Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
Wydawnictwo:
Data wydania:
27 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Vestica - ebook

Kosowo. Kraj, w którym aż roi się od emocji. Skrawek ziemi, gdzie nienawidzący się wzajemnie Serbowie i Albańczycy muszą żyć w cieniu Rosji. Świat chce o nich zapomnieć i mieć spokój.

Na zwaśnionej ziemi pojawia się nadzieja na lepsze jutro – unijny kontyngent policyjny EULEX, złożony z najlepszych komandosów sił specjalnych. Są między nimi także Polacy. Jeden z nich, oficer elitarnej jednostki Straży Granicznej uwikła się w śmiertelnie niebezpieczną grę wywiadów, której stawką jest życie ludzkie i wojenna burza nadchodząca nad Ukrainę!

Książka oparta na prawdziwych wydarzeniach.

Kategoria: Reportaże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-18022-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

PRO­LOG

Kosowo, lipiec 2003

Pierw­szy wyto­czył się zza zakrętu wysłu­żony, pamię­ta­jący czasy pierw­szej wojny cze­czeń­skiej UAZ 469. Jechał wolno, leni­wie, jak gdyby pro­wa­dzący go kie­rowca nie miał ochoty opusz­czać kraju. Dopiero kiedy prze­je­chał kil­ka­dzie­siąt metrów oka­zało się, dla­czego maszyna sunęła tak wolno. Za UAZ-em poja­wiły się cię­ża­rówki. Były to stan­dar­dowe KamAZy 43101, każdy z dwu­dziestką rosyj­skich żoł­nie­rzy na pace. Gdyby ktoś je liczył, oka­załoby się, że maszyn jest w sumie pięć. Kolumnę zamy­kał mocno poobi­jany BTR-60¹, z wie­życzką zwró­coną w stronę prze­ciwną do kie­runku jazdy. Kilku żoł­nie­rzy, sie­dzą­cych na maszy­nie, łykało kurz i spa­liny, jed­nak woleli to, niźli jazdę w ducho­cie pod cien­kim pan­ce­rzem. BTR miał na bur­cie wielki napis KFOR².

Był to ostatni trans­port rosyj­skich żoł­nie­rzy, któ­rzy opusz­czali zbun­to­waną pro­win­cję. Podą­żali w stronę przej­ścia gra­nicz­nego z Ser­bią. Obsadę kon­woju sta­no­wili żoł­nie­rze WDW – niektó­rzy poja­wili się w Koso­wie u zara­nia tego kon­fliktu i zdo­by­wali lot­ni­sko w Prisz­ti­nie. Śmia­łym desan­tem zajęli port lot­ni­czy, zamy­ka­jąc je tuż przed nosem zasko­czo­nych Bry­tyj­czy­ków z Czwar­tej Bry­gady Pan­cer­nej. Było to wybitne posu­nię­cie gene­rała Wik­tora Zawa­rzina, dowo­dzą­cego rosyj­skim kon­tyn­gen­tem woj­sko­wym w daw­nej Jugo­sła­wii. Bez jed­nego wystrzału, 206 żoł­nie­rzy desantu prze­jęło i obsa­dziło stra­te­gicz­nie ważny punkt, gra­jąc na nosie kom­plet­nie zasko­czo­nym woj­skom NATO. Po wylą­do­wa­niu pierw­szych grup spec­nazu GRU i Alfy FSB, na lot­ni­sku zaczęły lądo­wać samo­loty Ił-76 z elitą rosyj­skiej armii, jaką jest WDW z Ria­za­nia.

Ulo­ko­wane przy stra­te­gicz­nym wzgó­rzu lot­ni­sko było nie tylko waż­nym z mili­tar­nego punktu widze­nia obiek­tem. Skry­wało rów­nież sze­reg tajem­nic. Jesz­cze do nie­dawna w wydrą­żo­nych we wzgó­rzu kory­ta­rzach było sta­no­wi­sko dowo­dze­nia na wypa­dek wojny nukle­ar­nej. Znaj­do­wały się tam sys­temy łącz­no­ści. W pod­ziem­nych maga­zy­nach były duże zapasy paliwa, amu­ni­cji, pojaz­dów. Co wię­cej, ist­niały tam schrony dla samo­lo­tów, które pod zie­mią roz­po­czy­nały drogę koło­wa­nia, aby roz­pę­dzone wysko­czyć mija­jąc pan­cerne drzwi na lot­ni­skowy pas star­towy i wznieść się jak naj­szyb­ciej w celu prze­chwy­ce­nia prze­ciw­nika. Na szczy­cie wzgó­rza znaj­do­wały się naj­no­wo­cze­śniej­sze w Jugo­sła­wii sys­temy walki radio­elek­tro­nicz­nej, roz­po­zna­nia i nasłu­chu. Zresztą lot­ni­sko, jak i baza na wzgó­rzu były inten­syw­nie bom­bar­do­wane w 1999 roku przez lot­nic­two NATO. Nie­któ­rzy uwa­żali, że ten wyścig natow­sko-rosyj­ski był podyk­to­wany prze­chwy­ce­niem z rąk Ser­bów akty­wów Jugo­sło­wiań­skiego wywiadu, które dla zwy­cięz­ców stwa­rzały nie­by­wałe moż­li­wo­ści kre­owa­nia w dal­szym ciągu poli­tyki wielu państw.

