Usłane różami - ebook
Usłane różami - ebook
Tina bardzo wcześnie musiała dorosnąć. Życie zmusiło ją do zaradności, na jaką mało kogo byłoby stać w tak młodym wieku, jednak w środku to wciąż krucha i wymagająca wsparcia dziewczyna, od wielu lat zmagająca się z przeciwnościami losu. Zmuszona podejmować trudne decyzje, nie zawsze do końca przemyślane, postanawia zostać kobietą do towarzystwa, podobnie jak jej przyjaciółka Uliana. Kajetan Starski to bogaty przedsiębiorca, który po rozwodzie wmawia sobie, że już nigdy nie pokocha żadnej kobiety. Na co dzień roztropny i pewny siebie biznesmen, nocą wyrafinowany kochanek, który swe żądze zaspakaja w ramionach opłacanych kobiet. Jedno przypadkowe spotkanie sprawia, że życie tej dwójki nagle zaczyna pędzić w kierunku, który nie do końca im odpowiada. Czy dwie tak różne osobowości, które dzieli dosłownie wszystko, są w stanie stworzyć związek i dać szansę rodzącemu się uczuciu? Czy Kajtek i Tina zdołają sobie zaufać na tyle, by zaakceptować przeszłość i razem brnąć przez codzienność, na przekór wszystkim i wszystkiemu? Czy życie rzeczywiście nie zawsze jest usłane różami? "Oto opowieść o burzliwej miłości. Trochę nieoczekiwanej, trochę niechcianej, ale pełnej ognistych emocji. Kasia Mak napisała współczesny romans, w którym w rolach głównych obsadziła tajemnice, niedomówienia i pożądanie!" Sylwia Trojanowska, pisarka
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-63-8 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
że po marzenia się po prostu sięga. Czasem wystarczy się po nie schylić. Innym razem musimy sobie zadać wiele trudu, goniąc je bezustannie,
a nawet wspinając się po nie gdzieś bardzo, bardzo wysoko. Niemniej sądzę, że pomimo wysiłku, który nierzadko musimy włożyć, by to osiągnąć, marzenia są po to, by chwytać je mocno w swoje dłonie
i trzymać je długo, jak najdłużej.
Albo już nigdy ich nie wypuszczać…
Nauczmy się marzyć i chwytać marzenia.
Tę książkę dedykuję wszystkim marzycielom…Tina, leżąc w wannie, otulona delikatną jaśminową pianką, rozmyślała o niezapłaconych na czas rachunkach, które – stale przesuwane na rzecz spraw ważniejszych – narastały i nawarstwiały się w zawrotnym tempie. Dotychczas sądziła, że jakoś temu podoła, że w jakiś cudowny sposób znajdzie wyjście ze swych piętrzących się od wielu miesięcy problemów, ale pomimo usilnych starań i często wyczerpującej pracy na dwa etaty dziewczyna zupełnie straciła nad tym kontrolę. Jutro będzie lepiej – pocieszała się w myślach, choć już pomału zaczynała wątpić w lepsze czasy. I pomimo że w zasadzie sama nie wierzyła w te zapewnienia, bo przecież obecnie nawet nie stać jej było na butelkę taniego wina, którego kieliszek w chwilach takich jak ta niejednokrotnie stawał się jej nieodłącznym kompanem niedoli, starała się nie tracić wiary.
Zniechęcona całym ciężko przepracowanym dniem, a także problemami, które nie dają jej spokoju nawet w zaciszu tego małego mieszkanka, wciągnęła w płuca powietrze i zanurzyła głowę pod niemal zupełnie ostygłą wodą, wierząc, że ten prosty zabieg sprawi, iż znikną jej wszystkie problemy. Wstrzymywany pod wodą oddech nie wystarczył jej na zbyt długo, ale Tina rzeczywiście przez krótką chwilę myślała, że świat widziany z tej perspektywy wydaje się może nie lepszy, ale na pewno prostszy – woda nieznacznie poruszała się tuż przy krawędzi wanny, sprawiając, że widok rozciągający się ponad nią wydawał się wręcz nierzeczywisty, przez co te jej wszystkie problemy stały się mniej straszne. I gdyby nie pochylona nad wanną twarz Uli, wykrzywiona w jakimś nieludzkim grymasie, to być może dziewczynie wreszcie udałoby się uwierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone. Tina z niechęcią wypuściła więc z płuc resztę nagromadzonego powietrza i niezwłocznie wyłoniła się ponad powierzchnię. Obiema rękami zaciągnęła mokre włosy na tył głowy i po omacku poszukała ręcznika, który podczas jej podwodnych wojaży musiał zsunąć się z rantu wanny na podłogę. Wreszcie udało się jej odnaleźć obiekt swych poszukiwań, który – jak się szybko okazało – najwyraźniej od jakiegoś czasu tkwił w ręce jej przyjaciółki. Niezwłocznie wytarła nim twarz, a także piekące od chloru oczy, przy okazji ścierając z nich resztki namiękniętego tuszu do rzęs.
– Tyle razy mówiłam ci, żebyś płynu micelarnego używała do demakijażu. – Ula spojrzała na swą przyjaciółkę z wyraźną dezaprobatą.
– Przecież wiesz, że w tej chwili mnie na niego nie stać – odparowała zwyczajnie, bez zbędnego przekąsu dziewczyna.
– To weź mój. Jak się trochę odkujesz, to odkupisz mi butelkę i będzie po sprawie. – Ula, jak zawsze zresztą, podeszła do sprawy rzeczowo. – Nie mogę spokojnie patrzeć na to, co wyczyniasz. Nie dość, że uszkadzasz sobie skórę wokół oczu, kiedy tak nieznośnie pocierasz ją tym ręcznikiem – przyjaciółka patrzyła na nią z wyraźną dezaprobatą – to jeszcze i ręcznik niszczysz. – Ula wymownie spojrzała na ciemne plamy po tuszu, które na bladym błękicie frotowego ręcznika wraz z ich niespranymi do końca poprzedniczkami tworzyły coś na kształt unikatowego, choć niekoniecznie estetycznego wzoru.
– Jak się odkuję, powiadasz? – Tina przyglądała się z niedowierzaniem przyjaciółce, jakby co najmniej oczekiwała od niej podania jakiejś, może nie konkretnej, ale chociaż przybliżonej daty owego wydarzenia, które jej samej wydaje się nierealne.
– Och, Tinka, przestań biadolić i wyłaź z tej wanny, bo zamarzniesz tu na kość. – Ula uniosła tyłek z brzegu wanny, na którym jeszcze przed chwilą siedziała, i skierowała się ku wyjściu. – No, wyłaź, ale już – ponaglała dziewczynę, nadal siedzącą w wannie. – Bo jak tak dalej pójdzie, to nawet nie będzie cię stać na pudełko aspiryny, a jak nic się pochorujesz, jeśli będziesz nadal moczyła się w tej ostygłej wodzie. Poza tym twój telefon ciągle dzwoni. Jakiś Biernacki czy coś takiego?
Tina wyraźnie zesztywniała na usłyszane przed chwilą z ust koleżanki nazwisko. Jeszcze tylko tego jej brakowało. Sądziła, że skoro od przeszło sześciu miesięcy firma ubezpieczeniowa dała jej spokój z tym – według niej – nieuzasadnionym żądaniem windykacyjnym, to sprawa jest już nieaktualna. Jednak to spojrzenie Uli, zbyt poważne i podejrzliwe, uświadomiło jej, jak bardzo się myliła.
– Już wychodzę – powiedziała w jednej chwili i natychmiast opuściła rzeczywiście zimną już wodę.
Ula zostawiła ją samą.
Dziewczyna wytarła skostniałymi i wręcz rozmiękłymi od zbyt długiego przesiadywania w wodzie dłońmi swe wychudzone ciało, po czym otuliła się starym, znoszonym szlafrokiem i poszła w ślad za przyjaciółką. Nie zdążyła jednak nawet dojść do kuchni, w której Ula czekała już na nią z zaparzonym kubkiem zielonej herbaty, kiedy do jej uszu dotarł prawdopodobnie najbardziej nieprzyjazny dźwięk dzwonka, jaki dotąd słyszała we własnym telefonie.
– W samą porę – odezwała się Ula na jej widok. – Znów dzwoni.
