- W empik go
Urywek ze wspomnień pierwszej mojej młodości - ebook
Urywek ze wspomnień pierwszej mojej młodości - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 393 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poznań.
Nakładem Księgarni Jana Konstantego Żupańskiego.
1876.
KILKA SŁÓW WSTĘPNYCH .
Urodziłem się w połowie 1799 roku, a ponieważ od tej epoki do dziś dnia przesunęło się wiele zadziwiających, niesłychanych, olbrzymich wypadków, śmiało więc powiedzieć mogę, żem dużo widział, dużo doświadczył. Ale najlepsza pamięć z latami tępieje; chcąc jej przyjść w pomoc, od dawna już przyzwyczaiłem się rzucać na papier nie tylko wydarzenia obecne, ale to co sobie przypomnę, co zasłyszę od starszych od siebie, co z wiarogodnego wyczytam źródła, jestem bowiem w tym okresie życia, w którym człowiek mniej czyta, więcej odczytuje. – I tak dodając miarkę do miarki, spichrz się zapełnił. Wydawać pamiętników moich na widok publiczny nie miałem na celu, zebrałem je dla rozrywki na stare lata, kiedy człowiek lubi z drugimi gawędzić, a gdy nie ma z kim, – to przynajmniej sam z sobą, zebrałem je dla zabawy i pożytku dzieci moich, a jeżeli je dzisiaj puszczam w świat, czynię to jedynie z powodu łaskawego przyjęcia, jakiego doznał w roku przeszłym urywek z nich od pobłażliwych czytelników moich. – Kiedy piszący, obok tego co się na świecie działo, nadmienia za często o sobie, ogólnego zajęcia wzbudzić nie może. Ten zarzut niejednemu już pisarzowi czyniono. Nie była wolną od niego pani de Stäel, ani Chateaubriant, uległ niemu i nasz rodak Triplin, który, chociaż nas tak uroczym sposobem przenosił nieraz po nad skaliste urwiska Norwegji, lub nad brzegi Gwadalquiwiru i Tagu, stracił jednak z czasem wszelką wiarę, skoro przekonaliśmy się, iż czytając go, trudno było odróżnić prawdę od bajki. – Nie chcąc na podobny zarzut zasłużyć, tyle tylko o sobie nadmieniam, ile zajmuję miejsca w kółku domowem, będącem wspomnień moich przedmiotem. – Niektóre jednak z nich wyjątki, dotyczące albo wypadków, których pamięć w kraju naszym przechować jest obowiązkiem, albo osób zapisanych czynem w dziejach narodowych, z przeszłości dla przyszłości wydobywam. Wypadków po większej części byłem naocznym świadkiem, osoby mające w nich udział po większej części znałem, a za prawdę zaręczam; bo wszakże niejeden z żyjących jeszcze, to samo widział, zasłyszał, zaświadczyć zatem, lub zaprzeczyć może. – Życie ludzkie dzieli się na trzy epoki: pierwsza jest przejściem z dziecinnego do młodzieńczego wieku, przemawia jedynie do wyobraźni i powonią kwiatów, okala tęczowemi barwami; druga naucza, doświadcza, probuje, i nieraz, co paliło, gasi, co ogrzewało, wyziębia; trzecia, poświęcona jedynie rozpamiętywaniu tego, co było, przeszło i nie wraca; – przypomina.
Doszedłszy do tej ostatniej epoki, nauczony, doświadczony, i nieraz boleśnie dotknięty, piszę aby przypomnieniem niejednemu cierpieniu ulżyć, niejeden smutek pocieszyć, dodać siły do wytrwania, odwagi do zniesienia.
Roztrząsając z badawczą uwagą najodleglejszą starożytność, a od niej przechodząc po kolei aż do naszych czasów, przekonamy się, że każdy wiek miał sobie właściwą dążność, przybrał sobie właściwą barwę, właściwem się piętnem wyrył w dziejach świata. Były wieki barbarzyństwa i ciemnoty, prześladowania i męczeństw, rycerstwa i podbojów, odrodzenia, oświaty, postępu!
Nie wiem, dla czego wiek XVIII, filozoficznym nazwano; chyba dla tego, że powątpiewaniem zachwiał wiarę, a nie zastąpiwszy jej niczem, wszystkie towarzyskie węzły zerwał, zepsuciem obyczaje skaził, co było najświętszego, zdeptał; przygotował i dokonał, dwa wielkie fakta: rewolucyą francuzką i rozbiór Polski. –
Wiek XIX rozpoczął się przy odgłosie armat na polach Marengo, jakby zapowiadał przyjście zwycięzcy pół świata; – i przyszedł; a uchwyciwszy rudel tonącego państwa, przywrócił wiarę, porządek; ale rozlewu krwi nie zatamował, tylko go przeniósł z wnętrza na zewnątrz, z rusztowania na pola bitew. – I jakże zakończył? – Duch podbojów uniósł go za daleko, duma nienasycona zgubiła, bo gdy podbiwszy pół świata, kusił się o drugą połowę, laury jego zwiędłe pod skwarnem niebem Hiszpanii, zmroził wiatr północny.
Za ciasno mu było na najpotężniejszym tronie za życia, za przestronno po śmierci na odludnej skale.
Tak, jak po burzy, nastaje cisza, po wojnie pokój, zmordowane ludy odetchnęły; lepszy byt przyniósł, choć zwolna, dostatek; dostatek zapragnął zbytku; zbytek ożywił handel; handel obudził przemysł, i w ostatnich latach pierwszej połowy naszego stulecia Europa innem życiem żyć poczęła, niestety! więcej materyalnem niż duchowem.
Był czas, w którym oświata ze Wschodu szła na Zachód, a z nią wzory piękna, barwa i woń kwiatów, dłuto Fidjasza, pędzel Appellesa, Amfiona lutnia. Dzisiaj z Zachodu idzie, czyli raczej na Wschód powraca, pędzona taką potęgą pary, taką siłą elektromagnetyczną, że rozwiała marzenia; obudziła ze snów; zastąpiła je nagą rzeczywistością; piękno zastąpiła sztuką; wyobraźnię wyrachowaniem; natchnienie lodowatą rozwagą, poezyę prozą. – U nas tylko jednych tęsknota nastraja lutnię, smutek wywołuje poezyę, Mickiewiczów, Brodzińskich, Krasińskich wydała. – Piszmy zatem dla ulżenia sobie tego, co boli, dla pożytku tym, co po nas przyjdą, dla przypomnienia tego, co było, tym, którzy po nich nastąpią.