Kiedy bry­tyj­ska kolumna pan­cerna, dowo­dzona przez kapi­tana Jamesa Blunta, dotarła do lot­ni­ska, zasko­czo­nych Bry­tyj­czy­ków powi­tały spo­kojne, choć zacięte miny rosyj­skich _desant­ni­kow_ i dwa trans­por­tery opan­ce­rzone, które zamy­kały wjazd do aero­portu. Dzia­ła­nie Rosjan było bły­ska­wiczne i bez wąt­pie­nia był to manewr, który zna­lazł się we wszyst­kich pod­ręcz­ni­kach sztuki ope­ra­cyj­nej. Naje­żeni woj­skowi patrzyli na sie­bie spode łbów i trzy­mali palce na spu­stach, ale NATO – a wła­ści­wie dowo­dzący woj­skami bry­tyj­skimi gene­rał Mike Jack­son, który wyar­ty­ku­ło­wał to gło­śno – nie miało ochoty zaczy­nać trze­ciej wojny świa­to­wej. I tak dumni bry­tyj­scy czoł­gi­ści, potom­ko­wie woj­sko­wych spod Fala­ise i El Ala­mein, musieli prze­łknąć gorycz porażki. Rosyj­skie gazety opi­sy­wały z lubo­ścią zszo­ko­waną minę kapi­tana Blunta, który tłu­ma­czy obec­nym na miej­scu dzien­ni­ka­rzom zaist­niałą sytu­ację i musi słu­chać rosyj­skich żoł­nie­rzy. Rosja­nie pozo­stali na miej­scu do połowy paź­dzier­nika, kiedy to zain­te­re­so­wane strony zgo­dziły się na prze­rwa­nie impasu. Spa­do­chro­nia­rze WDW w końcu opu­ścili port lot­ni­czy. Co wywieźli ze sobą, zagi­nęło w pomroce dzie­jów. Po latach nie da się rze­tel­nie oce­nić wia­ry­god­no­ści infor­ma­cji, jakoby na lot­ni­sku ukryte były archiwa jugo­sło­wiań­skiego, a następ­nie serb­skiego wywiadu. Na pewno można jed­nak powie­dzieć, że była to jedna z naj­więk­szych pora­żek NATO w dłu­giej, nie­pi­sa­nej, cichej woj­nie wywia­dów. Woj­nie, która cały czas toczy się nie­za­leż­nie od i przy oka­zji wszyst­kich gło­śnych, gorą­cych kon­flik­tów, nie­od­łącz­nie „towa­rzy­szą­cych” rodza­jowi ludz­kiemu od kiedy pierw­sze istoty z gatunku homo habi­lis pojęły, że można prze­cież użyć kamieni i pałek w walce o lep­sze tereny łowiec­kie, wodę czy cokol­wiek innego było im w danym momen­cie potrzebne.

Bez­po­śred­nim rezul­ta­tem tego wyda­rze­nia była dymi­sja gene­rała Wesleya Clarka z funk­cji głów­no­do­wo­dzą­cego siłami NATO w Euro­pie. O wiele poważ­niej­sze były jed­nak następ­stwa dłu­go­fa­lowe. Jed­nym z nich była seria tajem­ni­czych zagi­nięć, zabójstw i wypad­ków, które prze­lały się przez Bał­kany oraz inne kraje Europy.

***

Nie­wpraw­nemu oku wyjazd wojsk rosyj­skich z Kosowa mógłby przy­po­mi­nać to, co czter­na­ście lat wcze­śniej widziano w Afga­ni­sta­nie – cha­otyczną, nie­zbyt dobrze sko­or­dy­no­waną ewa­ku­ację. Były to jed­nak pozory. Kiedy ostatni woj­skowi, noszący na ramio­nach trój­ko­lo­rowe, biało-nie­bie­sko-czer­wone flagi opusz­czali Kosowo w opi­sa­nym wyżej, nie­wiel­kim kon­woju, znaj­do­wała się pomię­dzy nimi nie­wielka grupka, któ­rej człon­ko­wie nie byli tymi, za któ­rych się poda­wali.

W jed­nej z cię­ża­ró­wek, skry­wała się grupa ope­ra­to­rów Alfy, nale­żą­cej do FSB³ spe­cjal­nej jed­nostki. Sze­ściu funk­cjo­na­riu­szy mogło uda­wać _desant­ni­ków_, bo z wojsk WDW się wywo­dzili. Wyse­lek­cjo­no­wani jed­nak i pod­dani wyczer­pu­ją­cemu, mor­der­czemu tre­nin­gowi zmie­nili się w dosko­nale wyszko­lo­nych spe­cja­li­stów w zakre­sie dywer­sji, sabo­tażu i dzia­łań kontr­ter­ro­ry­stycz­nych. Sami potra­fili się zara­zem zacho­wy­wać jak ter­ro­ry­ści. Zale­d­wie trzy­dzie­ści godzin wcze­śniej dali tego naj­lep­szy dowód, kiedy bez­li­to­śnie zastrze­lili pew­nego wska­za­nego im czło­wieka.

Skry­to­bój­czego ataku doko­nali szybko i per­fek­cyj­nie na przed­mie­ściach Pri­stiny. Nie wie­dzieli kogo mają zabić, powie­dziano im tylko, że cho­dzi o groź­nego islam­skiego ter­ro­ry­stę, który ma sta­no­wić zagro­że­nie dla bez­pie­czeń­stwa Rosji. Ze swo­jego zada­nia wywią­zali się zna­ko­mi­cie. Nie było ono szcze­gól­nie skom­pli­ko­wane, choć i nie naj­ła­twiej­sze. Ale jak w więk­szo­ści tego rodzaju ope­ra­cji, obyło się bez strat, a ich cel nawet się nie zorien­to­wał, skąd dosię­gła go śmierć. Naj­star­szy z całej grupy dowódca akcji w ran­dze kapi­tana uśmiech­nął się pod wąsem i pogła­dził lufę swo­jego Win­to­rieza⁴.

Mieli pół godziny do gra­nicy, gdy dowódca kon­woju zarzą­dził postój „dla roz­pro­sto­wa­nia nóg”. W palą­cym bał­kań­skim słońcu jadący na cię­ża­rów­kach żoł­nie­rze powi­tali to z wielką ulgą. Kon­wój zatrzy­mał się, _desant­niki_ wysy­pali się z cię­ża­ró­wek. Więk­szość ruszyła ura­to­wać od wyschnię­cia rachi­tyczne rośliny na pobo­czu. Po inten­syw­nym cało­noc­nym piciu, gra­niu w karty i łaj­da­cze­niu się z lokal­nymi pro­sty­tut­kami, nie­któ­rych trzeba było zno­sić z pak cię­ża­ró­wek. Dla­tego pół­go­dzinny postój potrak­to­wali z uśmie­chem. Ktoś palił, ktoś otwo­rzył puszkę tuszonki. Jeden z żoł­nie­rzy się­gnął po gitarę i zain­to­no­wał „Dzie­ciaki z naszego podwórka” grupy Lube. Przy­łą­czyło się do niego kilka gło­sów.

Ludzie z Alfy byli uprzejmi, ale nie fra­ter­ni­zo­wali się z desan­tem. Widać było, że są zgra­nym oddzia­łem, zdy­scy­pli­no­wa­nym i w odróż­nie­niu od pozo­sta­łych cał­ko­wi­cie trzeź­wym. Doko­op­to­wano ich do grupy w pośpie­chu. Dowódca kon­woju dowie­dział się, że sta­cjo­no­wali w Srbicy, a o resztę się nie dopy­ty­wał widząc minę prze­ło­żo­nego infor­mu­ją­cego go o tym. Sami desan­towcy też nie pytali, tym bar­dziej, że koman­dosi FSB nie­szcze­gól­nie gar­nęli się do roz­mów. Teraz sie­dzieli lekko na ubo­czu. Zdjęli ple­caki, ale broń mieli cały czas bli­sko. Naj­młod­szy z nich, kapral Kola wycią­gnął manierkę i poczę­sto­wał wszyst­kich pozo­sta­łych. Wypili, opłu­kali twa­rze i ręce. Przez chwilę pano­wała cisza. Prze­rwał ją wła­śnie Kola:

– Czas już wra­cać do domu, prawda, kapi­ta­nie?

Dowo­dzący grupą ofi­cer nie uznał za sto­sowne odpo­wie­dzieć. Spo­glą­dał gdzieś daleko, ponad szczyty gór. Kola przez chwilę patrzył w tym samym kie­runku, nie dostrzegł jed­nak niczego, czego nie widział w tym kraju wcze­śniej. Nie chciał draż­nić kapi­tana, a choć był młody, to także nie­głupi i wie­dział, kiedy się zamknąć. Zazwy­czaj. Kiedy więc dowódca wstał, wycią­gnął z ple­caka por­cję sza­rego, przy­dzia­ło­wego papieru toa­le­to­wego i ruszył w krzaki, Kola posta­no­wił wró­cić z roz­mową do jed­nego z kole­gów, lejt­nanta⁵ Sier­gieja Stiopy, który podob­nie jak on pocho­dził z Sara­towa.

Oprócz tego, że byli z jed­nego mia­sta, koja­rzył Stiopę z towa­rzy­stwa swo­jego star­szego brata, Jurija. Będąc zale­d­wie sied­mio­lat­kiem widział, jak brat cie­szył się, kiedy odwie­dzali go kole­dzy ze szkoły, słu­chali hała­śli­wej muzyki takich zespo­łów jak Graż­dan­skaja Obo­rona czy Korol i Szut, a potem palili ukrad­kiem na bal­ko­nie. Póź­niej były o to trudne roz­mowy z ojcem… Ale to było dawno temu. W innym życiu. Jurij zaczął pić. Pił coraz wię­cej i wię­cej, aż w końcu ojciec, twardy wete­ran Afga­ni­stanu, wyrzu­cił go z domu. Kola widy­wał Jurija, który naj­pierw sam został pun­kiem, a potem do alko­holu doszły nar­ko­tyki i w końcu jego kochany Jurka sto­czył się na dno. Aż w końcu pew­nego dnia zadzwo­nił tele­fon. Oka­zało się, że mili­cja wezwała sta­rego i Kolę na iden­ty­fi­ka­cję zwłok. Kola, wów­czas szes­na­sto­letni, prze­żył szok, gdy zoba­czył ciało swo­jego brata. Bez­zębny, wynisz­czony alko­ho­lem i kro­ko­di­lem⁶ Jura został kil­ka­krot­nie pchnięty nożem i zmarł po prze­bi­ciu ściany serca. Mili­cja, nie przej­mu­jąc się zanadto śmier­cią mło­dego „dżanki”⁷ szybko umo­rzyła sprawę „z powodu nie­wy­kry­cia sprawcy”. A młody Kola, który po cichu podzi­wiał brata, w tym dniu porzu­cił wszel­kie bun­tow­ni­cze ide­ały i posta­no­wił, że wstąpi do armii. Zdał maturę na tyle, na ile było to konieczne i z kwi­tem w ręku ruszył do punktu wer­bun­ko­wego. Ponie­waż był wyspor­to­wany, dostał przy­dział do desantu, z czego się ucie­szył. Jako dwu­dzie­sto­la­tek został żoł­nie­rzem kon­trak­to­wym i zała­pał się na począ­tek wojny w Cze­cze­nii w 1994 roku. Tam, wyko­rzy­stu­jąc swoją inte­li­gen­cję, kilka razy nie tylko nie dał się zabić, ale także ura­to­wał dwóch kole­gów, za co awan­so­wano go na kaprala i wpadł w czujne oczy rekru­te­rów z FSB. Ci zapro­po­no­wali mu prze­nie­sie­nie do for­ma­cji lepiej wypo­sa­żo­nej, lepiej opła­ca­nej i bar­dziej eli­tar­nej. I tak Kola tra­fił do Alfy – budzą­cej grozę jed­nostki spe­cjal­nej FSB. Po odby­ciu cięż­kich, trud­nych szko­leń wszedł do for­ma­cji, ale wciąż był na okre­sie _pri­smo­try­wa­nia_. Ozna­czało to, że starsi stop­niem i sta­żem bacz­nie mu się przy­glą­dają i pil­nie śle­dzą każdy ruch mło­dego kan­dy­data na ope­ra­tora. W dru­giej woj­nie cze­czeń­skiej nie brał udziału, bo kiedy jeden z kole­gów roz­cho­ro­wał się od zje­dze­nia źle zamknię­tej kon­serwy, Kola został włą­czony do cichej ope­ra­cji FSB w Koso­wie, nazy­wa­nej w żar­go­nie CIA⁸ „black ops”.

Było to wiel­kie wyróż­nie­nie. Mimo że oso­bi­ście nie miał zli­kwi­do­wać celu, to miał ode­grać rolę, która umoż­li­wiała kapi­ta­nowi czy­stą, dogodną pozy­cję do odda­nia strzału. Dzięki temu nie tylko widział bły­ska­wiczną akcję, ale rów­nież twarz wroga Rosji. Kola tro­chę się zdzi­wił, że był to nie­młody czło­wiek w lekko pod­nisz­czo­nym gar­ni­tu­rze o inte­li­gent­nych rysach twa­rzy. Nie jakiś pry­mi­tywny cze­czeń­ski gang­ster z Gro­znego. Cel był pro­wa­dzony przez ciem­no­włosą kobietę o pięk­nych rysach spo­kojną uliczką w stronę kawiarni. Sta­rał się zacho­wy­wać spo­kój, ale Kola widział, że rzuca za sie­bie ner­wowe spoj­rze­nia.

