Uwodziciel. Rzecz o Karolu Szymanowskim - ebook
Uwodziciel. Rzecz o Karolu Szymanowskim - ebook
Intrygująca monografia poświęcona życiu i twórczości jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów. Autorka maluje złożony i niejednoznaczny portret Karola Szymanowskiego, często odbiegający od odlanych z brązu pomników ku czci tego twórcy, jednocześnie szkicując pejzaż barwnych czasów, w jakich przyszło mu żyć, i cały korowód nietuzinkowych postaci z jego najbliższego otoczenia. Wyłania się obraz człowieka świadomego swego geniuszu, przygniecionego tym, że wyprzedza swą epokę, wewnętrznie rozdartego zarówno ze względu na swą homoseksualność, jak i życie na krawędzi w bohemicznych miazmatach, kapryśnego i o niedopartym uroku równocześnie. Był kochany i wielbiony, lecz zawsze czuł niedosyt adoracji, ciągle skarżył się na swoje zdrowie i brak pieniędzy, a rozrzutnie szafował jednym i drugim. Gwizdalanka stworzyła nie tylko portret wybitnego artysty, ale i człowieka, człowieka pełnokrwistego – ze wszystkimi jego wadami i zaletami.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-224-5192-2 |
Rozmiar pliku: | 20 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ale co nas obchodzą przeżycia ludzi zwykłych?
U artystów zamieniają się one na coś innego, przenoszą się w inny wymiar i dlatego każdy szczegół z życia artysty ma taką szaloną wartość, dlatego to aż do śmieszności zajmują się szczegółami tymi biografowie1.
Stanisław Ignacy Witkiewicz, _Sonata Belzebuba_
Ź
ródłem zainteresowania osobą Karola Szymanowskiego jest piękno, oryginalność, a niekiedy wręcz uwodzicielska siła jego muzyki. Ciekawość budzi także kwestia, kim był właściwie ten, w którym współcześni widzieli „najbardziej ujmującego człowieka” swego pokolenia (Stanisław Piasecki), a nawet „najwyższy autorytet” i „przewodnika narodu” (Jarosław Iwaszkiewicz).
Dzieje sztuki podpowiadają, że artyści zazwyczaj bywają autorytetami jedynie w uprawianej przez siebie dziedzinie. Na co dzień, w kontaktach ze zwykłymi ludźmi są ekscentryczni lub wręcz nieznośni. Często spotyka się wśród nich jednostki skrajnie egocentryczne i narcystyczne. Erotomani, alkoholicy, a w ostatnich dekadach nawet narkomani – wcale nie są rzadkością. Fascynacja twórczością sprawia jednak, że wielbiciele upiększają wizerunek takiej osoby, przeciwnicy go z kolei deformują i rodzące się w ten sposób przemilczenia bądź pomówienia powielane są przez kolejne pokolenia.
Nie inaczej stało się z Karolem Szymanowskim. „Faktem jest, że czy to wskutek naszych narodowych właściwości, czy bardziej jeszcze wskutek wiekowego pijarsko-jezuickiego wychowania, czy wskutek tragicznego zagmatwania naszych kolei dziejowych, stosunek nasz do naszych pisarzy stał się odmienny niż gdzie indziej. Wszystko pod kątem krzepienia serc, zbudowania narodu, młodzieży…”2 – stwierdzał Tadeusz Boy-Żeleński w _Brązownikach_. Jego słowa odnieść można również do spojrzenia na Szymanowskiego, który zresztą egzemplarz owego napisanego przez przyjaciela zbioru szkiców posiadał w swej bibliotece. Postanowiłam zatem przyjrzeć się twórcy _Harnasiów_, wychodząc przy tym z założenia, że w XXI wieku nie mamy już powodów do wpadania w jakiekolwiek kompleksy ani do „brązowienia” twórców narodowej kultury. Sięgnęłam po obfitą korespondencję, liczne wspomnienia tudzież dokumenty z epoki, by czytać je tak, jakbym – tu ponownie zacytuję Boya – „obchodziła i okrążała, badając i opisując wielkiego artystę jak na przykład lwa albo tygrysa”3.
Szymanowski zostanie ukazany w tej książce w różnorodnych rolach i rozmaitych okolicznościach. Konsekwencją takiego podejścia jest forma odbiegająca od biografii chronologicznie opisującej życie bohatera od narodzin aż po zgon (orientację w tej materii zapewnić ma _Kalendarium_ zamieszczone na początku książki). Najpierw zatem przyglądamy się relacjom Szymanowskiego z otaczającymi go ludźmi, później jego doświadczeniom w różnych zakątkach globu. Komentarze do kilku utworów, jakie pojawią się w tych biograficznych z założenia rozdziałach, mają bezpośredni związek z omawianymi kwestiami. Rozbudowany opis przebiegu pracy Szymanowskiego na stanowisku dyrektora i rektora warszawskiego konserwatorium powstał z chęci zweryfikowania potocznego wyobrażenia o wielkich zasługach, jakie miał on położyć dla dzieła muzycznej edukacji w naszym kraju. Intencją opisu jego relacji z władzami II Rzeczpospolitej była chęć dogłębnego zbadania, na ile uzasadniona jest opinia o ich obojętności wobec osoby i twórczości „pierwszego po Chopinie”. Głównym tematem kolejnych rozdziałów jest twórczość Szymanowskiego. Poznajemy go w roli kompozytora i pianisty, a także poety i pisarza. Tę część książki zamyka opis sposobów służących mu do łączenia romantycznego wyobrażenia o „byciu artystą” z przyziemnymi realiami zawodu kompozytora. W rozdziałach poświęconych swoistej magii, jaką Szymanowski roztaczał w środowisku widzącym w nim „zachwycające zjawisko”, widać narodziny idola, a w konsekwencji przywódcy – w tym przypadku na szczęście jedynie grupy młodych muzyków. Potem następuje opis wad, nałogów i chorób, które (zapewne dla „zbudowania narodu, młodzieży…”) w dawniejszych publikacjach spychano na margines lub zwyczajnie pomijano. Przez lata zwykło się powtarzać, że współcześni Szymanowskiemu nie docenili jego dzieła, liczni zaś wrogowie mieli doprowadzić do tego, że artysta zmuszony był cierpieć za swe poglądy i postawę. Refleksja nad źródłami i ewolucją tych _nomen omen_ mitów o Szymanowskim wypełnia przedostatni rozdział. Książkę wieńczy galeria portretów kompozytora stworzonych przez jego przyjaciół literatów. Niektóre są zabawne, inne ironiczne, demoniczne bądź apologetyczne, a wszystkie zdają się potwierdzać odwieczną prawdę, że i tak zobaczymy i przekażemy innym to, co się nam spodoba, bądź to, co zwróci naszą uwagę.1 Słowa te wypowiada 21-letni kompozytor Istvan Szentmichalyi, wzorowany na Szymanowskim – takim, jakim poznał go Witkiewicz w 1904 roku. Konstatację tę znacząco komentuje baron Hieronim Sakalyi: „I temu panu śni się już jego przyszły biograf, badający tajemnicę dzisiejszego wieczoru w związku z jego muzykaliami. Sztuka jest zabawką – nie gorszą, ani lepszą od innych. Wywyższanie artystów w naszych czasach dowodzi naszej dekadencji”. Stanisław Ignacy Witkiewicz, _Sonata Belzebuba_, w: idem, _Dzieła zebrane_, t. 7: _Dramaty_ _III_, Warszawa 2016, s. 247–248.
2 Tadeusz Boy-Żeleński, _Brązownicy_, w: idem, _Brązownicy i inne szkice o Mickiewiczu_, Warszawa 1957, s. 69.
3 Idem, _Mickiewicz a my_, w: idem, _Brązownicy i inne szkice…_, op. cit., s. 33.5. W WARSZAWIE
G
dyby Szymanowski urodził się jako Charles w Paryżu lub Karl w Berlinie, byłby artystą francuskim bądź niemieckim i nie musiałby zastanawiać się nad kwestią swej przynależności narodowej oraz jej konsekwencjami dla stylu uprawianej sztuki. Inaczej jednak wyglądało to w przypadku Karola, który przyszedł na świat w polskiej rodzinie na Dzikich Polach w dobie zaborów. Otoczenie chciało widzieć w nim przede wszystkim artystę polskiego, w dodatku polskość tę (by nie rzec – swojskość) jawnie podkreślającego. On tymczasem aspirował do roli twórcy europejskiego, kosmopolitycznego.
„Sprawa polska” nie straciła na aktualności, gdy kraj odzyskał niepodległość. Przekonany o swym wyjątkowym talencie, Szymanowski postanowił zatem wziąć na siebie rolę kompozytora narodowego, wręcz „męża opatrznościowego” polskiej muzyki. Deklarował patriotyzm i podkreślał swą obecność w narodowej wspólnocie, chociaż równocześnie skarżył się, że ojczyzna i rodacy nie doceniają jego sztuki i lekceważą osobę. Wyobrażał sobie, że obowiązkiem narodu powinno być zapewnienie swemu czołowemu artyście i jego rodzinie poziomu życia godnego jego talentu. Swoją sytuację życiową – a uważał, że wiedzie mu się źle – tłumaczył więc tak, jak to kiedyś usłyszała z jego ust Maria Kasprowiczowa: „Nie może być inaczej z chwilą, gdy człowiek ma nieszczęście urodzić się Polakiem” .„Młodopolak” z Dzikich Pól
„Nieraz brak mi Ukrainy, jej słońca, jej dalekich przestrzeni , odczuwałem ją całą duszą, kochałem jej dobroczynny klimat, jej bujność i słodycz”1 – wyznał kiedyś Szymanowski, rozmyślając nad utraconą „małą ojczyzną”.
„Gdy zamieszkałem w Podkowie Leśnej pierwszy raz, był to głęboki las, daleki od osiedli ludzkich, i można było tu dojechać tylko koleją do Brwinowa” – wspominał Jarosław Iwaszkiewicz. „Droga pomiędzy Brwinowem i Podkową była jeszcze dziewicza, a właściwie dzika, i wzbudzała podziw Karola Szymanowskiego, któremu przypominała ukraińskie wertepy”2.
„W niedzielę byłem na wsi w «Château la Verrière»” – pisał Szymanowski latem 1925 roku z Francji. „Naokoło las, zboża, zupełnie jak u nas. Byłem zupełnie wzruszony, jak zobaczyłem krzaczki, wprost ogromne łany pszenicy z makami” .
„Mała ojczyzna” była dla Szymanowskiego przede wszystkim krajobrazem i klimatem. „Ludność ukraińska nie wzruszyła mnie, wzruszał mnie tylko klimat”3. Trudno się temu dziwić, gdy zna się jego sferę, tryb życia i zainteresowania. Okoliczni chłopi i służba byli Rusinami – tak bowiem nazywano wówczas miejscową ludność – z nich wywodziła się mamka przyszłego kompozytora, zwana Babą Hanną. Po latach, kiedy prawdziwy syn wypędził ją z domu, „mleczny syn” opłacał jej komorne w osobnej chacie. Od „Katuńcia” dzieliła ją, podobnie jak resztę jej pobratymców, społeczna przepaść. Żyli obok, ale właściwie niezauważalni – chociaż „słyszalni”, co po latach wyszło na jaw w _Królu Rogerze_4 i _Stabat Mater_. Dla Żydów ta część Ukrainy była tzw. strefą osiedlenia, gdzie zamieszkać pozwoliła im, a właściwie nakazała caryca Katarzyna II. Kontaktowano się z nimi tylko w interesach. Okoliczność ta, podobnie jak religijna i kulturowa odmienność ortodoksyjnych wyznawców judaizmu, łatwo stawała się pożywką dla antysemityzmu5. Uprzedzenie to znikało wobec zasymilowanych Żydów – tych jednak Szymanowski spotykał z dala od Dzikich Pól. W Tymoszówce bywali gośćmi, jako przyjaciele domu.
Kierując się najpewniej pobudkami patriotycznymi, Stanisław Szymanowski zadecydował, że ukochany syn nie wyjedzie na studia do petersburskiego konserwatorium. Za jego życia kontaktów z Rosjanami unikano (jeśli już do nich dochodziło, rozmawiało się po francusku), toteż od 1902 roku Szymanowski uczył się kompozycji u Zygmunta Noskowskiego w Warszawie. Zrezygnował wprawdzie z nauki już po dwóch latach, ale zdążył w tym czasie nawiązać wiele cennych kontaktów. Prawie każdego kolejnego roku spędzał więc w Warszawie po parę tygodni lub miesięcy.
Dla początkującego kompozytora magnesem była filharmonia. W kilku metropoliach tej części Europy filharmonie istniały od dawna (w Petersburgu od 1802, w Wiedniu od 1812, w Moskwie od 1833, w Budapeszcie od 1867, w Berlinie od 1882, w Pradze od 1894 roku). Warszawa była jednak zaledwie stolicą prowincji, w dodatku represjonowanej po stłumionym powstaniu z 1863 roku. Inicjatywy społeczne jej mieszkańców często napotykały opór władz carskich, dopiero więc w 1900 roku otrzymano zezwolenie na to, by położyć kamień węgielny pod budowę filharmonii. Po 19 miesiącach otwarto budynek z salą główną na 2 tysiące miejsc i kameralną dla 500 słuchaczy. Publiczność bywająca w nowej filharmonii nade wszystko lubiła słuchać muzyki Mendelssohna, Rossiniego, Schuberta i uwielbiała Czajkowskiego (znaczną część warszawskiej elity kulturalnej stanowili Rosjanie). Z upodobaniem poddawano się literackim sugestiom towarzyszącym utworom programowym – chyba że były to modernistyczne poematy symfoniczne Richarda Straussa. Tą muzyką zachwycała się jedynie młodzież, lecz mimo to w 1903 roku Straussa zaproszono do Warszawy. Szymanowski bywał wraz z kolegami kompozytorami na jego próbach z orkiestrą, chcąc lepiej poznać tę kontrowersyjną dla wielu twórczość.
Szybko zgłoszono postulat zwiększenia udziału polskiej muzyki w filharmonicznych programach. Wykonano wówczas utwory Mieczysława Karłowicza – osiem lat starszego od Szymanowskiego, a wkrótce i on sam miał okazję przedstawić się warszawskim melomanom jako kompozytor. Nastąpiło to 6 lutego 1906 roku, dzięki Władysławowi Lubomirskiemu, najważniejszemu podówczas mecenasowi warszawskiej Filharmonii. Koncert powtórzono trzy dni później, chociaż odbył się wobec nielicznej publiczności – w większości młodej, obdarowanej przez Filharmonię darmowymi biletami.
„I cóż przyjdzie tym młodzieńcom z gorących pochwał krytyki, gdy na wstępie kariery przekonali się, że właściwie nie ma dla kogo pracować, że ogółowi najzupełniej obojętne, co tam nagryzmolą ”6 – komentował tę sytuację jeden z recenzentów. Słuchacze może nie dopisali, ale grupowe wystąpienie kompozytorskiej młodzieży – obok Szymanowskiego zaprezentowali się Fitelberg, Różycki i Szeluto – odbiło się szerokim echem w prasie i zasłużyło na pozytywne opinie recenzentów. Powtarzające się w pierwszych recenzjach hasło „Młoda Polska” zwracało na siebie więcej uwagi, niż zrobiłyby to same nazwiska początkujących artystów – zwłaszcza gdyby wystąpili pojedynczo. Entuzjastycznie wypowiedział się na temat debiutantów najważniejszy warszawski krytyk Aleksander Poliński, najwyżej wśród zaprezentowanych utworów stawiając _Uwerturę koncertową_ Szymanowskiego. Podkreślając brak zainteresowania ze strony publiczności, zasugerował, że w Niemczech podobna prezentacja przyciągnęłaby tłumy. Mylił się, lecz ambitny artysta już wtedy był w stanie łatwo uwierzyć w to, że rodacy nie poświęcają mu należnej uwagi. Wiosną następnego roku, po kolejnych koncertach Młodej Polski, reakcja Polińskiego dotknęła go do żywego. Tym sposobem obok rodaków „obojętnych” pojawili się „wrogowie” w osobach warszawskich krytyków muzycznych. Wystarczyło tych kilka doświadczeń, by w 1918 roku Szymanowski zwierzył się Iwaszkiewiczowi, że stolica budzi w nim antypatię.
Może nie lubił Warszawy również z tego powodu, że korzystając w niej z przyjemności życia niedostępnych w Tymoszówce ani Elizawetgradzie, zapożyczał się po uszy, a potem wyjeżdżał z górą długów, które psuły mu nastrój kolejnych miesięcy. Jako kompozytor bowiem niejednokrotnie miałby powody do zadowolenia. Jego utwory rozbrzmiewały na koncertach kameralnych, grane m.in. przez Kochańskiego i Rubinsteina. Fitelberg zadyrygował obiema symfoniami – w 1909 roku _Pierwszą_, dwa lata później _Drugą_. Po 1911 roku, gdy Fitelberg przeniósł się do Wiednia, Szymanowski podążył za nim. W Warszawie bywał odtąd już tylko przejazdem.W stolicy Polski
Przyjeżdżając pod koniec 1919 roku do Warszawy, Szymanowski znalazł się w mieście, które po ponad 120-150-letniej przerwie znowu było stolicą samodzielnego państwa. Włączając się w odradzające się życie muzyczne, pisał do Iwaszkiewicza: „ czuję się tak sobie. Tonacja zasadnicza to wszelkiego rodzaju złości i irytacje” . Głównym powodem irytacji były trudności codziennej egzystencji. Dla przybyszów z Rosji, zwanych „bieżeńcami”, nagle i gwałtownie zubożałych jak Szymanowscy, życie stało się walką o każdą złotówkę. Były jednak i inne powody – ambicjonalne. Od pierwszego kontaktu z warszawską publicznością Szymanowski czuł się lekceważony. W styczniu 1920 roku, gdy na koncercie z jego muzyką słuchacze nie wypełnili sali do ostatniego miejsca, rozżalony pisał do Zdzisława Jachimeckiego: „Pomiędzy mną a publicznością polską (a przynajmniej warszawską) nie ma żadnego realnego kontaktu, jestem im obcy, niezrozumiały, a może nawet niepotrzebny” 7.
Poczuciu niedocenienia dawał odtąd wyraz w wywiadach, artykułach i prywatnych wypowiedziach. Otoczenie słuchało go i czytało o tym z niejakim niedowierzaniem, uważano bowiem, że znajdował się w sytuacji uprzywilejowanej. Entuzjastą jego muzyki był dyrektor opery Emil Młynarski, dzięki któremu wystawiono _Hagith_ i _Króla Rogera_. Filharmonią kierował Grzegorz Fitelberg, który konsekwentnie propagował muzykę przyjaciela. Rodzeństwo Szymanowskich dawało koncerty, których liczba musiała być niebagatelna, skoro w połowie lat dwudziestych zarzucano im wręcz zmonopolizowanie życia muzycznego. Nie zapewniało to jednak finansowej podstawy bytu, a kryzys gospodarczy i inflacja dodatkowo pogarszały wszelkie próby utrzymania się w wolnym zawodzie. Wielokrotnie więc czytamy listy takie jak ten pisany do Chybińskiego jesienią 1925 roku:
Nie masz pojęcia, jakie – na ogólnym tle degrengolady i krachu – muszę pędzić życie. Chwytam każdy najmniejszy zarobek, jaki mi wpadnie w ręce, by jakoś koniec z końcem związać – więc artykuł tu i ówdzie, więc jakieś zestawianie muzyczki do patriotycznego filmu (harmonizowanie różnych _Lecą liście z drzewa_, _Hej, hej ułani_ etc.), wreszcie też zobowiązałem się napisać do tej samej serii jakąś książeczkę o muzyce etc., etc. Wszystkie te dorywcze, okropne zajęcia nie pozwalają mi wyjechać z Warszawy . Przy tym serio obstalunki, a więc to _Stabat Mater_, które chciałbym skończyć przed nowym rokiem, następnie balet góralski, no i ta książczyna o muzyce. Skąd wziąć na to wszystko czasu i energii – kiedy człowiek taki już zmęczony. Źródła gotówki oficjalne (tutejsze), a więc Opera, Departament, dotychczas mię zawodzą – nie wiem więc, co robić! Naturalnie te detale – zwłaszcza co do Opery i Departamentu – to _entre nous_ – bo może jednak coś wykołacę od nich .
Szymanowski był w stanie „wykołatać” wiele, gdyż otaczał go rozległy krąg wpływowych znajomych, którzy cenili jego talent, a przynajmniej ulegali jego urokowi. Pozycję w Warszawie miał pod wieloma względami znakomitą, chociaż w listach nieustannie czytamy o tym, że jest znienawidzony i zwalczany, a w najlepszym wypadku niedoceniany. „To okropne miasto rujnuje mię zupełnie tą swoją straszną małomiasteczkową w gruncie rzeczy treścią i pozorami fałszywymi wielkiego miasta!” – żalił się zimą 1926 roku Kochańskiej. „Przy czym ta ciągła nienawiść naokoło mnie! Nie myśl, że to fantazje, wyczuwam to w każdym odezwaniu się, w każdym ruchu niemal. Zrobiłem się na to chorobliwie wrażliwy (mówię oczywiście o sferach muzycznych)” .
Adresy
Za jeden z koronnych dowodów odrzucenia swej sztuki i siebie samego przez rodaków Szymanowski uważał nękające go kłopoty finansowe. Widomym ich świadectwem miał być brak własnego mieszkania. Po przyjeździe do Warszawy przyjął zaproszenie Stefana Spiessa – podobnie jak 10 lat wcześniej – i zamieszkał u niego, teraz na ulicy Foksal 8. Jesienią następnego roku udał się w wielomiesięczną podróż, więc problem mieszkaniowy znikł, a po powrocie skorzystał z nieobecności Augusta Iwańskiego, by wprowadzić się do pokoju, który kuzyn wynajmował przy ulicy Służewskiej 3. Podobnie urządzał się w następnych latach, korzystając z pomocy przyjaciół, ilekroć zaś mógł, wyrywał się do Zakopanego. „Bardzo nie lubię pozostawać w Warszawie, ponieważ nie ma tam żadnej atmosfery do pracy!” – zwierzał się jesienią 1924 roku Smeterlinowi. „Tyle nieciekawej muzyki, tylu nieciekawych ludzi! I cały szereg spraw, które robią ze mnie neurastenika. Wciąż usiłuję więc usadowić się w Zakopanem lub gdziekolwiek, by nareszcie stawać się z powrotem kompozytorem” . Na razie jednak zdecydował się zamieszkać w Warszawie i tej właśnie jesieni, dzięki pomocy Iwańskiego, znalazł własny kąt w oficynie budynku przy ulicy Nowy Świat 47.
58. Neobarokowy front kamienicy przy ulicy Nowy Świat 47, w której zamieszkał Szymanowski. Wzniesiono ją na miejscu dwupiętrowego budynku, gdzie od 1836 mieszkali rodzice Fryderyka Chopina.
„«Apartament» Szymanowskiego składał się z niezbyt wielkiego pokoju i przyległej doń malusieńkiej sypialni. Na umeblowanie pokoju składały się: otomana, pianino, kilka krzeseł, mała szafka biblioteczna i «zarekwirowany» ode mnie duży stół dębowy ”8 – opisywał lokum kuzyna Iwański. Iwaszkiewicz, który często ich odwiedzał, uważał, że „mieszkanie na Nowym Świecie było bardzo niewygodne. Zwłaszcza utrudnione było wejście na czwarte piętro bez windy, przy czym sztywna noga kompozytora sprawiała, że trudności te stawały się czasami dotkliwe. Starał się też o ile możności jak najmniej wracać do mieszkania, aby niepotrzebnie nie odbywać wielu pięter trudnego wspinania się”9. Jego walorem było natomiast centralne położenie. Udając się do filharmonii, Szymanowski miał do pokonania około 600 metrów. Od Konserwatorium, gdzie w 1927 roku objął stanowisko dyrektora, dzieliło go zaledwie 300 metrów. Przede wszystkim jednak położenie to sprzyjało życiu towarzyskiemu. Szymanowski bowiem przedpołudniami pracował, a popołudnia i wieczory spędzał ze znajomymi w kawiarniach bądź restauracjach. „Mieszkanie na Nowym Świecie leżało naprzeciw ulubionej restauracji Szymanowskiego, «Astorii»10, gdzie zwykle można go było spotkać wieczorami” – wspominał Iwaszkiewicz.
Było to ulubione miejsce spotkań artystów warszawskich i widziało się tam „na co dzień” niejedną znakomitość literacką lub polityczną. Szymanowski siadał czasami przy stoliku „znakomitości”, nam, początkującym literatom, prawie niedostępnym. Był to stolik Makuszyńskiego, przy którym spotkać można było Żeromskiego, Kościelskiego, Kazimierza Dunin-Markiewicza, Nowaczyńskiego, a czasami, gdy zjawiał się w Warszawie z Zakopanego, nawet Kasprowicza11.
We wspomnieniach wydawcy i publicysty Stanisława Lama wśród „słynnych opojów pełnych humoru” bywających w Astorii znalazł się i Szymanowski, który „miał pierwszy głos, zapominał o swoich dolegliwościach i pił koniak, będący przy jego stanie zdrowia pewną trucizną”12.
59. Hotel Bristol w Warszawie
Mieszkanie na Nowym Świecie Szymanowski opuścił w 1929 roku. Podjął próbę zamieszkania z matką na Raszyńskiej, lecz eksperyment nie powiódł się. Rok później wyprowadził się do Zakopanego, ale będąc rektorem Konserwatorium, stale przyjeżdżał do Warszawy. Jego adresem w takich sytuacjach był najelegantszy stołeczny hotel Bristol. Jesienią 1930 roku takie dawał instrukcje Julianowi Strawie: „Otóż pokój musi być dość porządny – cena do 30–35 złotych. Bez łazienki mogę się obejść, bo będę miał tub. Natomiast musi być dość przyzwoity. Tam są takie pokoje z łóżkami w alkowie, z zasuwaną firanką, a tu rodzaj saloniku. Mógłby być ostatecznie na dwie osoby, to by mi ułatwiło pewne czynności ewentualne… Wolę mieszkać w Bristolu niż w Europejskim, bo tam zanadto kontrolują odwiedzających” .
A oto wersja Leonii Gradstein:
Mieszkał w hotelu „Bristol”. Brzmiało to bardzo elegancko i nie znając jeszcze wtedy stanu materialnego Szymanowskiego spodziewałam się apartamentu lub przynajmniej luksusowego pokoju. Tymczasem Szymanowski, na mocy specjalnej umowy z hotelem, zajmował dwa małe, połączone ze sobą pokoiki na najwyższym piętrze „Bristolu”, gdyż z powodu różnych mankamentów odstępowano mu je za bardzo niską, ryczałtową cenę. Pokój pierwszy, do którego wchodziło się wprost z korytarza, był tak niewielki, że znajdowała się w nim tylko kanapka, przed nią stolik, dwa foteliki czy krzesełka oraz typowe hotelowe biureczko. Drugi pokoik, równie ciasny, mieścił poza łóżkiem jedynie najniezbędniejsze sprzęty. To pierwsze widziane przeze mnie mieszkanie kompozytora było najzupełniej „bezosobowe”. Żadnych przedmiotów, drobiazgów, fotografii, które świadczyłyby o jego upodobaniach. Dopiero po kilku wizytach zauważyłem opartą o biurko akwarelę Mai Berezowskiej _Peonie_. Był to jedyny akcent artystyczny w owym wnętrzu13.
Ksiądz Hieronim Feicht zapamiętał jeszcze jeden „akcent artystyczny”: „Na biurku Szymanowskiego w pokoju w «Bristolu» stała oprawna w ramki fotografia aktu kobiecego, widocznie pędzla artysty wyrażającego tą formą treść muzyki Szymanowskiego. Wywracał ją i zakrywał przede mną Fitelberg, ilekroć gromadziliśmy się w pokoju”14. Michał Choromański o dwupokojowym apartamenciku numer 527: „Wbrew szerzącym się obecnie pogłoskom, nie były to ubogie klitki”15. Na koniec wrażenia Anny Iwaszkiewiczowej:
W apartamenciku, który zajmował na IV piętrze hotelu „Bristol”, przewijały się od rana do późnej nocy tłumy ludzi, którzy nie tylko nie mieli względu na to, że każdy człowiek, a cóż dopiero artysta, potrzebuje spokoju do pracy i wypoczynku, ale którzy, bezceremonialnie korzystając z uprzejmości i gościnności Karola, jedli, a zwłaszcza pili na jego rachunek, co nieraz przekraczało jego możliwości finansowe. Przy tym spotykały się tam osoby nie mające ze sobą nic wspólnego, często nawet nie znające się wcale, tak że wytwarzał się nieznośny nastrój bałaganu, pijaństwa, bezsensownych rozmów ludzi spotykających się przypadkowo, z których każdy chciał przeczekać drugiego i ze złością spoglądał na wchodzącego nowego gościa16.
W ostatnich latach życia, gdy sytuacja finansowa nie pozwalała mu na pobyty w Bristolu, pomieszkiwał u siostry Stanisławy, na ulicy Marszałkowskiej 17.
Postać w środowisku
W warszawskim środowisku muzycznym Karol Szymanowski należał do postaci pierwszoplanowych, obok Emila Młynarskiego, Grzegorza Fitelberga oraz dyrektora Konserwatorium Henryka Melcera i Witolda Maliszewskiego kierującego Warszawskim Towarzystwem Muzycznym. Wyjazd Ignacego Paderewskiego z Polski w 1922 roku pozbawił go najpoważniejszego rywala.
Wchodząc w rolę przywódcy środowiska kompozytorskiego, Szymanowski przyjmował rozmaite funkcje, chociaż wymagały one uczestniczenia w zebraniach i posiedzeniach, które śmiertelnie go nudziły. W latach 1924–1928 przewodniczył Polskiemu Towarzystwu Muzyki Współczesnej. Jesienią 1926 roku liczył na to, że zostanie „jednym z Dyrektorów , naturalnie płatnym” , lecz kryzys finansowy sprawił, że z planów tych nic nie wynikło. Był jednak członkiem, a po ustąpieniu Melcera prezesem Towarzystwa Przyjaciół Muzyki Symfonicznej wspierającego Filharmonię. W 1927 roku przyjął stanowisko dyrektora Państwowego Konserwatorium, a trzy lata później – pierwszego rektora Wyższej Szkoły Muzycznej. Obu ostatnich funkcji nienawidził, gdyż wiązały się z koniecznością urzędowania i podejmowania decyzji, lecz jak żadne inne dawały mu poczucie, że jest ważny i doceniany.
Władze odznaczyły go Krzyżem Oficerskim, a następnie Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Został pierwszym laureatem Państwowej Nagrody Muzycznej. Z rozmaitymi dowodami oficjalnego uznania spotykał się wielokrotnie – również wtedy, gdy po premierze _Hagith_ w Teatrze Wielkim premier urządził na jego cześć bankiet. W listopadzie 1926 roku stał się nieomal głównym bohaterem jubileuszu 25-lecia Filharmonii i odsłonięcia pomnika Chopina w Łazienkach. „Cały zeszły tydzień wypełniony był uroczystościami związanymi z 25-letnią rocznicą Filharmonii Warszawskiej, z odsłonięciem pomnika Chopina” – notowała Anna Iwaszkiewiczowa.
Koncert symfoniczny był wspaniały; _III_ _Symfonia_ Karola wydała mi się jeszcze piękniejsza niż kiedykolwiek. W ogóle Karol święcił triumfy tego wieczoru i następnego, przy okazji wspaniałego przedstawienia _Króla Rogera_. Podczas akademii niedzielnej ku czci Chopina delegat niemiecki, profesor, autor dzieła o Chopinie, wspominając o przyjęciu muzycznym, jakiego doznali, zakończył, że prawdopodobnie za lat sto drugiemu Chopinowi będziemy tu znowu pomnik stawiali. W tym wszystkim jedynie źle czuł się twórca samego pomnika, Wacław Szymanowski, który tak dalece był rozżalony i obrażony za niedostateczne honorowanie go, że podobno wstał od stołu i wyszedł przy śniadaniu w Bristolu i nie przyjął ofiarowanego mu orderu; uważam to już stanowczo za przesadę, choć niewątpliwie mało bardzo na niego zwracano uwagę w czasie wszystkich uroczystości. Najgorszym jego pechem było, że nosi to samo nazwisko, co Karol Sz., o którym ciągle mówiono 17.
W drugiej połowie lat dwudziestych – mówiąc dzisiejszym językiem – osiągnął status celebryty. W maju 1930 roku o powrocie kompozytora z Davos donosiła warszawska prasa sensacyjna. „Kurier Czerwony” wysłał na dworzec reportera i fotografa, po czym zrelacjonował czytelnikom _Powrót mistrza tonów_. Dwa lata później w ankiecie „Kuriera Porannego” Szymanowski uznany został za najwybitniejszego polskiego muzyka (okoliczności tego plebiscytu zostaną przedstawione w rozdziale _Osoba_). Kiedy zmarł, w stolicy z ogromną pompą urządzono uroczystości pogrzebowe. Ciało pochowano w Krakowie, a serce złożono w kaplicy Sióstr Sercanek w kościele św. Krzyża w Warszawie, chociaż – jak można wnioskować z dziesiątków wzmianek w jego listach – do miasta tego serca nie miał.1 Karol Szymanowski, _Rozmowa z Karolem Szymanowskim_, rozm. przepr. Ludwika Ciechanowiecka, „ABC Literacko-Artystyczne”, nr 41 z 8.09.1933, przedr. w: idem, _Pisma_, t. 1: _Pisma muzyczne_, Kraków 1984, s. 438.
2 Jarosław Iwaszkiewicz, _Podróże do Polski_, Poznań 2009, s. 216.
3 K. Szymanowski, _Rozmowa z Karolem Szymanowskim_, op. cit., s. 438.
4 Po raz pierwszy na podobieństwo kołysanki Roksany do znanej mu melodii ukraińskiej zwrócił uwagę Stanisław Czyżowski (zob. _Karol Szymanowski. Księga Sesji Naukowej…_, op. cit., s. 15). Przykłady innych podobieństw, obecnych również w _Harnasiach_, wskazano podczas konferencji zorganizowanej w 1993 roku w ówczesnym Kirowogradzie (zob. Анатолій Калениченко, _Кароль Шимановський і Україна: нові погляди, матеріали, перспективи__, w:__ Історіографічні дослідження в Україні_, t. XIII, Київ 2003, s. 461–493).
5 Problem antysemityzmu Szymanowskiego, jego przejawów i zaniku, omawiam szczegółowo w artykule Szymanowski a „kwestia żydowska”, „Midrasz” 2018, nr 3, s. 44–51.
6 Tomasz Godecki, _Sztuka a polityka_, „Wędrowiec” 1906, nr 6 .
7 Epizod ów jest niemal regularnie przytaczany w biografiach Szymanowskiego jako dowód „niechęci” odbiorców muzyki. Zob. Stanisław Golachowski, Karol Szymanowski, Kraków 1948, s. 58.
8 August Iwański, _Wspomnienia_ _1881–1939_, Warszawa 1968, s. 398.
9 Jarosław Iwaszkiewicz, _Spotkania z Szymanowskim_, Kraków 1981, s. 76–77.
10 Owa „Astoria” mieściła się pod numerem 64. Nie należy jej mylić z hotelem Astoria znajdującym się przy ulicy Chmielnej 49.
11 J. Iwaszkiewicz, _Spotkania z Szymanowskim_, op. cit., s. 77.
12 Stanisław Lam, _Życie wśród wielu_, Warszawa 1968, s. 414.
13 Leonia Gradstein, Jerzy Waldorff, _Gorzka sława_, Warszawa 1960, s. 36–37.
14 Hieronim Feicht, _Wspomnienie o Karolu Szymanowskim_, „Ruch Muzyczny” 1967, nr 10, s. 4, przedr. w: _Karol Szymanowski we wspomnieniach_, red. Jerzy Maria Smoter, Kraków 1974, s. 153.
15 Michał Choromański, _Memuary_, Poznań 1976, s. 46.
16 Anna Iwaszkiewiczowa, _Ze wspomnień o Karolu_, „Odrodzenie” 1947, nr 12, s. 2, przedr. w: _Karol Szymanowski we wspomnieniach_, op. cit., s. 237.
17 Eadem, _Dzienniki i wspomnienia_, op. cit., s. 148–149.
18 Mało wytwornie dał wyraz swej niechęci do jakichkolwiek zależności instytucjonalnych, gdy pisał w 1912 roku do Fitelberga (będącego od niedawna dyrygentem opery dworskiej w Wiedniu), z obawą snując plany wspólnych podróży artystycznych: „ ciągle się martwię i niepokoję o Twoje urlopy z tej zajebanej opery!” .
19 Karol Szymanowski, _Efebos_, w: idem, Pisma, t. 2: Pisma literackie, Kraków 1989, s. 196.
20 Karol Szymanowski, Wojna otwiera drzwi polskiej sztuce, rozm. przepr. John A. Henderson, „Musical America”, nr 8 z 8–9.04.1921, tłum. Janusz Bronowicz, przedr. w: Karol Szymanowski, Pisma, t. 1: Pisma muzyczne, Kraków 1984, s. 358.
21 List do Henryka Melcera z 1925 roku, znany jedynie z artykułu Marii Jehanne Wielopolskiej, _Detto w sprawie Konserwatorium_, „Głos Prawdy”, nr 60 z 29.02.1928, s. 4, cyt. za: Teresa Chylińska, Karol Szymanowski i jego epoka, t. 2, Kraków 2008, s. 310.
22 Robert Jarocki, _Z albumu Romana Jasińskiego_, Warszawa 2011, s. 45.
23 Gmach ten składał się ze starej części, z murami niemal fortecznymi wzniesionymi na przełomie XVI i XVII wieku, wspierającej się północnym bokiem o Tamkę. W 1861 roku został on przekazany Apolinaremu Kątskiemu na siedzibę Instytutu Muzycznego, dzisiaj mieści się w nim Towarzystwo im. Fryderyka Chopina. Do budynku tego w latach 1913–1915 dobudowano nową część, na wysokiej skarpie Tamki.
24 Karol Szymanowski, , „Muzyka” 1927, nr 3, s. 141–142, w: idem, _Pisma_, t. 1: _Pisma muzyczne_, op. cit., s. 200.
25 Roman Jasiński, Zmierzch starego świata. Wspomnienia 1900–1945, Kraków 2006, s. 554. Autor dodaje, że Wielhorski „o ile był muzykiem niewydarzonym , o tyle miał wiele dodatnich cech posiadanych często przez ludzi o specjalnych gustach erotycznych”. Z cytowanej wcześniej korespondencji wynika, że miewał z Szymanowskim wspólnych „efebów”.
26 _Protekcjonizm w Konserwatorium pod ochroną Departamentu Sztuki_, „Głos Prawdy”, 10.01.1928 .
27 „Kurier Poranny”, 12.01.1928 .
28 „Robotnik”, nr 18 z 18.01.1928, s. 2.
29 „Warszawianka”, nr 17 z 18.01.1928.
30 Magdalena Dziadek_, Od Szkoły Dramatycznej do Uniwersytetu. Dzieje wyższej uczelni muzycznej w Warszawie_ _1810–2010_, t. 1: _1810–1944_, Warszawa 2011, s. 455.
31 Anna Iwaszkiewiczowa, _Notatki_, w: _Karol Szymanowski we wspomnieniach_, op. cit., s. 226.
32 „Recenzent widział w archiwum UMFC dokumenty z odnośnego okresu (dyplomy i świadectwa ukończenia), z których wydrapano podpis Drzewieckiego, prawdopodobnie uznany za bezprawny” (z recenzji M. Dziadek).
33 Formalnie Szymanowski był prorektorem, gdyż „etat rektorski Szymanowskiego wygasł po roku z mocy prawa, a ponieważ ministerstwo przygotowywało się już do głębokiej rewolucji obsady personalnej w szkole, więc w czerwcu 1931 roku nie przeprowadzono wyborów rektora na rok kolejny” (z recenzji M. Dziadek).
34 „Żoną” był Aleksander Szymielewicz.
35 Stanisław Piasecki, _Zabawa w akademię muzyczną. Dość już pielęgnowania fikcji_, „ABC”, nr 17 z 17.01.1932 .
36 Określenia te zostały rozszyfrowane przez Macieja Pinkwarta i ujawnione dopiero kilka lat temu (zob. idem, _Wariat z Krupówek_, Nowy Targ 2015, s. 466, przyp. 67).
37 Zob. Mateusz Gliński, _Akademia – „okropna, tragiczna historia”_, „Ruch Muzyczny” 1984, nr 16, s. 6–8.
38 Kazimierz Wiłkomirski, _Legenda i rzeczywistość_, „Ruch Muzyczny” 1985, nr 3, s. 21.