-
W empik go
Utopay - ebook
Utopay - ebook
Pieniądz napędza świat. Pieniądz nim rządzi. Pieniądz rządzi nami. Pobudza zmysły. Uzależnia. Ale jest niezbędny do życia. Daje wolność, radość, bezpieczeństwo. Choć sprowadza wojny i prowadzi do zbrodni. Stoi za najwspanialszymi dziełami ludzkości. Jednak zdarza się, że odczłowiecza. Tak było wczoraj. Tak jest dzisiaj. A jak będzie jutro?
Najlepsi polscy pisarze i pisarki w antologii futurystycznych opowiadań o pieniądzach.Materialnych, wirtualnych, na kontach ludzi lub ich awatarów, kontrolowanych przez bankierów albo sztuczną inteligencję, inwestującą w nieistniejącą realnie sztukę, naukę, biznes. Wizja przyszłości i jej walut wykreowanaprzez mistrzynie i mistrzów słowa: Daniela Odiję, Zygmunta Miłoszewskiego, Jakuba Żulczyka, Jacka Dukaja, Andrzeja Pilipiuka, Łukasza Orbitowskiego, Wojciecha Chmielarza, Wojciecha Miłoszewskiego, Grzegorza Kasdepke, Grażynę Plebanek, Wojciecha Kuczoka, Radka Raka, Anny Rozenberg, Bartosza Szczygielskiego, Anny Cieplak, Barbary Sadurskiej, Wojciecha Chamier-Gliszczyńskiego, Miłosza Horodyskiego, Mateusza Pakuły, Wita Szostaka, Dominiki Słowik, Pauliny Hendel, Cezarego Zbierzchowskiego, Michała Protasiuka, Magdaleny Salik. Każdy tekst przedstawia autorską wizję artysty na temat finansowej przyszłości. W podróży towarzyszy czytelnikom Wojciech Stefaniec - grafik i plakacista posiadający władzę absolutną nad pędzlem i ołówkiem.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67502-18-4 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogocenna/y
Czytelniczko/ku¹
Piszę do Ciebie z niedalekiej przyszłości, co nie znaczy, że wiem coś więcej i lepiej. Mam jednak inną perspektywę. Znam już dwadzieścia sześć opowiadań, które znalazły się w niniejszej antologii. Ty je dopiero przeczytasz. Szczerze Ci tego zazdroszczę, czekają Cię bowiem bezcenna zabawa i ogromny kapitał przemyśleń. Zapewniam też, że zaskoczenie będzie niejednokrotne, co stanowi skuteczną wycenę wartościowej sztuki.
Pisarki i pisarze tu zgromadzeni należą do grona znanych i nagradzanych artystów słowa drukowanego, wydawanego i rozpowszechnianego. Nie starczyłoby tu miejsca na wymienianie ich osiągnięć. Dość powiedzieć, że są wśród nich laureaci wielu prestiżowych nagród literackich.
Talent jest niepoliczalny, lecz w odniesieniu do tych twórców o jego wartości stanowią dzieła, które dotąd napisali – różnorodne gatunkowo, począwszy od literatury obyczajowej, przez kryminał, po szeroko pojętą literaturę fantastyczną i dziecięcą. Umiejętność snucia opowieści przez tych ludzi w przeliczeniu na zapisane słowa znacząco przekracza średnią krajową brutto, a w niektórych przypadkach nawet netto. Zazwyczaj tematy do zapisywania wynajdowali sobie sami. Tym razem temat znalazł ich. Ci wybrańcy fortuny dostali zadanie, by stworzyć opowiadania futurystyczne, w których podejmą wątek przyszłej waluty. Mieli się zastanowić, jak pieniądz przyszłości będzie wpływał na człowieka, jaki będzie i czy w ogóle będzie. Mieli przemyśleć zjawisko czekających nas płatności.
Skąd pomysł? Z życia, najtaniej powiedzieć. Wystarczy się rozejrzeć i rozważyć, jak płacono kiedyś, a jak płaci się dziś. Dawno temu wymienialiśmy się towarami. Za pieniądze służyły różne kamienie, koraliki, pióra, muszle, sól, futra, tkaniny, cukier, orzechy kokosowe, zwierzęta, miedź, srebro, złoto, a nawet parmezan. Gdy zaczęliśmy bić monety, niczym lokaty o wysokim oprocentowaniu rozrosły się miasta i państwa. Wraz z drukowaniem pieniądza papierowego wzrosła rola banków. I pewnie nadal byśmy wirowali wśród monet i banknotów, gdyby nie rewolucja technologiczna, jaką przyniósł internet. Wraz z rozwojem internetu nastąpiła rewolucja płatnicza. I nie chodzi tu tylko o wirtualne konta bankowe, plastikowe karty płatnicze czy płacenie zbliżeniowe smartfonem, lecz także o powstanie kryptowalut i systemów Blockchain, które – jeśli pominąć wszelkie detale ich działania – sprawiają, że pieniądz przestaje być materialny, dotykalny. Staje się wirtualną kopalnią, z której wykopujesz bogactwo, i płacisz kluczem będącym cyfrowym kodem.
Jakie to ma znaczenie dla naszego życia? Wszak można powiedzieć, jak już wielokrotnie mówiono, że pieniądz rządzi światem – żądza pieniądza przecież się nie zmieniła. I dodać: pieniądz rządzi ludźmi, skoro ludźmi handlowano i nadal się handluje, a wielu jest takich, co za pieniądze sprzedadzą swoją godność. Wreszcie można rzucić w twarz niedowiarkom i tym wierzącym, że pieniądz to młody-stary bóg, do którego modlimy się o bogactwa wcale nie duchowe.
Kto się z tym nie zgadza, niech pierwszy rzuci pieniądzem!
No tak, tylko jakim pieniądzem, skoro coraz mniej monet i banknotów, a coraz więcej cyferek zapisanych w wirtualnej rzeczywistości? Trudno rzucić w kogoś walutą cyfrową. Kto nie wierzy, niech spróbuje. Żarty jednak na bok.
Bo, Drogocenna/y Czytelniczko/ku, w kontekście treści, które za chwilę przeczytasz, wszystko, co dotąd było o pieniądzach, jest już historią. Wszak trzymasz w rękach opowieści futurystyczne! A to znaczy, że wizje w nich przedstawione wykroczą poza Twoje dotychczasowe doświadczenie świata i człowieka oraz otworzą nowe wyobrażenia o działaniu pieniądza. Być może po ich przeczytaniu zaczniesz zadawać sobie pytania w rodzaju:
Czy rzeczywiście będziemy płacić krwią, i to dosłownie? A może naszymi kartami płatniczymi będą zwierzęta? Czy energia odzyskana z duszy to wystarczający kapitał, by otrzymać kredyt na życie? Jaką wartość będą miały dobre uczynki? Co się stanie, gdy znikną wszystkie pieniądze?
Albo:
Jaką walutę należy uzbierać, by napisać powieść, w dodatku surowo ocenzurowaną? Dziecko jako przelicznik statusu społecznego? Warzywa jako pieniądze? A może będziemy płacić fikcyjnymi pieniędzmi stworzonymi wyłącznie po to, by wzbudzały poczucie zamożności?
Jak będą działać rdzenie teleportów, virtukasa, bithajs, digdongi, jednostki, globale, kcale, ksydany? Kim będą odklejeńcy, hipersensoryki, antechy, Kujon, Cybersyn, Sanny? Czym będą ZEW, CUDD, GaX, Bank Dotyku, Prawda Emocjonalna, Stowarzyszone Lokalności, formy, wysysacze czasu, edubudki czy gargamele?
Czy można będzie kupić czas? Czy wytworzona przez nas sztuczna inteligencja będzie miała poczucie czasu i czy obudzi się w niej wola życia? Wreszcie czy w ogóle będzie istniało coś takiego, czego nie będzie można kupić albo sprzedać?
Podobne wątpliwości i przewidywania sprawiły, że księga, którą trzymasz w swoich rękach, została obdarzona tytułem UTOPAY. W swobodnym, niezobowiązującym przekładzie słowo to można rozumieć jako „utopijne płatności”. Wskazuje na to przedrostek „uto-” i rdzeń „-pay”, który, jak pewnie wiesz, w tłumaczeniu z angielskiego znaczy „płacić”. Zresztą wystarczy zerknąć na UTOPAY, zobaczyć kształt liter i przeczytać głośno, by usłyszeć „utopej” lub „jutopej” – anglicyzm wywołujący wizualne i fonetyczne skojarzenia ze słowem „utopia”. Co prawda utopia to marzenie o idealnym ustroju politycznym, państwie czy miejscu, ale można je też odczytać ogólniej – jako gdybanie o świecie, którego jeszcze nie znamy.
Bo czy nie jest tak, że tylko przyszłość nas łączy? W obliczu nieznanego podziały znikają. O tym, co ma się zdarzyć, wszyscy wiemy tyle co nic. Dane czerpiemy z teraźniejszości, która prócz krótkich, radosnych epizodów wspólnoty dzieli nas częściej niż rzadziej – trudno określić aktualną liczbę konfliktów na świecie. Teraźniejszość jest zbyt nieuchwytna, by łączyła. Ledwo się staje, już przemija.
Nasze domniemania o przyszłości możemy też wywodzić z wiedzy historycznej, przeszłości. Ale przeszłość również dzieli. Jak bardzo odmienne są relacje świadków wczorajszego zdarzenia, a co dopiero powiedzieć o interpretacjach wydarzeń sprzed lat czy wieków? Każdy ma inne spojrzenie na historię. Przeszłość jest niesprawdzalna, łatwo nią manipulować. Można wykrajać z niej to, co komu pasuje.