Godzina była dość wcze­sna, więc na ulicy był sto­sun­kowo nie­wielki ruch. Tym bar­dziej, że Pri­stina wciąż dopiero pod­no­siła się z wojen­nych znisz­czeń. Kola nie wie­dział kim jest ów czło­wiek. Nie miał zresztą czasu na dal­sze przy­glą­da­nie się. Wystar­czyła mu wie­dza, że czło­wiek ten jest nie­bez­piecz­nym ter­ro­ry­stą, który sta­nowi zagro­że­nie dla jego kraju. Widział jak męż­czyź­nie i kobie­cie w bez­piecz­nej odle­gło­ści towa­rzy­szy niczym cień Stiopa – ubrany w cywilne ciu­chy. Ewi­dent­nie pod­jął parę około dwu­stu metrów przed kawiar­nią. Porucz­nik był ubrany jak miej­scowi, z dłu­gimi wło­sami wysta­ją­cymi spod nie­bie­skiej bejs­bo­lówki. Pod kurtką miał scho­wany mały kara­bi­nek AKSU i pisto­let Giu­rza, wypo­sa­żony dodat­kowo w tłu­mik. Gdyby kapi­tan chy­bił, to on miał być awa­ryj­nym wyko­nawcą wyroku. Gdyby jed­nak strzały były celne, miał on oce­nić, czy cel na pewno nie żyje. Dodat­kowo Kola i Stiopa mieli wywo­łać zamie­sza­nie na ulicy, w trak­cie któ­rego miało dojść do ataku.

Ze Stiopą mieli spo­tkać się na rogu, wpa­da­jąc na sie­bie, a w wywo­ła­nym zamie­sza­niu i pozo­ro­wa­nej bójce miały paść strzały w powie­trze. To odstra­szy­łoby ewen­tu­al­nych gapiów, a kapi­tan Andr­je­jew miał zastrze­lić cel ze swo­jego Win­to­rieza. Gdyby kapi­tan z jakie­goś powodu chy­bił, wtedy Sier­giej uda­jąc, że chce zabić ucie­ka­ją­cego Kolę zli­kwi­do­wałby cel. Wszy­scy ewen­tu­alni świad­ko­wie potwier­dzi­liby, że prze­cho­dzień był przy­pad­kową ofiarą kłótni.

Widząc idącą parę, Kola przy­śpie­szył kroku. Wyła­pali się ze Stiopą dużo wcze­śniej wzro­kiem, obaj dali sobie umó­wione, rozu­miane tylko przez nich znaki. Polo­wa­nie się roz­po­częło, a oni sta­no­wili nagonkę. Prze­szli po około sto pięć­dzie­siąt metrów. Kola obser­wo­wał jed­nym okiem star­szego męż­czy­znę, pro­wa­dzo­nego przez ciem­no­włosą kobietę. Prze­szedł na drugą stronę ulicy, wcho­dząc na kurs koli­zyjny z Sier­gie­jem. Deli­kat­nie dotknął dło­nią maleń­kiej słu­chawki, tkwią­cej w jego uchu. Nad­cho­dził czas.

– Sfora, mel­do­wać się – usły­szał głos kapi­tana.

– Pies dwa, na pozy­cji – ode­zwał się Stiopa.

– Pies trzy, na pozy­cji – powie­dział cicho Kola. Przy­kle­jony do gar­dła mikro­fon dobrze wyła­py­wał dźwięki, więc sły­szał lek­kie posa­py­wa­nie kolegi. Sekundę póź­niej zamel­do­wał się także czwarty z nich, Misza, zabez­pie­cza­jący im odwrót. Na koniec Pies pięć i sześć potwier­dzili, że zabez­pie­czają trasę awa­ryj­nej ewa­ku­acji z miej­sca akcji.

– No to do roboty – roz­ka­zał Andr­je­jew.

Dwa podwójne klik­nię­cia przy­ci­skiem nada­wa­nia były sygna­łem, że obaj ope­ra­to­rzy zro­zu­mieli pole­ce­nia. Stiopa wyprze­dził parę i ruszył w stronę zakrętu. Nad­cho­dzący z naprze­ciwka Kola przy­śpie­szył. Za moment miało się zacząć.

…i nagle poczuł, jak zde­rza się z wyż­szym i moc­niej zbu­do­wa­nym Sier­gie­jem. Czas był ide­alny. Nogami wpa­ko­wał się dokład­nie w torbę z zaku­pami. Tak, jak było zapla­no­wane.

– Jak łazisz, dur­niu! Patrz co naro­bi­łeś! – wydarł się porucz­nik.

– A ty? Nie widzisz gdzie idziesz, kre­ty­nie? – odpo­wie­dział tak samo Kola.

– Co żeś, ścierwo, powie­dział??

– Idź na chuj!

– Ach ty kurwa twoja mać… – Stiopa zamach­nął się pię­ścią i tra­fił kaprala w ramię. Ten przy­jął postawę i zre­wan­żo­wał mu się pro­stym na szczękę. Porucz­nik odbił go bez wysiłku i się­gnął pod bluzę, wycią­ga­jąc Giu­rzę. Wyce­lo­wał ją, zda­wa­łoby się wprost w Kolę, jed­nak młody funk­cjo­na­riusz FSB wie­dział, że fak­tycz­nie celuje około pół­tora metra nad nim.

– Won do domu, bo ubiję jak psa! – ryk­nął z nie­na­gan­nym akcen­tem po serb­sku.

Kola nie­uchwyt­nie obej­rzał się za sie­bie. Para za nimi przy­sta­nęła, zdzwiona tym, co się dzieje przed nimi.

– Ty kurwo Milo­se­vi­cia, jesz­cze się osta­łeś w Prisz­ti­nie?!

W odpo­wie­dzi, Stiopa strze­lił dwa razy. Wystrzały były na tyle gło­śne, by odstra­szyć innych prze­chod­niów. I choć o tej porze było ich nie­wielu – zadzia­łało. Ludzie padli na zie­mię. W tym samym momen­cie kapi­tan, przy­cza­jony w odda­lo­nym 10 metrów od celu rogu uliczki, miał czy­sty cel. Naci­snął spust i posłał dwa poci­ski – w klatkę pier­siową star­szego męż­czy­zny. Oba się­gnęły celu. Poci­ski 9x39 mm, choć miały mniej­szą ener­gię, niż amu­ni­cja kara­bi­nowa, dodat­kowo zmniej­szoną przez tłu­mik Win­to­reza, ude­rzyły bez­li­to­śnie. Szybko padł trzeci strzał masa­kru­jąc twarz męż­czy­zny. Kobieta, która towa­rzy­szyła tajem­ni­czemu męż­czyź­nie uchy­liła się zręcz­nie, kiedy na ścianę chlup­nęła krew i mózg zabi­tego. Był mar­twy już w momen­cie, kiedy padał na zie­mię. Mimo to Stiopa pod­szedł i spraw­dził. Nogi zabi­tego kopały glebę w śmier­tel­nych drgaw­kach, jed­nak stan jego twa­rzy wska­zy­wał, że nie żyje. Kola także rzu­cił okiem. Widy­wał już trupy, śmierć nie robiła na nim wra­że­nia. Tym bar­dziej, że tym razem, jak sły­szał, zabili wroga jego kraju. Ale czasu na podzi­wia­nie nie było.

