokój. Jego portfel i bagaż wciąż tam są!
– A paszport?
– Chyba też – odpowiedziała. – Jego żona szaleje. Co chwila dopytuje, co robimy, żeby go odnaleźć.
– To na pewno – mruknął do siebie. – A co mówi policja?
– Wygląda, że zrobili wszystko, co mogli, chyba że chcesz ich dofinansować.
James prychnął z niesmakiem.
– Gustaw byłby wniebowzięty, prawda? Dać się oszukać skorumpowanym gliniarzom? Nie, wstrzymajmy się na razie. A co z Markiem w Kijowie? Zapytaj, czy któryś z jego kontaktów mógłby skłonić władze do wznowienia akcji. I dowiedz się, czy w Ukrainie są prywatni detektywi. Jeśli już mamy komuś płacić za pomoc…
– Pewnie.
– Więc czekam na wieści, Ludmiła. A na razie odpocznij trochę.
Nie żeby sam miał się wyspać. Wiedział, że około trzeciej obudzi go pęcherz i od tej pory aż do świtu będzie gapił się w sufit, wyobrażając sobie, co mogło przytrafić się Gustawowi. Co prawda wiedział, że nawet bycie światowym, wykształconym człowiekiem nie daje ochrony przed fatalnymi zdarzeniami. Porwanie dla okupu, przypadkowy wypadek, kontuzja z powodu znalezienia się w autobusie czy samolocie, który wpada na minę lub jest strącony przez zbłąkany pocisk – to wszystko może się zdarzyć. Gustaw zdawał sobie z tego sprawę pewnie lepiej niż on. A jednak znalazł się w strefie konfliktu. Mimo ponad ćwierćwiecza znajomości i wspólnych doświadczeń James nie mógł zrozumieć, co tam pognało jego przyjaciela. Daleko od wydawnictwa, o którego skontrolowanie go prosił.
Otworzył „The Wall Street Journal” i uważnie przeczytał wiadomości z Warszawy. To nie był świat, jaki on i Gustaw budowali przez te wszystkie lata, odkąd młody amerykański przedsiębiorca i młody polski wydawca po raz pierwszy szczerze pogadali na temat idei, które powinny przyświecać świeżo wyzwolonej Polsce.
Otworzył pocztę w laptopie i raz jeszcze zagłębił się w ostatnie maile od Gustawa, szukając w nich jakichś wskazówek.
Zeszłoroczne zwycięstwo wyborcze prawicowej i nacjonalistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość stało się zasadniczym tematem ich dyskusji. Nowy rząd za cel obrał demontaż liberalnego, otwartego społeczeństwa, o które Gustaw Bogucki walczył, zanim jeszcze upadł Związek Radziecki. Przypochlebiał się katolickiemu na ogół elektoratowi, manipulował etnicznymi lękami wobec ciemnoskórych muzułmańskich imigrantów i obiecywał comiesięczne zasiłki rodzinom z nieletnimi dziećmi.
W trakcie spotkań z Jamesem stary przyjaciel nie przebierał w słowach. Dyskredytował naiwność współobywateli, mówił, że wynik wyborów pokazał ograniczenia demokracji, w której ciemniaki miały taki sam głos, jak ludzie inteligentni i zainteresowani tym, co dzieje się w kraju. Jego zdaniem nowi przywódcy byli oszołomami, lansującymi bezsensowną koncepcję rosyjskiego zamachu na samolot, na którego pokładzie znajdował się prezydent Polski, chociaż polskie i rosyjskie dochodzenia wykazały, że był to wypadek.
Rządzący byli także ksenofobami, oskarżającymi o straszne rzeczy uchodźców, ale nie pamiętali, że polskich imigrantów jeszcze niedawno wspierano w wielu bliskich i dalekich krajach. Odwrócili się od wolnego społeczeństwa, uzależniając politykę społeczną od biskupów, rujnowali gospodarkę chorymi i rozrzutnymi decyzjami.
– Ci idioci sądzą, że będą rządzić przez następne sto lat i że ich wyborcy będą nimi zachwyceni mimo ich kłamstw i oszustw. Nie uwierzysz, co się dzieje w państwowej telewizji! Po demonstracji, w której uczestniczyły dziesiątki tysięcy osób, oni pokazują nagranie z dziesięcioma gapiami na chodniku i twierdzą, że protestów nie było! To jest ten sam kit, który wciskali nam komuniści!
Czy to możliwe, że jego przyjaciel przestał już wierzyć w swoich rodaków? Że ich porzucił? Nic w mailach na to nie wskazywało. Owszem, nie krył frustracji, ale przecież snuł także plany mobilizacji intelektualistów i opozycjonistów przed kolejnymi wyborami. To był wysiłek konstruktywny i podejmowany z nadzieją, a nie strategia człowieka, który jest gotów opuścić kraj.
Z drugiej strony może think tank Gustawa zwrócił uwagę kogoś ważnego z partii rządzącej? Ale jakie poczucie zagrożenia mógł w nich wzbudzić ten niemłody jegomość ze staromodną czcią dla zjednoczonej Europy i przekonaniem o nienaruszalności swobód obywatelskich? Czy jawił się im jako groźny agitator, czy raczej jako śmieszny Don Kichot?
James zostawił pocztę i zaczął googlować informacje o wojnie w Ukrainie. Kliknięcie w łącze wideo poprowadziło go opustoszałymi ulicami pomiędzy wieżowcami, gdzie faceci w panterkach kryli się za zburzonymi ścianami i wychylali z wybitych okien z bronią wycelowaną w niewidocznego wroga. Czy to możliwe, że właśnie tam, gdzieś w tym chaosie, znajdował się Gustaw?
Może to dlatego James i Gustaw tak szybko się dobrali? Gustaw, jako współpracownik Komitetu Obrony Robotników zwalczał w Polsce komunizm, nie używając karabinu. Na przekór państwowej cenzurze publikował podziemne książki i broszury tłumaczące ludziom potrzebę zmian w polityce i gospodarce. Przekonanie o sensie nieużywania przemocy, któremu był wierny przez ponad dekadę, było dla Gustawa powodem do dumy. Ale w takim razie dlaczego wkroczył w strefę przemocy? – pytał sam siebie James. I dał się jej pochłonąć?
O czwartej rano James był już w pełni rozbudzony, a jego myśli szalały. Wyskoczył z łóżka i cicho zamknął za sobą drzwi sypialni. Poszedł do gabinetu, który znajdował się obok garażu. Przy biurku stał ekspres do kawy w kapsułkach, więc będzie mógł napić się czegoś gorącego.
Gdy ciemna, prażona kawa z ekologicznych upraw w Etiopii płynęła do kubka, zmrużył oczy i spojrzał na, jak ją nazywał, ścianę chwały – czyli na zdjęcia zawieszone nad kredensem, w srebrnych lub złoconych ramkach artystycznie dobranych i rozmieszczonych przez Annę i służącą.
Ta wystawka pokazywała człowieka idącego do przodu przez dekady ciężkiej zawodowej pracy, ozdobione chwilami, gdy ściskał dłonie politykom lub klepał się po plecach z rekinami przemysłu. Rosyjski prezydent Borys Jelcyn zaprasza Zachód do inwestowania w posowieckiej Rosji; Neil Armstrong, pierwszy człowiek na Księżycu, na konferencji pełnej celebrytów od „podboju kosmosu”; Li Lu, chiński student dysydent, który uciekł z kraju po przegranej w 1989 roku walce o demokrację i został bankierem na Wall Street, podczas wyjazdu finansistów za miasto.
Jednak tego ranka James sięgnął po fotografię z 1992 roku, przedstawiającą grupę facetów w garniturach, wznoszących toast za prywatyzację państwowego wydawnictwa Polska Wiedza i Nauka. Z jednej strony uśmiechnięci amerykańscy inwestorzy, a z drugiej śmiertelnie poważne polskie kierownictwo, z wysokim blondynem Jamesem i krępym, ciemnowłosym Gustawem pośrodku. I z pianą szampana przelewającą się między palcami, gdy usiłowali napełnić smukłe kieliszki stojące przed nimi na stole.
Ściągnął zdjęcie ze ściany i spojrzał na twarze. Główna księgowa – jeżąca się na pytania Jamesa o stan kont i rachunków; naczelny redaktor Józef – zrzędzący, gdy jego kolejny projekt nie doczekał się akceptacji; Rudolf – przyjaciel Gustawa z Chicago, który wydawał się wielkim odkryciem, ale w końcu okazał się takim samym rutyniarzem jak ci z jego rodaków, którzy nigdy nie opuścili kraju.
Przejścia na emeryturę i restrukturyzacje spowodowały, że teraz, po latach, żadna z osób ze zdjęcia nie pracowała już w Polskiej Wiedzy i Nauce, ale James był zadowolony, ponieważ większość inwestorów pozostała, doceniając wartość jego pomysłu. To, co z Gustawem stworzyli od tamtej chwili, dużo znaczyło: miejsca pracy, publikacje wartościowych książek i czasopism, spłacenie inwestorów.
Nie zdołali wypuścić na rynek wszystkiego, czego życzyliby sobie Gustaw i Józef, nawet w okresie nadzwyczajnej rentowności, zanim banki inwestycyjne omal ich nie zniszczyły. Ale wszystkiego nie mógł zrealizować żaden biznes, włączając w to podziemne wydawnictwo, które Gustaw wraz z kolegami założyli w czasach komunizmu, ani państwowa wersja Polskiej Wiedzy i Nauki sprzed inwestycji Jamesa. W końcu Gustaw to zrozumiał.
A teraz zniknął. Ta myśl zmroziła Jamesa. Z trudem łapał powietrze, drżały mu palce, gdy odwieszał zdjęcie. Czy temu odważnemu antykomuniście, który szczodrze dzielił się z nim herbatą i filozofią w czasie nocnych spotkań w Warszawie, nie przytrafił się jakiś wypadek? Wyobraźnia podsuwała mu kolejne pytania.