Zdaje się więc, że tylko przyszłość łączy, nawet jeśli każdy ma odmienne jej wyobrażenia. Dlaczego łączy? Bo nieznana. Każdy z nas myli się w jej przewidywaniach. Wykracza bowiem poza ludzką wyobraźnię. Ale wciąż próbujemy ją nazywać. Jako niesprawdzalna w równym stopniu niepokoi i wywołuje nadzieję. Łączy nas ciekawością tego, co będzie, i snuciem domysłów, jak może być.
Niniejszą antologię opowiadań futurystycznych spaja jeszcze jedno. Dwadzieścia sześć ilustracji i okładka autorstwa Wojciecha Stefańca, który jest jednym z najlepszych współczesnych rysowników komiksowych. Wizyjność jego obrazów należy oszacować według własnej wewnętrznej waluty. Zapewniam jednak, że te ilustracje zarówno stanowią subtelny komentarz, jak i są wizualnym poszerzeniem futurystycznych dociekań zawartych w tekstach.
Dwadzieścia sześć wizji przyszłości powiązanej z pieniądzem. Aż dwadzieścia sześć opowieści nigdy wcześniej nieczytanych. Do tego dziesiątki premierowych ilustracji! Drogocenna/y Czytelniczko/ku, czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek trzymać w rękach tak obszerne i różnorodne kompendium wyobrażeń tego, co być może nas czeka? Przelicz sobie w myślach. A jeśli nie masz pewności co do swoich rachub, przestań się zadręczać. Po prostu przewróć stronę i rozpocznij przygodę wiodącą ku przebogatym lądom słowa i obrazu.
Wielu wartościowych wrażeń życzy Ci
VIRTUKA5JER.D4NIEL.OD1JA
PIERWOCINA
Pierwocina
Jacek Dukaj
1.
Usłyszawszy, że jej ciąża potrwa ćwierć wieku, przeraziła się.
– Trzeba było nie zadawać się z bogami.
Na śnieżącym ekranie enerdowskiego ultrasonografu niewiele jeszcze dało się dojrzeć. Poradzili jej wrócić za osiem lat, gdy wejdzie w drugi trymestr. Rozwiązanie miało nastąpić późną wiosną lub latem dwa tysiące czternastego roku. Będzie się już zbliżała do pięćdziesiątki, czy naprawdę dobrze wszystko przemyślała?
– Jest taki doktor Żyd pod Wieliczką, z niejednej wyskrobał niebiańskie nasienie.
Anna bardzo powoli zapinała pasek dżinsów. Brzuch miała płaski, twardy, brzuch pływaczki albo zapaśniczki. Przez pierwszy trymestr ciąża pozostanie niewidoczna i podczas gdy dziecko nieśmiertelnego będzie wrastało w jej organizm, mieszając krwiobiegi nieba i ziemi, Anna rozkwitnie wśród ludzi niczym kwiat między chwastami.
– Chłopiec czy dziewczynka?
– Och, za wcześnie na płeć, za wcześnie na gatunek.
Lęk ustępował narastającej ekscytacji wyzwaniem, poczuciu nieodwracalnej życiowej przemiany: nic już nie będzie takie samo. Wybór należał do niej. Nie wiedziała, czego się spodziewać, i ogrom tej tajemnicy prawie odbierał jej dech.
Dopiero za trzy lata mieli przegłosować ustawę przeciwko aborcji ludzi i bogów. Wkrótce po zaprzysiężeniu rządu Mazowieckiego Anna obroniła magisterkę z teorii teatru. PKB wynosił 82,2 miliarda USD, przeciętne wynagrodzenie – 206 758 złotych, inflacja – 639 procent, dolar kosztował 6500 złotych, a euro nazywało się ECU, nie istniało w postaci fizycznej i kupowano je za 7622 złote.
2.
W 1936 roku Vere Gordon Childe opublikował książkę, która miała ostatecznie wyjaśnić, skąd wzięli się bogowie. Man Makes Himself nie pozostawiała wątpliwości: zaczęło się od rewolucji neolitycznej. Wtedy to ludzie poczęli się zbierać w większe grupy, organizować się dla uprawy ziemi i hodowli zwierząt. Porzucali swe obyczaje nomadyczne i osiedlali się w miejscach słodkiej wody i żyznej gleby. Tam udomawiali dzikie bestie, lepili garnki, obrabiali drewno. I rodziło się coraz więcej dzieci, które trzeba było wyżywić z coraz intensywniejszego rolnictwa. Rosły piramidy społeczne, a wraz z nimi – język, kultura i jej materialne obrazy. Albowiem zaczęli także budować domy, spichlerze i świątynie, i tam oddawali bogom cześć.
Wychowały się na tym pokolenia naukowców, wykwitły stąd urzekające ideologie i polityki. Childe był marksistą, wszędzie wokół siebie widział rezultaty rewolucji industrialnej: produkcja i technologia determinowały mu warunki życia, a warunki życia determinowały zachowania i przekonania.
Lecz pod koniec dwudziestego wieku owe oczywistości antropologii i archeologii zaczęły się odwracać. W Göbekli Tepe, w Wadi Faynan, w Nevali Çori i na innych terenach wykopalisk odkrywano ośrodki kultu pochodzące jeszcze sprzed epoki neolitycznej: niekiedy bardzo rozwinięte architektury z symboliką zdradzającą bogate systemy wierzeń, a bez wątpienia stanowiące twory kultur łowiecko-zbierackich – miejsca ich spotkań, pielgrzymek, celebracji.
I dziś wiemy, że to wokół nich i ich rytuałów, że to na sile tamtych wierzeń jęły się organizować społeczności, zapuszczać fundamenty osady, i tam zaczęto uprawiać rolę.
To nie rolnictwo, miasta, handel i pieniądze zrobiły bogów – to bogowie zrobili cywilizację i pieniądze.
3.
Przeszedł był przez akademik jak bartnik przez pasiekę. Zza cienkich membran ścian i drzwi dobiegał szum dziewczęcego podniecenia, brzęczenie pszczelich skrzydełek. Anna zapamiętała jego oblicze lśniące miodem, kiedy wyjadł już ją do syta, i wylizał do czysta, i wychłeptał słodkości jej wszystkie – jego oblicze ociosane żądzą huraganową, jak spadał na nią raz za razem z wysokości uniesienia boskiego. Gwałt czy nie gwałt – bóg posiadł kobietę. Do końca życia będzie Anna tęsknić za tym uczuciem.
Żądza boga znieczuliła ją na afekty mężczyzn. Cóż ich igiełki tępe wobec ciosu gromu! Znalazła pracę w podmiejskiej firmie sprowadzającej z Zachodu używaną odzież, tam nie mieli jej za złe dyplomu humanistycznego, mogła sekretarzyć i buchalterzyć. Klienci i dostawcy emablowali ją z wąsatą subtelnością. Zakochała się nam panna Anna, że od rana tak promienieje! Niekiedy miała wrażenie, że wybuchnie, jeśli naprawdę się nie wypromieniuje.
Zapisała się na strzelnicę. Huk i zapach prochu, odkopnięcia twardego metalu – dopiero to odpowiadało temperaturze jej krwi, rytmowi jej tętna podwójnego.
Nie zdawała sobie sprawy, ale musiało być coś w sposobie, w jaki zabijała tarcze i kukły. Tutaj gromowładni rozpoznawali się po technikach pieszczoty cyngla.
Instruktor, otoczywszy Annę muskularnymi ramionami, gdy układał jej ręce i korpus do pozy strzeleckiej, opowiadał półgłosem mitografie współstrzelców.
– Ten tam – dyrektor na sprywatyzowanej fabryce płytek ceramicznych. Ten – dawniej major ube, teraz kantory i lombardy. Tam – sekretarz kawu Partii, rada nadzorcza banku. Tamten – syn ambasadora, pośrednictwo ze Wschodem. A ci, o! – siła miasta, tuzin dziupli i amfa hurtem.
Był to ich sport, ich szpan i ryt, i komunia mocy. Na strzelnicy nic nie mówili; potem, przy wyjściu i na parkingu, wymieniali się numerami telefonów i adresami knajp. Anna – Daniel, Daniel – Anna. Anna – Bruno, Bruno – Anna. Anna – Arnold, Arnold – Anna. Rozpoznali się po melodii gromu.
Arnold Makler zasypiał z głową złożoną na jej brzuchu, nasłuchując poruszeń płodu. Średnie kroczące i oscylacje stochastyczne przepływały jej pod skórą. Językiem ciepłym wiódł od pępka wykresy świecowe, formacja odwróconego trójkąta wskazywała zawsze trójkąt Anny.
– Elektrim – dwadzieścia siedem dwadzieścia. Jutrzenka – sześćdziesiąt sześć. Sokołów – dwa dziewięćdziesiąt trzy.
Z początkiem drugiego trymestru denominacja ścięła bowiem z waluty kraju cztery zera. 1 stycznia 1997 roku wyszły z użytku stare złotówki.
4.
Myślimy falami. Myśli, wrażenia, świat – przepływają przez nas.
Iskra po iskrze, neuron po neuronie, tu rozbłyśnie, tu zagaśnie, tam rozbłyśnie trzykroć – tak rośnie napięcie elektryczne, aż przeleje się przez próg potencjału i równinami, wąwozami, korytami mózgu popłynie lawina sygnałów myślowych. Tysiące, miliony takich lawin przetaczają się w każdej sekundzie w łożysku mojej i twojej świadomości.
Ich przebieg różni się częstotliwością. I rozpoznaliśmy te częstotliwości, i odtąd mówimy o falach alfa, falach beta, gamma, delta, theta, mu.
Każde wrażenie – każda informacja ze świata, każde tchnienie ducha pod kopułą czaszki – płynie na jakiejś fali. Na początku są chaos i przypadkowe wyładowania burzowe w ciemności. Świat, to znaczy obraz świata, wyłania się dopiero w harmonii.
Raz stworzony może się on wszakże w każdej chwili obsunąć z powrotem w pierwotną otchłań bezładu. Prowadzone za pomocą EEG badania pokazują, że aktywność fal mózgowych wprost wpływa na samo postrzeganie rzeczywistości: rozbłyski światła emitowane podczas minimów fal alfa i theta pozostają dla badanych całkowicie niewidoczne. A gdy rozprzęgają się fale gamma w poszczególnych rejonach kory, mózg niby widzi wyraz na papierze, lecz go nie odczyta. Świadomość wymaga zestrojenia wielu fal; świadomość w istocie jest tym zestrojeniem.
Nie powinno więc dziwić, że fale mózgowe chorych na schizofrenię różnią się od fal ludzi zdrowych: albo nie rozchodzą się wystarczająco szeroko i głęboko, albo nie zestroiły się ze sobą wystarczająco ściśle. Wadliwe fale gamma w hipokampie prowadzą do „niemożności jasnego odróżnienia myśli formowanych w głowie (na przykład wspomnień i fantazji) od bodźców pochodzących ze świata zewnętrznego”.
Rozstroić nam pływy skojarzeń i percepcji, a tworzymy z przedmiotów myśli – byty rzeczywiste.
Istnieją techniki celowego wpływania na taniec fal mózgowych. Najstarsze i najefektywniejsze wywodzą się z praktyk szamanistycznych i rytuałów przywoływania bogów. Narzędziami są tu dźwięk i światło; dźwięk jest lepszy. Pierwsze ich naukowe badania przeprowadził w latach trzydziestych XX wieku William Grey Walter. W 1961 roku Brion Gysin wynalazł Dreamachine, „pierwsze dzieło sztuki do oglądania z zamkniętymi oczyma”. W roku 1973 Gerald Oster opublikował w „Scientific American” pionierską pracę o tak zwanych dźwiękach różnicowych – binaural beats. Zaobserwowane w 1839 roku przez Heinricha Wilhelma Dove’a powstają one jako różnica w wysokości dźwięków wlewanych w lewe i w prawe ucho. Rozstrojenie tych częstotliwości – słyszane jako „dźwięk, którego nie ma” – wpływa następnie na fale mózgowe, pozwalając programować sny, wprowadzać człowieka w trans, wytrącać zeń świadomość ciała, kontrolować wrażenia bólu.
Nie znamy wszystkich metod ani konsekwencji desynchronizacji. Wiemy jednak: roztrzaskaj rzeczywistość – bogom znacznie łatwiej wejść do świata materii.
5.
W drugim trymestrze, za panowania Aleksandra Różowego, półbóg nienarodzony stał się dla Anny prawdziwą uciążliwością i brzemieniem.
Nie dało się już ukryć stanu niebiańskiego, nasienie nieśmiertelne na dobre zakorzeniło się w śmiertelnym ciele i płód realniał z nieludzką zajadłością, brzuch rósł i rósł.
– Rozumie pani, ja bardzo chętnie, ja tu pierwszy feminista, niech pani sama rozpyta, ale, na litość, z etatami obciążonymi piętnastoletnim urlopem macierzyńskim pójdziemy na dno z całą firmą, zanim zdąży pani wysylabizować „równouprawnienie”!
Przepłynęły przez Annę wszystkie paradoksy i paranoje Trzeciej Erpe; doświadczyła na sobie wszystkich zmian ustaw i przemian obyczaju. Zwalniali ją z powodu ciąży. Zatrudniali ją z powodu ciąży. Z powodu ciąży przysługiwał jej zasiłek po zwolnieniu; kwalifikowała się do ulg i preferencji. ZOZ-y, Kasy Chorych, ZUS-y i enefzety przekładały ją z kartoteki do kartoteki.
– Taa, teraz wszystkie jesteście samotne matki, teraz wam tak wygodnie. Nagle ojcowie zniknęli z powierzchni ziemi. Gdzie ten pani chłop?
– Zniknął z powierzchni ziemi.
Opuszczali ją ludzcy kochankowie, oddalały się dotyk i czułość ludzkiego ciała, coraz bardziej obce, coraz dla niej dziwniejsze. Czy to skutek tak oczywistej ciąży, czy obraz ducha czasów? Zauważyła to któregoś dnia, gdy współpasażer wzdrygnął się, pomagając jej wysiąść z tramwaju. Dotknięcie obcego człowieka nie jest już odruchem, odwrotnie – wymaga przezwyciężenia głębokiego odruchu osobności.
Tymczasem balast nastoletniego płodu stał się tak wielki, że Anna zaczęła mówić w liczbie mnogiej: my idziemy, my jemy, my oglądamy telewizję. Był to jeszcze czas, gdy oglądało się telewizję.
Nadejście bogów Europy przyjęła bez wielkich emocji, bez gorączkowych nadziei. Jedne godła i flagi zastępowały inne godła i flagi. Po bulwarach i knajpach wałęsało się teraz więcej obcojęzycznej chuliganerii. Pociągi stawały się mniej obrzydliwe; w niektórych kobieta w ciąży mogła nawet skorzystać z toalety. Odnowione starówki wyludniły się pod zimnymi szyldami banków i towarzystw ubezpieczeniowych. Zniknęły budki telefoniczne; zastąpiły je bankomaty. Nosiła w torebce trzy karty płatnicze, każda pokryta sobie właściwymi zaklęciami i runami. Pieniądz wymagał już przechowywania w głowie cyfrowych inkantacji – co człowiek, to PIN. Anna zastanawiała się, czy jej półbóg wyjdzie na świat, zanim także nienarodzonym pozakładają konta i karty. Ustawa z dnia 7 stycznia 1993 roku stanowiła, iż nasciturus ma zdolność prawną, może dziedziczyć i posiadać pieniądze – pod warunkiem, iż urodzi się żywy. Nawet jeśli zmarłby sekundę po narodzinach.
Anna Matka Polka – brzuchata, niezgrabna, ociężała, spowolniona i wyosobniona – czuła się, jakby piła z innego źródła czasu, jakby żyła na jedynej nieruchomej wyspie obmywanej z obu stron przez wzburzony nurt rzeki, która, przełamawszy tamę, musi w tym wylewie wypuścić cały nagromadzony dekadami nadmiar wód i szlamu. Pojawiły się stoiska i sklepy z ubraniami dla kobiet w ciąży; pojawiły się mody ciążowe i szkoły rodzenia, i joga dla ciężarnych, i tabloidowa moda na dzieciobójstwa.
Niespodziewanie naszła ją kontrola z opieki społecznej.
– Sorry, mieliśmy donos, że handluje pani noworodkami: zawsze w ciąży, a bez dzieci.
Założyła sobie konto na Facebooku, status związku: eternity. Była związana przymierzem krwi, przymierzem nieba z ziemią. Co by się stało, gdyby tego dziecka nie urodziła? Facebookowi znajomi przysyłali jej zdjęcia szopek i stajenek z całego świata, ze wszystkich kultur i kontynentów. Bogowie przychodzą na świat co roku, tak obraca się koło dziejów.
Tuż przed hekatombą Wall Street, zanim popłynęła infostradami świata krew giełdowych byków i bóstw Zachodu, Anna opanowała wreszcie podstawową umiejętność człowieka XXI wieku: umiejętność życia na kredyt, życia za pieniądz, którego nie ma. Jak miliony Polaków utrzymywała się z miesiąca na miesiąc, pomimo że wydawała więcej, niż zarabiała, pomimo że nie zarabiała w ogóle. Nigdy bezpieczna w dostatku, i nigdy niedotknięta prawdziwym ubóstwem, zawisła w owym przedziwnym limbo permanentnej tymczasowości. „Jakoś przeżyję”. I jakoś przeżywała.
Była to sztuka wielkomiejskich wiecznych młodzieńców i wyrachowanych bogów Północy. W ich krajach, kolebkach bezosobowej opiekuńczości, piękni blondyni o zimnych sercach żyją wygodnie, wyzbyci ambicji i żądz. Bogowie Południa przynieśli zaś ze sobą nowożytne kulty zniewoleń zmysłowych; ich domeną był internet, wielka Świątynia Porno, które jest jedyną szczerą religią dzieci rozstrojonego świata. Najgłębiej, do kości, w kraj i w ludzi wgryźli się dzięki żertwie smoleńskiej bogowie Wschodu, upuszczając powolne potoki czarnej krwi.
Bo był to już trzeci trymestr, trymestr walki wewnętrznej i bolesnych kopanin, kiedy miała wrażenie, że dziecko rozerwie jej brzuch od środka. Z każdym dniem i nocą nieprzespaną mocniej czuła, jak młody bóg wyrywa się na świat, i że to jest świat młodych bogów, ich bezlitosnego wdzięku, smoczej doskonałości i cyfrowej młodości, która nie bierze jeńców i nie przebacza, trwa wojna, zapach krwi unosi się w powietrzu – bądź gotów na walkę od pierwszego oddechu, nie czekaj ataku wroga, uderz wcześniej.
– Syn.
6.
A więc pieniądz nie jest rzeczą ludzką, pieniądz jest eidosem boga.
Starożytne monety zdobią podobizny bóstw, są to pieczęcie niewidzialnego wyciskane na materii codziennego życia: odbicia Ateny, Kory, Heraklesa, Zeusa, Apolla, Hadesa. Przejście nastąpiło za sprawą Aleksandra Wielkiego. Za którego życia jego monety pieczętowały świat Zeusem i Heraklesem. Lecz uszedłszy z życia, przeniósł się Aleksander w oczach współczesnych do rzędu bogów, toteż rychło pojawiły się srebrne tetradrachmy z podobizną samego Macedończyka. Następni władcy nie czekali już wszakże pośmiertnej deifikacji – ubóstwiali się za życia.
Nikt zdrowy na umyśle nie oddaje czci pieniądzu. Lecz posługiwanie się pieniądzem – jego wymiany, liczenie, gromadzenie, myślenie o nim, pragnienie, opowiadanie świata językiem pieniądza – jest praktyczną metodą czczenia tego, co pieniądz jedynie przedstawia w materii.
Czym różni się przemodlenie setki zdrowasiek na drewnianym różańcu od przeliczenia setki bilansów handlowych na drewnianym liczydle? Powtarzane rytuały mentalne formują mózg i obraz rzeczywistości kształtowany w mózgu.
Bitcoin i jemu podobne, już całkowicie pozamaterialne waluty fiat oparte na kodach cyfrowych i silnej kryptografii obywają się bez mennic i portmonetek. Nie ma już czego ująć w palce, nie modlimy się na różańcach. Życie duchowe Zachodu realizuje się teraz w praktykach przenikających niemal wszystkie aktywności świeckie, od sportu, przez seks i pracę, do gier komputerowych.
Ideałem i praktycznym celem kryptobankierów jest takie rozmycie i zwirtualizowanie pieniądza, że transakcje i płatności odbywać się będą w ułamku sekundy i już bez żadnych fizycznych czynności, bez angażowania materii – myśl równa się pieniądzu, pieniądz równa się myśli, i cała rzeczywistość mieści się w nich bez straty.
W maju 2014 roku jeden bitcoin kosztował 1350 złotych.
7.
Poród ciągnął się przez osiem dni; ósmego dnia rozkroili Annę niczym zgniłą kuropatwę. Dziecko krzyczało od pierwszego wdechu, pękały ekrany monitorów i tłoki strzykawek.
Nie dali jej synka do piersi, bali się, że ją pokąsa. Miał piękne, ostre ząbki i ugryzł pielęgniarkę w dłoń, a potem z zamkniętymi oczkami ssał jej krew.
W szpitalnej łazience Anna długo nie potrafiła się zdobyć na spojrzenie w lustro. Fałdy skóry na pustym brzuchu zwisały gadzio, przykryte opatrunkiem szwy po cesarce upodobniły ją do futerału zasuwanego zamkiem błyskawicznym. To ciało wypełniło swą funkcję i teraz nie ma już żadnego praktycznego celu.
Stanąwszy potem nad szpitalnym łóżeczkiem synka, załamała się niespodzianie pod zalewem uczuć nie do nazwania. Musnęła opuszkiem palca czerwony pyszczek noworodka i zakrztusiła się histerycznym śmiechem-płaczem. Pielęgniarki odprowadziły ją do pokoju i dały środki na uspokojenie.
Pierwszy tydzień przepłynęła w milczącym otępieniu. Potem stopniowo wydobywała się na powierzchnię. Niemowlę jej potrzebowało – to był wystarczający powód, żeby wstawać z łóżka, ubierać się, jeść, pić, żyć. Uczyła się groźnej cielesności jej synka – był ciężki, gorący, metalicznie suchy.
Becikowe wynosiło tysiąc złotych. Miała dla malucha przygotowane łóżeczko i nosidełko, i wózek z komisu. Nie stać jej było na opiekunkę; kupiła baby monitor o zasięgu dwóch przecznic i nosiła w uchu słuchawkę odbiornika.
Gdy tylko ucichł jego oddech, rzuciła zakupy i pobiegła ze sklepu pod blokiem do mieszkania.
Nie dotarła do sypialni, już na schodach szumiało jej w głowie – w progu jadalni stanęła jak wmurowana.
Rozparty przy stole, w garniturze Ermenegildo Zegny, pod krawatem jedwabnym i z zegarkiem Tag Heuera, jej bóg odbeknął głośno. Jeszcze mu twarz lśniła od wysiłku gryzienia i przeżuwania, jeszcze stópka i paluszki różowe wystawały mu spomiędzy zębów. Gładko ogolony i zaczesany brylantynowo od wysokiego czoła, spocił się jednak i poczerwieniał.
Wielką białą chustką otarł wargi.
– Dziękuję.
Narastający szum prawie tam Annę unieruchomił; osunęła się na odrzwia. Gdy bóg ją mijał, zdołała tylko zaczepić go za rękaw, uchwycić między dwa palce kokainowo biały mankiet jego koszuli ze spinką z logo nieśmiertelnej korporacji.
– Ile nas wziąłeś? – szepnęła. – Ilu ci ich trzeba?
Najedzony, był w dobrym humorze. Pogłaskał Annę po twarzy wymanikiurowaną dłonią. Odruchowo wtuliła się w woń tysiącdolarowej wody kolońskiej. Uśmiechnął się do niej wyrozumiale. Pomyślała o wszystkich tych newsach o noworodkach znajdowanych w beczkach, na wysypiskach, w lodówkach, noworodkach nieznajdowanych. Coś za coś – nie da się osiągnąć równowagi, nie odejmując z jednej z szal.
Bóg wychodzi, szum gaśnie, zapada cisza, i po raz pierwszy od ćwierćwiecza Anna pozostaje sama w kraju śmiertelników. Zniknął ów rozdźwięk, klin wbity między nią i świat; strona prawa równa się stronie lewej.
Uprzątnąwszy ostatnie ślady ofiary, może wreszcie wyjść na miasto, nie myśląc o niczym i nikim poza sobą. Powiedzą, że była w szoku; czuje się, jakby szok właśnie dopiero zaczynał z niej schodzić. Jest maj 2014 roku. Na festyn rocznicowy ulice i place udekorowano balonikami biało-czerwonymi i błękitnymi. Pogoda jest słoneczna, ludzie uśmiechnięci, samochody błyszczące, psy dobrze odżywione. Anna ma blisko pięćdziesiąt lat, już prawie nie jest kobietą, już prawie nie cieleśnieje. Ubiera się nie po to, by do ciała wabić, lecz po to, by oddzielać ciało od ciała.
Przypatruje się matkom z małymi dziećmi. Te matki także urodziły się już w nowym świecie. Nie mają do nich przystępu bogowie czasu rozstroju; one nie czują, nie słyszą żadnego zgrzytu.
PKB wynosi prawie 500 miliardów USD, przeciętne wynagrodzenie – 3521 złotych, dolar jest po trzy złote, a euro – po cztery. Przez galerie handlowe i hipermarkety przepływają tłumy, pozostawiając w kasach elektronicznych zapłatę niewidzialnych cyfr, w niewidzialnych rejestrach bytów nieludzkich i nieśmiertelnych. Na kartach kredytowych i ekranach telefonów migoczą godła banków i bóstw, cała rzeczywistość się w nich mieści.
KRAWACIARZ
Krawaciarz
Wojtek Miłoszewski
2032
Cholerni meteorolodzy. Miało wiać dwa, góra trzy w skali Beauforta. Po oceanie przetaczają się tymczasem bałwany wysokości kilku metrów. Szybkie łodzie motorowe walczą z kipielą od dwóch godzin, szukając wytrwale celu. Bez rezultatu.
Victor Sollano trzyma się mocno relingu i ma już dosyć. Nigdy wcześniej nie chorował na wodzie, ale teraz czuje żołądek w gardle. Wie, że trudno przewidzieć pogodę na Atlantyku, siedemset mil na wschód od Barbadosu. Zaraz jednak straci nad sobą panowanie. Po prostu wyciągnie broń i odstrzeli łeb nawigatorowi stojącemu po lewej.
Tamten, wysoki Kolumbijczyk, raz po raz wkłada głowę pod kaptur, przyglądając się panelowi systemu nawigacyjnego. Resztę łodzi skrywa totalna ciemność. Noc jest czarna. Żadnego księżyca, zero gwiazd. Decyzja zapadła. Nawigator ma przed sobą ledwie kilka sekund życia. Szef największego kartelu narkotykowego na świecie, jakim jest Sol de la Muerte, sięga niespiesznie po zatknięty za pasek pistolet. W tym samym momencie czerń nieba wpada w ciemniejszy odcień. Jakby w ocean atramentu rzucono nieruchomą, jeszcze mroczniejszą taflę. Olbrzymi kształt przypomina górę. Jest! MS Kousen.
Łodzie dobijają do pomostów przygotowanych przy burcie kontenerowca z Holandii. Szybko i sprawnie, za pomocą lin na bloczkach, Meksykanie wciągają towar na górę. Niemal wszyscy witają z ulgą jasne światło, gdy tylko schodzą pod pokład. Sollano zerka na swojego nawigatora. Zastanawia się, czy tamten wie, że kilka minut wcześniej stał nad krawędzią grobu. Jego spojrzenie mówi wszystko. Wie. To dobrze.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki