- W empik go
Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego - ebook
Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 333 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przy tym zgwałceniu prawa narodów, przy Rzeczypospolitej Polskiej krajów podziale, ja zostałem niewolnikiem króla pruskiego. Moje ciało spokojnie dźwiga niewolnicze jarzmo Prusaka; ale moja dusza wolno myśli dotychczas. Już uspokoiła się miłość osobista; ale miłość straconego kraju często mi to zapytanie czyni: czyliż nie ma dla reszty Polski ratunku?
Przypadkiem dostało mi się w ręce Życie Jana Zamoyskiego Kanclerza i hetmana W.K. To, co ten obywatel przed dwieście lat myślał, to mi odkryło dla ratowania Rzeczypospolitej sposób; ale gdzież jest ten mąż, który go wykonać potrafi? Komu go dzisiaj w Polsce powierzyć?
Andrzejowi Zamoyskiemu?Ten, za moich czasów najcnotliwszy w Polsce obywatel, w danym projekcie do prawa tylko zalecał sprawiedliwość dla wszystkich ludzi, a już w niebacznym narodzie utracił zaufanie; głupia niewiadomość nie umiała rozróżnić prawdy od błędu; przyjaciela ludzi nazwano nieprzyjacielem Polaków.
Potockim? W tym odwiecznym w dziejach polskich domie kazałaby mi mieć zaufanie ta uwaga, że Potoccy, chociaż równie dumni, jak ich nieprzyjaciele bywali, nigdy przecież swej pysze nie poświęcili kraju, nigdy dla pognębienia strony przeciwnej nie wezwali cudzej pomocy; ale na cnych Potockich stronnicy dworów obcych miotają czarną oszczerz.
Królowi mądremu? Jego rady zaraz od początku panowania znieciły wojnę domową.
Nikomu z panów tego dzieła ofiarować nie będę: te samoistne dusze, jeszcze po tym ostatnim doświadczonym nieszczęściu, równie podłe, jak za panowania Sasów, tak za rządu Stanisława Augusta, chowają między sobą zawziętości i kłótnie. Ta jedna
To było pisane w roku 1784. (Przyp… aut.)
tylko w ich niezgodzie różność, że przedtem jawnie, teraz bojąc się przemożnych opiekunów skrycie gryzą się. Panowie swojej osobistości i dumie poświęcić resztę Polaków gotowi.
Stanowi rycerskiemu te uwagi ofiarują. Niechaj szlachta sama o sobie myśli. Już ją nieraz zdradzono. Wolność powierzyciela nie cierpi. A jeżeli wolności ocalić nie można, niech pamięta, że prócz wolności jeszcze zostaje jej się jestestwo polityczne, imię, całość kraju i sława narodu, zasługi, urzędy do zachowania.
Wielki narodzie! Dopokądże w tej nieczulości trwać będziesz! Czyliż tak ginąć myślisz, aby się nic więcej po tobie nie zostało, tylko niesława! Nie ma przykładu, żeby osiadłych na najobfitszej ziemi, udarowanych przez naturę szczególnymi przymioty kilkanaście milionów ludzi, bez sposobu ratunku, owszem, bez myślenia o sobie, z oziębłością niewoli czekało. Upadały od dawności mocarstwa największe, ale ich sława jest nieśmiertelną, a przy ich upadku męstwo na wieki uwielbia potomność.
Gdy w kilka tysięcy lat później czytam, że Kartagińczykowie, długimi obrony wojnami zniszczeni, w ostatnim swego konania schyłku, ani broni, ani wojska, ani żywności, ani przyjaciół nie mając, przecież nie czekają z oziębłością niewoli, ale czym prędzej wszyscy łączą się; dają wolność niewolnikom; pałace, kościoły, rynki publiczne zamieniają się w kuźnie; jedni z domu i z kościołów sprzęty i posągi, w niedostatku żelaza srebro i złoto przynoszą, drudzy po kilkaset tarczów, mieczów, dziryd, a tysiącami strzał na dzień jeden robią; kobiety ucinają sobie włosy i z nich kręcą potrzebne do obrony miasta powrozy. Taką miłość ojczyzny w Kartaginy dziejach czytając, żałuję ludu tego. Cierpię razem z mężnymi Kartagińczykami; nienawidzę gwałtowników, zdrajców Rzymianów.
W dziejach rodzaju ludzkiego jeszcze tylko nie dostaje dziejów i upadku wielkiego a nikczemnego ludu, który bez ratowania się ginął. Czyliż to ohydne miejsce Polacy zastąpią?
Sobieskich, Chodkiewiczów, Zamoyskich, Bolesławów synowie! Czyliż może być podobieństwo, abyście wy niesławnie zginęli?
W Heilsbergu, dnia 20 maja roku 1785EDUKACJA
„Zawsze takie rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie” – tak Jan Zamoyski w diploma, swojej Akademii nadanym, zaczyna i mówi dalej: „Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywatelów. Przeto chętnie poświęcam cząstkę majątku na ustanowienie w Zamościu Akademii, w której by polska młodzież brała zdrowe obyczajów początki i ćwiczyła się w naukach dążących do jednego z ustawami Rzeczypospolitej zamiaru. Na ten koniec takie czynię nauk rozłożenie: w pierwszej klasie początki nauki moralnej i od polskiego języka zaczynając, początki gramatyki łacińskiej i greckiej dawane będą; w drugiej – moralna nauka, syntaxis i prozodia rzeczonych języków; w trzeciej – same tylko pierwsze początki retoryki, tłomaczenie i rozbieranie osnowy dobieranych w językach polskich, greckich i łacińskich pisarzów, sphaera, arytmetyka, geometria z doświadczeniem w polu i logika; w czwartej – historia naturalna, fizyka i nauka lekarska; w piątej – historia powszechna i wymowa; nauczyciel wymowy zawsze materie ściągające się do Rzeczypospolitej dawać swoim uczniom powinien, a w dziejopiśmie przyczyny główniejszych w rządach odmian dochodzić i one przyrównywać do kraju starać się będzie. W szóstej klasie nauczyciele moralnej nauki uczyć będą obowiązków człowieka i powinności obywatela; w siódmej – tłomaczone będą prawa w powszechności; w ósmej – prawa ojczyste, statuta, konstytucje, kancelarii prawnomienności, Sądów gatunki i sądownictwo, czyli postępowanie sądzenia”.
Ta ode mnie krótko namieniona edukacji publicznej ustawa wtenczas, kiedy jeszcze nie stanęło teraźniejszego żołnierstwa systema, była bardzo rozsądną. Dziś w Rzeczypospolitej złą, w monarchiach byłaby jeszcze dobrą. Choć słabych i nie bitnych, przecież oświeconych i cnotliwych byłaby ludzi wydała.
Tak chowani w Polsce obywatele przynajmniej po tej ostatniej krzywdzie Rzeczypospolitej byliby mocno uczuli, że w tym razie nie masz inszego sposobu, tylko jak najprędzej chwytać się tego, co towarzystw ludzkich zgodę stanowi; że lepiej jest powiększyć wolność innych spółmieszkańców dla powiększenia mocy całego kraju*, niżeli lękać się noc i dzień tej okropnej godziny, w której mocniejszy oświadczy wszystkim, że są niewolnikami jego. Już dziś Polska byłaby miała prawa. Jej miasta żywiłyby do niej przywiązanych obywatelów. Takie początki byłyby w każdego Polaka umyśle mocno piętnowały tę prawdę, że ten obywatel jest niegodziwy, który w nieszczęściu Ojczyzny pracować dla niej zrzeka się i służyć jej nieprzyjaciołom wychodzi, ten złoczyńcą największym, który dla dopełnienia zemsty i dla dopięcia swojej pychy cudzoziemskie wojska do kraju wprowadza.
Ale tej edukacji przez Jana Zamoyskiego ułożenie wykonane nie było. Jak prędko biskup chełmski teologię do niego przyłączył, natychmiast ta już objawionych prawd umiejętność, panując samowładnie i innym, ukrytej w naturze prawdy dopiero szukającym naukom, prawa nakazując, zamieniła szkołę oświeconych i zgodnych obywatelów w szkołę niewiadomych, kłótliwych, na duszy i na ciele słabych ludzi. Tym były dotychczas unwersitales. Popełniona w ich stanowieniu wada jest jednym z tych błędów, które ludzki rozum mocno zawstydzać i korzyć powinny. Chcąc szukać światła obraliśmy sposoby, które nam wystąpić na krok z ciemnoty nie dozwalały.
Ślepemu, który wokoło siebie kijem macać nie ma wolności – albo zawsze stać, albo na jednym miejscu kręcić się, albo idąc dalej w najpierwszym dole legnąć przychodzi. My, niewidomi będąc, z tymi, co najzdrowsze oczy mieli, to jest z bogomędrcami zarówno biegnąć chcieliśmy.
Dla której ta książka była pisana, a do których wyobrażeń i ja stosować się musiałem, chcąc, aby mnie zrozumiano. (Przyp… aut.)
W akademiach teologia nad wszystkim górowała. Ona sama nadgrody brała. Stąd urodziła się innych nauk pogarda: pierwszy błąd.
Wszystkie nauki sobie równe być powinny. Żadna drugiej podlegać nie może. W rzeczach niedoskonałych niewola zabezpiecza niewiadomość, wolność prawdę odkrywa.
Teologia – umiejętność już zakończona, już wszystkie zasady mająca, w której do doskonałości ślepa wiara prowadzi, przepisywała prawa, sposób mówienia, rozumowania i wierzenia naukom jeszcze swoich zasad nie znającym, w których długa niewierność od błędu uwalnia. Stało się, że każdą wątpliwość, jak w religii Pismo Święte, tak w rzeczach przyrodzonych starożytności powaga łatwiła.
W akademiach duch systematyczny drugą był wadą. On zrobił, że przez lat dwa tysiące ludzie nie myśleli.
To, co o zbłądzeniu najpewniej ostrzega, co samą tylko w ludzkich wiadomościach oczywistość stanowi – doświadczenie – zwane było czarnoksięstwem. W akademiach na słowach sadziły się najmocniejsze dowody. Słowa prawdy odkrywały i ich nieomylność stanowiły.
Tym końcem, od wieku jedenastego, początku akademii i szkolniczej nauki, musiano się uczyć wszystkiego kłótni sposobem, gadając przez tyle godzin i koniecznie takimi wyrazy. Przez to prawdy od mniemania rozłączone nie były, co jest źródłem fałszywych rozumów. Tego to błędu jad Europejczyków tak okrutnymi uczynił, że po wiele razy, często o słów kilka, wszyscy porywali się do miecza dla jednej części swych bliźnich wyrżnięcia.
Przez pięć lat filozofią i teologią przepisywać było potrze – ba, chcąc być bakałarzem. Dalej, przez dwa lata, dzień w dzień po kilka godzin wadzić się przymuszano, aby zostać wyzwoleńcem. Dopiero ten, kto przez kilka dni, codziennie przez godzin dwanaście, majorem ordinariam, minorem ordinariam i Sorbonicam Ihesim odprawił, kto kilka tysięcy zapłacił, a jeść i pić dał dobrze, nakrył się doktorskim biretem. Wreszcie jeszcze po tym wszystkim przez sześć lat musiał na rozprawy uczęszczać, jeśli chciał dostojeństw wszystkich doktora używać. Opłatne wyzwolenia w każdej sztuce, w każdym rzemiośle są talentów przeszkodą. Tym bardziej w wolnych naukach ta nieoszczędność czasu, te formuły śmieszne były rozumu oporem.
Ostatni, ale błąd w tych publicznych szkołach był największy: ich edukacja nie do jednego celu z ustawą kraju dążyła.
Zwyczajnie dzieci w ósmym lub dziewiątym roku do szkół przyjeżdżały. Tam ich najprzód przez lat osiem słów łacińskiego języka uczono. Dopiero ten, kto się chciał nazwać uczonym człowiekiem, musiał przez lat trzynaście ćwiczyć się w samym gadaniu po łacinie o wszystkim. Tak człowiek dorosły lat trzydziestu, ani do pracowania, ani do bronienia zdatny, myśleć mało, tylko gadać wiele umiejący, nie był chowany dla społeczeństwa tego, w którym tylko wspólna praca wszystkich tworzy bogactwa, sposobna w każdym obywatelu robienia bronią dzielność zapewnia przed napastnikiem siedlisko, a małomówność, przy niej gruntowne myślenie, stanowi jedność wewnętrzną.
Ta dawna edukacja sposobiła ludzi do tych towarzystw, w których by inaczej nie pracowano, tylko ustami.
Tak się też stało. Wiek jedenasty – epoka ustanowienia akademii i rozszerzenia się szkolniczej nauki – jest także epoką rozmnożenia się zakonów. Przedtem w państwach wschodnich nie znano innego zakonu, tylko świętego Bazylego; w krajach zachodnich nie znajdowało się innej reguły, tylko świętego Benedykta. Akademie, czyli dawny uczenia sposób, do tych towarzystw ludzi sposobił. Dawna Uniuersiłas Kraków – ska jest przyczyną, że województwo krakowskie tak licznymi klasztorami zapchane zostało.
Te pobożne zgromadzenia, z natury postanowienia swojego będąc duchowi systematycznemu przychylne, naukom być użyteczne nie mogły*
Z tymi wadami akademie, które dla wychowania obywateli pracowitych, rozumnych i bitnych ustanowione były, wydały ludzi słabych, upornych, leniwych i o sobie wiele rozumiejących, niezgodnych, o wszystkim gadatliwych, a co jest obywatel, nie wiedzących.
Takie universitałes były niewiadomości twierdzami, z których po całym powiecie rozchodzące się błędy wszelkie światło tłumiły. Z nich najstarszą i najpierwszą była Akademia Paryska. Ta akademii matka wpośród stolicy wszystkich nauk dotychczas jest nieukiem. Cóż o jej córkach sądzić potrzeba?
Ten, kto dawnych akademii kształt odmieni, uczyni ludzkiemu narodowi wielką przysługę. Niech wie potomność, że Polska najpierwszą, kiedy ją niesprawiedliwi sąsiedzi przeciwko ludzkości szarpali, poprawiła ten błąd powszechny. Ona najpierwszą dawnych akademii układ zniszczyła i w swoim kraju najlepszą z całej Europy publiczną edukacją ustanowiła. Ta zapewnię wyda obywateli rozumnych, ale nie wychowa ludzi pracowitych i bitnych.
Każdej edukacji stanowiciel to poznać najpierw powinien, czym jest człowiek z natury? Czym ma stać się przez wychowanie? Dopiero potem prawidła edukacji ułoży; tak doskonały rzemieślnik wprzód materią poznaje, a gdy, co z niej ma urobić, postanowi, dopiero wtenczas do swojej pracy narzędzia obiera.
Człowiek rodząc się nic nie zna i nic nie myśli.
Tylko jest czuły: cokolwiek boleść sprawuje, tego się strzeże; co jego naturze dogadza, czyli życie zmacnia, tego on szuka.
* W wieku jedenastym i dwunastym benedyktynów klasztory najbardziej u nas zagęściły się, a bazylianie na zachód się przenieśli; w wieku trzynastym powstali dominikanie, franciszkanie, bernardyni, karmelici trzewiczkowi, augustianie, których ustawa wydała sześćdziesiąt reform; w wieku piętnastym minimowie, w szesnastym kapucyni, karmelici bosi, reformaci, etc, etc, etc. (Przyp… aut.)
Nie ma żadnej wiadomości wrodzonej; przez zmysły każde czucie odbiera.
Ma pamięć.
Ma więcej lub mniej władzy do porównywania swoich uczuć i swoich wyobrażeń. Przez to porównanie uczucia stwarza wyobrażenie, przez porównanie wyobrażeń układa myśli.
Ciało tylko myśli wykonywa.
Oto przyrodzone własności zdrowego człowieka. Więc człowiek do edukacji ma dwie rzeczy: duszę i ciało.
Więc ludzie z natury ani są złymi, ani dobrymi. Jakie zmysły ich odebrały uczucia, tak oni myślą. Jak myślą, tak czynią. Edukacja myśleć naucza, edukacja złymi lub dobrymi uczynić ich może.
Z tych własności jeszcze się to ukazuje, że człowiek ma jeden nieodmienny przymiot: bo jaźń cierpienia, czyli chęć życia, albo, jak pospolicie nazywamy, być szczęśliwym koniecznie chcieć musi.
Edukacja tej chęci w człowieku zniszczyć nie potrafi. Ale jej cel odmienia. Edukacja wszystkich nieszczęść i szczęść ludzkich imiona wyrzekła. Ona tak nas przerobić umie, że istotne człowieka nieszczęście obieramy za naszą szczęśliwość.
Ale cóż tą prawdziwą człowieka szczęśliwością nazwiemy? Złóżmy przesądy, zamyślmy się nad sobą – wszyscy jedno powiemy: mieć życia pierwsze potrzeby, zdrowie i spokojność.
Tylko te trzy rzeczy stanowią rzeczywistą człowieka szczęśliwość. Wszystkie inne szczęścia są mniemane i wymyślne. Przeto nas spokojnymi nie czynią. Człowiek chcąc być szczęśliwym stał się nieszczęśliwym. Szukał opodal od siebie tej szczęśliwości, która tylko w nim się znajduje. Utwarzając nowe szczęście swoją nieszczęśliwość powiększył. Bo im więcej poznał, tym więcej potrzebował. Im więcej potrzebował, tym więcej pragnął, tym więcej pomnożyły się namiętności jego i on tym więcej niespokojnym być zaczął. Stąd urodziło się mnóstwo nauk, niezliczona liczba sztuk i rzemiosł, wielość praw, trudność nadto złożonych rządów, potrzeba despotyzmu.
Prawdziwa człowieka szczęśliwość dobrej edukacji najpierwszym być celem powinna. Nie mówię, iż trzeba zaniedbać inne szczęśliwości zmyślone, gdyż te już tak stały się nam potrzebne, że bez nich bylibyśmy nieszczęśliwymi prawdziwie. Ale chciałbym, aby edukacja dla nich ludzi obojętniejszymi czyniła.
Ponieważ wspomniana szczęśliwość człowieka-obywatela jest nierozdzielną od szczęśliwości całego towarzystwa, ponieważ szczęśliwość towarzystwa wynika z użyteczności wszystkich mieszkańców jego, przeto końcem edukacji krajowej być powinna użyteczność obywatela. Obierajmy do tego końca sposoby.
Różne krajowe rządy do osiągnięcia szczęśliwości różne sposoby pozwalają, bo nie jednakiej w obywatelach użyteczności potrzebują. Dlatego w każdym państwie edukacja do rządu stosowną być musi koniecznie.
Zamyślijmy się, jaką ma być edukacja w rzeczachpospolitych, aby człowiek był użytecznym i szczęśliwym.
Wszystko na tym świecie jest z sobą związane. Każdej rzeczy istność teraźniejsza stosować się musi do stworzeń przytomnych. Człowiek sam na sobie przestać nie może. Wewnętrzna szczęśliwość jego od jednych mniej, od drugich stworzeń zawisła koniecznie.
Ten różny stosunek człowieka z rzeczami czyni podział wiadomości jego.
Co do utrzymania życia należy właściwie, to jest rzeczy nieuchronnej potrzeby, znać powinien najpierwej. Co do szczęśliwości dąży niewłaściwie, to jest rzeczy wygody, będzie dochodzić później. Co związek ma z nim najdalszy, to jest wiadomości mniej, czyli więcej dla dusz wielkich niżeli dla ciał zasilenia potrzebne, powinny być w publicznej edukacji wcale opuszczone albo dopiero na końcu dawane. Nad tymi ostatnimi nie każdemu czas trawić ma być pozwolono.
A ponieważ człowiek najprędzej szkodzić człowiekowi może, dlatego według przyrodzonego rzeczy porządku edukacja obywatela najpierwej dać mu poznać tych ludzi powinna, z którymi żyć musi. Tę naukę nazywam moralną.
Nauka moralna jest ze wszystkich najpierwszą. Ona niechaj przekłada dziecięciu, od powzięcia rozumu, związki, które człowiek jako obywatel ma sam z sobą, z spółobywatelami drugimi, z towarzystwem całym i z Bogiem. Niechaj ta nauka najwięcej a jak najjaśniej powtarza młodemu, że człowiek sobie wszystko, a kto inny nic mu nie winien, że ustąpienie części tego drugiemu, co sobie winien, stwarza dopiero obowiązki wzajemnego udziału, że sam starać się powinien o dobre mienie swoje, że pierwszym obowiązkiem człowieka jest pracować, że tylko przez pracę staje się obywatelem użytecznym, że w każdym stanie próżnowanie czyni człowieka szkodliwym i sobie samemu, i innym.
Drugim obowiązkiem człowieka-obywatela jest pracować według praw kraju. Niech każdy od młodości z doświadczeniem uczy się, że jest równy obywatelowi drugiemu. Przeto, że nikomu z obywatelów szkodzić nie ma władzy. A chociaż do powiększenia szczęśliwości sąsiada nie obowiązuje towarzystwo, jednakowoż, gdy obywatel przez udzielenie swojej własności, gdy przez swoją pracę – nawet szkodą własną – los innych polepszy, zostanie obywatelem cnotliwym: czeka go nagroda i sława. Im większą liczbę ludzi uczynek jego uszczęśliwi, tym cnotliwszym on będzie. Powiększyć dobro spółobywatelów wszystkich jest cnotą największą.
Niech dalsze prawidła tejże moralnej nauki tłumaczą, że społeczność jest jedną moralną istnością, której członkami są obywatele. Przeto prawdziwe i własne dobro każdego nie różni się od dobra towarzystwa całego. Przeto w każdej społeczności wszyscy obywatele między sobą tak związani, iż jeden nie może szkodzić drugiemu, aby tym samym nie krzywdził towarzystwa całego i nie szkodził samemu sobie. Ten to ostatni związek powinien by stać się gruntem moralnej nauki. Nasza dotychczas moralność była czczą i nieskuteczną. Bo tych związków nie tłumaczy. Ukazuje człowiekowi szczęśliwość, której on nie zna, a nie odkrywa mu źródeł tych nieszczęść, które on cierpi. Prawidła wewnętrznej ekonomii kraju byłyby prawidłami widoczniejszymi wzajemnych obowiązków i moralności obywatelskiej.
Po najoczywistszym wytłumaczeniu związków obywatela z obywatelem, stanu jednego z stanami innymi, obywatela z towarzystwem i towarzystwa z obywatelem, dopiero niechaj moralna nauka ten oczywisty z tego związku wniosek poda za krótkie a powszechne wszystkich czynności prawidło: co tobie niemiło, tego nie czyń drugiemu. Tak oświecony człowiek zaraz uczuje tę oczywistą tego wniosku przyczynę: bo to samo stanie się tobie samemu.
A ponieważ zostać obywatelem jest wyzuć się, czyli oddać swoją wolę i swoją moc osobistą towarzystwu całemu, więc nikt do niewoli, ale każdy rodzi się do posłuszeństwa. Człowiek wtenczas wolność utracą, gdy być posłusznym przestaje. Najistotniejszym przymiotem wolnego obywatela jest posłuszeństwo: on nieszczęśliwym rzadko, a złym nigdy być nie może, tylko gdy prawu posłusznym nie będzie.
Z tego, com powiedział, domyśla się każdy, jak wielkim artykułem w edukacji obywatela rozumiem być posłuszeństwo.
Lecz gdy nas doświadczenie uczy, że w dobrym rządzie skrytość tylko nieposłuszeństwu, czyli złości obywatela sprzyja, ponieważ tajemność powinnościom obywatela czasem, cnocie jego rzadko ale występkom jest zawsze przychylna, więc skrytość także bardzo ważnym artykułem w edukacji być sądzę. Niech moralna nauka skrytość między grzechy główne położy. Ta osoba, która towarzystwu swoją moc i swoją wolę oddała, nie powinna mieć nic tajemnego ani dla spółobywatelów, ani dla towarzystwa. Sam tylko sekret krajowy chować potrzeba. Szczerość jest republikanta ozdobą. Strzeżmy się w edukacji powiadać, że kryć się ze wszystkimi, nawet z dobrymi uczynkami należy, że, im tajemniejsze, tym są większe zasługi. Owszem, brzydząc dziecięciu skrytość, przekonywajmy młody umysł, że tajemność cnotę kazi. Czemuż, narodzie ludzki, kryć się usiłujesz z dobrych czynów przykłady?