ROZDZIAŁ PIERWSZY .
Mój rodowód. – Monasterzyska. – Buczacz. – Mój ojciec i matka starościna Wielkopolska. – Ważniejsze wypadki zaszłe w Europie 1799 roku – Marya jechania za granicę. – Białoruś; Połock; HoryHorki. – Powrót do Warszawy. – Stan kraju. – Tulczyn, Puławy. – Śmierć mojej siostry.
Pewien autor francuzki powiedział; "Noblesse oblige. " Podzielam jego zdanie, chociaż przeciwko takowemu powstaje demokracya z zazdrością, komunizm z zawiścią. – Czem było u nas początkowie szlachectwo? nagrodą za waleczne czyny, godłem krwią nieraz okupionem na polu sławy, im dawniey otrzymane, tem więcej cenione. – Dzisiaj tego, co ma antenatów czyli przodków, zwą arystokratą, ale mieć ich lub niemiec w pierwszym razie nie jest osobistą zasługą, w drugim nie jest wonią. – Są trzy arystokracye: imienia, pieniężna i osobistej zasługi. – Pierwsza jest obowiązującym wzorem do na – śladowania, podnietą, zachętą; druga, że tak powiem, giełdowa, niezasadza się natem, com wart, ale co mam w kieszeni; trzecia wszystko czerpie z siebie, wszystko sama sobie winna. – I kiedy pierwsza zasadza się natem, co było, trzecia natem, co jest, kiedy tamta nieraz się wtedy kończy, gdy ta zaczyna; od tego co miał antenatów, więcej poszanowania godzien ten, co sam antenatem się staje.
Tak za praojców naszych, każdy testament zaczynał się od tego, czem był testatora ojciec, dziad, pradziad i t… d.; dla wykazania prawej procedencyi, tak też i pamiętniki mojego życia, od mego rodowodu rozpoczynam. Bo czemże są pamiętniki, jeżeli nie pewnym rodzajem testamentu? – W testamencie zapisuję, co mam spadkobiercom moim, w pamiętnikach zapisuję co wiem, com widział, czegom doświadczył, w testamencie dla użytku, w pamiętnikach dla pożytku idącemu po mnie pokoleniu.
"Stefan (1 ) na Złotym Potoku Potocki, najmłodszy syn Mikołaja starosty jeneralnego podolskiego i regimentarza z Czerwińskiej urodzony, brat Andrzeja kasztelana Kamienieckiego, a stryj rodzony Stanisława Rewery hetmana, był protoplastą szczepu, od którego i ja idę. – Onto z braćmi, wioskę Zahajpole na miasteczko pod nazwą Złotego Potoka erygował, i za herb zaczął używać, złotej pilawy w polu błękitnem, – Jak bracia tak i on cały – (1) Monografie niektórych rodzin polskich przez Stanisława Kazimierza Kossakowskiego, Tom II., str. 216 i dalsze.
wiek na wojnach przepędził. – Za króla Stefana już był rotmistrzem (1578). – Za Zygmunta III. wojewodą Bracławskim, pisarzem polnym koronnym, starostą generalnym podolskim, felińskim i lucyńskim. – Walczył dwukrotnie na Wołoszczyźnie, dla utrzymania na hospodarstwie najprzód (1595) Jeremiego, a potem syna jego Konstantego, Mohyłów. Druga ta wyprawa skończyła się Męską pod Sasowymrogiem, w skutek której wzięty do niewoli, zaprowadzony do Konstantynopolu, cudem prawie, bo na łódce z więzienia do Ojczyzny uszedł. – Wtedy też błędów kalwińskich się wyrzekł i fundował kościół Dominikanów w Potoku, gdzie ciało jego po śmierci nastąpionej dnia 5 Marca 1631 r. złożonym zostało. – Miał za sobą Marję Mohylankę hospodarównę Wołoską, córkę Jeremiasza, a siostrę Konstantego; a z niej trzech synów i trzy córki. " –
" Paweł, średni syn Stefana, wojewody Bracławskiego… z Mohyłanki zrodzony, kasztelan Kamieniecki, ożenił się najprzód z Jarmolińską, z którą miał syna Józefa-Stanisława, kasztelana Kijowskiego; w roku zaś 1660, zostając w niewoli w Moskwie, zaślubił Eleonorę Sołtyków (1) i spłodził z nią siedmiu synów i dwie córki. – Paweł Potocki umarł 1674 roku. " –
"Aleksander Potocki , najstarszy syn Pawła, kasztelana Kamienieckiego i Eleonory
Sołtyków, podkomorzy Halicki, kasztelan Kamieniecki i w końcu wojewoda Smoleń- – (1) Siostra Eleonory Sołtyków była matką cesarzowej Anny.
ski, walczył pod Wiedniem oraz w innych wyprawach Jana III… – umarł. 1714 r. – Z Zuzanny Karczewskiej kasztelanki Halickiej, pierwszej żony swojej, miał syna Tomasza, młodo umarłego w Pradze Czeskiej, podczas gdy lustrował cudzych krajów zwyczaje, jak mówi Niesiecki. "
"Z drugiej żony Teresy Tarłówny kasztelania Zawichostskiej, miał wojewoda Smoleński, dwie córki i dwóch synów Józefa, i Antoniego. " –
"Józef Potocki, starszy syn Alexandra, wojewody Smoleńskiego, był naprzód starostą Szczerzeckim po ojcu. W roku 1733, posłował na sejmie konwokacyjnym. W roku 1760 (dnia 22 lipca) został kasztelanem krakowskim. – Umarł w roku 1764 zostawiając z Konstancji Morsztynównej wojewodzianki Inrlantskiej córkę Maryannę, za Stanisławem Małachowskim, słarostą Wąwolnickim: a z Pelagii Potockiej starościanki Grabowieckiej córkę jednę Pelagią, za Franciszkiem Ksawerym Grabowskim, i synów siedmiu. – Z tych:
lszy Ignacy, starosta Kaniowski, żonaty z Elżbietą, Wielopolską wojewodzianką Smoleńską, powtórnie z Karoliną Świeżawską starościanką Cudnowską; następnie wstąpiwszy do stanu duchownego kanonik Krakowski.
2-gi Józef Makary Potocki starosta Czorsztyński i Halicki – mój dziad.
3-ci Piotr Potocki starosta Szczerzecki i Stryjski, poseł do Stambułu z sejmu czteroletniego (1788) – żona jego Krystyna Potocka, podczaszanka Litewska Jo – achima Potockiego i Branickiej, siostry hetmana Jana Klemensa Branickiego, córka. –
4ty Jan Potocki, starosta Kaniowski, żona Joanna Potocka, córka Joachima i Branickiej.
5ty Dominik Potocki, starosta Sokolnlcki, żona Anna Czosnowska.
6ty Kajetan kanonik Gnieźnieński.
7my Paweł kanonik Łucki. – (bliźnięta). " –
"Józef Makary Potocki, starosta Czorsztyński i Halicki, drugi syn Józefa Potockiego kasztelana Lwowskiego, urodzony z Pelagii Potockiej. Miał dwie żony; pierwszą Elźbietę Wielopolską: z niej siedmioro dzieci małoletnio zmarłych. – Z drugiej zaś żony Ludwiki Lubomirskiej wojewodzianki Kijowskiej zostawił dwóch synów: Stanisława Potockiego, jenerała piechoty byłego wojska polskiego, senatora wojewodę, ojca mojego, i Antoniego Potockiego jenerała wojsk polskich: oraz trzy córki: Elżbietę, za Stanisławem Siemieńskim, Wiktoryą za Janem Dumnem; Ludwikę za Janem Dzieduszyckim. "
Józef Makary Potocki, dziad mój, dziedzic Monasterzysk na Czerwonej Rusi i Jurkówki na Podolu, po razy kilka posłował na sejmach Warszawskich za panowania Augusta III. i Stanisława Augusta. Nadwerężywszy majątku swojego na usługach krajowych, mniej dbały o zaszczyty i urzędy, do których roście sobie miał prawo, przenosząc spokój domowy nad zawód publiczny, osiadł na wsi w Monasterzyskach wraz z żoną, z którą się potem poróżniwszy przeniósł się do Jurkówki, gdzie lat kilkadziesiąt przemieszkawszy, umarł 1821 roku.
Franciszek Karpiński w pamiętnikach swoich tak się o nim wyraża:
"Miałem sąsiada w Monasterzyskach Józefa Potockiego, starostę Halickiego, człowieka najpoczciwszego i żonę jego z książąt Lubomirskich. Gdy byłem raz na wsi u Siemianowskiego obywatela, przyjechał tam z żoną Kreis – kapitan Niemiec, i przywiózł z sobą kapitana Prevot, zamieszkałego w Polsce Francuza, który dawniej' był guwernerem panów Potockich, kasztelaniców Lwowskich i którzy równio jak i Kreis-kapitan mieszkali w Monasterzyskach. Podpiwszy sobie zaczęli się ci dwaj bohaterowie kłócić, a potem przyszło do czubów i policzowań, nakoniec Niemiec z Francuzem obalili się na ziemię. – Kiedy Niemiec silniejszy wziął Francuza pod siebie, hajduk Siemianowskiego, niby ich rozbraniając, Niemca na spód, a Franzuza na wierzch obrócił. Dopiero nasz Francuz zpolszczały, co się w paszczekę niemiecką zmieściło, tyle mu policzków nadawał, aż krew z nosa Niemcowi popłynęła, co widząc rozbroiliśmy ich, i wnet potem doprowadzili do zgody. " –
Co spowodowało poróżnienie dziada mojego z żoną, niewiem, może było skutkiem ducha owego czasu, w którym przykładne stadło coraz się rzadszem stawało. – August II. sam rozwiązłych obyczai, rozwiązłością skarcił staropolskie cnoty. – Złe idąc z góry… przeszło od królewskiego dworu, do dworów magnatów, a raz zaszczepione rozszerzać się po kraju zaczęło. – August III. przykładny wprawdzie małżonek, ale umysłu ociężałego, słabego, zaradzić złemu nie zdołał, rządził nim minister faworyt a tym zaś intryga, frymarki, kobiety. – Stanisław August Poniatowski, młody, przystojny, bezżenny, miłością kobiety wyniesiony na tron, z koroną z róż uwitą, długo się poił ich wonią, ale gdy przeciwne wiatry kwiaty rozwiały, zostały tylko kolce, – cierniowa korona. – Charakteru niestałego, lekkomyślnego, zalotnego; można powiedzieć, że był francuzkiego Ludwika XV. wyobrazicielem na polskim tronie. – Za jego panowania popsucie obyczai do tego stopnia doszło, że w wyższych strefach Towarzystwa, nie było kobiety zamężnej, któraby nie miała kochanka, a nie tając się ze złem nie szczyciła się z tego; nie było męża, któryby przy cudzych żonach nie szukał zapomnienia o własnej. – Małżeństwo było niczem więcej jak kontraktem, przy zawarciu którego starano się zawsze o niedopłnienie pewnej formalności, o uchybienie w przepisanym obrządku, aby zachować sobie w razie przewidzianej potrzeby furtkę do unieważnienia, czyli raczej do rozwodu. – Dziad mój i babka: w początkach panowania Stanisława Poniatowskiego przemieszkiwali, jakem już wyżej powiedział, przez lat kilka w Warszawie. Przenieśli się potem do Monasterzysk, on zniechęcony tem, co się w stolicy działo, przewidujący, co nastąpić musi, ona żałująca może owych zabaw wielkiego świata, owych upajających ułud świetnego dworu. – Kiedy pomiędzy niemi zaszło nieporozumienie, a następnie rozłączenie, dziad mój przeniósł się na stałe mieszkanie do Jurkówki, babka w Monasterzyskach pozostała.
Jurkówka… prawdziwa ukraińska wioska, złożona z kilkuset chat, obfitująca we wszystko, co ta błogosławiona ziemia tak hojnie wydaje, leży o mil kilka od Białołówki, i o tyleż od Tulczyna. – W Białołówce mieszkał Piotr Potocki starosta Szczerzecki, brat mojego dziada, odwiedzali się często nawzajem, ale częściej jeszcze spotykali w Tulczynie u Stanisława Szczęsnego Potockiego, wojewody ruskiego, z którym lata dziecinne przepędzili razem, – Franciszek Salezy Potocki, wojewoda kijowski a ojciec Szczęsnego, utraciwszy kilku synów w młodociannym wieku, pozostałego jedynaka oddał Pelagii Potockiej, prababce mojej, aby się wychowywał z dziadem moim i jego braćmi. Odtąd zawiązała się między niemi przyjaźń, którą ani różność zdań, ani odmiennego zawodu dążność osłabić nie zdołata, – Jeżeli starościce Lwowscy byli najgorliwszemi poplecznikami konstytucyjnego sejmu, a wojewoda ruski marszałkiem Targowickiej konfederacyi, niezapominali wszakże o latach młodości, którą pod jednym przepędzili dachem, kochali się jak bracia.
Franciszek Salezy Potocki, wojewoda kijowski mieszkał w Krystynopolu na Czerwonej Rusi, gdzie życia dokonał wnet po tragicznej śmierci pierwszej swojej synowej. – Kto był istotnym powodem tego okropnego wypadku? dotąd wyjaśnionem nie jest. – Odpowiedzą mi na to: niepohamowana duma, – Zgoda, – ale czyja? ojca czy matki? – Pan Kraszewski w swojej Starościnie Bełzkiej przypisuje ją ojcu, ja zaś zwracam podejrzenie winy na matkę.
Ojciec dziedzic ogromnej fortuny, zajęty publiką, a jeszcze bardziej gospodarstwem, objeżdżał często rozległe i po całej Czerwonej Rusi rozrzucone swoje włości; jeżeli żył ze szlachtą za-panie-brat, ta była na jego usługi, i nieraz za niego na sejmikach, sejmach, trybunalskich zjazdach nadstawiała karku. Pan Wojewoda był przez nią nazywany królikiem Czerwonej Rusi, ale w domu Jaśnie Wielmożnej Pani był najniższym sługą. – Małżonka jego Anna Potocka, córka i wnuczka… hetmańska, (1) była w całem znaczeniu wyrazu: hic Mulier.
Męzkiego charakteru, żelaznej woli, nieograniczonej dumy, otoczona monarchiczną, że tak powiem, etykietą, była postrachem nietylko całego jej dworu niewieściego, ale nawet męzkiego, nie wyłączając z niego samego Pana Wojewody. Zmuszona oddać w ręce Pani Kasztelanowej – (1) "Anna Potocka, wojewodzina Kijowska, ("osoba nieugiętej woli i duszy, przed którą mąż nieraz musiał się korzyć") – była córką Stanisława na Stanisławowie, Zbarażu, Niemirowie itd. naprzód Smoleńskiego (1735) później Kijowskiego (1744) w końcu Poznańskiego (1756) wojewody, hetmana polnego koronnego, urodzona z Maryanny Łaszczówny, wojewodzianki Bełzkiej. – Dziadem zaś Anny był Józef Potocki, kasztelan Krakowski, hetman wielki koronny, zmarły r. 1752 w Załoscach, pochowany w Stanisławowie; – babką Wiktorya Leszczyńska, wojewodzianka Podlaska. (Monografia Stanisława Kossakowskiego P. II.)
Lwowskiej syna swego Szczęsnege, któremu delikatna i chorobliwa komplexia niedługi żywot zdawała się rokować; gdy ten doszedłszy do lat dwunastu wzmocnił się znacznie na zdrowiu, odebrała go do siebie i powierzyła dalsze wychowanie jedynaka dwom nauczycielom. Ci nie korzystając z szczęśliwych skłonności i najlepszej natury młodzieńca, mniej dbali o naukę, poprzestając na dogadzaniu we wszystkiem magnackiemu Paniczowi, chcąc tym sposobem zaskarbić sobie jego laskę na przyszłość.
"Za Augusta III., ani król, ani jego minister Brühł nieumieli po polsku, – (mówi Hugo Kołłątaj w pamiętnikach swoich). – Brühl, zięcia swego Mniszcha używał do tłómaczenia mu wszystkiego, co do tronu wychodziło po łacinie. Wychowanie wtedy u nas takie było, że Sułkowscy, i Mniszchowie mając lat dwanaście, ani słowa po polsku nie umieli, i dopiero wtedy swego języka jak obcego się uczyli. – Antoni Sułkowski, nigdy się dobrze po polsku nauczyć nie mógł. "
"Dziwne i różniące się wielce od siebie było wychowanie Karola księcia Radziwiłła, a Stanisława Szczęsnego Potockiego. "
"Karol Radziwiłł, syn hetmana litewskiego, Pana niezmiernego majątku, chowany był w domu rodziców. Myślałby kto, że niechcąc pospolitować młodego książęcia z dziećmi różnego urodzenia, wystarano się dla niego o dozorców i nauczycieli doskonałych; – przeciwnie. Młody książę Karol, niemiał żadnego nauczyciela i dozorcy. – Matka co rok obchodziła jego urodziny i imie – niny przez osobliwsze festyny, widowiska, fajerwerki. – Prowincjały z dalekich nawet klasztorów, zjeżdżali się winszować i życzyć, aby był zaszczytem domu książęcego Radziwiłłów; nikomu jednak nie było wolno radzić, aby się młody książę uczył i póki tylko matka żyła, nikt nie mógł mu rozkazać, wszyscy rozkazów jego słuchali. Edukował się, jak mu się podobało. Jeździł ze swoja świtą na koniu, a polubiwszy jednego Tatara, uczył się od niego tatarskiego języka. (1) – W dwunastym roku życia doskonale się upijał. Osiemnastu lat nie skończył, a przeszedł w rozpustach doboszników wszystkich tak, że żadna dama uczciwego wychowania nie chciała iść za niego. – Wyszukano mu nakoniec księżniczkę Lubomirską, starościankę Bolimowską, która nie mając szczęścia podobać się innym odważyła się pójść za Radziwiłła, już natenczas miecznika Litewskiego. – To małżenstwo długo nie trwało. Szaleństwa, które wyrabiał po trzeźwemu, a tem bardziej po pijanemu, były nie do zniesienia, zaczem Lubomirska odjechała od niego, i musiał nastąpić rozwód. "
"Szczęsny Potocki, syn wojewody Kijowskiego i Anny wojewodzianki Poznańskiej, gdy matka nie chciała pozwolić, aby jej jedynak miał się uczyć w konwikcie warszawskim, chociaż tam się znajdowali młodzi Potoccy, kasztelanice Lwowscy, postanowiono zatem dać mu wychowanie domowe, wybrano do tego księdza Pijara i przydano za dozorcę Bernardyna. Kamerdyner Francuz, od młodości – (1) Tyra Tatarem był pułkownik Gazoj Korycki.
zaraz mówił z paniczem po francuzku i był największym jego konfidentem. Świadkowie naoczni powiadali, że Pijar z Bernardynem grali po całym dniu w marjasza, a młody Szczęsny bawił się w garderobie z kamerdynerem swoim, wyciskając cytryny na limonadę, lub zatrudniając się około innych jakich przysmaczków, któremi swoich nauczycieli lubił częstować, – Nie było wolno Szczęsnemu widzieć swej matki ani ojca, trzeba było na to szczególnych audyencyi, z których często wychodził od pierwszej wyłajany, od drugiego uściskany. – Gdy z dziecka stał się młodzieńcem, poznał na swe nieszczęście w domu własnych rodziców Gertrudę Komorowską kasztelankę Sandecką. – Zwierzył się pierwszych zapałów swemu kamerdynerowi, kamerdyner wciągnął do intrygi Bernardyna, Bernardyn zrobił konfidencyą rodzicom panny. Szczęsny bardzo rzadko od swych rodziców wdziany, mógł się bezpiecznie na dni kilka oddalać. – Gdy intryga tak daleko doszła, że się potajemnie z Komorowską ożenił, sekret się wydał, wojewodzina Kijowska kazała ze dworu wygnać Bernardyna i Pijara, kamerdyner Francuz dostał sto bizunów, a Szczęsnemu na zawsze zatruto życie!"
Szczęsny Potocki wkrótce po zgonie ukochanej małżonki, utraciwszy wnet ojca i matkę, obrzydził sobie kraj, w którym tak jeszcze młody a tyle już wycierpiał, sprzedał Krystynopol i przeniósł się na Ukrainę do Tulczyna.
Monastarzyska i Jurkówka były dziedzicznemi majątkami dziada mojego, ojcowizną po ojcach; intrata z nich przy dochodach ze starostw Czorsztyńskiego i Halickiego, aż nadto wystarczyć mogła, na utrzymanie splendoru pańskiego życia, ale gdy, bądź w skutek długiego pobytu w stolicy, lub domowego nierządu, pozaciągane długi coraz się pomnażać zaczynały, starościna Halicka babka moja spostrzegłszy krytyczny stan interesów męża, podniosła od braci swoich Lubomirskich posagową sumę, wynoszącą, do trzech milionów złotych polskich i nią… wszystkie opłaciła długi; poczem oddała Jurkówkę mężowi, dokąd się zaraz przeniósł, a sama pozostała w Monasterzyskach.
Monasterzyska (po rusku Monasterzyszcze), w ziemi Halickiej w województwie Ruskiem, nie wielkie miasteczko, leży nad rzeką Koropiec. – Dziedzina Monasterskich, herbu Pilawa, następnie Sienińskich. – W Monasterzyskach był warowny zamek, przez kogo i kiedy zbudowany, niewiadomo; nie zdołał jednak ocalić miasta od kilkakrotnego napadu i łupieży Tatarów; aliści wracającym z wielką zdobyczą zachodzi pod Monasterzyskami drogę Stanisław Lubomirski wojewoda ruski, w Październiku 1629 roku i znaczną im klęskę zadaje. – Monasterzyska przy końcu XVII. stulecia przeszły do Potockich i przez blizko dwa wieki w ich posiadaniu zostały. (1) – W zamku mieszkał jeszcze mój dziad, w nim się mój ojciec urodził. – Pó-
–-
(1) Po śmierci mojej babki w r. 1829 Monasterzyska z działu familijnego przypadły jenerałowi Antoniemu Potockiemu, stryjowi mojemu, a ten je sprzedał obywatelowi Węgierskiemu, którego nie pomnę nazwiska w r. 1844. P. A.
źniej po pierwszym rozbiorze, kiedy Galicya przypadła Austryakom, babka moja wystawiwszy sobie w pięknem położeniu pałacyk murowany, przypominający architekturą swoją niejeden dom u wód niemieckich z ową wystawką, gankiem i wschodami od frontu; wypuściła zamek rządowi austryackiemu na fabrykę tabaki. – Na kilka lat przed śmiercią mojej babki fabryka zgorzała; z dawnego zamczyska pozostały tylko gruzy, a Monasterzyska w cudze przeszły ręce.
Panią starościnę Halicką widziałem po raz pierwszy mając łat pięć, i jak wtedy wyglądała spamiętać nie mogę, we dwanaście lat później będąc w Monasterzyskach, zastałem ją znacznie posuniętą w lata. – Małego wzrostu, nieco ułomna, po rysach jednak twarzy i po czarnych błyszczących oczach, nastręczało się przypuszczenie, że w młodości, jeżeli nie piękną, to przynajmniej ładną być mogła. – Wychowana w domu ojca, jednego z najbogatszych możnowładzców polskich, rodową dumę wzięła po nim w spadku. (1) – Przepędziwszy lat kilkanaście na Stanisławowskim dworze, przesiąkłym tą etykietalną manierą , która wraz z francuzkim językiem i modą rozpościerać się – (1) Stanisław książę Lubomirski naprzód podstoli wielki koronny, w końcu wojewoda Kijowski, Pan ogromnie bogaty, podał się w roku 1764 na kandydata do tronu polskiego. Zdziwaczał na starość, złożył senatorskie krzesło 1785 r. i resztę życia w zaciszu domowem przepędził., umarł w Warszawie 19 lipca 1793 – pochowany na Powązkach. – Z Pociejówny Strażnikówny koronnej zostawił czterech synów i jednę córkę Ludwikę Potocką, babkę moję. – Żył lat 89.
u nas poczynały, napróżno w niej szukałeś przedstawicielki owych dawnych matron polskich, których wzór już podówczas coraz rzadszym się stawał, a dziś zaginął zupełnie. – Dodajmy do tego, że lat kilkadziesiąt przepędzonych w zupełnem osamotnieniu, do charakteru z natury zimnego, dodawały pewien rodzaj cierpkości, jeżeli nieodpychającej, to przynajmniej nie pociągającej do siebie. – Nigdy nie ujrzałeś na ustach pani starościny uśmiechu; matka dwóch synów i trzech córek; żadne z nich nie mieszkało przy niej, rzadko kiedy ją odwiedzało, i to na krótko; wnuków zaś i wnuczek swoich, których liczba była niemała, zaledwo znała z imienia.
Utrzymywano, że pani starościna nie tylko jest skrzętna, ale nawet skąpa. Nic w tem nie byłoby dziwnego w osobie, która doświadczywszy smutnych skutków marnotrawstwa, rzuca, się w przeciwną ostateczność. – Pomimo tego chociaż nikogo przy sobie dla, towarzystwa nie miała" nie odwiedzała sąsiedztwa, nie przyjmowała na wzajem u siebie; dom jej urządzony był zupełnie podług ówczesnej eleganckiej wiedeńskiej mody.
Staroświeckie podłogi pokryte perskiemi dywanami, zastąpiła, wyrabiana w rozmaite desenie, woskowana posadzka; dawniejsze wygodne puchowe kanapy i krzesła: mahoniowe bronzowane na drzewie filgranowe meble, ciężkie jedwabne kotary i opony: firanki z przezroczystej tkanki. Portrety familijne wyniesiono do oficyny gościnnej, ich miejsce zajęły włoskiego pędzla, malatury. Gdy nie śmiano wszakże wyrzucić z jadalnego pokoju wizerunku
Jana Sobieskiego, zawieszono obok niego cesarzową Maryę-Teresę. – Pytającemu: "czyje to portrety?" – "Sobieskiego króla i jego żony. " – Odpowiadała służba.
W Monasterzyskach po wyjeździe pana starosty, napróżno szukałeś marszałka dworu, koniuszego, panien respektowych, licznego frauen-cymeru, pajuków, hajduków, kozaków, nadwornej kapeli. – Kamerdyner Niemiec, kucharz Francuz, dwóch lokai w liberyjnej barwie, całą składali służbę. Z tego powodu odprawiona darmozjadów gawiedź, krzyczała na całe gardło: "Nie tak bywało za Jegomości, ale Jejmość skąpa. "
Skąpstwo jej jednak dotyczyło szczególniej cukru i kawy, kluczyki od spiżarni i apteczki nosiła przy sobie, chciała się może natem odrabiać, co na złej administracyi majątku, czyli raczej na kobiecym gospodarstwie traciła. Za skąpą ją miano, a ileż to nędz wspierała, przychodziła w pomoc wdowom, opiekowała się sierotami, kryjąc się z każdym darem, jakby się wstydziła szlachetnego czynu; ona nie chciała, aby lewa ręka wiedziała, co dawała prawa.
Kiedym przy końcu 1816 roku pojechał do Monasterzysk z moim ojcem i stryjem Antonim, zdawało mi się, że uradowana babunia przyjazdem dwóch synów i najstarszego wnuka, wybiegnie na nasze spotkanie, w nadmiarze szczęścia nie będzie wiedziała, gdzie którego posadzić, a mnie szczególniej pieszczotami swojemi zamęczy. Takżem sobie marzył, mając dopiero lat szesnaście, wszystko jeszcze w różowym spostrzegając kolorze. Ale jakież było zadziwienie moje zajeżdżając przed ganek! – wybiegł zaraz kamerdyner, zapytał: kto jesteśmy? Pani starościnie zameldował, poczem nas z jej rozkazu poprowadziwszy do gościnnych pokojów do oficyny, przestrzegł, abyśmy się niebawiąc ubierali, bo za pół godziny dadzą do stołu.
Skoro zadzwoniono na obiad, jużeśmy w salonie, oczekiwali na panią domu; ojciec mój i stryj w paradnych mundurach, obwieszonych orderami, a ja wyfrakowany jak na bal. Wnet weszła, poprzedzona przez szczekającą i łapiącą za łydki psiarnię, złożoną z dwóch oblazłych szpiców, i zatyłego mopsa. – Pani starościna w czarnej sukni pod szyję, w granatowej kacawejce, podbitej sobolami, w białym koronkowym czepku. Na pełny uszanowania nasz ukłon, odpowiedziała etykietalnym ukłonem; poczem każdemu z nas podała rękę do pocałowania; następnie wzięła ojca mojego pod ramie, i przeszła z nim do jadalnej sali. – Stryj mój idąc z tyłu za mną, gdy spojrzał na moją ogłupiałą, z tego co widzę, minę, co tylko nieparschnął od śmiechu.
Pod czas całego obiadu, pani starościna, ani razu nie zapytawszy się ojca mojego o jego żonę i dalszą rodzinę, nieciekawa dowiedzieć się, jak mu się powodzi, rozmawiała najwięcej o polityce, o Warszawskiem wyższem towarzystwie, o teatrze, literaturze, modach, i to po większej części w języku francuzkim. Ojca mojego tytułowała ciągle, panem jenerałem, stryja pułkownikiem, mnie jenerałowiezem; my zaś ją na wzajem, jaśnie wielmożną starościną.
Na zapytanie, gdzie wychowanie odbieram? Odpowiedziałem, że w szkołach publicznych księży Pijarów w Warszawie. – "Tem gorzej, – bo czemuż też, – dodała odwracając mowę do ojca mojego, – nieoddajesz go pan ienerał do Wiednia, do zakładu cesarskiego, Theresianum, z tamtądby mógł wyjść na człowieka. " – "Niech mi tylko pani starościna zapisze Monasterzyska, – odrzekłem na to, figlarnie, a zostawszy wtedy austryackim obywatelem, z ochotą do austryackiej szkoły przejdę. " – Ojciec mój zdziwiony moją odwagą spuścił oczy, stryjaszek trącił mnie kolanem pod stołem, na znak ostrzeżenia, a pani starościna ani słowa nie wymówiwszy, gdy się wnet obiad zakończył, wstała od stołu, i z taką samą, etykietą, z jaką przyszła, wróciła do solonu.
Przez cały czas naszego pobytu u mojej babki, nikogo z gości niewidzieliśmy prócz pana Kopystyńskiego, niegdyś jej plenipotenta generalnego, a teraz zamożnego obywatela. On po śmierci pani starościny kupił Monasterzyska od masy, a potem je nazad stryjowi Antoniemu odstąpił. – Pan Kopystyński, tłómacz Fedry Rasyna, człowiek uczony, przyjemnego towarzystwa, wesoły, poeta, rozpędzał nam nudy naszego w Monasterzyskach pobytu. – Co ranek zwiedzaliśmy piękne okolice, a wolne poobiednie chwile, ponieważ i ja miałem nieco do poezja pretensyi, tłómaczyliśmy razem Tankreda Woltera. Ta praca, na nic się nam jednak nie przydała, bo gdy wnet Tymon Zaborowski ze swojem tłomaczeniein wystąił, my naszę ramotę do pieca wrzucili. – O ile zapamiętam, moje młocie lata, byłem wielkim trzpiotem, i jak to mówią trzymały mnie się psie figle, nieopuszczały w szkołach, przybyły nawet ze mną do Monasterzysk. – Im więcej starościna była sztywną, tem więcej byłem giętkim, im więcej była etykietalną, tem więcej starałem się być z nią poufałym. Ile razy mnie jenerałowiczem nazwala, nazywałem ją jakby na przekorę babunią.
Nigdy nie zapomnę jej pomięszania, kiedy po półgodzinnej lekcyi moralnej, w której chciała mi dowieść, że teraźniejsza młoda generacya, bez winnego uszanowania dla rodziców, nadto z niemi poufała odrodziła się od ojców, tchnie jakobinizmem fracuzkim; wysłuchawszy admonicyj do końca, wyskoczyłem z miejsca, porwałem babunię za głowę, pocałowałem, i wołając: – "bredzisz babuniu, " – uciekłem cło oficyny. – Skoro tam wszystko opowiedziałem, ojciec, stryj i Kopystyński aż się kładli od śmiechu. – Wnet dano znać, że zupa na stole, trzeba więc iść czem prędzej do dworu, bo pani czekać nie lubi; ale jak sobie ze mną postąpić? Kopystyński radzi, abym się rozgniewanej babce nie pokazywał wcale, stryj przeciwnego był zdania: – "Niech robi jak chce, " – dodaje ojciec. – "Jeżeli tak, to pójdę. " – Zawołałem, i poszedłem. – Na samym wstępie, panią starościnę pocałowałem w rękę, a skoro chustkę do nosa upuściła, rzuciłem się do jej nóg, chustkę podniosłem i na klęczkach oddałem.
Podczas całego obiadu karmiłem psy gałkami z chleba, za co mi babka powstawszy od stołu ofiarowała kawałek marcypana: – "pieski moje przesyłają z podziękowaniem za gałeczki. " – Od tej chwali w poczet faworytów pani starościny wraz ze szpicami i mopsem policzony, w oficynie, garderobie i przedpokoju, że tak powiem, rej wodziłem. Ojciec chciał odwiedzić dawnych znajomych? posyłał mnie, i to nie napróżno do matki, z prośbą o konie. Zachciało się jeść Kopystyńskiemu, ja mu śniadanie wyprosić musiałem, co było rzeczą dotąd nie widzianą w Monasterzyskach. Pannom służącym, zaproszonym na wesele, chrzciny, lub balik w sąsiedztwo, wyrobiłem łaskawe pozwolenie, za to też ile razy się z salonu do garderoby wymknąłem, karmiły mnie konfiturami, pierniczkami, a najmłodsza z nich i najładniejsza, panna Agnieszka, nieraz ze mną puszczała się walczyka. – Przeskrobał kamerdyner, lub upił się lokaj, przezemnie otrzymywał przebaczenie winy; a stary kozak mojego dziada, Hrehor, pozostawiony w Monasterzyskach na łaskawym chlebie, tak mnie za to polubił, że nie jednej nauczył kozaczej pieśni, i nie jednę opowiadał legendę o panu staroście Kaniowskim, o kasztelanie Lwowskim, – On mnie zwał jeneralską detyną, i najchętniej z nim nie jednę przepędzałem na rozhoworach godzinę, – bo już wtedy zamiłowanie w przeszłości przemawiało do mojej młodzieńczej wyobraźni! – Co było za młodu przedsmakiem, stało się nałogiem na starość.
Jednem słowem, coraz się bardziej możnowładzcą w Monasterzyskach stawałem, i sam niemem, jak daleko władza moja byłabyy doszła, gdyby dzień naszego wyjazdu nie był jej koniec położył. – Obok salonu był gabinet pani starościny, od którego klucz nosiła zawsze przy sobie, wypatrzywszy, że się w nim prócz szaf, komod, i kufrów, znajdywały porozkładane po półkach najpiękniejsze gruszki i jabłka, z których nam się tylko nadpsute dostawały, dobrać się do tego skarbu, największa mnie chętka wzięła. Razu pewnego zastawszy drzwi do gabinetu otwarte, wsunąłem się do niego cichaczem. – W tem nadchodzi pani starościna, zagląda, mnie niespostrzega, i w gabinecie na klucz zamyka. – W godzinę później usłyszawszy, że ktoś po nim chodzi: "Kto tam?" – "Złodziej!" – Odpowiedziałem. – Otworzyła drzwi i wypuściła na wolność kochanego wnuczka z napakowanemi gruszkami kieszeniami. – Nierozgniewała się wprawdzie, a ja obłowem moim podzieliłem się z ojcem i stryjem.
W sąsiedztwie Monasterzysk mieszkał Michał Brzostowski, dawny przyjaciel i kolega z wojska ojca mojego. Zaproszeni na obiad, wybraliśmy się na dzień umówiony do Medwedowców. – Po dwugodzinnej jeździe, stajemy przed gankiem; wysiadłszy pierwszy, pytam podług zwyczaju, służącego, wychodzącego na nasze spotkanie: – "Pan w domu?" – "Pana nie masz, pojechał na Ukrainę. " – Jakiś nagły musiał mieć interes, pomyślałem sobie, kiedy pomimo zaproszenia odjechał. – Ale pani w domu, " – dodał mój ojciec. – "Pani od dwóch lat umarła. " – "Wszak to Medwedowce pana Brzostowskiego?" – zapytał moj stryj. – "Tak jest Medwedowce, ale inne, Brzostowskiego są o pół mili ztąd za górą. "
Me czekając dłużej, pojechaliśmy dalej. – Pan Michał przyjął przyjaciół z całą polską gościnnością, Zastaliśmy u niego kilku sąsiadów. Pani Brzostowsa, Krasicka z domu, była prawdziwym wzorem cnót domowych, najlepsza żona i matka… – bawiła podówczas przy niej panna Laura Potocka, córka Jana Potockiego, brygadyera. (Poszła później za mąż za Władysława. Tarnowskiego, z Tarno-skały).
Obiad doskonały trwał długo, a gdy stary węgrzyn w spleśniałych butelkach pokazał się na stole, damy przeszły do salonu i i mnie jako niewinnego jeszcze fryca zabrały z sobą. Tymczasem pijatyka coraz się poprawiała, coraz starszem winem, i kiedy w późną już porę panowie wstali od stołu niepewnym krokiem do nas powrócili. – Chciano nas na noc zatrzymać, ale ponieważ mieliśmy nazajutrz opuścić Monasterzyska, pożegnawszy więc miłych gospodarzy, wyjechaliśmy z Medwedowców. – Noc była widna, mróz trzaskający. – Zaledwośmy dwór mijali, ojciec i stryj w najlepsze już spali, a stary nas sługa Kajetan porządnie uraczony, zasnął także, obok furmana. – Patrząc na nich, przypomniałem sobie, co mi nieraz powtarzano… iż najłatwiej śpiącemu zmarznąć, – i taka mnie o nich obawa przejęła, żem przez cały czas to jednego, to drugiego, to trzeciego budzić musiał, i tym sposobem chociaż w lekkim płaszczu, bez futra… pot się lał ze mnie, gdym do Monasterzysk dojeżdżał.
Nadeszła chwila wyjazdu z Monasterzysk. Patrząc na nasze pożegnanie z panią, starościną, któżby powiedział: że to matka dzieci, że dzieci matkę, żegnają. Nie było ani żalu, ani łez… była raczej z jednej strony jakaś konwencjonalna może obojętność, jakiś ceremonialny przymus z drugiej. Co do mnie, dzięki Bogu myślą składałem, żem się nie wodził w owym czasie, kiedy rodzice uważali własne dzieci za obce, jak z obcemi się obchodzili, – kiedy rodzice zdawali się dzieciom mówić: czyż nie dość, żeśmy wam życie dali? – a dzieci powtarzały w duchu: – "Niemasz za co dziękować. " – Dzisiaj, gdy dzieci wyjeżdżają z domu, ileż to wiktuałów, przysmaków, matka przygotowuje dla nich, opatruje we wszystko, dba o to, aby im było wygodnie, aby się nie zaziębiły, wszystko co ma, imby oddała, krwi własnej nieszczędząc. Pani starościna, niezapytała nawet, czy nam czego nie braknie. – Mnie na pamiątkę dała mały pularesik z miniaturą Stanisława Poniatowskiego, króla; mówiąc: – pamiętaj, abyś jego cnoty naśladował. " – Po odebraniu tego daru, na pierwszym popasie, pod miniaturą, położyłem datę 1794. Stryjowi mojemu, jadącemu nie z nami… ale na Ukrainę, nic nieudzieliwszy, obiecała tylko, że skoro będzie na Monasterzyska do Warszawy wracał, otrzyma od niej prezent; – a tłómacząc się przed ojcem moim, że nie jest przy pieniężnym zapasie, i nie może mu w tej chwili nic więcej ofiarować, jak koszta podróży, trzymała w ręku rulonik zapieczętowany.
Podczas gdy rozmowa matki z synem jeszcze trwała, postrzegłszy, że rulonik odpieczętowała i coś z niego wydobywa, pociągnąłem ojca za połę, i dałem znak do odjazdu. Skorośmy wsiedli do sanek, ojciec rulon otworzył, brakło w nim jedenaście dukatów.
Po nad urwistemi brzegami Strypy, o mil parę od Monasterzysk leży miasto Buczacz, gniazdo głośnej w dziejach naszych rodziny Buczackich, herbu Habdank. – "Waleczni ci mężowie, (1) wsławili swe imiona za Jagiellonczyków, kładąc prawie wszyscy życie w walkach, mianowicie w obronie Rusi i Podola. – Jakób, biskup Płocki, zmarły 1542, ostatnim był domu tego potomkiem; siostra zaś jego wydana za Jana Tworowskiego, wojewodę Podolskiego, znaczne w posagu wniosła mężowi majętności. – Synów zaś Tworowskiego, mówi Niesiecki, pospolity głos, już nie Tworowskiemi, ale Buczackiemi, zawołał; a ponieważ Tworowscy byli herbu Pilawa, ztąd urośli Buczaccy Pilawitowie. – Sarnicki, pisarz, żyjący w XVII wieku, wspomina, że za jego czasów z rzeki Strypy, wydobywano piasek z okruszynami złota, lecz przez niedbałość zaniechano; stada zaś koni, dla obfitych pastwisk wielką miały wziętość; zkąd nawet poszło przysłowie: equus Buczaciorum gregis. Przy końcu XVI. wieku dziedzicami Buczacza byli Golscy, a w roku 1632 już należał do Potockich. W roku 1648 miasto oblężone zostało przez Kozaków, którzy widząc trudność zdobycia warownego – (1) Starożytna Polaka M. Balińskiego, i T. Lipińskiego Tom II. stron. 712.
miejsca, odstąpili, popaliwszy włości okoliczne. Po zdobyciu Kamieńca 1672 roku, Mahomet IV. stanął obozem w Buczaczu i zagroził nierządem i rosterkami domowemi osłabionej Polsce. Wyprawieni pełnomocnicy króla Michała: Jan Franciszek Lubowiecki, kasztelan Wołyński, Gabryel Silnicki, kasztelan Czerniechowski, i Jan Szumowski, podskarbi nadworny koronny, zawarli 18 Października traktat pod następującemi warunkami: 1., osiedli w Polsce Tatarzy Lipko wie, (1) będą mieli wolność powrócenia do Krymu z rodzinami i dobytkiem. 2., Kamieniec z województwem Podolskiem, w ręku Tureckim pozostanie, z wolnem atoli wyjściem załogi polskiej przy uprowadzeniu rodzin i dobr ruchomych. 3., Ukraina oddana będzie Kozakom pod zwierzchnictwem Porty zostającym. 4., Załogi polskie ustąpią z Białej-Cerkwi i innych twierdz Ukrainy. 5. Polska obowięzuje się co rok 22, 000 czerwonych złotych, na 5. Listopada, począwszy od roku następnego Porcie wypłacać, 6., Dawne między obu państwami zawarte układy i traktaty mają być i nadal zachowane. 7., Zaprzężono wolne na Podolu wykonywanie obrządków religijnych, i nietykalność kościołów, szlachcie zaś posiadanie majątków i ciągnienie dochodów z obowiązkiem składania części onych sułtanowi; wszystkim, oprócz poddanych, którzyby chcieli się wynieść z majątkiem ruchomym, do-