Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Utracone Skrzydła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Utracone Skrzydła - ebook

Historia opowiada o młodej, wkraczającej w dorosłość dziewczynie, która oddana jest lekkoatletycznej pasji. Jej codzienne życie radykalnie się zmienia, gdy nagle traci część tego, co definiowało jej tożsamość. Musi się zmierzyć z ograniczeniami swojego ciała, bólem oraz niepewnością co do przyszłości swojej pasji sportowej, a także codzienności. Życie nie pozostawiło jej wyboru i zmusiło do stawienia czoła nie tylko fizycznym dolegliwościom, ale także przeciwnościom emocjonalnym. Pogrążona w poczuciu straty dowiaduje się, że bliska dla niej osoba rozpoczyna walkę o życie ze śmiertelną chorobą. Nastaje nowa rzeczywistość, która prowadzi do głębokich zmian w jej życiu. Czy się w niej odnajdzie?

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397255814
Rozmiar pliku: 676 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Gdy nasze plany i marzenia zostają zniweczone przez niespodziewane okoliczności, takie jak choroba, kontuzja, wypadek czy inne trudne wydarzenia, naturalną reakcją jest złość, niedowierzanie lub gniew. Zostajemy pochłonięci przez poczucie straty oraz rozczarowanie. Te emocje mogą się przerodzić w głęboki kryzys psychiczny, który wpływa nie tylko na nasze samopoczucie, ale także na codzienne funkcjonowanie, relacje z innymi i zdolność do podejmowania decyzji. Każdy krok przypomina wędrówkę po kruchym lodzie, który pod naciskiem bolesnych zdarzeń jest niepewny i grozi w każdej chwili załamaniem. Czujemy się jak rozbitkowie – samotni, uwięzieni na nieznanej wyspie, otoczeni morzem niepewności, żalu i bólu, bez latarni, która wskazywałaby drogę do odzyskania szczęścia. Poszukujemy podpowiedzi, mając nadzieję, że przyniesie ją kolejny podmuch wiatru. Jednak niewyrażone emocje zamykają się coraz szczelniej, zmieniając ciepłe wnętrze w zimne i niedostępne. Fundament naszej stabilności staje się wspomnieniem, zastępuje go poczucie braku bezpieczeństwa i kontroli.

Życie stawia przed nami wyzwania, czasem bardzo bolesne, a my próbujemy się dostosować do nowej rzeczywistości, która zmienia kolorowe barwy naszej egzystencji na odcienie szarości. Serce niepostrzeżenie wypełnia olbrzymia pustka, słabo widoczna mgiełka, która powoli osiada na skórze i zalewa nasze wnętrze trudem. Istnieje ryzyko, iż wpadniemy w pułapkę niezdrowego myślenia i będziemy się w niej z każdym nadchodzącym dniem coraz bardziej zapętlać. Gdy niesłuszne myśli zaczynają dominować, mogą prowadzić do tego, że utkniemy w spirali, z której się ciężko wydostać. Mogą one dotyczyć wielu aspektów życia, takich jak nasze poczucie wartości, przyszłość, relacje z innymi czy możliwości.

Kryzys w naszym życiu jest nieunikniony. Dotyka wszystkich na różnych etapach egzystencji. Zaopiekowanie się nim jest kluczowe dla odbudowania równowagi emocjonalnej i odzyskania poczucia kontroli nad własnym życiem. Wsparcie psychologiczne, terapia oraz rozmowy z bliskimi mogą pomóc w przeżyciu tych niełatwych doświadczeń, zrozumieniu ich wpływu na nas oraz w znalezieniu nowych dróg do realizacji swoich celów. Ważne, aby dać sobie czas na żałobę po utraconych możliwościach, ale również otworzyć się na nowe perspektywy i szanse, które mogą się pojawić na naszej drodze. Moim celem jest okazanie zrozumienia dla trudu, którego wtedy doświadczamy. Pragnę podkreślić, że każdy ma prawo odczuwać trudności inaczej oraz radzić sobie z nimi po swojemu, więc tę książkę należy traktować jako wskazówkę, nie poradnik.

Mam nadzieję, że ta pozycja pomoże w lepszym zrozumieniu ludzi, którzy chorują przewlekle, jak również poszerzy perspektywę na temat kryzysów, które dotykają nas w życiu. Może dzięki niej poczujesz zrozumienie, ulgę czy zachętę. Do jej napisania zainspirowały mnie własne doświadczenia, natomiast nie jest ona autobiografią. Podzieliłam się pewnymi refleksjami na temat życia, które mogą być różne od Twoich przemyśleń. Czytając tę książkę, nie musisz się z nimi zgadzać. Natomiast jeśli podczas lektury zastanowisz się choć na chwilę nad własnymi emocjami, uznam to za sukces.

W naszym życiu czasem przychodzi moment, kiedy kolorowe barwy zmieniają się w odcienie szarości, a wewnętrzne ciepło zastępuję chłodny wiatr. Istotą jest zachowanie wtedy iskierki nadziei, która ponownie rozpali ogień, tworząc przebłysk, i doda nam sił do wstania kolejnego dnia. Sprawi, że wyobrażenie o lepszym czasie znajdzie odzwierciedlenie w rzeczywistości, a mały płomień będzie mógł przezwyciężyć chłód. Silne pragnienie, by ktoś pozostał z nami na zawsze, miesza się ze strachem, ponieważ nieuniknionym jest, że przyjdzie moment straty, który przypomni, że to pragnienie jest nie do spełnienia. Tak właśnie zaczęła powstawać historia o młodej dziewczynie, która zderzyła się z rozrywającym bólem, a fragmenty jej skrzydeł zaczęły powoli opadać, cząstka po cząstce, porwane przez otchłań nowej rzeczywistości. Uwięziona i samotna niczym rozbitek na bezludnej wyspie, na której panowała trudna do zniesienia cisza, przypominająca o bólu doświadczeń z przeszłości. Tak jakby został zapisany w niej na zawsze.

Taki jest właśnie świat, raz wita nas pięknem, a delikatny i ciepły wietrzyk wypełnia błękit nieba nadzieją, niosąc ze sobą niepowtarzalność i piękno życia. Innym razem wita nas okrutnym, chłodnym i przenikliwym wiatrem, łącząc się z bólem zawartym w głębi duszy, a burzowe chmury przypominają walkę o lepszy świat.SKRZYDŁA

Skulona w cierpieniu chowałam głowę w ramionach, naga – obdzierana ze swej maski, skrawek po skrawku z szat nadziei. Moja rzeczywistość była czarno-biała. Gdzieś w oddali przebijał się fragment koloru, iskierka, która mogła poprowadzić do sedna istnienia. Wokół wirowały części utraconych skrzydeł, unoszone w rytm wiatru, wyglądając przy tym tak lekko i niewspółmiernie do bólu, który codziennie przygniatał moje wnętrze. Próbowałam rozpaczliwie łapać ich rozpadające się fragmenty. Uciekały mi przez palce, jakbym się stała niewidzialna. Zagubiona, ze łzami w oczach rozglądałam się w pośpiechu na wszystkie strony. Nie wiedziałam, jak powstrzymać otchłań, która wciągała wszystko, co kochałam. Zabierała mi tak wiele, że nie potrafiłam powiedzieć, kim jestem. Dryfowałam po czymś nieznanym, trudnym. Byłam zamknięta w spirali pułapki, w której ciężko odnaleźć spokój. Pragnienie odzyskania tego, co utracone, zamykało mi dostęp do teraźniejszości. Błądziłam po labiryncie wielu niepodpisanych drzwi. Otwierałam je po kolei, jednak nigdzie nie było tego, czego poszukiwałam – recepty na odbudowanie siebie. Zależało mi na znalezieniu mapy, która ułatwiłaby ten proces, eliminując przy tym błędne ścieżki.

Pragnęłam pomocnej dłoni, która sprawi, że powoli wstanę z kolan, a moja zgarbiona sylwetka zacznie się prostować, unoszona przez moc własnych skrzydeł. Chciałam biec ku lepszej chwili, pozostawić za sobą to, co trudne, skleić to, co pęknięte. Marzyłam o odzyskaniu skrzydeł, wypełnieniu serca ciepłem i radością, zastąpieniu pustki uczuciem innym niż przeszywający ból.

Założona maska dawała mi iluzję bezpieczeństwa, niewyrażone emocje dławiły, choć dla świata było to niewidoczne. Burzliwe myśli i uczucia nie otrzymały pozwolenia na to, aby się pokazać. Maska stawała się coraz cięższa, jej kolejne warstwy sprawiły, że nie wiedziałam, co jest autentyczne. Uwięziłam się we własnym wnętrzu, co oddalało mnie od prawdy o sobie.

Pewnego dnia miałam dosyć udawania i ściągnęłam maskę. Skuliłam się w swoim cierpieniu, zamykając na świat, a moją twarz pokryły łzy bezsilności, zagubienia i niewiedzy. Moim przyjacielem stała się kartka, na którą przelewałam swoje troski. Sprawiło to, że czasem przez szpary zbudowanego muru przechodziły blaski prawdy, emocji i wrażliwości. Zaskoczona, nieco przerażona, obawiałam się, że zajrzę za głęboko i odkryję to, co ukryte w moim wnętrzu.

Wsłuchiwałam się w głąb siebie, czy mam sobie coś do powiedzenia. Niekiedy myśli w mojej głowie płynęły szaleńczo, ale wypełniała mnie nielubiana pustka. Z każdą minutą miałam wrażenie, jakby słońce było coraz bliżej, a promyki oświetlały moją zmęczoną po niezbyt dobrze przespanej nocy twarz. Chciałam, by moje wnętrze zostało również ogrzane, a uczucie wypełniającej tęsknoty sprawiało, że próbowałam dogonić szczęście zawarte w przeszłości. Pragnęłam nabyć magiczną moc, która da mi możliwość cofnięcia czasu, aby choć na chwilę ujrzeć osobę, której już nie ma. Tęsknota była tak silna, obdzierająca z każdej chwili radości, że powodowała płacz zamieniający się w przeraźliwe wycie. Wtedy na zewnątrz wychodził głęboko utkwiony ból. Przerażał, że tyle się go może zmieścić w środku jednej osoby.

***

Tamtego dnia ogarnęło mnie uczucie podekscytowania. Usłyszałam, jak pod dom podjechał samochód, z którego głośno dudniła muzyka.

To na pewno on!, pomyślałam, następnie szybko wybiegłam z domu i rzuciłam się na szyję mojemu narzeczonemu, Krystianowi.

– Wreszcie nadszedł ten dzień! – krzyknęłam pełna radości i objęłam go mocno.

Krystian odwzajemnił moją radość, uśmiechnął się szeroko i odpowiedział:

– Spokojnie. Idę spakować twoją torbę do samochodu. – Podszedł bliżej, by przytulić mnie na powitanie. – Przed nami szalona wycieczka – dodał i zaśmiał się z mojej dziecinnej radości.

Uniosłam wzrok i pełna wdzięczności oraz podekscytowania spojrzałam mu w oczy.

– Dziękuję, że jedziesz ze mną i wspierasz mnie w tych wszystkich szalonych pomysłach.

Krystian zaczął się głośno śmiać, po czym wyznał:

– Przy tobie zawsze dzieje się coś ciekawego. Muszę przyznać, że nie da się z tobą nudzić.

Chwyciłam jego rękę i poprowadziłam go w stronę domu.

– Chodź, musimy jeszcze sprawdzić, czy wszystko spakowane. Nie chcę, żebyśmy czegoś zapomnieli.

Kiwnął głową i poszedł za mną do środka. W przedpokoju czekała już moja torba, starannie przygotowana dzień wcześniej na nadchodzący wyjazd.

– Wszystko gotowe? – zapytał, patrząc na bagaż.

– Myślę, że tak. Sprawdzałam kilka razy. – Na wszelki wypadek otworzyłam ją, by upewnić się, że niczego nie brakuje.

– W takim razie czas wyruszać w drogę – powiedział i objął mnie ramieniem.

Poczułam ciepło jego słów i się uśmiechnęłam. Był dla mnie nie tylko narzeczonym, ale i najlepszym przyjacielem.

– Tak, pora rozpocząć naszą dzisiejszą przygodę.

– Zgadza się. Musimy jeszcze pojechać po twojego brata – rzucił, podnosząc torbę, następnie skierował się ku drzwiom.

W samochodzie włączyliśmy naszą ulubioną muzykę i z uśmiechem na twarzach ruszyliśmy po mojego brata, a następnie w kierunku celu podróży.

Ekscytacja spowodowana była długo wyczekiwanym biegiem górskim z przeszkodami. Uznałam, że to świetne połącznie dwóch moich miłości: gór oraz biegów. Przygotowanie do zawodów wymagało dobrej organizacji. Miałam na nie niecałe trzy miesiące. Dystans nie duży, bo sześć kilometrów, ale biorąc pod uwagę, że to dopiero moje początki biegów górskich z przeszkodami, uznałam, że będzie dla mnie idealny. Trenowałam sama. Wspomógł mnie dzienniczek treningowy, który prowadziłam od samego początku mojej lekkoatletycznej przygody. Miałam w nim zapisane wszystkie treningi. Przygotowanie do biegu potraktowałam bardzo poważnie. Połączyłam treningi wytrzymałościowe, szybkościowe oraz siłowe. Na początku spokojnie – trzy razy w tygodniu, czasami zdarzało się cztery. Ostatnim etapem było swobodne wybieganie.

Po kilkugodzinnej podróży dotarliśmy na miejsce. Zaczęliśmy się z bratem rozgrzewać, a Krystian przyjął rolę fotoreportera. Wraz z upływem czasu wokół linii startu powoli zbierało się coraz więcej osób, co wskazywało, że nadchodził czas rozpoczęcia biegu.

– Jak się czujesz? – zapytał mój brat, stojąc na linii startu.

– Podekscytowana! – krzyknęłam, a moja twarz się rozpromieniła. – A ty?

– Tak samo. Niech to będzie przede wszystkim fajna przygoda – dodał, klepiąc dłońmi o kolana.

Rozpoczęła się wspólna rozgrzewka i odliczanie do startu. Atmosfera oraz energia były niesamowite.

– Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, start! – wykrzyczał przez mikrofon prowadzący.

Wszyscy ruszyli. Długo wyczekiwany bieg właśnie się rozpoczął. Pierwszą część dystansu pokonałam spokojnie, ponieważ bieg górski z przeszkodami był dla mnie nowością. W moich ustach zasychało coraz bardziej. Z wielką nadzieją, że niedługo będzie punkt z napojami, przemierzałam kolejne metry trasy. Jakież uradowanie pojawiło się na mojej twarzy, gdy ujrzałam w oddali naszykowaną wodę. W takich momentach smakuje ona najlepiej.

– Dzięki za wodę! – krzyknęłam do wolontariusza, odbierając kubek z jego rąk.

– Nie ma sprawy, powodzenia! – odpowiedział.

– Hej, jak tam? Jak się czujesz? – Dobiegł do mnie mój brat.

– Na razie dobrze, wytrzymuję tempo, tylko ślizgam się na śniegu. Mam nieodpowiednie podeszwy, ale poza tym jest super. A ty? – mówiłam z przerwami, dysząc od zmęczenia.

– Całkiem nieźle. Trzymajmy się tego tempa. Może dotrzemy razem do mety? – zaproponował, biegnąc koło mnie.

– Dobry pomysł – odpowiedziałam z entuzjazmem, następnie skupiłam się na oddechu, aby móc pokonać kolejne metry tej wymagającej trasy.

Po kilkudziesięciu minutach wreszcie ukazała się ona – meta. Niesamowite uczucie. Zmęczenie, ból i momenty zniechęcenia zastępują podekscytowanie, radość oraz duma.

– Daj rękę – powiedział do mnie brat, wyciągając swoją dłoń, która cała była w błocie, w niektórych miejscach przykleiły się do niej fragmenty jakieś roślinności.

Uśmiechnęłam się, choć byłam bardzo zmęczona. Szczęśliwi wbiegliśmy wspólnie na metę, trzymając się przy tym za ręce.

To był piękny oraz beztroski czas w moim życiu, który z utęsknieniem bardzo często wspominam. Biegłam wspólnie z bratem, a mój narzeczony Krystian robił za osobistego, no i oczywiście najlepszego, fotoreportera. Pogoda dopisała, było słonecznie i nawet ciepło jak na marzec. Niestety trasa szybko zweryfikowała, że miałam niedostosowane do tego biegu buty, ponieważ w niektórych miejscach, szczególnie u góry, leżał jeszcze śnieg. Ślizgałam się i co chwilę leżałam na ziemi. Oprócz tego incydentu bieg zaliczyłam do udanych. Trasa była bardzo fajna, z pięknymi widokami. Byliśmy bardzo dumni z siebie, a ja dostałam nauczkę, aby dobierać odpowiednie obuwie.

Po biegu poszliśmy zjeść do pobliskiej knajpki. Zdecydowaliśmy się zamówić pizzę. Po takim wysiłku należało się nam.

– Jak wrażenie po biegu? – zapytał Krystian, kiedy czekaliśmy na pizzę.

– Jestem zmęczona. Mam wrażenie, że boli mnie każdy skrawek ciała, ale szczęśliwa! To było świetne doświadczenie – odpowiedziałam z entuzjazmem.

– Zgadza się! Musimy to powtórzyć – dorzucił mój brat, któremu też się bardzo podobało.

– Jasne. Na tym jednym nie poprzestanę. Teraz wiemy, czego się spodziewać. Dzięki za wspólny bieg – powiedziałam do brata, następnie spojrzałam na Krystiana. – A tobie dziękuję za fotorelację i wsparcie.

– Proszę – przerwała nam kelnerka, która przyniosła cieplutką i smakowicie wyglądającą pizzę.

Po zjedzeniu posiłku i chwilowym odpoczynku pospacerowaliśmy jeszcze trochę po okolicy, a następnie nadszedł czas powrotu do domu. Przez całą drogę żyliśmy jeszcze emocjami związanymi z biegiem. W trasie otrzymaliśmy SMS-a z wynikami oraz miejscem w swojej kategorii. Byłam mile zaskoczona wysoką pozycją, gdyż wcześniej nie myślałam o żadnej rywalizacji. Traktowałam to jako próbę charakteru, dobrze się przy tym bawiąc.

Niedługo po tym biegu mnie i Krystiana czekało pewne wyzwanie, czyli zamieszkanie razem, którego nie mogliśmy się już doczekać. Nasz związek przechodził na kolejny etap, co okupował lekki stres. Rozpoczynałam także moje wymarzone studia – architekturę krajobrazu. Wiele dużych zmian, ale takie uroki wchodzenia w dorosłość. Zawodowo prowadziłam szkolenia z języka migowego, co dawało mi wiele satysfakcji. Mój wolny czas wypełniały: aktywność sportowa, górskie wędrówki oraz wspinaczka. Mieliśmy to szczęście, że Krystian również to kochał, dzięki czemu mogliśmy spędzać te chwile wspólnie.

***

Pewnego ciepłego wieczoru siedzieliśmy z Krystianem na balkonie, już w naszym wspólnym mieszkanku, przy ulubionej herbacie. Zanurzeni w myślach obserwowaliśmy migoczące od gwiazd niebo. Odkąd zamieszkaliśmy razem, uwielbialiśmy takie chwile. Siedząc wygodnie w naszych ulubionych fotelach, cieszyliśmy się delikatnym powiewem wiatru, który niósł ze sobą zapach kwitnących kwiatów z pobliskiego ogrodu. Cicha melodia świerszczy wypełniała nocne powietrze, tworząc idealne tło dla naszej rozmowy. Akurat tego wieczoru rozważaliśmy o tym, czym są marzenia.

– O czym marzysz? – zapytałam Krystiana z ciekawością, patrząc prosto w jego niebieskozielone oczy.

– Hm… Niech pomyślę – odpowiedział, a kąciki jego ust się uniosły, tworząc lekki uśmiech. – Nie zastanawiałem się nad tym. Hm… Chyba chciałbym być szczęśliwy – stwierdził po dłuższym zastanowieniu. – Chociaż muszę to jeszcze przemyśleć. Zaskoczyłaś mnie tym pytaniem. A ty o czym marzysz? – wtrącił po chwili pełen ciekawości.

– Marzę o robieniu tego, co sprawia mi radość, o doświadczaniu życia. Tak ogólnie mówiąc.

– A bardziej szczegółowo? – zapytał, a w jego głosie słyszalna była ciekawość.

– Marzę o skończeniu studiów, wycieczce do Szwajcarii, skoku na bungee, zdobyciu jeszcze kliku szczytów górskich, założeniu bloga. Chciałabym stworzyć coś, co pomogłoby innym ludziom – zaczęłam wymieniać wiele moich marzeń z szerokim uśmiechem na twarzy, całkowicie się przy tym zatracając w świecie, w którym wszystko jest do spełnienia.

– Słyszę, że się rozkręciłaś – zażartował Krystian.

– To jeszcze nie wszystko. Mogę tak bez końca – odpowiedziałam, spoglądając na niego z nadzieją, że zrozumie moje marzenia i podzieli chęć odkrywania świata. Następnie oboje zaczęliśmy się śmiać.

– Dobra, musimy iść spać, bo jutro rano czeka nas praca, a poza tym robi się coraz chłodniej – oznajmił, wstając z fotela.

– Nie przychodzi mi to łatwo, ale muszę ci przyznać rację.

Krystian się uśmiechnął, podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.

– Wiem, że ciężko ci opuścić tę fascynującą dyskusję na temat naszych marzeń, ale już naprawdę późno. Jestem zmęczony – powiedział, przeciągając się, po czym ziewnął.

Ten przyjemny wieczór dobiegł końca. Jeszcze przez chwilę postaliśmy przytuleni, wpatrując się w rozświetlone gwiazdami niebo. Następnie opuściliśmy balkon, aby położyć się w wygodnym, sypialnianym łóżku. Takie chwile były dla nas bezcenne, przypominały nam, jak ważna jest bliskość oraz wspólne spędzanie czasu.

***

Sport towarzyszył mi, odkąd pamiętam. Piłka nożna, ręczna, siatkówka, wspinaczka oraz wiele innych, ale na pierwszym miejscu, głęboko w sercu była lekkoatletyka. Sport to nie tylko pasja, stał się częścią mnie, a lekkoatletyka to nie tylko dyscyplina sportowa, ale prawdziwa miłość. Każdy krok na bieżni to nie tylko rywalizacja, ale momenty, które kształtowały moją tożsamość, umacniając pokłady determinacji. Sport stał się nieodłączna częścią mnie, inspiracją, moim sacrum. Odskocznią, która popychała mnie do osiągania nowych celów i ciągłego rozwoju umiejętności, jakie mogą nam towarzyszyć przez całe życie oraz być wsparciem w codziennych wyzwaniach.

Bardzo często wspominam zawody, w których brałam udział jako dziesięcioletnia dziewczynka. Były to biegi przełajowe i reprezentowałam swoją szkołę. Zajęłam wtedy pierwsze miejsce oraz otrzymałam propozycję dołączenia do klubu. Było to niesamowite przeżycie, które dodało mi wiary w siebie oraz wskazało drogę, którą powinnam podążać. Trafiłam wtedy pod skrzydła świetnej trenerki. Okazała w stosunku do mnie wiele serca oraz nauczyła mnie wytrwałości w dążeniu do celu, a także ciężkiej pracy. Tak zrodziła się moja miłość do lekkoatletyki i piękna, niesamowita przygoda z aktywnością fizyczną. Miałam wtedy wiele sportowych wzlotów i upadków, ale moja trenerka zawsze była dla mnie istotnym oparciem oraz autorytetem.

W pamięci mam również zawody, do których długo się przygotowałam. Już kilka dni wcześniej ciągle o nich myślałam, czułam napięcie oraz narastający stres. Oczekiwania były wysokie. Gdy dotarliśmy na miejsce, przebrałam się i rozpoczęłam rozgrzewkę. W głowie pojawiały się przeróżne, niewspierające myśli: „Nie dasz rady”, „Są od ciebie lepsi”, „Zawiedziesz siebie i innych”. Jeszcze wtedy nie potrafiłam skutecznie sobie z nimi poradzić. Rozpędzone jak stado koni nakręcały się wzajemnie. Nie wiedziałam, jak je zatrzymać lub zastąpić innymi. Podczas biegu wiele się działo w mojej głowie. Myśl: „Nie mogę już” walczyła z myślą: „Dasz radę, jeszcze tylko trochę”, „Nie mam już siły” z „Masz siłę”, i tak na zmianę. Do mety została ostatnia prosta. W tle słyszałam dopingującą mnie trenerkę oraz koleżanki i kolegów z klubu. Ostatecznie linię mety przekroczyłam na czwartym miejscu. Start można było zaliczyć do udanych, natomiast moje oczekiwania były znacznie wyższe. Czwarte miejsce to było dla mnie za mało.

Po biegu zawsze wszystko mocno analizowałam. Możliwości, których nie wykorzystałam. Spoglądałam na siebie krytycznym okiem i wytykałam nawet najmniejszy błąd. Zapominałam docenić siebie za to, co było zrobione dobrze. Po każdych zawodach przez kilka dni przeżywałam start. Pomimo tego bardzo kochałam sport. Adrenalina, która pobudzała mnie do działania, i cele do zrealizowania sprawiały, że szłam do przodu. Stawałam się coraz lepszą wersją siebie. Sport zajmował szczególne miejsce w moim sercu i nie wyobrażałam sobie wtedy życia bez niego. Uczucie szczęścia i spełnienia przy starcie, jak i po biegu, było bezcenne.

Myślę, że aktywność sportowa uchroniła mnie jako młodą dziewczynę wchodzącą w wiek nastoletni przed przebywaniem w destruktywnych miejscach. Czułam się przynależna do klubu i w tym środowisku się obracałam. Nie poszukiwałam doznań, adrenaliny, ponieważ doświadczałam tego podczas treningów czy zawodów. Wiele się działo. Nie odczuwałam nudy. Jeździłam na obozy sportowe, które do tej pory są jednym z moich najlepszych wspomnień z dzieciństwa. Zdobywałam kompetencje społeczne i uczyłam się, jak radzić sobie z wyzwaniami. Chociaż nie zawsze było łatwo, to pasja w moim życiu odgrywała istotną rolę – wyznaczała cele, jak również pełniła rolę odskoczni. Życie bez niej wydawało się puste. Choć nie zostałam przy zawodowej aktywności sportowej i po kilku latach ciężkich treningów porzuciłam treningi w klubie, to nadal bieganie wypełniało znaczną część mojego życia. Za każdym razem, gdy mijałam stadion lekkoatletyczny, moje serce biło mocniej. Sport zaszczepiony od dziecka pozostał w moim sercu na zawsze, a umiejętności, które wtedy zdobyłam, pomagały mi w codziennej rzeczywistości. Trenowałam i biegałam dalej amatorsko. Uczestniczyłam w biegach z przeszkodami, górskich i przełajowych. Za każdym razem na starcie przez moje ciało przechodziła nutka adrenaliny. Biegi przeszkodowe stały się moją wielką pasją, łączącą przeszłość i teraźniejszość.

Gdybym miała siebie opisać, to byłam dziewczyną pełną pasji, która pragnęła doświadczać życia pomimo trudów rzeczywistości. Wytrwale dążyłam do celu mimo wielu schodów do pokonania. Do trudności podchodziłam z pokorą oraz szukałam w nich sensu. Chociaż czasem były to dłuższe procesy. Niekiedy bywałam zagubiona, ale aktywność fizyczna zawsze pozwala mi wrócić na właściwe tory. Dodawała niesamowitej siły, oczyszczała myśli, podpowiadała rozwiązania oraz pozwalała spojrzeć na daną sytuację z dystansu. Wydaje mi się, że taka jest właśnie rola pasji, która zajmuje znaczną część w sercu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: