Urodziłem się pewnego błękitnego dnia - ebook
Urodziłem się pewnego błękitnego dnia - ebook
Daniel Tammet urodził się 31 stycznia 1979 roku. W środę. Dla zwykłego śmiertelnika nie jest to szczególnie ważna informacja, ale Daniel cierpi na zespół Aspergera i zaburzenie zwane synestezją, które sprawia, że widzi kolory, kształty i faktury liczb. Dlatego data jego urodzin jest niebieska, a cyfry, które ją tworzą, kształtem przypominają gładkie otoczaki.
Daniel potrafi dokonywać obliczeń, których wynik możemy sprawdzić jedynie za pomocą komputera. Liczby są od najmłodszych lat jego najwierniejszymi przyjaciółmi – najbardziej lubi cyfrę cztery, podobnie jak on „cichą i nieśmiałą”.
Daniel Tammet nie jest jednak oderwany od rzeczywistości. Opowiada o swoim niełatwym dzieciństwie i dorastaniu, a także problemach, z którymi styka się na co dzień jako dorosły człowiek. „Urodziłem się pewnego błękitnego dnia” daje czytelnikowi klucz do niezwykłego umysłu człowieka dotkniętego autyzmem i szansę spojrzenia na świat jego oczami.
„Daniel Tammet potrafi wykonywać w pamięci najbardziej złożone obliczenia matematyczne i w tydzień nauczyć się nowego języka. Każdego ranka zjada na śniadanie dokładnie 45 gramów owsianki i zanim wyjdzie z domu, liczy wszystkie rzeczy, które na siebie zakłada. Jego niezwykła książka to poruszające spojrzenie do wnętrza człowieka cierpiącego na niezwykle rzadką i wciąż tajemniczą chorobę.” „The Independent”
„Danniel Tammet jest człowiekiem o niezwykłym umyśle. Dlatego tym bardziej godne podziwu są jego skromność i prostoduszność, które przebijają z tej arcyciekawej książki. Jeszcze do niedawna ludzie tacy jak on nazywani byli ‘idiotami-sawantami’, ale na szczęście cząstka „idiota” została słusznie odrzucona. W tym człowieku nie ma bowiem nic idiotycznego.” „The Sunday Times”
„„Urodziłem się pewnego błękitnego dnia” jest przypuszczalnie pierwszym raportem z wnętrza umysłu sawanta (...). W Tammecie zdumiewająca jest przede wszystkim nie tyle niezwykłość jego umysłu, ile fakt, że potrafi nam o nim opowiedzieć.” „Daily Mail”
„Można powiedzieć, że Tammet powrócił z podróży w świat autyzmu, miejsca niemal niedostępnego dla naukowców i rodziców.” ABC News
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8049-724-5 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziękuję następującym osobom, bez których ta książka nigdy by nie powstała:
Moim rodzicom, Jennifer i Kevinowi, za całą ich miłość i cierpliwość oraz za wszystko, czego mnie nauczyli
Moim braciom – Lee, Stevenowi i Paulowi – oraz siostrom: Claire, Marii, Natashy, Annie-Marie i Shelley – za ich miłość i zrozumienie
Rehanowi Qayoomowi – mojemu najlepszemu przyjacielowi z lat szkolnych
Elfriede Corkhill – mojej ulubionej nauczycielce
Ianowi i Elaine Moore’om, Ianowi i Anie Williamsom oraz Olly’emu i Ashowi Jeffery – moim najbliższym przyjaciołom
Birutė Ziliene – osobie, o której myślę, gdy wspominam czas spędzony na Litwie
Sigriður Kristinsdóttir – mojej nauczycielce islandzkiego
Suzy Seraphine-Kimel i Julianowi Chaumonowi – za ich pomoc przy stronie Optimnem.co.uk
Martinowi, Steve’owi, Toby’emu, Danowi i Nicoli – zespołowi, który stworzył film dokumentalny Geniusz pamięci (Brainman)
Rowenie Webb, Helen Coyle i Kerry’emu Hoodowi z wydawnictwa Hodder za ich wskazówki i pomoc przy tej książce
W końcu mojemu partnerowi Neilowi za bycie sobąSłowo wstępne doktora Darolda Trefferta
Jest to zwięzła książka o bardzo rozległym umyśle. Nie opowiada ona jednak tylko o umyśle Daniela Tammeta, ale również o jego świecie. Oba są warte poznania.
Fenomenalne zdolności liczbowe Daniela zadziwią każdego. Jeśli poprosisz go o podniesienie 37 do czwartej potęgi, prawie natychmiast poda ci wynik: 1 874 161. Poproś o podzielenie 13 przez 97, a jeśli chcesz, poda odpowiedź z dokładnością do ponad stu miejsc po przecinku. Natychmiast i bez wysiłku prześciga zwykły kalkulator. Aby sprawdzić, czy ma rację, potrzeba komputera. A oczywiście ma rację. Następna sprawa to jego zdolność opanowania nowego języka – gramatyki, odmiany i rozumienia – w jedyne siedem dni. Film dokumentalny Geniusz pamięci (Brainman), po raz pierwszy wyświetlony w Wielkiej Brytanii w 2005 roku, pokazuje, jak Daniel uczy się języka islandzkiego w tak krótkim czasie i występuje w islandzkiej telewizji, udziela na żywo wywiadu w nowo poznanym języku, żywo dyskutując z prowadzącymi.
Jednak najbardziej interesuje mnie nie to, co Daniel tak niesamowicie potrafi robić, ale raczej jego umiejętność wytłumaczenia, jak to robi. To, by sawant sam objaśniał swoje zdolności, jest niezwykle rzadkie, a właściwie prawie się nie zdarza. W większości książek to inni piszą o wyjątkowych umiejętnościach sawantów, a nie oni sami o sobie. Daniel, wyjątkowo, daje nam niezwykle wnikliwy opis swoich zdolności umysłowych. Tę relację możemy teraz powiązać z medycznymi badaniami obrazowymi i testami neuropsychologicznymi, co zaczęto już robić, i w ten sposób otrzymamy rzadką możliwość, by lepiej zgłębić to trudne zagadnienie – jak oni to robią?
Interesujące są jednak również inne kwestie. Synestezja Daniela, którą tak bogato opisuje, jest wyjątkowa z tego względu, że poszczególne liczby – każdą do 10 000 – „widzi” nie tylko jako oddzielny kolor, ale także jako kształt, fakturę, ruch, a czasem nawet emocjonalny „odcień”. Wykonując skomplikowane obliczenia, dosłownie „dostrzega” odpowiedź w głowie, nie napisaną w postaci liczby, jak w książce telefonicznej, ale jako połączenie tych kształtów, kolorów i form w nowe kształt, kolor i formę, będące „odpowiedzią”.
Daniel mówi nam, że synestezja pojawiła się u niego po serii ataków epileptycznych w dzieciństwie. Moim zdaniem zalicza go to do kategorii „nabytego” zespołu sawanta – ludzi, którzy wykształcili umiejętności sawanta, czasem na fantastycznym poziomie, w konsekwencji jakiegoś urazu centralnego układu nerwowego, choroby lub zaburzenia. „Nabyty” syndrom sawanta stawia ważne pytanie o ukryty potencjał, być może drzemiący w nas wszystkich, oraz o to, jak uwolnić ten potencjał bez traumatycznych zdarzeń. Poprzez bliższe poznawanie Daniela – w czym on sam bardzo chętnie uczestniczy – możemy zbliżyć się do chwili, gdy potrafimy obudzić „małego Rainmana”, który być może istnieje w każdym z nas.
Stwierdzono również, że Daniel jest wysokofunkcjonującą osobą z autyzmem lub z zespołem Aspergera – o czym otwarcie pisze. Jednak w przeciwieństwie do tych wyraźnych symptomów i zachowań, które przejawiał jako dziecko, obecne życie Daniela, jego samodzielność przemawiają za stwierdzeniem, że częściowo „wyrósł” z autyzmu. Taki postęp w miarę upływu lat zdarza się, na szczęście, także w przypadku innych ludzi ze spektrum zaburzeń autystycznych. Częściowa poprawa stanu Daniela sprawiła, że zrodziła się w nim wypływająca z serca życiowa misja: zainspirować innych ludzi cierpiących na epilepsję lub zespół Aspergera przez pokazanie na własnym przykładzie, że takie choroby nie zawsze muszą być przeszkodą w rozwoju i wykorzystywaniu swoich możliwości. Jego misja jest wyraźnie określona – uczynić świat „bardziej przyjaznym miejscem” dla ludzi z takimi problemami.
Pierwszy raz spotkałem Daniela w Milwaukee w spektakularnym pod względem architektonicznym Muzeum Sztuki, pełnym intensywnych kolorów i robiących ogromne wrażenie wizerunków. Była to doskonała sceneria. Różnokształtna, wielowymiarowa i wielobarwna strzelista rzeźba z mnóstwem szklanych elementów pomogła mi zwizualizować sobie niektóre z wyrazistych obrazów myślowych, o których opowiadał mi Daniel.
Daniel jest elokwentnym człowiekiem o łagodnym głosie, miłym, uprzejmym, delikatnym i skromnym. Również to, co pisze, jest takie. Jego plany na przyszłość obejmują dalszą pomoc organizacjom dobroczynnym, takim jak brytyjskie Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Autyzmu (National Autistic Society) i Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Epilepsji (National Society for Epilepsy). Jest znany, a to na całym świecie pomaga mu realizować ten szczytny cel. Chce również kontynuować pracę z naukowcami nad bardziej szczegółowym badaniem jego niezwykłych zdolności. Pragnie także promować różne sposoby nauki, zwłaszcza wykorzystujące środki wizualne, które często znacznie ułatwiają zrozumienie ludziom ze spektrum zaburzeń autystycznych, a w konsekwencji pomagają też w ich nauczaniu.
W życiu osobistym jego cele są takie jak większości z nas – budować bliskość w związkach z partnerami, rodziną i przyjaciółmi. Pragnie również poszukiwać tych rzadkich, lecz cennych chwil spokoju i spełnienia, które opisuje w ostatnich akapitach książki, i rozkoszować się nimi. Są to „niebiańskie” chwile.
Daniel mówi, że zaprzyjaźnił się z liczbami. Rzeczywiście, we wczesnym dzieciństwie były one jego jedynymi przyjaciółmi. Teraz jednak Daniel szuka nowych przyjaźni i zawiera je dosłownie na całym świecie. Przyjaźń działa wszakże w obie strony. Czytelnik odkłada więc książkę Daniela – a przynajmniej mnie się to zdarzyło – z uczuciem, że dzięki jego otwartości, szczerości i łatwości nawiązywania kontaktu również znalazł nowego przyjaciela.
dr med. Darold A. Treffert
Konsultant naukowy filmu Rain ManSłowo wstępne profesora Simona Barona-Cohena
Jak często się zdarza, by ktoś miał synestezję? Występuje ona u mniej niż jednego procenta populacji. A jak często się zdarza, by ktoś miał spektrum zaburzeń autystycznych? I na tę chorobę cierpi poniżej jednego procenta populacji. U Daniela Tammeta występują oba zaburzenia i jeśli założymy, że są one niezależne, to prawdopodobieństwo posiadania zarówno synestezji, jak i autyzmu, jest znikome – mniej więcej jeden do dziesięciu tysięcy. W tej książce, swojej pierwszej, Daniel opowiada ciekawie i szczegółowo historię swojego życia – od dzieciństwa, gdy zawsze czuł się outsiderem, do wieku dorosłego, gdy obok wielu innych niezwykłych osiągnięć, ustanawia brytyjski i europejski rekord w recytowaniu z pamięci cyfr stałej matematycznej pi do 22 514 miejsc po przecinku. Inne jego talenty to zdolność swobodnego opanowywania obcych języków, a nawet stworzenie własnego języka. Czy jego uzdolnienia są wynikiem występowania tych dwóch rzadkich stanów u jednej osoby? Synestezja daje mu pamięć o bogatej fakturze, wspomaganą przez wiele zmysłów, a autyzm – wąskie skupienie na porządku liczbowym i składniowym. Książka, która w rezultacie powstała, jest historią niezwykłego i inspirującego życia.1
Niebieskie dziewiątki i czerwone słowa
Urodziłem się 31 stycznia 1979 roku – w środę. Wiem, że to była środa, ponieważ ta data jest dla mnie niebieska, a środy zawsze są niebieskie, podobnie jak cyfra dziewięć i podniesione głosy w czasie kłótni. Lubię swoją datę urodzenia, ponieważ większość liczb, które w niej występują, widzę jako gładkie i okrągłe kształty, podobne do otoczaków na plaży. To dlatego, że są one liczbami pierwszymi: 31, 19, 197, 97, 79 i 1979 są podzielne tylko przez siebie i przez jeden. Rozpoznaję wszystkie liczby pierwsze aż do 9973 po ich „otoczakowatym” charakterze. Po prostu tak pracuje mój mózg.
Cierpię na rzadki stan zwany syndromem sawanta – prawie nikt o nim nie słyszał aż do momentu, gdy aktor Dustin Hoffman przedstawił go w nagrodzonym Oscarem filmie Rain Man z 1988 roku. Podobnie jak postać grana przez Hoffmana, Raymond Babbitt, mam niemal obsesyjną potrzebę porządku i rutyny, co wpływa praktycznie na każdy aspekt mojego życia. Na przykład, każdego ranka na śniadanie zjadam dokładnie 45 gramów owsianki, dla pewności ważę miskę na wadze elektrycznej. Następnie przed wyjściem z domu liczę, ile sztuk odzieży mam na sobie. Denerwuję się, jeśli nie mogę wypić herbaty o tej samej porze każdego dnia. Kiedy jestem zestresowany i mam problemy z oddychaniem, zamykam oczy i liczę. Myślenie o liczbach pomaga mi się uspokoić.
Liczby są moimi przyjaciółmi i nigdy mnie nie opuszczają. Każda jest wyjątkowa i ma własną osobowość. Jedenaście jest przyjazne, pięć głośne, a cztery ciche i nieśmiałe – to moja ulubiona cyfra, może dlatego, że przypomina mi mnie samego. Jedne są duże: 23, 667, 1179; a inne małe: 6, 13, 581. Niektóre są piękne, jak 333, a inne brzydkie, jak 289. Dla mnie każda cyfra i liczba jest wyjątkowa.
Niezależnie od tego, dokąd idę i co robię, nie przestaję myśleć o liczbach. W rozmowie z gospodarzem talk-show Davidem Lettermanem w Nowym Jorku powiedziałem mu, że wygląda jak liczba 117 – chuda jak patyk. Później, na Times Square, którego nazwa słusznie odnosi się do liczb, spojrzałem w górę na piętrzące się tam wieżowce, i poczułem się otoczony dziewiątkami, najbardziej kojarzącymi mi się z ogromem.
Uczeni nazywają moje wzrokowe, emocjonalne odbieranie liczb synestezją, czyli rzadkim neurologicznym łączeniem wrażeń zmysłowych, najczęściej dającym zdolność widzenia koloru liter i / lub liczb. Moja synestezja jest niespotykana i złożona, dzięki niej widzę kształt, kolor, fakturę i ruch liczb. Na przykład jeden jest lśniąco białe, jak gdyby ktoś zaświecił mi latarką w oczy. Pięć jest jak uderzenie pioruna lub huk fal rozbijających się o skały. Trzydzieści siedem jest grudkowate jak owsianka, a osiemdziesiąt dziewięć kojarzy mi się z prószącym śniegiem.
---- ----
37 89
---- ----
Najbardziej znany przypadek synestezji to prawdopodobnie opisywany przez rosyjskiego psychologa A. R. Łurię na przestrzeni trzydziestu lat, począwszy od lat dwudziestych XX wieku, obdarzony fenomenalną pamięcią dziennikarz o nazwisku Szereszewski. „S”, jak nazywał go Łuria w swoich notatkach do książki O pamięci, która nie miała granic, miał obrazową pamięć, która pozwalała mu „widzieć” słowa i liczby jako różne kształty i kolory. „S” potrafił, przyglądając się przez trzy minuty pięćdziesięcioelementowej macierzy, powtórzyć jej elementy zarówno zaraz po fakcie, jak i wiele lat później. Łuria przypisywał niezwykłą krótko- i długotrwałą pamięć Szereszewskiego jego synestezyjnym doświadczeniom.
Wykorzystując swoje własne doświadczenia synestezyjne już od wczesnego dzieciństwa, dorastałem z umiejętnością pracy i wykonywania obliczeń na wielkich liczbach w pamięci bez żadnego świadomego wysiłku, tak jak filmowy Raymond Babbitt. Prawdę mówiąc, jest to zdolność, którą posiada także kilku innych żyjących sawantów (czasem określanych mianem „błyskawicznych kalkulatorów”). Doktor Darold Treffert, lekarz z Wisconsin i czołowy badacz syndromu sawanta, w swojej książce Extraordinary People podaje przykład niewidomego człowieka „zdolnego do przeprowadzania obliczeń w sposób niemal cudowny”:
Gdy zapytano go, ile ziaren kukurydzy znajdzie się w którymś z 64 pudełek, jeśli w pierwszym jest jedno, w drugim dwa, w trzecim cztery, w czwartym osiem itd., podał odpowiedzi dla pudełka czternastego (8192), osiemnastego (131 072) i dwudziestego czwartego (8 388 608) natychmiast, a dla czterdziestego ósmego (140 737 488 355 328) po 6 sekundach. Po 45 sekundach podał także poprawnie sumę ziaren we wszystkich 64 pudełkach (18 446 744 073 709 551 616).
Moje ulubione operacje na liczbach to podnoszenie do potęgi, czyli mnożenie liczby przez nią samą określoną liczbę razy. Pomnożenie liczby przez nią samą nazywa się podniesieniem do kwadratu. Na przykład, 72 do kwadratu to 72 × 72 = 5184. W moim umyśle kwadraty liczb są zawsze symetrycznymi kształtami, dlatego uważam je za wyjątkowo piękne. Pomnożenie tej samej liczby przez siebie trzy razy nazywa się podniesieniem do sześcianu lub do trzeciej potęgi. 51 do sześcianu lub do trzeciej potęgi to 51 × 51 × 51 = 132 651. Każdy wynik podnoszenia do potęgi widzę oczami umysłu jako charakterystyczny wizualny wzór. W miarę jak obliczenia i ich wyniki rosną, kształty i kolory w mojej głowie stają się coraz bardziej złożone. 37 do potęgi piątej – 37 × 37 × 37 × 37 × 37 = 69 343 957 – widzę jako duży okrąg złożony z mniejszych okręgów poruszających się w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara.
Kiedy dzielę jedną liczbę przez drugą, w głowie widzę spiralę obracającą się w dół coraz większymi pętlami, które zdają się odkształcać i wyginać. Różne operacje dzielenia dają różne rozmiary spiral ze zmieniającymi się krzywiznami. Dzięki mentalnym obrazom potrafię podać wynik dzielenia 13 ÷ 97 (0,1340206…) do niemal setnego miejsca po przecinku.
Podczas liczenia nigdy nic nie zapisuję, ponieważ zawsze potrafiłem dodawać w pamięci i jest mi o wiele łatwiej zobaczyć odpowiedź dzięki synestezyjnym kształtom, niż wykonywać dodawanie pod kreską, którego nauczały nasze szkolne podręczniki. Przy mnożeniu widzę dwie liczby jako oddzielne kształty. Obraz się zmienia i powstaje trzeci kształt – prawidłowa odpowiedź. Ten proces zajmuje kilka sekund i zachodzi samoistnie. To jak wykonywanie działań bez konieczności myślenia.
---- ------ -----
53 6943 131
---- ------ -----
Na rysunku powyżej mnożę 53 przez 131. Widzę obie liczby jako unikalne kształty i umieszczam je w przestrzeni naprzeciw siebie. Przestrzeń, powstała pomiędzy dwoma kształtami, tworzy trzeci kształt, który jest dla mnie nową liczbą: 6943, wynikiem mnożenia.
Różne zadania wymagają różnych kształtów, a oprócz tego określone liczby wywołują we mnie rozmaite odczucia i emocje. Za każdym razem, gdy mnożę przez jedenaście, czuję, jak liczby staczają się w dół w mojej głowie. Najciężej zapamiętać mi szóstki, ponieważ są dla mnie maleńkimi czarnymi kropkami bez żadnego szczególnego kształtu czy faktury. Określiłbym je jako małe szparki lub dziurki. Każda liczba do 10 000 wywołuje u mnie wizualne i czasem emocjonalne reakcje – to tak, jakbym miał swój własny wizualny liczbowy słownik. I podobnie jak poeta dobiera słowa, tak ja uważam pewne kombinacje cyfr za piękniejsze od innych: jedynki pasują do ciemniejszych cyfr, jak ósemki i dziewiątki, ale już nie tak dobrze do szóstek. Numer telefonu z sekwencją 189 jest o wiele piękniejszy niż numer z sekwencją 116.
Ten estetyczny wymiar mojej synestezji ma swoje wady i zalety. Jeśli na sklepowej etykiecie z ceną lub na samochodowej tablicy rejestracyjnej zobaczę wyjątkowo piękną dla mnie liczbę, przechodzi mnie dreszcz podekscytowania i przyjemności. Z drugiej strony, jeśli liczby nie pasują do tego, jak ich doświadczam – na przykład cena 99 pensów na etykiecie ma kolor czerwony lub zielony (zamiast niebieskiego) – denerwuje mnie to i jest dla mnie nieprzyjemne.
Nie wiadomo, ilu sawantom doświadczenia synestezyjne pomagają w dziedzinach, w których są wybitni. Jedną z przyczyn jest to, że podobnie jak Raymond Babbitt, wielu z nich jest poważnie upośledzonych umysłowo i / lub fizycznie, przez co nie mogą wytłumaczyć innym, w jaki sposób robią to, co robią. Ja mam to szczęście, że nie cierpię na żadne z najcięższych zaburzeń, które często towarzyszą zdolnościom takim jak moje.
Jak większość osób z syndromem sawanta mam również spektrum zaburzeń autystycznych. Cierpię na zespół Aspergera, stosunkowo łagodną formę autyzmu, która w Wielkiej Brytanii dotyka średnio jedną na 300 osób. Z badania przeprowadzonego w 2001 roku przez brytyjskie Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Autyzmu wynika, że prawie połowie wszystkich dorosłych ludzi z zespołem Aspergera nie stawia się diagnozy przed szesnastym rokiem życia. Ja usłyszałem ostateczną diagnozę w wieku dwudziestu pięciu lat, po testach i rozmowach w Autism Research Centre w Cambridge.
Autyzm, łącznie z zespołem Aspergera, definiuje się jako zaburzenia interakcji społecznej, komunikacji i twórczego myślenia (są to na przykład problemy z myśleniem abstrakcyjnym lub kreatywnym oraz empatią). Diagnoza nie jest łatwa i nie można jej postawić na podstawie badań krwi czy skanu mózgu, lekarze muszą obserwować zachowanie danej osoby i zbadać historię jej rozwoju od niemowlęctwa.
Osoby z zespołem Aspergera często mają niezwykły talent językowy i są w stanie stosunkowo normalnie żyć. Wiele z nich ma wyższy od przeciętnego iloraz inteligencji i wybitne zdolności w dziedzinach związanych z logicznym i obrazowym myśleniem. Podobnie jak inne formy autyzmu, zespół Aspergera o wiele częściej dotyka mężczyzn niż kobiety (około 80 procent osób z autyzmem i 90 procent osób, u których zdiagnozowano zespół Aspergera, to mężczyźni). Charakterystyczną cechą osób dotkniętych tymi zaburzeniami jest koncentrowanie się na jednym celu, a także silna potrzeba analizowania szczegółów oraz rozpoznawania reguł i porządku w systemach. Takie osoby często mają wyspecjalizowane umiejętności związane z pamięcią, liczbami i matematyką. Nie wiadomo na pewno, co sprawia, że ktoś ma zespół Aspergera, ale jest to choroba wrodzona.
Od kiedy pamiętam, doświadczałem liczb tak jak teraz, w sposób wizualny, synestezyjny. Liczby to mój pierwszy język, w którym często myślę i czuję. Bywa, że ciężko mi zrozumieć emocje lub na nie zareagować, więc zwykle odwołuję się do liczb. Jeśli przyjaciel mówi, że jest smutny lub przygnębiony, wyobrażam sobie, że siedzę w ciemnej otchłani szóstki, aby doświadczyć podobnego uczucia i je zrozumieć. Jeśli w jakimś artykule czytam, że ktoś czuł się czymś przytłoczony, to wyobrażam sobie, że stoję obok dziewiątki. Za każdym razem, gdy ktoś opisuje pobyt w pięknym miejscu, przywołuję swoje liczbowe krajobrazy i uczucie szczęścia, które we mnie budzą. W ten sposób liczby faktycznie przybliżają mnie do rozumienia innych ludzi.
Czasem ludzie, których spotykam po raz pierwszy, przypominają mi określoną liczbę i dzięki temu czuję się swobodnie w ich towarzystwie. Bardzo wysocy ludzie przypominają mi dziewiątkę, a okrągli trójkę. Gdy jestem nieszczęśliwy, zaniepokojony lub znajdę się w nowej sytuacji (wtedy istnieje większe prawdopodobieństwo, że będę zestresowany lub skrępowany), liczę sobie. Liczby mnie uspokajają, tworząc w moim umyśle spójne obrazy i wzory. Mogę się wtedy odprężyć i zmierzyć z każdą sytuacją, w której się znajdę.
W dobry nastrój zawsze wprawia mnie myślenie o kalendarzach, o tych wszystkich liczbach i porządku w jednym miejscu. Różne dni tygodnia wywołują w mojej głowie różne barwy i emocje: wtorki są ciepłymi kolorami, a czwartki są kędzierzawe. Sawanci często mają zdolności do obliczeń kalendarzowych – umieją powiedzieć, na który dzień tygodnia przypadała lub przypadnie określona data. Myślę, że może to wynikać z faktu, iż liczby w kalendarzu są przewidywalne, a związane z nimi dni i miesiące tworzą określony porządek. Na przykład, trzynasty dzień miesiąca zawsze jest dniem tygodnia dwa dni wcześniejszym niż pierwszy dzień tego miesiąca, a niektóre miesiące – z wyjątkiem lat przestępnych – „naśladują” inne – styczeń i październik, wrzesień i grudzień oraz luty i marzec (pierwszy lutego wypada w ten sam dzień tygodnia, co pierwszy marca). Jeśli więc dla danego roku pierwszy lutego ma dla mnie kędzierzawą fakturę (czwartek), to trzynasty marca będzie ciepłym kolorem (wtorek).
W książce Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem pisarz i neurolog Oliver Sacks na przykładzie cierpiących na ciężką formę autyzmu bliźniaków Johna i Michaela pokazuje, na jak wysoki poziom niektórzy sawanci potrafią wznieść obliczenia kalendarzowe. Bliźniacy nie byli w stanie zadbać o siebie (od siódmego roku życia przebywali w zakładach opiekuńczych), ale potrafili podać dzień tygodnia dla każdej daty z okresu 40 000 lat.
Sacks opisuje również, jak John i Michael godzinami grali w grę, w której przerzucali się wzajemnie liczbami pierwszymi. Podobnie jak bliźniaków, mnie też zawsze fascynowały liczby pierwsze. Każdą liczbę pierwszą widzę jako gładki kształt, odróżniający się od kształtów liczb złożonych (nie pierwszych), które są bardziej ziarniste i mniej się wyróżniają. Za każdym razem, gdy określę, że jakaś liczba jest liczbą pierwszą, w mojej głowie (w przedniej centralnej części) powstaje wrażenie, które ciężko opisać słowami. To wyjątkowe uczucie, jak gdybym nagle poczuł mrowienie.
Czasem zamykam oczy i wyobrażam sobie pierwsze trzydzieści, pięćdziesiąt, sto liczb tak, jak doświadczam ich przestrzennie, synestezyjnie. Wtedy okiem umysłu widzę, jak piękne i wyjątkowe są liczby pierwsze przez to, że zdecydowanie wyróżniają się wśród kształtów innych liczb. To właśnie dlatego patrzę na nie, patrzę i patrzę, i nie mogę oderwać wzroku, każda liczba jest tak inna od liczby przed nią i liczby po niej. Ich osamotnienie pośród innych sprawia, że są dla mnie tak wyjątkowe i ciekawe.
Czasem, gdy zasypiam wieczorem, mój umysł nagle napełnia się jasnym światłem i przed oczami gwałtownie przepływają mi liczby, setki, tysiące liczb. To piękne i kojące doświadczenie. Czasem w nocy, gdy nie mogę zasnąć, wyobrażam sobie, że spaceruję wśród swoich liczbowych krajobrazów. Wtedy czuję się bezpieczny i szczęśliwy. Nigdy się nie gubię, ponieważ kształty liczb pierwszych wskazują mi drogę.
Również matematycy poświęcają wiele czasu liczbom pierwszym, częściowo dlatego że nie ma szybkiej lub prostej metody sprawdzenia, czy liczba jest liczbą pierwszą. Najbardziej znana metoda to sito Eratostenesa, której nazwa pochodzi od imienia starożytnego greckiego uczonego Eratostenesa z Cyreny. Sito działa następująco: zapisz liczby, które chcesz sprawdzić, na przykład od 1 do 100. Zacznij od liczby 2 (1 nie jest ani liczbą pierwszą, ani złożoną) i wykreśl każdą jej wielokrotność: 4, 6, 8… aż do 100. Następnie przejdź do 3 i wykreśl każdą wielokrotność: 6, 9, 12…, potem przejdź do 4 i wykreśl każdą wielokrotność: 8, 12, 16… i tak dalej, aż zostaną tylko te liczby, których nigdy nie wykreślisz: 2, 3, 5, 7, 11, 13, 17, 19, 23, 29, 31… Są to liczby pierwsze, podstawy mojego świata liczb.
Synestezja wpływa również na to, jak widzę słowa i język. Na przykład angielskie słowo ladder (drabina) jest niebieskie i lśniące, a hoop (obręcz) – miękkie i białe. To samo się dzieje, gdy czytam słowa w innych językach: jardin, po francusku „ogród”, jest rozmazane i żółte, a hnugginn – „smutny” po islandzku – białe w niebieskie cętki. Badacze synestezji twierdzą, że kolorowe słowa zwykle przejmują barwę od pierwszej litery i u mnie generalnie się to sprawdza: angielskie yoghurt (jogurt) jest słowem żółtym (ang. yellow); video (wideo) jest purpurowe, po angielsku purple (być może ma to związek z violet, czyli fioletowym); a gate (brama) jest zielone (ang. green). Mogę nawet spowodować zmianę koloru słowa poprzez dodanie w głowie pierwszej litery, zmieniającej je w inne słowo: at (przy, w, na) jest czerwone, ale po dodaniu litery H, by stało się słowem hat (kapelusz), zmienia się w słowo białe. Jeśli następnie dodam T, tworząc that (tamto), to słowo ma kolor pomarańczowy. Nie wszystkie słowa pasują do zasady pierwszej litery: na przykład słowa zaczynające się na A są zawsze czerwone, a zaczynające się na W są zawsze granatowe.
Niektóre słowa są doskonale dopasowane do rzeczy, które opisują. Angielskie raspberry (malina) jest zarówno czerwonym słowem (ang. red), jak i czerwonym owocem, a grass (trawa) i glass (szkło) są zielonymi słowami (ang. green), opisującymi zielone rzeczy. Wyrazy zaczynające się na literę T są zawsze pomarańczowe, jak tulipan, tygrys albo topola na jesień, gdy jej liście zabarwią się na pomarańczowo.
Tak samo wydaje mi się, że niektóre słowa nie pasują do rzeczy, które opisują: angielskie geese (gęsi) jest zielonym słowem, a opisuje białe ptaki (heese byłoby dla mnie lepszą opcją), słowo white (biały) jest niebieskie, a orange (pomarańczowy) jest przejrzyste i lśniące jak lód. Four (cztery) jest niebieskim słowem i spiczastą cyfrą, przynajmniej dla mnie. Kolor wina (ang. wine jest niebieskim słowem) lepiej opisuje francuskie vin, które jest purpurowe.
Dzięki postrzeganiu słów w różnych kolorach i fakturach łatwiej zapamiętuję fakty i imiona. Pamiętam na przykład, że lider w wyścigu kolarskim Tour de France jedzie w żółtej koszulce (nie zielonej, czerwonej lub niebieskiej), ponieważ angielskie słowo określające koszulkę, jersey, jest dla mnie żółte. Podobnie, pamiętam, że flaga Finlandii ma niebieski krzyż (na białym tle), ponieważ słowo „Finlandia” jest niebieskie (jak wszystkie słowa zaczynające się na literę F). Gdy spotykam kogoś po raz pierwszy, często zapamiętuję jego imię po kolorze słowa: mężczyźni o imieniu Richard są czerwoni, John – żółci, a Henry – biali.
Pomaga mi to również szybko i bez wysiłku uczyć się języków obcych. Obecnie znam dziesięć języków: angielski (mój ojczysty język), fiński, francuski, niemiecki, litewski, esperanto, hiszpański, rumuński, islandzki i walijski. Łączenie różnych kolorów i emocji, których doświadczam przy każdym słowie, ze znaczeniem tego słowa pomaga tchnąć życie w słowa. Na przykład fińskie słowo tuli jest dla mnie pomarańczowe i oznacza „ogień”. Gdy czytam to słowo lub o nim myślę, natychmiast widzę ten kolor w głowie, co przywołuje znaczenie słowa. Inny przykład to walijski wyraz gweilgi, który jest zielony i granatowy, a oznacza „morze”. Uważam, że to doskonałe słowo na opisanie kolorów morza. Jest też islandzkie określenie rökkur, oznaczające „zmierzch” lub „zmrok”. To karmazynowe słowo i kiedy je widzę, na myśl przychodzi mi krwawoczerwony zachód słońca.
Pamiętam, że gdy byłem mały, podczas jednej z moich częstych wycieczek do miejscowej biblioteki spędziłem kilka godzin, przeglądając książkę za książką i na próżno szukając takiej, która byłaby podpisana moim imieniem i nazwiskiem. W bibliotece było tyle książek i widniało na nich tyle różnych imion i nazwisk, więc założyłem, że jedna z nich – gdzieś – musi być moja. Nie rozumiałem wtedy, że czyjeś imię i nazwisko widnieje na książce, gdy jest on jej autorem. Dziś, gdy mam dwadzieścia sześć lat, już to wiem. Jeśli pewnego dnia mam znaleźć swoją książkę, to najpierw muszę ją napisać.
Pisanie o moim życiu dało mi możliwość spojrzenia z perspektywy na to, jak daleko zaszedłem, i pozwoliło prześledzić trasę mojej podróży aż do obecnej chwili. Jeśli ktoś dziesięć lat temu powiedziałby moim rodzicom, że będę żył całkowicie niezależnie, w szczęśliwym związku i realizując się zawodowo, prawdopodobnie by w to nie uwierzyli; i nie jestem pewien, czy sam bym uwierzył. Ta książka opowie wam, jak do tego doszedłem.
Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75
[email protected], [email protected]
[email protected], [email protected]
[email protected]
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
[email protected]
Sekretarz redakcji: [email protected]
Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel./fax +48 22 621 10 48
[email protected], [email protected]
[email protected], [email protected]
[email protected]
Dział marketingu: [email protected]
Dział sprzedaży: [email protected]
[email protected], [email protected]
Audiobooki i e-booki: [email protected]
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, [email protected]
Wołowiec 2018
Wydanie II