- W empik go
Van Dijk. Holenderska skała - ebook
Van Dijk. Holenderska skała - ebook
Tu nie było szybkiego sukcesu. Były za to marzenia, wytrwałość i niebywała praca.
VAN DIJK to opowieść o chłopaku, który po szkole pracował i dopiero później jeździł na treningi. Którego odrzucił macierzysty klub po tym, jak spędził w nim 9 lat swojego młodego życia. I który jeszcze trzy lata temu grał na południu Anglii w klubie z końca pierwszej dziesiątki tego kraju. A dziś? Jest najdroższym obrońcą w historii futbolu, wygrał Ligę Mistrzów, a w rywalizacji o Złotą Piłkę wyprzedził go, i to zaledwie o kilka głosów, jedynie Leo Messi.
- - Poznaj historię Virgila van Dijka – holenderskiego piłkarza, który wierzył w siebie i nie rezygnował z marzeń nawet wtedy, gdy inni go nie doceniali.
- - Dowiedz się, co łączy go z Robertem Lewandowskim.
- - Wreszcie, przeżyj piłkarską podróż po holenderskiej Eredivisie przez szkocki Celtic Glasgow aż po angielską Premier League, Southampton i Liverpool.
I pamiętaj, to wszystko wydarzyło się naprawdę.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8210-419-6 |
Rozmiar pliku: | 7,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W życiu piłkarza, o którym zaraz przeczytacie, chyba najmniej ważne są zdobyte przez niego trofea i zapłacone za niego pieniądze. Choć te ostatnie, jak sami się za chwilę przekonacie, są przeogromne. Jego przypadek pokazuje nam bowiem coś zupełnie innego.
Niezwykle rzadkiego.
Uczy, ile możemy osiągnąć, kiedy wierzymy w siebie i spokojnie, acz konsekwentnie robimy swoje. Bo wdrapać się na piłkarski szczyt, kiedy już jako kilkulatek jest się „cudownym dzieckiem futbolu” w czołowej akademii w Anglii czy Hiszpanii, to jedno. Ale zrobić to samo, gdy w wieku 17 lat gra się w prowincjonalnym klubie w średniej lidze i w dodatku – by zarobić na jedzenie – dorabia się w restauracji pracą na zmywaku, to już zupełnie inny rodzaj osiągnięcia. Dużo, dużo większy.
A taka właśnie jest, w megaskrócie, życiowa droga naszego bohatera.
To historia holenderskiego chłopaka, który po szkole pracował, a dopiero potem jeździł na treningi. Który został odrzucony przez klub po tym, jak spędził w nim połowę swojego młodego życia. Który jeszcze w wieku 26 lat grał na południu Anglii w klubie z końca pierwszej dziesiątki ligi tego kraju. A także piłkarza, którego niecałe trzy lata potem w rywalizacji o Złotą Piłkę zdołał wyprzedzić (zaledwie o kilka głosów!) jeden tylko zawodnik – kosmiczny Leo Messi.
To wreszcie historia obrońcy, który, by użyć porównania angielskich dziennikarzy, jest skałą nie do zdobycia i nie do przebycia tak w Liverpoolu, jak i w reprezentacji Holandii.
Panie i Panowie, przed Wami nowy najlepszy obrońca świata.
Fenomenalny Virgil van Dijk.ROZDZIAŁ 1
SURINAM I BREDA,
CZYLI CO NIECO O DZIECIŃSTWIE VIRGILA
Czy wiecie, gdzie leży republika Surinamu?
W północnej części Ameryki Południowej nad Oceanem Atlantyckim.
To państwo o powierzchni równej połowie Polski. Przez 300 lat było zamorskim terytorium Holandii, czyli kolonią, i nazywało się Gujana Holenderska. Niepodległość uzyskało w 1975 roku, ale jego związki z Holandią wciąż pozostają bardzo silne. Zwłaszcza w futbolu.
Surinamskie korzenie miało wielu wybitnych holenderskich piłkarzy. Wystarczy wymienić czterech. Są legendami europejskiego futbolu oraz ikonami… w Fifie.
Ruud Gullit (wymawiaj: Rud Hulit)
Patrick Kluivert (wymawiaj: Patrik Klajwert)
Frank Rijkaard (wymawiaj: Frank Rajkard)
Clarence Seedorf (wymawiaj: Klerens Sidorf)
Ten doborowy zestaw superzawodników ma na koncie łącznie 309 występów w reprezentacji Holandii i aż 9 triumfów w Lidze Mistrzów. W dodatku Clarence Seedorf jako pierwszy gracz w dziejach zrobił to z trzema różnymi klubami: Ajaksem Amsterdam, Realem Madryt i Milanem.
Surinamskie korzenie ma również nasz bohater, Virgil van Dijk (wymawiaj: Werdżil wam Dejk). Za oceanem urodziła się jego mama, Hellen Fo Sieeuw (wymawiaj: Helen Fo Seuf). W latach 80. ubiegłego wieku przyleciała do Holandii w poszukiwaniu pracy. Tu poznała Holendra, Rona van Dijka, z którym wzięła ślub i zamieszkała w Bredzie.
Breda to urokliwe 200-tysięczne miasto na południu Holandii, położone niedaleko granicy z Belgią. Jej stare, zabytkowe centrum jest – jak przystało na typowo holenderskie miasteczko – pocięte siecią malowniczych kanałów. Identycznych jak te w Amsterdamie, do którego jest stamtąd godzina drogi samochodem.
To właśnie w Bredzie 8 lipca 1991 roku przyszedł na świat najstarszy syn państwa van Dijków, Virgil. Później urodziła się jeszcze dwójka jego rodzeństwa – brat Jordan i siostra Jennifer (wymawiaj: Dżordan, Dżenifer).
Wczesne dzieciństwo Virgil wspomina z ogromnym sentymentem. Jak wszyscy przyszli piłkarze, żył wyłącznie piłką nożną. Gdyby mógł, grałby w nią na okrągło.
Kiedy miał 7 lat, tata zaprowadził go na pierwszy trening. Rodzice wybrali dla niego mały, ale bardzo szanowany klub o dość skrótowej nazwie – WDS 19. Powstał w 1919 roku i był najstarszym klubem piłkarskim w Bredzie*.
Na pierwszym treningu młodziutkich zawodników obserwowało trzech trenerów. Serdecznie przywitali Virgila, po czym jeden z nich zadał sakramentalne w takiej sytuacji pytanie:
– Na jakiej pozycji chciałbyś grać, Virgil?
Ci z Was, którzy grają w piłkę, z pewnością domyślą się odpowiedzi, której udzielił nasz siedmiolatek.
– W ataku – powiedział bez zająknienia, po czym szybko dodał: – Chciałbym być napastnikiem jak Ronaldinho (wymawiaj: Ronaldinjo), mój ulubiony piłkarz.
Trenerzy spodziewali się takiej odpowiedzi. Zdziwiliby się, gdyby usłyszeli co innego. Byli przyzwyczajeni, że w tym wieku każdy chłopak chce być napastnikiem. Wszyscy marzą o strzelaniu goli, robieniu wymyślnych cieszynek, przybijaniu piątek z kolegami i zbieraniu oklasków.
W testowej gierce ustawili Virgila na wymarzonej przez niego pozycji. Jednak z każdą upływającą minutą gry coraz bardziej przecierali oczy ze zdziwienia. Bo atak to było dla naszego bohatera… za mało.
Virgil tylko przez chwilę grał jako typowy napastnik. Strzelił, co miał strzelić, po czym nie miał najmniejszej ochoty czekać pod bramką rywala na podania kolegów. Zaczął cofać się na swoją połowę po piłkę. Wysoki i postawny jak na swój wiek, przejmował ją po mistrzowsku. Mało tego, robił to z niewyobrażalnym spokojem i pewnością siebie. Rywale byli bez szans. Błyskawicznie zaczął też dyrygować kolegami z zespołu. Nie znał ich, ale zupełnie naturalnie pokazywał, co kto ma robić i gdzie się ustawić.
Obserwujący nie mogli wyjść z podziwu. Gołym okiem dało się zauważyć, że Virgil góruje nad rówieśnikami nie tylko wzrostem, lecz przede wszystkim boiskową dojrzałością. I że choć chce grać w ataku, nie tam jest jego miejsce.
– To urodzony obrońca – podsumował jeden z trenerów.
– Tak. W dodatku jest prawdziwym liderem – przytaknął drugi.