Tina najpierw niepewnie spojrzała na telefon, jakby bała się, że osoba po drugiej stronie aparatu może ją co najmniej wypatrzeć. Następnie, kiedy wreszcie odważyła się, by podejść do urządzenia, po prostu wyciszyła komórkę i niezwłocznie schowała ją do plecaka, którego wciąż nie rozpakowała po powrocie z pracy. Właściwie nie zrobiła tego, bo nie miała czego wypakowywać, gdyż poza jedną drożdżówką i na wpół wypitym soczkiem owocowym nie zrobiła dziś większych zakupów.
– Tina? Wiesz, że chowanie głowy w piasek nie jest dobrym rozwiązaniem, prawda? – Ula w chwilach takich jak ta, jak zawsze zresztą, zaczynała jątrzyć w swej przyjaciółce zupełnie niepotrzebne jej w tej chwili poczucie przyzwoitości czy obowiązku, na który ona sama zwyczajnie nie miała już siły.
– Wiem – odpowiedziała, biorąc do zmarzniętych dłoni kubek z gorącą herbatą, którego przyjemne ciepło rozeszło się po niemal całych drżących kończynach. – Nie zmienia to jednak faktu, że na chwilę obecną nic nie mogę na to poradzić.
– Możesz, tylko nie chcesz.
Tina spojrzała na swą przyjaciółkę z wyraźnym wyrzutem, na co Ula wzruszyła jedynie ramionami.
– Wiem, że nie pochwalasz mojej roboty, ale jak sama wreszcie zaczynasz zauważać, życie samotnej kobiety, w moim przypadku dodatkowo mającej na utrzymaniu dziecko, wcale nie jest usłane różami.
– Ano nie jest – odparła Tina i pociągnęła łyk gorącej herbaty. Nie zmieniło to jednak faktu, że kobieta nie zamierzała zgodzić się z przyjaciółką. – Ty się, Tinka, naprawdę zastanów. – Ula starała się podtrzymać temat. – Odrzuć honor, wstyd i cały ten niepotrzebny majdan babskich uczuć i zacznij myśleć realnie. Jak tak dalej pójdzie, to zamkną cię do więzienia za twoje długi, a wierz mi, nie chcesz tam trafić.
Oczywiście, że dla Tiny już sama perspektywa pójścia do więzienia była przerażająca. Przecież Ula tak wiele opowiadała jej o tym odrażającym miejscu. To właśnie w więzieniu, do którego mająca wówczas siedemnaście lat Uliana trafiła za rzekomy bunt kobiet we Lwowie, dziewczyna zaszła w ciążę, zgwałcona przez jednego z więziennych strażników. Jednak perspektywa pracy, na jaką już od dłuższego czasu namawiała ją przyjaciółka, była dla Tiny równie odrażająca i uwłaczająca jej godności, co gwałt, o którym myślała z równie wielkim obrzydzeniem i trwogą.
– Zastanowię się – odpowiedziała, chociaż nie była zupełnie szczera.
Tina nie zwodziła przyjaciółki, nie okłamywała jej w żywe oczy, ale miała świadomość, że nie może jej zwyczajnie powiedzieć, jak bardzo brzydzi ją taka robota, nie urażając jej jednocześnie. Przecież Ula to naprawdę miła dziewczyna. A to, co robi na co dzień, a właściwie wieczorami, nie powinno obchodzić ani jej, ani nikogo innego, a tym bardziej nastrajać kogokolwiek przeciwko tej szczerej dziewczynie.
Dźwięk SMS-a, wydobywający się z plecaka Tiny, oderwał nagle obie dziewczyny od i tak niczego niezmieniającej i raczej niezobowiązującej rozmowy. Dziewczyna niepewnym krokiem podeszła do plecaka, wciąż stojącego na kuchennym stole, i drżącymi rękoma wyjęła komórkę. Spojrzała jeszcze na Ulę, która przyglądała się jej z coraz bardziej zmartwioną miną, po czym odczytała wiadomość.
– Nie jest dobrze – powiedziała po chwili i zerknęła na Ulianę, która wciąż nie spuszczała z niej wzroku.
– To znów ten facet?
Tina w odpowiedzi kiwnęła tylko głową, a po chwili dodała:
– To komornik. Chce się ze mną spotkać i negocjować warunki spłaty.
– Komornik? – Ula przyglądała się przyjaciółce z wyraźnym niezrozumieniem. Chyba nie sądziła, iż zawiłe sprawy jej współlokatorki zabrnęły aż tak daleko. – Przecież kilka niezapłaconych na czas rachunków raczej nie jest powodem do zasądzenia komorniczego. Więc czego on od ciebie może chcieć?
– To długa historia. – Tina westchnęła cicho i usiadła zrezygnowana.
Do dziś miała nadzieję, że ta cholerna sprawa z jej udziałem, a właściwie z udziałem firmowego skutera, który już samym stanem technicznym sugerował, by trzymać się od niego z daleka, a w dodatku nie posiadał obowiązkowego ubezpieczenia, jest już za nią. Teraz jednak powoli do niej docierało, jak bardzo się myliła, licząc na odrobinę szczęścia, którego na ogół jej brakowało – zupełnie jak pieniędzy.
– Opowiesz mi jutro, jak wrócę z pracy, ok? – Tina kiwnęła ze zrezygnowaniem głową, bo pomimo braku czasu Uli i tak nie miałaby ochoty na rozmowy o tym całym syfie, na pewno nie dziś, a może nawet nigdy. – A teraz pomóż mi, kochana, z tymi włosami, bo za godzinę muszę być w robocie.
Tina szybko podjęła się wyznaczonego zadania. Wpięła w jej kasztanowe, krótkie włosy malutkie spineczki, miniaturowe grzebyczki, których niewielki rozmiar sprawił, że na pozór banalne zadanie okazało się być wcale nie takie łatwe. Dziewczyna wiedziała jednak, jak bardzo zależy jej przyjaciółce na tym, by pod osłoną blond loków wyglądać zupełnie inaczej, a przy tym bardzo naturalnie. Dlatego pomimo tego, jak bardzo nie lubiła całej tej zabawy z tycimi gadżetami, które niejednokrotnie zupełnie nie zamierzały współgrać z jej niezręcznymi palcami, włożyła w to wszystek zasób energii, jaki w niej jeszcze pozostał po całym dniu na zmywaku w Cafe Star, i upięła jej wreszcie fantazyjną i bardzo okazałą fryzurę.
***
– Wal się! – warknęła cicho pod nosem, kiedy po raz kolejny tego dnia nadęty kierownik zmiany czepiał się jej o rzekomo źle umyte tace.
– Mówiłaś coś?
– Nie, poza tym, że boli mnie głowa. – Tina po raz kolejny dla ratowania własnego tyłka musiała kłamać, czego nie lubiła, i wręcz płaszczyć się przed tym gnojkiem, który kierownicze stanowisko zdobył podobno dzięki swojemu dzianemu wujaszkowi, przyjacielowi dyrektora regionalnego sieci.
– A już myślałem – szydził z niej, robił to wyraźnie i celowo, by ją sprowokować.
Od samego początku, kiedy objął to swoje cholernie wymarzone stanowisko kierownika, uwziął się na nią. Właściwie cały ten swój „osobliwy terroryzm” zaczął się od momentu, gdy odmówiła pójścia z nim na randkę. A teraz po prostu robił wszystko, by dopiec jej przy każdej nadarzającej się okazji. Dlatego Tina od dłuższego czasu usilnie starała się nie wchodzić mu w drogę. Pozamieniała się nawet grafikiem z koleżankami, byleby go nie spotykać, co jej samej w ogóle nie było na rękę, bo niejednokrotnie kolidowało z dorywczym sprzątaniem w salonie piękności, jakiego się podejmowała. On jednak, jak widać, robił wszystko, by skutecznie utrudnić jej i tak już niezwykle ciężkie życie.
– To wszystko? Mogę już wrócić do pracy? – spytała dziewczyna, którą wyraźnie irytował stojący jej nad plecami mężczyzna.
Tina czasem odnosiła wrażenie, jakby na nią czyhał albo – co gorsza – miał jakieś inne niecne zamiary.
– Na chwilę obecną tak. Ale wiedz, że będę cię miał na oku.
– Nie może być inaczej – wymamrotała pod nosem, zupełnie nie potrafiąc zapanować nad rosnącymi w niej gniewem i niechęcią.
– Co mówiłaś?
– Nic, boli mnie głowa – powtórzyła uparcie.
– Tak myślałem. – Z głosu jej szefa biła wyraźna satysfakcja i zadowolenie ze swej pozycji, co wkurzyło ją jeszcze bardziej, zwłaszcza w połączeniu ze świadomością, że zupełnie nic nie może z tym zrobić.
– Stłukłaś dziś kolejną szklankę od latte? – Natalia nie kryła zaskoczenia, ale i pewnego rodzaju obawy na swej młodzieńczej twarzy. – Wiesz, że jak ten nadęty dupek się o tym dowie, to będziesz miała przechlapane?
– Mam nadzieję, że ty mu o tym nie powiesz.
– No skąd. Przecież wiem, jaki jest na ciebie cięty. A właściwie, co takiego mu zrobiłaś, że odnosi się do ciebie z taką jawną niechęcią?
– Właściwie to nic. – Tina wzruszyła swymi drobnymi ramionami, uważając jednocześnie, by kolejna szklaneczka do kawy, zupełnie jak jej poprzedniczka, nie wylądowała na podłodze. – Odmówiłam mu randki i od tego czasu wciąż łazi za mną i szuka na mnie jakiegoś haka.
– No to nieźle – skwitowała Natalia, która ostatnie minuty przerwy wykorzystała na luźną rozmowę ze swą koleżanką ze zmywaka. – Może jednak powinnaś pójść z nim na tę nieszczęsną randkę, to wtedy ci trochę odpuści?
Tina natychmiast obrzuciła stojącą obok niej dziewczynę pełnym pretensji spojrzeniem, które wymownie mówiło, że nie ma na to najmniejszych szans.
– I co, może jeszcze miałabym mu wskoczyć do łóżka, by z etatu pomywaczki stanąć na wysokości zadania i obsługiwać kasę? – zapytała obruszona, gryząc się jednak prawie natychmiast w język, gdyż przez własną nieuwagę właśnie dopiekła koleżance, która nic innego jak etat kasjerki w Cafe Star piastowała. – Sorry, naprawdę nie chciałam, by to tak zabrzmiało. Wiesz, że nie mam nic przeciwko byciu kasjerką czy też pomywaczką – powiedziała na osłodę goryczy, którą ociekała jej poprzednia wypowiedź. Chociaż stanie na zmywaku nie było szczytem marzeń Tiny, dziewczyna nie miała przecież nic przeciwko ciężkiej pracy, jakiej musiała niejednokrotnie podejmować się w swym krótkim życiu. – Jednak nie mam najmniejszego zamiaru spotykać się z tym ani żadnym innym frajerem, na którego sam widok robi mi się niedobrze.
– Czy ja dobrze słyszę? – Nagle zza pleców Natalii doszedł je dobrze znany, choć tak bardzo nielubiany głos kierownika zmiany. – Rano bolała cię głowa, teraz słyszę, że jest ci niedobrze.
Mariusz Zapotocki obszedł Natalię, która na jego widok dosłownie spąsowiała i natychmiast zeszła mu z drogi, po czym stanął na wprost Tiny. Ta w jednej chwili nabrała wody w usta. Dziewczyna zastanawiała się gorączkowo, ile ten gbur usłyszał z jej ostatniego zdania i co jest w stanie z tego wywnioskować.
Choć tak bardzo nie trawiła tego faceta, to nie chciałaby w tak paskudnym momencie swego życia stracić jedynej pewnej pracy, jaką posiadała. Przecież z samego sprzątania po godzinach nie byłaby w stanie zarobić nawet na jedzenie, więc jak mogłaby jeszcze myśleć chociażby o bieżących rachunkach? Bo na zaległe to już prawdopodobnie nigdy nie odłoży kasy.
– Może ty w ciąży jesteś? – zapytał młody mężczyzna, obrzucając dziewczynę badawczym spojrzeniem.
– Bzdura! – Tina obruszyła się, ale już pod wpływem samego zuchwałego spojrzenia kierownika spuściła nieco z tonu i zaraz wyjaśniła: – Nie czuję się dziś najlepiej, ale to wcale nie oznacza, że jestem w ciąży.
– No, ja myślę. Nie chcemy tu kłopotów, prawda? – odparł zaczepnie. – A teraz idź do stolika numer pięć.
– Ja? – Tinie jeszcze przez moment wydawało się, że kierownik się pomylił i chodzi mu o Natalię, jednak szybko zorientowała się, że to żadna pomyłka, bo jak się okazało, dziewczyna się ulotniła i wróciła nieco szybciej do pracy, skracając tym samym swą piętnastominutową śniadaniową przerwę o jakieś pięć minut.
– A jest tu ktoś jeszcze poza mną i tobą? – spytał.
Tinę na te dwuznacznie brzmiące słowa natychmiast przeszły zimne dreszcze. Gdyby nie fakt, że oprócz nich dwojga w stosunkowo bliskim sąsiedztwie znajdowało się jeszcze kilkanaście innych pracujących tu osób, to Tina prawdopodobnie miałaby powody do zmartwienia.
– Facet na piątce pytał o ciebie, więc powiedziałem mu, że zaraz do niego przyjdziesz – sprostował.
Tina zupełnie nie wiedziała, skąd w jej kierowniku taka zmiana. Przecież nigdy wcześniej, ot tak sobie, nie pozwolił jej opuścić miejsca pracy choć na minutę. Pozostawały jej jedynie domysły, czy ten gość, który jej szukał, to nie jakaś ważna szycha, co było w istocie mało prawdopodobne, bo do takiego raczej nie wysyłałby zwykłej pomywaczki. A może Mariusz miał jakiś inny, bardziej szemrany plan w swej głowie? Tina zaczynała się obawiać, czy kierownik czasem specjalnie nie wysyła jej w trakcie pracy do rzekomo poszukującego jej klienta, by potem móc pozbawić jej części premii, która – jakby nie patrzeć – stanowiła zdecydowaną większość z niezbyt wygórowanej pensji. Cóż, chyba nie pozostało jej nic innego, jak zaryzykować, bo przecież, bądź co bądź, sam szef wydał jej polecenie służbowe.
Mężczyzna ostentacyjnie zawrócił w stronę swego biura, skąd przybył. Tina wytarła ręce w kuchenny ręcznik, zdjęła na chwilę zachlapany wodą i detergentami fartuszek i niezwłocznie ruszyła w kierunku stolika numer pięć. Choć była dopiero na początku swej drogi, już z tej odległości mogła śmiało stwierdzić, że nie zna mężczyzny, który zasiadał przy piątce. Przez głowę przeleciała jej myśl, że być może Mariusz się pomylił albo celowo wysłał ją na przymusową przerwę, by móc w ten czy inny sposób się nad nią poznęcać. Kiedy jednak podeszła na tyle blisko, by zauważyć nienaganny strój rosłego mężczyzny, który popijał kawę ze styropianowego kubka, nabrała coraz większej pewności, że jednak to dziwne spotkanie w miejscu jej pracy nie jest przypadkowe. Mężczyzna na widok podążającej w jego kierunku młodej kobiety wstał, poprawił krawat i zapiął jeden guzik w swej niezwykle szykownej marynarce.
– Pani Małecka? – zapytał, kiedy dziewczyna była dosłownie na wyciągnięcie jego dużej dłoni.
– Tak – odpowiedziała Tina, coraz pewniejsza, że ta niespodziewana wizyta i rozmowa, która zdaje się być nieunikniona, przysporzy jej kłopotów, których ostatnio miała i tak zbyt wiele.
– Stanisław Biernacki, komor…
– Wiem, kim pan jest. – Dziewczyna dosłownie weszła mu w słowo, nie pozwalając dokończyć. Miała przecież świadomość, że oboje są teraz obiektem zainteresowania dosłownie wszystkich pracowników restauracji.
– Wobec tego domyśla się pani, po co przyszedłem?
Tina prawdopodobnie nie byłaby w stanie zwyczajnie odpowiedzieć mu na pytanie, które jej zadał, więc pokiwała tylko głową, unikając jednocześnie jego pewnego siebie spojrzenia.
– Może usiądziemy na chwilę i porozmawiamy? – Mężczyzna wskazał gestem dłoni na stolik, który jeszcze przed chwilą sam zajmował.
– Nie wiem, co na to powie mój szef, więc może jednak przełożymy nasze spotkanie na inny termin, gdy nie będę aż tak zajęta? – Tina zdawała sobie sprawę, że nagła cisza, która aż kłuła ją w uszy, oznaczała, że wszyscy tylko czekali, by poznać cel wizyty tego mężczyzny, a ona nie mogła do tego dopuścić.
– Pani szef raczej nie będzie miał nic przeciwko, a ja nie chciałbym, żeby znów zapadła się pani pod ziemię. Długo musiałem poszperać w informacjach o pani i pogłówkować, by panią namierzyć.
Dziewczyna oblała się wstydliwym rumieńcem. Rzeczywiście, od kilku miesięcy unikała z nim jakiegokolwiek kontaktu, mając cichą nadzieję, że sprawa przycichnie albo całkowicie zostanie umorzona.
Mężczyzna odsunął przed nią krzesło, choć prawdopodobnie nie zrobił tego z grzeczności. W jego spojrzeniu wyraźnie widać było czujność, która jest pewnie nieodłącznym elementem jego pracy. Tinie nie pozostało więc nic innego, jak zająć wskazane przez niego miejsce i podjąć z nim próbę negocjowania spłaty zadłużenia, na które z całą pewnością jej nie stać. Komornik obszedł pewnie jej drobną osobę i zajął swoje krzesło, dosłownie zagradzając swym pokaźnym ciałem główne wejście do restauracji. Dziewczyna miała pewność, że wybór miejsca również nie był przypadkowy, a to wcale nie napawało jej optymizmem. Co dalej? – zapytała samej siebie w myślach, choć wiedziała, że odpowiedź nie nadejdzie.
– Pani Małecka, przyszedłem do pani z propozycją ugody.
– Pan niczego nie rozumie. – Dziewczyna miała nadzieję, że facet jej zwyczajnie wysłucha i zachowa się jak człowiek, a nie jak maszynka do ściągania pieniędzy. – Ta sprawa z ubezpieczycielem to jakieś totalne nieporozumienie. Ja nie miałam pojęcia, że ten skuter nie posiada OC, nie jestem nawet jego właścicielką, więc nie rozumiem, dlaczego to właśnie ja miałabym płacić ten wielki mandat, jaki wówczas na mnie nałożono.
– Pani Małecka, to pani była sprawczynią kolizji drogowej, w której brał udział pojazd mechaniczny, i to na pani spoczywał wówczas obowiązek sprawdzenia, czy ów pojazd był wyposażony w wymagane dokumenty.
– Ja pana rozumiem – zająknęła się Tina, choć nawet w obliczu strachu i tego, co właśnie następowało, nadal nie była do końca przekonana, że to ona wymusiła wówczas pierwszeństwo. – Ale ja naprawdę nie wiedziałam, że ten cholerny skuter nie posiada polisy. Pytałam o to nieraz szefa, ale on zawsze zbywał mnie tekstem, że „ja jestem tylko od rozwożenia pizzy, a nie od zbędnych pytań”. Więc po kilku takich odpowiedziach zaniechałam dalszych prób podejmowania z nim tego kłopotliwego dla niego tematu. Zresztą zgłaszałam mu niejednokrotnie, że coś nie gra z hamulcami, ale on jak zwykle śmiał się ze mnie, mówiąc, że „my, kobiety, tylko dramatyzujemy i swoje słabości na całkiem porządne maszyny zwalamy”.
– Doskonale rozumiem, co chce mi pani powiedzieć. – Mężczyzna zdawał się być już nieco zniecierpliwiony próbami wyjaśnień. – Niemniej mnie, szanowna pani, interesują tylko niezbite dowody, których pani nie posiada. A wszystkie dotychczasowe opinie wskazują na to, że to pani jest odpowiedzialna za całą tę kłopotliwą sytuację.
– To niesprawiedliwe! – Tina zaczęła mówić podniesionym głosem, czym zwróciła uwagę już nie tylko swoich współpracowników, ale również nielicznej klienteli.
– Nie mnie to osądzać. Ja spotkałem się z panią, by omówić kwestię sensownych rat, w których może pani spłacać zadłużenie.
– Ale mnie na to nie stać! Haruję na dwa etaty, a i tak brakuje mi pieniędzy na niektóre opłaty… – Dziewczyna była bliska łez, ale miała świadomość, że w miejscu pracy nie może sobie na nie pozwolić. Zacisnęła więc powieki, wzięła kilka głębszych wdechów i ponownie zmierzyła się z chłodnym, beznamiętnym spojrzeniem mężczyzny siedzącego na wprost niej.
– Może jednak jakoś się dogadamy? – Komornik posłał jej niezwykle ciepły uśmiech, co natychmiast odebrała jako chwilowe zawieszenie broni.
– Naprawdę? – zapytała, a w jej oczach pojawiły się łzy ulgi i szczęścia, które w tym trudnym momencie było jej naprawdę potrzebne.
– Tak. – Mężczyzna sięgnął do kieszeni marynarki, wyjmując z niej wypchany portfel, po czym położył przed Tiną swoją wizytówkę. – Proszę zadzwonić do mnie, jak będzie pani gotowa na spotkanie w bardziej ustronnym miejscu – dodał i zatoczył krąg głową, dając jej do zrozumienia, że nie chodzi mu o tak zatłoczony lokal.
– Słucham? – Tina jeszcze przez chwilę miała nadzieję, że facetowi chodziło jedynie o spokojniejsze miejsce do rozmowy, co jej samej powinno być raczej na rękę. Jednak mina tego człowieka sprawiła, że po raz kolejny tego dnia zebrało się jej na mdłości, więc pełna obawy dodała: – Może się pan wyrazić trochę jaśniej?
– Proponuję pani ugodę na moich warunkach. – Jego głos zniżył się do szeptu, a na ciele dziewczyny w jednej chwili pojawił się zimny pot. – Spłacę cały dług. Zapłacę za panią całe pięć tysięcy złotych z własnej kieszeni, a pani w zamian spotka się za mną kilka razy…
– Co takiego?! – Tina dosłownie zerwała się z miejsca i potykając się o wystające krzesło, omal nie wylądowała pupą na zimnej i twardej podłodze.
Mężczyzna złapał ją za rękę i przytrzymał w miejscu, wwiercając w nią swe lubieżne spojrzenie. Kobieta pod wpływem tego wzroku, jak też całej potężnej sylwetki, która ją teraz osaczała, skurczyła się w sobie, jakby zupełnie chciała zniknąć.
To nie dzieje się naprawdę – powtarzała sobie w myślach, jednakże uścisk twardej jak stal dłoni na jej kruchej ręce uświadomił jej szybko, że wcale sobie tego nie wymyśliła. Spróbowała więc natychmiast wyrwać swą dłoń z jego niedźwiedziego uścisku, bezskutecznie.
Chwyciła wówczas wciąż parujący kubek z niedopitą przez gościa kawą i cisnęła nim w postawnego mężczyznę, który w jednej chwili ją puścił.
– Kurwa! Ty mała suko! – wrzasnął na dziewczynę, po której twarzy płynęły już strużki łez. Szybko zdjął marynarkę i pozbył się koszuli.
Tina nie zamierzała na to dłużej patrzeć i korzystając z okazji, że w tej chwili jej nie zatrzyma, natychmiast wybiegła na zaplecze, zostawiając go zalanego gorącą kawą na środku restauracji. Przez moment rozważała możliwość zaszycia się w łazience, jakby podświadomie szukając odrobiny bezpieczeństwa w postaci jednej z kabin, ale nawet nie zdążyła chwycić za klamkę, gdy ktoś złapał ją za kołnierzyk firmowej polówki.
– Coś ty narobiła?! – wrzasnął kierownik, zupełnie tak samo, jak przed chwilą ten obleśny typ, który oferował jej coś równie obrzydliwego. Obrócił ją jednym szarpnięciem w swoją stronę, a jej wzrok zamiast na jego rozjuszoną twarz powędrował na komornika, któremu pomagała połowa personelu. – Pakuj się i won mi stąd! – Popchnął Tinę tak mocno, że wylądowała na kolanach na twardej jak diabli posadzce.
***