– Czego sto­isz? Spier­da­laj! – usły­szał Kola w słu­chawce.

Kola ucie­ka­jąc obej­rzał się jesz­cze, szu­ka­jąc pro­wa­dzą­cej zastrze­lo­nego kobiety, ale ona dawno znik­nęła.

Strzały na pewien czas odstra­szyły poten­cjal­nych świad­ków. Zaczęli biec w górę ulicy, tam miała cze­kać na nich ubez­pie­cza­jąca ewa­ku­ację dwójka ope­ra­to­rów w samo­cho­dzie. I fak­tycz­nie, po prze­bie­gnię­ciu dwu­stu metrów, wsko­czyli do forda escorta, który z miej­sca ruszył w sobie zna­nym kie­runku. W oddali było już sły­chać poli­cyjne syreny. To, co Koli zda­wało się trwać pół godziny, w rze­czy­wi­sto­ści trwało mniej niż dwie minuty. Dachy Pri­stiny ginęły za nimi, a Kola zasta­na­wiał się, kim była tajem­ni­cza pięk­ność pach­nąca jaśmi­nem…

***

Kil­ka­dzie­siąt godzin póź­niej, ubrani w mun­dury WDW, ope­ra­to­rzy Alfy wyjeż­dżali z Kosowa. Starsi służbą zapo­mnieli już o zda­rze­niu sprzed nie­spełna dwóch dni. Ot, kolejna, ruty­nowa robota na Bał­ka­nach, jakich wiele. Ale nie Kola. Nie wia­domo czy bar­dziej utkwiła mu w gło­wie szyb­kość akcji, czy kobieta, która przy­pro­wa­dziła ter­ro­ry­stę. Był jesz­cze młody i choć swoje prze­żył, to na­dal roz­pa­mię­ty­wał szcze­góły.

Kapi­tana nie było. Stiopa sie­dział pod drze­wem oparty o cienki pień i palił z neu­tralną miną papie­rosa. Kola przy­su­nął się do niego, żeby zła­pać tro­chę cie­nia i sam zapa­lił.

– No, co tam, Kolka? – powie­dział dobro­tli­wie star­szy stop­niem.

– Myślę sobie, Stiopa, że te Bał­kany dla nas to waka­cje w porów­na­niu do Cze­cze­nii. Dobrze jest wra­cać ze wszyst­kimi towa­rzy­szami w cało­ści.

– Pamię­taj młody, że zgi­nąć można nawet pod­czas banal­nej akcji, nie tylko na fron­cie. Ni­gdy nie lek­ce­waż misji i prze­ciw­nika – pouczał Sier­giej.

– Oczy­wi­ście panie porucz­niku – odpo­wie­dział ze zro­zu­mie­niem Kola.

Przez chwilę pano­wało mil­cze­nie. Ale Kola, młody i wciąż cie­kawy świata wyraź­nie był w nastroju do roz­mowy.

– Dzię­kuję za zaufa­nie i mimo że jestem na okre­sie prób­nym, to mogłem wziąć udział w ope­ra­cji.

Stiopa spoj­rzał na niego krzywo, zacią­gnął się dymem, i burk­nął – przez wzgląd na naszą przy­jaźń z dzie­ciń­stwa nie spier­dol tego. Rozu­miesz?

– Tak jest – odpo­wie­dział Kola, po czym ośmie­lony zapy­tał – Jak myślisz, kogo­śmy ubili?

Tym razem chyba jed­nak roz­zło­ścił kolegę. Stiopa odwró­cił ku niemu twarz, zmru­żył oczy i dopiero teraz Kola zoba­czył, że mają one szary kolor. „Jak dym nad pło­nącą serb­ską wio­ską” – pomy­ślał młod­szy żoł­nierz i pra­wie się roze­śmiał.

– Nie bądź taki cie­kaw­ski, Kolka. W tym zawo­dzie to nie popłaca.

– Sier­giej, ja nie…

Co „nie” nie dane mu było dokoń­czyć. Powie­trze prze­szył ostry świst i kilka cen­ty­me­trów nad jego głową coś mocno stuk­nęło o pień drzewa. Kola instynk­tow­nie wyko­nał „pad­nij”. Zoba­czył ster­czącą z pnia ręko­jeść noża desan­to­wego Giu­rza, ostrze było wbite w pień na dobrych kilka cen­ty­me­trów. Rozej­rzał się z prze­ra­że­niem i zoba­czył sto­ją­cego kilka metrów od niego kapi­tana. Zaczął gra­mo­lić się z ziemi.

– Kapralu Sawin­kow, _smirno⁹_! – ryk­nął kapi­tan Andr­je­jew i Kola pode­rwał się do pozy­cji prze­pi­so­wej tak szybko, że na zawo­dach spor­to­wych bata­lionu ani chybi zdo­byłby medal. Obok niego, rów­nież w posta­wie zasad­ni­czej stał wyprę­żony jak struna Stiopa. Był star­szy stop­niem więc posta­no­wił wziąć na sie­bie cię­żar zamel­do­wa­nia się ofi­ce­rowi. Ale Kola czuł, że był wście­kły.

– Panie kapi­ta­nie, porucz­nik Łabu­szew mel­duje…

– Spo­cznij. Może­cie odejść porucz­niku.

Stiopa dał spo­cznij, ale jesz­cze stał wyprę­żony.

– Panie kapi­ta­nie, mel­duję…

Kapi­tan pod­szedł powoli. Spoj­rze­nie miał nie­prze­nik­nione a usta zacięte. „Nie­do­brze” – pomy­ślał Kola.

– Spier­da­laj­cie stąd, porucz­niku. Ewi­dent­nie trzeba pod­szko­lić indy­wi­du­al­nie naszego sta­ży­stę – powie­dział zaska­ku­jąco spo­koj­nym gło­sem kapi­tan, wycią­ga­jąc z pnia nóż, któ­rym rzu­cił kil­ka­na­ście sekund wcze­śniej. Ostrze wbiło się mocno, więc napiął mię­śnie, ale wyjął nóż bez widocz­nego wysiłku i scho­wał do pochwy na bio­drze. Kola został sam. Uznał za sto­sowne zamel­do­wać się i już otwie­rał usta, gdy kapi­tan zbli­żył się do niego o dwa kroki i gestem naka­zał mil­cze­nie. Przy­glą­dał się przez chwilę mło­demu ope­ra­to­rowi. Tak jak nauko­wiec ogląda pod lupą cie­kawy okaz żuka-gno­jaka z plamką na pan­ce­rzu.

– Co was tak cie­kawi, Sawin­kow? – zapy­tał pozor­nie spo­koj­nie.

– Nic takiego, panie kapi­ta­nie – odpo­wie­dział wyprę­żony Kola, patrząc pro­sto przed sie­bie. Widział, jak kole­dzy z grupy patrzą na nich ukrad­kiem.

– No, Sawin­kow, sły­sza­łem waszą roz­mowę. Tacy jeste­ście cie­kaw­scy?

– Mel­duję, że nie jestem, panie kapi­ta­nie!

Ofi­cer wresz­cie dopiął pochwę noża. Sta­nął o pół kroku przed Kolą, popa­trzył mu pro­sto w oczy.

– A kim wy, kurwa, jeste­ście, Sawin­kow, żeby się inte­re­so­wać per­so­na­liami?

– Mel­duję, że nikim, panie kapi­ta­nie!

– A może jeste­ście obcym kre­tem? No wła­śnie. Pytań zada­je­cie dużo. No więc powiem wam, Sawin­kow, żeby­ście tacy cie­kaw­scy nie byli, bo… – urwał nagle. Nad polanką pano­wała cisza, prze­ry­wana odpa­la­nymi moto­rami wozów. Kapi­tan mil­czał dłuż­szą chwilę, mie­rząc mło­dego żoł­nie­rza nie­prze­nik­nio­nym spoj­rze­niem.

– Sawin­kow, co my tu robimy? – wrza­snął nagle wprost do ucha star­szego sze­re­go­wego. Tak, że aż zabo­lało.

– Wypeł­niamy obo­wią­zek służ­bowy wyni­ka­jący z posta­no­wie­nia pre­zy­denta Fede­ra­cji Rosyj­skiej o udziale wydzie­lo­nego kom­po­nentu sił zbroj­nych Fede­ra­cji Rosyj­skiej w Repu­blice Serb­skiej w celu powstrzy­ma­nia roz­lewu brat­niej krwi i zatrzy­ma­nia wro­gów z NATO, Panie kapi­ta­nie!

– Bar­dzo dobrze, Sawin­kow. A skoro tak, to powiedz­cie mi – na jaki chuj jasny jeste­ście tacy cie­kaw­scy? Roz­kazy wam nie wystar­czą?

– Mel­duję, że wystar­czą, panie kapi­ta­nie!

– No wła­śnie. Więc nie inte­re­suj­cie się tym, co wykra­cza poza wasze kom­pe­ten­cje, kapralu, bo kiep­sko skoń­czy­cie. Jasne?

– Tak jest, panie kapi­ta­nie!

Ofi­cer przez chwilę mil­czał. Nagle, umy­ka­ją­cym oku ruchem zła­pał mło­dego żoł­nie­rza za kark.

– Słu­chaj­cie mnie uważ­nie i zapa­mię­taj Sawin­kow. Wczo­raj przede wszyst­kim wypeł­ni­li­śmy nasz obo­wią­zek wobec Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Zabi­li­śmy ter­ro­ry­stę, który zagra­żał bez­pie­czeń­stwu naszej _Rodiny_. To powinno wam wystar­czyć. Czy wystar­cza, Sawin­kow?

– Tak jest panie kapi­ta­nie!

– Zatem będzie­cie zada­wać kolejne pyta­nia?

– Nie, panie kapi­ta­nie.

– Bar­dzo dobra odpo­wiedź, kapralu. Do wozu. Za chwilę wyru­szamy.

– Tak jest panie kapi­ta­nie – Kola ruszył w stronę kon­woju.

Był dwa kroki od drzewa, gdy ponow­nie zatrzy­mał go głos star­szego stop­niem.

– Sawin­kow?

– Na roz­kaz!

– W mojej oce­nie spi­sa­li­ście się dobrze. Po powro­cie ujmę to w rapor­cie. Macie talent i nie zniszcz­cie tego. Za tą akcję zosta­nie­cie z nami na stałe i awan­su­je­cie na sier­żanta. Dodat­kowo w nagrodę powiem Wam, że my wyrwa­li­śmy chwast i zasia­li­śmy ziarno, które za kilka lat wykieł­kuje na solidne, mocne drzewo. Zro­zu­mie­li­ście?

Kola potak­nął skwa­pli­wie. Choć nie rozu­miał, oczy­wi­ście, nic.

– A teraz spier­da­laj­cie stąd.

Kola pośpiesz­nie ruszył w stronę wozu. Był dumny z tego, co usły­szał o sobie. Jed­nak dopóki nie zoba­czy roz­kazu na piśmie, to wolał nie cie­szyć się na zapas. Zręcz­nie wdra­pał się do środka i usiadł prze­zor­nie dalej od Stiopy. Chwilę póź­niej kon­wój ruszył. Dwa­dzie­ścia minut póź­niej doje­chali do gra­nicy i po krót­kiej odpra­wie prze­kro­czyli ją. A młody, 24-letni Niko­łaj Sier­gie­je­wicz Sawin­kow znik­nął wśród kadr FSB. Podob­nie jak Kosowo i tysiące ofiar, dla któ­rych ta wojna stała się wiel­kim cmen­ta­rzem, któ­rego mieli już ni­gdy nie opu­ścić żywi. Kola Sawin­kow nie wie­dział, że stał się czę­ścią histo­rii Kosowa, Europy i świata. Podob­nie jak kapi­tan Andr­je­jew, który oddał póź­niej życie w jed­nej z wielu rosyj­skich wojen.

Z całej szóstki do obec­nych cza­sów prze­żyć miało zresztą tylko czte­rech ope­ra­to­rów eli­tar­nej Alfy FSB. Porucz­nik Stiopa, cho­rąży Misza Łysenko, sier­żant Jurij Valen­ty­no­wicz i Kola, któ­rzy wiele lat póź­niej ode­brali z rąk pre­zy­denta Fede­ra­cji Rosyj­skiej wyróż­nie­nia za zupeł­nie inną wojnę, w innym miej­scu i na innym kon­ty­nen­cie. Trup, któ­rego zosta­wili za sobą pozo­stał dla nich ano­ni­mowy. Podob­nie jak kobieta, która wysta­wiła go na śmierć, a znana była pod kryp­to­ni­mem Veštica. Mało kto jed­nak wie­dział dla­czego. A Kolę prze­stało to obcho­dzić po roz­mo­wie z kapi­ta­nem. Po prze­kro­cze­niu gra­nicy, szybko przy­po­mniał sobie, że Serbki są piękne, a on dawno nie miał kobiety. Zie­mia zaś krę­ciła się dalej, w pogar­dzie mając mrów­cze wysiłki Rosjan, Ame­ry­ka­nów, Ser­bów, Albań­czy­ków i sze­ściu miliar­dów wszyst­kich innych zamiesz­ku­ją­cych ją ludzi.ROZDZIAŁ II. GATE 31

ROZ­DZIAŁ II

Gate 31

Jelena Gała­ti­nowa zwy­czaj­nie lubiła Ochryd. Uro­kliwe, mocno tury­styczne mia­steczko dawało jej oddech od przy­tła­cza­ją­cej i brzyd­kiej Moskwy, w któ­rej pra­co­wała i smut­nych, beto­no­wych miast Ser­bii i postrze­la­nych, wciąż pod­no­szą­cych się z ruin miej­sco­wo­ści Kosowa. Czuła w niej tchnie­nie histo­rii, jej realny dotyk. A lubiła histo­rię. Lubiła też, szcze­rze powie­dziaw­szy, jeden z tutej­szych dese­rów. „Toplo-ladno” był to cze­ko­la­dowy fon­dant, poda­wany na cie­pło z gałką lodów śmie­tan­ko­wych, który ni­gdzie nie sma­ko­wał jej tak, jak w Ochry­dzie. Szcze­gól­nie, kiedy sie­działa w swo­jej ulu­bio­nej restau­ra­cji Lion Orhid, z zapie­ra­ją­cym dech w piersi wido­kiem na jezioro. Mogła też pozwo­lić sobie na wię­cej, niż w mocno muzuł­mań­skim Koso­wie, czy ponu­rej Ser­bii, więc przed wyj­ściem na piękne uliczki mia­sta wsu­nęła się w obci­słe dżinsy, pod­kre­śla­jące jej powabną syl­wetkę, bluzkę z głę­bo­kim dekol­tem, odsła­nia­ją­cym pełne, kształtne piersi i lekką, białą mary­narkę. Czuła się swo­bod­nie i sek­sow­nie – dokład­nie tak jak chciała. Lubiła zresztą rzu­cane jej ukrad­kiem przez męż­czyzn spoj­rze­nia, pło­chliwe jak sarny w pod­mo­skiew­skim rezer­wa­cie Łosi­nyj Ostrow, które widziała pod­czas jed­nej ze szkol­nych wycie­czek jako dziecko. Jesz­cze bar­dziej lubiła wście­kłość i zazdrość we wzroku ich part­ne­rek… Uśmiech­nęła się do sie­bie. Bawiło ją pożą­da­nie róż­nych prze­peł­nio­nych testo­ste­ro­nem sam­ców, któ­rzy jej nie znali i patrzyli na nią tylko z per­spek­tywy pięk­nej buzi. Była bar­dziej inte­li­gentna od więk­szo­ści z nich i dosko­nale potra­fiła to wyko­rzy­sty­wać, nie waha­jąc się, kiedy było trzeba użyć swo­jego ciała jako broni. Kiedy się orien­to­wali, że wpa­dali w pułapkę, zwy­kle było za późno.

Dzień był piękny – cie­pły ale nie upalny. Sło­neczny, ale nie kłu­jący w oczy pro­mie­niami bał­kań­skiego paź­dzier­ni­ko­wego słońca. Od Jeziora Ochrydz­kiego powie­wał lekki, przy­jemny wiatr, który bawił się jej roz­pusz­czo­nymi, gęstymi i ciem­nymi wło­sami, w któ­rych wciąż nie było jesz­cze siwi­zny. Miała dobre geny po matce i cie­szyła się z tego. Tym bar­dziej, że dziś było to jej potrzebne. Szła na spo­tka­nie z jed­nym ze swo­ich agen­tów. A choć pro­fe­sjo­nalna była w każ­dym calu i nie pozwo­liła sobie ni­gdy na nic wię­cej, dosko­nale wie­działa, jak bar­dzo podoba się majo­rowi Tomi­sla­vowi Todri­ciovi z serb­skiego Mini­ster­stwa Spraw Wewnętrz­nych.

Spo­tkała się z nim w tym mie­ście, bo choć Ser­bia sprzy­jała rosyj­skiej poli­tyce, to sztuka jest sztuką i agenta należy chro­nić. Szcze­gól­nie upla­so­wa­nego tak wysoko. A ponie­waż Todrić aku­rat miał wolne i prze­by­wał w Ochry­dzie, Gała­ti­nowa mająca kryp­to­nim Veštica, czyli Wiedźma nie namy­ślała się długo i ruszyła do Mace­do­nii. Dobrze czuła się w Czar­no­gó­rze, Ochryda był jed­nym z jej ulu­bio­nych miast Bał­ka­nów. Szła więc przed sie­bie ulicz­kami kurortu, od czasu do czasu zarzu­ca­jąc wdzięcz­nie głową, popra­wia­jąc deli­kat­nie włosy, a nawet roz­da­jąc kilka uśmie­chów szcze­gól­nie przy­stoj­nym tury­stom. Zde­cy­do­wa­nie była w dobrym nastroju, więc mogła pozwo­lić sobie na nie­wiel­kie odprę­że­nie.

Nie mogła za to pozwo­lić na odprę­że­nie w rela­cjach Ser­bii i Kosowa. Bel­grad, pomimo bar­dzo dobrych rela­cji z Moskwą, sta­rał się pro­wa­dzić swoją poli­tykę. A przy­naj­mniej tak się wyda­wało poli­ty­kom z placu Nikoli Pasi­cia numer 13. Tego, by marze­nia nie wymknęły się zanadto spod kon­troli pil­no­wała zaś Piąta Służba. A tę na Bał­ka­nach repre­zen­to­wała Jelena Gała­ti­nowa. Do tego, mię­dzy innymi, potrze­bo­wała Todri­cia. Z tego powodu pil­no­wała go i chro­niła.

Zwer­bo­wała go trzy lata wcze­śniej, jesz­cze jako obie­cu­ją­cego kapi­tana serb­skiego Mini­ster­stwa Spraw Wewnętrz­nych. Jego wuj Dra­gan był w MSW zastępcą szefa kadr, przez co siłą rze­czy zna­lazł się w orbi­cie zain­te­re­so­wa­nia FSB. Naj­pierw on, a potem Tomi­slav gładko wpa­dli w sieć. O ile stary był komu­ni­stą z prze­ko­na­nia, o tyle bra­ta­nek poszedł w stronę nacjo­na­li­zmu. To stało się pod­stawą wer­bunku. Wystar­czyło zagrać na nostal­gicz­nej nucie Wiel­kiej Ser­bii, pra­wi­co­wych poglą­dach i suk­ce­syw­nie upew­niać w prze­wa­dze pra­wo­sła­wia nad bośniacko-kosow­skim isla­mem. To wuj zresztą wyty­po­wał Tomi­slava jako kan­dy­data do wer­bunku, a FSB nie zwy­kło prze­pusz­czać takich oka­zji.

W zasa­dzie Gała­ti­nowa prak­tycz­nie nie musia­łaby mu nawet pła­cić, bo Todrić z dużym zaan­ga­żo­wa­niem wypeł­niał powie­rzane mu zada­nia, ale nie ma gor­szego oso­bo­wego źró­dła infor­ma­cji niż ten dzia­ła­jący za darmo. W żad­nej służ­bie na świe­cie nie ufa się fana­ty­kom, któ­rzy nie­spo­dzie­wa­nie mogą zmie­nić poglądy. W odróż­nie­niu od wielu ofi­ce­rów FSB, Jelena gar­dziła fana­ty­kami bar­dziej niż zwy­kłymi, opła­ca­nymi agen­tami. Uwa­żała, że ci opła­cani za swoją pracę byli bar­dziej sta­bilni od ide­ow­ców. „Wzięli pie­nią­dze to wie­dzą, że sprze­dali kraj i duszę więc nie odla­tują w swoje uto­pijne wyobra­że­nia” – mawiała.

Kiedy więc stary zszedł z pan­te­onu, bo ponad maje­stat Wiel­kiej Ser­bii uko­chał maje­stat rakiji, Jelena nie szczę­dziła pie­nię­dzy rosyj­skiego podat­nika na wyna­gra­dza­nie bra­tanka. Po czę­ści dla­tego, że jako ofi­cer Depar­ta­mentu Poli­cji Gra­nicz­nej był zna­ko­mi­tym źró­dłem infor­ma­cji, a po czę­ści dla­tego, że zwy­czaj­nie podo­bał się jej ten wysoki i przy­stojny bru­net. Jelena dobrze zba­dała jego prze­szłość i łatwo odkryła, że w aka­de­mii MSW przy­jaź­nił się z ofi­cerem, który tra­fił póź­niej do pew­nej nie­wiel­kiej komórki MSW, która zaj­mo­wała się Koso­wem. To było dla Gała­ti­no­wej jesz­cze bar­dziej inte­re­su­jące. Zaopie­ko­wała się więc Todri­ciem. Pod­czas przy­ję­cia, orga­ni­zo­wa­nego z jakiejś oka­zji przez MSW „przy­pad­kiem” wpa­dła na kapi­tana, który prze­pro­sił ją z galan­te­rią za nie­ostrożne potrą­ce­nie. Przed­sta­wiła mu się wtedy jako pra­cow­nica jed­nego z depar­ta­men­tów rosyj­skiej amba­sady w Bel­gra­dzie. Tak jak ocze­ki­wała, ofi­cer nie miał z tym zbyt wiel­kich pro­ble­mów. Prze­ga­dali wtedy połowę przy­ję­cia. Zapro­po­no­wał jej kawę tydzień póź­niej, na co ona począt­kowo nie chciała się zgo­dzić, ale osta­tecz­nie przy­stała na ofertę. W łóżku wylą­do­wali jed­nak dopiero za trze­cim razem. Z pewną satys­fak­cją przy­znała wtedy, że było warto, bo Todrić był obda­rzony nie tylko bystrym umy­słem, ale też pokaź­nych roz­mia­rów przy­ro­dze­niem i kiedy po raz pierw­szy zdjął spodnie, Gała­ti­no­wej aż bły­snęły oczy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. BTR-60 – kołowy trans­por­ter opan­ce­rzony pro­duk­cji radziec­kiej, wypo­sa­żony w wiel­ko­ka­li­browy kara­bin maszy­nowy kal. 14,5 mm oraz kara­bin maszy­nowy kal. 7,62 mm. Załogę sta­no­wią dwie osoby, może też zabrać do 14 żoł­nie­rzy desantu.

2. KFOR – skrót od Kosovo Force. Mię­dzy­na­ro­dowe siły poko­jowe NATO, dzia­ła­jące na tere­nie Kosowa. Powo­łane do życia w 1999 r., w Koso­wie znaj­dują się do dziś. Do 2003 r. w ramach sił KFOR znaj­do­wał się także kon­tyn­gent rosyj­ski.

3. FSB (ros. Федеральная служба безопасности Российской Федерации) – Fede­ralna Służba Bez­pie­czeń­stwa Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Naj­więk­sza rosyj­ska służba spe­cjalna, utwo­rzona w 1995 r., odpo­wie­dzialna za kontr­wy­wiad i bez­pie­czeń­stwo wewnętrzne Fede­ra­cji Rosyj­skiej oraz nie­które dzia­ła­nia wywia­dow­cze, dywer­syjno-sabo­ta­żowe, ochronę anty­ter­ro­ry­styczną i zabez­pie­cze­nie inte­re­sów eko­no­micz­nych i poli­tycz­nych Rosji.

4. WSS Win­to­riez (ros. ВСС – винтовка снайперская специальная – spe­cjalny kara­bin snaj­per­ski) – wytłu­miony kara­bin wybo­rowy kal. 9 mm pro­duk­cji rosyj­skiej. Uży­wany przez oddziały spe­cjalne oraz jed­nostki desan­towe i roz­po­znaw­cze.

5. Lejt­nant (ros. лейтенант) – porucz­nik.

6. Kro­ko­dil (ros. Крокодил) – popu­larny w Rosji, tani nar­ko­tyk, pochodna mor­finy. Ze względu na bar­wie­nie skóry na zie­lono od zanie­czysz­czeń został nazwany „kro­ko­dy­lem”.

7. Dżanki (ros. Джанки) – pogar­dli­wie: ćpun, menel.

8. CIA (ang. Cen­tral Intel­li­gence Agency) – ame­ry­kań­ska, cywilna służba spe­cjalna odpo­wie­dzialna za wywiad i ana­lizy stra­te­giczne.

9. Smirno (ros. смирно!) – bacz­ność.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: